Eclipse i Nevada krzyknęły z przerażenia. Nie minęła minuta a wszystkie lwice i lwy przybiegły do nich.
- Co się stało!? - krzyknęli w tej samej chwili Sawa, Navasi i Kiongozi.
- Nisza zniknęła a w jaskini leżą dwie martwe lwice, które z nią były - odpowiedziała matka księcia Lwiej Ziemi.
- Co!? - wykrzyknęli w tym samym momencie Kion, Nuada i jego ojciec. - Ale kto!?
- Nie wiemy - powiedziała Nevada.
Po tych słowach przybiegł Agile.
- Panie - zaczął. - Poszedłem poszukać Chaki. Znalazłem go, ale potrzebuje pomocy. Jest ranny i nieprzytomny.
- Prowadź - rozkazał brązowy lew i ruszył za zwiadowcą, a za nim reszta, oprócz Shani, która pobiegła na baobab. Po kilku minutach biegu znaleźli zakrwawionego, ledwo żywego Chakę. Leah i Asante zamarli. Sawa wziął go na grzbiet i pobiegł do szamanki. Gdy wskoczył na drzewo, lwica miała już gotowe wszystkie przedmioty potrzebne do opatrzenia ran. Król położył młodego lwa na posłaniu z liści i wyszedł dając Shani w spokoju zająć się rannym. Usiadł pod baobabem i czekał na innych. Nie trwało to długo. Pierwszy dopadł go Asante.
- Co z nim? - wydusił z siebie jednym tchem. Po chwili przybiegli inni.
- Shani właśnie opatruje mu rany.
- Jak myślicie? - spytała matka rannego. - Wyliże się?
- Mniejsza o Chakę! Gdzie zniknęła Nisza!? - wydarł się Kiongozi.
- Synu, uspokójmy się i pomyślmy.
- Mnie aktualnie zastanawia, gdzie do jasnej ciasnej jest Narumi?
- Dobre pytanie - powiedziała Eclipse.
Gadali tak z dłuższy czas.
- Wasza wysokość! - krzyknęła Shani. - Zapraszam!
Król wskoczył na baobab.
- I co z nim?
- Obudził się - odpowiedziała. - I chce z tobą wujku porozmawiać.
Lew podszedł do swojego siostrzeńca i usiadł naprzeciw niego.
- Słucham.
- Zacznę od początku.
Ja i Narumi wyruszyliśmy rano, by zaprosić na ślub rodziców Niszy. Po dwóch dniach byliśmy już na miejscu. Powiadomiliśmy władców o planach. Powiedzieli, że oczywiście przyjdą i im pasuje ten termin. W drogę powrotną wyruszyliśmy następnego dnia rano. Po połowie dnia marszu Narumi powiedziała, że musimy gdzieś jeszcze zajść i nie pytając mnie o zdanie ruszyła przed siebie. Po godzinie zobaczyliśmy jakieś stado. Lwica kazała mi na nią poczekać a ona sama podeszła do tych lwów. Rozmawiała z jakimś lwem z około godziny. Gdy skończyła podeszła do mnie i powiedziała, że możemy już iść. Przez całą drogę powrotną miałem złe przeczucia. Po powrocie uważnie ją obserwowałem, ale nie robiła nic podejrzanego. Dopiero dziś, jeszcze przed świtem wyszła z jaskini. Postanowiłem ją śledzić. Przy granicy Lwiej Ziemi przystanęła. Na przeciwko niej stało dokładnie to samo stado do którego zajrzała jak wracaliśmy. Ukryłem się w krzakach na tyle daleko by mnie nie widzieli, ale żebym ja mógł ich usłyszeć. Rozmawiała znów z tym samym lwem. Z tego co usłyszałem nazywa się Mwovu*. Mówiła o tym, że w końcu zemści się na ojcu, zabije Nevadę, pozbędzie się Niszy i Nuady, oraz, że w końcu zawładnie stadem swojego ojca a ich syn Nguvu** Lwią Ziemią. Obiecałem sobie, że nie pozwolę na to. Rano, gdy Nisza poszła się szykować. Niewielką grupką ruszyli do jaskini, w której przebywała wraz z dwiema lwicami. Po kilku chwilach wyłonili się z niej. Jedna z lwic niosła nieprzytomną Niszę na plecach. Niewiele myśląc, szybko ich dogoniłem i zacząłem z nimi walczyć. Trwało to dość długo, ale w końcu udało im się mnie pokonać.
Chaka skończył opowiadać, po czym smutno zwiesił łeb. Sawa przez dłuższą chwilę myślał nad tym co usłyszał.
- Chociaż wiele razy zachodziłeś wszystkim za skórę - powiedział. - Wierzę ci.
- Naprawdę?
- Owszem. Widać, że twoje słowa są szczere, niewyuczone. - Shani. Czy Chaka może już iść?
- Byle tylko się nie przemęczał - powiedziała szamanka z głębi drzewa.
- A więc chodź. Opowiemy reszcie o tym co mi powiedziałeś.
Po tych słowach oba lwy zeskoczyły z baobabu. Na dole od razu zostali otoczeni przez innych, każdy był ciekawy co król robił tam tak długo i dlaczego młody lew jest cały w ranach.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*Mwovu - niegodziwy
**Nguvu - moc
piątek, 16 grudnia 2016
piątek, 2 grudnia 2016
#80 Porwanie
Shani siedziała u siebie na baobabie. Po chwili usłyszała, że ma gości.
- Witajcie - przywitała ich.
- Witaj Shani - odpowiedziała Nisza.
- Mogę wam w czymś pomóc?
- Owszem. Mogłabyś opatrzeć Kiongoziemu rany?
- Już się biorę do roboty - odpowiedziała szamanka i zaczęła sprawdzać, gdzie książe ma rany. Po kilkudziesięciu minutach skończyła. Chwilę po ich wyjściu Shani zobaczyła przed sobą lwa. Miał rudą grzywę i był ciemnożółty.
- Komuś z mojej rodziny grozi niebezpieczeństwo - powiedział i zniknął.
- Ale komu!? - zawołała za nim. - Simba! Czekaj!
Niestety duch nie powrócił. Lwica otrząsnęła się i w te pędy ruszyła na Lwią Skałę.
Kiongozi i Nisza rozmawiali z Savą i Eclipse. Shani usłyszała tylko fragment tego co powiedział król.
- ... dwa tygodnie.
Szamanka podeszła bliżej.
- O Shani - powiedziała Eclipse. - Witaj.
Lwica odpowiedziała lekkim skinieniem głowy.
- Akurat mieliśmy się do ciebie udać, by omówić z tobą pewną sprawę - odparł Sava.
- Jakie? - spytała.
- Ja i Nisza chcemy wziąć ślub za dwa tygodnie - odpowiedział książe.
- Czy pasuje ci ten termin?- spytała królowa.
- Oczywiście - odpowiedziała Shani
- Trzeba jeszcze powiadomić moich rodziców.
- Masz rację Niszo - powiedział król. - Pójdę to ogłosić i przy okazji wyślę posłańca.
- Wasza wysokość, czy możemy porozmawiać?- spytała ślepa lwica. Lew skinął głową i odeszli trochę dalej.
- Czy coś się stało? - spytał.
- Objawił mi się Simba.
- Dziadek? Co chciał?
- Powiedział, że komuś z królewskiej rodziny grozi niebezpieczeństwo.
- Jesteś pewna, że tak powiedział?
- Jak najbardziej.
- A więc trzeba się mieć na baczności. Po ogłoszeniu powiemy o tym rodzinie.
- Dobrze wujku.
Po tych słowach udali się w kierunku Lwiej Skały. Sava wszedł na tron i zaryczał. Nie minęła minuta a już stado się zebrało. Wszyscy szeptali między sobą i zastanawiali się o co może chodzić. Władca ponownie ryknął. Stado zamilkło.
- Zebrałem was tu by ogłosić, że mój syn bierze ślub za dwa tygodnie.
Lwy zaczęły wiwatować. Lew znów musiał użyć ryku by ich uciszyć.
- Potrzebujemy dwóch ochotników, którzy pójdą powiadomić o tym rodziców Niszy i Nuady.
- Ja i Chaka z chęcią pójdziemy - krzyknęła Narumi.
- Dobrze - odparł król - wyruszycie jutro rano. To wszystko, możecie się rozejść.
Wszyscy poszli w swoje strony. Sava podszedł do Eclipse, Kiongoziego, Valentine, swoich sióstr i Asante.
- Musimy porozmawiać - powiedział. Shani powtórzyła jeszcze raz to co widziała. Wspólnie stwierdzili, że lepiej nie mówić o tym nikomu i mieć się na baczności.
Narumi leżała na kamieniu przy wodopoju. Po chwili jej spokój zakłócił Chaka.
- Nie zgadzałem się na jakąkolwiek podróż - powiedział.
- Posłuchaj - zaczęła spokojnie ale w jej głosie było słuchać mroczną nutkę. - Mam dość tego miejsca i muszę trochę od niego odpocząć. Tak się składa, że podróż do mojego stada, by powiadomić ojca o ślubie Niszy jest mi całkiem potrzebna do zawładnięcia Lwią Ziemią - po tych słowach odeszła. Młody lew stał przez chwilę i myślał nad tym, co mu powiedziała. Otrząsnął się i poszedł odpocząć przed podróżą.
Minęły dwa tygodnie. Na Lwiej Skale trwało wielkie poruszenie. Wszystkie lwy i lwice zebrali się w krąg. Brakowało tylko panny młodej i dwóch lwic, które miały przygotować ją do ceremonii. Nisza za chwilę miała wejść na Lwią Skałę, usiąść pomiędzy Kiongozim i swoim ojcem. I za moment miała stać się żoną księcia.
Mijały minuty a lwicy nadal nie było.
- Może pójdę sprawdzić czy coś się stało - zaproponowała Eclipse.
- Pójdę z tobą - powiedziała Nevada.
Zeszły ze skały i udały się do jaskini, w której powinny być trzy lwice.
- Jak myślicie - zaczął Navasi. - Dlaczego jeszcze nie przyszła?
- Nie wiem - odpowiedział Sava.
- A tak w ogóle, gdzie Chaka i Narumi? - spytał Kiongozi.
- Dobre pytanie synu.
Przed jaskinią unosił się zapach krwi. Gdy królowe weszły do groty, doznały szoku. W środku były dwie martwe lwice i ani śladu Niszy.
- Witajcie - przywitała ich.
- Witaj Shani - odpowiedziała Nisza.
- Mogę wam w czymś pomóc?
- Owszem. Mogłabyś opatrzeć Kiongoziemu rany?
- Już się biorę do roboty - odpowiedziała szamanka i zaczęła sprawdzać, gdzie książe ma rany. Po kilkudziesięciu minutach skończyła. Chwilę po ich wyjściu Shani zobaczyła przed sobą lwa. Miał rudą grzywę i był ciemnożółty.
- Komuś z mojej rodziny grozi niebezpieczeństwo - powiedział i zniknął.
- Ale komu!? - zawołała za nim. - Simba! Czekaj!
Niestety duch nie powrócił. Lwica otrząsnęła się i w te pędy ruszyła na Lwią Skałę.
Kiongozi i Nisza rozmawiali z Savą i Eclipse. Shani usłyszała tylko fragment tego co powiedział król.
- ... dwa tygodnie.
Szamanka podeszła bliżej.
- O Shani - powiedziała Eclipse. - Witaj.
Lwica odpowiedziała lekkim skinieniem głowy.
- Akurat mieliśmy się do ciebie udać, by omówić z tobą pewną sprawę - odparł Sava.
- Jakie? - spytała.
- Ja i Nisza chcemy wziąć ślub za dwa tygodnie - odpowiedział książe.
- Czy pasuje ci ten termin?- spytała królowa.
- Oczywiście - odpowiedziała Shani
- Trzeba jeszcze powiadomić moich rodziców.
- Masz rację Niszo - powiedział król. - Pójdę to ogłosić i przy okazji wyślę posłańca.
- Wasza wysokość, czy możemy porozmawiać?- spytała ślepa lwica. Lew skinął głową i odeszli trochę dalej.
- Czy coś się stało? - spytał.
- Objawił mi się Simba.
- Dziadek? Co chciał?
- Powiedział, że komuś z królewskiej rodziny grozi niebezpieczeństwo.
- Jesteś pewna, że tak powiedział?
- Jak najbardziej.
- A więc trzeba się mieć na baczności. Po ogłoszeniu powiemy o tym rodzinie.
- Dobrze wujku.
Po tych słowach udali się w kierunku Lwiej Skały. Sava wszedł na tron i zaryczał. Nie minęła minuta a już stado się zebrało. Wszyscy szeptali między sobą i zastanawiali się o co może chodzić. Władca ponownie ryknął. Stado zamilkło.
- Zebrałem was tu by ogłosić, że mój syn bierze ślub za dwa tygodnie.
Lwy zaczęły wiwatować. Lew znów musiał użyć ryku by ich uciszyć.
- Potrzebujemy dwóch ochotników, którzy pójdą powiadomić o tym rodziców Niszy i Nuady.
- Ja i Chaka z chęcią pójdziemy - krzyknęła Narumi.
- Dobrze - odparł król - wyruszycie jutro rano. To wszystko, możecie się rozejść.
Wszyscy poszli w swoje strony. Sava podszedł do Eclipse, Kiongoziego, Valentine, swoich sióstr i Asante.
- Musimy porozmawiać - powiedział. Shani powtórzyła jeszcze raz to co widziała. Wspólnie stwierdzili, że lepiej nie mówić o tym nikomu i mieć się na baczności.
Narumi leżała na kamieniu przy wodopoju. Po chwili jej spokój zakłócił Chaka.
- Nie zgadzałem się na jakąkolwiek podróż - powiedział.
- Posłuchaj - zaczęła spokojnie ale w jej głosie było słuchać mroczną nutkę. - Mam dość tego miejsca i muszę trochę od niego odpocząć. Tak się składa, że podróż do mojego stada, by powiadomić ojca o ślubie Niszy jest mi całkiem potrzebna do zawładnięcia Lwią Ziemią - po tych słowach odeszła. Młody lew stał przez chwilę i myślał nad tym, co mu powiedziała. Otrząsnął się i poszedł odpocząć przed podróżą.
Minęły dwa tygodnie. Na Lwiej Skale trwało wielkie poruszenie. Wszystkie lwy i lwice zebrali się w krąg. Brakowało tylko panny młodej i dwóch lwic, które miały przygotować ją do ceremonii. Nisza za chwilę miała wejść na Lwią Skałę, usiąść pomiędzy Kiongozim i swoim ojcem. I za moment miała stać się żoną księcia.
Mijały minuty a lwicy nadal nie było.
- Może pójdę sprawdzić czy coś się stało - zaproponowała Eclipse.
- Pójdę z tobą - powiedziała Nevada.
Zeszły ze skały i udały się do jaskini, w której powinny być trzy lwice.
- Jak myślicie - zaczął Navasi. - Dlaczego jeszcze nie przyszła?
- Nie wiem - odpowiedział Sava.
- A tak w ogóle, gdzie Chaka i Narumi? - spytał Kiongozi.
- Dobre pytanie synu.
Przed jaskinią unosił się zapach krwi. Gdy królowe weszły do groty, doznały szoku. W środku były dwie martwe lwice i ani śladu Niszy.
niedziela, 4 września 2016
#79 Dzieciństwa nadszedł kres
No i skończyło się błogie dzieciństwo nastoletnich lwów z Lwiej Ziemi. Już dorośli chociaż nadal młodzi zmienili się tylko pod katem wyglądu. Ale czy na pewno? Nie do końca. Shani wciąż miała swoje tajemnice i była wielką zagadką dla stada. Zupełnie zastąpiła już Rafikiego, który odszedł tak jak Simba. Całe dnie lwica spędzała na baobabie. Postanowiła nawet że zamieszka w nim na stałe. W końcu jest to dom szamanów. Ciężko z tym jedynie było Asaniemu, który był po uszy zauroczony w lwicy.
W ten deszczowy i szary dzień udał się do jej schronienia. Jeszcze dobrze nie wdrapał się na wielkie drzewo, a lwica już wiedziała kto ją odwiedza.
- Co cię do mnie sprowadza Asani? - Zapytała z uśmiechem.
- Duchy ci zdradzają twoich gości? Powiedz im, zeby mnie nie zapowiadały gdyż lubię cię zaskakiwać.
- Hahaha, nie Asani. To tylko nad wyraz dobry słuch.
- Nad wyraz dobre to są twoje umiejętności.
- Zawsze coś za coś przyjacielu. Wzrok za słuch.
- A kontakt z duchami za co? Możliwość bycia szamanem ile cię kosztuje? - Pytał trochę niepewnie nadal pamiętając co powiedział mu Sawa przy ostatnim spacerze - Shani, wiesz, ja i twoja rodzina...
- Boicie się. Wiem. Nie martwcie się, nic groźnego się nie stanie. Przodkowie mnie chronią.
- Duchowi strażnicy nas chronią. A ty widzisz ich wszystkich.
- Asani, zmarli czasami mają niedokończone sprawy i musza znaleźć kogoś kto im pomoże. Owszem, czasami są uciążliwi i sprawiają mi ból, ale to moje przeznaczenie. Tak powiedział mi ojciec.
- Nigdy go nie znałaś. Czyzby jego duch cię odwiedzał?
- Widzę go czasem, w mojej głowie. Jest taki dumny i ciepły. Ma czuły głos, gdyby żył, byłby wspaniałym ojcem. Nie mam duchowego przewodnika, ponieważ oni wszyscy mnie chronią. Zwłaszcza tata.
- To niezwykłe. Rozmawiasz czasem z ojcem?
- Tak, opowiadam mu o nas wszystkich, a on o tym czego nie dane jest mi zobaczyć.
- Myślisz, ze gdyby żył, to polubiłby mnie?
Asani postanowił zmierzyć do celu małymi krokami. Od dziecka ukrywał uczucia, potem ona odeszła i nie zdążył jej niczego powiedzieć. Jeśli go nie zechce to on nie chciał się dłużej męczyć.
- Co to za pytanie? Czyżbyś bał się duchów?
- Nie.
- To dlaczego miałbyś się obawiać jego uczuć do ciebie?
Asani przełknął ślinę. Podszedł do lwicy która stała tyłem. Było mu łatwiej gdy nie patrzyła. Musiał to zrobić.
- Bo kocham jego córkę.
Szepnął tuż za nią bardzo cicho i z wahaniem, ale dobrze wiedział, ze lwica usłyszała. Usiadła, cały czas tyłem i nie odwracała się.
- Shani...
- Wiem o tym Asani.
- Jak to?
- Zawsze wiedziałam, co do mnie czujesz. Wiedziałam jak cierpisz gdy odchodziłam. Czułam to. Duchy mówiły.
- Dlaczego nigdy się nie przyznałaś że wiesz? Nie czujesz tego samego, prawda?
- Nie, po prostu tak było łatwiej.
- Jak dla kogo?
- Dla nas obojga - lwica spojrzała na niego, a lew odniósł wrażenie że widzi smutny kolor jej oczu, poleciała łza - Ja też cię kocham Asani. Zawsze byłeś taki inny. Byłeś przy mnie, byłeś mój. Tylko mój.
Lwica przytuliła się do niego i mocno załkała. On zrobił to samo. Już był pewien, ze znalazł szczęście, ale w tedy ona to powiedziała.
- Ale nie mogę być z tobą. Jestem szamanką. Moim przeznaczeniem jest pozostać w samotności. Ja nie mogę żyć w stadzie, nie mam czasu dla rodziny i nie będę miała dla ciebie. Nie możemy tak żyć. Razem, ale osobno. Nawet nie mogę mieć dzieci. Pragnę ich, ale nie chcę, jeżeli to oznacza, ze ich nie wychowam. ie zobaczę jak dojrzewają, nie będę ich znała. Baobab to nie miejsce dla zwykłego lwa.
- Ale... Shani!
- Chodź. Pokażę ci coś.
Lwica szybkim krokiem zeszła z drzewa, a rudy podążył za nią. Obeszli na drugi koniec wielkiego i grubego konaru którego korzenie sięgały ponad powierzchnię ziemi. Lwica odgarnęła starą ściółkę i opadłe liście, które zakrywały wejście do ciemnej jamy. Lwica weszła do środka pierwsza, a lew niepewnie za nią. Asani z natury nie był najodważniejszy. Światło padało przez niewielkie szczeliny. Jedna ściana była całkowicie oświetlona. Podeszli do niej i usiedli na przeciwko.
- Zapewne słyszałeś, że historia każdego ważnego lwa na Lwiej Ziemi jest spisywana. Władców, ich rodzin, wyrzutków i wrogów. Ale także szamanów. Spójrz na skałę. Są tutaj wszyscy szamani którzy pełnili moja funkcję na Lwiej Ziemi od bardzo dawna.
Lwica położyła łapę na własnym rysunku.
- To jestem ja. Najnowszy szaman. Idź wzrokiem ku górze, same małpy. Rafiki, Babu, Eyes, lamparcica Sefuli, kolejne małpy i najstarsza. Maditau. Biała lwica o fiołkowych oczach. Pierwsza szamanka w historii naszej ziemi. Ale to nie jest ważne. Żadne z nich nie miało rodziny. Wybierali i szkolili kolejnych szamanów tak jak wybrano mnie.
- Byli samotni, dlatego odchodzili. Jak Rafiki.
- I tak jak kiedyś ja odejdę. Za wiele, wiele lat.
- To nie jest ważne! Ty możesz żyć inaczej niż tamci.
Lew stanął na przeciwko i gwałtownie zbliżył się do lwicy wręcz na nią wpadając.
- Skoro mnie kochasz, tak jak ja ciebie, to będziemy razem. Będziesz szamanką, a ja będę cię chronił. Bądź moja, Shani, proszę. Dla ciebie zrezygnuję ze wszystkiego, abyś się zgodziła.
Lwica była osłupiała. Najwidoczniej czas sprawił, ze Asani dorósł i stał się prawdziwym lwem. Jej lwem. Nie potrafiła mu odmówić.
Dorosłość, która nadeszła przyprawiła o pewne obawy także Kiongoziego i Valentine. Rodzeństwo obawiało się niedługiej przyszłości. Oczywiście ich rodzice nie zrzekali się jeszcze praw do tronu, ale musieli swoich potomków pomału do tego przygotowywać. Kolejnego poranka ojciec zabrał już swoje dorosłe dzieci na szczyt Lwiej Skały. Dłuższą chwilę jedynie stali i patrzyli.
W ten deszczowy i szary dzień udał się do jej schronienia. Jeszcze dobrze nie wdrapał się na wielkie drzewo, a lwica już wiedziała kto ją odwiedza.
- Co cię do mnie sprowadza Asani? - Zapytała z uśmiechem.
- Duchy ci zdradzają twoich gości? Powiedz im, zeby mnie nie zapowiadały gdyż lubię cię zaskakiwać.
- Hahaha, nie Asani. To tylko nad wyraz dobry słuch.
- Nad wyraz dobre to są twoje umiejętności.
- Zawsze coś za coś przyjacielu. Wzrok za słuch.
- A kontakt z duchami za co? Możliwość bycia szamanem ile cię kosztuje? - Pytał trochę niepewnie nadal pamiętając co powiedział mu Sawa przy ostatnim spacerze - Shani, wiesz, ja i twoja rodzina...
- Boicie się. Wiem. Nie martwcie się, nic groźnego się nie stanie. Przodkowie mnie chronią.
- Duchowi strażnicy nas chronią. A ty widzisz ich wszystkich.
- Asani, zmarli czasami mają niedokończone sprawy i musza znaleźć kogoś kto im pomoże. Owszem, czasami są uciążliwi i sprawiają mi ból, ale to moje przeznaczenie. Tak powiedział mi ojciec.
- Nigdy go nie znałaś. Czyzby jego duch cię odwiedzał?
- Widzę go czasem, w mojej głowie. Jest taki dumny i ciepły. Ma czuły głos, gdyby żył, byłby wspaniałym ojcem. Nie mam duchowego przewodnika, ponieważ oni wszyscy mnie chronią. Zwłaszcza tata.
- To niezwykłe. Rozmawiasz czasem z ojcem?
- Tak, opowiadam mu o nas wszystkich, a on o tym czego nie dane jest mi zobaczyć.
- Myślisz, ze gdyby żył, to polubiłby mnie?
Asani postanowił zmierzyć do celu małymi krokami. Od dziecka ukrywał uczucia, potem ona odeszła i nie zdążył jej niczego powiedzieć. Jeśli go nie zechce to on nie chciał się dłużej męczyć.
- Co to za pytanie? Czyżbyś bał się duchów?
- Nie.
- To dlaczego miałbyś się obawiać jego uczuć do ciebie?
Asani przełknął ślinę. Podszedł do lwicy która stała tyłem. Było mu łatwiej gdy nie patrzyła. Musiał to zrobić.
- Bo kocham jego córkę.
Szepnął tuż za nią bardzo cicho i z wahaniem, ale dobrze wiedział, ze lwica usłyszała. Usiadła, cały czas tyłem i nie odwracała się.
- Shani...
- Wiem o tym Asani.
- Jak to?
- Zawsze wiedziałam, co do mnie czujesz. Wiedziałam jak cierpisz gdy odchodziłam. Czułam to. Duchy mówiły.
- Dlaczego nigdy się nie przyznałaś że wiesz? Nie czujesz tego samego, prawda?
- Nie, po prostu tak było łatwiej.
- Jak dla kogo?
- Dla nas obojga - lwica spojrzała na niego, a lew odniósł wrażenie że widzi smutny kolor jej oczu, poleciała łza - Ja też cię kocham Asani. Zawsze byłeś taki inny. Byłeś przy mnie, byłeś mój. Tylko mój.
Lwica przytuliła się do niego i mocno załkała. On zrobił to samo. Już był pewien, ze znalazł szczęście, ale w tedy ona to powiedziała.
- Ale nie mogę być z tobą. Jestem szamanką. Moim przeznaczeniem jest pozostać w samotności. Ja nie mogę żyć w stadzie, nie mam czasu dla rodziny i nie będę miała dla ciebie. Nie możemy tak żyć. Razem, ale osobno. Nawet nie mogę mieć dzieci. Pragnę ich, ale nie chcę, jeżeli to oznacza, ze ich nie wychowam. ie zobaczę jak dojrzewają, nie będę ich znała. Baobab to nie miejsce dla zwykłego lwa.
- Ale... Shani!
- Chodź. Pokażę ci coś.
Lwica szybkim krokiem zeszła z drzewa, a rudy podążył za nią. Obeszli na drugi koniec wielkiego i grubego konaru którego korzenie sięgały ponad powierzchnię ziemi. Lwica odgarnęła starą ściółkę i opadłe liście, które zakrywały wejście do ciemnej jamy. Lwica weszła do środka pierwsza, a lew niepewnie za nią. Asani z natury nie był najodważniejszy. Światło padało przez niewielkie szczeliny. Jedna ściana była całkowicie oświetlona. Podeszli do niej i usiedli na przeciwko.
- Zapewne słyszałeś, że historia każdego ważnego lwa na Lwiej Ziemi jest spisywana. Władców, ich rodzin, wyrzutków i wrogów. Ale także szamanów. Spójrz na skałę. Są tutaj wszyscy szamani którzy pełnili moja funkcję na Lwiej Ziemi od bardzo dawna.
Lwica położyła łapę na własnym rysunku.
- To jestem ja. Najnowszy szaman. Idź wzrokiem ku górze, same małpy. Rafiki, Babu, Eyes, lamparcica Sefuli, kolejne małpy i najstarsza. Maditau. Biała lwica o fiołkowych oczach. Pierwsza szamanka w historii naszej ziemi. Ale to nie jest ważne. Żadne z nich nie miało rodziny. Wybierali i szkolili kolejnych szamanów tak jak wybrano mnie.
- Byli samotni, dlatego odchodzili. Jak Rafiki.
- I tak jak kiedyś ja odejdę. Za wiele, wiele lat.
- To nie jest ważne! Ty możesz żyć inaczej niż tamci.
Lew stanął na przeciwko i gwałtownie zbliżył się do lwicy wręcz na nią wpadając.
- Skoro mnie kochasz, tak jak ja ciebie, to będziemy razem. Będziesz szamanką, a ja będę cię chronił. Bądź moja, Shani, proszę. Dla ciebie zrezygnuję ze wszystkiego, abyś się zgodziła.
Lwica była osłupiała. Najwidoczniej czas sprawił, ze Asani dorósł i stał się prawdziwym lwem. Jej lwem. Nie potrafiła mu odmówić.
Dorosłość, która nadeszła przyprawiła o pewne obawy także Kiongoziego i Valentine. Rodzeństwo obawiało się niedługiej przyszłości. Oczywiście ich rodzice nie zrzekali się jeszcze praw do tronu, ale musieli swoich potomków pomału do tego przygotowywać. Kolejnego poranka ojciec zabrał już swoje dorosłe dzieci na szczyt Lwiej Skały. Dłuższą chwilę jedynie stali i patrzyli.
- Nie potrafię uwierzyć, ze tak szybko to minęło. Pamiętam jak byliście dziećmi. A już bliżej Wam do tronu, lub mojej śmierci.
Król zachichotał. Córka spojrzała na niego.
- Tato, nie zastanawiałeś się czasami czy na pewno podjąłeś słuszną decyzję? Jeśli chodzi o moje panowanie.
- Valentine, nie jesteś jeszcze pewna życia, zawsze byłaś dosyć cicha, ale gdy była potrzeba, potrafiłaś pokazać pazur. Zupełnie jak twoja matka. Jesteś jeszcze młoda, ale to wszystko się zmieni. Jako królowa zrozumiesz co to znaczy powaga i odpowiedzialność. Potrzebujesz jedynie wsparcia.
- Nie zmienisz już decyzji, prawda?
- Chcesz tego, czy nie, zostaniesz królową Wolnej Ziemi. Będziesz miała u swego boku Nuadę oraz brata do pomocy, tutaj. Mnie i mamę. Nie będziesz nigdy sama.
- Haha, siostro, sprawiasz, ze ojca bierze na refleksje. Tato, nigdy ci nie podziękowałem, za to że właśnie mnie wybrałeś na swojego następcę Lwiej Ziemi. Chociaż często sprawiałem problemy. Potrafiłem wam dopiec.
- Synu, kiedy jest się młodym, nie wiadomo co jest dobre a co złe. Też taki byłem. Ale moje dzieciństwo było przepełnione zgryzotą po stracie siostry. Musiałem szybko dorosnąć i stać się władcą. Nie miałem prawdziwego dzieciństwa. Dlatego jednak wiem jak mogę Was oboje przygotować do tego co nieuniknione. Uznajcie mnie samoluba i surowego ojca, ale muszę Wam rozkazać, abyście spełnili się w swoich rolach.
Lwy pomału schodziły ze szczytu. Na dole czekał Nuada i Nisza. Kiedy trójca zeszła, Nisza oddaliła się z Lwiej Skały puszczając zalotne spojrzenie do księcia, a ten odwzajemnił gest. Lew wiedział, ze lwica zapragnęła aby za nią poszedł. Kiedy wyrosła, stała się niezwykle piękna. Miała piękną sylwetkę.Natomiast jej brat mógł stac się obiektem westchnień wielu lwic. Król zwrócił się do córki i jej chłopaka.
- Na Wolnej Ziemi jest grota. Agile znalazł ją kilka dni temu, na samym końcu granicy koło dużego jeziora. Może wybierzcie się tam i sprawdźcie to miejsce.
Młodym ukochanym nie trzeba było powtarzać. Rozradowani pobiegli we wskazaną stronę wraz z Agile. Kiongozi natomiast już chciał ruszyć za swoją wybranką kiedy zatrzymał go ojciec.
- Synu, uznałem dzisiaj, ze to już czas, aby poważnie porozmawiać, jak lew z lwem. Co się dzieje między tobą i Niszą? Jakiś czas temu podsłuchałem waszą rozmowę kiedy wyznałeś jej swoje kłamstwo. Że nic do niej nie czujesz. Po co to wszystko było? Tak nie powinien postępować władca.
Następcy zrobiło się głupio, ze ojciec zna prawde od tak dawna, a on cały czas wszystkich okłamywał.
- Wiem, ojcze, zrobiłem głupstwo, ale taka była prawda. Nie kochałem Niszy, w tedy. Chciałem, aby została, bo byłaby nieszczęśliwa ze starą rodziną i jej brat też.
- Zaczekaj chwilę. Nie kochałeś? A teraz kochasz? Czy jestem za stary aby to zrozumieć?
- Wszystko się zmieniło między nami tato. Właśnie teraz nasze zaręczyny można nazwać prawdziwymi. A teraz pozwól, ale obiecałem, ze spędzę dzień z moja ukochaną.
- Nie zdradzisz co się wydarzyło, prawda?
- Prawda.
Młody lew ruszył w ślady Niszy, a stary król jedynie z uśmiechem przewrócił oczami.
- Ta młodość.
Książę biegł, dopóki nie zobaczył leżącej narzeczonej. Od razu przypomniało mu się wydarzenie o które wypytywał ojciec. Dokładnie tydzień temu coś się wydarzyło.
Nisza starająca się bez skutku rozkochać w sobie księcia zaprosiła go na swoje próby polowania. Miała zamiar pokazać się z tej pięknej i smukłej strony, którą szczyciły się lwice. Jak każdy samiec młody ksiażę był tym zainteresowany. Lwica czarowała go swoimi ruchami i zwinnością. Musiał przyznać, ze ma ona urok i czuł się wyjątkowo, gdyż pragnęła ona ukazywać je właśnie tylko jemu. Sam starał się w niej zakochać i pomału czuł, ze się udaje, ale po co było się zmuszać? Oboje chcieli prawdy.
Jednak podczas ganiania za stadem zebr doszło do konfliktu. Potężny ogier rzucił się na lwicę w obronie stada i nie zamierzał jej jedynie przegnać. Chciał całkowicie pozbyć się problemu. Sama lwica nie miała z nim szans. Kiongozi ruszył w ich ślady. Gdy tylko Kiongozi dobiegł do zebry, skoczył na jej zad i wczepił się w niego pazurami. Jednak ogier miał twardą skórę i mocne wyrzuty. Trafił w brzuch księcia kopytem czym zwalił go z siebie, a biały lew uderzył z hukiem o ziemię. Złapał oddech i podniósł się. Wypatrzył zwierzynę i ukochaną, biegnących między suche i spróchniałe stare drzewa, które łatwo można było połamać. Były małe i mizerne, ale ich ułamki mogły poranić.
- Nisza! Uciekaj z tam tond!
Jednak złota traciła siły, na dodatek wysoka trawa ograniczyła jej widoczność i wpadła na jedno z drzewo. Roztrzaskało się pod nagłym uderzeniem, a lwica upadła wraz z zebrą na ziemię. Ogier jednak podniósł się szybko i zaczął tupać gwałtownie nogami próbując trafić. Kiongozi rozpędził się i z wielką siłą oraz prędkością wpadł na bok zwierzyny. Uderzenie sprawiło, ze oboje upadli na roztrzaskane kawałki drzewa. Nisza podniosła się, ale nie podchodziła, aż tumany kurzu opadną. Nosem wyczuła krew. W tedy zobaczyła, ze zbliża się do niej coś. Ku jej radości był to poobijany i lekko ranny książę. Uśmiechnął się, a lwica ze łzami w oczach rzuciła się ku niemu i mocno przytuliła. Wciąż drżała. Kiongozi przyległ nosem do futra na policzku lwicy. I w tedy naprawdę, po raz pierwszy, to poczuł. To uderzyło w niego niczym uderzenie pioruna. Aż serce go zabolało. Nie zawahał się i gwałtownie z wielką siłą objął ukochaną do siebie. Oboje byli zaskoczeni i wcale się nie chcieli się od siebie odsuwać.
sobota, 6 sierpnia 2016
#78 Opowieść szamanki
Powrót Shani wstrząsnął wszystkimi. Najdziwniejszy był fakt, ze nie ma wraz z nią Rafikiego. Jednak radość zwiazana z jej pojawieniem sprawiła, ze odłożono ten temat na później. Brązowa lwica wyrosła na prawdziwą ślicznotkę. Miała śliczną posturę i wciąż ten piękny uśmiech. Ledwo wróciła i już mogła popisać się swoimi medycznymi umiejętnościami, które nabyła podczas swoich nauk z mandrylem. Sawa musiał przerwać rodzinną radość, chociaż tak naprawdę on sam był zachwycony jej powrotem. Podszedł do niej z wielkim uśmiechem, a ona go odwzajemniła.
- Wujku Sawo. Cieszę się, ze wróciłam.
- Wspaniale cię widzieć. Skąd wiedziałaś, ze to ja?
- Haha, zdołałam bardzo wiele się nauczyć. Odprowadziłam Rafikiego do baobabu, resztę drogi przeszłam sama.
- Niezwykłe. Oczekuję, że dziś wieczorem wszystko nam opowiesz, ale teraz potrzebujemy pomocy szamana. Niech ktoś pobiegnie po Rafikiego!
- Nie, wujku, on nie przyjdzie. Wyjąsnie to, ale później. Może ja będe mogła pomóc. Powiedz, w czym rzecz.
Król spojrzał na siostrzenicę z lekkim oporem, ale...
- To Lisa. Jest w opłakanym stanie. Musimy ją wyleczyć, aby mogła wrócić do siebie.
Władca zaprowadził młodą lwicę do rannej. Chciał jej wytłumaczyć jakie ta posiada obrażenia, ale Shani zapewniła go, ze sobie poradzi. Lisa spojrzała na uśmiechniętą córkę Idii.
- Pamiętam cię. Jesteś córką Chaki. Wyrosłaś.
- Tak.
- Wyglądasz tak jak on, gdy był w twoim wieku. Ten sam uśmiech.
Shani szerzej się uśmiechała. Wspomnienia ojca były takie ciepłe. Takie przyjemne. Podczas podróży Shani wiele sie dowiedziała oraz nauczyła patrzeć w przeszłość. I chociaż wiedziała co Lisa zrobiła, czemu była winna, to jej wybaczyła. Nie żywiła urazy. Chciała jej pomóc.
Dotykiem i węchem sprawdziła rany i po wielu minutach już wiedziała jak pomóc Lisie. Nakazała udać się do baobabu, aby przynieść odpowiednie zioła, które były w posiadaniu Rafikiego. Sawa postanowił udać się tam wraz z Asanim. Rudy lew był pełen życia i emocji, które emanowały z niego bardzo wyczuwalnie. Króla bawiło jego zachowanie i nie dawał rady już tego ukrywać. Rozesmiał się na cały głos widząc jak rudy zaczął podrygiwać w miejscu. Speszony nastolatek uspokoił się i zarumienił.
- Widze, ze jesteś zadowolony z powrotu Shani.
- Ach, tak. Ale ty również, Wasza Wysokość. W końcu to twoja siostrzenica.
- O tak i mam nadzieję, ze zostanie z nami już na zawsze. Inaczej Idia oszaleje. Asani, mój drogi, co czujesz do Shani. Długo jej nie było. A kiedy odeszła stałeś się... nieswój.
- Cóż, zawsze kochałem Shani i tak naprawdę... nadal kocham. Chyba wszystko to wiedzieli.
- Powiedz jej to czym prędzej jeśli czujesz się na siłach, ale mniej na uwadze jedną rzecz.
- Jaką?
Król zastąpił mu drogę i spojrzał w oczy.
- Jesteś synem mojego przyjaciela i siostrzeńcem mojej żony, dlatego nie chcę, abyś cierpiał, ale szamani rzadko kiedy zakładają rodziny. Nie jest to zabronione, wynika z własnych przekonań, które szamani nabywają podczas swoich nauk.
- Ale... jeśli Shani też mnie kocha, mam taką nadzieję, to zostanie ze mną.
- Zastanów się nad tym. Ale spokojnie, jesteście młodzi, poczekajcie z tak poważnymi sprawami aż dorośniecie. Chciałem cię tylko uprzedzić.
- Dziękuję Wasza Wysokość.
- Mów mi wujku.
Kiedy dwa lwy doszły do baobabu, napotkali Rafikiego. Mandryl i król przyjaźnie się powitali. Stara małpa wyglądała słabo i widać było, ze niewiele czasu już jej zostało. Asani odebrał od niego potrzebne zioła i wrócił na Lwią Skałę, gdzie Shani już wiedziała co z nimi robić. Sawa jednak został z Rafikim.
- Wspaniale cię widzieć. Wasz powrót niezwykle nas cieszy.
- Haha, słyszałem, że na Lwiej Skale Shani zdołała już się wykazać. Musicie jej zaufać, poznała już swój fach i wie co ma robić. Jest niezwykła, ma wspaniały dar, o którym sama opowie. Ja już nie jestem nikomu potrzebny.
- Nie mów tak. Zawsze wiernie służyłeś Lwiej Ziemi od czasów Mufasy.
- Sam widzisz, minęło już zbyt wiele czasu i lat. Zacząłem gdy Mufasa objął tron, następnie byłem przy koronacji Skazy, Simby, Kovu i w końcu ciebie. Obawiam się jednak, ze nie zobaczę jak twój syn przejmuje władzę.
- Jesteś tego pewien? Odejdziesz jak mój dziadek? Znikniesz?
- Jemu jako jednemu z niewielu udało się zaznać spokojnej śmierci ze starości. Co rzadko się zdarza na Lwiej Ziemi. Zwłaszcza wśród władców.
Król dobrze o tym wiedział. Nie rozmawiali długo. Sawa w końcu zrozumiał, ze mandryl chce odejść już teraz. Objął go i życzył spokojnej drogi. Siedział wciąż na baobabie kiedy opierający się o laskę Rafiki znikał za horyzontem. Kiedy tylko jego sylwetki nie można było dostrzec rozpadał się deszcz, tak jakby cała Lwia Ziemia żegnała starego szamana. Drzewo zostało puste i pełne starych malunków. Król zaczął się zastanawiać. Czy teraz jego siostrzenica wprowadzi się między gałęzie? Czy zostanie na Lwiej Skale, jak na lwa przystało? Wyjrzał zza gałęzi i spojrzał w górę tak, ze deszcz zaczął moczyć jego łeb.
- Och, wielki Muhimu, czy dobrze się dzieje? Właśnie straciliśmy naszego przewodnika. Kto nas teraz będzie prowadził? Czyja mądrość będzie nam pomagać? Shani jest taka młoda, to tylko dziecko.
"Pamiętaj kim jesteś, Sawa. A jesteś królem. To ty przewodzisz, nie tylko stadem, ale całą Lwią Ziemią."
- Nie rozmawiam z duchami, nie potrafię przewidzieć tego co się wydarzy. Rafiki zawsze pomagał władcom. Nam wszystkim.
"Władaj tak jak do tej pory. I zaufaj swojej siostrzenicy. Ma dar. Nie bez przyczyny. Zaufaj duchom"
- Co to znaczy?
Ale przodek mu nie odpowiedział. Typowe, pomyślał król. Postanowił jeszcze jakiś czas zostać w baobabie.
Tym czasem Shani już kończyła opiekować się Lisą. Lwica szybko odzyskała witalność. Skoro nie było króla, to Eclipse przejęła dowodzenie. Bahati był przy matce i pomógł jej wstać. Lwica odzyskała siły, chociaż rany wciąż ją bolały. Eclipse weszła do groty. Spojrzała na dwójkę i myślała co zrobić.
- Liso, dasz radę chodzić?
- Chyba tak.
- Bahati, odprowadzisz matkę na Cmentarzysko. Następnie od razu wracaj. Miujiza z tobą pójdzie. A ty, uważaj gdy znowu pojawisz się na Lwiej Ziemi. Możesz nie mieć tyle szczęścia.
Pomarańczowa nie odpowiedziała. Bahati i Miujiza podpierali lwicę z obu stron. Pozostali zebrali się koło Shani, aby wysłuchać jej historii. Obok niej ułożył się Asani, a z drugiej Amara i Idia. reszta stada ułożyła się w kółku.
- Bardzo się bałam kiedy opuściliśmy Lwią Ziemię. Zwiedziliśmy wiele ziem o których nigdy nie słyszałam. Ale widziałam wiele wspaniałych rzeczy i poznałam szamanów z innych krain. Wszyscy byli bardzo mili i chętnie mnie czegoś nowego uczyli, ale kiedy słyszeli co potrafię... niektórzy się bali - wszyscy patrzyli na Shani wyczekując wyjaśnień - Chodzi o to, że widzę duchy. Że z nimi rozmawiam. Któregoś razu trafiliśmy na lamparcicę, która również jest ślepa i posiada mój dar. Nauczyła mnie jak nim władać, rozwijać. Nauczyła mnie rozumieć go jako szczęście, a nie potępienie. Wiem, ze to moze być straszne, ale przecież Rafiki też czasami prosił o rady dawnych przodków.
Rzeczywiście, lwy bały się trochę daru Shani. Lwy normalnie ich nie posiadały. Nikt nie znał takiego przypadku. Tylko niektórzy członkowie trzymali twardy umysł. W tym Idia, która nie zamierzała bać się córki oraz Asani i Eclipse. Natomiast Zawadi, Valentine i Kiongozi byli tą umiejętnością oczarowani.
Mimo oczekiwań na więcej szczegółów, to Shani wcale nie chciała nic więcej mówić. Matka dostrzegła, ze córka coś ukrywa, ale było za wcześnie by ciągnąć ją za język. Młoda lwica opuściła grupę, tłumacząc się zmęczeniem po podróży. Zeszła z Lwiej Skały i natychmiast jej radosny humor zniknął. Ból głowy i nagłe obrazy nie dawały jej spokoju. Nastolatka była zdenerwowana. Głosy ją ogłuszały.
- Dajcie mi spokój. Natychmiast. Nie teraz... Dość!
Krzyknęła i zemdlała.
- Wujku Sawo. Cieszę się, ze wróciłam.
- Wspaniale cię widzieć. Skąd wiedziałaś, ze to ja?
- Haha, zdołałam bardzo wiele się nauczyć. Odprowadziłam Rafikiego do baobabu, resztę drogi przeszłam sama.
- Niezwykłe. Oczekuję, że dziś wieczorem wszystko nam opowiesz, ale teraz potrzebujemy pomocy szamana. Niech ktoś pobiegnie po Rafikiego!
- Nie, wujku, on nie przyjdzie. Wyjąsnie to, ale później. Może ja będe mogła pomóc. Powiedz, w czym rzecz.
Król spojrzał na siostrzenicę z lekkim oporem, ale...
- To Lisa. Jest w opłakanym stanie. Musimy ją wyleczyć, aby mogła wrócić do siebie.
Władca zaprowadził młodą lwicę do rannej. Chciał jej wytłumaczyć jakie ta posiada obrażenia, ale Shani zapewniła go, ze sobie poradzi. Lisa spojrzała na uśmiechniętą córkę Idii.
- Pamiętam cię. Jesteś córką Chaki. Wyrosłaś.
- Tak.
- Wyglądasz tak jak on, gdy był w twoim wieku. Ten sam uśmiech.
Shani szerzej się uśmiechała. Wspomnienia ojca były takie ciepłe. Takie przyjemne. Podczas podróży Shani wiele sie dowiedziała oraz nauczyła patrzeć w przeszłość. I chociaż wiedziała co Lisa zrobiła, czemu była winna, to jej wybaczyła. Nie żywiła urazy. Chciała jej pomóc.
Dotykiem i węchem sprawdziła rany i po wielu minutach już wiedziała jak pomóc Lisie. Nakazała udać się do baobabu, aby przynieść odpowiednie zioła, które były w posiadaniu Rafikiego. Sawa postanowił udać się tam wraz z Asanim. Rudy lew był pełen życia i emocji, które emanowały z niego bardzo wyczuwalnie. Króla bawiło jego zachowanie i nie dawał rady już tego ukrywać. Rozesmiał się na cały głos widząc jak rudy zaczął podrygiwać w miejscu. Speszony nastolatek uspokoił się i zarumienił.
- Widze, ze jesteś zadowolony z powrotu Shani.
- Ach, tak. Ale ty również, Wasza Wysokość. W końcu to twoja siostrzenica.
- O tak i mam nadzieję, ze zostanie z nami już na zawsze. Inaczej Idia oszaleje. Asani, mój drogi, co czujesz do Shani. Długo jej nie było. A kiedy odeszła stałeś się... nieswój.
- Cóż, zawsze kochałem Shani i tak naprawdę... nadal kocham. Chyba wszystko to wiedzieli.
- Powiedz jej to czym prędzej jeśli czujesz się na siłach, ale mniej na uwadze jedną rzecz.
- Jaką?
Król zastąpił mu drogę i spojrzał w oczy.
- Jesteś synem mojego przyjaciela i siostrzeńcem mojej żony, dlatego nie chcę, abyś cierpiał, ale szamani rzadko kiedy zakładają rodziny. Nie jest to zabronione, wynika z własnych przekonań, które szamani nabywają podczas swoich nauk.
- Ale... jeśli Shani też mnie kocha, mam taką nadzieję, to zostanie ze mną.
- Zastanów się nad tym. Ale spokojnie, jesteście młodzi, poczekajcie z tak poważnymi sprawami aż dorośniecie. Chciałem cię tylko uprzedzić.
- Dziękuję Wasza Wysokość.
- Mów mi wujku.
Kiedy dwa lwy doszły do baobabu, napotkali Rafikiego. Mandryl i król przyjaźnie się powitali. Stara małpa wyglądała słabo i widać było, ze niewiele czasu już jej zostało. Asani odebrał od niego potrzebne zioła i wrócił na Lwią Skałę, gdzie Shani już wiedziała co z nimi robić. Sawa jednak został z Rafikim.
- Wspaniale cię widzieć. Wasz powrót niezwykle nas cieszy.
- Haha, słyszałem, że na Lwiej Skale Shani zdołała już się wykazać. Musicie jej zaufać, poznała już swój fach i wie co ma robić. Jest niezwykła, ma wspaniały dar, o którym sama opowie. Ja już nie jestem nikomu potrzebny.
- Nie mów tak. Zawsze wiernie służyłeś Lwiej Ziemi od czasów Mufasy.
- Sam widzisz, minęło już zbyt wiele czasu i lat. Zacząłem gdy Mufasa objął tron, następnie byłem przy koronacji Skazy, Simby, Kovu i w końcu ciebie. Obawiam się jednak, ze nie zobaczę jak twój syn przejmuje władzę.
- Jesteś tego pewien? Odejdziesz jak mój dziadek? Znikniesz?
- Jemu jako jednemu z niewielu udało się zaznać spokojnej śmierci ze starości. Co rzadko się zdarza na Lwiej Ziemi. Zwłaszcza wśród władców.
Król dobrze o tym wiedział. Nie rozmawiali długo. Sawa w końcu zrozumiał, ze mandryl chce odejść już teraz. Objął go i życzył spokojnej drogi. Siedział wciąż na baobabie kiedy opierający się o laskę Rafiki znikał za horyzontem. Kiedy tylko jego sylwetki nie można było dostrzec rozpadał się deszcz, tak jakby cała Lwia Ziemia żegnała starego szamana. Drzewo zostało puste i pełne starych malunków. Król zaczął się zastanawiać. Czy teraz jego siostrzenica wprowadzi się między gałęzie? Czy zostanie na Lwiej Skale, jak na lwa przystało? Wyjrzał zza gałęzi i spojrzał w górę tak, ze deszcz zaczął moczyć jego łeb.
- Och, wielki Muhimu, czy dobrze się dzieje? Właśnie straciliśmy naszego przewodnika. Kto nas teraz będzie prowadził? Czyja mądrość będzie nam pomagać? Shani jest taka młoda, to tylko dziecko.
"Pamiętaj kim jesteś, Sawa. A jesteś królem. To ty przewodzisz, nie tylko stadem, ale całą Lwią Ziemią."
- Nie rozmawiam z duchami, nie potrafię przewidzieć tego co się wydarzy. Rafiki zawsze pomagał władcom. Nam wszystkim.
"Władaj tak jak do tej pory. I zaufaj swojej siostrzenicy. Ma dar. Nie bez przyczyny. Zaufaj duchom"
- Co to znaczy?
Ale przodek mu nie odpowiedział. Typowe, pomyślał król. Postanowił jeszcze jakiś czas zostać w baobabie.
Tym czasem Shani już kończyła opiekować się Lisą. Lwica szybko odzyskała witalność. Skoro nie było króla, to Eclipse przejęła dowodzenie. Bahati był przy matce i pomógł jej wstać. Lwica odzyskała siły, chociaż rany wciąż ją bolały. Eclipse weszła do groty. Spojrzała na dwójkę i myślała co zrobić.
- Liso, dasz radę chodzić?
- Chyba tak.
- Bahati, odprowadzisz matkę na Cmentarzysko. Następnie od razu wracaj. Miujiza z tobą pójdzie. A ty, uważaj gdy znowu pojawisz się na Lwiej Ziemi. Możesz nie mieć tyle szczęścia.
Pomarańczowa nie odpowiedziała. Bahati i Miujiza podpierali lwicę z obu stron. Pozostali zebrali się koło Shani, aby wysłuchać jej historii. Obok niej ułożył się Asani, a z drugiej Amara i Idia. reszta stada ułożyła się w kółku.
- Bardzo się bałam kiedy opuściliśmy Lwią Ziemię. Zwiedziliśmy wiele ziem o których nigdy nie słyszałam. Ale widziałam wiele wspaniałych rzeczy i poznałam szamanów z innych krain. Wszyscy byli bardzo mili i chętnie mnie czegoś nowego uczyli, ale kiedy słyszeli co potrafię... niektórzy się bali - wszyscy patrzyli na Shani wyczekując wyjaśnień - Chodzi o to, że widzę duchy. Że z nimi rozmawiam. Któregoś razu trafiliśmy na lamparcicę, która również jest ślepa i posiada mój dar. Nauczyła mnie jak nim władać, rozwijać. Nauczyła mnie rozumieć go jako szczęście, a nie potępienie. Wiem, ze to moze być straszne, ale przecież Rafiki też czasami prosił o rady dawnych przodków.
Rzeczywiście, lwy bały się trochę daru Shani. Lwy normalnie ich nie posiadały. Nikt nie znał takiego przypadku. Tylko niektórzy członkowie trzymali twardy umysł. W tym Idia, która nie zamierzała bać się córki oraz Asani i Eclipse. Natomiast Zawadi, Valentine i Kiongozi byli tą umiejętnością oczarowani.
Mimo oczekiwań na więcej szczegółów, to Shani wcale nie chciała nic więcej mówić. Matka dostrzegła, ze córka coś ukrywa, ale było za wcześnie by ciągnąć ją za język. Młoda lwica opuściła grupę, tłumacząc się zmęczeniem po podróży. Zeszła z Lwiej Skały i natychmiast jej radosny humor zniknął. Ból głowy i nagłe obrazy nie dawały jej spokoju. Nastolatka była zdenerwowana. Głosy ją ogłuszały.
- Dajcie mi spokój. Natychmiast. Nie teraz... Dość!
Krzyknęła i zemdlała.
niedziela, 10 lipca 2016
#77 Shani
Chaka i Narumi Dotarli na Lwią Skałę zdyszani. Panował harmider i zamieszanie. Wszyscy stali ściśnięci przy grocie królewskiej, której wejścia pilnowali król i królowa. Para rozmawiała z Amarą. Narumi dostrzegła Niszę u boku księcia. Podeszła do nich, a biały nastolatek zawarczał na brązową.
- Co tutaj się wyprawia? - lwica zignorowała go.
- Ktoś widział Amarę prowadzącą Lisę w kierunku Lwiej Skały - odpowiedziała Nisza.
- Kogo?
- Matkę Bahatiego. Żonę wyrzutka. Kiedy ją tutaj przyprowadzono zemdlała, a Amara twierdzi, ze nie może powiedzieć czego ona oczekuje. Czekamy aż się obudzi.
Narumi wróciła do Chaki i powiedziała czego się dowiedziała. Dostrzegła ze w grocie leży bezwładnie ciemno beżowa lwica, a obok niej jej syn.
- Jestem pewien, ze to kolejny podstęp. Jeśli uda nam się to wyjaśnić, może nam to pomóc. Niech będzie, Narumi. Pomożesz mi, ja pomogę tobie.
Brązowa spojrzała na Chakę i uśmiechnęła się chytrze. Była coraz bliżej celu.
W tym czasie ranna Lisa obudziła się, ale słysząc zamieszanie za plecami nie ruszyła się. Nie chciała wzbudzić ich zainteresowania jeszcze bardziej. Nie teraz. Dostrzegła syna i cichym głosem kazała mu się zbliżyć.
- Bahati. Połóż się obok. Nie zwracaj ich uwagi - lew wykonał polecenie. Położył się i ułożył głowę obok pyska matki.
- Co ci się stało? O co tutaj chodzi.
- To stado twojego ojca. Szanują i słuchają Khariego jako przywódcę, ale innym pokazują co potrafią.
- Nie reaguje? Dlaczego ich nie powstrzymał?
- Ponieważ jeśli okaze słabość to te lwy odejdą. Bahati, nie mogę tutaj zostać, muszę wrócić, ale się boję. Jesteś mi potrzebny. Posłuchaj, jeśli pokażesz jednej osobie co potrafisz, broniąc mnie, to nie będę mnie ruszać. Musisz mnie bronić.
- Ale... ja żyję tutaj, nie mogę tak nagle zniknąć.
- Miujiza trenował z ojcem i nikt tego nie zauważył. Też dasz radę. Ale chciałabym abys wrócił do mnie na stałe.
Lisa została na Lwiej Skale aż do wieczora, ponieważ nie była w stanie wrócić do domu sama. Nikt z nią nie rozmawiał. Władcy kazali się do niej nie zbliżać. Nawet Bahatiemu. Brązowy musiał znaleźć swoją ukochaną. Siedziala pod Lwią Skałą.
- Dlaczego przyprowadziłaś moją matkę tutaj? Mogli ja zabić.
- Na tym baobabie by zmarła. Tutaj ma chociaż ciebie i może jej pomogą. Czego od ciebie chciała?
- Pragnie abym wrócił z nią do domu - Amara gwałtownie spojrzała na niego - stado mojego ojca nie toleruje jej. Pragnie bym jej bronił.
- Jeżeli odejdziesz, to nie będziesz mógł wrócić. Uznają cię za zdrajcę! Zostawisz mnie?
- Nie chcę cię opuszczać! Nie zrobię tego, ale... ona mnie potrzebuje. Posłuchaj, wymknę się na Cmentarzysko parę razy i pokażę innym, ze nie mają prawa atakować matki. W końcu ja zostawią.
- Nie pozwolę ci zaryzykować. Moim zdaniem to podstęp Khariego, abyś się od nas odwrócił. Bahati proszę, jeśli ci na mnie zależy, nie pojawiaj się tam.
Brązowemu oczy szerzej się otworzyły. Nie wierzył, ze musi wybierać.
W tym czasie stado zgromadziło się nad ciałem słabej Lisy. Próobwano dowiedzieć się co ją sprowadziło na Lwią Ziemię, ale ta twardo trzymała jezyk za zębami. Niektórzy członkowie stada byli poirytowani i nerwowi obecnością wyrzutka. Najbardziej chyba królewskie siostry Leah i Idia. Najchętniej rozerwałyby lwicę od razu. Ale król je powstrzymywał. Cały czas tłumaczył, ze Lisa musi wrócić do domu, ale zdrowa. Wybuchła kłótnia w stadzie. Każdy miał inne zdanie na temat przybysza. Zapanował taki harmider, ze nikt nawet nie zauważył przybycia jeszcze jednego gościa. Nikt oprócz Asaniego, który jak zwykle trzymał się odosobniony i nie mieszał w trudne sprawy. Któraś z lwic podniosła głos.
- Nie potrzebujemy kłopotów. Jeśli chcemy mieć święty spokój potrzebujemy...
- ... Shani - wtrącił Asani.
Wszyscy się obejrzeli za siebie i zamarli. Oczy obecnych skupiły się na brązowej młodej lwicy o jasnych ślepiach, stojącej i uśmiechniętej do obecnych a zarazem trochę zawstydzonej. Przez tłum przepchnęła się pomarańczowa siostra króla, która na widok córki czule się uśmiechnęła, a łzy napłynęły jej do oczu.
- Moje dziecko.
- Co tutaj się wyprawia? - lwica zignorowała go.
- Ktoś widział Amarę prowadzącą Lisę w kierunku Lwiej Skały - odpowiedziała Nisza.
- Kogo?
- Matkę Bahatiego. Żonę wyrzutka. Kiedy ją tutaj przyprowadzono zemdlała, a Amara twierdzi, ze nie może powiedzieć czego ona oczekuje. Czekamy aż się obudzi.
Narumi wróciła do Chaki i powiedziała czego się dowiedziała. Dostrzegła ze w grocie leży bezwładnie ciemno beżowa lwica, a obok niej jej syn.
- Jestem pewien, ze to kolejny podstęp. Jeśli uda nam się to wyjaśnić, może nam to pomóc. Niech będzie, Narumi. Pomożesz mi, ja pomogę tobie.
Brązowa spojrzała na Chakę i uśmiechnęła się chytrze. Była coraz bliżej celu.
W tym czasie ranna Lisa obudziła się, ale słysząc zamieszanie za plecami nie ruszyła się. Nie chciała wzbudzić ich zainteresowania jeszcze bardziej. Nie teraz. Dostrzegła syna i cichym głosem kazała mu się zbliżyć.
- Bahati. Połóż się obok. Nie zwracaj ich uwagi - lew wykonał polecenie. Położył się i ułożył głowę obok pyska matki.
- Co ci się stało? O co tutaj chodzi.
- To stado twojego ojca. Szanują i słuchają Khariego jako przywódcę, ale innym pokazują co potrafią.
- Nie reaguje? Dlaczego ich nie powstrzymał?
- Ponieważ jeśli okaze słabość to te lwy odejdą. Bahati, nie mogę tutaj zostać, muszę wrócić, ale się boję. Jesteś mi potrzebny. Posłuchaj, jeśli pokażesz jednej osobie co potrafisz, broniąc mnie, to nie będę mnie ruszać. Musisz mnie bronić.
- Ale... ja żyję tutaj, nie mogę tak nagle zniknąć.
- Miujiza trenował z ojcem i nikt tego nie zauważył. Też dasz radę. Ale chciałabym abys wrócił do mnie na stałe.
Lisa została na Lwiej Skale aż do wieczora, ponieważ nie była w stanie wrócić do domu sama. Nikt z nią nie rozmawiał. Władcy kazali się do niej nie zbliżać. Nawet Bahatiemu. Brązowy musiał znaleźć swoją ukochaną. Siedziala pod Lwią Skałą.
- Dlaczego przyprowadziłaś moją matkę tutaj? Mogli ja zabić.
- Na tym baobabie by zmarła. Tutaj ma chociaż ciebie i może jej pomogą. Czego od ciebie chciała?
- Pragnie abym wrócił z nią do domu - Amara gwałtownie spojrzała na niego - stado mojego ojca nie toleruje jej. Pragnie bym jej bronił.
- Jeżeli odejdziesz, to nie będziesz mógł wrócić. Uznają cię za zdrajcę! Zostawisz mnie?
- Nie chcę cię opuszczać! Nie zrobię tego, ale... ona mnie potrzebuje. Posłuchaj, wymknę się na Cmentarzysko parę razy i pokażę innym, ze nie mają prawa atakować matki. W końcu ja zostawią.
- Nie pozwolę ci zaryzykować. Moim zdaniem to podstęp Khariego, abyś się od nas odwrócił. Bahati proszę, jeśli ci na mnie zależy, nie pojawiaj się tam.
Brązowemu oczy szerzej się otworzyły. Nie wierzył, ze musi wybierać.
W tym czasie stado zgromadziło się nad ciałem słabej Lisy. Próobwano dowiedzieć się co ją sprowadziło na Lwią Ziemię, ale ta twardo trzymała jezyk za zębami. Niektórzy członkowie stada byli poirytowani i nerwowi obecnością wyrzutka. Najbardziej chyba królewskie siostry Leah i Idia. Najchętniej rozerwałyby lwicę od razu. Ale król je powstrzymywał. Cały czas tłumaczył, ze Lisa musi wrócić do domu, ale zdrowa. Wybuchła kłótnia w stadzie. Każdy miał inne zdanie na temat przybysza. Zapanował taki harmider, ze nikt nawet nie zauważył przybycia jeszcze jednego gościa. Nikt oprócz Asaniego, który jak zwykle trzymał się odosobniony i nie mieszał w trudne sprawy. Któraś z lwic podniosła głos.
- Nie potrzebujemy kłopotów. Jeśli chcemy mieć święty spokój potrzebujemy...
- ... Shani - wtrącił Asani.
Wszyscy się obejrzeli za siebie i zamarli. Oczy obecnych skupiły się na brązowej młodej lwicy o jasnych ślepiach, stojącej i uśmiechniętej do obecnych a zarazem trochę zawstydzonej. Przez tłum przepchnęła się pomarańczowa siostra króla, która na widok córki czule się uśmiechnęła, a łzy napłynęły jej do oczu.
- Moje dziecko.
poniedziałek, 20 czerwca 2016
#76 Chytry plan
Starsza, pomarańczowa lwica szła w kierunku wodopoju na Lwiej Ziemi utykając boleśnie. Każdy krok sprawiał jej ból. Była słaba i jedyne czego teraz pragnęła to dojście do wody. Ale z drugiej strony miała swój cel i zadanie powierzonego przez Khariego. Kiedy w końcu dotarła do wodopoju spojrzała na swoje własne odbicie. Załamana i obolała zamknęła oczy i po czym skuliła się nad brzegiem i cicho łkała.
Miała w tym swój cel. Dokładnie kilka chwil później spacerujący razem Bahati z Amarą dostrzegli lwicę nieruszającą się nad wodopojem. Kiedy tylko jej syn rozpoznał jej głos, zostawił Amarę i pognał w stronę matki. Zaskoczona partnerka ruszyła za nim, ale oboje zatrzymali się metr od siedzącej tyłem lwicy. Brązowy zawarczał cicho i zrobił krok do przodu.
- Co tutaj robisz, matko?
Lisa delikatnie odwróciła głowę. Widząc syna uśmiechnęła się czule, jak to matka, ale on zamarł z przerażenia widząc jej blizny.
- Synku, tak dawno cię nie widziałam.
- CO ci się stało?
- To... długa historia - nagle dostrzegła Amarę i już się nie uśmiechała. Wręcz przeciwnie, spoważniała - Bahati, mój drogi, mam kłopoty i potrzebuję cię.
- Powiedz mi co się dzieje. Pomogę ci, jeśli tylko będę mógł.
- To jest rozmowa na osobności.
- Amara to moja partnerka, nie obawiaj się...
- Nie! - Lwica wybuchła - Nie potrzebuję lwioziemców, tylko ciebie, wróć ze mną na Cmenatrzysko!
Nagle Lisa zamilkła i ostatnie co widziała to twarz syna, zanim zapadł mrok. Ból, rany i wycieńczenie sprawiły, ze lwica straciła przytomność. Padła pod łapy nastolatków, którzy spojrzeli po sobie.
Bahati od razu próbował ją obudzić, ale na próżno.
- Nie stój tak, Amara, pomóż mi!
- Bahati, musimy komuś zgłosić, ze ona tutaj jest.
- Nie będzie czego zgłaszać jak umrze.
Nastolatek próbował założyć sobie matkę na grzbiet, ale było mu ciężko. jego partnerka dalej stała w miejscu.
- Musimy ją zabrać na Lwią Skałę, ale nie dam rady tego zrobić jak się nie ruszysz!
- Zabiją ją! Lepiej zanieść ją na Cmentarzysko do twojego ojca.
- Tam nic nie zrobią! Nawet nie wiemy co się stało.
- Nie mozemy...
- To moja matka, Amara! CO ty byś zrobiła?
Z tym nastolatka nie mogła się sprzeciwiać. Miała opory, oczywiście, zę tak, w końcu ta lwice zabrała jej tak wiele. Poza tym kochała Bahatiego, a nie jego rodziców. O nie! Ich nienawidziła z całego serca i wcale nie chciała jej pomagać. Ale miłość wzięła górę.
Nieśli lwicę po połowie, równym tempem. Bahati chciał zabrać Lisę na Skałę, ale Amara zwróciła mu uwagę na stary Baobab Rafikiego. To było bezpieczniejsze miejsce. Musieli tylko kogoś poprosić, aby się nią zajął, tylko kto miał jakiekolwiek zdolności lecznicze?
Wnoszenie Lisy na drzewo było niezwykle trudne. Ale kiedy w końcu się udało Bahati usłyszał ryk dochodzący z Lwiej Skały. Było to wezwanie nowego lidera na zbiórkę straży.
- Idź, ja z nią zostanę.
- Na pewno?
Lwica pokiwała głową i chcąc nie chcąc została z Lisą. Lwicą, którą tak bardzo pragnęła zabić, w tej właśnie chwili. Stanęła nad nią i patrzyła na zadane rany. CO się mogło stać? I pomyślała o Bahatim. Co się z nimi stanie jeśli jego matka teraz zginie i to z jej łap? Kiedy Lisa ruszyła głową Amara zawarczała. Podjęła decyzję.
Tymczasem na Lwiej Skale w ukrytej grocie będącej miejscem spotkań Lwiej Straży zebrali się już wszyscy. Bahati przybył cały zdyszany i zmęczony. Rozejrzał się. Nigdzie nie było Chaki.
Nuada, nowy lider Lwiej Straży, stał przed towarzyszami na podwyższeniu, ale jako jedyny nie rozglądał się za beżowym lwem. Zgromadzenie nie miało na celu przygotować się do wykonania zadania. Nikt nie wiedział jak skończyło się spotkanie z królem po ostatniej bójce, Nuada miał im to wyjaśnić.
- No cóż, Sawa był zdenerwowany całym wydarzeniem, a nasze tłumaczenia wcale go nie uspokajały. Kiedy usłyszał, ze bójka była o Valentine, to, no cóż... zrobiło się krępująco i nerwowo. Królowa musiała interweniować. Dla niej walka o córkę była uzasadniona i się ucieszyła, ale fakt, ze Chaka o mało nie zginął był niełatwy do zaakceptowania. Dzięki rykowi jestem teraz nowym liderem oraz partnerem Val, ale nie mam prawa opuszczania Lwiej Skały poza misjami do odwołania. Chaka się wylizał, ale ojciec postanowił sam się z nim rozprawić. Chyba właśnie teraz są razem.
- Chaka dalej zostaje w grupie? - zapytał Asani.
- Tak. Chaka jest silny i trzeba mu to przyznać.
- A niech to, już miałem nadzieję, ze nie będzie mi sie pałętał pod łapami - wtrącił swoje trzy grosze Miujiza, po czym wzrokiem skarcił go Bahati. Cała dalsza sprawa z Kharim go denerwowała.
- No tak, ja też, ale dobrze wiemy, ze w każdej grupie zdarzają się konflikty i trzeba z tym żyć. Ja i Chaka nie musimy się dogadywać, ale musimy się tolerować.
- Teraz nie ma nic do gadania i będzie musiał z żalem słuchać twoich rozkazów - Miujiza miał dobry humor - już nie mogę się doczekać pierwszej misji!
Ale sprawa z Chaką wcale tak źle się nie skończyła. Gdy Asante usłyszał o kolejnej i tak poważnej bitwie wpadł w furię, widząc jednak w jakim stanie jest jego syn z trudem się opanował i postanowił wysłuchać jego tłumaczenia, chociaż wewnątrz go roznosiło. Po raz kolejny usłyszał to samo "walczyłem o jej serce", ale Asante za dobrze znał syna, a przynajmniej tak mu się wydawało, aby do końca uwierzyć.
- Kłamiesz!
- Nie tato, ja...
- Nawet nie próbuj się tłumaczyć. Nie powiesz mi nic nowego. Walczyłeś z Nuadą o księzniczkę i przegrałeś, chociaż podobno jesteś silniejszy.
- Gdyby nie ryk wygrałbym!
- I co by ci to dało?! Hę? Zastanowiłeś się nad tym? Co z tego, ze wygrasz, jeśli lwica cię nie kocha! Już ci to mówiła, wielokrotnie i to nie tylko ona.
- Dlatego, ze zawsze przegrywałem, albo ktoś się wtrącał. Która lwica wybrałaby ciebie, ojcze, gdybyś nie pokazał na co cię stać!?
- Ja bym wybrała - nagle pojawiła się Leah, zbulwersowana słowami syna, ale nie zamierzała się wtrącać - Synu, tutaj nie chodzi o pozycję, ani umiejętności. Valentine wybrała Nuadę, bo go kocha. Co ty zrobiłeś, aby pokochała ciebie? Naprzykrzałeś się, uwodziłeś Hapanę, gdy była nieprzytomna i jeszcze teraz zaatakowałeś Nuadę!
- Synu, masz ogromną siłę, wyrośniesz kiedyś na potężnego lwa, ale brakuje ci rozumu. Urodziłeś się mniejszy, ledwo żywy i trochę za wcześnie, ale nie głupi! Jeśli jeszcze raz zechcesz walczyć zastanów się czy warto.
Młody lew gniewnie spuścił wzrok i obrócił głowę.
- Tak, tato, już rozumiem.
- Patrz w oczy kiedy rozmawiasz. Chowając sie w cieniu nie wzbudzisz strachu nawet u myszy.
CHłopak posłuchał. Spojrzał na ojca i zrobił jeszcze więcej. Wyprostował się i stanął dumnie przed ojcem, próbując zahamować grymas na pysku.
- Tak lepiej. Wracaj do straży Nowy lider wzywał. Ja muszę porozmawiać z Sawą.
Młody lew wypuścił powietrze. Był spięty. Skoro nie mógł zdobyć tego czego chciał siła, to musiał posłużyć się czymś innym. Sprytem. Pierwsze co należało zrobić to przekonać Nuadę i Valentine do siebie i sprawić, by uwierzyli w jego fałszywe intencje. Nie zamierzał jednak zapomnieć. Nigdy.
Ruszył w kierunku groty gdzie zapanowało zebranie, ale przed samym wejściem drogę zastąpiła mu Narumi. Brązowa lwica stanęła przed nim prosto i spoglądała z góry z zaciekawionym spojrzeniem. Chaka skrzywił się i bez słowa próbował ją wyminąć.Jednak ona blokowała jego ruchy.
- Zacznę grzecznie. Odsuń się.
- Odpowiem równie grzecznie. Nie zamierzam.
- Czego chcesz?
- Mam sprawę. Sądzę, ze możesz mi pomóc.
- Masz rodzeństwo i całe stado do swojej dyspozycji.
- Och, mój drogi Chaka, tak bardzo pokrzywdzony przez najbliższych i los - zaczęla teatralnie krążyć dookoła niego - to nie miejsce na takie rozmowy. Proszę, towarzysz mi do wielkiego baobabu tego waszego Rafikiego. Opowiem, po drodze.
Lew nie był przekonany, ale ruszył za lwicą. Cisza trwała tak długo, ze beżowy zwątpił czy Narumi naprawdę czegokolwiek chce.
- Widzę, ze nie jesteś zbytnio zżyty z Lwią Ziemią. Ja również. Jesteśmy do siebie bardzo podobni.
- Raczej nie sądzę.
- Bardziej niż ci się wydaje. Masz swoje cele i ja również, które słono kosztują, rozumiem, wierz mi. Ale w pojedynkę tronu nie zdobędziesz.
- Skąd wiesz czego chcę?
- Bo mam oczy i uszy. Nie widzisz mnie, ale to nie znaczy, ze mnie nie ma. Wiem o wszystkim co się tutaj wyprawia - lwica zachichotała widząc zaskoczonego i zbitego z tropu Chaki - moja siostra będzie królową, mój brat jest liderem, a ja? Nie mam nic i nigdy nie miałam mieć czegokolwiek. DObrze wiesz jaki to ból, gdy jesteś pominięty.
- Rozumiem, ze chcesz mi pomóc? Jak? I co będziesz z tego miała?
- Och to bardzo proste. Ale, jeszcze nie na teraz. Najpierw musisz dowiedzieć się kilku sekretów, które skrywają ci którzy cię otaczają.
- To znaczy?
- Na przykład fakt, ze twój kuzyn, przyszły król oświadczył się mojej siostrze z litości. Między nimi niczego nie ma, to fikcja - lwica podniosła głos, mówiła pewnie i z przekonaniem - oszukują, ale nie wiem dlaczego. Miujiza natomiast zaczął pobierać nauki walki u Khariego na Cmentarzysku, aby móc potrafić pokonać, przykładowo, ciebie. A Bahati i Hapana wiedzą o tym, tak samo Zawadi. A także to, ze na Lwiej Ziemi z samego rana znalazł się intruz. Amara i Bahati zabrali do baobabu Rafikiego Lisę, żonę Khariego.
W momencie kiedy wypowiedziała ostatnie zdanie znaleźli się tuż pod baobabem. Chaka spojrzał w górę, a następnie wyczekująco na Narumi. Ona jedynie skinęła głową i dała mu znak, aby sam się przekonał. Chaka skulił się i skoczył na olbrzymi pień, po czym zaczął się wdrapywać. Zniknął na górze, a lwica usiadła i zadowolona zaczęła lizać łapę. Była przekonana, ze udało jej się znaleźć sojusznika i kogoś kto ją ślepo wesprze.
- Tutaj nikogo nie ma.
Nagle brązowa przerwała i zdziwiona spojrzała w koronę drzewa. Skoczyła na górę i zaczęła się rozglądać, ale teraz był tutaj tylko Chaka.
- Jakim cudem?
Nagle usłyszeli krzyki i hałas dochodzący ze strony Lwiej Skały. Oboje wyjrzeli w tamtą stronę i zeskoczyli z drzewa. Co mogło się wydarzyć? Spojrzeli po sobie i zaczęli biec w tamtą stronę.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No i notka jest. Myślę, ze się rozkręcam. Mam tyle pomysłów!
1. Co się stało na Skale?
2. Co postanowiła Amara?
3. Czego pragnie Narumi?
Zapraszam na mojego drugiego bloga o Merah. Pozdrawiam
czwartek, 9 czerwca 2016
#75 Ostateczne starcie o jej serce
Minął miesiąc i nie wiadomo jak, ale Bahati dowiedział się jakoś o schdzce swojego przybranego rodzeństwa z ich ojcem. Był wściekły i zamierzał to natychmiast wyjaśnić. Nikomu nic nie powiedział, zamierzał to załatwić w cztery oczy. Dopadł Miujizę i Hapanę nad wodopojem. Gwałtownie skoczył między nich.
- Bahati! Co ty wyprawiasz? - Ryknęła Hapana.
- Muszę porozmawiać z Miujizą. Na osobności.
- Jestem zajety bracie. Możemy to przełożyć?
- Nie! Musisz mi coś wyjaśnić!
- Jesteśmy zajęci - krzyknęła lwica - jakim prawem nam...
- Nie wtrącaj się Hapana!
- Hej, jak ty się do niej zwracasz?! Hamuj się Bahati!
Miujiza wcale nie musiał bronić lwicy, ponieważ ona sama doskonale to potrafiła. Skoczyła na brązowego i nie zamierzała z niego zejść.
- Jeśli masz jakiś problem, to moze omówimy go razem? - Była wściekła. A kiedy ten milczał, lwica wbijała mu pazury w klatke piersiową. Skoro tak...
- W jakim celu spotkałeś się z ojcem!?
Szary zesztywniał. Przecież to była tajemnica. Ruda odwróciła wzrok od brązowego i zdezorientowana spojrzała na partnera. Rządała wyjaśnień.
- Coś ty zrobił? Spotkałeś się z Kharim? Po co? I czemu mi nie powiedziałeś?
- To rzeczywiście nie jest rozmowa na teraz. Hapana, wyjaśnię ci to, obiecuję, ale faktycznie... zostaw nas samych teraz.
- Myslałam, ze mi ufasz.
- Bo tak jest. Tobie ufam najbardziej, ale...
- Wyduś to z siebie! - Lew wziął głęboki wdech.
- Poprosiłem go o pomoc. Chciałem, aby nauczył mnie walczyć. Abym mógł chronić ciebie i moze kiedyś nasza rodzinę. Sama widziałaś, na razie tego nie potrafie.
- Bracie, co ci strzeliło do głowy? Nie wiesz na co się porywasz. On nie bedzie ci dawał zadnych forów. Nie zawaha się ciebie zranić, myślisz, ze jak uda ci się wyjaśnić blizny?
Nastolatek był zmieszany, ale nie zamierzał zrezygnować z nauk ojca, w końcu już je zacząl. Spotykał się z Kharim nocami. Poprosił więc dziewczynę i brata, aby utrzymali to w tajemnicy. I w razie czego ukrywali go przed stadem.
W tym czasie ktoś inny zdołał znaleźć rozwiązanie problemu przyjaciela. A konkretnie Valentine zdołała pomóc Nuadzie. Król zgodził się przygotować złotego do dołączenia do straży. Pałał takim entuzjazmem, ze Sawa nie mógł odmówić. Wręcz był szczęśliwy, ponieważ liczył na stałego lidera gwardii. Ale wyznaczył do tego celu swoją córkę. Nie bardzo się to lwicy podobało. Ale co mogła zrobić? Kiedy jednak zaczęła go szkolić przekonała się do niego samego, jak i do swojej roli nauczyciela. Czuła się swobodnie. I coraz bardziej zbliżała do złotego lwa.
W końcu doszło do tego, ze zostali potajemną parą. Valentine nikomu nie chciała mówić o swoim związku. Peszyła się kiedy ktoś o to pytał. Uważała to za swoją prywatną sprawę. Poza tym bała się reakcji niektórych członków stada. Narumi, rodziców, brata i niszy, ale takze Chaki. Wsparcie znalazła w Amarze, swojej najlepszej przyjaciółce. Tylko ona o nich wiedziała. Kuzynka wiedziała, ze moze być to ciężkie, aby się przyzwyczaić, ale jej zdaniem Valentine wcale nie była w tak złej sytuacji o jakiej myślała. W końcu to ona była w związku z synem wyrzutka. Nie ukrywali się już, ale nigdy tak naprawdę nie przyznali się do spotykania ze sobą. Samo się wydało.
Któregoś dnia Lwia Skała została pusta. Valentine i Nuada postanowili to wykorzystać dla siebie. Mięli cały poranek dla siebie, bo wszyscy wybrali się nad wodopój. Para radośnie skakała dookoła siebie. Zloty ciągle próbował ją znieczulić na czułości, ale lwica ciężko znosiła bliskość samca. Nadal miała uraz i nie podobało jej się przytulanie. Starała się o tym nie myśleć, kiedy dochodziło co do czego.
Radośnie wbiegła na czubek Lwiej Skały i spoglądała na krainę. Nuada biegł za nią, ale zatrzymał się przed samym wydłużeniem skały. Lwica odwróciła się do niego.
- Co się dzieje?
- Jakie widoki?
- Chodź i się przekonaj! Z tond widać piękne krajobrazy.
- Nie mogę. Wiesz o tym.
Lwica zeszła i zaszła go od tyłu. Pchnęła lekko, aby się ruszył.
- Możesz. Nisza nie jest jeszcze żoną mojego brata i ma do tego prawo. Więc ty, ze mną, także. Śmiało.
Para stanęła obok siebie. Nuadzie zabrało dech w piersiach. Bardzo mu się podobało. Nie mógł opanować zachwytu. Księżniczka zaśmiała się głośno widząc jego podniecenie. Oboje spojrzeli po sobie. Nuada szeroko się uśmiechał. A już po chwili oboje patrzyli na siebie z głębokim zauroczeniem. Zamknęli oczy i zaczęli zbliżać do siebie pyski. Kiedy ich nosy się zetknęły ze sobą oboje usłyszeli groźne warknięcie. Zdezorientowani spojrzeli w tył. To był Chaka. Złowrogo spoglądał na zakochaną parę.
Brązowa nikomu o tym nie wspominała, ale ostatnimi czasy, jej kuzyn, robił co tylko mógł, aby lwica została jego partnerką. Zalecał się, odciągał od stada, próbował skłócić z rodziną. Pewnego dnia wyznał jej, że zasługuje na koronę i chcę ją zdobyć będąc jej mężem. Zaraz jednak szybko dodał, ze to z miłości, w co nikt by nie uwierzył. W tedy jednak lwica srogo go pokarała, łamiąc kilka żeber silnym ciosem o wielki głaz. Ten jednak zdążył wydobrzeć.
- Jak śmiesz Valentine!? Ty i on? Lew z nie wiadomo skąd, pod wodzami starszej siostry? Który nikt nie mógł ci zaoferować? To jego wybrałaś? Myslałem, ze stać cię na więcej!
- Że niby na kogo? Ciebie? Nie kpij Chaka. Dla mnie jesteś nikim!
- Nie mów tak! Jesteśmy rodziną! i Moglibyśmy być razem szczęśliwi! Jako władcy!
- Ty nic nie rozumiesz. Nie byłbyś żadnym władcą. Mój brat jest głównym panem Lwiej Ziemi. Ty nie zasługujesz nawet na Cmentarzysko!
Beżowy nie wytrzymał. Skoczył ku parze, próbując dorwać Nuadę. Wkroczył między nich. Umyślnie tylnymi łapami pchnął księżniczkę bardzo mocno, aby nie wtrąciła się w jego walkę. Następnie zwrócił się przeciwko Nuadzie.
Złoty jednak nie zamierzał pozostawać dłużnym. Chaka obraził jego partnerkę. Niedopuszczalne. Nauki Val na coś się przydały. Ale beżowy nastolatek był wściekły i jego domena siły mocno dawała o sobie znać. Bitwa była na poważnie. Chaka tracił nad sobą kontrolę. Bez opamiętania gryzł i uderzał. Bitwa przypominała walkę o koronę SImby i Skazy. Obaj stawali na tylnych łapach i z rykiem uderzali w siebie łapami, dodajac do tego pazury. Nuada chwycił zębami za kark Chakę i rzucił nim w stronę przepaści. Temu jednak udało się złapać wystajacego czubka. Wdrapał się z powrotem.
Valentine widziała, ze oboje tracą siłę. Musiała ich rozdzielić, wiec teraz i ona skoczyła na grzbiet kuzyna. Wbiła się w niego tak, aż krew zaczęła spływać po jego ciele. Ból sprawił, ze adrenalina uderzyła Chace do głowy. Skoczył i zwalił z siebie lwicę.Był otoczony przez parę. Ale on jedynie czekał na atak. Był gotów. Jednego jednak nie przewidział. Że Nuada wcale nie był bezbronny. Złoty nastolatek przeskoczył nad nim i machając chaotycznie łapami sprawił, ze Chaka ponownie zbliżył się do urwiska. Obaj tylko na siebie ryczeli, ale Nuada przyjął pozycję bojową...
- Nigdy więcej, nie waż się obrażać mojej ukochanej! Trzymaj się od niej z daleka!
Wział wdech i zaryczał. Nie był to tylko groźny dźwięk! Tuż nad nim, na niebie, pojawiły się głowy lwów uformowane z chmur, które zaryczały wraz z młodym lwem. Siła dźwięku była tak potężna, ze Chaka od razu oprzytomniał, stracił przyczepność w łapach i niewidzialna, ale głośna siła zepchnęła go z Lwiej Skały. Młody lew spadał obijając się o głazy, aż w końcu wylądował z impetem na twardym podłożu.
Chwila minęła nim się podniósł. Spoglądał w górę na dumnego i wściekłego Nuadę. Był oszołomiony. Kiedy wstał i odwrócił głowę dostrzegł całe stado stojące u podnóża Lwiej Skały. Nikt się nie ruszał. Nikt się nie odzywał.
Awantura powstała dopiero kilka chwil później. Król nakazał wszystkim zając się sobą, natomiast Chakę i Nuadę wezwał na rozmowę, na osobności.
Nastolatkowie zebrali się w kole pod Lwią Skałą i wyczekiwali wyjaśnień księżniczki.
- Val, co się stało? - Zaczęła Nisza - Czy ja się przesłyszałam, czy mój brat użył Ryku?
- Nie wydaje Wam się. Walczył wraz z Chaką i... to się stało.
- Ale dlaczego? Czy on znowu coś ci zrobił? - Kiongozi porwał się na równe łapy.
- Nie, nie, ale chciał. Bo widzicie... ja i Nuada jesteśmy razem. Spotykamy się od niespełna miesiąca, po tym jak ojciec poprosił mnie, abym go uczyła walczyć. Jesteśmy zakochani. Chaka nas przyłapał. Wpadł w szał.
- A więc Nuada stanał w obronie mojej siostry... Val, czemu nic nie powiedziałaś? Że się spotykacie? Od kiedy to masz przede mną tajemnice. Pilnowałbym Chaki. Ale cieszę się. My wszyscy - towarzysze pokiwali głowami - Kto by pomyślał, prawda Nisza?
- Ach, tak. Mój brat jest prawdziwym liderem Lwiej Straży! Jestem taka dumna. Ale boję się o to co teraz z nimi będzie. Król z nimi rozmawia.
Nastolatkowie długo dyskutowali. Ksieżniczka była zbyt zmęczona by czekać. Z towarzyszami udała się na polanę. W drodze Kiongozi i Nisza zostali z tyłu. Ta para przeżywała najcięższe chwile. Ponieważ złota nie robiła już zupełnie nic, aby zwrócić na siebie uwagę ksiecia. ALe nie było tak, ze jej nie zależało. Było jej przykro. Czuła sie pusta. Czy miała zyć w zakłamanym związku? Czy miała wyznać wszystkim prawdę i zostać sama? Ale nie wiedziała, ze Kiongozi właśnie na to liczył. Że lwica przestanie na niego naciskać. Prawda była taka że im bardziej ona się odsuwała, tym on chciał być bliżej. Ale wciąż nie czuł się gotowy na poważny związek.
Tym czasem...
- Lisa!!!
- Tak, skarbie?
- Ten dzieciak użył ryku!
- Czego? Kto? O czym ty mówisz?
- Nie słyszałaś najświeższych wieści? Na Lwiej ZIemi, jeden z tych nastolatków, nowo przybyłych, brat narzeczonej ksiecia, użył Ryku Przodków! Wiesz co to znaczy?
- Nie! Niby skąd!?
- To znaczy, ze pojawił się lider! Przywódca Lwiej Straży, najpotężniejszej grupy bojowej w królestwie. Do tej pory byli słabi i nieudolni. A teraz, zyskali siłę! W pojedynkę są nikim. Razem są potęgą!
- Nie wiem czym się przejmujesz. Chyba zapominasz, ze w Gwardii mamy naszego syna. I ty swojego. Pomagałeś Miujizie, nie może tak po prostu o tym zapomnieć. Wisi ci przysługę.
- To nie takie łatwe. On jest oddany Lwiej Ziemi. Ale... chyba mam plan. Już wiem co zrobimy! Lisa, będziesz mi potrzebna.
- Co zamierzasz?
- Musimy podzielić Lwią Gwardię! To jedyne rozwiazanie. Skłócić ich. Zniszczyć. A uda się nam to tylko w tedy gdy będziemy mogli wpłynąć na naszego syna. A komu się to uda lepiej niż jego własnej matce?
- Jak mam to zrobić? Zwariowałeś? Nie wejdę na Lwią Ziemię. Bahati musiałby tutaj przyjść.
- Zrobi to. Jeżeli ktoś mu doniesie, ze jest potrzebny swojej zaatakowanej i osłabionej matce.
Lisie zrzedła mina. Nie wiedziała co się dzieje. Nagle koło niej pojawiły się trzy lwice z nowego stada. Partnerka Khariego domyślała się co się dzieje. Przerzucała wzrok po nich wszystkich aż utkwiła go w pysku Khariego. Smutnego i z poczuciem winy, Spojrzał na nią błagalnymi oczami.
- Wybacz najdroższa. To dla naszego syna...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Powiem Wam coś ludzie. Jakiś czas temu straciłam wiarę w powodzenie tego bloga. Po prostu zaczełam pisać jakaś nudną telenowelę. A to mi zupełnie nieodpowiadało. Musiałam coś wymyślić, aby go uratować. I tak... skracam okres wieku nastoletniego, dlatego tak ominęłam i pospiesznie opisałam wydarzenia z miesiaca ich życia. Mam nadzieję, zę to zrozumiecie, ale muszę przejść do sedna i jakiejś akcji. Ale mam nadzieję, ze jakoś wybrnęłam? Naprawię tego bloga, bo go kocham i Was też. Przysięgam, ze zrobię wszystko abyście znowu go pokochali.
- Bahati! Co ty wyprawiasz? - Ryknęła Hapana.
- Muszę porozmawiać z Miujizą. Na osobności.
- Jestem zajety bracie. Możemy to przełożyć?
- Nie! Musisz mi coś wyjaśnić!
- Jesteśmy zajęci - krzyknęła lwica - jakim prawem nam...
- Nie wtrącaj się Hapana!
- Hej, jak ty się do niej zwracasz?! Hamuj się Bahati!
Miujiza wcale nie musiał bronić lwicy, ponieważ ona sama doskonale to potrafiła. Skoczyła na brązowego i nie zamierzała z niego zejść.
- Jeśli masz jakiś problem, to moze omówimy go razem? - Była wściekła. A kiedy ten milczał, lwica wbijała mu pazury w klatke piersiową. Skoro tak...
- W jakim celu spotkałeś się z ojcem!?
Szary zesztywniał. Przecież to była tajemnica. Ruda odwróciła wzrok od brązowego i zdezorientowana spojrzała na partnera. Rządała wyjaśnień.
- Coś ty zrobił? Spotkałeś się z Kharim? Po co? I czemu mi nie powiedziałeś?
- To rzeczywiście nie jest rozmowa na teraz. Hapana, wyjaśnię ci to, obiecuję, ale faktycznie... zostaw nas samych teraz.
- Myslałam, ze mi ufasz.
- Bo tak jest. Tobie ufam najbardziej, ale...
- Wyduś to z siebie! - Lew wziął głęboki wdech.
- Poprosiłem go o pomoc. Chciałem, aby nauczył mnie walczyć. Abym mógł chronić ciebie i moze kiedyś nasza rodzinę. Sama widziałaś, na razie tego nie potrafie.
- Bracie, co ci strzeliło do głowy? Nie wiesz na co się porywasz. On nie bedzie ci dawał zadnych forów. Nie zawaha się ciebie zranić, myślisz, ze jak uda ci się wyjaśnić blizny?
Nastolatek był zmieszany, ale nie zamierzał zrezygnować z nauk ojca, w końcu już je zacząl. Spotykał się z Kharim nocami. Poprosił więc dziewczynę i brata, aby utrzymali to w tajemnicy. I w razie czego ukrywali go przed stadem.
W tym czasie ktoś inny zdołał znaleźć rozwiązanie problemu przyjaciela. A konkretnie Valentine zdołała pomóc Nuadzie. Król zgodził się przygotować złotego do dołączenia do straży. Pałał takim entuzjazmem, ze Sawa nie mógł odmówić. Wręcz był szczęśliwy, ponieważ liczył na stałego lidera gwardii. Ale wyznaczył do tego celu swoją córkę. Nie bardzo się to lwicy podobało. Ale co mogła zrobić? Kiedy jednak zaczęła go szkolić przekonała się do niego samego, jak i do swojej roli nauczyciela. Czuła się swobodnie. I coraz bardziej zbliżała do złotego lwa.
W końcu doszło do tego, ze zostali potajemną parą. Valentine nikomu nie chciała mówić o swoim związku. Peszyła się kiedy ktoś o to pytał. Uważała to za swoją prywatną sprawę. Poza tym bała się reakcji niektórych członków stada. Narumi, rodziców, brata i niszy, ale takze Chaki. Wsparcie znalazła w Amarze, swojej najlepszej przyjaciółce. Tylko ona o nich wiedziała. Kuzynka wiedziała, ze moze być to ciężkie, aby się przyzwyczaić, ale jej zdaniem Valentine wcale nie była w tak złej sytuacji o jakiej myślała. W końcu to ona była w związku z synem wyrzutka. Nie ukrywali się już, ale nigdy tak naprawdę nie przyznali się do spotykania ze sobą. Samo się wydało.
Któregoś dnia Lwia Skała została pusta. Valentine i Nuada postanowili to wykorzystać dla siebie. Mięli cały poranek dla siebie, bo wszyscy wybrali się nad wodopój. Para radośnie skakała dookoła siebie. Zloty ciągle próbował ją znieczulić na czułości, ale lwica ciężko znosiła bliskość samca. Nadal miała uraz i nie podobało jej się przytulanie. Starała się o tym nie myśleć, kiedy dochodziło co do czego.
Radośnie wbiegła na czubek Lwiej Skały i spoglądała na krainę. Nuada biegł za nią, ale zatrzymał się przed samym wydłużeniem skały. Lwica odwróciła się do niego.
- Co się dzieje?
- Jakie widoki?
- Chodź i się przekonaj! Z tond widać piękne krajobrazy.
- Nie mogę. Wiesz o tym.
Lwica zeszła i zaszła go od tyłu. Pchnęła lekko, aby się ruszył.
- Możesz. Nisza nie jest jeszcze żoną mojego brata i ma do tego prawo. Więc ty, ze mną, także. Śmiało.
Para stanęła obok siebie. Nuadzie zabrało dech w piersiach. Bardzo mu się podobało. Nie mógł opanować zachwytu. Księżniczka zaśmiała się głośno widząc jego podniecenie. Oboje spojrzeli po sobie. Nuada szeroko się uśmiechał. A już po chwili oboje patrzyli na siebie z głębokim zauroczeniem. Zamknęli oczy i zaczęli zbliżać do siebie pyski. Kiedy ich nosy się zetknęły ze sobą oboje usłyszeli groźne warknięcie. Zdezorientowani spojrzeli w tył. To był Chaka. Złowrogo spoglądał na zakochaną parę.
Brązowa nikomu o tym nie wspominała, ale ostatnimi czasy, jej kuzyn, robił co tylko mógł, aby lwica została jego partnerką. Zalecał się, odciągał od stada, próbował skłócić z rodziną. Pewnego dnia wyznał jej, że zasługuje na koronę i chcę ją zdobyć będąc jej mężem. Zaraz jednak szybko dodał, ze to z miłości, w co nikt by nie uwierzył. W tedy jednak lwica srogo go pokarała, łamiąc kilka żeber silnym ciosem o wielki głaz. Ten jednak zdążył wydobrzeć.
- Jak śmiesz Valentine!? Ty i on? Lew z nie wiadomo skąd, pod wodzami starszej siostry? Który nikt nie mógł ci zaoferować? To jego wybrałaś? Myslałem, ze stać cię na więcej!
- Że niby na kogo? Ciebie? Nie kpij Chaka. Dla mnie jesteś nikim!
- Nie mów tak! Jesteśmy rodziną! i Moglibyśmy być razem szczęśliwi! Jako władcy!
- Ty nic nie rozumiesz. Nie byłbyś żadnym władcą. Mój brat jest głównym panem Lwiej Ziemi. Ty nie zasługujesz nawet na Cmentarzysko!
Beżowy nie wytrzymał. Skoczył ku parze, próbując dorwać Nuadę. Wkroczył między nich. Umyślnie tylnymi łapami pchnął księżniczkę bardzo mocno, aby nie wtrąciła się w jego walkę. Następnie zwrócił się przeciwko Nuadzie.
Złoty jednak nie zamierzał pozostawać dłużnym. Chaka obraził jego partnerkę. Niedopuszczalne. Nauki Val na coś się przydały. Ale beżowy nastolatek był wściekły i jego domena siły mocno dawała o sobie znać. Bitwa była na poważnie. Chaka tracił nad sobą kontrolę. Bez opamiętania gryzł i uderzał. Bitwa przypominała walkę o koronę SImby i Skazy. Obaj stawali na tylnych łapach i z rykiem uderzali w siebie łapami, dodajac do tego pazury. Nuada chwycił zębami za kark Chakę i rzucił nim w stronę przepaści. Temu jednak udało się złapać wystajacego czubka. Wdrapał się z powrotem.
Valentine widziała, ze oboje tracą siłę. Musiała ich rozdzielić, wiec teraz i ona skoczyła na grzbiet kuzyna. Wbiła się w niego tak, aż krew zaczęła spływać po jego ciele. Ból sprawił, ze adrenalina uderzyła Chace do głowy. Skoczył i zwalił z siebie lwicę.Był otoczony przez parę. Ale on jedynie czekał na atak. Był gotów. Jednego jednak nie przewidział. Że Nuada wcale nie był bezbronny. Złoty nastolatek przeskoczył nad nim i machając chaotycznie łapami sprawił, ze Chaka ponownie zbliżył się do urwiska. Obaj tylko na siebie ryczeli, ale Nuada przyjął pozycję bojową...
- Nigdy więcej, nie waż się obrażać mojej ukochanej! Trzymaj się od niej z daleka!
Wział wdech i zaryczał. Nie był to tylko groźny dźwięk! Tuż nad nim, na niebie, pojawiły się głowy lwów uformowane z chmur, które zaryczały wraz z młodym lwem. Siła dźwięku była tak potężna, ze Chaka od razu oprzytomniał, stracił przyczepność w łapach i niewidzialna, ale głośna siła zepchnęła go z Lwiej Skały. Młody lew spadał obijając się o głazy, aż w końcu wylądował z impetem na twardym podłożu.
Chwila minęła nim się podniósł. Spoglądał w górę na dumnego i wściekłego Nuadę. Był oszołomiony. Kiedy wstał i odwrócił głowę dostrzegł całe stado stojące u podnóża Lwiej Skały. Nikt się nie ruszał. Nikt się nie odzywał.
Awantura powstała dopiero kilka chwil później. Król nakazał wszystkim zając się sobą, natomiast Chakę i Nuadę wezwał na rozmowę, na osobności.
Nastolatkowie zebrali się w kole pod Lwią Skałą i wyczekiwali wyjaśnień księżniczki.
- Val, co się stało? - Zaczęła Nisza - Czy ja się przesłyszałam, czy mój brat użył Ryku?
- Nie wydaje Wam się. Walczył wraz z Chaką i... to się stało.
- Ale dlaczego? Czy on znowu coś ci zrobił? - Kiongozi porwał się na równe łapy.
- Nie, nie, ale chciał. Bo widzicie... ja i Nuada jesteśmy razem. Spotykamy się od niespełna miesiąca, po tym jak ojciec poprosił mnie, abym go uczyła walczyć. Jesteśmy zakochani. Chaka nas przyłapał. Wpadł w szał.
- A więc Nuada stanał w obronie mojej siostry... Val, czemu nic nie powiedziałaś? Że się spotykacie? Od kiedy to masz przede mną tajemnice. Pilnowałbym Chaki. Ale cieszę się. My wszyscy - towarzysze pokiwali głowami - Kto by pomyślał, prawda Nisza?
- Ach, tak. Mój brat jest prawdziwym liderem Lwiej Straży! Jestem taka dumna. Ale boję się o to co teraz z nimi będzie. Król z nimi rozmawia.
Nastolatkowie długo dyskutowali. Ksieżniczka była zbyt zmęczona by czekać. Z towarzyszami udała się na polanę. W drodze Kiongozi i Nisza zostali z tyłu. Ta para przeżywała najcięższe chwile. Ponieważ złota nie robiła już zupełnie nic, aby zwrócić na siebie uwagę ksiecia. ALe nie było tak, ze jej nie zależało. Było jej przykro. Czuła sie pusta. Czy miała zyć w zakłamanym związku? Czy miała wyznać wszystkim prawdę i zostać sama? Ale nie wiedziała, ze Kiongozi właśnie na to liczył. Że lwica przestanie na niego naciskać. Prawda była taka że im bardziej ona się odsuwała, tym on chciał być bliżej. Ale wciąż nie czuł się gotowy na poważny związek.
Tym czasem...
- Lisa!!!
- Tak, skarbie?
- Ten dzieciak użył ryku!
- Czego? Kto? O czym ty mówisz?
- Nie słyszałaś najświeższych wieści? Na Lwiej ZIemi, jeden z tych nastolatków, nowo przybyłych, brat narzeczonej ksiecia, użył Ryku Przodków! Wiesz co to znaczy?
- Nie! Niby skąd!?
- To znaczy, ze pojawił się lider! Przywódca Lwiej Straży, najpotężniejszej grupy bojowej w królestwie. Do tej pory byli słabi i nieudolni. A teraz, zyskali siłę! W pojedynkę są nikim. Razem są potęgą!
- Nie wiem czym się przejmujesz. Chyba zapominasz, ze w Gwardii mamy naszego syna. I ty swojego. Pomagałeś Miujizie, nie może tak po prostu o tym zapomnieć. Wisi ci przysługę.
- To nie takie łatwe. On jest oddany Lwiej Ziemi. Ale... chyba mam plan. Już wiem co zrobimy! Lisa, będziesz mi potrzebna.
- Co zamierzasz?
- Musimy podzielić Lwią Gwardię! To jedyne rozwiazanie. Skłócić ich. Zniszczyć. A uda się nam to tylko w tedy gdy będziemy mogli wpłynąć na naszego syna. A komu się to uda lepiej niż jego własnej matce?
- Jak mam to zrobić? Zwariowałeś? Nie wejdę na Lwią Ziemię. Bahati musiałby tutaj przyjść.
- Zrobi to. Jeżeli ktoś mu doniesie, ze jest potrzebny swojej zaatakowanej i osłabionej matce.
Lisie zrzedła mina. Nie wiedziała co się dzieje. Nagle koło niej pojawiły się trzy lwice z nowego stada. Partnerka Khariego domyślała się co się dzieje. Przerzucała wzrok po nich wszystkich aż utkwiła go w pysku Khariego. Smutnego i z poczuciem winy, Spojrzał na nią błagalnymi oczami.
- Wybacz najdroższa. To dla naszego syna...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Powiem Wam coś ludzie. Jakiś czas temu straciłam wiarę w powodzenie tego bloga. Po prostu zaczełam pisać jakaś nudną telenowelę. A to mi zupełnie nieodpowiadało. Musiałam coś wymyślić, aby go uratować. I tak... skracam okres wieku nastoletniego, dlatego tak ominęłam i pospiesznie opisałam wydarzenia z miesiaca ich życia. Mam nadzieję, zę to zrozumiecie, ale muszę przejść do sedna i jakiejś akcji. Ale mam nadzieję, ze jakoś wybrnęłam? Naprawię tego bloga, bo go kocham i Was też. Przysięgam, ze zrobię wszystko abyście znowu go pokochali.
poniedziałek, 30 maja 2016
#74 Pomoc od ojca
Miujiza doszedł już do siebie po ostatnim sporze z Chaką, ale gniew rozrywał go od środka. Nie potrafił pogodzić się z porażką. Bo dobrze wiedział, ze przegrałby gdyby nie Hapana, która teraz leżała obok niego wtulona w jego szyję. Mijza podniósł głowę i spojrzał na nią. Wiedział, ze lwica doskonale sobie zawsze poradzi. Jest zadziorna i waleczna. Ale to on będzie kiedyś głową rodziny i to on ma o nią walczyć, bronić ją. A nie potrafi pokonać zadziornego kuzyna. Gdyby był Rafiki... bez jego rad sam musiał coś wymyślić.
Nagle go natchnęło. To było ryzykowne. Ale musiał spróbować. Dla Hapany, dla przyszłej i obecnej rodziny, ale przede wszystkim dla siebie. Czy jednak jego plan jest wart zachodu? Wstał delikatnie i cicho, aby nikogo nie obudzić. Wolnym krokiem ruszył w stron wyjścia. Panował mrok i deszcz. Wychylił głowę i lecąca woda zaczęła moczyć jego łeb. Z grzywy spływała.
Po chwili poczuł na swoim ogonie ucisk i to mało przyjemny. W pierwszej chwili myślał, ze to Hapana, ale kto inny nadepnął mu na ogon. Zawadi. Siostra wpatrywała się w niego gniewnym wzrokiem, ponieważ domyślała się co brat chce zrobić. Wspominał o pewnym planie już wiele razy.
- Zawadi.
- Nie pozwolę ci na to.
- Przecież mu ufasz.
- Tak było kiedyś. Gdy byłam dzieckiem, ale teraz nie jestem.
- Kiedyś obiecywał wsparcie.
- Naprawdę wierzysz, ze to zrobi? Miujiza, nie bądź głupi. Zabije cie, albo nastawi przeciwko nam.
- Nie ulegnę mu, tylko go wykorzystam.
- Skąd ta pewność?
Szary miał dość, chciał się uwolnić od siostry. Wiedział swoje i co by się nie stało zamierzał spróbować. Chciał ją wyminąć, ale ta jednym susem zastąpiła mu drogę. Miujiza zawarczał.
- Zejdź mi z drogi siostro.
- Nie.
- Zawadi...
- Co z tego że to nasz ojciec? Ma nas gdzieś i nigdy nie chciał. A ty liczysz na jego wsparcie? Cała ta sytuacja z Chaką namieszała ci w głowie. Jesteś głupi, skoro sądzisz, ze to coś da. A nawet jeśli i dojdzie do kolejnego starcia to co zrobisz? Zabijesz go? Czy zranisz i zostawisz na pewną śmierć? Nie bądź jak on bracie. Nie jesteś taki.
- Ale to jedyne co mi przychodzi do głowy więc albo dasz mi spokój i zamkniesz się wreszcie, albo pójdziesz ze mną!
Grzmot burzy stłumił jego krzyk dzięki czemu nie obudził stada. Oboje spojrzeli na rodzinę w jaskini. Nikt się nie podniósł. Brat rzucił siostrze ostatnie spojrzenie i bez słowa ruszył w stronę Cmentarzyska. Zawadi jedynie zagryzła zęby i kilkoma susami dogoniła brata. Spojrzała na niego groźnie, a on odpowiedział jej chytrym uśmieszkiem.
Szli w milczeniu i po kilku dłuższych chwilach byli na granicy. Zawadi zawahała się przed śmiałym wejściem brata, ale pozostała wierna jego pomysłowi do końca. Dotarli do wielkiej i bardzo starej czaszki słonia, w około panował półmrok i cisza.
- Khari! Pokaż się! Wiem, że tutaj jesteś, ty i twoje stado! - Nadal głucha pustka - Potrzebuję twojej pomocy! - Lekkie upokorzenie. Miujiza chciał tego uniknąć, ale te słowa zdołały wywołać wilka z lasu. Na szczycie czaszki pojawił się brązowy lew i z szyderczym uśmiechem spoglądał na swoje potomstwo.
- Co ja słyszę? Muszę przyznać, ze mnie zaskoczyłeś Miujiza. Zawsze mnie od siebie odpychałeś i nagle śmiesz prosić o pomoc?
- Wysłuchasz mnie czy nie?
- O co prosisz?
- Musze nauczyć się walczyć. Ale nie tylko. Chcę stać się na tyle silny i dojrzały by móc chronić tych na kim mi zależy.
Khari ułożył się na czaszce i wyczekiwał dokładniejszych wyjaśnień. Był wyraźnie zaciekawiony.
- Co się skłoniło do tak nagłej zmiany?
- Ostatnio o mało nie przegrałem walki o lwicę. Gdyby nie ona sama i przyjaciele, przegrałbym.
- Hmmm, jesteś z mojej krwi, nie dziwię się, ze pragniesz zwycięstwa. Walka płynie w twoich żyłach, pożądasz jej.
Brązowy lew uśmiechnął się szczerze. Nagle obok niego pojawiła się Lisa. Była wyraźnie rozgniewana widokiem dzieci swojego męża. Zwłaszcza Zawadi. Miujizie rzuciła groźne spojrzenie, ale na lwicę głośno zawarczała. Nastolatka odpowiedziała tym samym.
- Spokojnie kochanie. Nic się nie dzieje. Powiedz mi Miujiza, dlaczego myślisz, ze ci pomogę!? - Stał się poważny.
- Jesteś moim ojcem. Mam prawo czegoś oczekiwać. Nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego, zgoda, ale chociaż tak mi zrekompensuj brak ojca. Więc jak będzie?
Khari podniósł się i zeskoczył wprost pod łapy syna. Przyjrzał się mu i obszedł dookoła.
- Z wiekiem coraz bardziej mnie przypominasz. Teraz to widzę. Hmmm, pomogę ci, zgoda. Ale nie będzie forów, ani litości. Robisz co ci każę i nie narzekasz.
- Czego chcesz w zamian?
- Och, niczego, naprawdę. Być może kiedyś... zwrócę się do ciebie o spłatę długu - Nagle zwrócił się do córki, która patrzyła na niego z obrzydzeniem i odsuwała się. Ją również obszedł dookoła - Ach, piękna Zawadi, jak ty wyrosłaś. Stałaś się śliczną lwicą. Wkrótce dorównasz swojej mamie. A jaką ty masz do mnie prośbę, moja droga?
- Niczego od ciebie nie chcę. Przyszłam dla brata.
- Czyżby?! - Krzyk Lisy uniósł się echem. Wszyscy zwrócili na nią uwagę. Zielonooka zbliżyła się do brązowej. Od lwicy czuć było istną furię i nienawiść - Tacy jak ty zawsze chcą najwięcej. Z pewnością jest coś...
- Powtarzam, ze niczego od Was nie chcę! Jedynie świętego spokoju. Żebyście nie mieszali się w życie na Lwiej Ziemi! Moje życzenie takze spełnicie?
- Ty mała... - Lisa była gotowa dać Zawadi nauczkę, ale Khari ją powstrzymał.
- Spokojnie, obie. Zawadi zapewniam cię, ze nigdy nie odczujesz bólu z mojej strony. Lisa, kotku nie denerwuj się. Jeśli chcesz się wyżyć, to weź lwice na polowanie. A wy, moje dzieci, wracajcie do domu. Zanim zobaczą, ze was nie ma.
Rodzeństwo opuściło Cmentarzysko. Miujiza wyraźnie rozluźniony, ale Zawadi bała się jeszcze bardziej. Nie wytrzymała i zaszła brata od przodu.
- Nadal nie wierzę, ze to zrobiłeś! Jak ja mogłam pozwolić ci na to? I ja dałam się namówić?
- Siostro, spokojnie, proszę. Pamietaj, ze to moje zmartwienie co się teraz będzie działo. Ty nie musisz się o nim martwić. Ja muszę umieć chronić Hapanę. Ty nie musisz się o to martwić, ze ktoś będzie o ciebie walczył.
- CO? O czym ty gadasz?
- Zawadi, nie wierzę, ze tego nie zauważyłaś, ale Chaka nie ukrywa się ze swoimi intencjami wobec ciebie.
- Chcesz powiedzieć, ze podobam się Chace?
- Takie to dziwne? Ehh, Zawadi, nie chce się wtrącać w twoje życie, ale błagam cię obiecaj mi coś. Jeśli będzie czegoś próbował, nie ulegnij mu. Proszę. To nie jest lew dla ciebie.
- Miujiza, wiem jaki jest Chaka. To kogo sama wybiorę zależy ode mnie. Nienawidzisz go, wiem, rozumiem, ale...
- Podoba ci się? - Lwica się zarumieniła.
- Chaka ma straszny momentami charakter, ale jest przystojny. I potrafi walczyć, ma też ustanowioną pozycję. Będę na niego uważać, ale nie będę niepotrzebnie unikać, bo ty tak chcesz. Mam rozum, poradzę sobie.
- Nie ufam mu i nie chcę, aby spotkało cię to samo co naszą mamę, Zawadi. Jeśli kiedyś coś Was połączy... nie będę spuszczał go z oczu, tak czy inaczej.
Zawadi rozumiała brata. Sama nie chciała dzielić lodu Wazi. Khari mówił, ze ją kocha, a potem zdradził i zostawił z dwojgiem kociąt. Ale Brązowa nie zamierzała sobie na to pozwolić.
Nagle go natchnęło. To było ryzykowne. Ale musiał spróbować. Dla Hapany, dla przyszłej i obecnej rodziny, ale przede wszystkim dla siebie. Czy jednak jego plan jest wart zachodu? Wstał delikatnie i cicho, aby nikogo nie obudzić. Wolnym krokiem ruszył w stron wyjścia. Panował mrok i deszcz. Wychylił głowę i lecąca woda zaczęła moczyć jego łeb. Z grzywy spływała.
Po chwili poczuł na swoim ogonie ucisk i to mało przyjemny. W pierwszej chwili myślał, ze to Hapana, ale kto inny nadepnął mu na ogon. Zawadi. Siostra wpatrywała się w niego gniewnym wzrokiem, ponieważ domyślała się co brat chce zrobić. Wspominał o pewnym planie już wiele razy.
- Zawadi.
- Nie pozwolę ci na to.
- Przecież mu ufasz.
- Tak było kiedyś. Gdy byłam dzieckiem, ale teraz nie jestem.
- Kiedyś obiecywał wsparcie.
- Naprawdę wierzysz, ze to zrobi? Miujiza, nie bądź głupi. Zabije cie, albo nastawi przeciwko nam.
- Nie ulegnę mu, tylko go wykorzystam.
- Skąd ta pewność?
Szary miał dość, chciał się uwolnić od siostry. Wiedział swoje i co by się nie stało zamierzał spróbować. Chciał ją wyminąć, ale ta jednym susem zastąpiła mu drogę. Miujiza zawarczał.
- Zejdź mi z drogi siostro.
- Nie.
- Zawadi...
- Co z tego że to nasz ojciec? Ma nas gdzieś i nigdy nie chciał. A ty liczysz na jego wsparcie? Cała ta sytuacja z Chaką namieszała ci w głowie. Jesteś głupi, skoro sądzisz, ze to coś da. A nawet jeśli i dojdzie do kolejnego starcia to co zrobisz? Zabijesz go? Czy zranisz i zostawisz na pewną śmierć? Nie bądź jak on bracie. Nie jesteś taki.
- Ale to jedyne co mi przychodzi do głowy więc albo dasz mi spokój i zamkniesz się wreszcie, albo pójdziesz ze mną!
Szli w milczeniu i po kilku dłuższych chwilach byli na granicy. Zawadi zawahała się przed śmiałym wejściem brata, ale pozostała wierna jego pomysłowi do końca. Dotarli do wielkiej i bardzo starej czaszki słonia, w około panował półmrok i cisza.
- Khari! Pokaż się! Wiem, że tutaj jesteś, ty i twoje stado! - Nadal głucha pustka - Potrzebuję twojej pomocy! - Lekkie upokorzenie. Miujiza chciał tego uniknąć, ale te słowa zdołały wywołać wilka z lasu. Na szczycie czaszki pojawił się brązowy lew i z szyderczym uśmiechem spoglądał na swoje potomstwo.
- Co ja słyszę? Muszę przyznać, ze mnie zaskoczyłeś Miujiza. Zawsze mnie od siebie odpychałeś i nagle śmiesz prosić o pomoc?
- Wysłuchasz mnie czy nie?
- O co prosisz?
- Musze nauczyć się walczyć. Ale nie tylko. Chcę stać się na tyle silny i dojrzały by móc chronić tych na kim mi zależy.
Khari ułożył się na czaszce i wyczekiwał dokładniejszych wyjaśnień. Był wyraźnie zaciekawiony.
- Co się skłoniło do tak nagłej zmiany?
- Ostatnio o mało nie przegrałem walki o lwicę. Gdyby nie ona sama i przyjaciele, przegrałbym.
- Hmmm, jesteś z mojej krwi, nie dziwię się, ze pragniesz zwycięstwa. Walka płynie w twoich żyłach, pożądasz jej.
Brązowy lew uśmiechnął się szczerze. Nagle obok niego pojawiła się Lisa. Była wyraźnie rozgniewana widokiem dzieci swojego męża. Zwłaszcza Zawadi. Miujizie rzuciła groźne spojrzenie, ale na lwicę głośno zawarczała. Nastolatka odpowiedziała tym samym.
- Spokojnie kochanie. Nic się nie dzieje. Powiedz mi Miujiza, dlaczego myślisz, ze ci pomogę!? - Stał się poważny.
- Jesteś moim ojcem. Mam prawo czegoś oczekiwać. Nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego, zgoda, ale chociaż tak mi zrekompensuj brak ojca. Więc jak będzie?
Khari podniósł się i zeskoczył wprost pod łapy syna. Przyjrzał się mu i obszedł dookoła.
- Z wiekiem coraz bardziej mnie przypominasz. Teraz to widzę. Hmmm, pomogę ci, zgoda. Ale nie będzie forów, ani litości. Robisz co ci każę i nie narzekasz.
- Czego chcesz w zamian?
- Och, niczego, naprawdę. Być może kiedyś... zwrócę się do ciebie o spłatę długu - Nagle zwrócił się do córki, która patrzyła na niego z obrzydzeniem i odsuwała się. Ją również obszedł dookoła - Ach, piękna Zawadi, jak ty wyrosłaś. Stałaś się śliczną lwicą. Wkrótce dorównasz swojej mamie. A jaką ty masz do mnie prośbę, moja droga?
- Niczego od ciebie nie chcę. Przyszłam dla brata.
- Czyżby?! - Krzyk Lisy uniósł się echem. Wszyscy zwrócili na nią uwagę. Zielonooka zbliżyła się do brązowej. Od lwicy czuć było istną furię i nienawiść - Tacy jak ty zawsze chcą najwięcej. Z pewnością jest coś...
- Powtarzam, ze niczego od Was nie chcę! Jedynie świętego spokoju. Żebyście nie mieszali się w życie na Lwiej Ziemi! Moje życzenie takze spełnicie?
- Ty mała... - Lisa była gotowa dać Zawadi nauczkę, ale Khari ją powstrzymał.
- Spokojnie, obie. Zawadi zapewniam cię, ze nigdy nie odczujesz bólu z mojej strony. Lisa, kotku nie denerwuj się. Jeśli chcesz się wyżyć, to weź lwice na polowanie. A wy, moje dzieci, wracajcie do domu. Zanim zobaczą, ze was nie ma.
Rodzeństwo opuściło Cmentarzysko. Miujiza wyraźnie rozluźniony, ale Zawadi bała się jeszcze bardziej. Nie wytrzymała i zaszła brata od przodu.
- Nadal nie wierzę, ze to zrobiłeś! Jak ja mogłam pozwolić ci na to? I ja dałam się namówić?
- Siostro, spokojnie, proszę. Pamietaj, ze to moje zmartwienie co się teraz będzie działo. Ty nie musisz się o nim martwić. Ja muszę umieć chronić Hapanę. Ty nie musisz się o to martwić, ze ktoś będzie o ciebie walczył.
- CO? O czym ty gadasz?
- Zawadi, nie wierzę, ze tego nie zauważyłaś, ale Chaka nie ukrywa się ze swoimi intencjami wobec ciebie.
- Chcesz powiedzieć, ze podobam się Chace?
- Takie to dziwne? Ehh, Zawadi, nie chce się wtrącać w twoje życie, ale błagam cię obiecaj mi coś. Jeśli będzie czegoś próbował, nie ulegnij mu. Proszę. To nie jest lew dla ciebie.
- Miujiza, wiem jaki jest Chaka. To kogo sama wybiorę zależy ode mnie. Nienawidzisz go, wiem, rozumiem, ale...
- Podoba ci się? - Lwica się zarumieniła.
- Chaka ma straszny momentami charakter, ale jest przystojny. I potrafi walczyć, ma też ustanowioną pozycję. Będę na niego uważać, ale nie będę niepotrzebnie unikać, bo ty tak chcesz. Mam rozum, poradzę sobie.
- Nie ufam mu i nie chcę, aby spotkało cię to samo co naszą mamę, Zawadi. Jeśli kiedyś coś Was połączy... nie będę spuszczał go z oczu, tak czy inaczej.
Zawadi rozumiała brata. Sama nie chciała dzielić lodu Wazi. Khari mówił, ze ją kocha, a potem zdradził i zostawił z dwojgiem kociąt. Ale Brązowa nie zamierzała sobie na to pozwolić.
poniedziałek, 23 maja 2016
#73 Zgłaszam swoją kandydaturę
Nisza chciała unikać Kiongoziego, ale z drugiej strony pragnęła zrobić wszystko, aby ten ja pokochał. Szczerze pokochał. Miała teraz na głowie mnóstwo problemów. W sumie, nie tylko ona. Kiongozi, jej pozycja, uczucia, na dodatek miała wrażenie, że Chaka zaczął się do niej przymilac. Miała tego lwa serdecznie dość. Próbował się zarazem zbliżyć do niej i Valentine. Nie dawał za wygraną. Z Hapaną dał sobie już zupełnie spokój, ale doszło do tego, ze jej nie tylko unikał, ale kiedy na siebie trafili omal nie dochodziło do bójek. Ale największym problemem była jej siostra Narumi. Wszystkich irytowała, nie potrafiła się podporządkować nawet królowi. Nie polowała i całymi dniami nie robiła dosłownie niczego. Na dodatek dziwnie się zachowywała w stosunku do innych członków stada. Wszystkich z góry oceniała i wybierała na ślepo jak kogo traktować.
Któregoś dnia brązowa lwica idąc do wodopoju napotkała na swojej drodze księcia. Nie mogła przepuścić takiej okazji. Podeszła do niego od tyłu, ale ten natychmiast ją wyczuł. Kedy ją ujrzał przypomniał sobie, ze Nisza kazała mu na nią uważać. Była tutaj od tygodnia, ale Kiongozi zdążył dostrzec u niej parszywe cechy. Bahati porównywał ją do Hapany, ale wcale nie były tak podobne. Ruda miała swoje zdanie i twardo stąpała po ziemi. Potrafiła być opryskliwa i stanowcza, ale Narumi była po prostu parszywa. Zawarczał cicho i odwrócił wzrok.
- Hejże, cóż to za powitanie. Myślałam, ze na Lwiej Ziemi inaczej traktuje się gości, a już tym bardziej nowych członków stada.
- Należysz do stada, ale nie jesteś jej członkiem. Nie robisz nic na jego korzyść.
- Och, przepraszam, jeszcze nie obeznałam się z terenem i tymi waszymi zasadami. Nie przywykłam do służenia. Zawsze to mnie obsługiwano.
Książę prychnął jedynie i położył się licząc, ze ta odejdzie widząc jego brak zainteresowania. Ale brązowa jedynie ułożyła się u jego boku. Spojrzeli na siebie. Kiongozi z zażenowaniem, natomiast Narumi z parszywym uśmieszkiem.
- Wybacz książę moją śmiałość, ale muszę zapytać. - Nagle straciła swój poprzedni wyraz twarzy - Co czujesz względem Niszy?
- To chyba nie jest twoja sprawa. Ale powinnaś wiedzieć. Przecież okazałem swoje uczucia przy całej waszej rodzinie...
- Tak, owszem, ale to było dawno...
- Jeszcze nie widziałem, aby komuś tak szybko się odwidziało. Miłego dnia. - Wstał i oddalił się o dwa kroki.
- Tobie się to jednak zdarzyło! - Krzyknęła za nim. Wstała i ponownie zbliżyła się do niego jednym susem. - W przeciwieństwie do członków twojego stada, ja, drogi książę, nie jestem ślepa. Jeden dzień po zaręczynach było pięknie i kochająco, ale od tego czasu nie widuję Was zbyt często razem. Oddaliliście się od siebie - lwica zaczęła go otaczać - Czyżby kłopoty w raju?
Jej zachowanie i wścibskość zaczęła zupełnie irytować księcia, zagryzł zęby i zawarczał na nią, tym razem głośniej i groźniej.
- Jestem niedowiarkiem i wierzę tylko w to co widzę. Jak długo zamierzacie okłamywać wszystkich i samych siebie? Skoro między tobą i moją przyrodnią siostrą niczego nie ma... - lwica zaczęła ocierać się o księcia i machała mu ogonem koło pyska.
- Jeszcze niczego nie ma! Daliśmy sobie szansę.
- Czyli jednak mam rację! Ale skoro tak, to może dasz także szansę i mnie?
Lwica zbliżyla się jeszcze bardziej. Książę pierwszy raz w życiu był tak skołowany i przytłumiony. Narumi przekroczyła granicę. Kiongozi odepchnał ją ciałem i powalił na ziemię. Stanął nad nią stawiając przednie łapy między głowę, zbliżając do jej pyska swoje wysunięte kły.
- Mam cię serdecznie dość, nie licz na cokolwiek z mojej strony. I nie waż się nikomu mówić o mnie i Niszy, bo szybko wylecisz ze stada i nawet do domu nie będziesz mogła wrócić.
Może słowa księcia nie były pełne grozy, ale starsza lwica widocznie je zrozumiała, bo przybrała stanowczy wyraz, przełknęła ślinę i skinęła głową. Tego się nie spodziewała. Oboje nie wiedzieli, Nuada widział ich poczynania. Kiedy Narumi została sama, złoty zbliżył się do niej. Raczej starał się jej unikać, ponieważ trochę obawiał się siostry. tak było od zawsze. Starsza Narumi zawsze wręcz znęcała się nad bliźniakami. Nisza sobie jakoś radziła, ale Nuada żył za jej plecami. Jednak on już był nastolatkiem, dorównywał jej wzrostem i stał się odważniejszy.
- Co to miało znaczyć, Narumi?
- Ah, Nuada, zależy o co pytasz - nagle jakby wrócił jej humor.
- Widziałem całe zajście. Czy ty próbujesz uwieźć księcia? Narzeczonego własnej siostry?
- Och, mój drogi. Pół - siostry. Poza tym, niewiele jest tak naprawdę między nimi.
- Wiem o tym, Nisza mi mówiła. A ty mogłabyś przestać zwracać tak wielką uwagę na nasze niepełne pokrewieństwo.
- Nie wiesz ile to dla mnie znaczy, Nuada! Nie rozumiesz jak to jest stracić matkę na rzecz innej lwicy! A potem jeszcze dzielić z wami ojca!
- Ale to nie nasza wina, Narumi! Wiesz o tym. I zostaw Kiongoziego w spokoju! Nie jesteś warta miana królowej!
Tego brązowa nie wytrzymała. Nuada wiedział, ze w tej chwili wyszedł przed szereg. Nim sie obejrzał poczuł nagły cios i po chwili leżał na ziemi, obolałymi żebrami. Podniósł się cieżko i spojrzał na gniewną siostrę. W jej oczach palił gniew. Przed chwilą sama otrzymała mocny cios i jeszcze była gotowa walczyć dalej. Nuada nie zamierzał pozostawać jej wierny. Wstał, doskoczył do niej i zadał jej cios w pysk, którego da zdołała uniknąć. Nie byli sobie do końca równi. Narumi wspaniale walczyła i była silna. Złapała zębami za kark brata i przygniotła go do ziemi. Docisnęła zęby i zrobiła mu na szyi niewielkie rany. Po tym puściła go.
- Jeśli nie spróbujesz, to nigdy się nie przekonasz czego jesteś wart. Lepiej weź się za siebie i spróbuj ustawić. Zawalcz o tą księżniczkę Valentine. Zdaje się, ze Chaka ją sobie upodobał.
- Skoro tak, to ja się nie będę mieszał.
- Z takim podejściem zostaniesz sam, do końca życia. Kociaku.
Narumi odpuściła. Poszła w swoją stronę, kierując się w przeciwnym kierunku do Lwiej Skały. Nuada wściekły i obolały zamierzał wrócić do groty. Właśnie dlatego zawsze siedział cicho, nie mieszał się i nie ładował w kłopoty. Szedł z nosem w trawie i potykał się o własne łapy. W pewnym momencie uderzył o coś miękkiego głową.
- Och, uważaj.
Spojrzał w górę i ujrzał zdziwione zielone oczy wpatrujące się w niego. Rana koło lewego oka pozwoliła mu rozpoznać swoją ścianę.
- Hyhy, wybacz Val. Zamyśliłem się.
- Widzę, ale... co ci się stało?
Księżniczka spojrzała na kark towarzysza. Widoczna była świeża krew i rany.
- To, nic takiego. Mała utarczka z siostrą.
- Nisza cię tak potraktowała? Myślałam, ze świetnie się dogadujecie. To musiała być poważna sprzeczka.
- Nie, nie Nisza. Narumi. Nie przepadamy za sobą, ale nie ważne. Muszę wrócić do groty.
Lew wyminął brązową, ale po chwili przystanął i zawrócił, przy czym omal nie uderzyli się pyskami. Val musiała odchylić szyję do tyłu, natomiast Nuada tak mocno wychylił się do przodu, ze o mało nie poleciał na kark.
- Właściwie to mam pewną prośbę. Do ciebie. Jako księżniczki. Co musiałbym zrobić, aby dołączyć do Lwiej Gwardii?
- Chcesz do niej należeć?
- Och tak, to niezwykły zaszczyt. Moja siostra będzie królową, a ja? Chociaż tak mógłbym się spełnić.
- Hmm, moge porozmawiać o tym z ojcem. Ale czy jesteś pewien, ze chcesz? Siostra cię nieźle poturbowała.
- No i tutaj jest problem - lew przysiadł i zawstydził się mocno - nie potrafię walczyć. Nie jestem też jakiś szybki, ani silny, nie potrafię niczego specjalnego.
Val zrobiło się żal Nuady. Widziała w nim entuzjazm i pragnienie, tylko jak długo by wytrzymał? W tedy sobie jednak coś przypomniała. Historię ojca. Agile nie był prawowitym przywódcą i jeśli Nuada miałby w sobie ryk przodków, to zostałby liderem. Musiał się jednak jeszcze sporo nauczyć.
- Mam pewien pomysł. Pomogę ci. Nauczysz się walczyć, nabierzesz krzepy i sprytu. W tedy nie widzę przeciw wskazań.
- Naprawde? Dziękuję ci! Bardzo! Dzięki tobie moge znaleźć swoje miejsce!
Nastolatek nie opanował się i przytulił głowę do jej szyji, na bardzo krótko i zaraz się opanował. Ten gest wyraźnie zniechęcił Valentine.
- Ehhmm, widzę, ze jesteś szczęśliwy, ale lubię swoją przestrzeń.
- Jeszcze raz ci dziękuję!
- Dziękujesz mi jako księżniczce, czy...
- Przyjaciółce. Nigdy żadnej nie miałem. I nareszcie mam kogoś do towarzystwa oprócz siostry.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Bardzo Was przepraszam, ze notka dopiero dzisiaj, ale nie było mnie ostatnią niedzielę, a w tygodniu naprawdę nie mam czasu pisać na spokojnie. Ale wystawa młodych koni była warta tygodnia obsuwy. Mam do Was pytanie, czy podobają się Wam moje opisy dalej sytuacji, nastroju i tak dalej? Czy macie dobre i bujne wyobrażenie historii kiedy daję opisy? Jeśli chcecie abym coś zmieniła, odjęła, dodała to piszcie.
Któregoś dnia brązowa lwica idąc do wodopoju napotkała na swojej drodze księcia. Nie mogła przepuścić takiej okazji. Podeszła do niego od tyłu, ale ten natychmiast ją wyczuł. Kedy ją ujrzał przypomniał sobie, ze Nisza kazała mu na nią uważać. Była tutaj od tygodnia, ale Kiongozi zdążył dostrzec u niej parszywe cechy. Bahati porównywał ją do Hapany, ale wcale nie były tak podobne. Ruda miała swoje zdanie i twardo stąpała po ziemi. Potrafiła być opryskliwa i stanowcza, ale Narumi była po prostu parszywa. Zawarczał cicho i odwrócił wzrok.
- Hejże, cóż to za powitanie. Myślałam, ze na Lwiej Ziemi inaczej traktuje się gości, a już tym bardziej nowych członków stada.
- Należysz do stada, ale nie jesteś jej członkiem. Nie robisz nic na jego korzyść.
- Och, przepraszam, jeszcze nie obeznałam się z terenem i tymi waszymi zasadami. Nie przywykłam do służenia. Zawsze to mnie obsługiwano.
Książę prychnął jedynie i położył się licząc, ze ta odejdzie widząc jego brak zainteresowania. Ale brązowa jedynie ułożyła się u jego boku. Spojrzeli na siebie. Kiongozi z zażenowaniem, natomiast Narumi z parszywym uśmieszkiem.
- Wybacz książę moją śmiałość, ale muszę zapytać. - Nagle straciła swój poprzedni wyraz twarzy - Co czujesz względem Niszy?
- To chyba nie jest twoja sprawa. Ale powinnaś wiedzieć. Przecież okazałem swoje uczucia przy całej waszej rodzinie...
- Tak, owszem, ale to było dawno...
- Jeszcze nie widziałem, aby komuś tak szybko się odwidziało. Miłego dnia. - Wstał i oddalił się o dwa kroki.
- Tobie się to jednak zdarzyło! - Krzyknęła za nim. Wstała i ponownie zbliżyła się do niego jednym susem. - W przeciwieństwie do członków twojego stada, ja, drogi książę, nie jestem ślepa. Jeden dzień po zaręczynach było pięknie i kochająco, ale od tego czasu nie widuję Was zbyt często razem. Oddaliliście się od siebie - lwica zaczęła go otaczać - Czyżby kłopoty w raju?
Jej zachowanie i wścibskość zaczęła zupełnie irytować księcia, zagryzł zęby i zawarczał na nią, tym razem głośniej i groźniej.
- Jestem niedowiarkiem i wierzę tylko w to co widzę. Jak długo zamierzacie okłamywać wszystkich i samych siebie? Skoro między tobą i moją przyrodnią siostrą niczego nie ma... - lwica zaczęła ocierać się o księcia i machała mu ogonem koło pyska.
- Jeszcze niczego nie ma! Daliśmy sobie szansę.
- Czyli jednak mam rację! Ale skoro tak, to może dasz także szansę i mnie?
Lwica zbliżyla się jeszcze bardziej. Książę pierwszy raz w życiu był tak skołowany i przytłumiony. Narumi przekroczyła granicę. Kiongozi odepchnał ją ciałem i powalił na ziemię. Stanął nad nią stawiając przednie łapy między głowę, zbliżając do jej pyska swoje wysunięte kły.
- Mam cię serdecznie dość, nie licz na cokolwiek z mojej strony. I nie waż się nikomu mówić o mnie i Niszy, bo szybko wylecisz ze stada i nawet do domu nie będziesz mogła wrócić.
Może słowa księcia nie były pełne grozy, ale starsza lwica widocznie je zrozumiała, bo przybrała stanowczy wyraz, przełknęła ślinę i skinęła głową. Tego się nie spodziewała. Oboje nie wiedzieli, Nuada widział ich poczynania. Kiedy Narumi została sama, złoty zbliżył się do niej. Raczej starał się jej unikać, ponieważ trochę obawiał się siostry. tak było od zawsze. Starsza Narumi zawsze wręcz znęcała się nad bliźniakami. Nisza sobie jakoś radziła, ale Nuada żył za jej plecami. Jednak on już był nastolatkiem, dorównywał jej wzrostem i stał się odważniejszy.
- Co to miało znaczyć, Narumi?
- Ah, Nuada, zależy o co pytasz - nagle jakby wrócił jej humor.
- Widziałem całe zajście. Czy ty próbujesz uwieźć księcia? Narzeczonego własnej siostry?
- Och, mój drogi. Pół - siostry. Poza tym, niewiele jest tak naprawdę między nimi.
- Wiem o tym, Nisza mi mówiła. A ty mogłabyś przestać zwracać tak wielką uwagę na nasze niepełne pokrewieństwo.
- Nie wiesz ile to dla mnie znaczy, Nuada! Nie rozumiesz jak to jest stracić matkę na rzecz innej lwicy! A potem jeszcze dzielić z wami ojca!
- Ale to nie nasza wina, Narumi! Wiesz o tym. I zostaw Kiongoziego w spokoju! Nie jesteś warta miana królowej!
Tego brązowa nie wytrzymała. Nuada wiedział, ze w tej chwili wyszedł przed szereg. Nim sie obejrzał poczuł nagły cios i po chwili leżał na ziemi, obolałymi żebrami. Podniósł się cieżko i spojrzał na gniewną siostrę. W jej oczach palił gniew. Przed chwilą sama otrzymała mocny cios i jeszcze była gotowa walczyć dalej. Nuada nie zamierzał pozostawać jej wierny. Wstał, doskoczył do niej i zadał jej cios w pysk, którego da zdołała uniknąć. Nie byli sobie do końca równi. Narumi wspaniale walczyła i była silna. Złapała zębami za kark brata i przygniotła go do ziemi. Docisnęła zęby i zrobiła mu na szyi niewielkie rany. Po tym puściła go.
- Jeśli nie spróbujesz, to nigdy się nie przekonasz czego jesteś wart. Lepiej weź się za siebie i spróbuj ustawić. Zawalcz o tą księżniczkę Valentine. Zdaje się, ze Chaka ją sobie upodobał.
- Skoro tak, to ja się nie będę mieszał.
- Z takim podejściem zostaniesz sam, do końca życia. Kociaku.
Narumi odpuściła. Poszła w swoją stronę, kierując się w przeciwnym kierunku do Lwiej Skały. Nuada wściekły i obolały zamierzał wrócić do groty. Właśnie dlatego zawsze siedział cicho, nie mieszał się i nie ładował w kłopoty. Szedł z nosem w trawie i potykał się o własne łapy. W pewnym momencie uderzył o coś miękkiego głową.
- Och, uważaj.
Spojrzał w górę i ujrzał zdziwione zielone oczy wpatrujące się w niego. Rana koło lewego oka pozwoliła mu rozpoznać swoją ścianę.
- Hyhy, wybacz Val. Zamyśliłem się.
- Widzę, ale... co ci się stało?
Księżniczka spojrzała na kark towarzysza. Widoczna była świeża krew i rany.
- To, nic takiego. Mała utarczka z siostrą.
- Nisza cię tak potraktowała? Myślałam, ze świetnie się dogadujecie. To musiała być poważna sprzeczka.
- Nie, nie Nisza. Narumi. Nie przepadamy za sobą, ale nie ważne. Muszę wrócić do groty.
Lew wyminął brązową, ale po chwili przystanął i zawrócił, przy czym omal nie uderzyli się pyskami. Val musiała odchylić szyję do tyłu, natomiast Nuada tak mocno wychylił się do przodu, ze o mało nie poleciał na kark.
- Właściwie to mam pewną prośbę. Do ciebie. Jako księżniczki. Co musiałbym zrobić, aby dołączyć do Lwiej Gwardii?
- Chcesz do niej należeć?
- Och tak, to niezwykły zaszczyt. Moja siostra będzie królową, a ja? Chociaż tak mógłbym się spełnić.
- Hmm, moge porozmawiać o tym z ojcem. Ale czy jesteś pewien, ze chcesz? Siostra cię nieźle poturbowała.
- No i tutaj jest problem - lew przysiadł i zawstydził się mocno - nie potrafię walczyć. Nie jestem też jakiś szybki, ani silny, nie potrafię niczego specjalnego.
Val zrobiło się żal Nuady. Widziała w nim entuzjazm i pragnienie, tylko jak długo by wytrzymał? W tedy sobie jednak coś przypomniała. Historię ojca. Agile nie był prawowitym przywódcą i jeśli Nuada miałby w sobie ryk przodków, to zostałby liderem. Musiał się jednak jeszcze sporo nauczyć.
- Mam pewien pomysł. Pomogę ci. Nauczysz się walczyć, nabierzesz krzepy i sprytu. W tedy nie widzę przeciw wskazań.
- Naprawde? Dziękuję ci! Bardzo! Dzięki tobie moge znaleźć swoje miejsce!
Nastolatek nie opanował się i przytulił głowę do jej szyji, na bardzo krótko i zaraz się opanował. Ten gest wyraźnie zniechęcił Valentine.
- Ehhmm, widzę, ze jesteś szczęśliwy, ale lubię swoją przestrzeń.
- Jeszcze raz ci dziękuję!
- Dziękujesz mi jako księżniczce, czy...
- Przyjaciółce. Nigdy żadnej nie miałem. I nareszcie mam kogoś do towarzystwa oprócz siostry.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Bardzo Was przepraszam, ze notka dopiero dzisiaj, ale nie było mnie ostatnią niedzielę, a w tygodniu naprawdę nie mam czasu pisać na spokojnie. Ale wystawa młodych koni była warta tygodnia obsuwy. Mam do Was pytanie, czy podobają się Wam moje opisy dalej sytuacji, nastroju i tak dalej? Czy macie dobre i bujne wyobrażenie historii kiedy daję opisy? Jeśli chcecie abym coś zmieniła, odjęła, dodała to piszcie.
niedziela, 8 maja 2016
#72 Co z tym dalej zrobisz?
Nikt nie słyszał nawet bójki nastolatków. Można by myśleć, ze dwóch na jednego i po sprawie, ze Miujiza i Kiongozi pokonają Chakę. Ale był pewien haczyk. Syn siostry króla posiadał domenę siły i potrafił jej używać. Miujiza jako ten odważny nie bał się kuzyna, ale podświadomie wiedział, ze nie ma szans. Szary odepchnął Kiongoziego, aby samemu się uporać z problemem. W końcu byla to ich walka o Hapanę. Książe postanowił obserwować.
Walka zaczynała sie ciagnąć już za długo. Miujiza odniósł wiele ran, mimo tego nie poddawał się. Kiedy Chaka zadał ostatni cios w pysk który powalił szarego na ziemię, ten stanął nad nim gotowy do zadania następnego, Ale szary był znacznie sprytniejszy. Obrócił się na plecy i kopnął dwoma tylnymi łapami w brzuch Chakę. I bójka trwała dalej. Biały miał tego dość, nie chciał się mieszać, wiedział, ze siostra sama rozwiąże problem zdrady, wiec znalazł pomysł. Pobiegł z powrotem do stada, aby znaleźć Hapanę. Leżała razem z resztą lwic przed główną grotą.Była tam też Valentine. Wspaniale. Ksiażę mógł teraz załatwić obie sprawy naraz. Nastolatki zwróciły na niego uwagę.
- Miujiza i Chaka walczą ze sobą. Hapana, jeśli ty ich nie powstrzymasz to się pozabijają.
Ruda spojrzała na rany na białej sierści ksiecia i wiedziała, ze sprawa jest poważna. Zerwała się na równe łapy, a zaraz za nią Valentine.
- Dlaczego oni walczą, bracie?
- Chodź z nami. Wszystkiego sie dowiesz. Nie mówcie nic mojemu ojcu.
Trójka pobiegła czym prędzej w miejsce walczących. W tym momencie właśnie Chaka złapal za kark Miujizę i rzucił nim o ścianę. Kiedy beżowy zbliżył się do szarego, ten zadał mu cios pazurami rozcinając policzek. Na pewno wywołało to ból, chociaż miało na celu jedynie spowolnienie przeciwnika. Hapana nie mogła na to patrzeć. Zaryczała i skoczyła między walczących. Groźnie patrzyła na obojga
-Starczy tego! Co wy wyprawiacie?
- Chaka, o co tutaj chodzi? - Valentine podeszła bliżej. - Miujiza, co Was tak zdenerwowało?
Widać było że beżowy był z lekka zaniepokojony. Najwyższy czas by rozstrzygnąć te sprawę. Zamierzał jednak dalej grac o swoje.
- Hapana, skarbie, przepraszam, ale nie pozwolę tak łatwo odbić cię temu... synowi wyrzutka. Zasługujesz na kogoś lepszego.
- Niby na ciebie? O nie, Chaka. Byłam z tobą bo szukałam pocieszenia. Ale ja nie chcę być z tobą. Nigdy nie chciałam. Pozwoliłam ci się zbliżyc, bo myślałam, ze to pomoże. Ale było jeszcze gorzej. Miujiza - zwróciła się do szarego - to z tobą chcę być. Przepraszam, za to co zrobiłam. Jak cię traktowałam.
- A ja z tobą. Zakochałem się w tobie Hapana. I jeśli dasz nam szansę, to może i ty pokochasz mnie?
Szary był bardzo osłabiony, ale znalazł trochę siły by wstać, oprzeć głowę o szyję ukochanej i się przytulić. Jednak już chwilę potem upał na ziemię. Nie miał siły by wstać. Kiongozi założył go sobie na grzbiet i razem z rudą odszedł w inne miejsce, aby kuzyn mógł wypocząć.
Odchodząc spojrzał przelotnie na siostrę, która została z Chaką.
- Byłeś z Hapaną? Nie wiedziałam, że coś do niej czułeś.
- Ehhh, nie miej mi tego za złe. Po twoim wypadku szukałem ukojenia i zauroczyłem się. Ale, oczywiście, jeśli tylko chcesz, mogę teraz wrócić do cie...
Księżniczka z chytrym uśmiechem przystawiła mu łape do pyska, aby nie mógł dokończyć zdania. Już chwilę potem jej mina spoważniała.
- Jak chcesz do mnie wrócić, skoro nigdy nie byliśmy razem? Chaka, nic do ciebie nie czuję. Jesteś moim małym kuzynem i zawsze będziesz. Ucieszyłam się kiedy usłyszałam, ze jesteś z naszą Hapaną, ale przypuszczałam, ze nie jesteś wobec niej szczery.
- Jak to nie jestem szczery? Wobec niej.
- Ledwo cię opuściła i chcesz byc ze mną. O nie, Chaka. Nie tak łatwo mnie zdobyć.
- Dajesz mi szansę?
- Chcesz to próbuj dalej, ale nie obiecuj sobie za wiele.
Z tymi słowami obróciła się i oparła o bok kuzyna, któremu trzęsły się łapy.
- Pomogę ci dojść do jaskini. Musicie odpoczać, oboje. - Ten jednak odsunął się gwałtownie i spojrzał na nią z niemym uśmiechem.
- Nie potrzebuję pomocy. Dam sobie radę.
Oczywiście wyskok nastolatków nie mógł się obyć bez rodzicielskiej kary. Asante był naprawdę wściekły, ale usłyszawszy, ze syn walczył o lwicę, trochę łagodniał. Wimbo wziął wyczynek przybranego syna na siebie, ponieważ to on doradzał mu spór. Kiongozi miał najgorzej. Król miał nadzieję, ze gdy dojdzie do takiej sytuacji jego syn postąpi jak trzeba, na pewno nie wda się w głupia bijatykę. Oczywiście ten walczył w bronie siostry, ale Kiongozi nie zamierzał się tłumaczyć. Zostawił powód bójki dla siebie.
- Zaręczyłeś się, jesteś moim następcą, a dalej zachowujesz się jak dzieciak! Jak ty się zachowujesz? Jaki przykład dajesz poddanym? Co się z tobą dzieje?! Mam wrażenie, ze ostatnio zupełnie się zmieniłeś. Jakbym nie miał swojego syna, tylko obcego podrzudka.
- Skarbie, spokojnie, nasz syn na pewno ma powód, dlaczego tak postąpił. - Królowa spojrzała wyczekująco na syna. Oczekują odpowiedzi. Ale ten tylko milczał z przepraszającym wzrokiem. Jego matka spojrzała zawiedzionym wzrokiem na męża i znów na syna. Chciała coś powiedzieć, ale w tej chwili weszła Valentine.
- On walczył za mnie.
Lwica wyjaśniła całą sytuację, którą też dopiero przed chwilą zrozumiała. Nie wiedziała czy o to chodziło jej bratu, ale postanowiła wierzyć we własne słowa. Na jej pysku malował się swego rodzaju smutek, ale rodzice nie chcieli jej męczyć pytaniami.
Późnym wieczorem Kiongozi leżał na czubku Lwiej Skały i spoglądał w dal. Usłyszał za sobą kroki siostry, która zaraz ułożyła sie obok niego.
- Miałeś rację bracie.
- Dlaczego?
- Wiedziałam, ze Chaka mnie nie kocha.
- Ale mu się podobasz.
- Tyle też wiem. Ale miałeś rację, ze zostawi mnie przy pierwszej lepszej okazji. Chciał tylko tytułu.
- Może chciał też czegoś wiecej. Na pewno nadal chce. W końcu który lew nie chce mieć u swego boku pięknej lwicy do końca życia?
Lwicę zawstydził ten komplement brata. Biały szturchnął ją lekko łapą. Oboje zaśmiali się i leżeli dalej w ciszy. Nagle za plecami usłyszeli chrząknięcie. Oboje odwrócili się i popatrzyli na Niszę, która uśmiechała się uprzejmie. Valentine postanowiła ich opuścić.
- Ty już u swego boku masz piękną lwicę. Szczęściarz. Dobranoc Wam obojgu.
Kiedy księżniczka zniknęła, Nisza czekała, aż ukochany zejdzie z "tronu" i będzie mogła z nim porozmawiać. Ku jej zdziwieniu narzeczony poklepał miejsce u swego boku, zachęcając by na niego wstąpiła.
- Jesteś narzeczoną księcia i przyszłą władczynią lwiej Ziemi. Masz prawo tu być.
Niechętnie i z lekkim wątpieniem złota lwica weszła na czubek Lwiej Skały. Obawiała się jednak, ze władcy ją zobaczą.
- Kiongozi, chciałam z tobą porozmawiać. Chodzi o... nasze zaręczyny. Chyba nas wszystkich zaskoczyły, ale mnie najbardziej, bo...
- Nie wiesz co do ciebie czuje? Nisza, ja muszę wyznać ci prawdę. Nie będę cię okłamywał, wystarczy, ze zrobiłem to kiedy ci się oświadczałem.
- Okłamałeś mnie? W zwiazku z czym?
- Nie kocham cię. Wybacz Nisza, ale ja cię nie znam. Pamiętam co było między nami i widzę cię teraz. Nadal jesteś tą pięknooką lwicą, która kiedyś mnie zauroczyła. Robisz to nadal, ale tylko tyle.
- Więc czemu to zrobiłeś?
- Bo nie chciałem, abyś odchodziła. Bo widziałem jak bardzo chciałaś zostać i jak bardzo nie chciałaś ulec ojcu.
Lwicy zaparło dech w piersiach.
- To nie tak, że cię odtrącam, moja piękna. Chcędać nam szansę, chcę się w tobie zakochać, moze kiedyś się uda. Chcę, abyś była moją królową.
Nisza poderwała się na równe łapy. Patrzyła na księcia z dziwnym spokojem.
- Poślubisz mnie, mianujesz królową i założysz ze mną rodzinę na siłę, nawet jeśli do tego czasu mnie nie pokochasz?
- ... Tak.
Wzięła głęboki wdech, odwróciła się i zeszła z Lwiej Skały. Biały lew został sam. Zrobiło mu się głupio i to mocno. Wyznał prawdę Niszy, ale okłamywał całe stado. Co mógł z tym zrobić?
Nikt nie przypuszczał, ze w mroku głównej jaskini chowa się król, który dobrze wszystko słyszał. Jednak cała ta sytuacja mocno go w tej chwili przerosła. Nie wiedział co z tym zrobić. Jako król i jako ojciec.
Walka zaczynała sie ciagnąć już za długo. Miujiza odniósł wiele ran, mimo tego nie poddawał się. Kiedy Chaka zadał ostatni cios w pysk który powalił szarego na ziemię, ten stanął nad nim gotowy do zadania następnego, Ale szary był znacznie sprytniejszy. Obrócił się na plecy i kopnął dwoma tylnymi łapami w brzuch Chakę. I bójka trwała dalej. Biały miał tego dość, nie chciał się mieszać, wiedział, ze siostra sama rozwiąże problem zdrady, wiec znalazł pomysł. Pobiegł z powrotem do stada, aby znaleźć Hapanę. Leżała razem z resztą lwic przed główną grotą.Była tam też Valentine. Wspaniale. Ksiażę mógł teraz załatwić obie sprawy naraz. Nastolatki zwróciły na niego uwagę.
- Miujiza i Chaka walczą ze sobą. Hapana, jeśli ty ich nie powstrzymasz to się pozabijają.
Ruda spojrzała na rany na białej sierści ksiecia i wiedziała, ze sprawa jest poważna. Zerwała się na równe łapy, a zaraz za nią Valentine.
- Dlaczego oni walczą, bracie?
- Chodź z nami. Wszystkiego sie dowiesz. Nie mówcie nic mojemu ojcu.
Trójka pobiegła czym prędzej w miejsce walczących. W tym momencie właśnie Chaka złapal za kark Miujizę i rzucił nim o ścianę. Kiedy beżowy zbliżył się do szarego, ten zadał mu cios pazurami rozcinając policzek. Na pewno wywołało to ból, chociaż miało na celu jedynie spowolnienie przeciwnika. Hapana nie mogła na to patrzeć. Zaryczała i skoczyła między walczących. Groźnie patrzyła na obojga
-Starczy tego! Co wy wyprawiacie?
- Chaka, o co tutaj chodzi? - Valentine podeszła bliżej. - Miujiza, co Was tak zdenerwowało?
Widać było że beżowy był z lekka zaniepokojony. Najwyższy czas by rozstrzygnąć te sprawę. Zamierzał jednak dalej grac o swoje.
- Hapana, skarbie, przepraszam, ale nie pozwolę tak łatwo odbić cię temu... synowi wyrzutka. Zasługujesz na kogoś lepszego.
- Niby na ciebie? O nie, Chaka. Byłam z tobą bo szukałam pocieszenia. Ale ja nie chcę być z tobą. Nigdy nie chciałam. Pozwoliłam ci się zbliżyc, bo myślałam, ze to pomoże. Ale było jeszcze gorzej. Miujiza - zwróciła się do szarego - to z tobą chcę być. Przepraszam, za to co zrobiłam. Jak cię traktowałam.
- A ja z tobą. Zakochałem się w tobie Hapana. I jeśli dasz nam szansę, to może i ty pokochasz mnie?
Szary był bardzo osłabiony, ale znalazł trochę siły by wstać, oprzeć głowę o szyję ukochanej i się przytulić. Jednak już chwilę potem upał na ziemię. Nie miał siły by wstać. Kiongozi założył go sobie na grzbiet i razem z rudą odszedł w inne miejsce, aby kuzyn mógł wypocząć.
Odchodząc spojrzał przelotnie na siostrę, która została z Chaką.
- Byłeś z Hapaną? Nie wiedziałam, że coś do niej czułeś.
- Ehhh, nie miej mi tego za złe. Po twoim wypadku szukałem ukojenia i zauroczyłem się. Ale, oczywiście, jeśli tylko chcesz, mogę teraz wrócić do cie...
Księżniczka z chytrym uśmiechem przystawiła mu łape do pyska, aby nie mógł dokończyć zdania. Już chwilę potem jej mina spoważniała.
- Jak chcesz do mnie wrócić, skoro nigdy nie byliśmy razem? Chaka, nic do ciebie nie czuję. Jesteś moim małym kuzynem i zawsze będziesz. Ucieszyłam się kiedy usłyszałam, ze jesteś z naszą Hapaną, ale przypuszczałam, ze nie jesteś wobec niej szczery.
- Jak to nie jestem szczery? Wobec niej.
- Ledwo cię opuściła i chcesz byc ze mną. O nie, Chaka. Nie tak łatwo mnie zdobyć.
- Dajesz mi szansę?
- Chcesz to próbuj dalej, ale nie obiecuj sobie za wiele.
Z tymi słowami obróciła się i oparła o bok kuzyna, któremu trzęsły się łapy.
- Pomogę ci dojść do jaskini. Musicie odpoczać, oboje. - Ten jednak odsunął się gwałtownie i spojrzał na nią z niemym uśmiechem.
- Nie potrzebuję pomocy. Dam sobie radę.
Oczywiście wyskok nastolatków nie mógł się obyć bez rodzicielskiej kary. Asante był naprawdę wściekły, ale usłyszawszy, ze syn walczył o lwicę, trochę łagodniał. Wimbo wziął wyczynek przybranego syna na siebie, ponieważ to on doradzał mu spór. Kiongozi miał najgorzej. Król miał nadzieję, ze gdy dojdzie do takiej sytuacji jego syn postąpi jak trzeba, na pewno nie wda się w głupia bijatykę. Oczywiście ten walczył w bronie siostry, ale Kiongozi nie zamierzał się tłumaczyć. Zostawił powód bójki dla siebie.
- Zaręczyłeś się, jesteś moim następcą, a dalej zachowujesz się jak dzieciak! Jak ty się zachowujesz? Jaki przykład dajesz poddanym? Co się z tobą dzieje?! Mam wrażenie, ze ostatnio zupełnie się zmieniłeś. Jakbym nie miał swojego syna, tylko obcego podrzudka.
- Skarbie, spokojnie, nasz syn na pewno ma powód, dlaczego tak postąpił. - Królowa spojrzała wyczekująco na syna. Oczekują odpowiedzi. Ale ten tylko milczał z przepraszającym wzrokiem. Jego matka spojrzała zawiedzionym wzrokiem na męża i znów na syna. Chciała coś powiedzieć, ale w tej chwili weszła Valentine.
- On walczył za mnie.
Lwica wyjaśniła całą sytuację, którą też dopiero przed chwilą zrozumiała. Nie wiedziała czy o to chodziło jej bratu, ale postanowiła wierzyć we własne słowa. Na jej pysku malował się swego rodzaju smutek, ale rodzice nie chcieli jej męczyć pytaniami.
Późnym wieczorem Kiongozi leżał na czubku Lwiej Skały i spoglądał w dal. Usłyszał za sobą kroki siostry, która zaraz ułożyła sie obok niego.
- Miałeś rację bracie.
- Dlaczego?
- Wiedziałam, ze Chaka mnie nie kocha.
- Ale mu się podobasz.
- Tyle też wiem. Ale miałeś rację, ze zostawi mnie przy pierwszej lepszej okazji. Chciał tylko tytułu.
- Może chciał też czegoś wiecej. Na pewno nadal chce. W końcu który lew nie chce mieć u swego boku pięknej lwicy do końca życia?
Lwicę zawstydził ten komplement brata. Biały szturchnął ją lekko łapą. Oboje zaśmiali się i leżeli dalej w ciszy. Nagle za plecami usłyszeli chrząknięcie. Oboje odwrócili się i popatrzyli na Niszę, która uśmiechała się uprzejmie. Valentine postanowiła ich opuścić.
- Ty już u swego boku masz piękną lwicę. Szczęściarz. Dobranoc Wam obojgu.
Kiedy księżniczka zniknęła, Nisza czekała, aż ukochany zejdzie z "tronu" i będzie mogła z nim porozmawiać. Ku jej zdziwieniu narzeczony poklepał miejsce u swego boku, zachęcając by na niego wstąpiła.
- Jesteś narzeczoną księcia i przyszłą władczynią lwiej Ziemi. Masz prawo tu być.
Niechętnie i z lekkim wątpieniem złota lwica weszła na czubek Lwiej Skały. Obawiała się jednak, ze władcy ją zobaczą.
- Kiongozi, chciałam z tobą porozmawiać. Chodzi o... nasze zaręczyny. Chyba nas wszystkich zaskoczyły, ale mnie najbardziej, bo...
- Nie wiesz co do ciebie czuje? Nisza, ja muszę wyznać ci prawdę. Nie będę cię okłamywał, wystarczy, ze zrobiłem to kiedy ci się oświadczałem.
- Okłamałeś mnie? W zwiazku z czym?
- Nie kocham cię. Wybacz Nisza, ale ja cię nie znam. Pamiętam co było między nami i widzę cię teraz. Nadal jesteś tą pięknooką lwicą, która kiedyś mnie zauroczyła. Robisz to nadal, ale tylko tyle.
- Więc czemu to zrobiłeś?
- Bo nie chciałem, abyś odchodziła. Bo widziałem jak bardzo chciałaś zostać i jak bardzo nie chciałaś ulec ojcu.
Lwicy zaparło dech w piersiach.
- To nie tak, że cię odtrącam, moja piękna. Chcędać nam szansę, chcę się w tobie zakochać, moze kiedyś się uda. Chcę, abyś była moją królową.
Nisza poderwała się na równe łapy. Patrzyła na księcia z dziwnym spokojem.
- Poślubisz mnie, mianujesz królową i założysz ze mną rodzinę na siłę, nawet jeśli do tego czasu mnie nie pokochasz?
- ... Tak.
Wzięła głęboki wdech, odwróciła się i zeszła z Lwiej Skały. Biały lew został sam. Zrobiło mu się głupio i to mocno. Wyznał prawdę Niszy, ale okłamywał całe stado. Co mógł z tym zrobić?
Nikt nie przypuszczał, ze w mroku głównej jaskini chowa się król, który dobrze wszystko słyszał. Jednak cała ta sytuacja mocno go w tej chwili przerosła. Nie wiedział co z tym zrobić. Jako król i jako ojciec.
poniedziałek, 2 maja 2016
#71 Pożałujesz tego!
Nikomu się to nie podobało, ale co można było zrobić? Navasi był ojcem nastolatków i do niego należała decyzja co się z nimi stanie. Podziękował królowi za opiekę nad nimi i stanowczo wyprowadził rodzinę pod granice. Kiongozi spoglądał na to wszystko z czubka Lwiej Skały. Miał czekać na matkę i kazanie, ale jak, skoro jego przyjaciółka teraz tak po prostu odchodziła. Przeskakiwał z łapy na łapę nerwowo, kiedy nagle poczuł na swoich plecach łapę matki.
- Kiongozi, co to miało znaczyć?
- Mamo...
- Nie miałeś prawa się wtrącić. Wiesz o tym.
- Tak, ale...
- Synu, ja rozumiem, że zdenerwowała cię ta sytuacja. Mnie również. Navasi nie zachował się poprawnie, ale on jest ojcem Niszy i Nuady. Miał prawo zabrać ich do domu.
- Mamo, wysłuchaj mnie!
- Nie przerywaj mi synu. Musisz się nauczyć, że są zasady, które nawet król nie może łamać. Mianowicie są to prawa rodziców do ich dzieci. Oczywiście można z tym walczyć...
Ukradkiem spojrzała na syna, ten natychiast zrozumiał, ze matka wcale nie chce go karać, tylko mu pomóc. Tylko po co ta szopka?
- Jak?
- Jeśli w grę wchodzą wzajemne relacje, uczucia i miłość, mój drogi. Wiem, ze moze cię to krępować, ale powiedz mi, co czujesz do Niszy? Ile jest dla ciebie warta?
- Wiele. Wiem, ze nie znam jej długo, nie wiem jaka jest naprawdę, ale przez jej ojca nie jestem w stanie jej poznać. Ale bardzo chcę. Chcę, aby Nisza została i Nuada też. Nic do niej nie czułem, kiedy byłem mały, ale teraz... Myślę że ją kocham, mamo.
Królowa uśmiechnęła się czule do syna. Doskonale go przecież rozumiała. Zeszła mu z drogi i wskazała głową w stronę granicy.
- W takim razie udowodnij Niszy i przede wszystkim samemu sobie ile jest warta. No? Na co czekasz? Biegnij.
Królowa puściła do niego oko, a chłopak ruszył pędem na sawannę, prawie wpadając na ojca.
- Hmm? Eclipse, co tutaj się dzieje? Wszystko w porządku?
- To się okaże, najdroższy. To się okaże.
Biały lew biegł, przeskakiwał przeszkody i potykał się. Nigdy tak szybko nie biegł. Dokładnie przy samej granicy zagrodził drogę Navasiemu prowadzącemu rodzinę za granicę. Złoty lew zaskoczony spojrzał na księcia, po czym zawarczał na niego. Zza jego pleców wyszła Nisza.
- Kiongozi?
- Grrr, co ty wyprawiasz? Nie wystarczy ci otrzymany wycisk?! - Ryknął Navasi. - Zejdź mi z drogi.
- Tato, przestań!
- Milcz Nisza! Wracaj na swoją skałę, ksiażę.
- Nie! Nigdzie nie odejdę, póki mnie nie wysłuchasz. - Nastąpiła krótka cisza. Kiongozi wziął wdech i stanął dumnie jak na księcia przystało. Spojrzał rywalowi w oczy. - Navasi, wiem, że nie mam prawa się wtrącać. I wiem takze, ze Nisza popełniła błąd uciekajac z domu. Ale prawdą jest, ze Nevada złożyła jej... nam, obietnicę, ze Nisza będzie mogła tutaj kiedyś wrócić. A właściwie to, wrócić do mnie. - Navasi spojrzał najpierw na córkę, potem na żonę i w końcu na księcia. Nie rozumiał całej sytuacji. Najwidoczniej nie wiedział o dawnym związku jego córki. - Nisza i ja byliśmy parą jako dzieci. W tedy rozumiałem, ze musi odejść, ale czekałem, aż wróci tutaj.
- Przejdź do rzeczy chłopcze.
- Navasi, kiedyś Nisza była piękna i słodka. Teraz jest najpiękniejszą jaką w życiu widziałem. kiedyś byłem zauroczony, a teraz wiem, ze ją kocham.
- Chyba źle słyszałem. Powtórz.
- Jestem zakochany w Niszy i chcę, aby ze mną została. Chcę, aby była moją żoną i moją królową.
- Czyli, ze ty właśnie...
- ... chcę prosić cię o łapę twojej córki. - Biały spojrzał na zaskoczoną lwicę - To oświadczyny Nisza. Nie okazywałem ci tego, byłem zaślepiony bólem przez obecną sytuację mojej siostry, ale cały czas chciałem cię przy sobie. Wyjdziesz za mnie?
To byłą najbardziej niezręczna sytuacja jaką ksiażę mógł sobie wyobrazić. Wszystkim odebrało mowę. Kiongozi czekał tylko na jakąś reakcję ze strony kogokolwiek. Patrzył jednak z największym zniecierpliwieniem na Niszę, którą naprawdę kochał. Była najpiękniejsza. Był gotów o nią walczyć. Po chwili lwica stuliła uszy i zmrużyła oczy z których poleciały delikatne łzy. Próbowała się opanować, ale zupełnie jej to nie wychodziło. Nie wytrzymała. Minęła ojca i skoczyła z całej siły na ksiecia powalając go na ziemię. Przytuliła sie i wcale nie zamierzała z niego schodzić.
- Tak. Wyjdę. Także cię kocham.
Ale została jeszcze sprawa Navasiego, który nadal nic nie powiedział. Podszedł do dwójki, co sprawiło, ze oboje od siebie natychmiast odskoczyli.
- Ehh, Nisza...
- Tato, błagam! Proszę cię, nie każ mi odchodzić.
Lew nie wiedział co robić. Był zupełnie zmieszany. Patrzył to na żonę, to na syna i drugą córkę. Nuada uśmiechnął się do ojca i skinął na niego głową. Nevada podeszła do mężą i groźnie na niego spojrzała.
- Navasi! Jak mozesz się nad tym zastanawiać? To prawda, ja obiecałam naszej córce, ze będzie mogła wrócić. Nie mogę złamać danego im słowa. Poza tym, nasza córka właśnie się zaręczyła. Naprawdę chcesz psuć tą chwilę?
Złoty lew nie miał wyjścia. Westchnął ciężko i spytał córki, czy naprawdę tego pragnie. Kiedy mu potwierdziła skinął na obojga głową i zgodził się na zaręczyny. Nuada także mógł zostać.
Para, brat lwicy i matka rozmawiali między sobą kiedy Narumi poprosiła ojca o rozmowę na osobności. Nie wiadomo o czym rozmawiali, ale koniec końcem wyszło na to, ze brązowa lwica takze zostanie na Lwiej Ziemi. Nie podobało się to bliźniakom. Czuli jakiś spisek, ale byli zbyt szczęśliwi, by martwić się siostrą. Cała rodzina wróciła na Lwią Skałę, na której wszyscy byli zdziwieni ich przybyciem. Ponownym.
Nie zdążyli powiedziec co się wydarzyło, ponieważ zaraz pojawiła się Valentine, która właśnie odzyskała przytomność. Chwiała się jeszcze na łapach, ale wyglądała na zupełnie zdrową. Rodzina rzuciła sie na nią rozradowana. Jedynie Sawa był skruszony, ponieważ pamiętał dlaczego jego córka dostała ataku. Wciąż się obwiniał. Ale brązowa lwica podeszła do niego i wtuliła się w gęstą, bujną grzywę ojca.
- Przepraszam kochanie.
- To nic tato. Byłam w szoku. Ale teraz się cieszę.
W jednej chwili musiało wyjaśnić się tyle spraw. Sawa ogłosił, ze córka obejmie władzę nad połową królestwa, przedstawiono księżniczce rodzinę Niszy, a dawne przyjaciółki rozanielone z ponownego spotkania były uradowane, ze będą znowu mieszkać razem. Nuada postanowił sam się przywitać. I widoczne było, ze lwica wpadła mu w oko, ponieważ był zakłopotany jak jeszcze nigdy dotąd. Ale na to nie zwrócono większej uwagi.
W końcu jednak książę poprosił o uwagę i ogłosił swoje zaręczyny. Navasi przeprosił za wydarzenie jakie wywołał i swoje naganne zachowanie. Publicznie wyraził zgodę na oświadczyny i porozumiał się z Sawą. Od teraz byli sojusznikami. W razie sporu z Kharim król zyskał pomoc.
Szczęście dla niektórych jednak skończyło się z nadejściem wieczora, kiedy Kiongozi szukał swojego przyjaciela. Usłyszał kłótnie Miujizy i Chaki, po czym schował sie za skałą.
- Masz się odwalić od Hapany! Ona jest moją lwicą! Należy do mnie! - Krzyczał Chaka.
- Hapana, nie jest twoją własnością. Nie jest niczyją własnością. Nie masz do niej żadnych praw.
- Ale to moja dziewczyna, a ty chcesz mi ją odebrac. Straciłeś swoją szansę, więc teraz dobrze ci radzę, wycofaj się!
- Najpierw zarywałeś do Valentine. Narażałeś się Kiongoziemu, nie dając jej spokoju, a teraz co? Jak jej wyjaśnisz swoją nagłą zmianę?
Kiedy książę to usłyszał wpadł w szał. Miał rację. Chaka zdradził jego siostrę. Gniew się w nim buzowała, kiedy słyszał, ze jego kuzyni zaczęli walczyć. Chaka i Miujiza rzucili się na siebie z pazurami. Szary naprawdę zamierzał walczyć o Hapanę. Kiongozi wyskoczył zza skały i ruszył na Chakę.
- Ty... - Uderzył kuzyna z całej siły w pysk. Ten upadł i spojrzał gniewnie na białego. - Pożałujesz tego co zrobiłeś!
Przygniótł beżowego do ziemi i wbijał mu pazury w brzuch.
- Ostrzegałem cię. Nie posłuchałeś. teraz zapłacisz, za zdradę mojej siostry!
- Kiongozi, co to miało znaczyć?
- Mamo...
- Nie miałeś prawa się wtrącić. Wiesz o tym.
- Tak, ale...
- Synu, ja rozumiem, że zdenerwowała cię ta sytuacja. Mnie również. Navasi nie zachował się poprawnie, ale on jest ojcem Niszy i Nuady. Miał prawo zabrać ich do domu.
- Mamo, wysłuchaj mnie!
- Nie przerywaj mi synu. Musisz się nauczyć, że są zasady, które nawet król nie może łamać. Mianowicie są to prawa rodziców do ich dzieci. Oczywiście można z tym walczyć...
Ukradkiem spojrzała na syna, ten natychiast zrozumiał, ze matka wcale nie chce go karać, tylko mu pomóc. Tylko po co ta szopka?
- Jak?
- Jeśli w grę wchodzą wzajemne relacje, uczucia i miłość, mój drogi. Wiem, ze moze cię to krępować, ale powiedz mi, co czujesz do Niszy? Ile jest dla ciebie warta?
- Wiele. Wiem, ze nie znam jej długo, nie wiem jaka jest naprawdę, ale przez jej ojca nie jestem w stanie jej poznać. Ale bardzo chcę. Chcę, aby Nisza została i Nuada też. Nic do niej nie czułem, kiedy byłem mały, ale teraz... Myślę że ją kocham, mamo.
Królowa uśmiechnęła się czule do syna. Doskonale go przecież rozumiała. Zeszła mu z drogi i wskazała głową w stronę granicy.
- W takim razie udowodnij Niszy i przede wszystkim samemu sobie ile jest warta. No? Na co czekasz? Biegnij.
Królowa puściła do niego oko, a chłopak ruszył pędem na sawannę, prawie wpadając na ojca.
- Hmm? Eclipse, co tutaj się dzieje? Wszystko w porządku?
- To się okaże, najdroższy. To się okaże.
Biały lew biegł, przeskakiwał przeszkody i potykał się. Nigdy tak szybko nie biegł. Dokładnie przy samej granicy zagrodził drogę Navasiemu prowadzącemu rodzinę za granicę. Złoty lew zaskoczony spojrzał na księcia, po czym zawarczał na niego. Zza jego pleców wyszła Nisza.
- Kiongozi?
- Grrr, co ty wyprawiasz? Nie wystarczy ci otrzymany wycisk?! - Ryknął Navasi. - Zejdź mi z drogi.
- Tato, przestań!
- Milcz Nisza! Wracaj na swoją skałę, ksiażę.
- Nie! Nigdzie nie odejdę, póki mnie nie wysłuchasz. - Nastąpiła krótka cisza. Kiongozi wziął wdech i stanął dumnie jak na księcia przystało. Spojrzał rywalowi w oczy. - Navasi, wiem, że nie mam prawa się wtrącać. I wiem takze, ze Nisza popełniła błąd uciekajac z domu. Ale prawdą jest, ze Nevada złożyła jej... nam, obietnicę, ze Nisza będzie mogła tutaj kiedyś wrócić. A właściwie to, wrócić do mnie. - Navasi spojrzał najpierw na córkę, potem na żonę i w końcu na księcia. Nie rozumiał całej sytuacji. Najwidoczniej nie wiedział o dawnym związku jego córki. - Nisza i ja byliśmy parą jako dzieci. W tedy rozumiałem, ze musi odejść, ale czekałem, aż wróci tutaj.
- Przejdź do rzeczy chłopcze.
- Navasi, kiedyś Nisza była piękna i słodka. Teraz jest najpiękniejszą jaką w życiu widziałem. kiedyś byłem zauroczony, a teraz wiem, ze ją kocham.
- Chyba źle słyszałem. Powtórz.
- Jestem zakochany w Niszy i chcę, aby ze mną została. Chcę, aby była moją żoną i moją królową.
- Czyli, ze ty właśnie...
- ... chcę prosić cię o łapę twojej córki. - Biały spojrzał na zaskoczoną lwicę - To oświadczyny Nisza. Nie okazywałem ci tego, byłem zaślepiony bólem przez obecną sytuację mojej siostry, ale cały czas chciałem cię przy sobie. Wyjdziesz za mnie?
To byłą najbardziej niezręczna sytuacja jaką ksiażę mógł sobie wyobrazić. Wszystkim odebrało mowę. Kiongozi czekał tylko na jakąś reakcję ze strony kogokolwiek. Patrzył jednak z największym zniecierpliwieniem na Niszę, którą naprawdę kochał. Była najpiękniejsza. Był gotów o nią walczyć. Po chwili lwica stuliła uszy i zmrużyła oczy z których poleciały delikatne łzy. Próbowała się opanować, ale zupełnie jej to nie wychodziło. Nie wytrzymała. Minęła ojca i skoczyła z całej siły na ksiecia powalając go na ziemię. Przytuliła sie i wcale nie zamierzała z niego schodzić.
- Tak. Wyjdę. Także cię kocham.
Ale została jeszcze sprawa Navasiego, który nadal nic nie powiedział. Podszedł do dwójki, co sprawiło, ze oboje od siebie natychmiast odskoczyli.
- Ehh, Nisza...
- Tato, błagam! Proszę cię, nie każ mi odchodzić.
Lew nie wiedział co robić. Był zupełnie zmieszany. Patrzył to na żonę, to na syna i drugą córkę. Nuada uśmiechnął się do ojca i skinął na niego głową. Nevada podeszła do mężą i groźnie na niego spojrzała.
- Navasi! Jak mozesz się nad tym zastanawiać? To prawda, ja obiecałam naszej córce, ze będzie mogła wrócić. Nie mogę złamać danego im słowa. Poza tym, nasza córka właśnie się zaręczyła. Naprawdę chcesz psuć tą chwilę?
Złoty lew nie miał wyjścia. Westchnął ciężko i spytał córki, czy naprawdę tego pragnie. Kiedy mu potwierdziła skinął na obojga głową i zgodził się na zaręczyny. Nuada także mógł zostać.
Para, brat lwicy i matka rozmawiali między sobą kiedy Narumi poprosiła ojca o rozmowę na osobności. Nie wiadomo o czym rozmawiali, ale koniec końcem wyszło na to, ze brązowa lwica takze zostanie na Lwiej Ziemi. Nie podobało się to bliźniakom. Czuli jakiś spisek, ale byli zbyt szczęśliwi, by martwić się siostrą. Cała rodzina wróciła na Lwią Skałę, na której wszyscy byli zdziwieni ich przybyciem. Ponownym.
Nie zdążyli powiedziec co się wydarzyło, ponieważ zaraz pojawiła się Valentine, która właśnie odzyskała przytomność. Chwiała się jeszcze na łapach, ale wyglądała na zupełnie zdrową. Rodzina rzuciła sie na nią rozradowana. Jedynie Sawa był skruszony, ponieważ pamiętał dlaczego jego córka dostała ataku. Wciąż się obwiniał. Ale brązowa lwica podeszła do niego i wtuliła się w gęstą, bujną grzywę ojca.
- Przepraszam kochanie.
- To nic tato. Byłam w szoku. Ale teraz się cieszę.
W jednej chwili musiało wyjaśnić się tyle spraw. Sawa ogłosił, ze córka obejmie władzę nad połową królestwa, przedstawiono księżniczce rodzinę Niszy, a dawne przyjaciółki rozanielone z ponownego spotkania były uradowane, ze będą znowu mieszkać razem. Nuada postanowił sam się przywitać. I widoczne było, ze lwica wpadła mu w oko, ponieważ był zakłopotany jak jeszcze nigdy dotąd. Ale na to nie zwrócono większej uwagi.
W końcu jednak książę poprosił o uwagę i ogłosił swoje zaręczyny. Navasi przeprosił za wydarzenie jakie wywołał i swoje naganne zachowanie. Publicznie wyraził zgodę na oświadczyny i porozumiał się z Sawą. Od teraz byli sojusznikami. W razie sporu z Kharim król zyskał pomoc.
Szczęście dla niektórych jednak skończyło się z nadejściem wieczora, kiedy Kiongozi szukał swojego przyjaciela. Usłyszał kłótnie Miujizy i Chaki, po czym schował sie za skałą.
- Masz się odwalić od Hapany! Ona jest moją lwicą! Należy do mnie! - Krzyczał Chaka.
- Hapana, nie jest twoją własnością. Nie jest niczyją własnością. Nie masz do niej żadnych praw.
- Ale to moja dziewczyna, a ty chcesz mi ją odebrac. Straciłeś swoją szansę, więc teraz dobrze ci radzę, wycofaj się!
- Najpierw zarywałeś do Valentine. Narażałeś się Kiongoziemu, nie dając jej spokoju, a teraz co? Jak jej wyjaśnisz swoją nagłą zmianę?
Kiedy książę to usłyszał wpadł w szał. Miał rację. Chaka zdradził jego siostrę. Gniew się w nim buzowała, kiedy słyszał, ze jego kuzyni zaczęli walczyć. Chaka i Miujiza rzucili się na siebie z pazurami. Szary naprawdę zamierzał walczyć o Hapanę. Kiongozi wyskoczył zza skały i ruszył na Chakę.
- Ty... - Uderzył kuzyna z całej siły w pysk. Ten upadł i spojrzał gniewnie na białego. - Pożałujesz tego co zrobiłeś!
Przygniótł beżowego do ziemi i wbijał mu pazury w brzuch.
- Ostrzegałem cię. Nie posłuchałeś. teraz zapłacisz, za zdradę mojej siostry!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No i mamy, przepraszam za nagłą miłość białego i złotej, ale mam w tym swój cel. Nic nie zdradzę.
1. Co myślicie o tajemniczej rozmowie Narumi i Navasiego. Jak myślicie czy będzie się działo kiedy lwica zostanie?
2. Co z walką nastolatków?
3. Jak zmieni się sytuacja na Lwiej Ziemi po przebudzeniu Valentine i pozostaniu tam Nuady.
wtorek, 26 kwietnia 2016
#70 Kłamstwo zawsze wyjdzie na jaw
Ludzie, kochani czytelnicy, już milion razy prosiłam i zabraniałam, aby nie pytać kiedy kolejna notka!!!. Takie komy są usuwane od razu i wcale nie przyspieszają dodania notki. Poza tym z kond przekonanie, że będę informować, ze notka się spóźni? Ludzie, może nie mam neta, może mnie nie ma w domu, nie mam czasu? Notka raz w tygodniu to nie jest jakaś reguła nie do złamania. Więc proszę bez konwersacji w komentarzach, bo to jest spam, którego nie toleruje żaden blogger, takie rzeczy będą usuwane. Ale specjalnie dla Was, bo Was kocham drodzy czytelnicy, wyjaśniam. W sobotę świętowałam moje 18 urodziny i można się łatwo domyśleć, ze nie byłam w stanie dodać posta w niedzielę. Mam też w cholere nauki i zawirowania w czynnościach codziennych.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nisza wbiegła na Lwią Skałę i zobaczywszy Kiongoziego na "tronie" zupełnie zapomniała, ze nie ma prawa tam wchodzić i już po chwili znalazła się tuż za nim.
- Nisza? Nie wolno ci...
- Musisz znaleźć ojca! Szybko!
- Co się stało?
- Widziałam lwy na Lwiej Ziemi. Nie są stąd.
- Khari?
- Nie.
Normalnie ksiażę przyjąłby to na spokojnie, ale widząc przerażony wyraz pyska lwici, zrozumiał powagę sytuacji. Natychmiast pobiegł do ojca, który leżał z królową obok Lwiej Skały. Zaraz za nim biegła Nisza.
- Wasza Wysokość, na Lwiej ZIemi pojawiły się obce lwy. Musimy ich stąd wygonić. musisz wezwać straż Panie.
- Chwila, spokojnie. Co to za lwy?
- Pochodzą z daleka, znam ich. Nie są przyjaźnie nastawieni.
Król był zaskoczony taką reakcją, ale nie mógł jej zignorować. Z powagą wstał i żwawym krokiem ruszył na czubek Lwiej Skały. Z jago krańca zdołał dostrzec w oddali trzy sylwetki. Jednego samca i dwie lwice. Postanowił wyjść im na przeciw wraz z Lwią Strażą. Zwołał grupę wraz z liderem do siebie. Schodząc z Lwiej Skały odwrócił się do Chaki.
- Kiedy dam znak, będziesz mógł udowodnić ile wart jest twoja siła. Jeśli jednak zrobisz coś bez mojego zezwolenia, pożałujesz tego.
Chaka nie odezwał się, ale słowa dotarły do niego wystarczająco. Kiongozi został wraz z Niszą, która wciąż była zdenerwowana.
- Nisza, kim oni są? Powiedz prawdę.
Lwica zamknęła czy i odchyliła głowę, aby nie czuć na sobie spojrzenia księcia. Biały powtórzył pytanie, ona natomiast mocniej zacisnęła powieki i zęby.
- Nisza...
Ton jego głosu był dla niej zbyt głęboki, aby mogła go zlekceważyć. Nie chciała nic mówić. Już prawie to zrobiła gdy u jej boku pojawił się zaskoczony Nuada. Nie wiedział co się dzieje, dopóki sam nie rozpoznał sylwetek z oddali. Spojrzał równie wystraszony na siostrę. Kiongozi dostrzegł dziwne zachowanie i nerwy zaczęły mu się udzielać. Skoro Niszaz i Nuada się bali, to on musiał być czujny. Więcej nie zapytał.
Tym czasem...
Złoty lew stanął na niewielkiej skale i wpatrywał się w ogromną skałę niedaleko, wraz z nim, jego dwie towarzyszki. Każde z nich miało niewyraźny wyraz pyska. Nie wyglądali na złych i rządnych przejecie władzy, ale także nie na takich, jak gdyby trafili na Lwią Ziemię przypadkiem.
- Jesteś pewien, że są tutaj? - Zapytała brązowa lwica, najmłodsza z grupy.
- Z pewnością. Czuję ich. - Odpowiedział jej samiec.
-Pfff, nie kpij. Nie ma innego miejsca gdzie mogliby uciec. Tylko o tej ziemi potrafiła mówić.
Lew spojrzał na nia karcąco, ale ona nie ustąpiła. Nagle przed sobą zobaczyli grupę lwów idących w ich stronę. Na przedzie szedł brązowy samiec, widocznie przywódca grupy, którą prowadził. Złoty wyszedł im na przeciw, każąc swoim towarzyszkom pozostać blisko. Sawa doskonale kojarzył tą sytuację. Ostatnio kiedy wychodził komuś na przeciw wymierzył silny cios Khariemu. Czy teraz sytuacja miała się powtórzyć?
Dzieliło ich od siebie kilka metrów kiedy król się zatrzymał. Nigdy nie spotkał samca, który przed nim stanął, ale nie wyczuwał od niego złych zamiarów. Sawa nie pragnął wiecznych sporów. Lwia Ziemia była pokojowym miejjscem i każdy przybysz mógł tutaj liczyć na miłą gościnę. Król przywarł więc uśmiech na pysku i spokojnie podszedł bliżej, gestem zatrzymując gwardię za sobą. Złoty stał w miejscu. Ciągle miał kamienną mine, ale ciśnienie z niego zeszło i zrelaksował mięśnie.
- Witajcie przybysze. Co Was sprowadza na Lwią Ziemię?
- Poszukujemy kogoś. Czy ostatnio nie pojawiły się tutaj nastoletnie lwy? O złotych futrach.
- Zależy kto pyta. I jakie ma zamiary. - Król spodziewał się tego pytania, nadal jednak nie był pewien kim są obcy. Czy był powód się bać?
- Nazywam się Navasi. Lwy, których szukam, to moje dzieci. Jestem pewien, ze są właśnie tutaj.
I w tedy król dostrzegł stojącą w oddali Nevadę. Chwile trwało zanim ją rozpoznał. Spojrzał na nią i wypowiedział jej imię.
- Nevada...
- To moja żona.
- Więc Nisza i Nuada uciekli? Okłamali mnie.
- Są tutaj! Wiedziałem. Nevada! Narumi! Chodźcie. Gdzie są moje dzieci?
- Na Lwiej Skale. Twoja córka powiedziała mi, że nie macie dobrych zamiarów. Prosiła, bym Was pogonił! Dobrze, ze nie dałem się ponieść.
- Nie dziwię się Panie. Moja córka jest niezwykle przebiegła. Wiele potrafi.
W tej chwili Sawa zwrócił się do Chaki i Miujizy.
- Przyprowadźcie naszych nowych gości pod Lwią Skałę. Biegiem.
Dwóch członków gwardii pobiegło czym prędzej do domu. Pozostali szli za władcą oraz przybyszami. Navasi szedł w ciszy, a Nevada, przywitawszy się z królem, wyjaśniła mu całą sytuację. Przedstawiła takze brązową Narumi, która była starszą pół - siostrą Niszy i Nuady, z pierwszego związku złotego lwa.
Pod Lwią Skałą zrobił sie raban. Kiedy złoty lew zobaczył swoje dzieci kulące się w rogu, ledwo się powstrzymał. Nevada musiała go uspokajać. Nisza pokazała w tedy pazury. Warknęła na ojca i patrzyła na niego wilkiem. I nawzajem. Brat staral sie ją uspokoić. Widać było, że się nie dogadywali. Pałeczkę przejął król.
- Uspokójmy się, proszę i wyjaśnijmy co się stało. Nisza, Nuada, okłamaliście mnie. Takie rzeczy nie są tutaj tolerowane. Dlaczego? - Lwica nie odpowiedziała. Odwróciła jedynie głowę. - Nuada? A ty co powiesz?
- Poszłem za siostrą. Ale nie namawiała mnie do tego.
- To nie wyjaśnia waszej ucieczki! - Ryknął ich ojciec.
- Uspokój się tato. To nic nie da. Są uparci jak szakale. I głupi jak hieny. - Wtrąciła się Narumi. Najwidoczniej nie przepadała za rodzeństwem, ponieważ Nisza juz się nie powstrzymała i skoczyła w kierunku siostry. Ale brązowa była dorosła i z łatwością ją powaliła. Siostry zaczęły się szarpać, czego reszta nie wytrzymała. Nuada próbował ich rozdzielić, ale Navasi uprzedził go. Ojciec lwic skoczył po między nie. Odepchnął ciałem brązową i podniósł łapę na młodszą, ale w tedy wtrącił się książę, który uderzył głową, z impetem, w brzuch złotego, powalając go na plecy. Navasi i ksiażę stali na przeciwko siebie rycząc, gotowi do ataku.
W tedy właśnie wszystkich wprawił w osłupienie, ponieważ z ksieciem działo się coś dziwnego. Nie wygladał już jak zdenerwowany nastolatek. Młody lew jakby stracił swoją osobowość, najeżył sierść i wygiął kark, przy czym ukazał ostre kły i lśniące pazury. Wyglądał naprawdę groźnie, przez co nawet złoty lew stracił na chwilę rygor. Ale nie dał się dzieciakowi i zrobił to samo. Oczywiście przewyższył go.
Jedyne co mogło w tedy pomóc to potężny ryk króla. Zapadła cisza. Sawa już dawno nie był naprawdę wściekły. Alae nie wiedział na kogo. Na syna, ze się wtrącił, czy na obcego, który zagroził jego synowi. Królowa Eclipse postanowiła wyjasnić sprawę od początku do końca. Otarła się bez słowa o męża, który opanował nerwy.
- Starczy tego. Kiongozi, marsz do jaskini. Później porozmawiamy. Nisza, masz nam wyjaśnić powód, waszego postępowania. To jest rozkaz.
I tak się stało.
- Kiedy byłam tutaj ostatnim razem, obiecałam, ze wrócę. Mamo, powiedziałaś, że mi na to pozwolisz! Przysięgłaś. Ale uległaś ojcu. Ja nie chcę mieszkać na naszej ziemi. Chcę mieszkac tutaj. I chcę, aby Nuada wraz ze mną. - W tedy jej brat wystąpił przed nią.
- Tato, Nisza ma racje. Sam chciałem iść. Wybacz, ze niczego nie powiedziałem, ale nie zgodziłbyś się. Złamaliście jej obietnicę. Nie dziwcie się, ze zachciała uciec. Wasze Wysokości, Sawa i Eclipse, prosimy o przebaczenie, za kłamstwo. Ale wystraszyliśmy się. Proszę, pozwólcie nam zostać!
Wszyscy patrzyli na złote lwy. Sawa i Eclipse rozumieli ich. Spojrzeli po sobie. Król kiwnął na Niszę.
- Przebaczamy Wam, ale decyzja nie należy do nas.
W tedy wzrok zwrócono na Navasiego. Także Nevada i Narumi. Jego mina wyrażała zdumienie, ale po chwili zaledwie dezaprobatę.
- Nie. To moja decyzja. Wracamy do domu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nisza wbiegła na Lwią Skałę i zobaczywszy Kiongoziego na "tronie" zupełnie zapomniała, ze nie ma prawa tam wchodzić i już po chwili znalazła się tuż za nim.
- Nisza? Nie wolno ci...
- Musisz znaleźć ojca! Szybko!
- Co się stało?
- Widziałam lwy na Lwiej Ziemi. Nie są stąd.
- Khari?
- Nie.
Normalnie ksiażę przyjąłby to na spokojnie, ale widząc przerażony wyraz pyska lwici, zrozumiał powagę sytuacji. Natychmiast pobiegł do ojca, który leżał z królową obok Lwiej Skały. Zaraz za nim biegła Nisza.
- Wasza Wysokość, na Lwiej ZIemi pojawiły się obce lwy. Musimy ich stąd wygonić. musisz wezwać straż Panie.
- Chwila, spokojnie. Co to za lwy?
- Pochodzą z daleka, znam ich. Nie są przyjaźnie nastawieni.
Król był zaskoczony taką reakcją, ale nie mógł jej zignorować. Z powagą wstał i żwawym krokiem ruszył na czubek Lwiej Skały. Z jago krańca zdołał dostrzec w oddali trzy sylwetki. Jednego samca i dwie lwice. Postanowił wyjść im na przeciw wraz z Lwią Strażą. Zwołał grupę wraz z liderem do siebie. Schodząc z Lwiej Skały odwrócił się do Chaki.
- Kiedy dam znak, będziesz mógł udowodnić ile wart jest twoja siła. Jeśli jednak zrobisz coś bez mojego zezwolenia, pożałujesz tego.
Chaka nie odezwał się, ale słowa dotarły do niego wystarczająco. Kiongozi został wraz z Niszą, która wciąż była zdenerwowana.
- Nisza, kim oni są? Powiedz prawdę.
Lwica zamknęła czy i odchyliła głowę, aby nie czuć na sobie spojrzenia księcia. Biały powtórzył pytanie, ona natomiast mocniej zacisnęła powieki i zęby.
- Nisza...
Ton jego głosu był dla niej zbyt głęboki, aby mogła go zlekceważyć. Nie chciała nic mówić. Już prawie to zrobiła gdy u jej boku pojawił się zaskoczony Nuada. Nie wiedział co się dzieje, dopóki sam nie rozpoznał sylwetek z oddali. Spojrzał równie wystraszony na siostrę. Kiongozi dostrzegł dziwne zachowanie i nerwy zaczęły mu się udzielać. Skoro Niszaz i Nuada się bali, to on musiał być czujny. Więcej nie zapytał.
Tym czasem...
Złoty lew stanął na niewielkiej skale i wpatrywał się w ogromną skałę niedaleko, wraz z nim, jego dwie towarzyszki. Każde z nich miało niewyraźny wyraz pyska. Nie wyglądali na złych i rządnych przejecie władzy, ale także nie na takich, jak gdyby trafili na Lwią Ziemię przypadkiem.
- Jesteś pewien, że są tutaj? - Zapytała brązowa lwica, najmłodsza z grupy.
- Z pewnością. Czuję ich. - Odpowiedział jej samiec.
Lew spojrzał na nia karcąco, ale ona nie ustąpiła. Nagle przed sobą zobaczyli grupę lwów idących w ich stronę. Na przedzie szedł brązowy samiec, widocznie przywódca grupy, którą prowadził. Złoty wyszedł im na przeciw, każąc swoim towarzyszkom pozostać blisko. Sawa doskonale kojarzył tą sytuację. Ostatnio kiedy wychodził komuś na przeciw wymierzył silny cios Khariemu. Czy teraz sytuacja miała się powtórzyć?
Dzieliło ich od siebie kilka metrów kiedy król się zatrzymał. Nigdy nie spotkał samca, który przed nim stanął, ale nie wyczuwał od niego złych zamiarów. Sawa nie pragnął wiecznych sporów. Lwia Ziemia była pokojowym miejjscem i każdy przybysz mógł tutaj liczyć na miłą gościnę. Król przywarł więc uśmiech na pysku i spokojnie podszedł bliżej, gestem zatrzymując gwardię za sobą. Złoty stał w miejscu. Ciągle miał kamienną mine, ale ciśnienie z niego zeszło i zrelaksował mięśnie.
- Witajcie przybysze. Co Was sprowadza na Lwią Ziemię?
- Poszukujemy kogoś. Czy ostatnio nie pojawiły się tutaj nastoletnie lwy? O złotych futrach.
- Zależy kto pyta. I jakie ma zamiary. - Król spodziewał się tego pytania, nadal jednak nie był pewien kim są obcy. Czy był powód się bać?
- Nazywam się Navasi. Lwy, których szukam, to moje dzieci. Jestem pewien, ze są właśnie tutaj.
I w tedy król dostrzegł stojącą w oddali Nevadę. Chwile trwało zanim ją rozpoznał. Spojrzał na nią i wypowiedział jej imię.
- Nevada...
- To moja żona.
- Więc Nisza i Nuada uciekli? Okłamali mnie.
- Są tutaj! Wiedziałem. Nevada! Narumi! Chodźcie. Gdzie są moje dzieci?
- Na Lwiej Skale. Twoja córka powiedziała mi, że nie macie dobrych zamiarów. Prosiła, bym Was pogonił! Dobrze, ze nie dałem się ponieść.
- Nie dziwię się Panie. Moja córka jest niezwykle przebiegła. Wiele potrafi.
W tej chwili Sawa zwrócił się do Chaki i Miujizy.
- Przyprowadźcie naszych nowych gości pod Lwią Skałę. Biegiem.
Dwóch członków gwardii pobiegło czym prędzej do domu. Pozostali szli za władcą oraz przybyszami. Navasi szedł w ciszy, a Nevada, przywitawszy się z królem, wyjaśniła mu całą sytuację. Przedstawiła takze brązową Narumi, która była starszą pół - siostrą Niszy i Nuady, z pierwszego związku złotego lwa.
Pod Lwią Skałą zrobił sie raban. Kiedy złoty lew zobaczył swoje dzieci kulące się w rogu, ledwo się powstrzymał. Nevada musiała go uspokajać. Nisza pokazała w tedy pazury. Warknęła na ojca i patrzyła na niego wilkiem. I nawzajem. Brat staral sie ją uspokoić. Widać było, że się nie dogadywali. Pałeczkę przejął król.
- Uspokójmy się, proszę i wyjaśnijmy co się stało. Nisza, Nuada, okłamaliście mnie. Takie rzeczy nie są tutaj tolerowane. Dlaczego? - Lwica nie odpowiedziała. Odwróciła jedynie głowę. - Nuada? A ty co powiesz?
- Poszłem za siostrą. Ale nie namawiała mnie do tego.
- To nie wyjaśnia waszej ucieczki! - Ryknął ich ojciec.
- Uspokój się tato. To nic nie da. Są uparci jak szakale. I głupi jak hieny. - Wtrąciła się Narumi. Najwidoczniej nie przepadała za rodzeństwem, ponieważ Nisza juz się nie powstrzymała i skoczyła w kierunku siostry. Ale brązowa była dorosła i z łatwością ją powaliła. Siostry zaczęły się szarpać, czego reszta nie wytrzymała. Nuada próbował ich rozdzielić, ale Navasi uprzedził go. Ojciec lwic skoczył po między nie. Odepchnął ciałem brązową i podniósł łapę na młodszą, ale w tedy wtrącił się książę, który uderzył głową, z impetem, w brzuch złotego, powalając go na plecy. Navasi i ksiażę stali na przeciwko siebie rycząc, gotowi do ataku.
W tedy właśnie wszystkich wprawił w osłupienie, ponieważ z ksieciem działo się coś dziwnego. Nie wygladał już jak zdenerwowany nastolatek. Młody lew jakby stracił swoją osobowość, najeżył sierść i wygiął kark, przy czym ukazał ostre kły i lśniące pazury. Wyglądał naprawdę groźnie, przez co nawet złoty lew stracił na chwilę rygor. Ale nie dał się dzieciakowi i zrobił to samo. Oczywiście przewyższył go.
Jedyne co mogło w tedy pomóc to potężny ryk króla. Zapadła cisza. Sawa już dawno nie był naprawdę wściekły. Alae nie wiedział na kogo. Na syna, ze się wtrącił, czy na obcego, który zagroził jego synowi. Królowa Eclipse postanowiła wyjasnić sprawę od początku do końca. Otarła się bez słowa o męża, który opanował nerwy.
- Starczy tego. Kiongozi, marsz do jaskini. Później porozmawiamy. Nisza, masz nam wyjaśnić powód, waszego postępowania. To jest rozkaz.
I tak się stało.
- Kiedy byłam tutaj ostatnim razem, obiecałam, ze wrócę. Mamo, powiedziałaś, że mi na to pozwolisz! Przysięgłaś. Ale uległaś ojcu. Ja nie chcę mieszkać na naszej ziemi. Chcę mieszkac tutaj. I chcę, aby Nuada wraz ze mną. - W tedy jej brat wystąpił przed nią.
- Tato, Nisza ma racje. Sam chciałem iść. Wybacz, ze niczego nie powiedziałem, ale nie zgodziłbyś się. Złamaliście jej obietnicę. Nie dziwcie się, ze zachciała uciec. Wasze Wysokości, Sawa i Eclipse, prosimy o przebaczenie, za kłamstwo. Ale wystraszyliśmy się. Proszę, pozwólcie nam zostać!
Wszyscy patrzyli na złote lwy. Sawa i Eclipse rozumieli ich. Spojrzeli po sobie. Król kiwnął na Niszę.
- Przebaczamy Wam, ale decyzja nie należy do nas.
W tedy wzrok zwrócono na Navasiego. Także Nevada i Narumi. Jego mina wyrażała zdumienie, ale po chwili zaledwie dezaprobatę.
- Nie. To moja decyzja. Wracamy do domu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)