sobota, 1 marca 2014

#14 Kolejni odchodzą

Kolejne dni mijały.Powoli życie toczyło się dalej.Lwiatka pozostawały lwiątkami, a dorośli starzeli się pomału.Teraz najstarszym lwem był Simba, który także niedługo miał doczekać się swoich dni.Nie było mu łatwo.Cały czas miał jeszcze do spełnienia obietnicę.Wstał niezwykle wcześnie, jeszcze przed Kovu i zaczął budzić swojego jedynego wnuka.Ten spojrzał na niego sennymi oczami.
-Co się dzieje dziadku?
-Wstań proszę i chodź ze mną.
Mały posłusznie zrobił o co stary lew prosił.Wyszli obaj z jaskini i ruszyli na sawannę.
-Dlaczego mnie wyciągnąłeś tak wcześnie?
-Obiecałem Ci wspólny patrol.Wiele czasu nie mam, więc wolę zrobić to teraz, bo może być już za późno.
-Dziękuję że pamiętałeś.-Odpowiedział mały z uśmiechem na ustach.-Ale czy ty także zamierzasz odejść, tak jak babcia?
-Niestety to nie jest zależne ode mnie.Jestem stary i zmęczony, a śmierć Nali pogrąża mnie w chorobie.Tak bardzo za nią tęsknię.Jest teraz jedną z gwiazd  i nie mogę się doczekać, kiedy do niej dołączę.
-Rozumiem.Mimo wszystko będę tęsknił.A dziadku?
-Tak?
-Na czym dokładnie polega patrol?
-Musisz robić obchód swojego terytorium sprawdzając dokładnie czy nie wałęsa się tutaj jakiś obcy lew, albo inne zagrożenie.Musisz być czujny i bystry, a ja wiem, że taki jesteś.
-Myślisz, że się sprawdzę?
-Moje oczy i zmysły są już stare i do niczego, dlatego wiem, że gdyby pojawiło się zagrożenie dostrzegłbyś je pierwszy.
Młody ucieszył się na te słowa i radosny zaczął skakać dookoła Simby.W jednej chwili zatrzymał się gwałtownie.Jego spokój zniknął w jednej chwili.
-Dziadku, tam się chyba coś dzieje.
Stary lew spojrzał w miejsce wskazane przez Sawę.Istotnie niedaleko zachodniej sawanny coś się działo.Słychać było gwar i szamotaninę.
-Masz racje.Chodź sprawdzimy to.
-Nie powinniśmy iść po tatę?
-Jest zbyt daleko.To na pewno nic wielkiego, na pewno sobie poradzimy.
-Zgoda, super!

Tym czasem na Lwiej Skale wszyscy zaczęli się budzić.Kovu jako pierwszy otworzył oczy i zaczął się rozglądać.Dostrzegł brak syna i Simby.Był zaskoczony, ale przypomniał sobie o wczesnym patrolu.Nadal jednak był nie do końca spokojny.Ziewnął potężnie budząc przy tym do końca resztę stada.
-Tato, gdzie jest Sawa?-Spytała ospale Idia.
-Zapewne z twoim dziadkiem na patrolu.
-Na pewno?Nic nie mówili.
-Ja też nic do końca nie wiem.Pójdę to sprawdzić.
-Mogę z tobą?
-Wolałbym byś została tutaj i w razie potrzeby uspokajała mamę i siostrę.A najlepiej wszystkich.
-Zgoda, ale co mam im mówić?
-Ze poszliśmy na spacer albo obchód.Byle się nie martwili.Jesteś mądra, wymyślisz cos.-Powiedział wychodząc z jadkini.
-Spróbuje!-Krzyknęła za nim.
-Wierzę, ze ci się uda!
Idia została sama wpatrując się w ślad za ojcem kiedy z groty wyszły lwice.Było jeszcze za wcześnie na polowanie, ale trzeba było wyprostować kości.Kiara i Leah podeszły do Idii z uśmiechem.
-Witaj skarbie.Nie wiesz gdzie poszli ojciec, dziadek i twój brat?
-Wydaje mi się, ze na obchód.W końcu już dawno mieli to zrobić.
-W porządku, w takim razie ty chodź z nami nad wodopój.Później zabiorę Was na polowanie.

Wracając do księcia i Simby.
Obaj cały czas szli w stronę miejsca zdarzenia.Spłoszone i zaniepokojone zwierzęta dało się dostrzec z daleka.Nadal jednak nie było wiadomo o co chodzi.Simba i Sawa podbiegli do słoni, które stąpały niespokojnie.Stary król odezwał się pierwszy.
-Moi drodzy uspokójcie się.O co chodzi?
-Simba!Jak dobrze, że się tutaj zjawiłeś.Nie wiemy co robić.
-Ale o co chodzi?
-Na granicy ze Złą Ziemią wybuchł pożar.Cały czas się tutaj zbliża, a my nie możemy nadążyć z wodą.-Powiedział jeden.
-Na dodatek jakieś zwierzę krzyczało, że słyszało jakieś krzyki dochodzące z pożaru.-Dodal szybko drugi.
-Dziadku co mamy robić!
Zaczęło się zamieszanie.Pożar faktycznie się zbliżał.Zwierzęta zaczęły uciekać.Simba od razu przypomniał sobie sytuację kiedy Kiara miała kłopoty.
-Sawa biegnij na Lwią Skałę i sprowadź pomoc!Ja pobiegnę sprawdzić czy ktoś tam jest!
Stary lew odwrócił się, ale za późno.Lewek biegł już w stronę pożaru.
-Sawa!Nie!Zaczekaj!-Stary rzucił się za nim.
W kłębach dymu, ognia i kurzu nie dało się niczego dostrzec.Nie dało się oddychać.Mimo to szedł dalej co chwila kaszląc.Oczy go bolały.Biegł na oślep.Był już za stary na takie akcje.Skoczyl na pagórek i zaczął się rozglądać.Ujrzał lwiątko, jednak nie był to Sawa.Było przerażone i nie wiedziało co robić.Podbiegł do niego i złapał w zęby.Ten wystraszył się, ale nie wyrywał.Zrozumiał, że lew chce mu pomóc.Simba ruszył z powrotem.Wybiegł na osłoniony teren i puścił młodego.
-Dziękuję za ratunek.Mało brakowało.
-Na szczęście zdążyłem, ale ja muszę wracać.Mój wnuk tam jest.Posluchaj, biegnij na wschód do Lwiej Skały.Odnajdź lwy i przekaż co tutaj się dzieje.Najlepiej królowi.Szybko!
-Tak!
Simba ruszył z powrotem.Ponownie zaczął biegać i szukać wnuka.Pomału czuł, ze słabnie.Nie miał już siły by biec.Osłabnięty padł na ziemię.Nie mógł oddychać.
 


Kovu powrócił na Lwią Skałę.Zastał tam Kopę, żonę, córki i Wazi.Brat królowej odezwał się pierwszy.
-Kovu, gdzie jest mój ojciec?I Sawa?Podobno byli z tobą.
-Nie wiem, tak naprawdę gdy się obudziłem już ich nie było.Poszedłem ich szukać, ale nie znalazłem.
-Spokojnie, może tak naprawdę nic się nie stało?-Powiedziała Vitani.
Wszyscy byli zdenerwowani.Po chwili dotarli do nich jeszcze przyjaciele lwiątek.Słyszeli o wszystkim.
-Mam nadzieje, ze Sawa zaraz wróci.Martwię się.-Odezwała się Eclipse.
-No już moja droga.Wszystko się wyjaśni.Kovu dlaczego nic nie mówiłeś?Znasz mojego ojca, mógł się wpakować w jakieś kłopoty.-Kiara była niezwykle zmartwiona.
Usłyszeli w jednej chwili zrozpaczone wołanie.Odwrocili się i dostrzegli lwiątko o brązowo-rudawej sierści z czarną grzywką i czerwonymi oczami.
-Pomocy, proszę!-Brązowy lew zbliżył się do niego.
-Spokojnie mały, co się stało?
-Poszukuje króla Kovu!
-To ja.
-Na granicy wybuch pożar są tam dwa lwy z tego stada.Miałem wezwać pomoc.
-O nie!Sawa!-Krzyknęła Kiara.
-Ojcze!
-Kopa chodź ze mną.Musimy im pomóc.
Dwa lwy ruszyły na pomoc.Biegli ile sił w łapach.W końcu dotarli i wpadli w wir ognia.Rozdzielili się.Musięli czym prędzej znaleźć rodzinę.Kopa biegł po śladach widniejących na ziemi.Odnalazł leżącego ojca i czym prędzej pomógł mu się wydostać z kłopotów.Było mu ciężko wynosić starego lwa, ale musiał wytrzymać.
W tym czasie Kovu rozglądał się za synem.Dostrzegł go leżącego pod płonącym drzewem.Przerażony książę wpatrywał się w płomienie.

 
W ostatniej chwili ojciec podbiegł do niego, chwycił go w zęby i uniknął uderzenia przez spadający konar drzewa.Ogień się poszerzał i lwu było coraz ciężej biec.Ostatkami sił skoczył na skarpę i udało mu się uciec ze Złej Ziemi.Puścił syna i padł na ziemię.Łapczywie łapał powietrze do płuc.Sawa tak samo.
-Synu, nic ci nie jest?
-Nieee.Tato, jestem przerażony.
-Spokojnie-Objął syna łapa.
Kopa i Simba podbiegli do brązowych równie zmęczeni.
W końcu dłoniom udało się opanować sytuację i ugasić pożar.W drodze powrotnej dwa lwy wyjaśniły im całą sytuację.Kovu był zły na syna, że ten postąpił tak lekkomyślnie.Simba jednak wytłumaczył Kovu, że wybranie się samym nad miejsce zdarzenia było jego pomysłem.
W końcu wrócili zmęczemi na Lwią Skałę i wyjaśnili wszystkim co się wydarzyło.Eclipse przytuliła się do ukochanego i polizała.
-Tak bardzo się martwiłam.
-Wiem, przepraszam.Obiecuję być bardziej odpowiedzialny.
W tedy Simba zwrócił się do przybysza.Ten odparł iż nazywa się Khari i od niedawna mieszkał na Złej Ziemi.Przeniósł się tam z matką licząc na spokojny dom.Niestety ta zginęła w pożarze.Wdzięczny za pomoc i współczujący zaproponował małemu pozostanie na Lwiej Ziemi.Ten zgodził się uradowany.Lwiątka postanowiły się z nim zapoznać i zając od tego czasu.
 
Po południu padł deszcz.Kovu dostrzegł Simbę pod lwią skałą i poszedł do niego.Usiadl obok i chcąc coś powiedzieć został uprzedzony przez dawnego władcę.
-Posłuchaj Kovu, sądzę, że nadszedł już czas bym odszedł.
-Ale jak to?Chcesz się zabić?
-Nie o to chodzi.Mój czas się zbliża.Jestem już stary i zniedołężniały.Coraz gorzej widzę i chodzę.Jest ze mną po prostu źle.Na dodatek śmierć Nali wszystko przyspiesza.Jest coraz ciężej.
-Ale czekają cię jeszcze wiele wspaniałych dni z wnukami.
-Sam widziałeś, że nie potrafię nikomu pomóc, ani uratować.Nie potrafiłem obronić własnego wnuka, następcy tronu.
-Starałeś się.To nie była twoja wina.
-Posłuchaj, kiedy się czuje, że twój czas dobiega końca odczuwa się potrzebę odejścia by nie ranić swoich bliskich własnym cierpieniem.Wszystkie zwierzęta tak robią.Myślisz, że skąd wzięły się słonie na cmentarzysku?Nie mam odwagi by się ze wszystkimi rzegnać, dlatego nie mogę czekać do jutra.Im dłużej zwlekam tym mi jest ciężej.A tak nie będziecie cierpieć.Proszę pożegnaj ich ode mnie.
Lew chciał już odejść kiedy król krzyknął za nim.
-Simba!Pamiętaj, że nie zapomnimy o tobie!Odnajdziemy twe ciało i w chwale pochowamy.Obiecuję, że zadbam o stado i królestwo.
-Wiem to!Żegnaj Kovu!-Ruszył biegiem w znikając z pola widzenia brązowego.
-Żegnaj Simba.-Powiedział Kovu już jedynie do siebie.Przybity dopiero wieczorem ruszył do jaskini.Zwołał zebranie i ogłosił wszystkim odejście Simby.Było już za późno na szukanie dawnego władcy i pomimo, że Kiara pragnęła biec za nim wiedziała iż nie może opuścić rodziny.Byla zrozpaczona tak jak wszyscy.Kopa także, ale poczęści był też zły, że ojciec nie powiadomił go o tym osobiście tylko właśnie Kovu.Nie zamierzał jednak poruszać tego tematu.Razem z resztą wrócił do groty.Jedynie Sawa siedział na szczycie Lwiej Skały i spoglądał smutny za śladami dziadka.Czul się winny jego odejścia, z drugiej strony pocieszał się, że ten niedługo także poczuje ulgę.Z lepszym nastrojem wrócił do rodziców i położył się obok.Nie spał.Rozmyślał czy kiedykolwiek także jego ojciec postąpi podobnie.