Another II

Historie związane z wymyślonymi postaciami
Zamówienia proszę składać w spamowniku

Brat bliźniak 



Na Lwiej Ziemi już od dawna panował ród władców, dbających o porządek i ład. Król Mufasa był uważany za jednego z najpotężniejszych. Własnie czekał na narodziny swojego dziedzica. Późnym rankiem w łapach królowej dostrzegł on dwóch synów. Jeden złoty, taki jak on. Drugi zaś biały z czerwonymi oczami. Król był zdziwiony jego barwą, wezwał więc Rafikiego, aby to wyjaśnił.
- Nie martw się przyjacielu. Twój syn jest albinosem, to wszystko. To się zdarza. Nie jest chory.
Król i królowa odetchnęli z ulgą. Nazwali synów Kiba i Smba. Oboje uznali, ze białe lwiątko jest piękne i wyjątkowe, ogłosili je więc królem. 
Gdy tylko Skaza o tym usłyszał postanowił pozbyć się dziecka. W nocy wykradł je matce i zabrał na Rajską Ziemię. Nie wiedział jak zabić lwiatko, nie mógł ubrudzić sobie łap. Dostrzegł wielkiego węża więc po prostu zostawił malucha na ziemi i wrócił do domu. 
Dziecka szukano przez dwa dni. Stwierdzono, ze został uprowadzony i najpewniej nigdy go nie znajdą. Po tym zdarzeniu Simba został następcą, a rodzice postanowili strzec go cały czas. Brat króla cieszył się, ze przynajmniej jeden kłopot ma z głowy. Nie zastanawiał się co się stało z białym lwiątkiem.
Tym czasem został on odnaleziony przez parę lwów na Rajskiej Ziemi i uratowany przed wężem. Para odczuwała cierpienie widząc samotnie tego malucha. Szukali jego rodziców, pytali znajome lwy, ale nikt sie nie przyznawał. Postanowili go adoptować.

Czas mijał, a lwiak rósł. Był rozbrykanym i szczęśliwym dzieckiem, jednak przez swoją barwę często nie rozumianym. Mimo problemów miał wszystko o czym marzył. Rodzinę, przyjaciół. Wiedział, ze został znaleziony, ale nigdy nie chciał nawet szukać prawdziwych rodziców.
Kiedy dorósł życie na Rajskiej Ziemi zmieniło się. Dzikie zwierzęta panoszyły się i zabijały innych. Atakowały także lwy ze stada Kiby. Hieny zabiły jego adopcyjnych rodziców. Pozostała zaledwie garstka. Kiba musiał przywrócić ład. Czuł, głęboko w sobie, ze jest to jego powołanie. Pozbył się hien i niebezpieczeństw, wśród zwierząt wprowadził prawo i podzielił ziemię na części i terytoria dla jej mieszkańców.
Pewnego dnia ogłoszono go królem Rajskiej ZIemi, Sam Kiba był zaszczycony tym tytułem. Na swoją partnerkę wybrał sobie kremową Lili. Lwica była nowa w stadzie i od razu wpadła mu w oko. Zachwycał się jej urodą na każdym kroku. Długo się starał o jej względy, aż w końcu zgodziła się.

Po długim czasie rządów, narodziła sie trójka królewskich potomków. Trzech synów Kiby i Lili. Nazwali je Kigali, Isaka i Navis. Kigali i Navis byli bliźniakami pod względem wyglądu i byli zupełnie biali z zielonymi oczami matki. Isaka bym jasno brązowej barwy o czerwonych oczach ojca. Kiba wiedział, ze białe lwy nie są do końca akceptowane w tym świecie. Nie wiedział także, że jest albinosem. Sądził, ze biała barwa to choroba i jego dwa synowie mogą wkrótce umrzeć. Uznano więc, ze Isaka zostanie królem. Nie tylko dlatego, ze nie był biały, ale Kibie przypominał jego żonę, którą bardzo kochał. Na dodatek był także starszy od braci.

Biały lew dożył szczęśliwie swoich dni i nigdy w życiu nie dowiedział się, ze jest prawowitym władcą Lwiej Ziemi. Nigdy także o tym nie myślał. Pragnał dobrego życia dla siebie i własnej rodziny.



Pierwszy sprawiedliwy

Kilka lwich pokoleń w przeszłość. Lwią Ziemią od niedawna rządzi nowy król Tapeli. Lew o złotej sierści i brązowo rudej grzywie. Był władcą nieroztropnym i surowym. Władza przypadła mu dziedzicznie, ale niegodnie. Króla nie interesowała dyplomacja oraz stan królestwa. Władza dawała mu respekt, którą się chwalił i całymi dniami uganiał za lwicami. Pewnego dnia na terenie jego królestwa pojawiły się dwie lwice, siostry o brązowych futrach i czerwonych oczach. Młodsza, Mauti, była śliczna, i roztropna, a także inteligentna o zmysłowym spojrzeniu, natomiast starsza o imieniu Maisha nie była urodziwa, ale była przebiegła i sprytna. Król po uszy zakochał się w młodszej co nie podobało się to tej starszej. Mauti także pokochała króla. Maisha jako zazdrosna zamierzała go uwieść. Nim doszło do koronacji nowej ukochanej Tapeliego dowiedziano się, ze zdradził on lwicę z jej siostrą i teraz obie spodziewają się dziecka. Na Lwiej Skale wybuchł skandal, albowiem nie wiadomo które dziecko zasiądzie kiedyś na tronie. Siostry się znienawidziły, chociaż tak naprawdę nigdy się nie dogadywały. Mauti zawiodła się na ukochanym, ze względu na dziecko jednakże nie zamierzała go zostawić, ale i nie została królową ani żoną Tapeliego. Maisha starała się zastąpić władcy jej siostrę, ale lew nie interesował się nią.
Lwice w końcu urodziły. Maisha jako pierwsza, Mauti jako druga. Obie lwice urodziły synów. Starsza nazwała swojego Choyo, lwiak był jasny jak ojciec. Wybranka króla nazwała dziecko Mohatu, który był ciemny jak matka. Tapeli przez tydzień decydował, który z potomków go zastąpi. Z Choyo nie chciał mieć nic wspólnego, ale on był starszy, Mohatu jako młodszy nie powinien być królem, ale to jego kochał ojciec.
Jego synowie rośli w nie najlepszych stosunkach. Bracia nie mogli ze sobą wytrzymać. Mohatu odziedziczył rozum, a Choyo temperament. Ich ojciec wiedział, ze wszystkie cechy synów są niezwykle ważne. Na decyzję wpłynął konflikt ze swoim starszym synem, który jako nastolatek zażądał tego co mu się rzekomo należało, czyli tronu. Tapeli ustanowił więc swym następcą młodszego syna. Po tym wydarzeniu starsza siostra i jej syn opuścili Lwią Ziemię. Mohatu wiódł szczęśliwe życie. Ojciec uczył go panowania jakiego znał, ale mały Mohatu dostrzegał, ze nie jest to prawidłowe zachowanie króla. Postanowił kształcić się sam oraz za pomocą stworzeń na Lwiej Ziemi. Rodzice byli z niego dumni, zwłaszcza matka. 
Będąc trochę starszym Mohatu przejął tron i poznał jasną lwicę Ade o pięknych zielonych oczach. Lwica miała trudny charakter, byla stanowcza i momentami agresywna, ale młody lew był nią zauroczony. Imponowała mu. Została jego królową  urodziła mu syna, którego nazwano Ahadi, czyli obietnica, ponieważ miał on być nadzieją Lwiej Ziemi. 
Młody lewek odziedziczył niestety ostry charakter matki i podejście swojego dziadka do sprawy królestwa. Jako dziecko był uczony przez Mohatu wszystkiego co ten potrafił, ale Ahadi wolał zabawy i przygody.
W tym czasie Na Złej Ziemi, którą niegdyś zamieszkiwała Maisha ze swoim synem urodziła się śliczna lwiczka Uru. Książę spotkał ją przez przypadek. Stali się przyjaciółmi, a potem zakochali w sobie. Była śliczna i mądra. Kiedy byli władcami starali sie dorównać Mohatu i Ade. Lwica była troskliwa i rozsądna, Ahadi często miewał problemy z rządzeniem. Jego ojciec patrzył na to z ciężkim sercem, miał jednak nadzieję, że geny jego ojca i syna nie ujawnią się już nigdy więcej.


Shoro
Za mrocznych czasów panowania Skazy na Lwiej Ziemi, jedna z lwic zaszła w ciążę. Była ona brązowa z ciemnym paskiem na głowie ciągnącym się do ogona. Była nie tylko bardzo podobna do dawnej władczyni Sarabi, ale była też jej młodszą siostrą. Nazywała się Naanda. Jako jedyna z czwórki rodzeństwa miała bardzo wybuchowy i nerwowy charakter. I właśnie to sprawiło, ze Skaza się nią zainteresował. Chciał ją na swoją królową, ale ona znała dobrze króla i jako jedyna podejrzewała, ze on miał coś wspólnego ze śmiercią króla.
Naanda urodziła królowi syna. Skaza miał nadzieję widzieć go na Lwiej Skale jako swojego następcę. Ale matka małego lwiatka nie chciała, aby ten kiedykolwiek poznał lepiej ojca. Podjęła trudną decyzję, ze ukryje syna daleko od Lwiej Ziemi. Poprosiła Rafikiego aby znalazł dla niego nowy dom. Pawian z wielkim bólem i zrozumieniem spełnił jej życzenie. Daleko od Lwiej Ziemi znalazł lwicę, która przyjęła małego lewka którego Naanda nazwała Shoro.
Mały dorastał u boki lwicy, ale doskonale wiedział kim jest. I kim są jego rodzice, ponieważ lwica wyjawiła mu prawdę. Przez długi czas mały pragnął wrócić do matki, ale bał się spotkać ojca.
Kiedy stara opiekunka zmarła, Shoro postanowił podróżować. Któregoś dnia dotarł na dziwną ziemię. Nie była to sawanna, ani dżungla. To było coś w połowie. A jedynymi mieszkańcami były... ptaki. Żadnego innego zwierzęcia w okolicy. Shoro bał się tutaj zostać, ponieważ nie było żadnej zwierzyny, ale z drugiej strony to miejsce niezwykle mu się podobało. Był oczarowany pięknymi ptakami.
Postanowił w końcu zostać i nazwał ten skrawek, swój nowy dom, Ptasią Ziemią. Ptaki stały się jego przyjaciółmi, nauczył się ich języka. Tam dorastał, radził sobie całkiem nieźle. Niczego mu nie brakowało. Kiedy jakieś zwierzę się zabłąkało, to zabijał je i zjadał, a na co dzień żywił się robactwem i też niektórymi ptakami. Doskwierała mu jednak samotność. Nie znał bowiem żadnego innego lwa.
Kiedy dorósł postanowił odnaleźć matkę. Nawet nie wiedział jak, ale wrócił na Lwią Ziemię. Otoczenie go zaskoczyło. Wyglądało gorzej niż w opowieściach. Przez przypadek natrafił na stado wychudzonych i marnych lwic, które dyskutowały. Spokojnie zbliżył się do nich, aż jedna go zobaczyła i od razu każda była gotowa do bitwy. Chociaż nie miałyby wielkich szans w takim stanie, w jakim były, ale nie wiedziały, ze młody lew nie potrafi walczyć. Jedna z lwic podeszła do niego widząc zmieszanie Shoro.
- Czego tutaj szukasz? Nie ma tutaj nic, co by cię zainteresowało.
- Nie, ja... nie chcę niczego. Szukam kogoś. Czy to jest Lwia Ziemia?
Lwica miała smutny wzrok.
- Nie... to była Lwia Ziemia. Odejdź stąd chłopcze, póki nikt cię nie widział.
- Odejdę, ale najpierw proszę o pomoc. Szukam pewnej lwicy, mojej matki, nie pamiętam jej imienia, ale wiem, ze tutaj mieszkała kiedy mnie urodziła.
Wszystkie lwice spojrzały na niego zaskoczone. Lwica, która z nim rozmawiała zapytała.
- Jak się nazywasz?
- Shoro.
W tedy jedna z lwic zareagowała gwałtowniej od reszty. Do dawnej królowej i przybyłego podeszła Naanda. Patrzyła na syna z szeroko otwartymi oczami. Jej syn żył! I Wyglądał tak dobrze. Jego brązowe futro lśniło, a czerwone oczy były pełne blasku, ale i smutku.
- Mój Shoro... mój synu!
Lew spojrzał na matkę. Była w najgorszym stanie ze wszystkich i miała zadrapanie na pysku, już wiekowe. Albowiem była to pamiątka po ciosie od Skazy, kiedy ten dowiedział się, ze Naanda porzuciła syna.
Lew przytulił matkę, a ona jego. Stara lwica była szczęśliwa. Opowiedziała mu wszystko, oraz to co się z nimi tutaj działo. Shoro zrobiło się przykro lwic. Pomógł im upolować antylope, które lwice mogły w spokoju zjeść, bez towarzystwa hien. Zaproponował lwicom, aby zamieszkały z nim na Ptasiej Ziemi, ale one były zbyt przywiązane do swojego domu. Jedynie Naanda zgodziła się odejść. Chciała być z synem.
Naanda odżyła na nowo na ziemi zamieszkanej przez syna. Któregoś razu Zazu przyleciał do nich i oświadczył, ze Skaza został zabity przez Simbę. Kiedy lwica to usłyszała prawie na siłę zaciągnęła syna na Lwią Ziemię. Tam kuzyni się poznali. Simba z początku był niechętny wobec syna Skazy, ale uznał, ze da się go lubić. Zaproponowal mu dom na Lwiej Ziemi, ale Shoro wybrał Ptasią. Czuł się tutaj obcy, nie tak jak jego matka. Naanda była rozdarta między synem domem. Postanowiła zostać, a synowi odejść.

Shoro został u siebie, ale często odwiedzał rodzinę. Stał się najlepszym kuzynem i przyjacielem nowego króla. Nigdy jednak nie poznał żadnej młodej lwicy, która by go urzekła. Do końca życia był pod tym kątem sam i pozostał wierny Ptasiej Ziemi, która po Shoro nie miała więcej żadnego mieszkańca.



Zaginiony brat
Yaruma ledwo i z trudem szedł przez pustynię, ciągnąc za sobą niesprawną łapę. Tylna, lewa noga bardzo go polała i nie była do końca zdrowa. Najpewniej zwichnięta, albo nawet złamana. Słońce grzało nie miłosiernie, a rany na ciele nie mogły się zabliźnić. U jego boku szedł nastoletni lew, jego syn Amir. Dwójka była do siebie bardzo podobna. Oboje mięli szare futro i ciemniejsze prawie czarne grzywy. Yaruma miał czerwone oczy, a jego syn niebieskie.
Żaden z nich się nie odzywał. Amir tylko czasami zerkał na ojca, którego mine ukazywała jedynie ból i wyczerpanie. Byli zmęczeni i ledwo się trzymali. W końcu zamyślony Amir wyprzedził ojca nawet nie zauważając, ze ten został w tyle. Stary lew zatrzymał się i upadł ciężko na ziemię. Miał zamknięte oczy, z trudem łapał powietrze. Kiedy syn go zobaczył podbiegł do niego i wystraszył się.
- Tato! Wstań. Nie mozesz tak zostać!
- Amir, wezwij pomoc.
- Przecież nie mogę cię zostawić! Wstań, pomoge ci.
- Nie! Dam radę, ale znajdź pomoc! Szybko!
Amir z trudem zostawił ojca i pobiegł przed siebie. Mimo zmęczenia i bólu dawał z siebie wszystko. Po jakiejś godzinie natrafił na samotnego, dorosłego lwa spacerującego po zatrawionej ziemi. Amir stanął przed nim gwałtownie i próbował złapać oddech. Lew był zaskoczony widząc nastolatka, w takim stanie, który nie wykazywał żadnych emocji związane z nagłym spotkaniem.
- Kim...
- Błagam o pomoc! Szybko... mój ojciec... umiera!
- Prowadź mnie.
Nastolatek był bliski wycieńczenia, ale ponownie dawał z siebie wszystko. Kiedy dorosły lew ujrzał ciało leżące bezwładnie na pustyni jeszcze przyspieszył. Kiedy dotarł do Yarumy sprawdził czy oddycha.
- Tato, proszę, oddychaj! Wstań! - Lew nie reagował – Proszę nam pomóc!.
- Spokojnie chłopcze. - Lew obszedł upadłego – Oddycha, ale jest bardzo słaby. Zabiorę twojego ojca do mojego szamana, on mu pomoże. A ty po drodze opowiedz mi, co się stało.
Lew załadował Yarumę na swój grzbiet i już spokojnie ruszyli na Lwią Ziemię.
- Nazywam się Amir, mój tato to Yaruma. Pochodzimy z bardzo daleka. Nasze stad zaatakowały hieny. Tata próbował walczyć, ale ledwo nam się udało.
- Bardzo mi przykro Amirze. O nic się nie martw.
Rafiki przyjął Yarumę do siebie i postanowił zrobić co tylko się da, aby go wyleczyć. Pawian poprosił nastolatka, aby opuścił jego baobab.
- Ale chcę przy nim zostać...
Nie dokończył, czując łapę na swoim ramieniu. Ich wybawca uśmiechnął się pocieszajaco do lwiątka. Oboje ruszyli na Lwia Ziemię. W tedy Amir dopiero dostrzegł jak tutaj pięknie. Zmierzali na Lwią Skałę.
- Dziękuję za pomoc. Nie miałem okazji.
- Nic się nie martw. Kiedy twój tata się obudzi, od razu się dowiesz. Masz moje słowo.
Amir osowiał kiedy się dowiedział, ze ich wybawcą był sam król Mufasa. Złoty lew poprosił o szczegóły ich podróży. Amir wyjaśnił, ze ojciec celowo go tutaj prowadził, ponieważ kiedyś jego ojciec zamieszkiwał te ziemie. Imię Yaruma zdawało się Mufasie znajome. Gdzieś je dawniej słyszał. Kiedy lwy weszły na Lwia Skałę Mufasa przedstawił nastolatka swojej żonie. Sarabi słysząc co się wydarzyło była poruszona. Postanowili przyjął nastolatka na jakiś czas.
Po dwóch dniach Yaruma wyzdrowiał. Od razu został przyprowadzony na Lwią Skałę i przedstawiony parze królewskiej przez Amira. Stanął wtedy przed królową, która dziwnie mu się przygladała. Lwica skądś go kojarzyła. Nie mogła sobie tylko przypomnieć. Mogło się wydawać, ze przybysz też ją zna.
- Przepraszam moją śmiałość królowo, ale czy my się kiedyś nie spotkaliśmy? Wydajesz się znajoma.
- Jestem Sarabi, jak cię zwą przybyszu?
- Sarabi... Nie możliwe! - Nagle go oświeciło. - Wiedziałem, ze cię znam. Jestem Yaruma! Pamiętasz mnie?
Królowa była w szoku i ledwo utrzymała się na łapach. Rozpoznała go. To był on. Ta sama sierść i te same rysy twarzy... i te oczy. Takie jak jej. Oczy jej brata. Rzekomo, zmarłego.
Lwica widząc uśmiech na pysku Yarumy usmiechnęła się sama i przytuliła głęboko brata. Wszyscy dookoła byli w szoku. Rodzeństwo patrzyło na siebie zdziwione, ale radosne. Musieli sobie wszystko wyjaśnić.
Yaruma opowiedział Sarabi, ze w dniu kiedy wpadł do rzeki podczas spaceru z rodzicami uratował się sam łapiąc za gałąź i wyciągając na brzeg, z dala od Lwiej Ziemi. Będąc dzieckiem bał się wrócić. Był starszym bratem lwicy i jej autorytetem od zawsze. Opowiedział jej także o swoich dalszych losach. Dorastał w małym stadzie, gdzie przygarneła go jedna z lwic. Tam poznał swoją ukochaną, z którą teraz miał Amira. Niestety lwica zmarła przy porodzie. Do tej pory żył daleko stąd. A w końcu wrócił.
Mineło kilka dni i Yaruma postanowił odejść. Chociaż siostra proponowała mu zostanie na stałe. Ten twierdził jednak, ze to nie jego miejsce i chce wrócić do siebie. Być może hieny już odeszły. A jeśli nie, to zamierzał się ich pozbyć i założyć nowe stado.
Ludzie
Sawa nie długo panował nad Lwią Ziemią, kiedy pojawiło się na niej coś dziwnego, coś... innego. Agile wypatrzył to coś pod drzewem koło wodopoju. Chyba leżało, ale nie był pewny. Natychmiast powiadmił króla.
- Nigdy czegoś takiego nie widziałem. - Powiedział królowi. Sawa osobiście postanowił zbadać stan rzeczy. Poprosił aby Agile go tam zaprowadził, chociaż Eclipse się sprzeciwiała, ponieważ nie wiedziała, czy to coś jest bezpieczne. Ale młody król nie chciał nikogo narażać.
Agile poprowadził go do wodopoju. W tedy Sawa zobaczył to, ale nie wiedział czym jest. Już nie lezało, lecz stało, ale na dwóch nogach. Jak małpa, tylko, ze inaczej. Było proste i nie można było dostrzec ciała. Coś je zakrywało. Miał ze sobą dziwny kij, który trzymał w dłoni. Król postanowił blizej zapoznac się z przybyszem, ale ostrożnie. Zaszedł go po cichu od tyłu i wyłonił się z krzaków. W tedy to coś go usłyszało i gwałtownie się odwróciło. Król wyczuł przerażenie. Wrecz je widział. Kiedy zrobił krok do przodu dziwne stworzenie podniosło kij i wycelowało w niego. Sawa aby uniknąć ciosu uskoczył w tył. Nie wiedział o co chodzi. Atakuje, broni się czy wita?
- Spokojnie przybyszu, nie zrobię ci krzywdy.
Niestety Sawa nie wiedział, ze on nie rozumie jego słów. Jedyne co dotarło do uszu stworzenie to porykiwania i wtedy z kija wydobył się głuchy grzmot i coś z wielką siłą uderzyło obok łap króla. Za chwile drugi. Instynkt kazał królowi uciekać, ale zanim to zrobił, stworzenie zaczęło biec w przeciwnym kierunku, przerażone.
Rafiki wieczorem wyjaśnił Sawie czym jest podejrzana istota. Nazwał go człowiekiem. A konkretnie myśliwym, kiedy usłyszał o dziwnym kiju. Była to broń. Bardzo niebezpieczna. Gdyby człowiek trafił nim w Sawę, ten od razu by umarł. To zaniepokoiło władce. Jednego da się unikać, ale Rafiki stwierdził, ze ludzie są jak lwy. Żyją w stadach, czasami są samotnikami, ale tak jak lwy są bardzo władczy i pilnują swoich terenów.
Jednak minęło kilka dni i żaden człowiek się nie pojawiał. Dopiero po czasie zaczęły masowo ginąć zwierzęta na sawannie. Zwiadowcy i przerażeni mieszkańcy zgłosili się do króla, aby pozbył się ludzi, albowiem to ich grupy mordowały zwierzęta. Sawa miał dość, musiał ratować królestwo, ale same lwy nie wiele by dały. Musiał więc zwrócić się o pomoc do wszystkich zwierząt.
Któregoś ranka grupa ludzi, naprawdę spora pojawiła się niedaleko Lwiej Skały. Akurat nikogo na niej nie było. Ludzie weszli na skałę i zaczęli po całej się rozglądać. Agile który z daleka ich ujrzał natychmiast poinformował o tym stado które było nad wodopojem. To był największy cios. Ktoś naszedł dom Sawy, a to przelało czarę. Razem ze stadem wbiegł na Lwią Skałę i zaatakował ludzi. Spanikowani strzelali na oślep i żaden nie trafił w cel, kilku tylko drasnęło niektórych członków stada.
Ludzie zbiegli z Lwiej Skały, ale u jej stóp zatrzymali się i zostali otoczeni przez inne zwierzęta sawanny. Kiedy ludzie zobaczyli szarżujące słonie wpadli w popłoch. Zaczęli uciekać, a wszelakie gatunki goniły ich aż do granicy. To powinno odstraszyć ludzi na długi czas, ale Sawa nigdy nie zapomniał o ich przybyciu i bał się, ze wrócą.

Ludzkie kocie
Księżycowa ziemia była miejscem dziwnym, odmiennym. Jego mieszkańcy, niby tac podobni do innych, a jednak różni. Lwy, które zamieszkiwały te ziemie żyli w pewnej symbiozie z ludźmi, mieszkającymi nieopodal ich terenów. W zamian za ochronę oraz czci, które składali lwom te zapewniały im pożywienie w postaci dodatkowej zwierzyny, zostawionej na pastwę losu dla ludzi.
Jednak nastały ciężkie czasy i ludzie musieli odejść. Zbliżał się czas suszy. I tak jak cierpielli z tego powodu ludzie, tak cierpiały lwy. Królowa stada, Isis, była zrospaczona, ponieważ straciła swoją tak długo oczekiwaną ciążę. Ugawu, szaman, który był mandrylem i doradcą króla stwierdził, ze Isis, nie będzie mogła mogła mieć już dzieci, kategorycznie. Była zrospaczona i kiedy któregoś dnia spacerowała po swoich terenach dotarła do opuszczonej wioski ludzi.
W jednej z chat usłyszała płacz dziecka, które kobieta nie pomyli z żadnym innym. Pobiegła do środka chaty i stanęła metr od szlochajacego zwiniętego w kłębek ludzkiego dziecka. Lwica parsknęła i stworzenie spojrzało na nią, po czym przestało płakać. Co było bardzo dziwne. Lwica wiedziała że ludzie się ich boją, a to maleństwo było raczej zaciekawione.
Isis rozpoznała, ze jest to dziewczynka i to bardzo ładna, jak uważała. Ciemne oczy i czarne włosy, na ciemnej karnacji. Lwica dostrzegła, ze nikogo innego tutaj nie ma. Czyli ludzie ją zostawili.
- Jak można porzucić własne dziecko, skoro niektórzy nie mogą ich mieć? - Dziewczynka podeszła do isis, kiedy ta stuliła głowę i przytuliła jej się do łapy. Królowa patrzyła na dziecko zszokowana. Co miała robić. Przecież nie mogła jej tutaj zostawić, nie mogła także jej zabrać. Ale matczyny instynkt wygrał z rozsądkiem.
- Jakaś ty urocza.
Dziewczynka potrafiła biegać i mówić, niestety dziewczynka nie rozumiała mowy lwów i Isis miała wrazenie, ze rozmawia z nowo narodzonym lwiatkiem. Szły w stronę lwich terenów, ale dziecko nie nadążało na lwicą i szybcko się męczyło. Isis wzięła nową córeczkę na grzbiet i pobiegła do domu. Członkowie stada dziwnie się na nie patrzyli, a najgorzej zareagował król, który widząc żonę z ludzkim dzieckiem wpadł w szał. Nie rozumiał intencji żony.
- Isis, nie możesz jej zatrzymać.
- Muszę, jest sama, nie przeżyje.
- Tutaj również zginie, ponieważ zwierzęta nie będą się jej bały! Ona nie jest lwem, Isis!
Jednak widzac rozpacz żony i czując jej ból zgodził się zatrzymać dziecko. Tylko jak ono miało tutaj wyżyć? Przecież nie nauczy się polować, zachowywać, ani żyć jak lew. Rolę jej nauczyciela przejął Ugawu. Mandryl znał zwyczaje ludzi i potrafił nauczyć jej tylko tego co człowiek mógłby robić. Stworzył dla niej prowizoryczne przepaski na ciało, takie jakie nosili ludzie, na wzór tych jakie znalazł w opuszczonej wiosce. Dzięki lwom natomiast, które ją zaakceptowały nauczyła się je rozumieć. Jednak komunikowały się głównie poprzez mimikę i gesty.
Dziewczynce nadano imię Kapeli. Reagowała na imię rozpoznając ton brzemienia i ryku lwów. Jednak było to tylko jedno słowo. Ku uciesze Isis jej przybrana córka prawidłowo się rozwijała. Nauczyła się polować dzidą, pływać i próbowała walczyć, ale lwy były zawsze silniejsze. Mimo tego nie była gorsza. Nie wiadomo było kto obejmie tron. Kapeli był człowiekiem, ale mimo wszystko była dzieckiem władców. Kiedy ogłoszono, ze Kapeli obejmie tron zapanował harmider i chaos. Długo trwało zanim stado się z tym pogodziło. Dochodziło zresztą do coraz to dziwniejszych sytuacji. Albowiem w Kapeli zakochał się Damu, brązowy nastolatek. Oboje byli dobrymi przyjaciółmi. Damu zawsze był przy dorastającej przyjaciółce. Ona też go kochała. Tworzyli bardzo dziwny związek. Ale cóż można było zrobić?
Przez kolejne dwa lata wszystko toczyło się szczęśliwie. Damu i Kapeli byli zaręczeni. Lew zawsze był przy niej, za bardzo się o nią bał, aby gdzieś ją samotnie puszczać. Któregoś jednak razu Kapeli miała dość towarzysza i pod osłoną nocy opuściła grotę przybranych rodziców. Opuściła lwie tereny i dotarła w miejsce skąd pochodziła. Jednak nie pamiętała już tego miejsca. Wioski ludzi, w której przyszła na świat. Nie miała pojecia, ze tak naprawdę nie należy do stada lwów. W tedy wiele zrozumiała. Zawsze wiedziała, ze była inna. Kapeli wpadła w rozpacz.
Uciekła stamtąd nad wąwóz. To było jej ulubione miejsce. Zawsze tutaj przychodziła. Usiadła na kamieniu i wpatrywała się w dal za kanionem, tak odległe horyzonty. Była tak wpatrzona i tak rozmarzona, że nawet nie zauważyła antylop uciekających przed lwami na porannym polowaniu. Dopiero kiedy kilka z nich ją minęło i wbiegło do wąwozu Kapeli zdała sobie sprawę co się dzieje. Nie miała drogi ucieczki. Ani na boki, ani przed siebie. Tak jak stała na kamieniu tak została i miała nadzieje, ze jest w miare bezpieczna. Póki co Kapeli była omijana przez wielkie stworzenia, ale jedna z nich postanowiła znaleźć inną drogę ucieczki i wbiegła na głaz. Dziewczyna jak w zwolnionym tempie widziała zwierzę pędzące w jej stronę i nie potrafiła chociażby drgnąć.
Po polowaniu lwy zaczęły szukać Kapeli. Jako pierwsza znalazła ją Isis. Matka widząc poturbowane ciało na dnie wąwozu a obok niej martwą i połamaną antylopę nie wytrzymała. Łzy wylały jej się z oczu i krzyknęła przenikliwie i tak głośno, ze wszyscy ją usłyszeli. Rozpaczali jedynie Isis i Damu. Reszta stada i sam król postanowili zostawić ich w spokoju na jakiś czas.
Kapeli pochowano, a Isis żałowała, ze nie udało jej się upilnować córki, a teraz, właśnie po jej śmierci zrozumiała, z popełniła błąd zabierając ją do stada. Nie należała do ich świata. Nie miała szans na przeżycie. Po tym wszystkim władcy zaadoptowali lwiczke, którą znalazł Ugawu i wychowano ją na przyszłą królową. Nosiła imię pierwszej córki Isis. Damu natomiast, aby pogodzić się ze stratą ukochanej został opiekunem nowej księżniczki i w końcu zaczął dążyć ja uczuciem.

Porwana
Sukari miała złote futro i czerwone oczy. Jej rodzice już nie. Ojciec, Kair, był ciemnobrązowym lwem o zielonych oczach, a matka Zafora szare futro z pięknymi fiołkowymi oczami. Nigdy jej ten brak podobieństwa nie przeszkadzał. Nie zwracała na to żadnej uwagi. Żyła i kochała ich jak dobra córka.
Któregoś dnia kiedy była już nastolatką biegła do jaskini rodziców, ale słysząc ich podniesione głosy zatrzymała się i schowała za skałą. Byłą ciekawa co ich tak zdenerwowało.
- Kair, ona dorasta, wkrótce się dowie.
- Niczego się nie dowie jeżeli jej sama nie powiesz.
- Nikt nie musi jej nic mówić. Ona nie jest już dzieckiem, dostrzega różnice. Zacznie się domyślać, pytać i co wtedy!?
- Chcesz jej tak po prostu powiedzieć, ze nie jest naszą córką!?
Te słowa wstrząsnęły Sukari. Była oszołomiona, a łzy napływały jej do oczu. Chciała krzyczeć, ale nie mogła. Jak mogli? Zacisnęła mięśnie i wbiegła wprost przed rodziców.
- Jak mogliście mnie oszukiwać? Nie kłamcie, wszystko słyszałam!
- Kochanie, uspokój się. Wszystko ci z ojcem wyjaśnimy.
W ten sposób dowiedziała, ze została porwana przed parę lwów kiedy była noworodkiem. Urodziła się na Dżunglowej Ziemi. To jednak nie było najgorsze. Urodziła się jako księżniczka.
To był cios. Jej adopcyjni rodzice nie mogli mieć dzieci i właśnie dlatego porwali dziecko. Czemu akurat ją? To był przypadek. Nie wiedzieli kim jest. Sukari postanowiła wrócić do królestwa.
Błądziła po sawannie długi czas, ale w końcu trafiła do domu. Z daleka dostrzegła słynną Dżunglową Ziemię i pobiegła w jej stronę. Trafiła akurat na grupę lwic ze stada. Patrzyły na nią z początku złowrogo, ale po chwili jedna z nich rykiem uspokoiła towarzyszki i podbiegła do Sukari. Patrzyła na nią z szeroko otwartymi oczami. I wtedy nastolatka dostrzegła podobieństwo. Może nie z koloru oczu czy futra ale wyglądu. Ta lwica wyglądała tak jak ona tylko starsza. To musiała być jej matka.
Stara lwica tak bardzo się ucieszyła i wyjaśniła całą sprawę z córką. Nastepnie przedstawiła ją wszystkim. W jednej chwili wspomniała o przejęciu tronu, ale zaraz się naprostowała. Sukari nie mogła zastąpić matki i zmarłego ojca na tronie. Rok wcześniej króla zabił obcy lew Timbura. Tym samym pozbawił matki Sukari następczyni. Dżunglowa Ziemia nie była poprawnie rządzona przez Timbura'a. To już nie było stare i potężne królestwo. Nastolatka postanowiła to zmienić.
Stanąwszy z obecnym królem oko w oko wyzwała go do walki oświadczając kim jest i czego chce. Timbura przyjać wyzwanie. Bitwa stoczyła się przed wielką grotą króla. Niestety pojedynek był z góry przesądzony. Zwykła nastolatka nie majaca żadnych umiejetności walecznych nie mogła pokonać dorosłego samca. Timbura zadał ostateczny cios i zabił dawną ksieżniczkę.
Pomimo tej tragedii misja Sukari się nie skończyła. Nawet po smierci miała poczucie obowiazku przywrócenia dawnej światłości Dżunglowej Ziemi. Minął rok, a Timburze urodził się syn Zelim. Sukari widziała w dziecku dobroć i szlachetność. Jego celem była poprawa życia w królestwie, ale nie mógł uczynić tego sam. Potrzebna była mu partnerka, która mu pomoże. Do tej misji Sukari wyznaczyła sierotę. Lwiczkę o imieniu Mika, która urodziła się w miejscu gdzie Sukari się wychowała. Jako duch musiała ją naprowadzać tak, aby Mika kiedys odnalazła Zalima i razem z nim zawładnęła nad Dżunglową Ziemią.


Chore serce
Mufasa i Sarabi długo oczekiwali narodzin dziecka. Rafiki przepowiedział im syna i wspaniałego następcę. Losy Simby natomiast miały potoczyć się zupełnie inaczej. Lwiątko przyszło na świat, ale było bardzo słabe. Kiedy dorastało, często maluch chorował. Miał ataki, słabł i mdlał. Para królewska była zaniepokojona.
Rafiki stwierdził chorobę serca. To znaczyło dla Simby wyrok śmierci. Jedyne co mogło go uratować to życie spokojne i bez stresu. A życie króla jest przepełnione przeszkodami. Mufasa i Sarabi bardzo się bali. Nie mięli innego dziecka, ale to nie był problem. Co mięli zrobić z Simbą? Rafiki nie potrafił im pomóc. Próbował doradzać i leczyć lwiatko, ale nie potrafił.
O jego losie przesądził wypadek z hienami kiedy wraz z Nalą uciekał po cmentarzysku. Mufasa tak bardzo się wściekł i bał się o syna, bo wiedział ile mogło go to kosztować. Albowiem syn króla nie wiedział o swojej chorobie. I stało się najgorsze. Kilka dni później jego serce nie wytrzymało. Simba dostał ataku podczas biegu i zmarł. Rodzice byli zrozpaczeni.
Nigdy nie zapomniano o ksieciu, ale potrzebny był następca. Okazał się nim kolejny syn pary królewskiej Zhirao, urodzony długi czas po Simbie. Lwiatko było bardzo podobne do matki. Z charakteru jak i z wyglądu. Na szczęście był zdrowy. Został zaręczony z Nalą, jednak ona nie była przekonana. Ksiażę był młodszy i nie był jej dawnym przyjacielem. Ona chciała tylko Simbę. Tak długo prosiła o zmianę, ze ksiecia zaręczono z kimś innym. Była to ciemna lwiczka Maliri, urodzona na Lwiej Ziemi.
Nowego syna bardzo pilnowano aby nie straić także jego. Tym samym sposobem nawet Skaza nie był w stanie pozbyć się brata i bratanka. Zhirao dorósł i zapowiadał się na wspaniałego władcę. Kiedy Mufasa się zestarzał to właśnie przejał władzę, wraz z Maliri, z którą wziął śłub. Nala natomiast została partnerką kogoś innego i założyła z nim rodzinę na Lwiej Ziemi.

Daleka podróż
Ognista Ziemia była odległa i praktycznie nieznana. Leżała daleko od wszystkich innych i chociaż nikt o niej nie słyszał, to ona sama wiedziała o innych miejscach wszystko. Żyły na niej lwy przyzwyczajone do wielkich upałów. Dlatego nazywała się Ognista, ponieważ z powodu ogromnego żaru często pojawiały się na niej pożary. Wśród lwów na nich żyjących była Miria. Nastolatka o czerwonym futrze i takich samych oczach. Była niczym te pożary które nawiedzały jej ziemie. Miała charakterek i potrafiła pokazać pazurki. Ciągle ją gdzieś nosiło, wiecznie uciekała, ponieważ marzyły jej się przygody, starcia z innymi lwami.
Jej rodzice jednak nigdy nie pozwolili na opuszczenie granic. Z tego powodu ciagle się buntowała. Któregoś razu i ona i jej rodzice nie wytrzymali.
- Chcesz, to idź, ale do domu nie wracaj! - Krzyknał jej ojciec, który dość miał córki. Poza tym miał jeszcze trzy inne, starsze siostry Mirii. Utrata tej jednej go bolała, ale nie była niezastąpiona.
Lwica pod osłoną nocy odeszła. Ostatni raz na granicy spojrzała w stronę domu. Dawnego domu. Już nigdy miała nie zobaczyć swojej rodziny oraz tych wszystkich pożarów. Z jednej strony się bała, a z drugiej była pełna żądzy odkrycia. Ruszyła pędem przed siebie, nie patrząc już w tył.
Jej podróż z pewnoscią była niezwykła. Na każdej nowej Ziemi na jakiej się pojawiła musiała wszystko zobaczyć, zwiedzić każdy kat i dowiedzieć się czegoś o tym miejscu. Jednak najweselej było kiedy napotkała inne lwy. Czasami trafiała na niewielkie grupy, całe stada lub pojedyncze osobniki. Wędrujące, albo mieszkające gdzieś na stałe. Jednak nie wszyscy ja tolerowali.
W ciągu rocznej podróży wyrosła z wieku nastoletniego i stoczyła tyle walk ile chyba żaden inny lew na świecie. Nie zawarła żadnej przyjaźni czy romansu, to nie było w jej stylu się angażować w związki.
Któregoś jednak razu napotkała na swojej drodze lwicę, bardzo zadbaną i śliczną. Leżała pod drzewem koło jakiegoś wodopoju. Miria podeszła do niej śmiało. Kiedy odpoczywająca ją dostrzegła uśmiechnęłą się ciepło.
- Dzień dobry młoda damo. Co cię sprowadza w te okolice?
- Skąd wiesz, ze nigdy tu nie byłam?
- Nigdy cię nie widziałam. A mieszkam tutaj całe życie i codziennie obserwuję Lwią Ziemię wzdłuż i wszerz.
A to coś ciekawego.
- Lwia Ziemia?
- Tak moja droga, nasze wspaniałe królestwo. Lwy takie jak ty często tutaj przychodzą.
- Co to znaczy „takie ja ja”? I Dlaczego?
- Wędrownicy, samotnicy, odludki. Często kogoś szukają, albo miejsca do życia. Wiem, ze jesteś jedną z nich.
- Nie bardzo. Nie szukam niczego i nikogo. Jedynie przygód.
Leżącą lwicę zaskoczyła ta odpowiedź. Takiej osoby jeszcze nie spotkała. Wstała i podeszła do czerwonej lwicy. Chyba już ją rozumiała. Uśmiechnęła się chytrze i obeszła ją dookoła. Dostrzegła na jej ciele wiele ran, ale także siłę mięśni.
- Hahaha, niech zgadnę. Szukasz zaczepek. Pragniesz walki. Niestety ale ja nie mogę ci jej dać. Jestem za stara na takie zabawy. A na Lwiej Ziemi nie tolerujemy takich zachowań. Moim zdaniem dziwnie żyjesz, ale potrafię to zrozumieć. Tutaj nie znajdziesz tego czego szukasz.
- Grrr, chcesz się mnie pozbyć, to mnie pokonaj.
- Och, nie zamierzam tego robić, ale radzę ci odejść zanim ktoś cię zobaczy. Nie radziłabym ci trafić na wartowników. Nie wygrałabyś.
Miria nie wiedziała czemu, ale wierzyła tej lwicy. Miała w sobie coś takiego, co nie pozwalało jej kłamać. Miria chciała walczyć i żyć za razem. Ten jeden jedyny raz postanowiła odpuścić. Na Lwiej Ziemi długo nie pobyła. I nie zamierzała tam wracać.
Życie Mirii w ciagłym biegu szybko lwicy zleciało. Jako stara już i doświadczona przez życie zrobiła coś czego nigdy by nie zrobiła za młodu. Wróciła do domu. Na ognistą Ziemię. O dziwo jeszcze tam była. Jej rodzice nie żyli, ale siostry przygarnęły ją z powrotem. Któregoś razu Miria, spędzając swoje ostatnie dni otoczona stadem wspominała swoje przygody młodym osobnikom z grupy. Najciekawsza historia była właśnie z Lwiej Ziemi.

Kion X Fuli
Lwia Gwardia pod dowództwem Kion'a istaniała już dłuższy czas a dzieciaki, które do niej należały były już nastolatkami. Nadszedł więc czas poszukiwania sobie drugiej połówki. O uczucia księcia starały się Tifu i Zuri, lecz z dziwnych powodów ksiażę nie zwracał na nie uwagi. Nawet rodzice starali się jakoś zwrócić jego uwagę na lwice. Ale powód jego poczynań nie był nieuzasadniony. Kion każdą wolną chwilę spędzał potajemnie z Fuli.
Lew i gepardzica darzyli się niezwykłym uczuciem. Uwielbiali oprócz straży przebywać razem. Z początku tylko osobno trenowali, odkrywali nowe miejsca i wygłupiali się. Kiedy dorośli, zakochali się. Ukrywali ich romans w tajemnicy. Bali się komukolwiek powiedzieć o sobie. Chociaż dookoła była rodzina i przyjaciele, to nie było nikogo godnego prawdy.
Jedynie siostra Kion'a Kiara zaczęła się czegoś domyślać. Nadchodził czas kiedy ksieżniczka miała przejać tron, ale póki co pomału. Zmartwienia o brata przeszkadzały jej w skupieniu się na swoich obowiązkach.
Któregoś dnia, a raczej pewnej nocy, obudził ją dziwny dźwięk. Otworzyła oczy i spojrzała na brata który po cichu opuszczał jaskinię. Wstała i unikając członków stada ruszyła za bratem. Trzymała się kilka metrów od niego i chowała za każdym drzewem lub głazem kiedy ten się obracał.
W pewnym momencie, będąc za krzakami usłyszała głosy. Rozpoznała w jednym z nich Fuli, ale nie do końca słyszała co do siebie mówili. Kiedy zrobiło się cicho, lwica zaryzykowała i wystawiła głowę. To co zobaczyła sprawiło, że zaparło jej dech. Lew i gepardzica przytulali się i całowali. W pewnej chwili jej brat powalił gepardzicę i przyparł ja do ziemi. Kiara nie chciała na to patrzyć. Uciekła.
Nie wiedziała co robić. Powiedzieć rodzicom, zostawić dla siebie, czy porozmawiać z bratem? Była już u podnóża Lwiej Skały kiedy zatrzymała się, wzieła głęboki wdech i usiadła na tronie. Zamierzała poczekać. A potem się improwizuje.
Kion'a zobaczyła długo później jak wracał z uśmiechem na pysku do domu. Zbiegła z Lwiej Skały i zagrodziła mu drogę ze wściekłą miną.
- Kiara? Dlaczego nie śpisz?
- O to samo mogłabym zapytać ciebie.
- Ja...
- Powiedz mi jedno bracie. Czy to naprawdę, tylko dla Fuli, odrzuciłeś Zuri i Tiffu?
Widac było, ze lew był wstrząśnięty. Czyli jego siostra znała prawdę. Nie mógł już zaprzeczyć. Spuścił głowę i zmrużył oczy.
- A więc to ty szłaś za mną. Byłem przekonany, ze się mylę. Tak, Kiara, to dla Fuli. Ale spróbuj mnie zrozumieć, ja... my... nie mogliśmy nic na to poradzić. Zakochaliśmy się.
- I co? Zamierzasz się z tym ukrywać do końca życia? Zwariowałeś? Ona jest gepardzicą Kion. Ty potrzebujesz lwicy jeżeli chcesz mieć rodzinę. Nikomu nie powiem, ale masz coś z tym zrobić. I to jak najszybciej.
Kiara zostawiła brata samego i wróciła do groty. Lew nie wiedział co zrobić. Ale jego siostra miała rację. Kochał Fuli, ale nie mógł z nią być. Tylko jak to naprawić?
Przez jeszcze długi czas książę bił się z myślami, zwodził rodzine, przyjaciół, siostrę, ale najgorsze, ze zwodził samą Fuli. Może to przez słowa siostry, albo przez prawdę, przestał ja kochać.
Któregoś dnia w końcu to się stało. Para ze sobą zerwała, ale nie tak jak by się mogło zdawać. To gepardzica któregoś dnia przyszła do niego i powiedziała, ze to koniec. Poznała geparda i to jego pokochała. Oboje byli zaskoczeni, ale i szczęśliwi, ze się udało to zrobić bez problemów.

Skandal w królestwie
Haki i Maji wywołali nie maly skandal w dniu kiedy zasiedli na tronie. Haki, brązowy lew i syn Kovu był prawowitym następcą, był inteligentny i władczy. Rodzice nauczyli go wszystkiego co sami potrafili. Pozwolono mu także samego wybrać sobie partnerkę którą będzie kochał. W dzieciństwie Haki miał wiele przyjaciółek i każda wspaniale nadawałaby się na królową. Dlaczego więc kiedy w dniu koronacji ogłosił jako swoją wybrankę Maji, wybuchł jeden wielki protest, skoro ona także była przyjaciółką z dzieciństwa? Odpowiedź jest prosta. Maji była gepardzicą.
Para znała się od bardzo wczesnego dzieciństwa albowiem Maji była córką Fuli. Gepardzicy ze straży. Dlatego maluchy dobrze się wtedy znały. To, że spotkało ich uczucie nie zdziwiło tylko dwóch osób. Ich samych. Nie można było się jednak cieszyć z tej pary, tak szczęśliwej i tak niedobranej.
Kiedy już zaczęto ich tolerować pojawił się problem z którym para nie mogła sobie poradzić, a mieszkańców Lwiej Ziemi ponownie wprowadził w obłęd. Był to temat dziecka. Władcy nie mogli ich mieć. Niektórzy popadali w obłęd i zwracali się o pomoc do Rafikiego, aby w jakiś sposób zesłał im dziecko. Ale on nie był w stanie nic zrobić. Sprzeciwiał się jakiejkolwiek ingerencji.
Mijały w ten sposób lata. W tym czasie kuzynka Haki zmarła, osierocając córeczkę. Małą brązową kuleczkę o czerwonych oczach. Żadna lwica ze stada nie chciała, albo nie mogła przyjać dziecka. W tedy król pomyślał, ze właśnie on może się nią zająć jako własną córką i wychować na następczynię tronu. W końcu była z nim połączona krwią. Ten pomysł podobał się lwom, ale nie Maji. Nie była zachwycona wychowywaniem czyjegoś dziecka, na dodatek nie był to gepard.
Z tego powodu para często się kłóciła. Ale mimo to Haka nie zrezygnował i przygarnął małą Zeri. Właściwie wychowywał ją sam. Uczył wszystkiego, zabierał na spacery i bawił się. Maji nie przepadała za Zeri, ale tolerowała ją. Kiedy ksieżniczka była już starsza Maji znalazła osieroconego geparda. Była młodszy od lwiczki. Wręcz na siłę próbowała przekonać partnera, aby go zaadoptować, ale zasady mówiły jasno za siebie. Lwia Skała dla lwów. Maji była już problemem, a co dopiero kolejne dziecko. Haka nie chciał nawet o tym słyszeć. Uważał, ze gepardzica robi to specjalnie, aby on poczuł jak to jest wychowywać dziecko innego gatunku.
Niestety Maji musiała znaleźć maluchowi inny dom. Lata mijały, a dziwna para przeżyła próbę czasu. Pokazali, że można żyć razem, chociaż nie jest to łatwe. Zeri dorosła i Maji stała się jej faworytką. Dzięki temu także gepardzica naprawdę pokochała siostrzenicę króla.

Urodzony małpą
Mambo gonił swojego przyjaciela Agapo po gałęziach olbrzymich drzew rosnących w dżungli. Przeskakiwał z wysiłkiem z jednego drzewa na drugi z trudem łapiąc równowagę. Można by rzec, ze chodzenie po drzewach koty mają we krwi, ale lwy już niekoniecznie, a zwłaszcza Mambo. Białe lwiątko z białą sierścią i srebrzystą, wręcz niebieską krzywką wychowało się właśnie tutaj, pod połaciami olbrzymich i starych drzew wśród małp, które przygarnęły go kiedy został osierocony. Dziwnym cudem udało mu się wyżyć tylko dlatego, ze nie było tutaj zbyt wielu drapieżników przed którymi biała sierść lwiatka nie maskowała go i dlatego, ze małpy też czasami jedzą mięso.
Mambo został przygarniety przez grupę pawianów zaraz po urodzeniu. Zaczęto go traktować nie tylko jak członka stada, ale także jak małpę, którą lwiątko myślało, ze jest. Nigdy wcześniej nie widział innego lwa, a pawiany nie opowiadały mu o podobnych do niego stworzeniach. Agapo był mniej więcej w jego wieku i doskonale się rozumieli jednak ciężko było im się bawić. Ponieważ Mambo nie radził sobie na drzewach zbyt dobrze, a Agapo na ziemi. Jednak to ich nie zniechęcało. Byli najlepszymi przyjaciółmi na zawsze.
Mambo jednak zawsze wiedział, ze jest inny i chociaż nie miał pojecia o tym że jest lwem to coś go czasami ciągnęło do miejsc lub zachowań zabronionych dla małp. Na przykład jego serce podbiła sawanna, rozległa równina i chociaż czasami bawił się w straszenie towarzyszy, to nie zdawał sobie sprawy, ze jest to instynkt łowczy. Któregoś razu podkradł się do jednego pawiana i skoczył na niego przygniatajac do ziemi. Dla niego była to zabawa, nie zdawał sobie sprawy, ze sprawia ofierze ból i ta się go boi. Któregoś razu kiedy jego wybryków wszyscy mięli dość wezwano starego pawiana, który w życiu wiele widział i w wielu miejscach był. Kiedy tylko ukazano mu Mambo ten w pierwszym geście wystraszył się. Patrzył dziwnie na stado i nie rozumiał jak mogli przygarnąć wroga.
- Czy nie widzicie, głupcy, ze ten maluch nie jest jednym z nas? Jest inny. Niebezpieczny. Jeśli się go nie pozbędziecie, zginiecie.
- Ale... dlaczego? Przeciez należę do stada, jestem taka samą małpą jak wy. Wiem, wyglądam trochę inaczej, ale gatunek przecież nie jest ważny! - Krzyczał Mambo broniąc się.
- Jak mozesz myśleć, ze jesteś małpą wiedząc, jak wyglądasz? Spójrz tylko. My mamy szare i brązowe futra, długie ręce i ogony, żyjemy inaczej niż ty, jemy co innego. Nie jesteś małpą chłopcze. Osobniki twojego gatunku polują na nas kiedy nie ma innej zdobyczy, nie żyją na drzewach. Dżungla nie jest domem lwa.
Lwa? Te słowa krążyły po głowie Mambo cały wieczór. Czym jest lew? Czy to stworzenie wyglada tak jak on? Nie jest niby małpą? Nie możliwe, stary pawian jest głupi i bzdury gada. Pomylił się, może źle widzi. Ale jedno musiał mu przyznać, faktycznie był inny i nie był stąd.
Mambo stał się nastolatkiem i któregoś razu zaciągnał swojego towarzysza Agapo na sawannę. Postanowili dowiedzieć się więcej o lwach. Najwyższy czas. Wbiegli na sawannę i nie zatrzymywali się. To była frajda. Żadnych drzew które by zasłaniały drogę, tutaj to Mambo miał przewagę. W pewnej chwili biały wyprzedził przyjaciela i zostawił go w tyle, nawet tego faktu nie zauważając. Dopiero po dłuższym biegu kiedy się zmęczył i dotarł nad wodopój zrozumiał, ze jest sam. Zaczął pić i wtedy dostrzegł koło siebie mnóstwo innych zwierząt, których wcześniej nie widział. To też na pewno nie były małpy. Był zafascynowany.
W pewnej chwili usłyszał krzyk Agapo. Zaczął biec w stronę powrotną. Przy okazji do jego uszu dotarły inne ryki i dalsze odgłosy pawiana. Instynkt podpowiedział, ze Agapo jest w niebezpieczeństwie i musi go bronić. Przyspieszył bieg i napiął mięśnie, od razu wysuwając pazury. W oddali dostrzegł Agapo przed którym stało rozwścieczone zwierzę i podnosiło na niego łapę z pazurami. Mambo rzucił się w bok napastnika i przygniótł go do ziemi. Jednak ten był silniejszy i zepchnął Mambo z siebie po czym zaczęła się prowizoryczna walka. Mambo nie tego nie potrafił, ale szybko odniósł wrażenie, ze jego przeciwnik potrafi to o wiele lepiej. Biały szybko został powalony i przygnieciony do ziemi. W tedy spojrzał wrogowi w oczy. Piękne oczy. Najwidoczniej była to samica. Miała szmaragdowe oczy i beżowe futro. Samica zeszła z niego i spojrzała pytająco.
- Coś ty za jeden? I co ty wyprawiasz? Przerwałeś moje polowanie!
- Polowanie? Zaatakowałaś mojego przyjaciela.
- Bo polowałam, czekaj, ty przyjaźnisz się z pawianem? Ha! A to mi się odmieniec trafił.
- Może i odmieniec, ale za to nie morderca! - Przybliżył się i warknął.
W tedy to dostrzegł. Podobieństwo. Ona była taka jak on. To samo ciało, tylko smuklejsze, pysk, łapy ogon. To musiał być lew.
- Czym jesteś?
- Czym jestem? Lwicą ślepaku! Coś z tobą nie tak? Kim i skąd jesteś? Rozkazuję ci odpowiedź.
- Rozkazujesz? Kim ty jesteś, zeby mi rozkazywać?
- Kweli, Księżniczka Lwiej Ziemi. - Lwica podniosła dumnie głowe i spojrzała na przybysza z góry.
- Jestem Mambo, pochodzę z dżungli. I... ja... chyba faktycznie, też jestem lwem.
- Oczywiście, ze jesteś.
Mambo wyjaśnił wszystko Kweli. To, gdzie się urodził, jak został wychowany i kim myślał, ze jest przez całe dotychczasowe życie. Kweli zaprowadziła go do swojego stada i przedstawiła. Rodzicom opowiedziała jego historię, niestety nikt nie znał lwów, którzy mogliby być rodzicami Mambo. Po długiej rozmowie para królewska zgodziła się zaakceptować lwiątko i przyjać do stada. Zdołałby nauczyć się tutaj na nowo być lwem. Jednak lwiątko długo się wahało. Nie chciał zostawić przyjaciela, ale zgodził się. Agapo wrócił do swojej dżungli, a lew został tutaj i chociaz na początku było mu ciężko towarzystwo ksieżniczki bardzo mu pomogła.


Błąd braci
Na kamiennej Ziemi któregoś dnia urodziła się trójka królewskich lwiątek. Dwóch braci i ich siostra. Kaimin, Hizion i Kalela byli trojaczkami i byli prawie identyczni. Braci można było rozpoznać po tym, że starszy o parę minut Kaimin miał ciemno brązowe futro a brat i siostra jasne. Ich ojciec, król postanowił, ze tylko jeden z synów przejmie władzę. Córka miała zostać liderką lwic polujących. Niestety nie miała do tego talentu, dlatego uznano ją za, właściwie, niepotrzebną w stadzie. Jako, ze była córką władców mogła jednak zostać. Była pogodna i niezwykle inteligentna. Potrafiła wymyślić wspaniałą strategię. Natomiast bracia byli wybuchowi i porywczy. Od samego początku starali się udowodnić przed rodzicami, ze jeden jest lepszy od drugiego. Oboje byli silni i sprytni. Nie mogli doczekać się władzy więc uknuli spisek i jako dorośli, młodzi i silni postanowili walczyć o tron na oczach rodziców.
Hizion wyzwał brata na pojedynek o władzę. Ich główna polana stała się miejscem krwawej bitwy między braćmi. Ojciec oglądał pojedynek synów mając nadzieję, ze nic poważnego się nie stanie. Ich siostra jako ta rozsądna i jedyna ze stada postanowiła rozdzielić braci. Poddani jedynie patrzyli, a sama królowa nie była w stanie oglądać tego całego cyrku. Nie chciała mieć do czynienia ani z synami ani z mężem.
Kiedy walka stała się bardziej zażarta, Kalela, wpadła między nich dwoje, a bracia jakby jej nie dostrzegali. Patrzyli tylko na siebie gotowi stratować siostrę. Tak też się stało. Ciosy padały częściej na nią niż na drugiego z braci. Kiedy w pewnym momencie lwica padła na ziemię cała we krwi, król zdołał zareagować. Dwoje synów otrzymało potężne ciosy przez to oprzytomnieli. Król z wahaniem podszedł do córki. W tej chwili pożałował tego jak ja traktował. Była martwa. Jak on miał o tym powiedzieć żonie?
Królowa była zrozpaczona. Była tak wściekła że pragnęła zemsty na synach. Wyrzekła się ich. Podczas pogrzebu król cały czas myślał co ma zrobić. Po ceremonii podszedł do nich a stado wszystkiemu się przysłuchiwało.
- Nie chcę Was nigdy więcej oglądać na Kamiennej Ziemi. Za to co zrobiliście, czego się dopuściliście macie natychmiast opuścić moją ziemie!!! Wynoście się, skazuję Was na banicję!
Za chwilę zwrócił się wprost do stada ogłaszając że tron przejmie po nim kuzynka jego dzieci, Furi.
Tak też się stało. Hizion i Kaimin opuścili swój dom. Długo nie docierało do nich co zrobili. A kiedy już zrozumieli swój błąd zaczęły dziać się w ich życiu dziwne rzeczy. Spędzili ze sobą rok. Żadna lwica ich nie chciała, ciężko było im przeżyć, nie radzili sobie z polowaniem, pogoda także była przeciwko nim. To była kara zesłana przez duchów. Ale przodkowie nie chcieli na tym zakończyć. Według nich bracia zasługiwali na śmierć.
Panowała okropna burza i wszędzie waliły pioruny. Bracia w popłochu szukali schronienia, ale niestety ciemność i deszcz, a także potężne wichury uniemożliwiały chociażby podniesienie głowy. Kaimin nawet nie zauważył że biegnie wprost w przepaść. Hizion zdołał ja dostrzec. Krzyknął do brata, ale ten go nie słyszał. Oboje pośliznęli się na błocie i starszy brat tyłem zaczął zsuwać się w mrok. Przednimi łapami starał się trzymać, a brat starał się mu pomóc, ale było zbyt ślisko. Starszy wyśliznął się młodszemu i głośnym rykiem wpadł w przepaść.

Młodszy brat został sam. I przez kilka dni tułał się sam i to była jego zguba. Samotny lew nie miał szans na przeżycie. Nie polował, nie miał gdzie spać i nic nie chroniło go przed słońcem kiedy dotarł na równinę. Osłabienie wykończyło go i odebrało mu życie. Bracia dołączyli do swojej siostry. Jeden błąd, to samo marzenie, doprowadziło ich do zguby, a wystarczyłoby się pogodzić i razem objąć władzę.



Lwica i … lwica
Ta historia nigdy nie miała prawa się wydarzyć na Lwiej Ziemi. Wielka hańba dopadła lwią krainę, kiedy tylko przybyła na nią brązowa lwica Malia. Była to nie młoda, już dorosła lwica, która szukała nowego domu. Któregoś razu wpadła przez przypadek na królewską parę. Kovu i Kiara nie mieli nic przeciwko, bardzo chętnie postanowili przyjąć nową przybyszkę.
Była to spokojna samica, która uwielbiała towarzystwo innych lwic. Nie przepadała za kontaktami z samcami. Bardzo zbliżyła się do Kiary, która spędzała z nią całe dnie, z powodu ciąży. Malia uwielbiała dzieci i zapragnęła opiekować się królową nie tylko do porodu, ale także już później. Kovu nie miał dla żony tyle czasu ile chciał, dlatego bardzo się cieszył, ze królowa nie będzie samotna.

Jednak król szybko zaczął żałować swojego wyboru. Przez kolejny tydzień ukochana dziwnie się zachowywała. Na początku mało z nim rozmawiała i nie chciała się przytulać. Uznał, ze to z powodu ciąży. Następnie całkowicie zaczeła unikać lwa. Często znikała i używała wymówek, ze jest już umówiona z Malią.

Któregoś jednak razu prawda się wydała. Kovu śledził Kiarę, która pod osłoną nocy wyszła z jaskini. Szedł za nią, ale zgubił trop. Dopiero śmiechy i szelest krzaków wskazał mu miejsce pobytu jego żony, ale także Malii. Serce go zabolało kiedy to zobaczył. Jego żona i Malia. Wtulone w siebie w miłości, jak oni sami jeszcze kilka tygodni temu.
- Kiara! Co ty wyprawiasz? Co to ma znaczyć?
- Kovu? Ja... wytłumaczę ci wszystko.
- Bedziesz kłamać, czy powiesz prawdę od razu! - lew krzyczał, był wściekły.
- To nie tak. Chodzi o t, ze ja i Malia...
- Kochamy się. Zakochałam się w Kiarze, kiedy tylko tutaj przybyłam.
- Więc to ty! Przez ciebie moja żona oszalała! Czyś ty pomyślała o rodzicach? O nas i naszym królestwie? Nosisz w sobie nasze dziecko! Co z nim się stanie?!
- Jakoś to będzie, najdroższy. Proszę, spróbuj zrozumieć!
- Nie! Wracaj do stada, natychmiast.
Beżowa wolnym krokiem ruszyła w stronę domu. Spojrzała tylko spode łba na męża, który patrzył na nią z potępieniem. Malia chciała iść za nią, ale Kovu zagrodził jej drogę, a następnie uderzył łapą silnie tak, ze tamta upadła.
- Wynoś się. Zostaw moją żonę w spokoju.
Brązowej nikt nie widział do porodu. Król nikomu nie wyjawił prawdy. Miał nadzieję, ze wszystko się poprawi, ale królowa nie zamierzała wracać do męża. Urodziła syna. Wyglądał zupełnie jak ojciec. Kiara nie mogła na niego patrzeć. Nazwała go Kivu i kilka dni później porzuciła. Zwiadowca doniósł, ze widział królową z brązową lwicą. Jej rodzice nie rozumieli zachowania córki. Wypytywali Kovu co się stało. Było mu ich żal i opowiedział prawdę o zdradzie lwicy. Nala zemdlała gdy usłyszała prawdę. Simba nie mógł tego pojąć.
TO wszystko było bardzo trudne dla króla. Patrzył na syna i chociaż bardzo go kochał, nie potrafił się pogodzić z odejściem Kiary. Nie potrafił zająć się synem i królestwem naraz. Pewnego dnia złapał syna w pysk i zaniósł do dawnych władców. Ułożył lwiątko w łapach leżącej Nali.
- Kovu, co to am znaczyć?
- Nie mogę tu zostać.
- jak to?
- Zajmijcie się Kivu i wychowajcie jako wspaniałego władcę, tak jak... Kiarę. Ja nie mogę. Po prostu nie mogę.
Lew odszedł jeszcze tej samej nocy. Nie chciał żyć sam. Nie chciał nikogo innego. Bał się o swojego syna i wiedział, że sam sobie nigdy nie wybaczy. Można by powiedzieć że lew oszalał, ale on był zrozpaczony. Nie myślał trzeźwo. Nie wiadomo było co się z nim stało, ale nie znaleziono go, nie widziano, nigdy więcej. Kiara również przepadła. Zapomniano o niej, tak zarządził Simba. Stała się potępieniem. Razem z Nalą postanowili, ze powiedzą kiedyś Kivu, że jego rodzice zginęli. Tak było najlepiej.

Syrena
Woda zawsze była wielką tajemnicą dla zwierząt lądowych, zwłaszcza dla tych, które się jej bały. Skrywała wiele tajemnic o której nawet krokodyl czy hipopotamy nie miały pojęcia. Jednym z tych sekretów były syreny. Drapieżniki, które posiadły wygląd najdumniejszych mieszkańców sawanny. Lwów. Niestety nie były one takie jak lądowe lwy. Nie żywiły się roślinożercami, tylko swoimi lądowymi sobowtórami. Można było to nazwać kanibalizmem?

Wśród syren, była jedna, młoda i piękna, ale na tyle dorosła, aby pierwszy raz zapolować. Była ślicznotką wśród swojego rodu, który zamieszkiwał głębiny. Była córką ich władców i oczkiem w głowie. Miała jasną, ale nie do końca białą sierść i złote pasemka grzywki na głowie o pięknych złotych oczach. Miała na imię Lajla. Tego dnia był jej wielki dzień.

Wynurzyła się z jeziornych głębin i oparła przednimi łapami o brzeg. Wypatrywała najbliższej ofiary. Po pół godzinie dostrzegła dorosłą lwicę. Wyglądała na gburowatą. Lajla schowała się za kamieniem i czekała. Przy okazji podsłuchała jak lwica mówiła sama do siebie.
- Głupi prostak. Nie potrafisz dogodzić lwicy i dziwisz się, ze cię zdradziłam! Za wiele sobie wyobrażałeś.
Nikogo innego nie było. A lwica szła zdenerwowanym krokiem. Idealny łup. Lajla schowała się pod wodę i czekała, aż lwica zaczęła pić wodę. Atak był krótki. Syrena uderzyła ogonem kilka razy i szybkim ruchem złapała za szyję lwicę. Wciągnęła pod wodę. Uczta należała tylko do niej. Chwilę później wynurzyła się i odpoczywała w promieniach słońca. Usłyszała nawoływania.
- Sauda! Sauda! Gdzie jesteś.

Dokładka. Pomyślała Lajla. Odwróciła się i ujrzała go. To było jakby usychała od środka. Młody i przystojny samiec biegał w różne strony w poszukiwaniu partnerki. Lajla natomiast zastygła w miejscu i zapomniała, że powinna się ukryć. To było coś czego nie czuła nigdy wcześniej. Nie zorientowała się nawet, ze młody samiec ją dostrzegł i zaczął biec w jej stronę. Na szczęście ogon był niewidoczny. Kiedy się zbliżył dostrzegła że jest on złotek sierści o zielonych oczach i jasnej grzywie.
- Przepraszam cię, ale czy nie widziałaś gdzieś lwicy o jasnej sierści? Mogła być lekko zdenerwowana.
- Och, ja, tak, chyba tak. Pobiegła w drugą stronę, była wściekła.
- A niech to. Czy to naprawdę koniec.
Samiec upadł na ziemię tuż przed syreną, nawet nie wyczuwając niebezpieczeństwa. Oparł głowę o ziemię. Lajla patrzyła do niego zdziwiona. Dopiero po chwili samiec się ogarnął.
- Wybacz, nie powinienem się użalać nieznajomej. Ale czekaj. Dlaczego jesteś w wodzie?
- A dlaczego nie?
- Nigdy nie spotkałem lwa, który tak chętnie by w niej siedział. To dziwne.
- Dziwne to jest twoje zachowanie.
- Podobno cały jestem dziwny.
Syrena zaśmiała się. Nie wiedziała co, ale ten młody samiec ją intrygował. Był taki, inny. Jednak nagle zrobiło się już późno i syrena musiała wracać do domu. Nie wiedziała jak to zrobić. Nie chciała go zabijać, ale nie mogła pokazać ogona.
- Och, już późno, nie mogę dłużej zostać.
- Chodź, pomogę ci wyjść.
- Nie! Ech, nie trzeba, wiesz mieszkam na drugim końcu jeziora, dopłynę na miejsce.
- Dobrze, przepraszam, nie przedstawiłem się. Jestem Lijo.
- A ja Lajla. Ty chyba też powinieneś wracać.
- Tak, to prawda. Jeszcze raz przepraszam.
- Za co?
- Za bycie takim żałosnym przy nieznajomej.
- Zdecydowanie za często przepraszasz.
Lew odwrócił się i w tym czasie syrena zeszła pod wodę. Lijo jeszcze raz odwrócił się.
- Hej, będziesz tutaj jutro...
Ale Lajli nie było. Zniknęła.
Każdego kolejnego dnia Lajla pojawiała się w tym samym miejscu. To był jej teren polowań. Za każdym razem myślała o Lijo, miała nadzieje, ze znów go zobaczy. Ale on się nie pojawiał. Nie wiedziała nawet, że podczas jednego ataku, złoty samiec zobaczył ją w akcji. Był przerażony, ale chęć zobaczenia kim jest Lajla była silniejsza. Podszedł do jeziora, stał za jej plecami. Odwróciła się i zobaczyła go. Powiedział co widział. A ona wyznała mu prawdę. Pokazała ogon. Nie wierzył i bał się. Ona starała się go uspokoić. Zaśpiewała więc. Syreni śpiew był kojący i opanował temperament lwa. Na opowieściach i wyznaniach spędzili dobre kilka godzin. Całą noc spędzili przy brzegu i zakochali się w sobie.

Któregoś razu Lijo chciał ją wystraszyć i od tyłu złapał ją za kark. Wyciągnął na ląd, przerażając tym samym syrenę. Nigdy nie wychodziła z wody. Nie wiedziała co się stanie. Chciała wrócić do jeziora, ale ogon jej to utrudniał, na dodatek była zbyt spanikowana. Lew podbiegł do niej i objął łapą próbując uspokoić. Zobaczył, ze jej skóra się wysusza, a Lajla oddycha coraz ciężej. Była ciężka i wrzucenie jej do wody kosztowało go wiele wysiłku. Dopiero po kilku chwilach odzyskała siły. Była zła i wciągnęła go do wody. Kiedy ten się wynurzył spojrzeli na siebie i zaczeli się śmiać. Jeśli to nie była miłość, to nie wiedzieli co innego.
Codziennie spotykali się nad brzegiem jeziora. Nie wiedzieli jak długo tak przetrwają, ale miłość dodawała im siły.


6 komentarzy:

  1. Jeeej ^^ Wiedziałam, źe zajebiście napiszesz te opowiadanie o ludziach :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajne opowiadania. Błąd braci jest epickie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Aaaa no tak zapomniałam skomentować nowych opowiadań.Świetnie zrealizowałaś pomysły czytelników najbardziej podoba mi się "Błąd braci".Może i któryś z moich pomysłów opiszesz tak świetnie???No cóż poczekam to zobaczę;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Extraśne te nowe opowiadania! Jeny czytam to już... z 500 raz i dalej mi się to nie nudzi!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja czekam na jeszcze nowsze opowieści (: .

      Usuń
  5. Z całym szacunkiem, ale Owoc Zdrady to moja historia, z mojego bloga, z moimi postaciami i moim pomysłem. To, co tu widzę, to ewidentny plagiat z kilkoma zmianami. Żądam jego usunięcia.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń