poniedziałek, 23 października 2017

#86. Przymierze?

Wodopój od dawien, dawna był miejscem spotkań najróżniejszych zwierząt. Od wielobarwnych, ptasich mieszkańców Lwiej Ziemi, po żyrafy, czy słonie, zajmujące większość miejsca przy źródle. Dziś natomiast w kierunku owego miejsca zmierzała grupka lwów. Każdy był inny,zdarzały się rude, brązowe, czy też nieco jaśniejsze. Każdy jednak bez wątpienia mógłby zauważyć więź, istniejącą między każdym z nich. Grupka lwów zajęła swoje miejsce pod jedną z akacji, rozkoszując się cieniem rzucanym przez liście drzewa. Ułożyli się wygodnie, po czym rozpoczęli rozmowę. Bahati przejął pałeczkę.
  -Ehh... Kion miał tu na nas czekać-mruknął z niezadowoleniem rozglądając się dookoła i szukając przyjaciela. Zawadii skwitowała to jedynie parsknięciem śmiechu.
     -Z tego co mi wiadomo, podobno przyszedł tu wcześniej, ale pojawiła się...
    -Nisza-dokończyła ze śmiechem reszta paczki. Odkąd odzyskali złotą lwicę, następca tronu korzystał z każdej wolnej chwili, żeby spędzić czas z ukochaną-często kosztem przyjaciół. Paczka nie gniewała się jednak. Wiedzieli bowiem, że tamta dwójka ceni się ponad wszystko.
     -Gdzie zgubiłaś Nuadę, Val?-zagadała Shani, wtulając się w bok Asaniego. Ich związek był naprawdę specyficzny, ponieważ lwica naprawdę rzadko kiedy miała czas, który mogła poświęcić tylko ukochanemu. Większość czasu zabierało jej tworzenie mikstur, czy też medytacja. Ledwie co mogła wyrwać się z korony baobabu i skorzystać z rozrywki jaką zapewniała jej stara, dobra paczka. Westchnęła z rozkoszą, spoglądając na Asaniego. Lew posłał jej tylko czułe spojrzenie i pocałował partnerkę w policzek, na co odpowiedział mu pomruk zadowolenia.
      -Wyrwał się na patrol, wraz z Miujizą-odpowiedziała brązowa. Z rezygnacją oparła głowę na łapach i westchnęła cicho.-Ostatnio w ogóle nie ma dla mnie czasu-dodała po chwili.-Wszystko przez tą sytuację z...
      -Chaką-syknął Bahati, przez zaciśnięte zęby. On i syn Leah od zawsze skakali sobie do gardeł, dopiero niedawno sytuacja złagodniała. Jednak po tym, jak Chaka zwrócił się przeciwko ojczyźnie, nienawiść do lwa odrodziła się ze zdwojoną siłą.-Niech go diabli wezmą żywcem-warknął, kopiąc łapą pobliski kamień. Amira spojrzała z troską na lwa. Chwyciła go za łapę i uśmiechnęła się do reszty paczki.
     -Fakt, faktem. Chaka wystawił nas i jesteśmy zagrożeni od strony Narumi, jednak z naszą Lwią Gwardią i sporych rozmiarów stadem, nie powinniśmy się aż tak martwić.
      -Narumi może sprzymierzyć się z Kharim-fuknęła Hapana-Użyj trochę tego co masz w głowie.-Odkąd poruszono temat Chaki, Hapana stała się bardziej napięta. Jak mogła zgodzić się na związek z tym.... Czymś?! Warknęła cicho i przewróciła się na bok. Córka Idii puściła uwagę mimo uszu, dalej kąpiąc się w promieniach słońca, ogrzewających jej blade futro. Nikt nie zauważył, na stan Zawadii, głęboko zauroczonej w zdrajcy. Zacisnęła łapy, zamknęła powieki. Powinna wreszcie pokazać lwioziemcom na co ją stać.
~*~
Kion spojrzał z rozmarzeniem w złociste oczy, okolone brązowymi obwódkami. Pięknie zarysowane, ozdobione, długimi rzęsami mrugały raz po raz, starając się ignorować pełne uwielbienia spojrzenie białego. Kion kroczył u boku Niszy, przyglądając się smukłej sylwetce lwicy i pełnym ruchom gracji. Dziękował przodkom, za spotkanie lwicy na Wolnej Ziemi. Pamiętał tamten dzień, jak nigdy. Zielone oczy, skrzyżowały się ze spojrzeniem złotych. Przez grzbiet lwa przeszedł niespodziewany, pełen zaskoczenia i radości dreszcz. Czuł się jakby pierwszy raz spotkał Niszę, choć tak naprawdę na spacery chodził z nią dzień w dzień. Lwica uśmiechnęła się ciepło, liżąc następcę tronu w policzek. Lew zamruczał cicho. W takich sytuacjach dopiero zdawał sobie sprawę, z tego jak silnym uczuciem darzy lwicę. Nisza z rozbawieniem przyglądała się ukochanemu, który nie spuszczał z niej oka, jakby bał się, że znów ją straci. 
     -Kocham cię-szepnął, jakby potwierdzając swoje słowa.Wywołał tym samym kolejny śmiech ukochanej.
   -Och Kion...-Westchnęła cicho, spoglądając na Lwią Skałę. Natychmiast spoważniała-Myślisz, że podołamy zadaniu?
    -Oczywiście, że tak-mruknął również patrząc na siedzibę lwiego stada.-Nie dopuszczę do tego, żeby królestwo upadło.
      -W takim razie potrzebujesz następcy-szepnęła do ucha ukochanego Nisza. Książę stanął jak słup soli. Wiedział, że posiadanie następcy jest konieczne, jednak jak na razie wolał cieszyć się młodością. Póki rządy sprawowali jego rodzice, nie miał w planach wydania na świat potomka.-Chciałabym córkę. Albo synka. Ach... na dwoje babcia wróżyła-zaśmiała się Nisza.-Co byś powiedział na bliźniaki?
       -B-Bliźniaki?-wydukał Kiongozi.
      -A może wolałbyś trojaczki-mruknęła powalając białego na ziemię. Uśmiechnęła się promiennie, a serce księcia zabiło mocniej. Złożyła delikatny pocałunek na pysku białego, po czym zamruczała cicho. Ich błogostan przerwał głos jednego ze strażników. Para oderwała się od siebie i zakłopotana spojrzała na lwa.
       -Książę, namierzono grupkę wyrzutków. Lewa flanka, patrolu na Wolnej Ziemi, nie spuszcza ich z oczu.
Prosimy o rozkazy.-lew ukłonił się głęboko, a Kion podniósł się spod ukochanej.
       -Czemu nie prosisz o to Nuady, tylko mnie?-spytał podejrzliwie biały.
       -Nuada, panie znajduje się na prawej flance, patrolu Lwioziemskiego.-wyjaśnił brązowy.
       -W takim razie wyślę Agile, żeby zebrał Lwią Gwardię. Nie spuszczajcie z nich oczu. Śledźcie ich, ale nie możecie atakować. Jasne?
        -Rozkaz-huknął strażnik, po czym stanął na baczność. Odwrócił się i pognał w stronę granicy z Wolną Ziemią. Nisza odprowadziła go wzrokiem, po czym zwróciła się do partnera.
    -To na czym skończyliśmy?-spytała z delikatnym, łobuzerskim uśmiechem. Książę miał odpowiedzieć, jednak partnerka ponownie powaliła go na ziemię, wtulając się w gęstą, brązową grzywę.
~*~
Lwica dokładnie czyściła głębokie rany, odkażając je swoim językiem. Beżowy leżał nieruchomo, dalej nie odzyskał przytomności. Odkąd Khari przyniósł cudzoziemca zadaniem Naandy, było opatrzenie jego ran. Bez większej zwłoki, wykonała rozkaz. Jedynym problemem było zakażenie wdane w jedna z większych ran. Wódz wyrzutków, nakazał zdobycie mikstury odkażającej za cenę śmierci. Jeśli lwioziemiec stanie po jego stornie, odzyska Lwią Ziemię i zemści się na tych którzy kiedykolwiek działali przeciw niemu. Lwica odgarnęła grzywkę opadającą jej na lewe oko i westchnęła cicho. Przyjrzała się podopiecznemu. Miał ładne rysy pyska, mocną budowę i gęstą grzywę. Mogłaby powiedzieć, że jest przystojny. Zabójczo przystojny. Zaklęła w myślach i skarciła się w duchu, przez sposób jaki myśli o wrogu. O kimś przez kogo musi cierpieć na głód i brak wody.  Warknęła cicho i kopnęła pobliską kość. Ta potoczyła się dalej, wydając przy tym łomot. Powieki więźnia zadrgały nerwowo, a jego pysk wykrzywił się w grymasie. Lwica odsunęła się nieco i przyjęła pozycję bojową. Wolała być przygotowana na atak ze strony lwa. Co prawda był niesamowicie osłabiony, miał skręconą kostkę i wiele ran, jednak jego domeną była siła. A lwica wolała nie mieć do czynienia z furią Kahriego. Jego ociężałe powieki z wolna uniosły się ku górze. Zamrugał kilkukrotnie i powolnym ruchem podniósł głowę. Rozejrzał się po grocie i zmarszczył brwi. Nie pamiętał jak się tu znalazł. W jego umyśle pojawiły się pierwsze wspomnienia-zdrada, walka... Przegrana.... Krew w nim zawrzała. Chaka dźwignął się na łapy, jednak po niecałej sekundzie upadł na ziemię klnąc ciężko.  Dopiero teraz dostrzegł, że jego ciało pokrywają liczne rany, a on sam jest obiektem zielonych oczu. Lwica z grzywką stała w kącie, w każdej chwili gotowa do ataku. Widząc jednak stan poszkodowanego rozluźniła się i przybliżyła do jeńca. Lew warknął cicho i zamachnął się na lwicę łapą, gdy ta podeszła za blisko. Naanda usiadła, wpatrując się świdrującym spojrzeniem w beżowego lwa. Chaka z irytacją wywrócił oczyma.
     -Gdzie jestem? Gadaj szybko-zażądał, na co odpowiedziało mu sarkastyczne parsknięcie. Lwica połaskotała go końcówką ogona w nos.
     -Cmentarzysko Słoni, kochanieńki. Khari szykuje dla ciebie niespodziankę.-Lwica z kamienną twarzą i pewnością siebie spojrzała głęboko w oczy Chaki. Lew pierwszy raz w swoim dotychczasowym życiu poczuł, że lwica ma przewyższa go umiejętnościami i pewnością siebie. Bijąca od niej odwaga i pewność, nieco wystraszyły lwa. Jeszcze nigdy nie stał sam na sam z wyrzutkiem, a ta lwica z całą pewnością była jedną z wojowniczek. Lew ponowił próbę wstania. Lwica zaklęła głośno i głosem ociekającym sarkazmem rzuciła tylko kilka słów-Na Bogów! A podobno Lwioziemcy to ci sprytni. Nie ruszaj się, nawet się nie waż. Mikstura już w drodze. Już niedługo ci pomożemy. Tak jak ty pomożesz nam...-ostatnie zdanie wypowiedziała niemal bezgłośnie. Do jaskini wkroczył rudy lew, którego oko przecinały try sporych rozmiarów blizny. Długa, aczkolwiek niezbyt gęsta grzywa, opadała na jego szyję i plecy. Lew kroczył pewnie, był dobrze zbudowany, jednak niezbyt wysoki. U jego boku kroczyła lwica, nieco niższa i gorzej zbudowana. Jej całę ciało pokryte było bliznami, a uszy zostały nadszarpnięte. Jak się domyślił byli to dowódcy wyrzutków-Khari i Lisa. Lwica pilnująca Chaki schyliła głowę głowę, zastygając w bezruchu. Chaka zacisnął zęby. Mógłby go teraz dopaść. Skoczyć i zatopić kły w jego ciele. Spróbował dźwignąć się na łapy, jednak i tym razem zakończyło się to klęską.
      -Nie ruszaj się, Chaka-syknął Khari. Chwycił od Lisy fiolkę, z za pewne drogocennym wywarem Shani i otworzył jej wieczko. Podszedł do lwa i wylał zawartość buteleczki, rozlewając ją w równych ilościach na ranach beżowego. Na początku lew odczuł jeszcze większy ból, jednak chwile później ustał zupełnie. Chaka z osłupieniem spojrzał się na rudego lwa. Khari wydał rozkaz lwicom, aby zostawiły go sam na sam, z lwioziemcem. Khari podszedł do lwa i chwytając go za kark dźwignął na łapy. Syn Leah warknął z bólu i upokorzenia.-Zapewne zastanawiasz się dlaczego oferujemy ci pomoc. Otóż... pozwól, że wszystko ci wyjaśnię. Jesteś dla nas niezwykle drogocenny i prz twojej drobnej pomocy możemy odzyskać Lwią Ziemię. Wtedy wyeliminujemy wspólnie wszystkich przeciwników. Twoich i moich. Weźmiesz sobie za żonę, lwicę która najbardziej ci do tego odpowiada. Będziesz mieć rodzinę, potomków, zostaniesz mianowany następcom tronu i... Przede wszystkim, zemścisz się na Kionie. Odebrał ci tron, na którym przecież zależy ci od urodzenia.-Chaka wsłuchiwał się w wypowiedź lwa, z zafascynowaniem. Jeśli plan faktycznie by się udał, osiągnąłby coś co pragnął od zawsze. Za żonę wziąłby sobie Valentine. Tylko z tego powodu, że automatycznie stałby się królem Wolnej Ziemi. Wreszcie pokazałby wszystkim na co go stać. Ale... Przypomniała mu się matka. Przypomniało mu się to, jak bardzo cenny jest dla niego jej uśmiech, jak wiele razy ją zawiódł... Stracił u niej zaufanie. Nie może pogorszyć tej sytuacji. Zacisnął łapy w pięści. Pokusa, czy odzyskanie honoru... Lew zaklął cicho.-Cały plan jest już gotowy. Pozostaje tylko zawarcie przymierza... Co ty na to? Umowa stoi?-zapytał z uśmieszkiem triumfu Khari. Chaka spuścił łeb. Nastała chwila ciszy. Lew napiął wszystkie mięśnie. Zaraz spełnią się jego najskrytsze marzenia... Uniósł głowę i z uśmiechem na pysku spojrzał w oczy lwa, połyskujące dziką żądzą zemsty. Chaka nie wiedział, czy jego plan się uda. Jednak jeżeli się uda.... Nie mógł dłużej czekać.
      -Nigdy w życiu zapchlony kundlu-syknął beżowy, po czym zadał silny cios w pysk Kahariego. Rudy lew był zdezorientowany, zaś Chakę przepełniała nadzieja, że uda mu się pokonać rywala. Zebrał w sobie resztki siły i zadawał cios za ciosem, powodując rany na ciele rudego. Khari padł na ziemię. Ciężko dyszał, a wzrok zaczął mu się rozmazywać. Zobaczył tylko, jak lwioziemiec wybiega z groty, kierując się w stronę granicy z Wolną Ziemią. A więc wybrał. Wybrał klęskę. Po grocie rozniósł się tubalny, zachrypnięty śmiech. W głowie Khariego zostało zasiane kolejne nasiono niosące nowy plan unicestwienia Lwiej Ziemi... Z Chaką, czy też bez.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej kochani c; Mam nadzieję, że nie macie mi za złe, że kolejny rozdział wyszedł z moich rąk, jednak z weną u Sugar stało naprawdę kiepsko. Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba, bo szczerze starałam się, żeby wyszedł jak najlepiej-niezwykle zależy mi na tym blogu, a sam fakt, że mogę umieścić na nim posty mojego autorstwa jest... po prostu niezwykły.
Pozdrawiam
~Roselina