wtorek, 12 grudnia 2017

#87. Ciekawość prowadzi do zguby cz. I

Valentine otworzyła powieki.
Ziewnęła i spojrzała z czułością na śpiącego u jej boku Nuadę. Polizała partnera w policzek, na co ten uśmiechnął się. Lwica podniosła się, jednak upadła, przygnieciona łapą jasnego lwa. Z rozbawieniem odgarnęła potężną kończynę Nuady i ponownie wstała rozciągając się przy tym. Wygięła grzbiet w łuk, rozprostowując kręgosłup, po czym radośnie opuściła grotę lwiego stada.
Lwia Ziemia budziła się do życia, pierwsze stada antylop i zebr pojawiały się na sawannie, a ptaki roznosiły swój wesoły i przyjazny dla ucha trel. Lwica usiadła i pełnym uwielbienia wzrokiem oplotła otaczającą ją ziemię. Tarcza słońca powolnie pięła się ku górze, w ciszy pozwalając aby Lwia Ziemia mogła pieścić się w jego ciepłych promieniach.
Valentine usłyszała ciche kroki. Odwróciła głowę w kierunku odgłosu i uśmiechnęła się troskliwie. W jej stronę zmierzała Leah. Lwica zdobyła się na lekki uśmiech. Prawdę rzekłszy wyglądała fatalnie. Jej oczy były podkrążone, schudła do anorektycznego wyglądu a jej białka stały się czerwone od łez, które wylewała nocami w tęsknocie za synem. Najgorsze było to, że na złamane serce lwicy, nawet Sawa nie mógł zadziałać. Lwica była przerażona.
Asante całymi dniami patrolował Lwią Ziemię, a lwica bała się, że kiedy znajdzie Chakę, rozszarpie go na strzępy. Bała się, że straci wszystko co do tej pory miała-rodzinę, miłość i wiarę w lepsze jutro.
Złota podeszła do bratanicy i otarła się o nią czule.
    -Witaj kochanie-powiedziała liżąc brązową, na co ta zaśmiała się cicho. Odwzajemniła gest i uśmiechnęła się do ciotki.
      -Jak się czujesz, ciociu? Wyglądasz dużo lepiej-skłamała lwica, w celu dodania otuchy lwicy. Leah parsknęła i spojrzała na siebie. Już miała odpowiedzieć, kiedy ponownie odebrało jej mowę. Lwica zacisnęła szczelnie powieki i wzięła kilka dużych wdechów w celu uspokojenia się. Valentine przytuliła złotą lwicę, zaciskając zęby. Poprzysięgła sobie w duchu, że znajdzie Chakę i sprawi, że odpokutuje za całą krzywdę jaką wyrządził Leah. Za wszelką cenę, dowie się dzisiaj gdzie znaleźć kuzyna, za zgodą stada, czy też nie. Musi przywrócić optymistyczne podejście do świata u Leah.
Złamanego serca jednak nic nie naprawi.

~*~
Czekoladowa lwica spojrzała na pustkowie rozciągające się przed nią.
   -Jesteś tego pewna?-spytał Nuada, śledząc oczyma za wzrokiem ukochanej. Granica Wolnej Ziemi z Cmentarzyskiem Słoni wydawała się nie do przebycia. Sawa zadbał, aby wyrzutki nie napadały na Wolną Ziemię, dlatego przy pomocy mieszkańców sawanny oddzielił ziemię górą głazów. Valentine była jednak pewna, że ze swoim temperamentem uda jej się przebyć usypisko. Skoczyła na pierwszy głaz odbijając się od niego łapami.
   -Stabilne. Na co czekamy?-rzuciła tylko i pokonała dwie pierwsze przeszkody pnąc się coraz wyżej. Chwilę później jęknęła i osunęła się na ziemię. Syknęła z bólu podnosząc się. Rzuciła gorzkie spojrzenie partnerowi. Nuada przebadał dokładnie "mur". Valentine nie miała zamiaru tak łatwo dawać za wygraną. Czuła kuzyna zbyt mocno, żeby teraz zrezygnować ze znalezienia go.
     -Nie damy rady. Mogliśmy poprosić gwardię-mruknął tylko. Valentine zaklęła. Nie odpuści Chace. Nie tym razem. Ruszyła wzdłuż usypiska przyglądając się uważnie każdej ze skał. Niektóre delikatnie popychała, inne nieco silniej.

-Odpuść sobie Val. To na nic. Wracajmy. Jeśli cię to uspokoi będziemy razem patrolować granice... - W tym momencie lwica naprała całym ciałem na jeden z głazów. Przesunął się, odsuwając na bok. Lwica z satysfakcją stwierdziła, że za nim znajduje się schodzący w dół tunel.
   -Nuada... Tutaj coś jest...-zawołała niepewnie partnera. Jasny lew podbiegł do córki Sawy i z ciekawością spojrzał w głąb tunelu.
    -Nic tam nie widać..-mruknął tylko stawiając pierwsze kroki w tunelu. Poszedł kawałek dalej. Dopiero kiedy Valentine go zawołała lew odwrócił się i spojrzał na ukochaną-Idziemy? Chyba jest bez...-Lew jęknął głucho i osunął się na ziemię. Oczy księżniczki zwiększyły się dwukrotnie. Spojrzała na leżącego na ziemi lwa, a następnie błyszczące w ciemności trzy pary oczu. Valentine dalej stała jak sparaliżowana, dalej nie docierało do niej co przed momentem się stało. Po chwili otrząsnęła się z transu i zawarczała. Oczy skierowały się na nią.
    -Zostawcie go!-warknęła tylko. W tej sytuacji poczuła się wyjątkowo bezradnie. Starała się jednak nie okazywać lęku o partnera. Jedna z postaci podeszła bliżej. 
    -Strach cię obleciał księżniczko? To dopiero początek.... Jeśli chcesz wyjść stąd cała lepiej idź powiadom swojego ojca. Za chwilę możesz nie mieć takiej szansy-odezwał się chrapliwy głos. Valentine drgnęła. Teraz już naprawdę nie wiedziała co ma robić. Nie może stracić Nuady. Nie dopuści do tego. Ale nie może dopuścić by Złoziemcy zdobyli i ją. Wbiła wzrok w ziemię. Była w poważnych tarapatach.
~*~
Chaka wyczuł czyjąś obecność. 
Przełknął nerwowo ślinę. Wciągnął powietrze nosem, wyczuwając silny zapach samicy i samca. Rozpoznał je, jednak nie był pewien czy myśli o dobrych osobach. Niepewnie wychylił głowę zza jednej ze skał, jednak natychmiast ją cofnął. Kilka metrów od niego po skałach wspinała się brązowa lwica. Serce beżowego podeszło do gardła.
Valentine.
Wolał nie wpaść w łapy tej lwicy. Ponownie wychylił lekko głowę. Lwica stała na ziemi, podnosząc się, po upadku. Następnie zaczęła chodzić wzdłuż prowizorycznego muru, przyglądając się wybranym głazom. Niebieskie oczy lwa, wypatrzyły towarzyszącą lwicy jasną sylwetkę lwa. Chaka przejechał pazurami po ścianie i zacisnął zęby. Nuada. Nienawidził tego lwa. Jak sam twierdził odebrał mu wszystko, możliwość posiadania partnerki, tronu i wysokiej pozycji. Przez niego stracił wszystko. Wszystko.
Ściągnął jednak nerwy na wodzę i przypatrywał się dalej zaistniałej sytuacji. Dostrzegł jak Nuada podrywa się z ziemi i podchodzi do Valentine, znikając następnie między skałami. Zaintrygowany wyrzutek, ośmielił się wychylić nieco bardziej. Nie minęło dużo czasu kiedy dostrzegł dziwne zachowanie u kuzynki. A dokładnie jego brak.
Lwica stała jak wmurowana w ziemię z lękiem wpatrując się w tunel. Chwilę później przyjęła jednak pozycję bojową, warcząc. Na lwicę rzuciła się bura postać. Po chwili dołączyły do niej dwie inne. Chaka jęknął cicho.
Nie wiedział co robić. Z jednej strony mógłby pomóc Valentine, ale z drugiej strony mógłby mieć przez to poważne tarapaty.
Do jego uszu doszedł ohydny odgłos pękania kości i głuchego jęku. Odwrócił się w stronę walki, żeby ocenić sytuację. Jedna ze złoziemek była w kiepskim stanie, Valentine leżała na ziemi nieruchomo, a dwie pozostałe lwice zbierały ciało jego kuzynki z ziemi. Lew spojrzał na lewe ramię gdzie znajdowało się wyblakłe* znamię w kształcie ryczącego lwa. Beżowy dotknął go, a następnie spojrzał na istniejącą nieopodal sytuację.
Bezszelestnie ruszył bliżej zdarzenia, schodząc na niższe poziomy skalistej ściany. Zeskoczył z niższego piętra, tłumiąc upadek z wysokości. Zakradł się w stronę wyrzutków i obrał za cel, lwicę stojącą najbliżej niego. Wystraszył się nieco, kiedy rozpoznał w jednej z nich lwicę pilnującą go wcześniej w grocie Khariego. Zebrał się w sobie, a następnie skoczył na wybraną wcześniej postać. Lwice odwróciły głowę w stronę Chaki, jednak kiedy zorientowały się co właśnie zaszło jedna z nich leżała już ranna.
Naanda najwidoczniej rozpoznała zbiega, gdyż warknęła jego imię, a następnie rzuciła się na niego. Lwica wczepiła się w bok lwa, na co ten zareagował głośnym rykiem. Natychmiast skarcił się w duchu. Niewykluczone, że przywołał tym samym strażników. Musiał się pospieszyć. Podbiegł bokiem do jednego z głazów a następnie uderzył lwicą o niego. Naanda osunęła się z jękiem na ziemię. Spróbowała się podnieść, jednak upadła natychmiast. Zmierzyła wrogim spojrzeniem syna Leah. Ten również spojrzał w zielone oczy lwicy, jednak tym razem to ona poczuła lęk przed przeciwnikiem.
Chaka wbiegł do tunelu, chwytając na oślep ciało Nuady, aby następnie przeciągnąć je przed wejście do tunelu. Sprawa okazała się cięższa niż beżowy przypuszczał-podejście było pod górkę, a ciało Nuady ważyło całkiem sporo. Szarpnął jednak jasnym mocniej, co poskutkowało wyrzuceniem go przed wejście.
Następnie syn Leah zarzucił sobie niedbale kuzynkę na grzbiet. Rzucił tylko spojrzenie grupce złoziemek a następnie odwrócił się. Coś sprawiło, że Chaka spojrzał z politowaniem na swoją byłą strażniczkę. Naanda starała się doczołgać do wejścia, ciemnego tunelu. Chaka wywrócił oczami i podbiegł do lwicy. Chwycił ją za kark i silnym ruchem bezczelnie wrzucił do groty. Sam nie wiedział czemu to zrobił. Coś jednak mówiło mu, że sam nie chciałby znaleźć się w owej sytuacji. Poprawił ciało Valentine, a następnie w przestrachu uciekł, słysząc głosy nadbiegających strażników.
Musiał znaleźć jakąś grotę.
Gdziekolwiek, byleby jak najdalej od patrolów.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*znamię Chaki zaczęło niknąć kiedy ten dopuścił się zdrady. Niewykluczone, że lew wkrótce je straci.

poniedziałek, 23 października 2017

#86. Przymierze?

Wodopój od dawien, dawna był miejscem spotkań najróżniejszych zwierząt. Od wielobarwnych, ptasich mieszkańców Lwiej Ziemi, po żyrafy, czy słonie, zajmujące większość miejsca przy źródle. Dziś natomiast w kierunku owego miejsca zmierzała grupka lwów. Każdy był inny,zdarzały się rude, brązowe, czy też nieco jaśniejsze. Każdy jednak bez wątpienia mógłby zauważyć więź, istniejącą między każdym z nich. Grupka lwów zajęła swoje miejsce pod jedną z akacji, rozkoszując się cieniem rzucanym przez liście drzewa. Ułożyli się wygodnie, po czym rozpoczęli rozmowę. Bahati przejął pałeczkę.
  -Ehh... Kion miał tu na nas czekać-mruknął z niezadowoleniem rozglądając się dookoła i szukając przyjaciela. Zawadii skwitowała to jedynie parsknięciem śmiechu.
     -Z tego co mi wiadomo, podobno przyszedł tu wcześniej, ale pojawiła się...
    -Nisza-dokończyła ze śmiechem reszta paczki. Odkąd odzyskali złotą lwicę, następca tronu korzystał z każdej wolnej chwili, żeby spędzić czas z ukochaną-często kosztem przyjaciół. Paczka nie gniewała się jednak. Wiedzieli bowiem, że tamta dwójka ceni się ponad wszystko.
     -Gdzie zgubiłaś Nuadę, Val?-zagadała Shani, wtulając się w bok Asaniego. Ich związek był naprawdę specyficzny, ponieważ lwica naprawdę rzadko kiedy miała czas, który mogła poświęcić tylko ukochanemu. Większość czasu zabierało jej tworzenie mikstur, czy też medytacja. Ledwie co mogła wyrwać się z korony baobabu i skorzystać z rozrywki jaką zapewniała jej stara, dobra paczka. Westchnęła z rozkoszą, spoglądając na Asaniego. Lew posłał jej tylko czułe spojrzenie i pocałował partnerkę w policzek, na co odpowiedział mu pomruk zadowolenia.
      -Wyrwał się na patrol, wraz z Miujizą-odpowiedziała brązowa. Z rezygnacją oparła głowę na łapach i westchnęła cicho.-Ostatnio w ogóle nie ma dla mnie czasu-dodała po chwili.-Wszystko przez tą sytuację z...
      -Chaką-syknął Bahati, przez zaciśnięte zęby. On i syn Leah od zawsze skakali sobie do gardeł, dopiero niedawno sytuacja złagodniała. Jednak po tym, jak Chaka zwrócił się przeciwko ojczyźnie, nienawiść do lwa odrodziła się ze zdwojoną siłą.-Niech go diabli wezmą żywcem-warknął, kopiąc łapą pobliski kamień. Amira spojrzała z troską na lwa. Chwyciła go za łapę i uśmiechnęła się do reszty paczki.
     -Fakt, faktem. Chaka wystawił nas i jesteśmy zagrożeni od strony Narumi, jednak z naszą Lwią Gwardią i sporych rozmiarów stadem, nie powinniśmy się aż tak martwić.
      -Narumi może sprzymierzyć się z Kharim-fuknęła Hapana-Użyj trochę tego co masz w głowie.-Odkąd poruszono temat Chaki, Hapana stała się bardziej napięta. Jak mogła zgodzić się na związek z tym.... Czymś?! Warknęła cicho i przewróciła się na bok. Córka Idii puściła uwagę mimo uszu, dalej kąpiąc się w promieniach słońca, ogrzewających jej blade futro. Nikt nie zauważył, na stan Zawadii, głęboko zauroczonej w zdrajcy. Zacisnęła łapy, zamknęła powieki. Powinna wreszcie pokazać lwioziemcom na co ją stać.
~*~
Kion spojrzał z rozmarzeniem w złociste oczy, okolone brązowymi obwódkami. Pięknie zarysowane, ozdobione, długimi rzęsami mrugały raz po raz, starając się ignorować pełne uwielbienia spojrzenie białego. Kion kroczył u boku Niszy, przyglądając się smukłej sylwetce lwicy i pełnym ruchom gracji. Dziękował przodkom, za spotkanie lwicy na Wolnej Ziemi. Pamiętał tamten dzień, jak nigdy. Zielone oczy, skrzyżowały się ze spojrzeniem złotych. Przez grzbiet lwa przeszedł niespodziewany, pełen zaskoczenia i radości dreszcz. Czuł się jakby pierwszy raz spotkał Niszę, choć tak naprawdę na spacery chodził z nią dzień w dzień. Lwica uśmiechnęła się ciepło, liżąc następcę tronu w policzek. Lew zamruczał cicho. W takich sytuacjach dopiero zdawał sobie sprawę, z tego jak silnym uczuciem darzy lwicę. Nisza z rozbawieniem przyglądała się ukochanemu, który nie spuszczał z niej oka, jakby bał się, że znów ją straci. 
     -Kocham cię-szepnął, jakby potwierdzając swoje słowa.Wywołał tym samym kolejny śmiech ukochanej.
   -Och Kion...-Westchnęła cicho, spoglądając na Lwią Skałę. Natychmiast spoważniała-Myślisz, że podołamy zadaniu?
    -Oczywiście, że tak-mruknął również patrząc na siedzibę lwiego stada.-Nie dopuszczę do tego, żeby królestwo upadło.
      -W takim razie potrzebujesz następcy-szepnęła do ucha ukochanego Nisza. Książę stanął jak słup soli. Wiedział, że posiadanie następcy jest konieczne, jednak jak na razie wolał cieszyć się młodością. Póki rządy sprawowali jego rodzice, nie miał w planach wydania na świat potomka.-Chciałabym córkę. Albo synka. Ach... na dwoje babcia wróżyła-zaśmiała się Nisza.-Co byś powiedział na bliźniaki?
       -B-Bliźniaki?-wydukał Kiongozi.
      -A może wolałbyś trojaczki-mruknęła powalając białego na ziemię. Uśmiechnęła się promiennie, a serce księcia zabiło mocniej. Złożyła delikatny pocałunek na pysku białego, po czym zamruczała cicho. Ich błogostan przerwał głos jednego ze strażników. Para oderwała się od siebie i zakłopotana spojrzała na lwa.
       -Książę, namierzono grupkę wyrzutków. Lewa flanka, patrolu na Wolnej Ziemi, nie spuszcza ich z oczu.
Prosimy o rozkazy.-lew ukłonił się głęboko, a Kion podniósł się spod ukochanej.
       -Czemu nie prosisz o to Nuady, tylko mnie?-spytał podejrzliwie biały.
       -Nuada, panie znajduje się na prawej flance, patrolu Lwioziemskiego.-wyjaśnił brązowy.
       -W takim razie wyślę Agile, żeby zebrał Lwią Gwardię. Nie spuszczajcie z nich oczu. Śledźcie ich, ale nie możecie atakować. Jasne?
        -Rozkaz-huknął strażnik, po czym stanął na baczność. Odwrócił się i pognał w stronę granicy z Wolną Ziemią. Nisza odprowadziła go wzrokiem, po czym zwróciła się do partnera.
    -To na czym skończyliśmy?-spytała z delikatnym, łobuzerskim uśmiechem. Książę miał odpowiedzieć, jednak partnerka ponownie powaliła go na ziemię, wtulając się w gęstą, brązową grzywę.
~*~
Lwica dokładnie czyściła głębokie rany, odkażając je swoim językiem. Beżowy leżał nieruchomo, dalej nie odzyskał przytomności. Odkąd Khari przyniósł cudzoziemca zadaniem Naandy, było opatrzenie jego ran. Bez większej zwłoki, wykonała rozkaz. Jedynym problemem było zakażenie wdane w jedna z większych ran. Wódz wyrzutków, nakazał zdobycie mikstury odkażającej za cenę śmierci. Jeśli lwioziemiec stanie po jego stornie, odzyska Lwią Ziemię i zemści się na tych którzy kiedykolwiek działali przeciw niemu. Lwica odgarnęła grzywkę opadającą jej na lewe oko i westchnęła cicho. Przyjrzała się podopiecznemu. Miał ładne rysy pyska, mocną budowę i gęstą grzywę. Mogłaby powiedzieć, że jest przystojny. Zabójczo przystojny. Zaklęła w myślach i skarciła się w duchu, przez sposób jaki myśli o wrogu. O kimś przez kogo musi cierpieć na głód i brak wody.  Warknęła cicho i kopnęła pobliską kość. Ta potoczyła się dalej, wydając przy tym łomot. Powieki więźnia zadrgały nerwowo, a jego pysk wykrzywił się w grymasie. Lwica odsunęła się nieco i przyjęła pozycję bojową. Wolała być przygotowana na atak ze strony lwa. Co prawda był niesamowicie osłabiony, miał skręconą kostkę i wiele ran, jednak jego domeną była siła. A lwica wolała nie mieć do czynienia z furią Kahriego. Jego ociężałe powieki z wolna uniosły się ku górze. Zamrugał kilkukrotnie i powolnym ruchem podniósł głowę. Rozejrzał się po grocie i zmarszczył brwi. Nie pamiętał jak się tu znalazł. W jego umyśle pojawiły się pierwsze wspomnienia-zdrada, walka... Przegrana.... Krew w nim zawrzała. Chaka dźwignął się na łapy, jednak po niecałej sekundzie upadł na ziemię klnąc ciężko.  Dopiero teraz dostrzegł, że jego ciało pokrywają liczne rany, a on sam jest obiektem zielonych oczu. Lwica z grzywką stała w kącie, w każdej chwili gotowa do ataku. Widząc jednak stan poszkodowanego rozluźniła się i przybliżyła do jeńca. Lew warknął cicho i zamachnął się na lwicę łapą, gdy ta podeszła za blisko. Naanda usiadła, wpatrując się świdrującym spojrzeniem w beżowego lwa. Chaka z irytacją wywrócił oczyma.
     -Gdzie jestem? Gadaj szybko-zażądał, na co odpowiedziało mu sarkastyczne parsknięcie. Lwica połaskotała go końcówką ogona w nos.
     -Cmentarzysko Słoni, kochanieńki. Khari szykuje dla ciebie niespodziankę.-Lwica z kamienną twarzą i pewnością siebie spojrzała głęboko w oczy Chaki. Lew pierwszy raz w swoim dotychczasowym życiu poczuł, że lwica ma przewyższa go umiejętnościami i pewnością siebie. Bijąca od niej odwaga i pewność, nieco wystraszyły lwa. Jeszcze nigdy nie stał sam na sam z wyrzutkiem, a ta lwica z całą pewnością była jedną z wojowniczek. Lew ponowił próbę wstania. Lwica zaklęła głośno i głosem ociekającym sarkazmem rzuciła tylko kilka słów-Na Bogów! A podobno Lwioziemcy to ci sprytni. Nie ruszaj się, nawet się nie waż. Mikstura już w drodze. Już niedługo ci pomożemy. Tak jak ty pomożesz nam...-ostatnie zdanie wypowiedziała niemal bezgłośnie. Do jaskini wkroczył rudy lew, którego oko przecinały try sporych rozmiarów blizny. Długa, aczkolwiek niezbyt gęsta grzywa, opadała na jego szyję i plecy. Lew kroczył pewnie, był dobrze zbudowany, jednak niezbyt wysoki. U jego boku kroczyła lwica, nieco niższa i gorzej zbudowana. Jej całę ciało pokryte było bliznami, a uszy zostały nadszarpnięte. Jak się domyślił byli to dowódcy wyrzutków-Khari i Lisa. Lwica pilnująca Chaki schyliła głowę głowę, zastygając w bezruchu. Chaka zacisnął zęby. Mógłby go teraz dopaść. Skoczyć i zatopić kły w jego ciele. Spróbował dźwignąć się na łapy, jednak i tym razem zakończyło się to klęską.
      -Nie ruszaj się, Chaka-syknął Khari. Chwycił od Lisy fiolkę, z za pewne drogocennym wywarem Shani i otworzył jej wieczko. Podszedł do lwa i wylał zawartość buteleczki, rozlewając ją w równych ilościach na ranach beżowego. Na początku lew odczuł jeszcze większy ból, jednak chwile później ustał zupełnie. Chaka z osłupieniem spojrzał się na rudego lwa. Khari wydał rozkaz lwicom, aby zostawiły go sam na sam, z lwioziemcem. Khari podszedł do lwa i chwytając go za kark dźwignął na łapy. Syn Leah warknął z bólu i upokorzenia.-Zapewne zastanawiasz się dlaczego oferujemy ci pomoc. Otóż... pozwól, że wszystko ci wyjaśnię. Jesteś dla nas niezwykle drogocenny i prz twojej drobnej pomocy możemy odzyskać Lwią Ziemię. Wtedy wyeliminujemy wspólnie wszystkich przeciwników. Twoich i moich. Weźmiesz sobie za żonę, lwicę która najbardziej ci do tego odpowiada. Będziesz mieć rodzinę, potomków, zostaniesz mianowany następcom tronu i... Przede wszystkim, zemścisz się na Kionie. Odebrał ci tron, na którym przecież zależy ci od urodzenia.-Chaka wsłuchiwał się w wypowiedź lwa, z zafascynowaniem. Jeśli plan faktycznie by się udał, osiągnąłby coś co pragnął od zawsze. Za żonę wziąłby sobie Valentine. Tylko z tego powodu, że automatycznie stałby się królem Wolnej Ziemi. Wreszcie pokazałby wszystkim na co go stać. Ale... Przypomniała mu się matka. Przypomniało mu się to, jak bardzo cenny jest dla niego jej uśmiech, jak wiele razy ją zawiódł... Stracił u niej zaufanie. Nie może pogorszyć tej sytuacji. Zacisnął łapy w pięści. Pokusa, czy odzyskanie honoru... Lew zaklął cicho.-Cały plan jest już gotowy. Pozostaje tylko zawarcie przymierza... Co ty na to? Umowa stoi?-zapytał z uśmieszkiem triumfu Khari. Chaka spuścił łeb. Nastała chwila ciszy. Lew napiął wszystkie mięśnie. Zaraz spełnią się jego najskrytsze marzenia... Uniósł głowę i z uśmiechem na pysku spojrzał w oczy lwa, połyskujące dziką żądzą zemsty. Chaka nie wiedział, czy jego plan się uda. Jednak jeżeli się uda.... Nie mógł dłużej czekać.
      -Nigdy w życiu zapchlony kundlu-syknął beżowy, po czym zadał silny cios w pysk Kahariego. Rudy lew był zdezorientowany, zaś Chakę przepełniała nadzieja, że uda mu się pokonać rywala. Zebrał w sobie resztki siły i zadawał cios za ciosem, powodując rany na ciele rudego. Khari padł na ziemię. Ciężko dyszał, a wzrok zaczął mu się rozmazywać. Zobaczył tylko, jak lwioziemiec wybiega z groty, kierując się w stronę granicy z Wolną Ziemią. A więc wybrał. Wybrał klęskę. Po grocie rozniósł się tubalny, zachrypnięty śmiech. W głowie Khariego zostało zasiane kolejne nasiono niosące nowy plan unicestwienia Lwiej Ziemi... Z Chaką, czy też bez.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej kochani c; Mam nadzieję, że nie macie mi za złe, że kolejny rozdział wyszedł z moich rąk, jednak z weną u Sugar stało naprawdę kiepsko. Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba, bo szczerze starałam się, żeby wyszedł jak najlepiej-niezwykle zależy mi na tym blogu, a sam fakt, że mogę umieścić na nim posty mojego autorstwa jest... po prostu niezwykły.
Pozdrawiam
~Roselina

poniedziałek, 12 czerwca 2017

#85. Wyzwanie.

Kolejna kość z łomotem powędrowała w kąt jaskini. Narumi warczała i klęła pod nosem. Brązowa lwica leżała w kącie jaskini sama, każdy obawiał się gniewu przywódczyni. Siostra Niszy przeklinała w duchu Lwioziemców i przyrzekała zemstę. Jedyna nadzieja na tron przepadła.W dodatku ten beżowy Lwioziemiec nie opuszczał Narumi na krok. Lwica chciała się go jak najszybciej pozbyć, jednak również wykorzystać go. Naiwny, nawet nie zauważył kiedy stał się marionetką w jej rękach. Chaka był gotów do wszystkiego, byleby zdobyć serce Narumi. Lwica rzuciła kolejną kością chcąc wyładować swój gniew. Najchętniej rzuciłaby się na kogoś i szarpałaby tak długo, dopóki nie wyzionął by ducha. Zajęta swoimi rozmyśleniami nie zauważyła kiedy w wejściu do jaskini stanął dobrze zbudowany lew. Brązowa zdobyła się na uśmiech, jednak było to dla niej nie lada wyzwaniem gdyż w środku aż gotowała się ze złości. Podeszła do lwa i otarła się o niego.
-Witaj Chaka, co cię do mnie sprowadza-spytała mrucząc cicho. Lew z uśmiechem polizał lwicę w policzek.
-Chciałbym zabrać cię gdzieś na przechadzkę. Od spotkania z moją szanowną rodzinką jesteś bardzo zdenerwowana.
-To miłe z twojej strony, ale wolałabym pójść spać. Stres jest bardzo męczący - lwica złapała się za głowę udając zmęczenie. Chace wyraźnie zrzedła mina. Miał już wszystko zaplanowane, zaprosi lwicę na spacer, wyzna miłość a następnie oświadczy się jej. Do głowy mu nawet nie przyszło, że Narumi może się nie zgodzić. Widząc zakłopotanie na pysku lwa, lwica zmieniła zdanie. - Skoro tak bardzo ci zależy możemy się przejść. Świeże powietrze też powinno pomóc - Lwica niechętnie poszła za beżowym lwem. Chaka cały w skowronkach prowadził lwicę z uśmiechem na pysku. Narumi za to miała gburowaty wyraz pyska. Chaka zaniepokoił się stanem lwicy.
-Wszystko dobrze? Nie wyglądasz najlepiej - powiedział z troską.
-Wszystko dobrze, głowa mnie jedynie boli - mruknęła i uśmiechnęła się pogodnie. Szli więc dalej. Narumi nagle przerwała ciszę. - Za chwilę będziemy przy rzece. Możemy się tam zatrzymać? Napiłabym się i odpoczęła.
-Jasne, nie ma o czym mówić - Chaka zmienił kierunek drogi, a brązowa lwica wolnym krokiem poszła za nim. Znaleźli się przy długiej rzece o spokojnym nurcie. Woda w niej była czysta, idealna do ugaszenia pragnienia. Lwica schyliła się nad rzeką i zaczęła chłeptać wodę. Chaka stał obok i przyglądał się lwicy bacznie, ku jej irytacji. Narumi nie wytrzymała, miała dość irytującego towarzystwa młodzieńca. Z trudem i wysiłkiem zdobyła się na serdeczny uśmiech i spytała.
-No, dobrze. Chciałeś mi coś powiedzieć? - Chaka zmieszał się nieco. Nie miał pojęcia, że oświadczyny mogą być tak trudne. Znudzona lwica pogoniła go. - No dalej, nie krępuj się.
-Narumi... Ja od dawna miałem w planach powiedzenie ci prawdy. Jednak nigdy nie było odpowiedniej okazji. -Lew wziął głęboki wdech i spojrzał lwicy prosto w oczy. - Narumi. Zakochałem się w tobie. Kocham cię od dawna, jesteś dla mnie wszystkim, jedyną osobą w której mam wsparcie. Nigdy nikogo aż tak nie pokochałem, nie umiem wyrazić mocniej moich uczuć, więc spytam od razu. Wyjdziesz za mnie? - Lew posłał błagające spojrzenie oczyma pełnymi uwielbienia. W głowie lwicy pojawiło się wiele myśli. "Jeszcze tego brakowało", burknęła w myślach. Pomimo to wywołała łzy i uśmiech na twarzy. Rzuciła się lwu na szyję i uścisnęła go mocno.
-Tak! Oczywiście, że tak!-Lew objął lwicę i przyciągnął ją do siebie. Nareszcie znalazł osobę wartą miłości. Nie wiedział jednak, że jeszcze tego samego dnia będzie zupełnie innego zdania...
~***~
Narumi naburmuszona weszła do jaskini. Jeszcze nigdy nie czuła się tak zdenerwowana. Zdenerwowana! Ba! Nigdy nie była w takiej furii!
-Mwovu, wstawaj natychmiast! - zaryczała nad lwem brązowa. Chwyciła go za ucho i szarpnęła z całej siły powodując krwawienie. Lew natychmiast się zerwał.
-C-co się stało-spytał nieco rozkojarzony.
-Co się stało? Co się stało?! Uziemił mnie. Normalnie mnie uziemił! - Lew spojrzał zdziwiony na brązową lwicę, widocznie nadal nie rozumiejąc o co chodzi. - Oświadczył mi się! Ten zapchlony kundel z Lwiej Ziemi wyznał mi miłość! - krzyknęła i usiadła z bezradności. Obok niej pojawił się drugi lew. Syn Mwovu objął lwicę i uspokajająco pogładził. Narumi odetchnęła głęboko. - Nguvu. Ja się zgodziłam. Jestem jego narzeczoną, jednak przystałam na propozycję tylko dlatego, że możemy go wykorzystać.-Lew miał zacząć coś mówić, jednak lwica przerwała mu w pół zdania. - Taki podrzutek nie nadaje się do niczego, to fakt. Ale nas nie zdradzi. Jest mi całkowicie posłuszny. A zresztą to tylko dodatkowa para zapchlonych łap. Jednak obiecuję ci-Lwica połaskotała Nguvu ogonem w nos-Pozbędziemy się go, raz na zawsze. Kiedy, to już nie ważne. Liczy się na ile. A teraz wybaczcie panowie,-lwica skierowała się w kierunku wyjścia z groty. - ale idę coś upolować.

- Narumi wyszła z jaskini, jednak ku jej zdziwieniu stał tam rozzłoszczony Chaka. Jego oczy płonęły chęcią mordu. Z dzikim rykiem rzucił się na lwicę rozcinając jej skórę na szyi. Ostry, metaliczny zapach rozdarł powietrze. Narumi początkowo była zdezorientowana, Chaka nad nią górował. Po chwili jednak odzyskała trzeźwość umysłu i podcięła napastnika rzucając się na jego szyję. Jednak nie doceniła przeciwnika. Gruba skóra Lwioziemców i bujna grzywa uniemożliwiały przegryzienie skóry na szyi. Lew zrzucił z siebie lwicę, jednak ta skoczyła na jego grzbiet zatapiając kły w jego plecach. Chaka zasyczał z bólu, ale nie był próżny. Chwycił lwicę za kark i rzucił nią o ściany jaskini.
-Jak mogłaś! Bezczelna hieno! Zdradziłaś mnie, zdradziłaś samą siebie! Durnoto, przed nami mogła być świetlana przyszłość! W imię prawa i honoru wyzywam cię na pojedynek Maisha na Kifo*. Przyjmujesz wyzwanie czy tchórzysz i uciekasz.-warknął lew. Stracił cierpliwość. Na miejsce Chaki wstąpiła istota chcąca śmierci brązowej lwicy.-Odpowiadaj!
Odpowiedział mu jedynie śmiech ociekający sarkazmem.

-Byłeś taki głupi-Narumi podniosła się i stanęła gotowa do walki.-Przyjmuję wyzwanie.-lwica zaryczała. Z jaskini wybiegli Nguvu i Mwovu. Młodszy lew chciał rzucić się na ratunek ukochanej, jednak lwica sama go powstrzymała. Ją i Chakę otoczyły lwice bacznie przyglądając się zaistniałej sytuacji.-Nikt nie ma prawa przerywać naszego pojedynku. Walczymy bowiem na zasady Maisha na Kifo, a każdy z was doskonale zna zasady i przebieg tej walki-jeden ginie, drugi wygrywa. Na sygnał Nguvu rozpocznie się walka.-Chaka przybrał bojową pozycję, a Narumi warknęła ostrzegawczo. Nastała cisza. Cisza nerwowa jak nigdy dotąd. Nagle do uszu lwów dotarł ryk Nguvu co oznaczało rozpoczęcie się pojedynku. Z samym sygnałem Narumi skoczyła na Chakę powalając go na ziemię. Wczepiła się w jego ciało pazurami i drapała je, powodując obfite rany. Chaka jednak, szkolony na gwardzistę nie był próżny. Zrzucił z siebie lwicę i podciął jej nogi, po czym wgryzł się w jej szyję. Narumi szamotała się drapiąc lwa na oślep. Chaka rzucił lwicą o ścianę jaskini, a w śród zgromadzonych pojawiły się jęki obrzydzenia, gdy do uszu wszystkich dotarł dźwięk łamanych kości. Brązowa lwica upadła na prawą łapę, co spowodowało jej złamanie. Chaka korzystając z okazji dorwał się do lwicy. Ta wgryzła się w ranę, zrobioną wcześniej na grzbiecie i ostatkiem sił zaczęła szarpać ciało beżowego. Syn Leah szarpał lwicę zębami po boku. Oboje stracili bardzo dużo krwi i oboje zaczęli słabnąć. Ciosy stawały się coraz słabsze i wolniejsze. Mimo to Chaka miał przewagę w postaci zdrowych łap. Podciął łapy Narumi i już miał zadać ostateczny cios kiedy Nguvu wparował w bok beżowego. Widząc, że jego ukochana przegrywa nie zważał na zasady pojedynku-ruszył jej na pomoc. Pozostałe lwice również rzuciły się na pomoc Nguvu. Chaka tracił siły. Modlił się w duchu aby zemdleć, aby to cierpienie się skończyło. Przed oczami pojawiły mu się mroczki, resztkami sił odtrącił od siebie lwice i powolnym truchtem zaczął uciekać.Jego celem była Lwia Ziemia. Lwia Ziemia i ciepłe matczyne objęcia. Chaka wiedział, że nie może zaprzestawać biegu, inaczej lwice go dopadną. Biegł resztkami sił, czuł jednak z każdym krokiem, że słabnie coraz bardziej. Padł bezsilnie na ziemię. To koniec. Ogarnęła go ciemność.
~***~
Khari schylił się, żeby zaczerpnąć łyk świeżej wody. Z rozkoszą stwierdził, że smakuje ona lepiej, niż ta z którą miał do czynienia na Cmentarzysku. Ziemia na której się znajdował nie należała do nikogo, choć od czasu do czasu widywał na niej grupę lwów, pod dowództwem brązowej lwicy. Lew wyruszył na wyprawę łowiecką- dawniej polowali na Wolnej Ziemi, jednak od niedawna roiło się tam od strażników. Od uszu Khariego odbiło się, że jeden z lwioziemców stał się zdrajcą, co Khari planował wykorzystać. Rudy lew podniósł głowę i z zaciekawieniem stwierdził, że w jego stronę zbliża się sylwetka beżowego lwa. Na ciele przybysza widniało wiele krwawiących ran, a on sam z każdym krokiem zwalniał tempa. Wyrzutek z zaciekawieniem przyglądał się lwu. Kojarzył jego umaszczenie i charakterystyczne niebieskie oczy. No przecież! To ten uparty Lwioziemiec Chaka. Khari ze zdziwieniem zauważył, że beżowy lew upada i nie próbuje się podnieść. Czyżby światełko nadziei zapaliło się dla wyrzutków? Mieć w swoich szeregach byłego gwardzistę, to nie lada plus. Zwłaszcza, jeśli w jego serce wleje się nienawiść. W głowie Khariego zawitał nowy pomysł, jak raz na zawsze pozbyć się Lwioziemców.
****************************************************************************
Pojedynek Maisha na Kifo-Pojedynek życia lub śmierci-lwy walczą ze sobą tak długo, do póki jeden z nich nie umrze. Pojedynku nikt nie ma prawa go przerwać.


Hej hej, dawno nie było tutaj notki, ale w końcu się pojawiła i to dzięki upórowi oraz pomocy Roseliny, która na mą prośbę napisała ten rozdział. I to w jeden dzień!!! Jestem niezmiernie wdzięczna za pomoc. Moi drodzy, niczego w tym rozdziale nie zmieniałam. Roselina napisała całość sama i uważam, że odwaliła kawał dobrej roboty. Wspaniały opis bitwy! Ja takich nie umiem. 

Drodzy czytelnicy, wyjeżdżam do Włoch na praktyki na dwa miesiące i z tego powodu mogę mieć problem z pisaniem, sądzę jednak, ze kolejny rozdział dodam już sama. Nie dziwcie się kolejnego miesiąca czekania. Nie mogę niczego obiecać. 
Pozdrawiam Was.

środa, 17 maja 2017

#84 Czasowy spokój

- Musimy iść na północ. Zaatakowano nas na wzgórzu. Już je stąd widać - odezwał się Chaka, który wciąż prowadził grupę.
Lwy biegły truchtem w zbitym szyku. Zbliżali się do celu przez co byli zdenerwowani. Nuada miał cały czas napięte mięśnie. Bał się o siostrę, a najbardziej tego, że zobaczy ją martwą. Nie potrafił się skupić na zadaniu, ciągle się rozpraszał i potykał. Przyjaciele dostrzegli to i musieli go wesprzeć. Miujiza i Bahati podbiegli do niego, ustawili się po bokach i podtrzymywali jego ciało. Złoty lew uśmiechnął się blado na ten gest. 
Kiongozi trzymał się blisko Chaki. Czekał tylko aż zobaczy wrogą grupę przed sobą. Ale gdy wpadli na polanę nikogo tam nie zastali. Przyjaciele zaczęli się rozglądać. Miujiza i Bahati odeslzi trochę dalej, aby powęszyć. Jednak zaraz dali przywódcy znak, ze niczego nie czują. Nie było żadnych innych śladów. Na wzgórzu w ostatnim czasie nic nie miało miejsca. 

Chaka jednak także wyglądał na skołowanego. Nie taki był plan. Mięli tutaj być. Co się działo?
Kiongozi nie dał mu czasu na myślenie. Z warknięciem odwrócił się i szybkim ruchem przewrócił kuzyna na ziemię. Stanął nad nim i przygniótł łapą do ziemi. 
- W co ty grasz?
- On gra, w naszą grę.
Słysząc za swoimi plecami ten ostry syk, Kiongozi odwrócił głowę , aby spojrzeć na przybyszów, ale nie puścił Chaki. Z zarośli wyłoniła się Narumi z obstawą dwóch lwów. Zmierzali w stronę lwioziemców, spokojnie, ale gotowi na atak. Na jakiś niewidoczny sygnał Nuada i reszta straży stanęli szykiem, aby chronić księcia. 
- Załatwię to - odparł biały i zszedł z beżowego. - Bahati, pilnuj go. 
Brązowy lew z radością na pysku, w końcu mógł zająć się znienawidzonym lwem. Chaka posiadał domenę siły i Bahati o tym wiedział. Aby więc uniknąć jego ciosów i osłabić, szybko złapał go za kark zaciskając zęby na tyle mocno aby zadać mu ból i ograniczyć ruchy. 
- Wiedziałem, ze to pułapka.
- A mimo tego jesteś tutaj. Ojoj, nie jest to najlepsza zapowiedź nowego władcy. Taka naiwność. 
- A jednak mamy przewagę.
- Czyżby?
Nagle zza pleców lwicy wyszło jeszcze sześć samic. Każda z nich wyglądała na gotową do walki z napiętymi mięśniami. Sprawiło to, ze Bahati stracił koncentrację i Chaka zdołał się uwolnić. Wyrwał się, przewrócił na plecy i wziął zamach na brązowego. uderzył go i zorał nos pazurami. Bahati ryknął i odskoczył do tyłu, a w tedy Chaka podbiegł do przeciwników i stanął u boku Narumi ocierajac się o jej łeb. 
- Nieźle, Chaka. Chciałabym zobaczyć twoją siłę, w prawdziwej bitwie. Chyba zaraz będziesz miał okazję. 
Kiongozi spojrzał na Bahatiego, ale ten skinieniem głowy dał mu znak, ze jest w porządku. Jednak jego pysk krwawił. Książę zaczął orać pazurami w ziemi co miało być niemym znakiem dla Kusaidii, aby te wezwała jego siostrę z lwicami. Dziwogon, niewidoczny dla pozostałych na drzewie, zerwał się i poleciał po pomoc. 
- Gdzie jest Nisza!? Gdzie moja siostra!?
Nuada tracił cierpliwość. Targała nim furia. Był gotowy do ataku, ale Asani powstrzymywał go. Każdy z nich miał nadzieję, że gdzieś tutaj będzie. Ich rozmyślenia przerwała jedna z obcych lwic ze grupy Narumi. Coś sprowokowało ja do ataku i bez rozkazu skoczyła ku przeciwnikom. W tle rozległ się głos przywódczyni "wracaj do szeregu, głupia!", Ale ona nie usłuchała. Ku niej skoczył Miujiza, aby powstrzymać jej atak. Lwy się zdeżyły ze sobą i opadły na ziemię. Bahati starał się nie używać pazurów, próbował ją pokonać na zapasy. Lwica była młoda i niedoświadczona, dlatego nie miała szans z kimś, kto był szkolony. Syn Khariego nie zrobił jej krzywdy, najwyżej mocno poobijał, postraszył i pozwolił spokojnie uciec. Ta z podkulonym ogonem wycofała się, ale nie zbliżyła do swojej grupy. 
- Wiedziałam, że będą z nią problemy! Słuchaj rozkazów, bo do niczego się nie przydasz! 
- Narumi, dosyć tego! Jest nas więcej, zakończmy to tu i teraz!
Krzyknął starszy lew stojący u jej boku. Widocznie znudzony i zniecierpliwiony. Wyszedł na przód i warknął, co było znakiem do gotowości. Kiongozi podjął ostatnią próbę dobroci.
- Pytam się ostatni raz, gdzie jest Nisza? Albo nie będzie ulgi!
Rozległ się ryk, który nie należał do nikogo, natomiast zagłuszył głośne warknięcia obecnej grupy. Wszyscy zamilkli. Z zarośli pomiędzy obiema grupami wyłoniły się lwioziemki, z Valentine i Niszą na czele. Złota lwica była zmęczona, ale nietknięta. Kiedy lwica zobaczyła swojego brata oraz ukochanego uśmiech zagościł na jej pysku, a oczy zabłysły. Nuada zaryczał uradowany, a kiongozi od razu do niej doskoczył i przytulił lwicę czule. Otarli się głową, po czym przyszły król z kpiącym uśmieszkiem odwrócił się do zaskoczonych napastników.
- Nie sądzę, żebyście nadal mięli przewagę. Dobrze Wam radzę, odejdźcie. Nie wygracie z nami.
- Może nie teraz, ale wkrótce pożałujesz! - Narumi mówiła przez zęby, w jej głosie był jad. Pojawienie się niszy ją zaskoczyło, nie wiedziała jakim cudem się tutaj znalazła.
- Ostrzegam cię książę, wrócimy i radzę ci być gotowym, bo gdy dojdzie do wojny osobiście się tobą zajmę.
Po tych słowach zaryczała i dała znak do odwrotu. Wraz z nimi odszedł Chaka. Pożegnały go pełne pogardy spojrzenia. Ale beżowy lew nie czuł się źle. Wiedział, ze stoi po wygranej stronie. Nie miał czego żałować w swojej decyzji. Ostatni raz odwrócił łeb, aby spojrzeć na dawne stado i zawarczał. To był koniec dla Chaki. Nie miał już prawa powrotu.

Kiedy zniknął w zaroślach, Zawadi postąpiła za nim dwa kroki, ale Kiongozi ją zatrzymał.
- Niech idzie. Sam wybrał.
- Mimo wszystko to rodzina. Pozwolimy mu na to?
- Mam go błagać, aby wrócił?
- Powinien zostać osądzony przez króla - syknął Miujiza. - Wiedziałem, ze to zdrajca!
- Biedni Leah i Asante - westchnęła Valentine. - Trzeba będzie im powiedzieć. Ciocia się załamie.
- Nic na to nie poradzimy droga siostro. Był jaki był, ale dla stada i rodziny to i tak wielka strata. Oraz dla Straży. Straciliście członka grupy.
- Więc znajdziemy nowego. Chociaż... może to znak od przodków, że Straż nie powinna istnieć? Jestem liderem i posiadam Ryk Pradawnych, ale... on nie zniknie jeśli straży już nie będzie.
Towarzysze spojrzeli po sobie porozumiewawczo, a następnie na księcia.
- Mój ojciec to osądzi, ale na pewno weźmie to pod uwagę. A teraz, proszę, wracajmy do domu. Nisza na pewno musi odpocząć.
- Nie jestem zmęczona i nic mi nie jest. Przez cały ten czas pilnowały mnie dwie lwice, ledwie nastolatki. Ale wiedziałam, ze w pobliżu jest kilku innych. Kiedy dziewczyny mnie znalazły tamci uciekli. Nas było więcej.
- Nawet nie wiesz jak bardzo się bałem - lew ponownie przytulił ukochaną. - Wracajmy i dokończmy to co nam przerwano. Nisza, czy dalej chcesz zostać moją żoną?
- Tak. Teraz pragnę tego jeszcze bardziej.
W ich ślady poszła cała grupa. Wszystkie pary się do siebie przytuliły, oprócz Zawadi i Asaniego, którzy byli sami.

Po powrocie do domu ogłoszono co się stało. Sawa rozkazał ustawienie straży i patrole granic, ostrzegł takze wszystkie żyjące zwierzęta, aby uważały na obce osobniki, Chaka został uznany za zdrajcę i jeśli ktoś go zobaczy ma prawo go przepędzić, bądź przyprowadzić przed oblicze króla. Leah była zrospaczona i zawiedziona. Straciła ostatnie dziecko. Asante się nie odezwał, ale jego mina mówiła wszystko. On już nie miał syna. Chaka był wrogiem. Stwierdził ponad to, ze zamierza osobiście prowadzić patrole i jak najwięcej czasu spędzać z żoną, aby pomóc jej się pozbierać.
Dwa dni później odbył się uroczysty ślub Kiongoziego i Niszy. Ponieważ była to przyszła para władców, uroczystość była na szeroką skalę. Oprócz Lwioziemców było także stado rodziców Niszy oraz stado białych lwów Eclipse. Władcy byli rozczuleni i dumni. Sawa tak wiele razy martwił się o syna i jego temperament, ale teraz widzi jak bardzo on dorósł. Królowa wtuliła się w męża.
- Pamiętam nasz ślub. Wspomnienia wracają.
Przyszła młoda para usiadła po środku Lwiej Skały, dookoła byli otoczeni przez inne lwy. Władcy siedzieli na tronie, a ślubu udzielała im Shani, która była z siebie bardzo dumna, ze prowadzi tak ważną uroczystość. Jej matka również. Idia miała wrażenie, ze jej zmarły ukochany także także to wszystko widzi i ją wspiera.

Szamanka wypowiedziała uroczystą formułkę i ogłosiła ich mężem i żoną, po czym para weszła na tron. Władcy ustąpili im miejsca, aby Lwia Ziemia mogła ujrzeć swoich przyszłych władców. Jeszcze nie ustalono daty koronacji, ponieważ Sawa i Eclipse byli w doskonałej formie, a młodzi nie chcieli zbyt szybko popadać w obowiązki. Po mimo tego wszyscy byli uradowani, a wieść o ślubie rozeszła się po najbliższych ziemiach. Usłyszano to takze na cmentarzysku co sprawiło, ze Khari i Lisa mogli wprowadzić swój plan w życie, już niedługo. 

sobota, 29 kwietnia 2017

#83 Oficjalnie oświadczam...

Biały książę opuścił na kilka chwil Lwią Straż i odbiegł w wysoką trawę. Po kilku chwilach do zniecierpliwionego nastolatka zleciała Kusaidia. Był to stary już ptak i na pewno bardzo doświadczony.
- Mój Panie, przybywam na rozkaz.
- Kusaidia zapewne? Miło cię poznać.
- Czego potrzebujesz Panie?
- Widziałaś gdzieś Niszę? Albo Narumi? Cokolwiek?
- Jedynie twoją siostrę i jej towarzyszki? Wy idziecie na północ, one kierują się na północny wschód.
- Czyli mimo wszystko cały czas będą w pobliżu. To mnie cieszy. Mniej obie grupy cały czas na oku. Gdyby się coś działo, zawołaj mnie. Potrafisz naśladować głos mojej siostry?
- Owszem. Czy coś jeszcze?
- Zmierzamy do Dżungli. Chciałbym abyś przed nami tam poleciała i przeszukała obrzeża. Powiadom mnie tylko w tedy gdy coś zobaczysz. Jeśli nie, leć do mojej siostry. Ruszaj!
Ptak wykonał polecenie, a książę wrócił do grupy.
- Gdzie byłeś? - Podszedł do niego Miujiza, który jako jedyny nie obawiał się sprowokować księcia, reszta nie wchodziła kuzynom pod nogi.
- Korzystam z pewnej pomocy. Wybacz, nie mogę powiedzieć, na razie. Co mówi Chaka? Dlaeko jeszcze?
- Sam go zapytaj. Ja jakoś mam już dość jego obecności.
- Nie było mnie 10 minut. Co się stało?
- Gdy tylko cię nie ma, zaczyna te swoje wywody jaki biedny to on nie jest. I jakim królem by był.
Miujiza wypowiedział te słowa tak dosadnie, specjalnie, bo wiedział, ze one podniosą księciu  ciśnienie. Myślał, ze ten trochę naprostuje kuzyna, ale książę, o dziwo nieco się opanował. Wziął głęboki oddech i podszedł do kuzyna. Beżowy rzucił mu wyzywające spojrzenie i kpiący uśmiech.
- I co kuzynie? Dałeś upust swemu żalu, tak aby nikt nie widział?
Ksiażę warknął, kłapnął mu zębami przed nosem i zaczął go otaczać, ciasno i szybko, aby go zdezorientować.
- Powiedz mi Chaka, co byś zrobił na moim miejscu? Gdybyś to ty był następcą?
- Ja...
- Gdybyś stracił partnerkę?
- Co ty...
- Gdybyś musiał uchronić swoje ziemie przed napastnikami?
- ...
- Odpowiadaj!
Zatrzymał się tak gwałtownie przed jego oczami, ze beżowy aż usiadł.
- Ja... nie wiem.
- No właśnie. Nie wiesz, nie jesteś w stanie tak szybko wymyślić co robić, a ja muszę! Więc dobrze, że nie jesteś następcą, bo w takim wypadku, marny byłby nasz los. A skoro ten obowiązek spoczywa na mnie, to ty nie myśl o bzdurach tylko wykonuj polecenia! Bo tylko to masz robić. Myślisz, ze byłbyś dobrym królem? Proszę bardzo.
Książę skoczył na głaz, który leżał obok i zwrócił się do grupy.
- Oficjalnie oświadczam przy was wszystkich, ze jeśli coś mi się stanie, jeśli zginę, to Chaka II przejmie tron po moich rodzicach. W tedy, ty kuzynie oraz cała reszta będą mogli ocenić ile warte były twoje słowa. Jednak nie ciesz się. - zeskoczył z kamienia i stanął wyzywająco, uśmiechając się, przed kuzynem. - Bo nie zamieram zginąć.
Po tym wystąpieniu dało się czuć respekt jaki budził następca tronu.W tym momencie każdy członek stada chciał iść tylko za nim. Jednak Kiongozi nie zamierzał chwilowo nic zmieniać i ponowie kazał Chace prowadzić. Do granicy z Dżunglą panowała cisza. Lwy co jakiś czas zerkały na księcia, nawet Chaca, który był bez wyrazu. Po prostu szedł. Był zmęczony. Fizycznie i psychicznie. I każdy z nich to widział. Chaka wiedział, ze teraz jest osłabiony. Musiał o tym powiadomić Narumi. To była ich szansa. Ale coś sprawiało, ze miał obawy.
Nastał wieczór, a po Dżungli nie należy poruszać się po zmierzchu. Zarządzono więc postój. A kiedy grupa zasnęła, beżowy lew otworzył lśniące, niebieskie ślepia i kierowany węchem szedł na wzgórze, przez rzekę, aby zatrzeć swój ślad.

Tam stanął twarzą w twarz z brązową lwicą oraz dwoma innymi lwami. Zawarczał na ich widok. Miał nadzieję, ze będą sami.
- Dobrze się spisałeś Chaka, myślałam, ze nie uwierzą. - Zaczęła lwica. - Poprowadź ich, z samego rana, na wzgórze, dalej na północ. Tam wszystko się rozstrzygnie.
- Tak, Narumi. - Dumny pochwałą lew podszedł do niej i przytulił się.
Dla Chaki to było coś więcej. Zakochał się w niej. Jednak ona zezwalała mu na te czułości tylko dlatego, ze dawał się wykorzystywać. Młody lew za nimi warknął, aby zwrócić na siebie uwagę.
- Nie wiem, po co w ogóle czekamy! Powinniśmy załatwić to teraz, póki śpią. Szybko i bez litości.
- Nguvu ma rację, Narumi. - Wtrącił się starszy lew. - Nie wiem, na co zwłoka. Co chcesz osiągnąć?
- Chcę zemsty! - Gwałtownie warknęła. - Na ojcu, rodzeństwie i lwioziemcach, za to, jak mnie potraktowano. Chcę zemsty za moje życie! Należę do szlachetnego rodu, a nie mam nic! To, powinno Wam wystarczyć.
- Ale czy wasza trójka załatwi sprawę? To Lwia Gwardia, a ja jestem jednym z nich. Jeśli to się nie powiedzie, zabiją mnie lub wygnają.
- Więc graj, tak jak do tej pory. Dobrze ci to wychodzi.
- Nie nabiorę Kiongoziego! Jeśli będzie skupiał się na mnie, to się nie uda.
- Księciem zajmę się osobiście, a potem, jego ojcem. - Odezwał się najstarszy lew. Chakę przyprawiał on o dreszcze. Był małomówny i non stop poważny. Blizny na jego ciele świadczyły o doświadczeniu i trudnym życiu.
- Proszę bardzo. Ale ostrzegam, ze mój kuzyn nie da sie łatwo pokonać.
Z tymi słowy beżowy lew wrócił do swojej grupy. Trójka obserwowała jak odchodzi. Zwłaszcza Narumi, która zastanawiała się, czy zabić go razem z resztą, czy dać mu jeszcze szansę.
- Zaczyna mnie to drażnić.
Do lwicy odezwał się młodszy lew. Spoglądał na Chakę z mordem w oczach.
- To już długo nie potrwa, najdroższy. Cierpliwości. Ale będzie nam potrzebny. Więc musisz wytrzymać.
- Robię to tylko dla ciebie i obietnicy tych ziem. Ale pozwól, ze to ja go zabiję. Już się nie mogę doczekać, aby przed śmiercią wyjawić mu prawdę.
Lew rozmarzył się, a lwica wtuliła się w jego grzywę. On objął ją czule łapą. Marzenie o władzy, wkrótce miało się ziścić.

Następnego dnia słowa księcia dalej robiły wrażenie na towarzyszach, ale nikt się nie odzywał. Miujiza wstał jako pierwszy, przebiegł wzrokiem po małej grupce, a jego spojrzenie zatrzymało się na kuzynie o beżowej sierści. Była pociemniała od wody. Miujiza zmrużył oczy i w tedy usłyszał pojedyncze ziewnięcia kompanów. Pomału każdy się budził.
- Przydałoby się zapolować - rzucił Bahati. - Co wy na to?
- Dobry pomysł. Ale nie wiem czy w Dżungli znajdziemy coś wystarczająco dużego - odezwał się Asani.
- Nie, nie mamy czasu!
Krzyk Chaki zwrócił uwagę wszystkich. Byli zaskoczeni.
- Musimy ruszać dalej, w końcu zależy nam na czasie.
- Chaka, jeśli dojdzie do bójki nie będziemy mięli siły walczyć. Musimy coś upolować - Miujiza był stanowczy.
- Możemy zmarnować więcej siły szukając pożywienia. Lepiej iść. Nie wiemy czy będziemy zmuszeni się bronić.
- Chaka ma rację - niespodziewanie odezwał się książę.
Towarzysze spojrzeli  na niego zaskoczeni. Miujiza podszedł do kuzyna i przyjrzał mu się. Oczy białego były zamglone. Porwanie Niszy sprawiło, że lew stanowczo nie był sobą.
- Jeśli znajdziemy coś po drodze, to upolujemy. Ale na razie ruszajmy dalej.
To był rozkaz i nikt nie zamierzał protestować. Przyjaciele zjedli jeszcze na Lwiej Ziemi, więc nie byli głodni. Ale woleli nie stracić masy. Kiongozi skinął głową na młodszego kuzyna, a Chaka ruszył przodem wskazując drogę. Tak jak było ustalone, prowadził ich na północ.
Kiongozi i Miujiza szli jako ostatni nieco dalej od reszty.
- Zaczyna śmierdzieć padliną, Kiongozi. Rano Chaka był mokry. W nocy musiał gdzieś chodzić.
- Może po prostu pił w rzece. Mi też się to wszystko nie podoba. Ale zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz.
- Jaka?
- Gdzie, na wielkich królów, jest Narumi? Jakoś nie potrafię sobie wyobrazić, aby ta lwica dała się schwytać. Jest za sprytna.
- Twierdzisz cały czas że to zasadzka?
- Miej uszy i oczy szeroko otwarte.
- To dlaczego nie dałeś nam polować?
- Mamy dość siły. Widziałeś jak mu zależało aby iść dalej? Stracił by pewność siebie gdybyśmy nabrali sił. Mógłby w tedy to wszystko przeciągać.
- A co jeśli to jednak nie jest zasadzka i popadamy w paranoję?
- Nie sądzę.
- Dlaczego?
- Podobno zaatakowali ich w drodze powrotnej ze stada rodziców Niszy.
- Tak i co z tego?
- Ta droga tam nie prowadzi. Więc skąd wie gdzie to wszystko zaszło?
Argument nie do pobicia. Miujiza miał tornado w głowie. Jeśli to zasadzka, będzie źle, jeśli faktycznie zdarzyło się to o czym mówił Chaka, też będzie źle. Przecież napastników może być znacznie więcej od nich. A jesli będzie to całe stado? Nie mają szans.

poniedziałek, 17 kwietnia 2017

#82 Niepewność

Nowa wersja ostatniego dodanego rozdziału. Od założycielki.


Chaka był marnym kłamcom, ale o dziwo udało mu się przechytrzyć większość członków stada. Oczywiście nie każdy wierzył w jego bohaterską postawę, którą zaprezentował w swojej opowieści. Jednym z takich lwów był Kiongozi, którego nie obchodził marny stan kuzyna. Zignorował obecność pozostałych i z ostrym warknięciem rzucił się na beżowego, przygniatając go własnym ciałem. Nie dość, ze Chaka był mniejszy i słabszy to teraz był dodatkowo osłabiony i nawet nie próbował przeciwstawić się księciu. Biały przygniatał go do ziemi, warczał i patrzył morderczym wzrokiem.
- Synu! Dosyć tego!
- Nie wierzę mu, ojcze! Słyszysz? Nie wierzę! A wy? Nawet jeśli jakieś obce stado istnieje, to na pewno on i Narumi maczali w tym łapy. Te rany mógł zadać sobie sam. Albo nie. Narumi ci to zrobiła, prawda?
- Zejdź z niego, Kiongozi. To rozkaz.
A rozkazowi króla się nie odmawia. Zrobił jednak Kiongozi co mu powiedziano. Nie spojrzał więcej na kuzyna. Brzydził go. Wiedział co się dzieje, widział, jak zaatakowali Niszę. I nic nie zrobił. Nawet nie wezwał pomocy.
Biały książę bez słowa odwrócił się i udał na Lwią Skałę. Za nim podążyła reszta, z wyjątkiem Chaki i jego rodziców. Przyjaciel króla miał zbolałą minę.Również nie patrzył na syna, tylko na swoje łapy.
- Tato... ja naprawdę...
- Ja również ci nie wierzę.Nie potrafię.
I także go zostawił. Została jedynie matka, która pomogła mu wstać.
- A ty? Mamo?
- Zbyt wiele razy go zawiodłeś. Nie dziw mu się. Może to ja jestem ta naiwna, ale postanowiłam ci uwierzyć. Lecz pamiętaj, ze to ostatni raz, jeśli i mnie zawiedziesz... chodź do domu. Trzeba coś postanowić w tej sprawie.
- Czy ja coś jeszcze znaczę na Lwiej Ziemi? - Jego pytanie było groźne. Ale dało się słyszeć drżenie.
- Jesteś głupcem jeśli zadajesz takie pytania! Każdy kto mieszka na lwiej ziemi jest potrzebny. Poza tym, martwisz się swoją pozycją kiedy życie twojej przyszłej królowej jest zagrożone? Należysz do straży, Chaka. Tym powinieneś się teraz martwić.

Na Lwiej Skale zadecydowano. Należało znaleźć Narumi oraz domniemane stado. W tedy uda się znaleźć Niszę. Kiongoziego piekły łapy. Chciał iść nawet teraz, zupełnie sam. Jedynie matce udawało się go uspokoić. Nastał wieczór, a wyraźnie zmęczony biały lew w końcu opadł ciężko na czubku Lwiej Skały. Patrzył w dal wzrokiem na zmianę smutnym i wściekłym. W zamyśleniu nie dosłyszał kroków za sobą.
- Znam to spojrzenie. Widywałam je wiele razy w młodości.
Łeb białego lwa zerwał się gwałtownie by spojrzeć na intruza.
- Mamo!.. Skąd? Od własnego ojca?
- Nie. - podeszła i położyła się obok z kamiennym wyrazem. - Od twojego. Dobrze pamiętam jaki był, gdy zaginęła Leah. Porywczy i obcy, dla nas wszystkich. Bałam się w tedy, ze go stracę, bo wpadnie w obłęd. Teraz, boję się o ciebie.
- Co jeśli ona nie żyje?
- Nie wolno ci tak myśleć! Musisz mieć wiarę! Posłuchaj mnie uważnie i nie powtarzaj tego nikomu. Nawet ojcu. Mam własnego szpiega na Lwiej Ziemi. To dziwogon, Kusaidia. Pomoże ci znaleźć czegokolwiek szukasz, ale musi to być sekret. Inaczej tego nie zrobi.
- Dlaczego?
- Dziwogony nie ufają każdemu. Ona, ufa mnie, ale jeśli ją poproszę, poleci z tobą. trzymaj ją w sekrecie. Powiadomi mnie bądź twoją siostrę, gdybyście potrzebowali pomocy.
- Czyli, ze mam iść sam? Nie wiem gdzie.
- Na wielkich przodków, nie! Pójdziesz z Lwią Strażą. Rozmawiałam już z ojcem. Chaka wskaże wam drogę.
- Ja mu nie ufam. Może doprowadzić nas do zasadzki, albo będziemy iść w złą stronę.
- Po to, będziesz miał Kusaidię. Zaufaj jej. Zaufaj mnie.
Królowa wstała i pochyliła się by polizać czule syna po policzku.
- Bądźcie ostrożni. To będzie pierwszy raz gdy będziesz musiał zachować się jak prawdziwy władca, którym kiedyś zostaniesz.
- Nuada rządzi strażą.
- Owszem i to on będzie prowadził resztę do bitwy, gdy zajdzie taka potrzeba. Ale rozkaz do ataku, musisz wydać ty. Tak samo jak ostateczny osąd. Walczyć dalej, czy uciekać. To decyzje który każdy wódz musi podejmować. I to bardzo trudne.
Biała już oddaliła się o kilka kroków, lecz zaraz za nią jeszcze, młody książę krzyknął.
- Dlaczego nazywasz mnie wodzem?
- Bo to oznacza twoje imię. Przywódca. I nim właśnie jesteś.
- Jestem także księciem! Przyszłym królem.
- Tytuł księcia nic ci nie da podczas bitwy. A królem, jeszcze nie jesteś.
Z tymi słowy zniknęła w jaskini. "Ale kiedyś nim będę i niech każdy obcy wie się o tym, już dziś". Pomyślał. Kilka chwil patrzył w gwiazdy. Nagle dostrzegł w nich sylwetkę, bardzo wyraźną. Która nabrała koloru i ostrości. Siedzący wśród gwiazd, brązowy i dumny lew, spoglądał na niego z uśmiechem.
- Słuchaj słów swej matki, Kiongozi. Wiele w nich prawdy. Jednak nie popełnij mego błędu i nie pozwól się im opętać.
I gwiazdy się rozeszły. Biały z zaskoczeniem patrzył dalej w czarne niebo, nie do końca rozumiejąc ich sens. Zatracony w słowach matki...?
- Dziadek Kovu...

Następnego dnia młode lwy znalazły się pod Lwią Skałą. Straż, z Nuadą na czele, siedziała jak na szpilkach. Już za chwilę mięli wyruszać. Czekali jedynie na Kiongoziego, który właśnie szedł w ich stronę w towarzystwie ojca.
- Dlaczego lwice nie pójdą z nami?
- Bo zapomnicie skupić się na zadaniu, czyli ratowaniu WYŁĄCZNIE Niszy. Jeśli dojdzie do bójki, twoi przyjaciele ruszą do ukochanych.
- Nie są aż tacy naiwni, tato.
Król uśmiechnął się kpiąco do syna.
- Z doświadczenia wiem, ze się mylisz. Poza tym, przydadzą się tutaj. Mają już wyznaczony cel.
Z tymi słowy, król go zostawił. Kiongozi podszedł do gwardii. Rzucił im ostre i zdeterminowane spojrzenie. Ale nie było ono wrogie.
- Nie będę Wam przypominał co macie robić. Liczę na Was, przyjaciele.
- Znajdziemy ją. Wierz mi. - odparł do księcia Miujiza.
Biały spojrzał na najlepszego przyjaciela. Wiedział, ze dla Niszy wiele poświęci. Książę dla kuzyna także był na to gotów.
- Ruszamy.

Nie przeszli nawet 100 metrów, gdy Nuada zobaczył dwie lwice biegnące w ich stronę. Były to Valentine i Hapana. Lwice zatrzymały się gwałtownie obok samców.
- Co wy tutaj robicie? Wracajcie do stada. Podobno macie zadanie. - Zaczął Miujiza.
- Tak, mamy. - odpowiedziała mu ukochana, podeszła i przytuliła.
- Tata wysłał nas na zwiady. Wy macie znaleźć Niszę, a my szukamy Narumi oraz tych domniemanych lwów. Będziemy na tyle blisko Was, żeby w razie czego się zwołać. Powodzenia, bracie.
Valentine podeszła jeszcze tylko do złotego lwa i również go przytuliła. Ona i jej przyjaciółka rzuciły jeszcze tylko wrogie spojrzenie do Chaki i oddaliły się w biegu.
Książę spojrzał jeszcze w górę i dostrzegł nieduży cień. "Zapewne Kusaidia", pomyślał i zwrócił się do Chaki.
- Wskaż nam drogę.
- Lepiej będzie, jeśli poprowadzę.
- Nie! Nie dam się później zaskoczyć! Wskaż mi kierunek.
Lwy mierzyły się wzrokiem, a ich spór przerwał Asani.
- Chwila, przepraszam, Kiongozi, ale myślę, ze to dobry pomysł, aby Chaka prowadził. W tedy się nie zgubimy.
- I będziemy go mięli na oku. - dokończył złośliwie Bahati. - Jeśli wiesz co mam na myśli.
Kongozi musiał się uśmiechnąć na tą uwagę i zszedł Chace z drogi. Gdy be zowy go mijał, a jego twarzy zagościł fałszywy uśmieszek, który został dostrzeżony przez Miujizę. Szary od razu napiął mięśnie jednak nie odezwał się słowem.

Ze wzgórza nieopodal, w krzakach ukrywała się brązowa lwica, pełna wigoru. Narumi patrzyła, jak Chaka, zgodnie z planem prowadzi tych naiwniaków tam gdzie chciała. Chaka był zaślepiony i wykonywał rozkazy lwicy bez mrugnięcia okiem. No, może nie do końca. Narumi planowała przejąć ziemie ojca, ale nie zaszkodziłoby także zawładnąć Lwią Ziemią. A Syn Asante, miał stać się jej władcą, z Narumi u boku. Lwicy to  nie przeszkadzało. Wiedziała, że to ona będzie manipulować poddanymi oraz jej mężem. A posiadanie rodziny, było jej na łapę. Tuż za plecami nagle usłyszała głos.
- Skąd ten dobry humor?
- Wszystko idzie zgodnie z planem. Dlaczego miałabym nie być radosna?
- Bo nie wiesz czy dojdzie do skutku. Wolałbym to wszystko przyspieszyć. Nie słynę z cierpliwości.
- Wiem, ale nic nie da się zrobić. Lepiej trochę poczekać i mieć pewność, ze nie pominę żadnego szczegółu. Chaka zna swe miejsce. A ty?
Potężny lew warknął. Nie znosił zarozumiałego tonu lwicy, ale tylko dzięki niej mógł ziścić swoje marzenia o pozbyciu się Lwioziemców i zemścić się na ich władcy.


Chciałam wszystkich jeszcze raz gorąco powitać na tym blogu, starych i nowych czytelników. Oświadczam iż wrócił on dożycia, ale na pewnych nowych zasadach.
Do tej pory byłam cierpliwa i wszystko przyjmowałam ale trochę się zmieniłam i dość tego!
Po pierwsze, komentarze typu "kiedy next" Od razu idą do kosza. Nie chcę tego widzieć! To jest ostrzeżenie.
Po drugie, pisanie, ze zawaliłam ja oraz nowi twórcy, to dla nas obraza i takie komentarze również będą usuwane. Sorry, ale nie rusza mnie to gadanie, a jedynie obraża mnie, denerwuje i wyraża pogardę. Zachowajcie takie komentarze dla siebie i nie piszcie ich nawet. Jak blog się nie podoba to nie czytajcie, jak się na mnie obraziliście to mnie to nie rusza.
Co było, to minęło. Blog żyje, ja wróciłam i uważam, ze koniec problemu. Nie zamierzam wracać do tego co było problematyczne. Także Wam to radzę.

środa, 12 kwietnia 2017

Od założycielki

Długo nie w chodziłam, nie interesowałam się, mimo wszystko wiedziałam co się dzieje.
Wiem, ze nowi autorzy trochę nawalili.
Zdarza się, nikogo nie będę tłumaczyć, samej siebie także.
Po tym jak dostałam prywatną wiadomość, postanowiłam coś z tym zrobić
Z góry mówię, nie będzie mi łatwo wznowić tutaj działalność, nie oczekujcie cudów.
Robimy tak... w trakcie świat pojawi się rozdział ode mnie i będą kolejne, ale na pewno nieregularnie, raz na... miesiąc? Zobaczymy, moze wena wróci.
DO tego, usuwam wszystkie niewłaściwe komentarze i postanowiłam jakoś zredukować ilość bohaterów. A jak? Dowiecie się czytając.
Zmienił się takze mój styl pisania opowiadań więc nie miejsce mi za złe, jeśli będziecie widzieli znaczną różnicę w rozdziałach starych i nowych.
Do tego poszukuję osoby która będzie mnie motywować i zmuszać do pisania. Rzuci pomysłem i przypomni o pisaniu. Ktoś chętny? Tym razem jeśli będzie tydzień ciszy, zmienię taką osobę bez słuchania tłumaczeń.
Jeszcze jedna kwestia, 4 maja zaczynają mi się matury wiec weźcie to pod uwagę, do tego mam pełno swoich innych hobby, pełno koni do opieki, moja klacz się niedługo źrebi i mam tonę nerwów, do tego nie mogę też zaniedbywać chłopaka...
Specjalnie dla Was jednak zrobię co mogę.
Roselina, dziękuję za motywację i kopa w dupę. Skoro jeszcze chcecie i lubicie tego bloga to będę go kontynuować i nie będę tego robić na siłę.
Okazjonalnie zapraszam na moje prace na wattpad. Pozdrawiam Was!