sobota, 26 grudnia 2015

#56 Zmiana planów

Minął tydzień od śmierci Kiary. Żałoba takze mineła. Wszyscy powrócili do dawnego stylu życia. Khariego nikt nie widział od dłuższego czasu. Zemsty na nim pragnął w zasadzie każdy. Najbardziej jednak zależało na tym Chace i o dziwo Bahatiemu. Tych dwóch było największymi wrogami, ale wiele ich takze łączyło. To właśnie oni walczyli o miejsce najsilniejszego członka w Lwiej Gwardii. Nikt nie wiedział w zasadzie, dlaczego uczepili się siły, skoro pozostałe pozycje były równie ważne. Reszcie nie zależało na niczym konkretnym. Największy problem miał kiongozi, który szybko się przekonał, ze nie chce należeć do gwardii, ani być jej przywódcą. Nie potrafił pogodzić wszystkich obowiązków. W końcu dziadek Kovu radził mu, aby póki może cieszył się dzieciństwem. Chciał o tym porozmawiać z ojcem. Liczył na to, ze tego wieczora zastanie go samego na Lwiej Skale. Każdego dnia, gdy słońce zachodziło i wschodziło król siedział na czubku Lwiej Skały, czasem sam, a czasami z rodziną. Książę podbiegł do niego i usiadł obok. Król widząc syna uśmiechnał się i przytulił do niego.
- Jak ci minął dzień chłopcze?
- Spokojnie, nic się ciekawego nie działo.
- A jak sprawy zwiazane z Lwią Gwardią? Rafiki mówił, że wszyscy robią znaczne postępy, ale ty ominąłeś dwie ostatnie lekcje. Dlaczego?
- Właśnie o tym chciałem z tobą porozmawiać. Tato... ja nie chcę być przywódcą Lwiej Gwardii, w ogóle nie chcę do niej należeć.
Te słowa zdziwiły Sawę. Spojrzał zaskoczony na syna. Kiongozi wiedział, ze w tej chwili rozczarowuje ojca i należą mu się wyjaśnienia. Nie wiedział jak zacząć.
- Tato, jaki był dziadek Kovu? Opowiesz mi o nim? - Dziwna zmiana tematu. Ale król spełnił prośbę syna.
- Mój ojciec był niezwykłym lwem. Wspaniałym królem i ojcem. Niezwykle zasłużonym dla królestwa. Uczył mnie wszystkiego co wiem, niestety nie zdążył przekazać mi wszystkiego.
- Jak zginął?
- W pożarze. Ochronił mnie w tedy i całe stado. Sam nie zdołał się uratować. Zaraz po jego śmierci objąłem władzę. A właściwie dlaczego o niego pytasz?
- Wiesz, objawił mi się jako duch. Powiedział, że jest moim przewodnikiem. Nie poznałem go i dlatego się zdziwiłem, że mnie wybrał.
- Możesz to traktować jako wielki zaszczyt. Ale jak to się ma do Lwiej Gwardii?
- Powiedział, ze póki mogę musze się cieszyć dzieciństwem. Nie brać na siebie zbyt wiele i bawić się. Oczywiście nie zawalać obowiązków księcia.
- Hmmm... - Król zamknął oczy i zastanowił się chwilę - Duchy doskonale wiedzą co mówią. Skoro mój ojciec wypowiedział te słowa, to jestem w stanie zrozumieć twoją decyzję. Wiem też że to naprawdę wiele. Ale w tej właśnie chwili Lwia Gwardia straciła przywódcę. Kogo mam na twoje miejsce osadzić?
- Nie myślałem nad tym. Chociaż... mam pewien pomysł.

- Ja mam być przywódcą Lwiej Gwardii? Kiongozi, oszalałeś.
- Nie, zrozum. Tylko ty jesteś w stanie temu podołać. jesteśmy z jednej krwi. Ja jestem następcą tronu więc ty zostaniesz przywódcą gwardii.
- Raczej przywódczynią. - Ksieżniczka zmrużyła swoje zielone oczy z irytacją. - Bracie nie rozumiem. Tata powiedział, ze nie zgadza się na żadną lwicę w gwardii, a już na pewno nie jako przywódcę. Rozmawiałeś z nim?
- Tak. Ja zrezygnowałem. Nie chcę widzieć na tym stanowisku nikogo innego. Kiedyś mi za to podziekujesz siostro.
- Nie sądzę... - Ale Kiongozi jej już nie usłyszał bo pobiegł spotkać się z Niszą. Po drodze minął Hapanę, Zawadi, Amarę i Shani. Lwiczki powiedziały mu, że widziały Niszę i Nevadę nad wodopojem, a same poszły do Val.
- Co się stało twojemu bratu? Jest strasznie podekscytowany. - Zapytała zdziwiona Amara.
- Ponieważ właśnie przekazał mi władanie nad gwardią. Zrezygnował.
- Woah, masz ty kochana szczęście mają brata który o tobie myśli. Zazdroszczę, sama mogłabym należeć do Lwiej Gwardii. - Powiedziała dumnie Hapana - Pokazałabym tym wszystkim, zarozumiałym samcom, co lwica potrafi. Jak myślicie? Mogłabym być tą najodważniejszą. Niestety sądzę, ze nie pokonałabym lwa wiec siła odpada.
- Jak dla mnie możemy sie zamienić. Chcesz być przywódczynią, Hap?
- O nie, nie. Dowodzenie to nie moja bajka.
- Ehh, a ty Amara?
- Stanowcze nie, chcę być lwicą polującą.
- Shani?
- Chyba żartujesz... jestem ślepa.
- Musiałam zapytać. A może Zawadi?
- Nikt by mnie nie przyjął na to stanowisko. Kto chciałby zobaczyć córkę zdrajcy, mordercy i wyrzutka jako przywódcę? Nawet nie będę się starać. Widział ktoś mojego brata? Muszę z nim porozmawiać. Ubiega się o pozycję najodważniejszego i ciągle gdzieś znika sprawdzając swoją odwagę. Normalnie jakbym nie miała już brata.
- Chyba był z Bahatim w jaskini waszej mamy. - Powiedziała Shani, a wszyscy na nia spojrzeli. Ona to wyczuła. - No co? Nie widziałam ich, ale słyszałam jak rozmawiali.
Brązowa pobiegła we wskazana stronę. Weszła do jaskini gdzie Miujiza i Bahati lezeli i rozmawiali.
- Wow. Shani jest naprawdę dobra. Cześć Wam. Możemy porozmawiać? Jak Wam idzie w Lwiej Gwardii?
- Całkiem nieźle, ale Rafiki wciąż twierdzi, ze jestem zbyt wielkim tchórzem, nie potrafi też stwierdzić, kto jest najsilniejszy.
- Miujiza, minał tydzien, oczywiście ze to trochę potrwa. Mam do Was dwóch jedno zasadnicze pytanie. Ale proszę abyście utrzymali naszą rozmowę w sekrecie.
Lwiatka kiwnęły głowami.
- Ta cała Lwia Gwardia została stworzona przede wszystkim do walki z naszym ojcem. Ale... czy jak się juz spotkamy... będziemy w stanie stanąć przeciwko niemu? Boję się tego.
- Zawadi, on zabił naszą babcię.
- A mnie porzucił i wykorzystał. Jestem waszym przyrodnim bratem i czuję to samo co wy. Jestem Lwioziemcem i nie mam już rodziców. Wy mi zostaliście. A rodzina powinna trzymac się razem. ta prawdziwa rodzina, czyli wasza dwójka. Jeśli kiedyś staniemy do walki, Zawadi, gwarantuję, ze będziemy w stanie się przeciwstawić.
Słowa Bahatiego podniosły lwiczkę na duchu.
- Chciałabym go jednak jeszcze poznać, zanim to się stanie. Czegoś się dowiedzieć.
- Myślę, że można to załatwić, ale nie puszczę cię samej. Znam mojego ojca i potrafi doskonale manipulować innymi. Nie pozwolę, aby coś ci nagadał.

Tymczasem nad wodopojem Kiongozi rozglądał się za ukochaną i jej matką. Obie leżały na skale i rozmawiały i nie wyglądały na zadowolone. Książę nie chciał przeszkadzać, ale czuł, ze musi się dowiedzieć o co chodzi. Podszedł bliżej, a lwice natychmiast zamilkły i uśmiechneły się sztucznie.
- Dzień dobry książę.
- Dzień dobry Nevado, cześć Nisza. Czy nie przeszkadzam? Mogę przyjść później...
- Nie, nie, drogi książę. W zasadzie to my musimy z tobą porozmawiać. - Zaczęła Nevada. - Czuję się już znacznie lepiej i postanowiłam, ze nadszedł czas, aby wrócić do domu. Nisza powiedziała mi o Was i wiem, ze jest to pewien problem, ale... nie mogę zostawić tutaj córki. Jej ojciec o niczym nie wie, z pewnością bardzo się o Nas martwi. Jeśli wrócę bez niej, nie będzie zachwycony.
Kiongoziego zabolało serce. Spojrzał na ukochaną, która miała spuszczony wzrok. Ich zwiazek był niezobowiązujący, ale nie chcieli się opuszczać nawzajem. Jedna opcja: Nisza kiedyś powróci, druga opcja: Zapomną o sobie i rozstanie przestanie boleć.
- Zaczekajcie jeszcze trochę. Proszę, dwa tygodnie.
- Mamo, musimy się z tym pogodzić. Dwa tygodnie to niewiele. też chcę zobaczyć tatę i wrócić do domu, ale tak ciężko mi odchodzić. Miodowa lwica chwile się zastanawiała, była zmartwiona, ale zgodziła się na ten czas. Lwica wróciła na Lwią Skałę, a lwiatka zostały same.
- Chciałbyś, abym wróciła jak dorosnę?
- No jasne, w moim stadzie zawsze będzie dla ciebie miejsce.
- Aaa, czy u twojego boku także? - Kiongozi przełknął ślinę
- Oczywiście. będę czekał.
Cóż innego mógł jej powiedzieć? Nie wiedział co będzie w przyszłości, ale póki co, nie chciał psuć tej chwili.

niedziela, 20 grudnia 2015

#55 Plany

Po pierwsze ogłaszam wielki powrót bloga. Trzeba go doprowadzić do końca. A ja znów mam wenę.Długo nie pisałam i straciłam czytelników. Wierzę, ze powrócą. Dlatego kto czyta niech rozgłasza, też będę to robiła. I cały czas przypominam, że możecie składać zamówienia na krótkie posty waszego własnego pomysłu. Zasady zgłaszania postu w zakładce "zamówienia". W tym rozdziale troche zamulam, ale zawsze musi być taki nudny moment. Zabawa dopiero się rozkręca.

Król ocknął się dopiero następnego rana. Leżał w jaskini na podwyższeniu zarezerwowanym wyłącznie dla niego i Eclipse wraz z ich dziećmi. Rafiki stwierdził, ze to utrata tlenu i woda w płucach osłabiła go na tyle, ze stracił przytomność. Ciało Kiary zabrał Rafiki, który czekła z pogrzebem na przebudzenie Sawy. Val i Kiongozi opłakali babcię i w zdenerwowaniu czekali na przebudzenie ojca. Następca nie miał siły, aby bawić się, zastępować ojca, a tym bardziej na to, aby walczyć z kuzynem, pomimo że miał ku temu powody. Od kiedy ujrzał babcię Kiarę martwą chodził wściekły. Wiedział, że to Khari ja zabił. Wiedział, ze to się stanie. Kochał babcię i w złości obwiniał wszystkich za jej śmierć. W szczególności króla i kuzyna, których nie było, kiedy lwica odeszła z wyrzutkiem. Dawał to głęboko to zrozumienia księciu. Biały nie zwracał na niego uwagi. 
Rafiki zajął się królem kiedy ten się ocknął. Prosił jednak by go zostawiono w spokoju. Królowa wraz z siostrami króla i Wazi wyszły nad wodopój razem z dziećmi. Lwiątka zajęły się sobą, a ich matki rozmawiały. Królowa pocieszała siostry. 
- Jutro odbędzie się pogrzeb Kiary. Wiem, ze jest to dla Was bardzo bolesna strata. Dla nas wszystkich...
Idia nie słuchała. Patrzyła zatroskanym wzrokiem na dzieci. Khari znowu ją zranił. Królowa nadal mówiła, ale Idia przerwała jej.
- Ostatni raz Khari zadał mi cios. Nie pozwolę nigdy więcej, aby zabił kogoś jeszcze. Kiedy tylko Sawa dojdzie do siebie porozmawiam z nim  o sprawie. Mam prawo żądać wyroku na tym zdrajcy. Chcę by zginął!
Lwicy zaczęły lecieć łzy do oczu, jej zęby były zaciśnięte z żalu i złości. Bardziej opanowała Leah otarła się o siostrę , ale równie zdeterminowanym wzrokiem spojrzała na królową. 
- Ja także pragnę pozbycia się Khariego. Wygnanie to za mało. Nie wiem czy to on zabił naszą matkę, ale to była ostatnia osoba, która była z mamą. Zaczynam się bać o lwiątka. Kto będzie następny?
- Boję się o Bahatiego. - Wtrąciła sie Wazi - Teraz nie tylko lwiatka, ale także reszta stada może go znienawidzić. W kńcu jest jego synem. Staram się go wychować po swojemu. Ale co będzie, jeśli mi sie nie uda?
- Nie martw się o niego. Nie jest swoim ojcem. - zaczęła królowa - Będzie z niego porzadny lew. Ale ja też się boje Khariego. jeśli wpadnie na pomysł założenia własnego stada możemy mieć poważne kłopoty. Nie wiem czy chce odzyskać syna, czy pragnie jedynie zemsty.

Pogrzeb dawnej królowej odbył się o zachodzie słońca. Tak jak kiedyś ciało Kovu tak i jej spłonęło. Całe stado siedziało dookoła wielkiego ogniska. Sawa nie odezwał się słowem do nikogo od momentu gdy się obudził. Królowa zatroskana siedziała razem z dziećmi u jego boku i co jakiś czas zerkała na niego. miał wzrok zacięty i nie wiadomo było o czym myśli. Jego wyraz nie pokazywał żadnych emocji. Wszyscy wyczekiwali jakiegokolwiek rozkazu lub dekretu, ale on milczał.

Następnego ranka wezwał całe stado przed grotę. usiadł pośrodku i zaczął. 
- Po pierwsze pragnę Was przeprosić za swoje wczorajsze zachowanie. Śmierć mojej matki mną wstrząsnęła, ale nie był to powód który dostatecznie może mnie usprawiedliwić. Boicie się swoje życie i swoje dzieci. Rozumiem Was. Ja także się boję. Khari przekroczył wszelkie granice. Żeby nas pokonać potrzebuje stada. Jestem pewien, ze on to wie i szykuje się do utworzenia go. My natomiast potrzebujemy strażników. Dlatego też poprosiłem o pomoc dawnych władców aby pomogli mi coś wymyślić. Otrzymałem odpowiedź od Rafikiego. Jest tylko jedna opcja, która może nas uratować. Ocalić Lwią Ziemię. Do momentu, aż Khari znów zaatakuje wszystko lwiątka dorosną, na tyle, aby mogły walczyć. Z szacunku do nich i naszych przodków postanowiłem skorzystać z ich pomocy i utworzyć Lwią Gwardię. Potrzebuję pięciu członków, którzy będą ją tworzyć. To zadanie dla naszych dzieci. Ale tylko samców. - Ostatnie zdanie wypowiedział twardo i znacząco spojrzał na lwiczki. - Nie chcę, aby jakakolwiek lwica była narażona. W Lwiej Gwardii potrzebny jest najsilniejszy, najodważniejszy, najszybszy, posiadający sokoli wzrok i przywódca. Kiongozi, ty jako następca tronu zostaniesz przywódcą Lwiej Gwardii do czasu gdy obejmiesz władzę. Miujiza, Chaka, Asani, a także ty Bahati zostaniecie członkami Lwiej Gwardii. Rafiki pomoże Wam odkryć wasze zdolności i je poprawić. Jesteście nadzieją bezpieczeństwa Lwiej Ziemi. Pamiętajcie, ze to nie będzie zabawa.

Lwiątka zostały same na Lwiej Skale. Podekscytowane decyzją ojca musiały omówić sprawę. 
- Chodźmy jutro do Rafikiego, on na pewno powie nam coś więcej. - Stwierdziła Valentine
- Szkoda tylko, ze król zabronił nam lwicom udziału. Rozumiem, ze to poważna sprawa, ale rola lwicy nie zalicza sie jedynie do polowania. - Stwierdziła oburzona Hapana.
- Ja tam się cieszę. Nie chciałabym się w to mieszać - Odpowiedziała Amara.
- Nie martw się Hap, jak tylko zostanę królem twoja pozycja będzie bardziej znacząca. - Obiecał Kiongozi. Jego kuzyn natomiast znów siedział naburmuszony. Bahati miał dość jego wiecznych fochów. Nie chciał zaczynać tematu ale musiał zapytać.
- A ty Chaka, co myślisz? Nie cieszysz się, ze masz zapewnioną pozycję w czyms tak waznym jak Lwia Gwardia?
- Zasługuję na nią bardziej od ciebie wypłoszu. - Ryknął na brązowego. - Po tym co się stało, ty powinieneś stąd zniknąć na dobre. No cóż, Kiongozi gratuluję nowej pozycji. Jak zawsze jesteś liderem.
Chaka zwrócił sie do kuzyna z kpiną na co ten odpowiedział warknięciem. Nisza postanowiła bronić skrycie ukochanego.
- Nikogo to nie dziwi Chaka! Kiongozi będzie kiedyś królem, więc nie moze być na niskiej pozycji w czymś tak ważnym. Tylko ty jeden masz z tym problem. Powinieneś pogodzić się z tym, ze Kion będzie miał nad tobą władzę.
- Nisza ma rację kuzynie. id tak przy okazji odwal się wreszcie od Bahatiego. Jest teraz moim bratem, naszym przyjacielem. Nie miał nic wspólnego ze śmiercią babci Kiary.
Chaka uspokoił się, nie zamierzał okazywać, że jest urażony. Aby załagodzić konflikt zaproponował berka, na którego wszysyc chętnie się zgodzili. Byla to dobra okazja aby pokazać który z nich jest najszybszy. 
Kiongozi zatrzymał łapą Niszę. Chciał z nią w samotności porozmawiać. Po cichu opuścili przyjaciół niezauważeni.
- Dzięki Nisza. Dlaczego powiedziałaś na mnie Kion? 
- Bo to skrót od twojego imienia. I ładnie brzmi.
- Nikt tak wcześniej do mnie nie mówił.
- Najwidoczniej wszyscy traktują cię strasznie poważnie. Dlatego nie rozczulają się nad twoim imieniem. 
- Masz rację. Ty jesteś inna niż wszyscy. Dziękuję. Ehh, wiesz Nisza. Muszę ci się do czegoś przyznać. - Kiongozi długo myślał co powiedzieć lwiczce, która siedziała przed nim i uśmiechała się najpiękniejszym uśmiechem, jaki w życiu widział. Jej wzrok go hipnotyzował.Tak to było to. - Masz piękne oczy.
-Kion, ja...
- Nie, naprawdę! Są śliczne. Nigdy nie widziałem takich złoto-pomarańczowych oczu u lwa. Jesteś wyjątkowa, inna. Piękna.
Kiongozi zdawał sobie sprawę, z tego, ze Nisza w ońcu odejdzie ze stada i jest to zaledwie młodzieńcza miłość. Ale musiał jej to powiedzieć. Nie wiedział, czy ją kochał, ale podobała mu się i chciał, aby była jego partnerką. Przynajmniej na razie. Lwiatka przytuliły się i nieoficjalnie zostali parą. Wiedzieli bowiem, ze to nie będzie trwało wiecznie.

piątek, 4 grudnia 2015

#54 Znów na ziemi

Rafiki siedział na swoim baobabie od rana i rozmawiał z duchami przodków. Kiedyś wciąż rozmawiał z wielkim Mufasą, potem przez krótki okres z Simbą, a teraz z Kovu. Duch dawnego króla ukazał się Rafikiemu i usiadł przed nim samym na rozrosłym pniu drzewa.
- Witaj Kovu.
- Rafiki, miło cię widzieć. Czy coś się stało, ze mnie przywołujesz?
- Chciałem cię prosić jako dawnego władcę, abyś miał na oku Lwioziemców. Martwię się. Dziwne rzeczy się dzieją.
- Achh, Rafiki. Widziałem sytuację mojej rodziny z góry. Niestety, ale nic już nie będzie takie jak dawniej. Lwiątka, które raz zakosztowały wrogości do siebie, nigdy już się nie zrozumieją do końca.
- Proszę, miej ich w swojej opiece.
- Zrobię co w mojej mocy. Postaram się uprzedzić moich bliskich. Muszę uważać głównie na Kiongoziego i Chakę. Doprowadzą do wielu kłopotów. Ostrzeż ich Rafiki. Proszę.
Kovu opuścił Mandryla. Nim jednak wrócił w niebiosa ukazał się na Lwiej Skale. Usiadł na swoim dawnym tronie. Pamietał jak go otrzymał od Simby. Jak zaczęły się władania jego i Kiary. Odwócił się i spojrzał w głąb groty. Pragnał znowu zobaczyć swoją ukochaną. Stara lwica spała, oddychając ciężko. Duch zbliżył się do niej. Chciał jej dotknąć. Przytulić. Położył się u jej boku na krótką chwilę. Potem zaczął rozglądać się po pozostałych. Dostrzegł swoją siostrę, Kopę i wiedział, ze za niedługi czas takze oni dołączą do niego. Miał nadzieję, że stare lwy za życia nie doczekają tych wszystkich trosk które czekają Lwią Ziemię. Po chwili Kovu znów znalazł się na zewnątrz. Pod Lwią Skałą dostrzegł Kiongoziego. Książę siedział zamyślony na kamieniu oświetlony blaskiem ksieżyca. Duch usiadł obok niego, a następca nawet go nie zauważył. Poczuł jedynie chłód i delikatny podmuch. Duchy same wybierają czyimi chcą być przewodnikami. Kovu myślał od samego początku o swoim wnuku. Z początku sądził, ze jest jeszcze zbyt wcześnie by się ujawnić, ale teraz była idealna pora. Wiatr zawiał i białe lwiatko musiało zamknać lekko oczy. Dopiero o chwili poczuł czyjąś obecność. Spojrzał w bok i odskoczył gwałtownie widząc ducha.
- Haha, spokojnie chłopcze. Jesteś strasznie nerwowy. - Kiongozi zawarczał i lekko się najeżył. - Hejże... czy tak się wita własnego dziadka?
- Mój dziadek nie żyje! Kim jesteś?
- Zmarłym. Duchem dawnego władcy, ojcem twego ojca, czyli jestem twoim dziadkiem Kovu.
Lwiątko opanowało się ale było zaskoczone obecnością ducha. Zawsze chciał poznać brązowego króla. Tyle mu o nim opowiadano.
- Co tutaj robisz?
- Jestem twoim opiekunem. Sam cie sobie wybrałem.
- Dlaczego?
- Ponieważ uznałem to za potrzebne. - Kovu spoważniał. - Widzisz chłopcze, ojciec dał ci ostatnio dobrą radę o tym jak traktować poddanych. Na Lwiej Ziemi dzieją się dziwne rzeczy. I niebezpieczne. Jako duch znam przyszłość, której nie mogę zdradzić. Powiem ci tylko tyle, że musisz uważać na Lwią Ziemię. Twój ojciec robi to d dawna, a ty musisz się tego nauczyć. Pamiętaj, ze w trudnych chwilach musisz mieć przyjaciół blisko siebie. 
-Co mam robić?
- Na razie nic. Ciesz się młodością, baw się, spróbuj poukładać relacje z kuzynem. Nadejdzie czas, ze zaczniesz bronić Lwiej Ziemi. Na razie, zostaw to ojcu.
Kovu zniknął tak samo szybko jak się pojawił. Zaczynało świtać więc książę pobiegł do siostry i o wszystkim jej opowiedział. Rodzeństwo wyszło na poranny spacer.
- Jak myślisz, o co chodziło dziadkowi?
- Nie wiem - zaczął zrezygnowany - moze coś z Bahatim, albo Kharim? Przez chwilę nawet myślałem o Nevadzie i Niszy. Ale zaraz mi przeszło.
- Hmm, braciszku, a może ty się zakochałeś? Cały czas gadasz o niej.
Biały lwiak się zarumienił. Próbował zaprzeczyć. Ale nie mógł się odezwać.
- Nikomu nie mów. Niszy też.
- Nie martw się starszy bracie. Nie jestem kablem. A może chodzi o Chakę? Wszyscy w stadzie wiedzą, że marnie jest między wami.
- Nie... to prywatne sprawy. Ale nie ma co się martwić na razie. Dziadek zabronił mi się mieszać.
- Więc na rozluźnienie ścigajmy się na Lwią Skałę.
Rodzeństwo biegło do domu nie wiedząc, że są obserwowani. Lisa i Khari stały na skale i czekali, aż rodzeństwo znacznie się oddali. Brązowemu lwu piana leciała z pyska ze złości.
- Khari... opanuj się. 
-Jak!? To zaszło już za daleko. Odebrali mi dom, później syna... jeśli czegoś nie zrobimy odbiorą nam życia. Szykuj się. Wyruszamy na spotkanie z dawną królową.

Tego samego popołudnia panowała wrzawa. Lwiątka nie wiedziały co się dzieje, póki nie wybiegły przed Lwią Skałę. Samców akurat nie było w stadzie. Lwice warczały na coś, co same okrążały. W środku stały Eclipse i Kiara... i ktoś jeszcze. Leah przytrzymywała Idię przed atakiem. Chaka, Shani i Amara przecisnęli się pomiędzy łapami lwic i ujrzały Khariego. Siostry stanęły za kuzynem, który je osłonił. Brązowy tylko krótko spojrzał na nie beznamiętnym wzrokiem i znów skupił swoją uwagę na Kiarze. 
- Wiec jak dawna królowo? Przyjmiesz moją propozycję?
- Kiaro, nie rób tego. Sawa by się nie zgodził. Nie ufaj mu.
- Droga Eclipse spokojnie - Szepnęła królowej na ucho - Khari, decyzja o przebaczeniu należy do mojego syna. Skoro tak bardzo ci zależy to pójdę z tobą.
Starej lwicy nie dało się zatrzymać. Eclipse krzyczała jeszcze i kazała się wynosić wyrzutkowi. Leah i Idia także. Starsza siostra uznała, ze matka oszalała. Bała sie o nią. Stara królowa odwróciła się ostatni raz do stada i uśmiechnęła się. Lwice rozeszły się. Leah podeszła do lwiątek.
- Mamo, co się stało? Czemu babcia poszła z Kharim?
- Khari przyszedł i zażądał rozmowy z babcią. Powiedział, ze pragnie wybaczenia, za to co robił. Tłumaczył się tym, ze chce odzyskać syna i wrócić na Lwią Ziemię. 
- Jak chce to niech sobie bierze Bahatiego z powrotem! - Krzyknął Chaka - A na Laią Skałę niech nie wraca. Czy nie miał zostać zabity, jak znów się tutaj pojawi!?
- Chaka! Wyrok wydaje król! Widzisz go gdzieś tutaj? Razem z twoim ojcem ruszyli na patrol. Miejmy nadzieję, ze nic się nie stanie.

Późnym czasem samce wrócili do jaskini, wszyscy zauważyli brak Kiary. Eclipse musiała powiedzieć mężowi o tym co się wydarzyło. Król wściekł się.
- Dlaczego nikt po mnie nie posłał?! Mama nigdzie by nie poszła, a Khari byłby martwy. Poza tym nadal nie wrócili. Niech wszystkie lwice wyruszą na poszukiwania, mam złe przeczucia. - Sawa zawołał do siebie syna. - Kiongozi, zostajecie sami, póki nie wróci ktoś dorosły ty pilnujesz przyjaciół i siostry. Nie wolno wam opuścić jaskini. Bądźcie ostrożni. 
Z królową u boku władca wybiegł z jaskini, a zaraz za nim całe stado. Rozpierzchli się po całej sawannie. 

Powrócili dopiero mocno po północy. Lwiątka i stado czekali Sawę, który jako jedyny się nie zjawił. Kopa chciał już zacząć szukać siostrzeńca, ale Vitani go powstrzymywała. Matki uspokajały lwiątka i odpoczywały po długich poszukiwaniach. Kiary nikt nie znalazł. Księżyc oświetlał wejście do groty, w której pojawił się cień. Do jaskini wolnym krokiem wkroczył Sawa z lwicą na grzbiecie. Wszyscy utkwili w nim wzrok. Byli pewni, ze Kiara żyje, ale Sawa zrzucił ciało bezwładnej lwicy na ziemie i rozległ się głuchy huk połączony z dźwiękiem wody. Ciało było mokre, tak samo jak władca. Lwice przytuliły lwiątka.
- Znalazłem ją... na dnie jeziora. - Padł bez sił na ziemię i stracił przytomność.

poniedziałek, 14 września 2015

#53 Tajemnica i wyzwanie

Amara wzięła sobie rady kuzyna do serca i więcej czasu spędzała z Bahatim. Ale nie tylko z nim. Postanowiła zbliżyć się do wszystkich lwiątek w stadzie. Starała się takze o dobre relacje z Miujizą, za  którym szczerze nie przepadała. Stała się najlepszą przyjaciółką Niszy i Hapany, które teraz były dla siebie jak siostry. Z tego wszystkiego Starsza siostra nie zajmowała się już tak Shani. Młodej lwiczce to odpowiadało. Stała się bardziej niezależna, jednak nie mogła ciągle być sama.
Shani nauczyła się rozpoznawać zapachy i kształty, a także dźwięki. Wsłuchiwała się w odbicia głosów odbijających się od głazów i drzew przez co wyczuwała przeszkody.

 Pewnego dnia Rafiki powiedział jej, że to duchy przodków specjalnie odebrały jej wzrok, ponieważ mają wobec niej pewne plany. Od tamtej pory Shani czuła się wyjątkowa.
- Cześć Shani!
Lwiczka rozpoznajac głos Asaniego odwróciła się w jego stronę. Ostatnio spędzali ze sobą mnóstwo czasu. Rudy lwiak zajmował sie lwiczką, kiedy nikt inny nie mógł. Shani zawsze żałowała, ze nie może go dostrzec.
- Cześć Asani. Co tutaj porabiasz?
- Pomyślałem, że zabiorę cię na spacer. Chcę z kimś porozmawiać.
- O czym?
- Dowiesz się.
Lwiątka ruszyły w stronę sawanny. Śmiały się i żartowały. Przyjaciele doskonale czuli się w swoim towarzystwie.
- Asani, co chciałeś mi powiedzieć?
- A można ci zaufać? To dla mnie bardzo ważne.
- Jeśli ty mi nie ufasz, to nie mów. Ale jestem twoją przyjaciółką i nie powinieneś we mnie wątpić.
To wystarczyło aby go namówić. Oboje usiedli pod jedynym tutaj drzewem.
- To musi zostać między nami. Nikomu tego nie powtarzaj.
- Przysięgam.
- Moja mama zdradziła mi pewną tajemnicę i poleciła wykonać zadanie. Wysłała mnie tutaj na Lwią Ziemię z pewnego bardzo ważnego powodu. Urodziłam się w stadzie, które założyła moja matka.Zawsze dziwiło mnie moje pochodzenie biorąc pod uwagę, ze nie znałem swojego ojca, a mama jest białą lwicą, jak twoja ciocia Eclipse. Raz o to zapytałem. Powiedziała mi, ze sama wywodzi się z ze stada białych lwów i jest kuzynką królowej. Po tym jak Eclipse zostawiła stado, aby wyjść za Sawę mama postanowiła stworzyć własne stado, wybrać partnera, którego sama sobie wybierze i władać kawałkiem ziemi na północy.
- Czyli ty jesteś księciem!?
- Można tak powiedzieć. Mama powiedziała, że ojciec wyruszył właśnie tutaj w poszukiwaniu nowego domu, ponieważ kraina na której mieszkałem była zbyt zimna dla niego. Chciałem go odnaleźć. Jeśli mi się uda sam mam wybrać gdzie chcę zostać.
- Rozumiem. To niezwykła historia. Dlaczego nikomu nie powiedziałeś?
- Nie chcę, aby ktoś się dowiedział. To moja prywatna sprawa. Ale ty jesteś inna. Poza tym to naprawdę trudne utrzymywać taki sekret tylko dla siebie.
- Jak chcesz znaleźć ojca? Wiesz jak wygląda? Jak się nazywa?
- W tym sęk, ze już go znalazłem. Nie wiem tylko jak mu powiedzieć, że jest moim ojcem.
- Kto nim jest?

Tymczasem reszta lwiątek radośnie bawiła się na Lwiej Skale. Przynajmniej część z nich. Kiongozi był na lekcjach wraz z ojcem. Władcy już chcieli obwieścić kto zostanie przyszłym władcą, ale dokładnie w tedy Valentine sama zrezygnowała z tytułu. Była pewna, ze jej decyzja i tak niczego nie zmieni. Mimo wszystko jej rodzice byli zawiedzeni faktem, ze córka rezygnuje z własnej woli.
- Oszczędziła sobie w ten sposób wiele przykrości. - Powiedziała Eclipse mężowi po całym zajściu.
Valentine była jednak z tego powodu szczęśliwa. Miała więcej wolnego czasu i mogła zostać kim chciała. Nie ciążył na niej żaden obowiązek. Miała inne rzeczy na głowie. Głównie to, ze blizna na jej pyszczku wcale się nie zagoiła. Rafiki nie wiedział dlaczego. Była dobrze widoczna i niemożliwe było, aby sierść mogła ją zasłonić. Księżniczka sama nie wiedziała czy jej się podoba czy nie. Z jednej strony jest to skaza na urodzie, ale z drugiej coś co dodawało wojowniczego uroku. Mimo wszystko Val ją zaakceptowała.
Ostatnie wydarzenia i wypadki silnie wpłynęły na lwiątka. Wszystkie. Niektórzy się mocno zmienili, inni inaczej patrzyli na świat. Val stała się poważniejsza i bardziej harda, Amara natomiast towarzyska i niezależna. Siostra nie zawracała już jej wszystkich myśli. Hapana dalej była opryskliwa, ale już nie agresywna. Zawadi i Miujizę zaczęto bardziej tolerować w stadzie. Zapomniano, że są dziećmi Khariego. Zawadi, która przypominała do złudzenia Zirę okazała się lekkim tchórzem, była bardzo ufna wobec innych. Zbyt ufna. Natomiast Miujiza którego tak się obawiano wyrastał na wiernego i wojowniczego lwiaka. Miał jedno marzenie, aby przynależeć do gwardii jako jej przywódca. Oczywiście nie tylko on. To pragnienie dzielił z Chaką i Bahatim. Na co dzień się uwielbiali, ale jeśli dochodziło do rywalizacji to lepiej było ich pilnować.

- Tato, czy ja nadaję się na króla? Rozumiem wszystko co mówisz, wszystko czego mnie uczysz. Ale wiem, ze inteligencja nie wystarczy.
- Kiongozi, gdyby było inaczej to nie wybrałbym cię na króla. Ale masz rację. Aby być dobrym władcą należy być przede wszystkim sobą. Nie możesz naśladować innych władców, czy nawet mnie. Ponieważ niekoniecznie wszystko co ja robię jest dobre.
- Co masz na myśli?
- Część stada uważa, mnie za naiwnego głupca z powodu oszczędzenia Khariego i przygarnięcie jego syna do stada. Może mają rację? Wszystko się okażę, ale moim zdaniem zrobiłem dobrze.
- Ja też tak myślę, ale postąpiłbym inaczej jeśli chodzi o Khariego - Kiongozi zamyślił się przez chwilę - Bahati jest moim przyjacielem. Jestem pewien, ze nie ma nic wspólnego z ojcem. Ale nie wiem czy ja nie zabiłbym Khariego po tym jak złamał prawo i postawił łapę na Lwiej Ziemi, ponownie.
Król nie patrzył na syna, ale rozmyślał nad jego słowami. Patrzył w dal na swoją krainę. Przypomniał sobie jak o niej marzył. I jak sam się zmienił. Z początku bybł jak jego syn, ale kiedy dorastał zmieniał się. 
- Synu, nie mam powodów, ani prawa, aby krytykować twoje wybory. Jednak bardzo przypominasz mnie samego w tym wieku. W pewnym momencie mój charakter się zmienił. Stałem się agresywny przez pewne wydarzenia. Nie chcę, abyś stał się taki jak ja w tedy. Przyjmij więc radę od starego ojca. Tragiczne wydarzenia nie mogą sprawić, ze zapragniesz zemsty za wyrządzone ci krzywdy. Nawet jeśli kiedyś staniesz do walki i będziesz wściekły, przemyśl dokładnie każdy swój ruch. Chcesz czy nie, będziesz królem. Władcą jakiego sam stworzysz. Nikt nie będzie ci mówił co robić. Możesz liczyć na dobrą radę jeśli poprosisz, ale nikt nie będzie się mieszał.
- Zapamiętam te słowa. W taki razie pomóż mi, bo nie wiem co myśleć. Chodzi o Chakę. Jako jedyny szczerze okazuje zazdrość wobec mnie. Czy dałem mu ku temu powód?
- Wiem jaki jest Chaka. Jednak nie jestem w stanie ci odpowiedzieć. Wiem jedno. Jeśli ma się problem z poddanymi to należy im pokazać kto jest wyżej w hierarchii. Stanowczo. Mój ojciec robił tak samo i to zawsze pomagało. Potem także ja tego próbowałem. Dało pożądane rezultaty. Może ci się wydawać drastyczne, ale skuteczne. A teraz już wystarczy. Wracaj do reszty.
Base

- Hej, Val! Dołącz do nas. Właśnie bawimy się w berka. - Amara wołała kuzynkę do zabawy - Jeśli oczywiście czujesz się na siłach.
- no jasne. Nic mi nie jest. Ale nie narzucajcie zbyt dużego tempa. 
Valentine musiała pamiętać o swojej chorobie. Jednak tak bardzo kochała zabawę w berka, ze musiała trochę poszaleć, nie zważając na problemy z oddychaniem. Już ruszyła w kierunku towarzyszy kiedy nagle z głośnym krzykiem wyskoczył na nią Chaka i powalił na ziemię. Nawet nie zauważył że przydusza swoją kuzynkę przyciskając łapę do jej płuc. Księżniczka nie mogła wydusić z siebie ani słowa, kurczowo łapała oddech.
- Berek! - Krzyknał rozbawiony Chaka.
Nagle ktoś gwałtownie odepchnął go z kuzynki. Spojrzał na Hapanę, która patrzyła na niego gniewnie, a następnie na Amarę, która pomagała Valentine wstać. Brązowa opadła na łapy i w końcu udało jej się uspokoić.
- Czyś ty do reszty zgłupiał Chaka!? Przecież wiesz, ze nie można jej straszyć. Nie widziałeś, ze ją dusisz? - Krzyczała na niego Hapana.
- Zacznij w końcu myśleć! - Warknęła na niego Amara. Nisza podbiegła nagle do przyjaciółki i objęła ją łapą, aby ja podtrzymać. 
Chaka podniósł się i warknął pod nosem.
- Ech, baby, nie da się z Wami bawić. Przecież nic się nie stało.
- Ale mogło! Kiedy do ciebie dotrze, ze musisz nad sobą panować?! - Nisza wyglądała w tej chwili groźniej niż to możliwe.
- Przepraszam Valentine. Nie zauważyłem. Gdyby jednak coś naprawdę ci się stało, to nie chowałabyś się za przyjaciółkami. Wiem, ze jesteś silniejsza niż się wydaje.
Chaka patrzył na lwiczki wyzywająco, jakby chciał aby coś mu udowodniono. Czuł się silniejszy i ważniejszy. Nie czuł własnej winy. Pragnął jedynie zaimponować lwicom. Hapana, Amara i Nisza patrzyły na niego osłupiałe. Zbij je z tropu. Valentine zawsze czuła się słaba, ale nie teraz. Nagle uczucia i troska, które żywiła do kuzyna zniknęły. Valentine zawsze podobała się Chace, ale on nigdy nie podbił jej serca. Księżniczka poczuła się silna. Wstała i z dumą podeszła do kuzyna. teraz to on nie wiedział co robić. Jednym szybkim ruchem Valentine przygwoździła go do ziemi i lekko poddusiła. Gniewnie patrzyła w jego oczy.
- Wiem, ze zrobiłeś to specjalnie. Teraz poczuj to samo co ja. Mój brat cię ostrzegał, teraz ja to robię. Nie narażaj się. Możesz tego gorzko żałować. Ponieważ jako księżniczka oczekuję twojego szacunku. Gdybyś nie był moją rodziną, to byłoby między nami inaczej.
Lwiczka puściła go i z dumą odwróciła się do towarzyszek. Zaimponowała nie tylko im, ale takze Chace. Nie straciła w jego oczach. Zyskała jeszcze więcej. 
Chaka był jednak typem wojownika. Gniew panował nad nim i pragnąc rewanżu wskoczył jeszcze raz na kuzynkę. Tym razem była to walka. Kuzyni turlali się i przygniatali. Nie szczędzili gryzienia i drapania. Było naprawdę zaciekle. Trzy lwiczki patrzyły tylko obok i nie wiedziały jak reagować. W tym czasie zrobiło się zbiegowisko. Do obserwujących dołączyli także Asani, Shani oraz Miujiza z Zawadi i Bahatim. Syn Khariego nie zamierzał się mieszać. Dopiero po chwili dotarł do całej reszty Kiongozi. Nie wiedział z początku co się stało. Przecisnął się przed zbiegowisko i nie mógł uwierzyć w to co widzi. W tedy Valentine odepchnęła od siebie Chakę tak mocno, ze uderzył z wielkim hukiem w skałę. Uderzenie spowodowało, ze kamienie i niewielkie głazy zaczęły spadać. Kiongozi zareagował instynktownie i w ostatniej chwili odepchnął kuzyna spod skały. Jednakże sam został przez nie przywalony. Z głośnym krzykiem wszyscy rzucili się w tamtą stronę. Amara i Asani pomogli wstać Chace. Bahati i Miujiza zaczęli odrzucać głazy. Książę resztkami sił wydostał się spod głazów z pomocą siostry i Niszy, które go wyciągnęły. Wszystko go bolało, ale nic się nie stało. Przynajmniej tak się wszystkim zdawało. Nie czuł strachu, smutku ani troski. Jedynie gniew. Wstał i ledwo trzymając się na nogach ogarnął wściekłym wzrokiem wszystko dookoła.
- Nie wiem co się stało, nie wiem kto zaczął i mnie to nie obchodzi, ale to kolejny raz gdy to ty Chaka jesteś w to zamieszany! Mam jednak nadzieję, ze nic ci się nie stało. 
- Nie... dziękuję.
Valentine pomogła mu wrócić do jaskini. Lwiczki trzymając się razem ruszyły za nimi Spojrzały tylko raz na Chakę i nie przejmując się nim zostawiły resztę. Asani, Bahati i Miujiza chcieli pomóc Chace, ale on o własnych siłach wstał i ruszył przed siebie.
Wieczorem wszyscy na Lwiej Skale dowiedzieli się o tym wydarzeniu. Nikt jednak nie poruszał tematu. Sawa zabronił mieszania się w prywatne sprawy lwiatek. Wszyscy uznali to za dobry pomysł, póki nie zajdzie to za daleko.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wracam do was z weną i po długiej przerwie. 
Wprowadzam pewne zmiany na blogu. od teraz jeśli chodzi o obrazki będą one jedynie z baz, lub rysowane przeze mnie ale na kartce. Będę rysowała i robiła zdjęcia dlatego nie bijcie za niedoskonałości i jakość. Od kolejnej notki będą pojawiały się moje prace. Tak sobie myślę, jeśli chcecie to w nowej zazkładce "zamówienia" składajcie zamówienia na jakieś arty które stworzę odnoszące się do postaci z mojego bloga. Konkretna sytuacja i postać, albo kilka, co tylko chcecie, ale nie zaczynajcie od strasznie trudnych rzeczy, bo muszę się wprawić. Zamówienia będę zbierała przez tydzień i o tym czasie do miesiąca będę je wstawiała na blogu, wszystkie naraz.
Pozdrawiam Was serdecznie.

piątek, 21 sierpnia 2015

#52 Plan ojca

Pomysł na notkę wymyśliła Asia, nagroda za miejsce drugie w konkursie. Oby się podobało!

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Było jeszcze ciemno, ale ranek się zbliżał. To był znak dla Bahatiego, który zmierzał na granice Lwiej Ziemi. Wiedział, ze o tej porze jego rodzice polują w tajemnicy przed Lwioziemcami. Miał nadzieję, znów ich zobaczyć, albowiem bardzo za nimi tęsknił. Światło księżyca oświetlało polanę, na której rzeczywiście polowała para lwów. Lwiątko schowało się w wysokiej trawie i spoglądało na ich poczynania. Jego matce udało się zapędzić zdobycz prosto w łapy ojca. Rudy lew powalił zwierzynę i zabił. Bahati zaczął biec uśmiechnięty w ich stronę, ale gwałtownie zatrzymał się kiedy zobaczył, ze rodzice się kłócą.
- Powinniśmy zabrać Bahatiego i stąd odejść, natychmiast. W końcu ktoś nas zobaczy! - Krzyczała gniewnie Lisa.
- Zamilcz! Twoje krzyki nawet trupa powiadomią o naszej obecności. Łap zwierzynę w zęby i pomóż mi ją stąd zabrać. Nie możemy jeszcze odejść. Nie, póki Sawa żyje.
- Nie ma sensu marnować czasu i czekać tylko na odpowiednią chwilę, aby go zabić. Sam nie dasz mu rady.
- Lisa, zabiję jego za to mi zrobił, Wazi za zdradę i każdego kto mi się sprzeciwi. Pozbędę się także królewskich wypłoszy, zwłaszcza Kiongoziego. W tedy nasz syn zasiądzie na tronie, a my odzyskamy dom. To wymaga poświęcenia.
- Ale co ma z tym wspólnego nasz syn?
- Bahati omami Lwioziemców, sam pozbędzie natrętów. Nasz syn musi wiedzieć o co walczy. Dlatego chce, aby to właśnie on zabił księcia. Pomoże mi zabić króla. Nas dwóch sobie poradzi.
W tedy właśnie syn Khariego postanowił wyjść z ukrycia. Był skołowany. Nie wierzył w słowa ojca. Para spojrzała zaskoczona na syna. Lisa przytuliła lwiątko szczęśliwa. Khari chciał pogłaskać syna po głowie, ale ten zrobił unik.
- Tato! powiedz, że to nie prawda. Mam kogoś zabić?
- Synu, tutaj chodzi o twoje życie...
- Ale ja ich strasznie lubię! Jestem z nimi szczęśliwy! Z Zawadi i Miujizą. Nie mógłbym też zabić Kiongoziego!
- Bahati, to jest twój obowiązek! - Khari tracił nad sobą panowanie.
- Nie! Nie zrobię tego!
- Nie sprzeciwiaj się moim rozkazom!
- Nie masz prawa mi rozkazywać, abym kogoś zabił! Powiem królowi o twoich planach!
- Ani się waż!!!
Khari obrócił się gwałtownie i uderzył syna łapą z całej siły. Lwiątko odleciało kawałek dalej i straciło przytomność. Nastał świt. Lisa była zaskoczona zachowaniem męża. Nie wiedziała co się stało. Potem zaryczała na lwa i uderzyła go w policzek. Lew rozumiał jej gniew, dlatego nie zareagował. W oddali zobaczył króla na patrolu i nakazał Lisie uciekać. Wiedział, ze zajmą się ich Bahatim. Lisa płacząc zostawiła nieprzytomnego syna i pobiegła za ukochanym. Na szczęście Sawa nie dostrzegł intruzów. Był zbyt zajęty rozmową z synem, którego zabrał na patrol.
- Widzisz Kiongozi, Wielki Krąg Życia jest niezwykle ważny w przyrodzie. Każdemu zwierzęciu należy się szacunek. Nawet temu, na którego polujemy, ponieważ gdyby nie one, zginęlibyśmy. Mam nadzieję, ze rozumiesz.
- Tak tato. Już tak.
Kiongozi był tak zaciekawiony nowego miejsca, że odbiegał od ojca bardzo daleko. Wpadł w wysoką trawę, w której wcześniej chował się Bahati i biegł przed siebie. Kiedy tylko z niej wybiegł wpadł prosto na ciało przyjaciela. Otępiony, niezgrabnie podniósł się z ziemi i spojrzał na przeszkodę. Dostrzegłszy nieprzytomnego Bahatiego wystraszył się. Zawołał ojca, który natychmiast przybiegł. oboje próbowali obudzić lwiatko.
- Spokojnie synu, zabierzmy go na Lwią Skałę.
Król wziął brązowe lwiatko w pysk. Rafiki przybył krótko po tym jak go wezwano. Podsunął nieprzytomnemu coś śmierdzącego. Wszyscy natychmiast się odsunęli. Bahati poruszył niespokojnie pyskiem, ale nie obudził się. Był jednak znak, ze wypadek nie był groźny.

Lwiątko obudziło się następnego dnia. Skołowany i obolały. Zaczął rozglądać się dookoła. Zaskoczony otworzył szeroko kiedy dostrzegł śpiącego obok niego Kiongoziego.


Zaczął go szturchać, aby ten sie obudził. Książę od razu uśmiechnął się widząc przyjaciela zdrowego
- Nic ci nie jest Bahati? Wszystko w porządku?
- Tak. Nic mi nie jest. Tylko głowa mnie boli.
- Pamiętasz co się stało? Z ojcem znaleźliśmy cię nieprzytomnego na granicy. Od razu cię tutaj zabraliśmy.
Bahati musiał sie zastanowić nad odpowiedzią. Pamiętał co się stało. I był zawiedziony postawą ojca, który zawsze go szanował. Dlatego nie mógł na niego donieść. Spuścił smętnie łeb.
- Nie, nie pamiętam. Przepraszam. 
- Za co? Nie przepraszaj, cieszę się, ze nic ci nie jest. Zaczynaliśmy się bać o ciebie.
Bahati był zaskoczony. Pierwszy raz ktoś prosto z mostu w stadzie pokazał mu troskę. Wazi się nie liczyła, gdyż wiedział, ze tylko udawała, że go toleruje. No, był jeszcze Miujiza. Ale on był jego bratem.
- Naprawdę się o mnie martwiliście? Pomimo tego kim jestem?
- Jesteś jednym z nas. Nie wiem jak dokładnie widzą cię inni, ale dla mnie jesteś przyjacielem. Ja ci ufam Bahati. Nawet pomimo tej całej sytuacji z moją siostrą. A teraz nie zamartwiaj się i wstawaj. Musimy uspokoić pozostałych. 

Dwa lwiątka zaczęły schodzić z Lwiej Skały. Na początku postanowili odwiedzić Valentine u Rafikiego. Chłopcy wdrapali się na drzewo i podeszli do lwiczki. Na jej głowie nadal widniał ślad po zranieniu. Widząc Bahatiego Val lekko się spięła. Ale uśmiech brata ją uspokajał.
- Cześć Valentine, chciałem cię przeprosić. Jak się czujesz? - Bahati podszedł bliżej.
- Znacznie lepiej, jutro będę mogła wrócić do domu. Słyszałam, że z tobą też nie było najlepiej. 
- Tak, nie ważne. Nie przeszkadzajmy już twojej siostrze Kiongozi. 
Kawałek dalej w wysokiej trawie dostrzegli resztę towarzyszy. Wszyscy widząc Bahatiego podbiegli do niego i wypytywali jak się czuje. Biedak był otoczony. Jedynie Chaka trzymał się z daleka. Amara odłączyła się od grupki i podeszła do Kiongoziego.
- Cześć Amara. 
- cześć Kiongozi. Jak on się czuje?
- Sama widzisz. Nic mu nie jest.
- A twoja siostra? Miałam ją odwiedzić, ale ciągle coś mi wypada.
- Haha, przekażę. Jutro wróci do nas. Kuzynko, widzę, że coś cię martwi. 
Lwiczka faktycznie była ostatnio ciągle zamyślona. Spojrzała blado na kuzyna.
- Po prostu, nie wiem jak mam się zachowywać przy Bahatim. Wszyscy czują spokój, ale ja nie. Nie wiem co czuję. Zmieszana jestem i nie wiem czy mogę mu zaufać. Czy myślisz, ze ten wypadek Valentine był celowy?
- Jestem pewien, ze to był przypadek. Bahati został sprowokowany przez Chakę. Znam już prawdę. Co do reszty, to... Bahati jest mi bliski. Nie rozkazuję ci narzucać sobie uczuć do niego, ale daj mu szansę. O to cię proszę. Może spędzisz z nim trochę czasu?
Lwiczka została sama i zaczęła zastanawiać się nad tymi słowami. W sumie to go nawet lubiła. 
Pod wieczór kiedy wszyscy wracali do domu Amara powierzyła siostrę Kiongoziemu. Zastąpiła Bahatiemu drogę i nie pozwoliła mu przejść, póki pozostali nie zniknęli w oddali.
- Amara, czy coś się stało? - Spytał zaskoczony.
- Tak, znaczy nie. Chciałam porozmawiać.
- Słucham więc.
Amara nie wiedziała jak zacząć. Co chwila gryzła sie w język. Sama nie wiedziała o czym z nim rozmawiać. Bahati widząc jej zakłopotanie uśmiechnął sie kpiąco. Lwiczka wzięła głęboki oddech.
- Kiedy powiedzieli, ze znaleźli cię na wpół przytomnego, a potem nie mogli cię obudzić, to wystraszyłam się. Nigdy nie byłam świadkiem śmierci. Nie chciałam, abyś doświadczył się tym wydarzeniem.
- Martwiłaś się o mnie? Sądziłem, ze traktujesz mnie jako zagrożenie. - Amara sie zarumieniła.
- Faktycznie, z początku tak cię traktowałam, ale chyba nie jesteś taki groźny. Jesteś bardzo fajny, muszę cię tylko lepiej poznać. 
Lwiczka przysunęła się bliżej co zdezorientowało lwiątko.
- Jestem jednak pewna, ze coś ukrywasz i wiedz, ze się tego dowiem. 


Bahati już całkiem nie wiedział jak się zachować. Był ciekaw do czego jest zdolna Amara. W końcu lwiczka z zadziornym uśmieszkiem odsunęła się i ruszyła w stronę domu. Idąc odwróciła się. Dopiero po chwili Bahati oprzytomniał. Ta lwiczka go irytowała, ale także intrygowała. Gwałtownie podniósł się i tuż za nią podreptał do domu.

wtorek, 18 sierpnia 2015

Król bloga

Wspaniałe zwycięstwo
Jednym głosem zwyciężył lew numer 6
Mamy więc króla bloga oraz królową, kogo jeszcze brakuje?
O tym wy zadecydujecie, ale na razie przerwa i pare notek


niedziela, 16 sierpnia 2015

Wykreślanka - król cz.5

Mamy Finał
Odpadła 3
W związku z tym wybieramy w końcu króla
A pro po, obrazków z lwami mam setki na moim pintereście i to bardzo różne. Naprawdę cudowne, dlatego też jeżeli chcecie to to możemy robić je na różne inne tematy, których długo by nie brakowało. Pytanie jednak jest takie czy w ogóle je chcecie. Wstawiam do tego ankietę.


środa, 12 sierpnia 2015

Wykreślanka - król cz.4

Z góry chce coś powiedzieć ważnego.
Pod ostatnią wykreślanką zauwazyłam dokładnie 48 komentarzy, to oznacza anonimów. Do tej pory nie miałam nic przeciwko aby anonimowi brali udział w tej zabawie, ale zauważyłam dziwne zależności. Na przykład co dwie minuty komentarz dodawała taka osoba bez zadnego podpisu i cały czas ten sam numer. To jest dziwne. tylko jeden anonim się podpisał, a jeden dokładnie opisał sprawę, ze niektórzy komentują tylko grę, a inni cały blog. Tylko w tej sytuacji ja nie mam pewności, czy są to inne osoby. Dlatego nie biorę pod uwagę komentarzy anonimów. Jak ktoś chce zagłosować to proszę chociaż na minutkę wejść na konto, lub się podpisać, ale żeby była to osoba, która udziela sie na blogach tak jak Natik. Pozostałym z góry dziękuję za udział.

Biorąc pod uwagę nowe kryteria odpadła 4

Głosuję na 2


poniedziałek, 10 sierpnia 2015

piątek, 7 sierpnia 2015

Wykreślanka - król

Wybieraliśmy królową więc czas aby wybrać króla. Wyniki będę sprawdzała co dwa dni. W tym czasie będę pracowała nad kolejną notką, która normalnie musi być lepsza niż ostatnia. Wiem że nie wyszło pięknie, ale chciałam to na siłe skończyć. Z resztą nie będę się tłumaczyć, bo to dziecinne. Nie wyszło i koniec, ale to się zdarza.

Głosujcie i miłej zabawy


poniedziałek, 3 sierpnia 2015

#51 Dzień integracyjny cz.3 - ostatnia

Cześć Wam, znowu troche nie pisałam, bo znowu wyjechałam. Jestem na wsi i ciężko o neta. Ale w końcu sie udało coś złapać i nabazgrać.
Chciałam Was przeprosić za pewne niedogodności związane z wyglądem Kiongoziego, a dokładnie z jego grzywką. Czasem jest, a czasem nie ma, przepraszam, zdarza mi się nie zwrócić na to uwagi przy przeróbce obrazków. Dlatego wybaczcie jak nie będzie jej miał. To samo tyczy się całej reszty.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

- Valentine!!!
Tylko tyle zdołała krzyknąć Nisza widząc, ze jej przyjaciółka, ogłuszona wpada do wody i nie wyłania się spod powierzchni. Podbiegła do krawędzi wodopoju i zaczęła wypatrywać brązowej lwiczki. Woda była jednak zbyt ciemna. Na nieszczęście lwiątek spotkali się nad wyjątkowo niebezpiecznym miejsce, wbrew pozorom. Wodopój był bardzo głęboki oraz połączony z rzeką, przez co nurt był w stanie porwać ciało. Złotooka dostrzegła jednak ciemne futro prawie przy dnie, a przynajmniej tak jej się zdawało.
Przerażeni Chaka i Bahati stali ciągle w tym samym miejscu i krzyczeli. Spanikowani nie wiedzieli co robić. Kiongozi stał przez chwilę spanikowany w miejscu, ale zaraz się otrząsnął słysząc głosy sprawców wypadku. Spojrzał na nich i zawarczał złowrogo.
Chaka chciał wskoczyć, ale biały książę odtrącił go od powierzchni wody naprawdę silnym ciosem w brzuch, tak samo z Bahatim. Wskoczył z głośnym pluśnięciem do wody i zanurkował.Nic nie widział. Na oślep szukał ciała siostry. Nie mógł jej zobaczyć, nie mógł usłyszeć ani poczuć. W wodzie był całkowicie bezradny. Nie mógł panikować. Inaczej sam by zginał. Zanurkował i się uspokoił. Serce mu łomotało jak szalone. Tracił powietrze. Ostatnimi resztkami spokoju wyczuwał wibracje w wodzie świadczące o ruchu siostry. Kilka razy były to same ryby, ale jedno mocniejsze uderzenie i już wiedział gdzie płynąć. Dotknął jej futra i złapał w swoje zęby. Wynurzał sie najszybciej jak mógł, ale tracił siły. Był wyczerpany. W końcu dotarł na powierzchnię na samym środku wodopoju. Nabrał powietrza i złapał nieprzytomną siostrę tak, aby jej głowa była nad wodą. Wolno płynął do brzegu. Odważna Hapana wskoczyła do wody, aby mu pomóc. Zaraz za nią Asani. Rudy lwiak pomógł Kiongoziemu, natomiast Amara odebrała od księcia jego siostrę. reszta lwiatek pomogła im się wdrapać na ląd, ponieważ krańce wodopoju były lekko strome i skaliste. Kiongozi opadł na ziemię ciężko dysząc. Powieki mu sie zamykały. Był bliski omdlenia. Wszyscy do nich podbiegli. Ostatkami sił ujrzał jak Valentine wypluwa wodę i łapie powietrze oraz usłyszał słowa Amary...
- Niech ktoś pobiegnie po Króla!
I zemdlał.

Obudził się w grocie, na Lwiej Skale. Otworzył powieki. Był wypoczęty i lekko skołowany. Dopiero po chwili przypomniało mu się co się stało. Skoczył na równe łapy i zaczął się rozglądać.
- Mamo! Tato! Valentine!
Po chwili do groty wbiegł ojciec księcia. Sawa przytulił syna i otarł się o niego.
- Spokojnie synu, spokojnie. Już wszystko z porządku.
- Co z Val?!
- Żyje, nie martw sie. jej bardzo słaba i zdezorientowana.
- Gdzie ona jest?
- U Rafikiego. Mama z nią siedzi. Kiongozi, co się stało? Nisza opowiedziała mi, ale chcę to usłyszeć od ciebie.
- Bawiliśmy się w walki nad wodopojem. Zwykła zabawa, ale nagle Bahati i Chaka zaczęli sie naprawdę bić. Stracili kontrolę. Nie zauważyli Val i strącili ją do wody. Chyba uderzyła o głazy. To wszystko ich wina! Tato, chce ja zobaczyć!
- Spokojnie, zabiorę cię do niej. A z Chaka i Bahatim porozmawiam później. Na pewno nie ujdzie im ten wybryk na sucho.
Król wziął syna na grzbiet i pobiegł do baobabu mandryla. Pod wielkim drzewem zgromadziły się wszystkie lwiątka i ich rodzice. Wszyscy zwrócili się w ich stronę. Książę nawet nie spojrzał na rodzinę i towarzyszy. Król wykonał nagły skok i wylądował na płaskiej powierzchni pomiędzy gałęziami baobabu. Kiongozi zsunął się z grzbietu ojca i przytulił do łapy matki, która zatroskana podeszła do syna. Głową wskazała na młodszą siostrę swojego syna. Lwiczka leżała dellikatnie uśmiechnięta u boku Rafikiego. Pomiędzy lewym uchem a okiem biegła długa szrama, która musiała być głęboka. Teraz już nie krwawiła.
- Val?
Książe wypowiedział tylko tyle ze smutkiem wymalowanym na twarzy. Siostra uśmiechneła się do niego czule i wyciągnęła łapę aby objąć brata. Rodzeństwo przytuliło się. Książę uważał aby jej nie poddusić. Był bardzo delikatny, ale Valentine chciała mocniej poczuć bliskość brata i sama zacisneła uścisk mocniej. W końcu się puścili. Kiongozi przyjrzał się ranie i zawarczał.
- Nic mi nie jest bracie, spokojnie.
- Ale ta blizna... musiało cię boleć.
- Rafiki mówi, ze się zagoi i przez futro nie będzie jej widać. Ale to trochę zajmie.
- Valentine będzie tak samo piękna jak do tej pory, z blizną jak i bez niej. - Odezwał się Rafiki. - Nie martw sie książę.
- Tak wiem, ale Valentine jest księżniczką, nie powinno jej się to przydarzyć.
- Kiongozi! Przestań, jesteś nadopiekuńczy. Jest wiele lwic z bliznami, ta rana, nie jest taka zła. Nawet mi się podoba. Ma charakter. A skoro się zagoi, to nie ma sprawy.
Księżniczka spojrzała z politowaniem na brata. Ten siedział zgarbiony z naburmuszoną miną, wiec siostra dała mu kuksańca w żebra. Oboje się rozchmurzyli.
W pewnej chwili podeszli do nich rodzice. Eclipse polizała córkę i położyła się u jej boku. Brązowa nadal była bardzo zmęczona, wiec usnęła. Król zwrócił się do szamana.
- Kiedy będę mógł zabrać córkę do domu?
- Niech zostanie u mnie jeszcze dwa dni. Potem będziesz mógł ją odebrać. Po tym czasie wróci do poprzedniej formy. Na razie wciąż jest osłabiona, połknęła wiele wody. Przez uderzenie, może mdleć. Niech porządnie odpocznie.
- Dziękuję Rafiki. Eclipse zostanie tutaj, jeżeli ci to nie przeszkadza oczywiście. Chodź Kiongozi, dajmy twojej siostrze odpocząć. My mamy jeszcze parę spraw do załatwienia na Lwiej Skale. 
Mówiąc ostatnie zdanie groźnie spojrzał na lwiątka czekające pod drzewem. Zeskoczył, a książę zsunął się ostrożnie i wylądował obok ojca na ziemi. Sawa nakazał wszystkim wracać i nie czekając na nich ruszył w stronę domu. Obecni siedzieli jeszcze chwilę i z troską patrzyli na baobab oraz białego lewka. Książę spojrzał gniewnie na Chakę i Bahatiego. Zmarszczył oczy i zwrócił się w stronę oddalającego się ojca. Kiedy usłyszał słowa kuzyna zatrzymał się.
- Musze się dowiedzieć co jej się stało!
Beżowe lwiątko wyrwało się z łap matki i już chciało zacząć wdrapywać się na baobab kiedy Kiongozi z groźnym warknięciem zastąpił mu drogę. Wyszczerzył kły i pazury przez co zdezorientowany Chaka zaczął się cofać.
- Nie waż sie zbliżać do mojej siostry! Ani ty, ani Bahati! Gdybym był królem wygnałbym cię! Najlepiej zejdź mi z oczu! 
Kiongozi odwrócił się i w końcu poszedł za ojcem. Był to znak, aby i reszta w końcu się ruszyła. Leah, Asante i Wazi byli wściekli na podopiecznych. Asante nie rozmawiał z synem, Leah była zawiedziona i nie miała siły na słuchanie tłumaczeń. Wazi miała mroczne myśli, nie wiedziała czy Bahati zrobił to specjalnie, czy nie, ale zaczynała się bać. Bać o swoje dzieci. Patrząc na niego widziała jednak skruchę. Wimbo starał się jej pomóc. Pocieszał ja i przekonywał, ze lwiatko nie mogło zrobić tego umyślnie.

Na Lwiej Skale Sawa uspokoił wszystkich, ze jego córka będzie żyła tak jak dawniej, przez co kara dla Chaki i Bahatiego była niższa. Oczywiste było, ze nie mogło im to ujść płazem. Ich pozycje w hierarchii spadły i mieli zakaz uczestniczenia w naukach Rafikiego, walk oraz polowania. Przynajmniej przez jakiś czas. Leah osobiście przeprosiła brata za zachowanie syna. Asante odszedł czym prędzej do swojej groty. Kiedy król został sam, podeszła do niego Wazi. Miała troskę w oczach.
- Mówiłam ci kuzynie, ze to źle się skończy. Jak myślisz, czy zrobił to specjalnie?
- Ehh, Wazi, nie mam pojęcia. Nie sądzę. Dobrze wiesz, ze młodzieńcze igraszki często się podobnie kończą. Sądzę, ze to były wygłupy. Wiadomo, ze ci dwoje sie nie znoszą.
- W takim razie, czemu ukarałeś ich tak surowo?
- Ponieważ musza się nauczyć jak postępować, poza tym wiesz jak się wystraszyłem, gdy dowiedziałem się o wypadku? Cały czas jestem wstrząśnięty. Oni schańbili dodatkowo swoich rodziców tym postępem. To z resztą tylko chwilowa kara. Szybko minie i wszyscy zapomną.
- Twój syn nie zapomni.
Po tych słowach uspokojona lwica odeszła. Robiło sie ciemno i wszyscy położyli się w jaskiniach. wszyscy oprócz Bahatiego i Chaki, którzy co chwila sobie dogryzali w cieniu Lwiej Skały. Jeden obwiniał drugiego. Ich rozterki przerwał Kiongozi, który musiał wyjaśnić jeszcze jedną rzecz. Warczeniem przerwał ich zapędy.
- Jedna sprawa... Bahati czemu nazwałeś Chakę księciuniem? Ta sytuacja nie daje mi spokoju.
Bahati otworzył usta, ale Chaka warknął na niego.
- Zamknij pysk!
Bahati uderzył Chakę, aby ten się odsunął.
- Pewnego razu Chaka próbował mi wcisnąć, ze to on jest księciem Lwiej Ziemi. Ty i Val również, ale on jest następcą, dlatego zasługuje na szacunek. Nie uwierzyłem i wyzwałem go od kłamcy. Powiedziałem tak w gniewie.
Widać było, ze beżowy jest poirytowany, ale nie zaprzeczał. Kiongozi warknął na niego, a ten spojrzał mu gniewnie w oczy.
- Bahati, wracaj do jaskini - Zarządził książę. Gdy tylko zostali we dwoje, biały rzucił się na kuzyna i powalił na ziemię. - Nie wiem jaki masz problem Chaka, ale dobrze ci radzę, odwal się od tronu! Nie jesteś księciem i nigdy nim nie będziesz! Nikomu innemu to nie przeszkadza, tylko tobie! Jeśli jeszcze raz usłyszę, że podszywasz się pod moją rodzinę, to pożałujesz!
Gniewnym krokiem wrócił do ojca w jaskini. Miał nadzieję, ze młodszy kuzyn więcej nie popełni tego błędu.

czwartek, 23 lipca 2015

#50 Dzień integracyjny cz.2

Lwiątka zebrały się w końcu na polanie. Kiongozi wskoczył na niewielki kamień i sprawdził czy wszyscy dotarli. Brakowało jedynie Chaki. Miał nadzieję, ze kuzyn niedługo do nich dołączy. Wszyscy ze sobą rozmawiali, nikt nie siedział osobno. Dobrze sie zaczyna, pomyślał książę. Chciał cos powiedzieć do przyjaciół kiedy nagle coś w niego uderzyło od tyłu i zwaliło z kamienia. Poczuł na plecach ucisk łap. Spojrzał wyżej i dostrzegł chytry uśmieszek Chaki. Wszyscy spojrzeli na kuzynów z lekkim szokiem i śmiechem.

- Nareszcie dotarłeś. Już myśleliśmy, ze jednak nie przyjdziesz. 
- Haha, i tak nie mam nic lepszego do roboty. Powiesz wreszcie na czym ma polegać do zajście?
- Zejdź ze mnie.
Beżowy lwiak usiadł obok przy pozostałych. Kiongozi otrzepał się z kurzu i zaczął.
- Wymyśliłem ten dzień, aby wszyscy się lepiej poznali. Należymy do jednego stada i musimy na sobie polegać. Wiem, ze z powodu Bahatiego i tego kim jest możecie mieć trudności, ale słuchajcie. Bahati jest taki jak my. Wszyscy jesteśmy tacy sami. Jesteśmy rodziną i nic tego nie zmieni. - Książę mówił swobodnie i bez zbędnych emocji. Miało to być naturalne i zachęcające. - Więc, proponuję jakąś zabawę. Kto ma dobry pomysł?
Lwiatka zaczęły wykrzykiwać swoje pomysły. Był berek, chowanego, polowanie... bawili się we wszystkie możliwe gry. Byli zmęczeni. Zrobili sobie chwilę przerwy. 
- Powiedz Bahati, jak mieszka się poza Lwią Ziemią? - Zapytała zaciekawiona Amara. Wszyscy spojrzeli na skołowane lwiatko.
- No cóż... inaczej niż tutaj. Rodzice polowali jedynie w nocy, nie mogliśmy odchodzić zbyt daleko naszej jaskini. W każdym razie ja i mama. tata często gdzieś znikał na całe dnie. Nie było też żadnych innych lwów, nie miałem towarzystwa. Ale tam gdzie mieszkałem nie było tak źle. Bradzo pięknie, wiele kryjówek. Rodzice zawsze się ze mną bawili wiec sie nie nudziłem. O pamiętam, ze niedaleko nas był wąwóz, ogromny. Często widziałem w niej hieny. Mama mówiła, ze to bardzo niebezpieczne miejsce. Podobno stary król tam zginął.
- Wow, wąwóz, powiadasz? Chętnie bym tam kiedyś poszedł. - Ekscytował się Miujiza. - Co ty na to Zawadi?
- No nie wiem. Bahati, czy to jest daleko stąd?
- Kawałek. Zależy którędy się idzie. Czy o taką odpowiedź ci chodziło Amaro?
- Mniej więcej. Tyle mi wystarczy. Właściwie współczuję ci, ze żyłeś sam. Zawsze lepiej jest mieć kogoś u swego boku. 
Córka Idii z uśmiechem spojrzała w tedy na lewka, a zaraz potem na swoją siostrę, która leżała obok. Shani patrzyła w dal z uśmiechem. Wiedziała, ze to ją ma na myśli siostra. Bahati zgodził się z Amarą, teraz ma rodzeństwo i bardzo się cieszył z tego powodu.
- Dobra, zaczyna mi się nudzić. takie rozmowy są bez sensu - stwierdził w pewnym momencie Chaka zwracając na siebie uwagę - Mam jeszcze jeden pomysł na grę. Zabawmy się w zapasy!
Wszystkich zdziwił ten pomysł biorąc pod uwagę fakt, ze Chaka nigdy nie chciał się w  to bawić. Hapana była bardzo sceptycznie nastawiona.
- A dlaczego akurat w zapasy? 
- W ten sposób udowodnimy kto jest najsilniejszy i do czego się nadaję.
- A co ci da ta siła? - Żachnęła się Hapana.
- Jeśli dojdzie do walki będzie wiadomo kto powinien bronić pozostałych.
Kiongozi przewrócił oczami. Oczywiście, jego kuzyn nie mógł przegapić okazji, aby coś sobie samemu udowadniać.
- Oprócz tego jest także spryt i inteligencja! Wy samce jedynie leżycie i tylko kiedy jest okazja używacie mięśni. My lwice polujemy, to już udowadnia, ze jesteśmy silniejsze i wytrwalsze!
Hapana była oburzona. Nawrzeszczała na Chakę i zawarczała na niego, gdy ten machnął na nią łapą. Wszyscy dostrzegli, ze coś się między nimi kroiło. Nisza i Valentine zachichotały widząc ich zachowanie.
- Kto się czubi, ten się lubi - Powiedziała Val na ucho złotej.
- Chyba masz rację. Tak jak Hapana. Posłuchajcie! Mam pomysł. Zabawmy się w zapasy. Kto nie czuje się na siłach lub nie ma ochoty niech zostanie sędzią. Ale lwice między sobą i samce między sobą. Zwycięzcy będą walczyli o tytuł. Dobry pomysł?
Wszyscy się zgodzili. Jedyni, którzy odmówili zabawy byli Asani i Amara, a także Kiongozi. Pamiętał słowa ojca, kiedy ten uczył go, aby nigdy niczego nie udowadniając bez potrzeby, ponieważ często prowadzi to do kłopotów. Na dodatek taka postawa nie przystoi księciu. Księżniczka namawiała kuzynke na wzięcie udziału. To jedynie zabawa, mówiła. Ale Amara nie zamierzała niczego udowadniać. Dla niej jeżeli już się za coś brało to trzeba było wygrać. Nie chciała próbować. Była dokładnie jak matka.

Jak zaplanowali tak zrobili. Nie wiedzieli jednak, że z tej nic nie znaczącej gry wyniknie masa kłopotów. Wśród lwiczek wygrała oczywiście Hapana, która wykazała się wszystkimi cechami lwicy polującej. Siłą, sprytem i inteligencją. Wśród samców było inaczej. Miujiza i Bahati stanęli do pierwszej walki i to brązowy lwiak wygrał. Tak jak mówił szary lwiak wcześniej, Bahati faktycznie okazał się wspaniałym wojownikiem. Następnie doszło do starcia między Bahatim i Chaką. Wszyscy postanowili to obejrzeć. Nawet Amara. Brązowy lewek zamierzał pokazać Chace co potrafi. Widać było, ze nie przepadają za sobą. Bahati przybrał pozycję bojową.
- No to jak księciuniu? Pokaż co potrafisz!
- Zaraz ci zamknę ten tój głupi pysk. - Chaka zawarczał.
- Zaraz, czy on powiedział księciuniu? - Zdziwił sie Kiongozi. Val także nie wiedziała o co chodzi. Spojrzała na brata i wzruszyła ramionami. Postanowili w ciszy obejrzeć zawody.
Chaka pierwszy skoczył. Bahati uchylił się i beżowy chybił. Szybko jednak odwrócił się i uderzył przeciwnika w policzek. Cios był bardzo mocny. Nie było tego widać z początku, ale to nie była zabawa. Wszyscy się odsunęli. 
Bahati przykucnął i wziął zamach. Z wielką siłą uderzył w pysk Chakę, następnie pchnął go głową w brzuch, aż ten upadł. Chaka wściekł się. Zawarczał i wystawił pazury. Złapał rywala zębami za kark i wbił w boki pazury. Bahati zaczął krwawić. Krzyknął i lekko zaryczał. Zaczął wierzgać i zrzucił beżowego. ten upadł i najprawdopodobniej skręcił przednią łapę, ponieważ nie mógł jej postawić na ziemi. Bahati złapał go za kark i rzucił o skałę, która znajdowała się zaraz obok. Chaka jednak nadal był w stanie walczyć. Podniósł się i ponownie zaczęli na siebie warczeć. Nikt nie chciał się wtrącić. Każdy sie bał. Kiongozi miał dość. Musiał ich jakoś rozdzielić. Krzyczał, al to nie pomagało. Unikał ciosów, odskakiwał na boki. Złość w nim buzowała. Val dostrzegła gniew w jego oczach. Poprosiła wszystkich aby się odsunęli. Sama natomiast stanęła na przeciw walczących u boku brata.
Kiongozi wziął wdech i zaryczał na walczących. Może nie było to groźne, ale głośne, na tyle, aby zwrócić ich uwagę.

- Starczy! Natychmiast macie przestać! To miała być zabawa! - Valentine krzykneła i dwójka jakby trochę się skruszyła. - Bahati, odsuń się, natychmiast, a ty Chaka... nie spodziewałam się tego po tobie. Myślałam, ze jesteś mądrzejszy.
- Valentine, przepraszam, ale... to on zaczął!
- Zamilcz! - Lwiczka była wściekła. Nie wiedziała, że kuzyn może ją tak bardzo zawieźć. - Zachowałeś się jak głupi szczeniak! Bahati, ty także! Lepiej będzie, jesli natychmiast wrócicie na Lwią Skałę.
Księżniczka wszystkich zaskoczyła. Sama siebie także. Kiongozi był bardzo dumny z siostry. Hapana uśmiechnęła się z dumą, w tej niepozornej lwiczce dostrzegła w końcu prawdziwego wojownika. czuła, ze jest godna zaufania. Nisza natomiast była zadowolona z takiej przyjaciółki. Amara i Shani były w szoku. Zawadi i Miujiza także. Wszyscy nabrali respektu przed brązową.
Wszyscy postanowili juz wrócić i opatrzyć rany towarzyszy, którzy byli nadal wściekli na siebie, ale którym zrobiło się niezwykle głupio. Wszyscy już myśleli, ze jest po wszystkim kiedy nagle dwaj rywale ponownie się na siebie rzucili. To był nagły i szybki atak. Niespodziewanie lwiątka zaczęły się turlać i przetaczać, przez co wpadli na Valentine, którą zepchnęli do wodopoju z wystającej skały. Lecąc uderzyła głową o głaz i zaczęła tonąc straciwszy przytomność.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

No i wreszcie jest ciag dalszy. Część 3 dnia integracyjnego pojawi się już wkrótce i będzie to część ostatnia. Jak mylicie, co się stanie z Val? (Tylko nie piszcie że ma umrzeć) Jak zmieni się stosunek lwiatek do Bahatiego i Chaki? Co będzie dalej?
Dziekuję przy okazji Asi za zarys nowej notki. Będzie pierwszą, która pojawi się po trzeciej części. Z góry uprzejmie przypominam, ze została ci do wymyślenia jeszcze jedna notka :D
Zakładka z bohaterami zostanie wkrótce zaktualizowana
W zakładce Another pojawiła się nowa historia o Malce, kolejne dwie w przygotowaniu.
Postanowiłam założyć nowego bloga, nie będzie to tematyka króla lwa, chce zobaczyć czy mogę pisać o czymś innym. Tematyka fantastyzna, ale coś czuję, ze moze Wam się spodobac. kiedy tylko go założę wstawie tutaj link. Pozdrawiam.

piątek, 10 lipca 2015

#49 Dzień integracyjny cz.1

Szybka informacja
Przepraszam za moją długą nieobecność, ale przez 10 dni uczęszczałam na kurs rysunku we wrocławiu i zaraz po zajęciach jeździłam do stajni, czyli do domu wracałam tylko po to, aby się wykąpać i spać. Nie miałam czasu na neta, notkę daję dzisiaj i od soboty ponownie mnie nie ma przez tydzień bo wyjeżdżam na obóz jeździecki. Nie będę mogla w tym czasie czytać komentarzy, odpowiadać na pytania, a także czytać waszych wspaniałych notek. Ale mam nadzieję, ze jak wrócę to będzie ich mnóstwo!!!
Tak jak obiecałam, w najbliższych notkach zawrę to czego tak długo oczekiwaliście.
Szybko następnej notki nie dodam, bo najpewniej zaraz po powrocie znowu wyjadę na tydzień, ale to nie jest pewne.
Od dzisiaj mam nową nazwę - Lioness Subira - To ja
Pozdrawiam.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Z samego ranka Kiongozi opuścił jaskinię i usiadł na czubku Lwiej Skały. Odwrócił się i spojrzał do wnętrza groty, w której spało stado. Słońce zaczęło dopiero świtać. Poprzedniego dnia wpadł na jego zdaniem genialny pomysł. Postanowił zorganizować dzień integracyjny ze wszystkimi lwiatkami na sawannie. Nie chciał mieć problemów z innymi lwiątkami. Zwłaszcza z Amarą i Chaka, z którymi nie najlepiej się dogadywał. Wciągnął powietrze do płuc i wypuścił je. Wiedział, ze to nie będzie łatwy dzień. Krok pierwszy - namówić towarzyszy, aby razem wzięli w tym udział.
Sam poszedł z rana na sawannę, aby znaleźć idealne miejsce. Zajęło mu to sporo czasu, ale się udało. Równina otoczona wysoką trawą i drzewami. Było mnóstwo cienia i miejsc gdzie można odpocząć w spokoju. A niedaleko jeziorko.  Kiedy nikt już nie spał. A wszyscy się porozchodzili. Trzeba było teraz odnaleźć lwiatka. Podbiegł do ojca, który stał na czubku. Sawa widząc syna uśmiechnął się.
- Tato! Potrzebuję twojej pomocy.
- Stało się coś?
- Ale, ale się stanie. Musze zebrać wszystkich moich przyjaciół na sawannie niedaleko wodopoju gdzie spotykają się zebry.
- Wiem gdzie to jest, - odparł zdziwiony król - ale po co?
- Chcę, aby wszyscy spędzili dzisiaj czas razem. Poznali się i przywykli do swojej obecności. Proszę.
- No dobrze. Znajdź Miujizę i Zawadi, są gdzieś z Bahatim i Wazi. Nisza u Nevady. Ja powiem Valentine, twoim kuzynkom i Chace. Swoją drogą, to naprawdę dobry pomysł. Nie wiem tylko gdzie są Asani i Hapana.
- Znajdę ich. Dzięki tato.
Księciu szybko udało sie znaleźć ciotkę Wazi, a nią jej dzieci. Podbiegł zadowolony i przywitał sie przytulając się do jej łapy.
- Dzień dobry Kiongozi. Gdzie tak pędzisz?
- Mam sprawę. Chce zabrać Miujizę, Zawadi i Bahatiego na sawannę. 
- Na pewno sie zgodzą. Dzieci, chodźcie!
Trzy młodsze lwiątka podbiegły do kuzyna i przywitały się. Syn Khariego szedł trochę wolniej. 
- Cześć Bahati. Jak ci się podoba na Lwiej Ziemi.
- Jest naprawdę pięknie. 
- Jak się dogadujecie? - Spytał patrząc na rodzeństwo. Miujiza chciał coś powiedzieć, ale Zawadi go uprzedziła.
- Byłam z początku negatywnie nastawiona, ale Bahati to świetny brat. Jest naprawdę miły. Nie widziałeś jak wspaniale potrafi walczyć. Musicie się sprawdzić!
 Białemu ukazał sie szeroki uśmiech na pysku. Położył łapę na ramieniu nowego i zachęcił go uśmiechem, aby z nimi śmiało poszedł. Udało się. Hapana i Asani zostali wcześniej poinformowani przez Valentine, która ich znalazła po drodze i już czekali na pozostałych. 
W tym czasie Sawa znalazł Leah'ę i Chakę. Leżeli pod drzewem i odpoczywali. Asante'go nigdzie nie było widać. 
- Dzień dobry Leah.
- Sawa? Cześć braciszku. 
- Mam do Was sprawę. A dokładnie co Chaki.
- Mogę podsłuchać rozmowę? - Spytała roześmiana lwica.
- Haha, oczywiście. Jeżeli nie masz dzisiaj żadnych planów Chaka, to mój syn prosił, aby wszystkie lwiątka spotkały się nad wodopojem zebr. Wiesz gdzie to jest. 
Lwiak słysząc o tym pomyślnie, nie był zadowolony, ani zainteresowany. Zwłaszcza dlatego, ze był to pomysł starszego kuzyna. 
- Nie wiem, jakoś nie specjalnie mam na to ochotę... dzisiaj.
- Och, skarbie, na pewno będzie ciekawie. Idź i baw się dobrze. W razie czego, wrócisz.
Chaka spojrzał na mamę od niechcenia, ale postanowił spełnić jej prośbę. Westchnął.
- No zgoda.
Leah polizała syna, ten się uśmiechnął i pobiegł. Leah roześmiała sie i spojrzała na brata. Słońce mocno grzało. Lew ułożył się obok lwicy i uśmiechnął do niej.
- Ahh, kto by pomyślał... - Zaczął król.
- Co masz na myśli bracie?
- Właśnie mi się przypomniało jak my byliśmy dziećmi. Jak ciężko było nas upilnować. Byliśmy tacy rozbrykani i chcieliśmy wiedzieć wszystko, pójść wszędzie.
- O tak. To prawda. Rodzicie nie mięli z nami, ani chwili spokoju, a ile zmartwień. - Leah uśmiechnęła się i zamknęła oczy. Oparła głowę o grzywę brata i wtuliła się w nią. On polizał ją za uchem.
- A tak przy okazji, gdzie jest Asante?
- Kiedy Khari znów się pokazał, Asante trochę się zmartwił. Dostał jakiejś obsesji i bez przerwy sprawdza granice. Łazi po sawannie i reaguje na wszystko co się rusza.
- Martwi się o syna, to normalne. Ale przekaż mu, ze zwierzęta na sawannie także są czujne. gdyby coś się działo, zostanę o tym natychmiast poinformowany. Idę, muszę wrócić na Lwią Skałę i powiedzieć Agile, aby śledził maluchy. Wiem gdzie będą, ale wolę je mieć na oku.
Brązowy wdrapał się na skałę i stanął przed jaskinią. Na przeciwko siedzieli Eclipse i Agile.
- Kochanie, co się stało? Wszystkie Lwiątka zniknęły. Byłam u Nevady i Niszy także nie ma. Powiedziała, ze Kiongozi chciał ja gdzieś zabrać.
- Długo historia kochanie. Dzieki urządzają dzisiaj spotkanie integracyjne. Agile, znajdziesz lwiątka nad wodopojem na północy. Miej na nich oko. 
- Tak jest panie.
Królowa podeszła do męża i otarła się o niego ciałem, po czym musnęła jego pysk językiem. Wzrok miała zamyślony.
- Coś sie stało, najdroższa?
- Tak sobie myślę... jak sądzisz, czy między którymiś z naszych podopiecznych coś iskrzy?
- Kogo masz na myśli?
- Wszystkie lwiatka. Skoro Kiongozi jest następcą to musi mieć zapewnioną partnerkę. Jeżeli jednak wybierzemy, a okaże się, ze lwica jest zakochana w kimś innym, to mozemy mieć problem.
- Czemu tak nagle się tym zainteresowałaś?
- Sama nie wiem. Przypomniało mi się, jak mnie zaręczono, jak rodzice chcieli znaleźć partnera dla Wazi... Sam wiesz.
- Hmm, posłuchaj skarbie. Na razie niczego po nich nie widać. Ale możesz mieć trochę racji. Zwłaszcza, ze nie wiemy czy któreś z nich kiedyś nie opuści stada. Porozmawiam z moimi siostrami i Wazi. Chaka i Miujiza zapowiadają sie na wspaniałych samców. Amara wyrośnie na dumną lwicę. W Shani na pewno także ktoś się zakocha. Utrata wzroku niczego nie zaprzepaszcza. Zajmę się tym.
- Dziękuję kochanie.
Lwica chciała już odchodzić, ale mąż krzyknął do niej coś na odchodne.
- Poproś do mnie Wazi, proszę.

Po kilku chwilach u boku króla ukazała się pomarańczowa lwica. Spojrzała na kuzyna. Mięli przed sobą ważną rozmowę. Oboje patrzyli na horyzont. Mięli poważne miny i skupione spojrzenia.
- On gdzieś tam jest, Sawa. - Zaczęła lwica
- Wiem. ALe póki tam jest nic nam nie grozi.
- Co z Bahatim? Na razie udaję, ale nie wiem jak długo wytrzymam. To jego syn. Wychowywał go.
- Owszem, ale to jeszcze dziecko, wychowanie można zmienić. Wychowaj go jak swoje, a wszystko będzie w porządku. - Odwrócił się do kuzynki i lekko uśmiechnął, aby dodać jej pewności. Ona jednak została niewzruszona.
- Odpowiedz mi szczerze kuzynie. Ufasz mu?
- Nie jestem naiwnym głupcem Wazi! - Król podniósł głos. Nie nawidził, kiedy zarzucano mu słabości i bezmyślność. - Jestem przekonany, ze kryje się za tym plan Khariego. Wysyłając własnego syna popełnij wielki błąd. Dziwie się, ze nie pomyślał o tym, ze Bahati będzie pilnowany. Nie może opuszczać grupy, zawsze musi z kimś być. Uspokój się i zaufaj mi.
Lew zaczął odchodzić gniewnie przed siebie. Wazi targały emocje.
- Tutaj chodzi o moje dzieci kuzynie! A także o całe stado! Ufam ci, ponieważ nigdy nie zawiodłeś, ale się boje! Jeśli myślisz, że będę wierna twoim rozkazom kiedy coś się stanie, to się grubo mylisz.
Lwica zawarczała na brązowego, którymi zdziwiony jej wybuchem spojrzał na nią.
- Nie pozwolę, aby coś się stało. Zaufaj mi. O więcej nie proszę. Wychowaj go jak własnego syna. Jeżeli nie czujesz się na siłach, oddaj go innej lwicy.
Lwica spuściła głowę  i spojrzała w zielone oczy króla. Musiała mu wierzyć, nie chciała aby ktoś inny zajmował się Bahatim. Moze zdoła go pokochać...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Więcej wydarzeń w następnej części. Druga część będzie zawierała opis dnia i wydarzeń lwiątek nad wodopojem. Chciałam takze coś ustalić. U mnie na blogu nie zawieram czegoś takiego jak kazirodztwo. Dlatego każde lwiątko, moze być z każdym. To już tylko od nich będzie zależało, czy więzy krwi będą dla nich przeszkodą. A z pewnością moze tak być. Oczywiście nie biorę pod uwagę rodzeństwa.
Pozdrawiam