niedziela, 29 lipca 2018

Ja wciąż tu jestem...

Przepraszam.
Bardzo przepraszam.

Zawaliłam na całej linii, macie prawo mieć do mnie o to ogromnego focha. Ja wszystko rozumiem. Postu nie było tutaj wieki, ale musicie wiedzieć, że tak jak obiecałam kiedyś się pojawi. Zaczęłam go pisać, mam już jako taki pomysł, ale oczywiście na drodze stoi mój największy wróg- czas.

Ostatnio dwa tygodnie spędziłam na obozie harcerskim, wróciłam dzisiaj, a za tydzień startuję z nowym. W dodatku regularnie działam z zadaniami Projektu 62 i pracuję nad nowym blogiem. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie, chociaż wiem,  że będzie ciężko.

Wiedzcie, że chociażby na siłę, ale ja dokończę tego bloga. Albo znajdę kogoś kto mi pomoże, zmotywuje jak należy i da jakieś pomysły. Nie sądziłam, że prowadzenie bloga który był (jest) miłością mojego życia może być aż tak męczące. Liczyłam, że na moje barki spadnie połowa obowiązków na tym blogu, tymczasem wygląda na to, że pomału staję się jego pełnoprawnym administratorem.

Mam nadzieję, że mnie rozumiecie i nie zagryziecie mnie tak od razu, ale ja pomału nie wyrabiam. Dodatkowo dostałam Quo Vadis i Syzyfowe Prace do przeczytania na wakacje... Po prostu umieram ;-;

Ściskam was mocno
Trzymajcie się
~Roselina


sobota, 10 marca 2018

#88. Ciekawość prowadzi do zguby cz. II

Valentine wybudził okrutny ból głowy.
Lwica straciła poczucie miejsca i czasu. Nie wiedziała, czy zdarzenia z wczoraj to zwyczajny sen, czy może miały one miejsce w jej prawdziwym życiu. Serce jej stanęło, na myśl o pojmanym Nuadzie.
Lwica rozejrzała się dookoła. Znajdowała się w obcym jej miejscu, w grocie, przy małym wodopoju. Panowała absolutna ciemność, jedynym źródłem światła były gwiazdy migoczące na niebie oraz ogromny księżyc, którego magiczna poświata przedzierała się białym blaskiem zza chmur. Księżniczka wzięła głęboki wdech. Co jeżeli ona sama została porwana?
Z zamyślań wyrwał ją widok dobrze zbudowanego lwa o beżowej sierści i charakterystycznych, dużych, błękitnych oczach.Sierść Valentine automatycznie najeżyła się, a lwica z trudem powstrzymała chęć skoczenia na kuzyna, a następnie obezwładnienia go. Wstręt i nienawiść jaką do niego czuła są ciężkie do wyobrażenia. Teraz jednak była pewna jednego-wczorajsze zdarzenia wcale jej się nie przyśniły.
Ciało Chaki pokrywały liczne rany, niektóre dalej krwawiące a inne lekko zakrzepnięte. Lew wyglądał na niesamowicie zdołowanego i zmartwionego. Jego spojrzenie było zamglone a jego pewność siebie ulotniła się niczym podmuch wiatru. Gdyby nie wygląd, Valentine mogłaby spokojnie stwierdzić, że nie zna tego lwa.
Mimo wszystko zawarczała cicho i wstała, omal się nie przewracając.
-Cóż za miłe spotkanie, Chako - wysyczała przez zaciśnięte zęby. Syn Leah odwrócił się gwałtownie w stronę kuzynki. Mimowolnie uśmiechnął się, jednak widząc czystą nienawiść wymalowaną na pysku lwicy oprzytomniał.
-Masz rację. Okoliczności nie są zbyt sprzyjające - odparł z absolutnym spokojem.- Połóż się, Valentine. Jesteś poważnie ranna. Za niedługo zabiorę cię do Rafikiego.
-Skąd ta nagła troska, zdrajco? - wyszeptała niebezpiecznie - Poza tym, Rafiki odszedł. Teraz szamanem jest Shani. Nie waż się u niej stawić, bo Asani nie będzie ręczył za siebie.
-Shani? Shani jest szamanem? No proszę, a jednak coś z niej wyszło... - ostatnie zdanie wypowiedział niemal bezgłośnie, jednak Valentine zdołała je wyłapać. Z warkniecie skoczyła na kuzyna. Ten jedynie pchnął ją łapą, a następnie powalił na ziemię, stając nad lwicą.
-Coś z niej wyszło? Radziłabym spojrzeć na twoją pozycję, Chaka. Jesteś wyrzutkiem. Z tego co widzę, nawet na Cmentarzysku cię nie chcieli. Zwisasz na końcu łańcucha pokarmowego. Nie jesteś lwem. Ani hieną. Jesteś nikim - odpowiedziała z zaciekłością lwica, na co lew przybliżył swoją głowę do jej twarzy z warkotem.
-Radziłbym spojrzeć na twoją aktualną pozycję Valentine. Jesteś w moich sidłach, a do Shani nie muszę cię odnosić, skoro tak ci na tym zależy. Możesz gnić w tej jaskini, jak długo ci się podoba. Radziłbym się jednak zastanowić nad tym co mówisz. Najpierw ratuję tobie i Nuadzie życie, narażając swoje własne, później zabieram cię do siebie, gdzie opatruję ci wszystkie rany, a następnie chcę cię zabrać do szamana, a ty odwdzięczasz się w taki sposób. Atakujesz mnie.
-Pominąłeś kilka faktów. Najpierw zdradziłeś swoją ojczyznę, doprowadzając do czystego obłędu swoją matkę. Tak Chako, Leah ledwie się trzyma. Żałuj, że jej teraz nie widzisz. Może dopadły by cię wyrzuty sumienia. Wracając... Później dołączasz się do wrogiego stada, następnie znajdujesz się na mojej ziemi, łamiąc kolejny przepis. Dopiero później można uznać, że robisz coś przydatnego. Ale uwierz, mam powody by rozszarpać cię na strz...
-Ty? Ty masz powody?! Co ty możesz o tym wiedzieć?! Od dzieciaka miałaś wspaniałe dzieciństwo, zagwarantowaną pozycję i kochające rodzeństwo! A ja?! Całe życie nieakceptowany, moje siostry zmarły przy narodzinach, a walcząc o twoje serce nie tylko straciłem pozycję, ale także honor. Przez ciebie i Nuadę całe moje życie to jeden wielki pęk nieszczęść, Valentine! Myślisz, że tak łatwo jest zejść ze ścieżki porażek? Nigdy na niej nawet nie byłaś, więc nie waż mi się odezwać słowem w tej kwestii! - wyryczał prosto w twarz kuzynki lew, a do jego oczu napłynęły łzy. Valentine jednak nie zareagowała. Wyszła spod kuzyna, gdy ten usiadł obok ze spuszczoną głową.- Całe życie chciałem tylko zaistnieć. Ale wasze stado mi to uniemożliwiało. Jedna porażka doprowadziła do drugiej. Druga do następnej, a reszta przyszła tak niespodziewanie, że straciłem nad nimi panowanie... Valentine, ja wiem jak mnie postrzegacie. Macie do tego absolutne prawo. Ale musicie wiedzieć, że z moim charakterem bycie niedostrzeganym to coś co boli najbardziej. A jednak nigdy tego nie rozumieliście.
-Nie wracaj do przeszłości. To nie ona cię usprawiedliwia, nikt nigdy nie będzie na nią patrzeć. Lepiej zajmij się swoją teraźniejszością, chociaż nie wydaje mi się, żeby udało ci się ją naprawić - powiedziała z wyniosłością w głosie. Może powinna mieć wyrzuty sumienia? Może faktycznie życie Chaki wyglądało tak fatalnie? Może, jednak przysięgła sobie, że względem kuzyna nie okaże już niczego, niezależnie od tego jak bohaterskimi czynami się wykaże. Ona już nie wybaczy.
Lwica wyjrzała przez wejście do jaskini. Na zewnątrz panowała absolutna ciemność, jedynym źródłem światła był księżyc i gwiazdy, delikatnie migocące na niebie. Valentine zbadała wzrokiem grotę. Była sporych rozmiarów, jednak umieszczona głęboko w ziemi, dzięki czemu ciężko było ją zlokalizować. Nic dziwnego, że strażnicy nie mogli znaleźć zbiega. Przeniosła wzrok na postać kuzyna.
-Nie mazgaj się - odparła zimnym głosem. Lew podniósł ku niej oblicze i zawarczał cicho.
-Lepiej się pilnuj, Valentine. Tak łatwo mi nie uciekniesz, na dobrą sprawę nawet nie wiesz gdzie jesteśmy. Tak się składa, że to nie Wolna Ziemia. Diabli wiedzą gdzie to jest, to chyba niczyj teren.- Wzruszył ramionami, na co brązowa prychnęła.-Jeśli jesteś głodna, to tam leży mięso.-odparł jedynie, po czym wstał i położył się pod jedną ze ścian, zamykając oczy.
~*~
Stado lwioziemców już dawno spało. 
Na ten moment Zawadi czekała od świtu.
Zwinnie podniosła się i omijając śpiące lwy wyszła z jaskini. Odwróciła się, sprawdzając czy nikogo nie obudziła i zamarła z wrażenia kiedy tuż przed nią wyrosła postać Miujizy. Lwica wzięła kilka głębokich wdechów i uspokoiła się.
-Co tu robisz, Zawadi? Powinnaś już dawno spać - powiedział ze stanowczością w głosie brat lwicy. Ta jedynie wywróciła oczami.-Co tutaj robisz?- zadał pytanie, choć był pewien odpowiedzi. Zawadi zdała sobie z tego sprawę.
-Wiesz co myślę o Chace. Wiesz, że mi na nim zależy. Mam zamiar sprowadzić go tutaj i w miarę swoich możliwości namówić stado, żeby dali mu jeszcze jedną szansę - powiedziała ze stanowczością w głosie. Odpowiedziało jej prychnięcie.
-O jedną za dużo. Zawadi, Chaka jest wyrzutkiem, zdrajcą i nie otrzyma już szansy. Przykro mi, siostro. Jeśli chcesz z nim szczęścia, sama będziesz musiała odejść - Te słowa zabolały oboje. Rodzeństwo kochało się bardzo i ciężko było im myśleć o rozstaniu na zawsze. Zawadi spuściła głowę.
-Nie poddam się, bracie. Zbyt długo stałam w cieniu, by teraz sobie odpuścić. Nie dam się tak łatwo- spojrzała posępnie w oczy brata. Ten jedynie objął lwicę.
-Jesteś dorosła Zawadi, nie będę mieszał ci w twoim życiu. Wiedz, że we mnie zawsze będziesz miała wsparcie.
-Dziękuję, Miujizo - lwica odwzajemniła uścisk. Bała się, że lew będzie próbował ją zniechęcić, a jednak nie zawiodła się na nim. Odwróciła się i zaczęła schodzić z Lwiej Skały. Zatrzymał ją jednak głos brata. Odwróciła głowę w jego stronę, by z uśmiechem wysłuchać przestróg.
-Uważaj na siebie! Nie daj mu się zwieść!-krzyknął jedynie za lwicą. Ta uśmiechnęła się i pognała po okrytej czarnym płaszczem nocy sawannie.
Nie wiedziała od jakiego miejsca zacząć. Na dobrą sprawę, nie wiedziała nic. Gdzie jest, czy w ogóle żyje i co może jej zrobić. Poczuła nerwowy ból brzucha, jednak nie chciała zawrócić. Nie zależy jej na czasie, nie spieszy jej się. Przeszuka spokojnie sąsiednie ziemie, tak długo do póki go nie znajdzie.
Skąd nagle wziął się w niej ten zapał? Chaka nawet się nią nie interesował. Może pora, by zaczął?
Zawadi stwierdziła, że na Lwiej Ziemi nie będzie go na pewno. Byłoby to bardzo nierozsądne i nie w stylu zbiega. Postanowiła zacząć od Wolnej Ziemi.
Udała się więc na dawne tereny Złej Ziemi, na północ. Gnała pośród wysokich traw, nie zwracając uwagi na ciekawskie spojrzenia nocnych żyjątek. Odbijała się rytmicznie od ziemi, układając w głowie plan trasy. Postanowiła, że następną ziemią jaką odwiedzi będzie Zielona Ziemia,  na której mieszkała Shan odkąd stała się szamanką.
Wkrótce znalazła się przed mostem łączącym dwie ziemie, oraz z przerażeniem ujrzała ogromną ścianę, kamienny mur który odgradzał Cmentarzysko i Wolną Ziemię. Czyżby Sawa obawiał się czegoś od strony wyrzutków. Czy lwicy groziło śmiertelne niebezpieczeństwo? Przełknęła głośno ślinę.
Wiedziała, że jej plany mogą być niebezpieczne, jednak wiedziała, że może wykorzystać Khariego, jako swojego ojca. Mogłaby mu wmówić, że odłączyła się od Lwiej Ziemi po tym jak jej ojczyste stado znienawidziło Chakę. Dziękowała gwiazdom, że wcześniej nie wychylała się, ani nie wtrącała w nie swoje sprawy. W przeciwieństwie do Miujizy.
Zajęta swoimi myślami nie zwróciła uwagi kiedy znalazła się w centrum Wolnej Ziemi. Było cicho, mogłaby rzec, że najgłośniejszym dźwiękiem było szybkie i nierówne uderzanie jej serca, które dudniło w całym ciele lwicy po długim biegu.
Mimo szybkiego tętna jej serce zamarło na chwilę, lwica z przestrachem odwróciła głowę, kiedy do jej uszu dobiegł głos jej imienia.
Jej oczom ukazała się majestatyczna postać pełna powagi, a jednak z troską spoglądająca na nią. Postać była niemalże przezroczysta, otoczona białą aurą. Jedynie jej oczy odbijały światło gwiazd, świecąc się niesamowicie.
Była to piękna lwica, o dumnym wyrazie twarzy. Posiadała płową sierść, z jasnym podbrzuszem i duże czerwone oczy. Do złudzenia przypominała Valentine, jednak budziła w Zawadi taki respekt i podziw, że lwica zmusiła się do ukłonu, mimo, że nie znała obcej zjawy.
-Zawadi, moje dziecko... Podnieś się- odezwała się troskliwym, zarazem władczym głosem. Spojrzała z uśmiechem na lwicę- Pewnie głowisz się kim jestem. Byłam matką twojego pradziadka. Nazywam się Sarabi i jestem twoim opiekunem. Przybyłam nie bez powodu. Kiedyś znajdowałam się w podobnej sytuacji, chcę cię ostrzec, żebyś nie popełniła tego błędu co ja.
-A-Ale, jak to?- wyszeptała lwica patrząc z lękiem w oczy lwicy.- Co robię źle? Co grozi Lwiej Ziemi? Czy moim przeznaczeniem jest tkwienie w cieniu do końca mych dni?
-Spokojnie, kochana. Wszystko po kolei. Kierujesz się sercem, podobnie jak ja. Nie możesz jednak zapomnieć o tym, że posiadasz rozum. To on zazwyczaj kieruje nas tą słuszną ścieżką. A jednak jeśli kochasz, zapomnisz o swojej mądrości. Może cię to zdziwi, ale ja również kochałam wyrzutka. Tak, moje dziecko...
-Czy ty... Kochałaś Skazę?-wydukała z niedowierzaniem Zawadi. To czego właśnie się dowiedziała wprowadziło ją w szok. Była totalnie skołowana, jednak poczuła się jeszcze dziwniej kiedy lwica zaprzeczyła.
-Oczywiście, że nie. Skaza był nikczemnym tyranem. Władał twardą ręką, nie znał litości. Kochałam jego bliźniaczą duszę, Takę. To on był tym który zawsze stawał w obronie prawa, to on strzegł Lwiej Ziemi wraz z pierwszą gwardią. Kochałam mojego przyjaciela, a on kochał mnie. Wszystko jednak posypało się jak domek z kart, kiedy to doszło do starcia między nim a Mufa...
-Zaraz, zaraz... Mufasa miał dwóch braci?-Królowa z przeszłości przewróciła oczami na to zdanie.
-Nie, Zawadi. Taka był poprzednikiem Skazy. Przez moją miłość doszło do nieszczęścia i przeobraził się w Skazę, zapominając o wszystkich uczuciach i o tych, którzy go wciąż kochali. W dodatku, to głównie z mojej przyczyny doszło do starcia między nim a Mufasą. Przegrał, dopuścił się zdrady i został wygnany, ogłoszony wrogiem. Lecz co miałam na to powiedzieć ja, która dalej go kochała?
Byłam bezradna, mój głos się nie liczył. A jednak po wielu próbach postanowiłam zapomnieć o tym co mnie łączyło z Taką. Taka został zamordowany przez własnego brata. Jego miejsce zajął Skaza. Wiedząc, że nie mam wyboru porzuciłam przeszłość i wyszłam za Mufasę, raniąc własne uczucia. Nie było mi z nim źle. Szybko zapomniałam o tym, co wyrządził mojej pierwszej miłości. Doczekałam się z nim syna, a kiedy zmarł... Moje serce rozpadło się na miliony kawałeczków. Straciłam Takę, następnie Mufasę i Simbę, moje dziecko. Wyobraź sobie jaki ból musiałam przeżyć...
Dlatego zjawiłam się, żeby ci poradzić. Nie zapominaj o prawdziwej miłości. Podążaj za uczuciami i nie zważaj na to, co inni mówią. Ty kochasz, ty będziesz walczyć. Nikt nie ma prawa zmieniać twoich uczuć względem innych. Kochasz Chakę. Jednak nie wiesz, czy on kocha ciebie... Nie zwraca na ciebie uwagi, a jednak... Ty postanowiłaś go odszukać, ty Zawadi nie poddałaś się pomimo złego nastawienia innych. A ja to zrobiłam. I żałuję do teraz. Idź i odszukaj swojego ukochanego, gwiazdy wskażą ci drogę. Gdybyś czegoś potrzebowała, zjawię się...
Zawadi wysłuchiwała wypowiedzi z zapartym tchem. Wiedziała o dawnej królowej więcej niż ktokolwiek inny. Czuła się dumna, nieopisana radość rozpierała jej serce. Odkryła swojego przewodnika!
Niebo rozbłysło białą refleksją, a zaraz po niej pojawiła się nowa gwiazda, migocąca jakby chciała coś przekazać lwicy. Znak od przodków. Lwica podskoczyła z radości. Nareszcie coś idzie po jej myśli!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Boże, moi kochani nawet nie wiecie jakie wyrzuty sumienia mnie gryzą ;-;
Nie miałam weny, czasu ani jakichkolwiek chęci żeby napisać tutaj rozdział. Tymczasem usiadłam i w niespełna tydzień napisałam to. Ja nie wiem o co ze mną chodzi, ale jeszcze raz najmocniej was przepraszam!
Jestem względnie zadowolona z tego postu. Rozdział jest długi i pojawiła się Zawadi (wrrr, nawet nie wiecie jak długo musiałam się zmuszać, żeby cokolwiek o niej napisać. Jak ja jej nie lubię, tfu!) Dawno jej nie było, więc stwierdziłam, że pora coś o niej wybełkotać. I wyszło, z czego bardzo się cieszę ^^
Zostałam administratorem bloga, więc wprowadziłam kilka aktualizacji w zakładkach, wyglądzie i regułach bloga (oczywiście za zgodą Silver). Cieszę się niesamowicie, że mam tak naprawdę pełne prawo do bloga. Głównie dzięki niemu jestem w tym fandomie ^^
W miarę moich możliwości postaram się pisać regularnie, posty będą pojawiać się zawsze w weekendy, jednak nie częściej jak raz na miesiąc. Chyba :D
Mamy jeszcze jedną pilną sprawę.
Chodzi o to, że popularność bloga bardzo zmalała od zmiany autorów. Razem z Silver baaardzo prosimy o pomoc nam w wypromowaniu bloga. Możecie wstawić na swojego własnego nasz banner (zakładka z Fanartami), dać króciutką informację lub powysyłać reklamy. Nie znam aż tylu blogów o tematyce TLK które nie znałyby tego bloga, jednak jeśli znacie jakieś osoby w realu/bloggerów/wattpadowiczów/kogokolwiek które mogłyby się zainteresować, dajcie im znać a będziemy bardzo wdzięczne ^^
Pozdrawiam was cieplusio
~wasza Roselina