sobota, 29 kwietnia 2017

#83 Oficjalnie oświadczam...

Biały książę opuścił na kilka chwil Lwią Straż i odbiegł w wysoką trawę. Po kilku chwilach do zniecierpliwionego nastolatka zleciała Kusaidia. Był to stary już ptak i na pewno bardzo doświadczony.
- Mój Panie, przybywam na rozkaz.
- Kusaidia zapewne? Miło cię poznać.
- Czego potrzebujesz Panie?
- Widziałaś gdzieś Niszę? Albo Narumi? Cokolwiek?
- Jedynie twoją siostrę i jej towarzyszki? Wy idziecie na północ, one kierują się na północny wschód.
- Czyli mimo wszystko cały czas będą w pobliżu. To mnie cieszy. Mniej obie grupy cały czas na oku. Gdyby się coś działo, zawołaj mnie. Potrafisz naśladować głos mojej siostry?
- Owszem. Czy coś jeszcze?
- Zmierzamy do Dżungli. Chciałbym abyś przed nami tam poleciała i przeszukała obrzeża. Powiadom mnie tylko w tedy gdy coś zobaczysz. Jeśli nie, leć do mojej siostry. Ruszaj!
Ptak wykonał polecenie, a książę wrócił do grupy.
- Gdzie byłeś? - Podszedł do niego Miujiza, który jako jedyny nie obawiał się sprowokować księcia, reszta nie wchodziła kuzynom pod nogi.
- Korzystam z pewnej pomocy. Wybacz, nie mogę powiedzieć, na razie. Co mówi Chaka? Dlaeko jeszcze?
- Sam go zapytaj. Ja jakoś mam już dość jego obecności.
- Nie było mnie 10 minut. Co się stało?
- Gdy tylko cię nie ma, zaczyna te swoje wywody jaki biedny to on nie jest. I jakim królem by był.
Miujiza wypowiedział te słowa tak dosadnie, specjalnie, bo wiedział, ze one podniosą księciu  ciśnienie. Myślał, ze ten trochę naprostuje kuzyna, ale książę, o dziwo nieco się opanował. Wziął głęboki oddech i podszedł do kuzyna. Beżowy rzucił mu wyzywające spojrzenie i kpiący uśmiech.
- I co kuzynie? Dałeś upust swemu żalu, tak aby nikt nie widział?
Ksiażę warknął, kłapnął mu zębami przed nosem i zaczął go otaczać, ciasno i szybko, aby go zdezorientować.
- Powiedz mi Chaka, co byś zrobił na moim miejscu? Gdybyś to ty był następcą?
- Ja...
- Gdybyś stracił partnerkę?
- Co ty...
- Gdybyś musiał uchronić swoje ziemie przed napastnikami?
- ...
- Odpowiadaj!
Zatrzymał się tak gwałtownie przed jego oczami, ze beżowy aż usiadł.
- Ja... nie wiem.
- No właśnie. Nie wiesz, nie jesteś w stanie tak szybko wymyślić co robić, a ja muszę! Więc dobrze, że nie jesteś następcą, bo w takim wypadku, marny byłby nasz los. A skoro ten obowiązek spoczywa na mnie, to ty nie myśl o bzdurach tylko wykonuj polecenia! Bo tylko to masz robić. Myślisz, ze byłbyś dobrym królem? Proszę bardzo.
Książę skoczył na głaz, który leżał obok i zwrócił się do grupy.
- Oficjalnie oświadczam przy was wszystkich, ze jeśli coś mi się stanie, jeśli zginę, to Chaka II przejmie tron po moich rodzicach. W tedy, ty kuzynie oraz cała reszta będą mogli ocenić ile warte były twoje słowa. Jednak nie ciesz się. - zeskoczył z kamienia i stanął wyzywająco, uśmiechając się, przed kuzynem. - Bo nie zamieram zginąć.
Po tym wystąpieniu dało się czuć respekt jaki budził następca tronu.W tym momencie każdy członek stada chciał iść tylko za nim. Jednak Kiongozi nie zamierzał chwilowo nic zmieniać i ponowie kazał Chace prowadzić. Do granicy z Dżunglą panowała cisza. Lwy co jakiś czas zerkały na księcia, nawet Chaca, który był bez wyrazu. Po prostu szedł. Był zmęczony. Fizycznie i psychicznie. I każdy z nich to widział. Chaka wiedział, ze teraz jest osłabiony. Musiał o tym powiadomić Narumi. To była ich szansa. Ale coś sprawiało, ze miał obawy.
Nastał wieczór, a po Dżungli nie należy poruszać się po zmierzchu. Zarządzono więc postój. A kiedy grupa zasnęła, beżowy lew otworzył lśniące, niebieskie ślepia i kierowany węchem szedł na wzgórze, przez rzekę, aby zatrzeć swój ślad.

Tam stanął twarzą w twarz z brązową lwicą oraz dwoma innymi lwami. Zawarczał na ich widok. Miał nadzieję, ze będą sami.
- Dobrze się spisałeś Chaka, myślałam, ze nie uwierzą. - Zaczęła lwica. - Poprowadź ich, z samego rana, na wzgórze, dalej na północ. Tam wszystko się rozstrzygnie.
- Tak, Narumi. - Dumny pochwałą lew podszedł do niej i przytulił się.
Dla Chaki to było coś więcej. Zakochał się w niej. Jednak ona zezwalała mu na te czułości tylko dlatego, ze dawał się wykorzystywać. Młody lew za nimi warknął, aby zwrócić na siebie uwagę.
- Nie wiem, po co w ogóle czekamy! Powinniśmy załatwić to teraz, póki śpią. Szybko i bez litości.
- Nguvu ma rację, Narumi. - Wtrącił się starszy lew. - Nie wiem, na co zwłoka. Co chcesz osiągnąć?
- Chcę zemsty! - Gwałtownie warknęła. - Na ojcu, rodzeństwie i lwioziemcach, za to, jak mnie potraktowano. Chcę zemsty za moje życie! Należę do szlachetnego rodu, a nie mam nic! To, powinno Wam wystarczyć.
- Ale czy wasza trójka załatwi sprawę? To Lwia Gwardia, a ja jestem jednym z nich. Jeśli to się nie powiedzie, zabiją mnie lub wygnają.
- Więc graj, tak jak do tej pory. Dobrze ci to wychodzi.
- Nie nabiorę Kiongoziego! Jeśli będzie skupiał się na mnie, to się nie uda.
- Księciem zajmę się osobiście, a potem, jego ojcem. - Odezwał się najstarszy lew. Chakę przyprawiał on o dreszcze. Był małomówny i non stop poważny. Blizny na jego ciele świadczyły o doświadczeniu i trudnym życiu.
- Proszę bardzo. Ale ostrzegam, ze mój kuzyn nie da sie łatwo pokonać.
Z tymi słowy beżowy lew wrócił do swojej grupy. Trójka obserwowała jak odchodzi. Zwłaszcza Narumi, która zastanawiała się, czy zabić go razem z resztą, czy dać mu jeszcze szansę.
- Zaczyna mnie to drażnić.
Do lwicy odezwał się młodszy lew. Spoglądał na Chakę z mordem w oczach.
- To już długo nie potrwa, najdroższy. Cierpliwości. Ale będzie nam potrzebny. Więc musisz wytrzymać.
- Robię to tylko dla ciebie i obietnicy tych ziem. Ale pozwól, ze to ja go zabiję. Już się nie mogę doczekać, aby przed śmiercią wyjawić mu prawdę.
Lew rozmarzył się, a lwica wtuliła się w jego grzywę. On objął ją czule łapą. Marzenie o władzy, wkrótce miało się ziścić.

Następnego dnia słowa księcia dalej robiły wrażenie na towarzyszach, ale nikt się nie odzywał. Miujiza wstał jako pierwszy, przebiegł wzrokiem po małej grupce, a jego spojrzenie zatrzymało się na kuzynie o beżowej sierści. Była pociemniała od wody. Miujiza zmrużył oczy i w tedy usłyszał pojedyncze ziewnięcia kompanów. Pomału każdy się budził.
- Przydałoby się zapolować - rzucił Bahati. - Co wy na to?
- Dobry pomysł. Ale nie wiem czy w Dżungli znajdziemy coś wystarczająco dużego - odezwał się Asani.
- Nie, nie mamy czasu!
Krzyk Chaki zwrócił uwagę wszystkich. Byli zaskoczeni.
- Musimy ruszać dalej, w końcu zależy nam na czasie.
- Chaka, jeśli dojdzie do bójki nie będziemy mięli siły walczyć. Musimy coś upolować - Miujiza był stanowczy.
- Możemy zmarnować więcej siły szukając pożywienia. Lepiej iść. Nie wiemy czy będziemy zmuszeni się bronić.
- Chaka ma rację - niespodziewanie odezwał się książę.
Towarzysze spojrzeli  na niego zaskoczeni. Miujiza podszedł do kuzyna i przyjrzał mu się. Oczy białego były zamglone. Porwanie Niszy sprawiło, że lew stanowczo nie był sobą.
- Jeśli znajdziemy coś po drodze, to upolujemy. Ale na razie ruszajmy dalej.
To był rozkaz i nikt nie zamierzał protestować. Przyjaciele zjedli jeszcze na Lwiej Ziemi, więc nie byli głodni. Ale woleli nie stracić masy. Kiongozi skinął głową na młodszego kuzyna, a Chaka ruszył przodem wskazując drogę. Tak jak było ustalone, prowadził ich na północ.
Kiongozi i Miujiza szli jako ostatni nieco dalej od reszty.
- Zaczyna śmierdzieć padliną, Kiongozi. Rano Chaka był mokry. W nocy musiał gdzieś chodzić.
- Może po prostu pił w rzece. Mi też się to wszystko nie podoba. Ale zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz.
- Jaka?
- Gdzie, na wielkich królów, jest Narumi? Jakoś nie potrafię sobie wyobrazić, aby ta lwica dała się schwytać. Jest za sprytna.
- Twierdzisz cały czas że to zasadzka?
- Miej uszy i oczy szeroko otwarte.
- To dlaczego nie dałeś nam polować?
- Mamy dość siły. Widziałeś jak mu zależało aby iść dalej? Stracił by pewność siebie gdybyśmy nabrali sił. Mógłby w tedy to wszystko przeciągać.
- A co jeśli to jednak nie jest zasadzka i popadamy w paranoję?
- Nie sądzę.
- Dlaczego?
- Podobno zaatakowali ich w drodze powrotnej ze stada rodziców Niszy.
- Tak i co z tego?
- Ta droga tam nie prowadzi. Więc skąd wie gdzie to wszystko zaszło?
Argument nie do pobicia. Miujiza miał tornado w głowie. Jeśli to zasadzka, będzie źle, jeśli faktycznie zdarzyło się to o czym mówił Chaka, też będzie źle. Przecież napastników może być znacznie więcej od nich. A jesli będzie to całe stado? Nie mają szans.

poniedziałek, 17 kwietnia 2017

#82 Niepewność

Nowa wersja ostatniego dodanego rozdziału. Od założycielki.


Chaka był marnym kłamcom, ale o dziwo udało mu się przechytrzyć większość członków stada. Oczywiście nie każdy wierzył w jego bohaterską postawę, którą zaprezentował w swojej opowieści. Jednym z takich lwów był Kiongozi, którego nie obchodził marny stan kuzyna. Zignorował obecność pozostałych i z ostrym warknięciem rzucił się na beżowego, przygniatając go własnym ciałem. Nie dość, ze Chaka był mniejszy i słabszy to teraz był dodatkowo osłabiony i nawet nie próbował przeciwstawić się księciu. Biały przygniatał go do ziemi, warczał i patrzył morderczym wzrokiem.
- Synu! Dosyć tego!
- Nie wierzę mu, ojcze! Słyszysz? Nie wierzę! A wy? Nawet jeśli jakieś obce stado istnieje, to na pewno on i Narumi maczali w tym łapy. Te rany mógł zadać sobie sam. Albo nie. Narumi ci to zrobiła, prawda?
- Zejdź z niego, Kiongozi. To rozkaz.
A rozkazowi króla się nie odmawia. Zrobił jednak Kiongozi co mu powiedziano. Nie spojrzał więcej na kuzyna. Brzydził go. Wiedział co się dzieje, widział, jak zaatakowali Niszę. I nic nie zrobił. Nawet nie wezwał pomocy.
Biały książę bez słowa odwrócił się i udał na Lwią Skałę. Za nim podążyła reszta, z wyjątkiem Chaki i jego rodziców. Przyjaciel króla miał zbolałą minę.Również nie patrzył na syna, tylko na swoje łapy.
- Tato... ja naprawdę...
- Ja również ci nie wierzę.Nie potrafię.
I także go zostawił. Została jedynie matka, która pomogła mu wstać.
- A ty? Mamo?
- Zbyt wiele razy go zawiodłeś. Nie dziw mu się. Może to ja jestem ta naiwna, ale postanowiłam ci uwierzyć. Lecz pamiętaj, ze to ostatni raz, jeśli i mnie zawiedziesz... chodź do domu. Trzeba coś postanowić w tej sprawie.
- Czy ja coś jeszcze znaczę na Lwiej Ziemi? - Jego pytanie było groźne. Ale dało się słyszeć drżenie.
- Jesteś głupcem jeśli zadajesz takie pytania! Każdy kto mieszka na lwiej ziemi jest potrzebny. Poza tym, martwisz się swoją pozycją kiedy życie twojej przyszłej królowej jest zagrożone? Należysz do straży, Chaka. Tym powinieneś się teraz martwić.

Na Lwiej Skale zadecydowano. Należało znaleźć Narumi oraz domniemane stado. W tedy uda się znaleźć Niszę. Kiongoziego piekły łapy. Chciał iść nawet teraz, zupełnie sam. Jedynie matce udawało się go uspokoić. Nastał wieczór, a wyraźnie zmęczony biały lew w końcu opadł ciężko na czubku Lwiej Skały. Patrzył w dal wzrokiem na zmianę smutnym i wściekłym. W zamyśleniu nie dosłyszał kroków za sobą.
- Znam to spojrzenie. Widywałam je wiele razy w młodości.
Łeb białego lwa zerwał się gwałtownie by spojrzeć na intruza.
- Mamo!.. Skąd? Od własnego ojca?
- Nie. - podeszła i położyła się obok z kamiennym wyrazem. - Od twojego. Dobrze pamiętam jaki był, gdy zaginęła Leah. Porywczy i obcy, dla nas wszystkich. Bałam się w tedy, ze go stracę, bo wpadnie w obłęd. Teraz, boję się o ciebie.
- Co jeśli ona nie żyje?
- Nie wolno ci tak myśleć! Musisz mieć wiarę! Posłuchaj mnie uważnie i nie powtarzaj tego nikomu. Nawet ojcu. Mam własnego szpiega na Lwiej Ziemi. To dziwogon, Kusaidia. Pomoże ci znaleźć czegokolwiek szukasz, ale musi to być sekret. Inaczej tego nie zrobi.
- Dlaczego?
- Dziwogony nie ufają każdemu. Ona, ufa mnie, ale jeśli ją poproszę, poleci z tobą. trzymaj ją w sekrecie. Powiadomi mnie bądź twoją siostrę, gdybyście potrzebowali pomocy.
- Czyli, ze mam iść sam? Nie wiem gdzie.
- Na wielkich przodków, nie! Pójdziesz z Lwią Strażą. Rozmawiałam już z ojcem. Chaka wskaże wam drogę.
- Ja mu nie ufam. Może doprowadzić nas do zasadzki, albo będziemy iść w złą stronę.
- Po to, będziesz miał Kusaidię. Zaufaj jej. Zaufaj mnie.
Królowa wstała i pochyliła się by polizać czule syna po policzku.
- Bądźcie ostrożni. To będzie pierwszy raz gdy będziesz musiał zachować się jak prawdziwy władca, którym kiedyś zostaniesz.
- Nuada rządzi strażą.
- Owszem i to on będzie prowadził resztę do bitwy, gdy zajdzie taka potrzeba. Ale rozkaz do ataku, musisz wydać ty. Tak samo jak ostateczny osąd. Walczyć dalej, czy uciekać. To decyzje który każdy wódz musi podejmować. I to bardzo trudne.
Biała już oddaliła się o kilka kroków, lecz zaraz za nią jeszcze, młody książę krzyknął.
- Dlaczego nazywasz mnie wodzem?
- Bo to oznacza twoje imię. Przywódca. I nim właśnie jesteś.
- Jestem także księciem! Przyszłym królem.
- Tytuł księcia nic ci nie da podczas bitwy. A królem, jeszcze nie jesteś.
Z tymi słowy zniknęła w jaskini. "Ale kiedyś nim będę i niech każdy obcy wie się o tym, już dziś". Pomyślał. Kilka chwil patrzył w gwiazdy. Nagle dostrzegł w nich sylwetkę, bardzo wyraźną. Która nabrała koloru i ostrości. Siedzący wśród gwiazd, brązowy i dumny lew, spoglądał na niego z uśmiechem.
- Słuchaj słów swej matki, Kiongozi. Wiele w nich prawdy. Jednak nie popełnij mego błędu i nie pozwól się im opętać.
I gwiazdy się rozeszły. Biały z zaskoczeniem patrzył dalej w czarne niebo, nie do końca rozumiejąc ich sens. Zatracony w słowach matki...?
- Dziadek Kovu...

Następnego dnia młode lwy znalazły się pod Lwią Skałą. Straż, z Nuadą na czele, siedziała jak na szpilkach. Już za chwilę mięli wyruszać. Czekali jedynie na Kiongoziego, który właśnie szedł w ich stronę w towarzystwie ojca.
- Dlaczego lwice nie pójdą z nami?
- Bo zapomnicie skupić się na zadaniu, czyli ratowaniu WYŁĄCZNIE Niszy. Jeśli dojdzie do bójki, twoi przyjaciele ruszą do ukochanych.
- Nie są aż tacy naiwni, tato.
Król uśmiechnął się kpiąco do syna.
- Z doświadczenia wiem, ze się mylisz. Poza tym, przydadzą się tutaj. Mają już wyznaczony cel.
Z tymi słowy, król go zostawił. Kiongozi podszedł do gwardii. Rzucił im ostre i zdeterminowane spojrzenie. Ale nie było ono wrogie.
- Nie będę Wam przypominał co macie robić. Liczę na Was, przyjaciele.
- Znajdziemy ją. Wierz mi. - odparł do księcia Miujiza.
Biały spojrzał na najlepszego przyjaciela. Wiedział, ze dla Niszy wiele poświęci. Książę dla kuzyna także był na to gotów.
- Ruszamy.

Nie przeszli nawet 100 metrów, gdy Nuada zobaczył dwie lwice biegnące w ich stronę. Były to Valentine i Hapana. Lwice zatrzymały się gwałtownie obok samców.
- Co wy tutaj robicie? Wracajcie do stada. Podobno macie zadanie. - Zaczął Miujiza.
- Tak, mamy. - odpowiedziała mu ukochana, podeszła i przytuliła.
- Tata wysłał nas na zwiady. Wy macie znaleźć Niszę, a my szukamy Narumi oraz tych domniemanych lwów. Będziemy na tyle blisko Was, żeby w razie czego się zwołać. Powodzenia, bracie.
Valentine podeszła jeszcze tylko do złotego lwa i również go przytuliła. Ona i jej przyjaciółka rzuciły jeszcze tylko wrogie spojrzenie do Chaki i oddaliły się w biegu.
Książę spojrzał jeszcze w górę i dostrzegł nieduży cień. "Zapewne Kusaidia", pomyślał i zwrócił się do Chaki.
- Wskaż nam drogę.
- Lepiej będzie, jeśli poprowadzę.
- Nie! Nie dam się później zaskoczyć! Wskaż mi kierunek.
Lwy mierzyły się wzrokiem, a ich spór przerwał Asani.
- Chwila, przepraszam, Kiongozi, ale myślę, ze to dobry pomysł, aby Chaka prowadził. W tedy się nie zgubimy.
- I będziemy go mięli na oku. - dokończył złośliwie Bahati. - Jeśli wiesz co mam na myśli.
Kongozi musiał się uśmiechnąć na tą uwagę i zszedł Chace z drogi. Gdy be zowy go mijał, a jego twarzy zagościł fałszywy uśmieszek, który został dostrzeżony przez Miujizę. Szary od razu napiął mięśnie jednak nie odezwał się słowem.

Ze wzgórza nieopodal, w krzakach ukrywała się brązowa lwica, pełna wigoru. Narumi patrzyła, jak Chaka, zgodnie z planem prowadzi tych naiwniaków tam gdzie chciała. Chaka był zaślepiony i wykonywał rozkazy lwicy bez mrugnięcia okiem. No, może nie do końca. Narumi planowała przejąć ziemie ojca, ale nie zaszkodziłoby także zawładnąć Lwią Ziemią. A Syn Asante, miał stać się jej władcą, z Narumi u boku. Lwicy to  nie przeszkadzało. Wiedziała, że to ona będzie manipulować poddanymi oraz jej mężem. A posiadanie rodziny, było jej na łapę. Tuż za plecami nagle usłyszała głos.
- Skąd ten dobry humor?
- Wszystko idzie zgodnie z planem. Dlaczego miałabym nie być radosna?
- Bo nie wiesz czy dojdzie do skutku. Wolałbym to wszystko przyspieszyć. Nie słynę z cierpliwości.
- Wiem, ale nic nie da się zrobić. Lepiej trochę poczekać i mieć pewność, ze nie pominę żadnego szczegółu. Chaka zna swe miejsce. A ty?
Potężny lew warknął. Nie znosił zarozumiałego tonu lwicy, ale tylko dzięki niej mógł ziścić swoje marzenia o pozbyciu się Lwioziemców i zemścić się na ich władcy.


Chciałam wszystkich jeszcze raz gorąco powitać na tym blogu, starych i nowych czytelników. Oświadczam iż wrócił on dożycia, ale na pewnych nowych zasadach.
Do tej pory byłam cierpliwa i wszystko przyjmowałam ale trochę się zmieniłam i dość tego!
Po pierwsze, komentarze typu "kiedy next" Od razu idą do kosza. Nie chcę tego widzieć! To jest ostrzeżenie.
Po drugie, pisanie, ze zawaliłam ja oraz nowi twórcy, to dla nas obraza i takie komentarze również będą usuwane. Sorry, ale nie rusza mnie to gadanie, a jedynie obraża mnie, denerwuje i wyraża pogardę. Zachowajcie takie komentarze dla siebie i nie piszcie ich nawet. Jak blog się nie podoba to nie czytajcie, jak się na mnie obraziliście to mnie to nie rusza.
Co było, to minęło. Blog żyje, ja wróciłam i uważam, ze koniec problemu. Nie zamierzam wracać do tego co było problematyczne. Także Wam to radzę.

środa, 12 kwietnia 2017

Od założycielki

Długo nie w chodziłam, nie interesowałam się, mimo wszystko wiedziałam co się dzieje.
Wiem, ze nowi autorzy trochę nawalili.
Zdarza się, nikogo nie będę tłumaczyć, samej siebie także.
Po tym jak dostałam prywatną wiadomość, postanowiłam coś z tym zrobić
Z góry mówię, nie będzie mi łatwo wznowić tutaj działalność, nie oczekujcie cudów.
Robimy tak... w trakcie świat pojawi się rozdział ode mnie i będą kolejne, ale na pewno nieregularnie, raz na... miesiąc? Zobaczymy, moze wena wróci.
DO tego, usuwam wszystkie niewłaściwe komentarze i postanowiłam jakoś zredukować ilość bohaterów. A jak? Dowiecie się czytając.
Zmienił się takze mój styl pisania opowiadań więc nie miejsce mi za złe, jeśli będziecie widzieli znaczną różnicę w rozdziałach starych i nowych.
Do tego poszukuję osoby która będzie mnie motywować i zmuszać do pisania. Rzuci pomysłem i przypomni o pisaniu. Ktoś chętny? Tym razem jeśli będzie tydzień ciszy, zmienię taką osobę bez słuchania tłumaczeń.
Jeszcze jedna kwestia, 4 maja zaczynają mi się matury wiec weźcie to pod uwagę, do tego mam pełno swoich innych hobby, pełno koni do opieki, moja klacz się niedługo źrebi i mam tonę nerwów, do tego nie mogę też zaniedbywać chłopaka...
Specjalnie dla Was jednak zrobię co mogę.
Roselina, dziękuję za motywację i kopa w dupę. Skoro jeszcze chcecie i lubicie tego bloga to będę go kontynuować i nie będę tego robić na siłę.
Okazjonalnie zapraszam na moje prace na wattpad. Pozdrawiam Was!