niedziela, 10 lipca 2016

#77 Shani

Chaka i Narumi Dotarli na Lwią Skałę zdyszani. Panował harmider i zamieszanie. Wszyscy stali ściśnięci przy grocie królewskiej, której wejścia pilnowali król i królowa. Para rozmawiała z Amarą. Narumi dostrzegła Niszę u boku księcia. Podeszła do nich, a biały nastolatek zawarczał na brązową.
- Co tutaj się wyprawia? - lwica zignorowała go.
- Ktoś widział Amarę prowadzącą Lisę w kierunku Lwiej Skały - odpowiedziała Nisza.
- Kogo?
- Matkę Bahatiego. Żonę wyrzutka. Kiedy ją tutaj przyprowadzono zemdlała, a Amara twierdzi, ze nie może powiedzieć czego ona oczekuje. Czekamy aż się obudzi.
Narumi wróciła do Chaki i powiedziała czego się dowiedziała. Dostrzegła ze w grocie leży bezwładnie ciemno beżowa lwica, a obok niej jej syn.
- Jestem pewien, ze to kolejny podstęp. Jeśli uda nam się to wyjaśnić, może nam to pomóc. Niech będzie, Narumi. Pomożesz mi, ja pomogę tobie.
Brązowa spojrzała na Chakę i uśmiechnęła się chytrze. Była coraz bliżej celu.

W tym czasie ranna Lisa obudziła się, ale słysząc zamieszanie za plecami nie ruszyła się. Nie chciała wzbudzić ich zainteresowania jeszcze bardziej. Nie teraz. Dostrzegła syna i cichym głosem kazała mu się zbliżyć.
- Bahati. Połóż się obok. Nie zwracaj ich uwagi - lew wykonał polecenie. Położył się i ułożył głowę obok pyska matki.
- Co ci się stało? O co tutaj chodzi.
- To stado twojego ojca. Szanują i słuchają Khariego jako przywódcę, ale innym pokazują co potrafią.
- Nie reaguje? Dlaczego ich nie powstrzymał?
- Ponieważ jeśli okaze słabość to te lwy odejdą. Bahati, nie mogę tutaj zostać, muszę wrócić, ale się boję. Jesteś mi potrzebny. Posłuchaj, jeśli pokażesz jednej osobie co potrafisz, broniąc mnie, to nie będę mnie ruszać. Musisz mnie bronić.
- Ale... ja żyję tutaj, nie mogę tak nagle zniknąć.
- Miujiza trenował z ojcem i nikt tego nie zauważył. Też dasz radę. Ale chciałabym abys wrócił do mnie na stałe.

Lisa została na Lwiej Skale aż do wieczora, ponieważ nie była w stanie wrócić do domu sama. Nikt z nią nie rozmawiał. Władcy kazali się do niej nie zbliżać. Nawet Bahatiemu. Brązowy musiał znaleźć swoją ukochaną. Siedziala pod Lwią Skałą.
- Dlaczego przyprowadziłaś moją matkę tutaj? Mogli ja zabić.
- Na tym baobabie by zmarła. Tutaj ma chociaż ciebie i może jej pomogą. Czego od ciebie chciała?
- Pragnie abym wrócił z nią do domu - Amara gwałtownie spojrzała na niego - stado mojego ojca nie toleruje jej. Pragnie bym jej bronił.
- Jeżeli odejdziesz, to nie będziesz mógł wrócić. Uznają cię za zdrajcę! Zostawisz mnie?
- Nie chcę cię opuszczać! Nie zrobię tego, ale... ona mnie potrzebuje. Posłuchaj, wymknę się na Cmentarzysko parę razy i pokażę innym, ze nie mają prawa atakować matki. W końcu ja zostawią.
- Nie pozwolę ci zaryzykować. Moim zdaniem to podstęp Khariego, abyś się od nas odwrócił. Bahati proszę, jeśli ci na mnie zależy, nie pojawiaj się tam.
Brązowemu oczy szerzej się otworzyły. Nie wierzył, ze musi wybierać.

W tym czasie stado zgromadziło się nad ciałem słabej Lisy. Próobwano dowiedzieć się co ją sprowadziło na Lwią Ziemię, ale ta twardo trzymała jezyk za zębami. Niektórzy członkowie stada byli poirytowani i nerwowi obecnością wyrzutka. Najbardziej chyba królewskie siostry Leah i Idia. Najchętniej rozerwałyby lwicę od razu. Ale król je powstrzymywał. Cały czas tłumaczył, ze Lisa musi wrócić do domu, ale zdrowa. Wybuchła kłótnia w stadzie. Każdy miał inne zdanie na temat przybysza. Zapanował taki harmider, ze nikt nawet nie zauważył przybycia jeszcze jednego gościa. Nikt oprócz Asaniego, który jak zwykle trzymał się odosobniony i nie mieszał w trudne sprawy. Któraś z lwic podniosła głos.
- Nie potrzebujemy kłopotów. Jeśli chcemy mieć święty spokój potrzebujemy...
- ... Shani - wtrącił Asani.
Wszyscy się obejrzeli za siebie i zamarli. Oczy obecnych skupiły się na brązowej młodej lwicy o jasnych ślepiach, stojącej i uśmiechniętej do obecnych a zarazem trochę zawstydzonej. Przez tłum przepchnęła się pomarańczowa siostra króla, która na widok córki czule się uśmiechnęła, a łzy napłynęły jej do oczu.
- Moje dziecko.