Przedstawiam nowy banner bloga, jest dosyć mroczny, ale taki był cel, ponieważ na lwiej ziemi wkrótce wiele rzeczy sie zmieni.
Rozdział wstawie nie wiem kiedy, bo teraz nie będę miała troche czasu pisac, ale postaram się w tym tygodniu.
W następnej notce będzie ukazanych wiele relacji między lwiątkami, zobaczycie kto kogo lubi, a kto będzie miał z kim na pieńku. Sądzę, ze dokładnie na to czekaliście.
Od Asi nadal nie otrzymałam także notek, które tutaj wstawię jako notki specjalne.
sobota, 27 czerwca 2015
środa, 24 czerwca 2015
#48 Bahati na Lwiej Ziemi
Bahati radośnie bawił się ogonem ojca, który ze śmiechem przyglądał się poczynaniom syna. Lisa była w tym czasie na polowaniu. Poprosiła przed tym męża, aby porozmawiał z synem.
- Bahati, podejdź do mnie.
- Przecież cały czas tutaj jestem.
- Haha, tak, ale podejdź, abym spokojnie mógł cię zobaczyć. Muszę z tobą porozmawiać.
Syn podszedł do łap ojca.
- Czy ma to związek z ostatnią rozmową twoją i mamy?
- Słyszałeś?
- Trochę. O co w tym wszystkim chodzi?
- Posłuchaj, znasz dobrze historię moją i mamy. Opowiadaliśmy ci. Zamieszkasz na jakiś czas na Lwiej Ziemi i nie chodzi mi jedynie o zemstę. Pragnę dla ciebie tego co najlepsze. Mój synu, wiem, ze zasługujesz na miejsce na Lwiej Skale. Od ciebie jedynie zależy, jak będzie wyglądała twoja przyszłość.
- Mówisz, ze mógłbym nawet zostać królem?
- Hmm, tak. owszem. Postaram ci się pomagać, mama także. Ale musisz to dobrze rozegrać. Muszą cię przyjąć do stada. Nie pozwolę, abyś żył na wygnaniu. Rozumiesz mnie?
- Tak tato. Zrobię co każesz.
Khari był dumny z syna. W jego głowie pojawiał się plan doskonały. Teraz wystarczyło zabrać syna na Lwią Ziemię. Resztę musiał zrobić on sam. Wkrótce Sawa pożałuje swojego czynu.
Lwiak natomiast za wiele nie myślał o przyszłości. Nie mógł się już doczekać nowego życia, nowych towarzyszy a także rodzeństwa. Już brakowało mu rodziców. Ale wiedział, ze sobie poradzi.
Późnym popołudniem brązowy lew zabrał syna na granicę. Lew miał już obmyślony dobry plan. Na polanie bawiły się lwiątka z Lwiej Ziemi. Także Hapana i Asani, których już wszystkie maluchy poznały. Skakali na siebie, walczyli i ścigali. Wspaniale sie bawili. Bahati pierwszy raz widział inne lwiątka. Nie wiedział także jak świetnie być w grupie. Ojciec schował się w wysokiej trawie, a syna pchnął do przodu, aby zapoznał innych. Lwiak nieśmiało wyszedł z ukrycia i szybko został dostrzeżony. Wszyscy zaczęli na niego patrzeć, co onieśmieliło lwiaka. Skulił się i wycofał. Kiongozi jako pierwszy sie zbliżył. Miał już doświadczenie w poznawaniu nowych lwiątek.
- Cześć. Kim jesteś?
- Nazywam się Bahati i nie jestem stąd.
- Jestem Kiongozi. To moi przyjaciele. Jak tutaj trafiłeś?
- Sam nie wiem, przez przypadek. Bawiłem się z rodzicami i zgubiłem się.
- Nie martw się. Możemy ci pomóc. CO wy na to?
Książę zwrócił się do reszty. Nie wszyscy byli przekonani do przybysza. Zwłaszcza Chaka, Zawadi, Miujiza i Amara. Miujiza skądś go kojarzył, ale nie mógł sobie przypomnieć. Zawadi trzymała się z Amarą. Chaka był bardziej nerwowy. Zbliżył się do kuzyna i nowego.
- Kiongozi, może powinniśmy się nad tym zastanowić? Co jeśli jest niebezpieczny? - Szeptał mu na ucho.
- Co ty gadasz? To lwiatko, młodsze od nas. Boisz się go?
Książę jedynie żartował, ale Chaka nie znosił kiedy ktoś go drażnił. Pchnął kuzyna na bok i zbliżył się z złowrogą miną do Bahatiego. Brązowy był wystraszony. O to właśnie chodziło Khariemu, jednak jego syna, naprawdę nie bawiła ta sytuacja. Chaka chwilę przyglądał się Bahatiemu i podniósł łapę. Dosyć mocno uderzył Bahatiego w ramię. Ten nawet nie zareagował. Chaka powtórzył swój czyn. Nadal nic. Reszta patrzyła na to z poirytowaniem. nie rozumieli celu beżowego.
- Dobra, chyba udowodniłeś, ze Bahati nie jest niebezpieczny, więc łaskawie przestań go zaczepiać! - Ryknął na niego Kiongozi.
- Ja mu nie ufam kuzynie! Weź to pod uwagę! - Chaka zignorował księcia, uniósł łapę i chcąc uderzyć Bahatiego, tym razem z całej siły, nie zauważył, że zza krzaków wyskoczył Khari. Zaryczał na Chakę i odepchnął go. Kiongozi odsunął kuzyna i stanął na przeciwko rudego lwa. Wiedział, ze nie jest w stanie walczyć z dorosłym samcem. Nikt nie zdawał sobie sprawy, ze w momencie kiedy Bahati się ukazał, Agile kręcił się nieopodal pilnując lwiątek i widząc zamieszanie pobiegł poinformować Sawę.
Parę minut później król dotarł na miejsce zdarzeń. Już z daleka rozpoznał wyrzutka. Razem z Sawa biegła także Idia i Wazi. Król skoczył przed wroga, zasłonił swoje dzieci i zaryczał na rudego. Lwy mierzyły się złowieszczo wzrokiem i warczały na siebie. Król chciał zaatakować i od razu przegnać zdrajcę, ale w porę zauważył za jego łapami lwiatko, którego nie znał.
- No co Sawa? Dziwisz się, ze mnie widzisz?
- Co ty tutaj robisz!? Wynoś się! - Krzyknęła Idia.
- Ahh, Idia, wierz lub nie, ale tęskniłem za tobą. - Powiedział rozradowany Khari. - Jak się czujesz po stracie Chaki? Słyszałem, ze urodziłaś. gratulacje. Wazi, ciebie również miło widzieć. Pamiętam jak Lisa przyniosła do mnie twojego syna... mojego syna. Byłem zaskoczony tą nowiną. Który to? Teraz już go nie poznam.
Lwica zasłoniła wszystkie lwiątka i zawarczała tak groźnie, ze nawet Sawa był zdziwiony.
- To cie zaskoczę, masz także córkę. Ale one mają teraz innego ojca! Więc nie masz tutaj czego szukać. Ty i twój syn! Zabierz go stąd. - Zawadi schowała sie między łapami matki i patrzyła gniewnie na lwa. A wiec to był on.
Lwica od razu rozpoznała w Bahatim lwiątko, które pokazała jej Lisa. Rudy odsunął się nieznacznie i na nowo przybrał poważny wyraz twarzy. Łbem przysunął bliżej króla swojego syna.
- Nie zdążyłeś jeszcze poznać Bahatiego. Nie mam prawa cie o nic prosić, ale chcę aby mój syn zamieszkał na Lwiej Ziemi. W twoim stadzie.
Król spojrzał na wystraszone lwiątko. Nie miał nic wspólnego z dawnymi wydarzeniami. Domyślał się jaka była sytuacja lwów żyjących na wygnaniu. Widział, ze Khari kocha syna i chce dla niego dobrze. Zamknął oczy i pomyślał.
- Zgoda, ale obym cię więcej nie widział.
- Co?
-Sawa! Nie możesz...!
Lwice protestowały, ale wystarczyło jedno karcące spojrzenie na nie i ucichły. Spojrzały na niego z urazą.
Khari zostawił syna i odbiegł do ukochanej. Lew zniknął z pola widzenia. Sawa wiedział, ze gdy tylko malec nabierze zaufania będzie można się z nim dogadać.
- Kiongozi, natychmiast wracajcie do domu. Idia, Wazi powiadomcie stado o zdarzeniu.
Król wracał wraz z Bahatim z tyłu. Chciał aby przyzwyczaił się do jego obecności.
- Niczego się nie obawiaj Bahati. Powiedz mi, co się stało? Mój wysłannik twierdził, że ktoś cię zaatakował.
- Nie do końca.
- A więc? Jak to było? Jestem królem, możesz mi wszystko powiedzieć.Sawa był poirytowany przez ujrzenie Khariego i starał się tego nie okazywać, ale jego głos był beznamiętny.
- Na początku biały się przedstawił i przywitał, ale zaraz potem taki beżowy zaczął mnie uderzać. nie wiedziałem o co chodzi. Chciał sprawdzić czy jestem niebezpieczny.
- Hmmm, wyjaśnię to. Posłuchaj, zamieszkasz teraz na Lwiej Skale. Do stada należy wiele członków. Jest mnóstwo lwiatek, z którymi z pewnością się zaprzyjaźnisz. Czuj się proszę jak u siebie i jeśli będziesz miał jakiś problem zwróć się do mnie, albo Wazi, to ruda lwica, którą widziałeś.
- Ehhhmmm, Wasza wysokość, mam pytanie. Podobno mam tutaj rodzeństwo. Chciałbym ich poznać. Może mnie polubią. Zawsze byłem sam.
Sawa zaprowadził malca na Lwią Skałę. Tam dostrzegł wściekłą Leah'ę. gdy zobaczyła lwiątko warknęła.
- Sawa! Coś ty zrobił, jak mogłeś go przygarnąć? Już nie pamiętasz co się stało przez jego rodziców?
- Leah! Dość. On zostanie z nami. Wina jego rodziców, nie jest jego winą.
- Sawa, ja nie chcę, aby coś się stało Chace przez niego. Straciłam już dwie córki. Nie stracę syna. Asante, też się to nie podoba.
- Chace nic się nie stanie. Poza tym to właśnie twój syn o mało nie doprowadził do agresji. Siostro, uspokój się. Nic się nie stanie. Bahati zostaje - Szeptał na ucho siostrze - może nam pomóc w przypadku Khariego. Wystarczy, że nabierze zaufania, A jeśli będą mięli spory z Chaką, to załatwią to między sobą. Nie będę ingerował w młodzieńcze wybryki póki nic poważnego się nie stanie. Zawsze mi ufałaś siostro, więc zaufaj mi takze teraz.
Lwica odeszła bez słowa. Niedługo później przyszła Wazi, wraz ze swoimi dziećmi. Stanęła na przeciwko kuzyna i Bahatiego. Dogłębnie przemyślała całą sytuację. Domyślała się jak musi czuć się lwiątko. Uśmiechnęła się do niego czule. Król zostawił sprawę w jej łapach.
- Witaj Bahati na Lwiej Ziemi. Miło mi móc cię poznać.
- Mnie również.
- Wiesz kim jestem, na pewno. Poznaj proszę Miujizę i Zawadi, twoje rodzeństwo przyrodnie. Przywitajcie proszę swojego nowego brata.
Miujiza z niepewną miną podszedł do niego.
- Miło cię poznać. Mam nadzieję, ze zdołamy się polubić. - Zagadnął. - W końcu jesteśmy braćmi, prawda? Chętnie zajmę się tobą i wprowadzę w życie tutaj.
Najwidoczniej Miujizie spodobała się cała sytuacja. Był szczęśliwy, ze miał brata. Zawadi była ostrożniejsza, ale zaakceptowała ten fakt.
- Bahati, podejdź do mnie.
- Przecież cały czas tutaj jestem.
- Haha, tak, ale podejdź, abym spokojnie mógł cię zobaczyć. Muszę z tobą porozmawiać.
Syn podszedł do łap ojca.
- Czy ma to związek z ostatnią rozmową twoją i mamy?
- Słyszałeś?
- Trochę. O co w tym wszystkim chodzi?
- Posłuchaj, znasz dobrze historię moją i mamy. Opowiadaliśmy ci. Zamieszkasz na jakiś czas na Lwiej Ziemi i nie chodzi mi jedynie o zemstę. Pragnę dla ciebie tego co najlepsze. Mój synu, wiem, ze zasługujesz na miejsce na Lwiej Skale. Od ciebie jedynie zależy, jak będzie wyglądała twoja przyszłość.
- Mówisz, ze mógłbym nawet zostać królem?
- Hmm, tak. owszem. Postaram ci się pomagać, mama także. Ale musisz to dobrze rozegrać. Muszą cię przyjąć do stada. Nie pozwolę, abyś żył na wygnaniu. Rozumiesz mnie?
- Tak tato. Zrobię co każesz.
Khari był dumny z syna. W jego głowie pojawiał się plan doskonały. Teraz wystarczyło zabrać syna na Lwią Ziemię. Resztę musiał zrobić on sam. Wkrótce Sawa pożałuje swojego czynu.
Lwiak natomiast za wiele nie myślał o przyszłości. Nie mógł się już doczekać nowego życia, nowych towarzyszy a także rodzeństwa. Już brakowało mu rodziców. Ale wiedział, ze sobie poradzi.
Późnym popołudniem brązowy lew zabrał syna na granicę. Lew miał już obmyślony dobry plan. Na polanie bawiły się lwiątka z Lwiej Ziemi. Także Hapana i Asani, których już wszystkie maluchy poznały. Skakali na siebie, walczyli i ścigali. Wspaniale sie bawili. Bahati pierwszy raz widział inne lwiątka. Nie wiedział także jak świetnie być w grupie. Ojciec schował się w wysokiej trawie, a syna pchnął do przodu, aby zapoznał innych. Lwiak nieśmiało wyszedł z ukrycia i szybko został dostrzeżony. Wszyscy zaczęli na niego patrzeć, co onieśmieliło lwiaka. Skulił się i wycofał. Kiongozi jako pierwszy sie zbliżył. Miał już doświadczenie w poznawaniu nowych lwiątek.
- Cześć. Kim jesteś?
- Nazywam się Bahati i nie jestem stąd.
- Jestem Kiongozi. To moi przyjaciele. Jak tutaj trafiłeś?
- Sam nie wiem, przez przypadek. Bawiłem się z rodzicami i zgubiłem się.
- Nie martw się. Możemy ci pomóc. CO wy na to?
Książę zwrócił się do reszty. Nie wszyscy byli przekonani do przybysza. Zwłaszcza Chaka, Zawadi, Miujiza i Amara. Miujiza skądś go kojarzył, ale nie mógł sobie przypomnieć. Zawadi trzymała się z Amarą. Chaka był bardziej nerwowy. Zbliżył się do kuzyna i nowego.
- Kiongozi, może powinniśmy się nad tym zastanowić? Co jeśli jest niebezpieczny? - Szeptał mu na ucho.
- Co ty gadasz? To lwiatko, młodsze od nas. Boisz się go?
Książę jedynie żartował, ale Chaka nie znosił kiedy ktoś go drażnił. Pchnął kuzyna na bok i zbliżył się z złowrogą miną do Bahatiego. Brązowy był wystraszony. O to właśnie chodziło Khariemu, jednak jego syna, naprawdę nie bawiła ta sytuacja. Chaka chwilę przyglądał się Bahatiemu i podniósł łapę. Dosyć mocno uderzył Bahatiego w ramię. Ten nawet nie zareagował. Chaka powtórzył swój czyn. Nadal nic. Reszta patrzyła na to z poirytowaniem. nie rozumieli celu beżowego.
- Dobra, chyba udowodniłeś, ze Bahati nie jest niebezpieczny, więc łaskawie przestań go zaczepiać! - Ryknął na niego Kiongozi.
- Ja mu nie ufam kuzynie! Weź to pod uwagę! - Chaka zignorował księcia, uniósł łapę i chcąc uderzyć Bahatiego, tym razem z całej siły, nie zauważył, że zza krzaków wyskoczył Khari. Zaryczał na Chakę i odepchnął go. Kiongozi odsunął kuzyna i stanął na przeciwko rudego lwa. Wiedział, ze nie jest w stanie walczyć z dorosłym samcem. Nikt nie zdawał sobie sprawy, ze w momencie kiedy Bahati się ukazał, Agile kręcił się nieopodal pilnując lwiątek i widząc zamieszanie pobiegł poinformować Sawę.
- No co Sawa? Dziwisz się, ze mnie widzisz?
- Co ty tutaj robisz!? Wynoś się! - Krzyknęła Idia.
- Ahh, Idia, wierz lub nie, ale tęskniłem za tobą. - Powiedział rozradowany Khari. - Jak się czujesz po stracie Chaki? Słyszałem, ze urodziłaś. gratulacje. Wazi, ciebie również miło widzieć. Pamiętam jak Lisa przyniosła do mnie twojego syna... mojego syna. Byłem zaskoczony tą nowiną. Który to? Teraz już go nie poznam.
Lwica zasłoniła wszystkie lwiątka i zawarczała tak groźnie, ze nawet Sawa był zdziwiony.
- To cie zaskoczę, masz także córkę. Ale one mają teraz innego ojca! Więc nie masz tutaj czego szukać. Ty i twój syn! Zabierz go stąd. - Zawadi schowała sie między łapami matki i patrzyła gniewnie na lwa. A wiec to był on.
- Nie zdążyłeś jeszcze poznać Bahatiego. Nie mam prawa cie o nic prosić, ale chcę aby mój syn zamieszkał na Lwiej Ziemi. W twoim stadzie.
Król spojrzał na wystraszone lwiątko. Nie miał nic wspólnego z dawnymi wydarzeniami. Domyślał się jaka była sytuacja lwów żyjących na wygnaniu. Widział, ze Khari kocha syna i chce dla niego dobrze. Zamknął oczy i pomyślał.
- Zgoda, ale obym cię więcej nie widział.
- Co?
-Sawa! Nie możesz...!
Lwice protestowały, ale wystarczyło jedno karcące spojrzenie na nie i ucichły. Spojrzały na niego z urazą.
Khari zostawił syna i odbiegł do ukochanej. Lew zniknął z pola widzenia. Sawa wiedział, ze gdy tylko malec nabierze zaufania będzie można się z nim dogadać.
- Kiongozi, natychmiast wracajcie do domu. Idia, Wazi powiadomcie stado o zdarzeniu.
Król wracał wraz z Bahatim z tyłu. Chciał aby przyzwyczaił się do jego obecności.
- Niczego się nie obawiaj Bahati. Powiedz mi, co się stało? Mój wysłannik twierdził, że ktoś cię zaatakował.
- Nie do końca.
- A więc? Jak to było? Jestem królem, możesz mi wszystko powiedzieć.Sawa był poirytowany przez ujrzenie Khariego i starał się tego nie okazywać, ale jego głos był beznamiętny.
- Na początku biały się przedstawił i przywitał, ale zaraz potem taki beżowy zaczął mnie uderzać. nie wiedziałem o co chodzi. Chciał sprawdzić czy jestem niebezpieczny.
- Hmmm, wyjaśnię to. Posłuchaj, zamieszkasz teraz na Lwiej Skale. Do stada należy wiele członków. Jest mnóstwo lwiatek, z którymi z pewnością się zaprzyjaźnisz. Czuj się proszę jak u siebie i jeśli będziesz miał jakiś problem zwróć się do mnie, albo Wazi, to ruda lwica, którą widziałeś.
- Ehhhmmm, Wasza wysokość, mam pytanie. Podobno mam tutaj rodzeństwo. Chciałbym ich poznać. Może mnie polubią. Zawsze byłem sam.
Sawa zaprowadził malca na Lwią Skałę. Tam dostrzegł wściekłą Leah'ę. gdy zobaczyła lwiątko warknęła.
- Sawa! Coś ty zrobił, jak mogłeś go przygarnąć? Już nie pamiętasz co się stało przez jego rodziców?
- Leah! Dość. On zostanie z nami. Wina jego rodziców, nie jest jego winą.
- Sawa, ja nie chcę, aby coś się stało Chace przez niego. Straciłam już dwie córki. Nie stracę syna. Asante, też się to nie podoba.
- Chace nic się nie stanie. Poza tym to właśnie twój syn o mało nie doprowadził do agresji. Siostro, uspokój się. Nic się nie stanie. Bahati zostaje - Szeptał na ucho siostrze - może nam pomóc w przypadku Khariego. Wystarczy, że nabierze zaufania, A jeśli będą mięli spory z Chaką, to załatwią to między sobą. Nie będę ingerował w młodzieńcze wybryki póki nic poważnego się nie stanie. Zawsze mi ufałaś siostro, więc zaufaj mi takze teraz.
Lwica odeszła bez słowa. Niedługo później przyszła Wazi, wraz ze swoimi dziećmi. Stanęła na przeciwko kuzyna i Bahatiego. Dogłębnie przemyślała całą sytuację. Domyślała się jak musi czuć się lwiątko. Uśmiechnęła się do niego czule. Król zostawił sprawę w jej łapach.
- Witaj Bahati na Lwiej Ziemi. Miło mi móc cię poznać.
- Mnie również.
- Wiesz kim jestem, na pewno. Poznaj proszę Miujizę i Zawadi, twoje rodzeństwo przyrodnie. Przywitajcie proszę swojego nowego brata.
Miujiza z niepewną miną podszedł do niego.
- Miło cię poznać. Mam nadzieję, ze zdołamy się polubić. - Zagadnął. - W końcu jesteśmy braćmi, prawda? Chętnie zajmę się tobą i wprowadzę w życie tutaj.
Najwidoczniej Miujizie spodobała się cała sytuacja. Był szczęśliwy, ze miał brata. Zawadi była ostrożniejsza, ale zaakceptowała ten fakt.
środa, 17 czerwca 2015
#47 Plan Khariego
Brązowy lew z bliznami na oku bacznie przyglądał się lwiątkom. Nie miał pojęcia kim oni są. Kingoziego porównał z Eclipse, domyślając się, ze jest jej synem, czyli był księciem, ale drugiego nie mógł skojarzyć. Być może był to syn Wazi? Czyli jego...
Ale nie chciał w to wierzyć. Ta myśl wprawiła go w złość, ale i zaciekawienie. postanowił dalej śledzić maluchy. Słyszał jedynie jak oba wołają imię lwiczki, której także nie znał.
- Nisza! Nisza! Ahhh, gdzie ona poszła? Jak mogła tak po prostu zniknąć? - Zastanawiał się książę.
- Może ktoś ją porwał? Wiesz, nie jestem stąd, ale parę dni temu widziałem samotnego lwa z jednym ślepym okiem. Nie wyglądał przyjaźnie. Wiesz może kim on jest?
- Nigdy o nim nie słyszałem, ale może rodzice będą wiedzieć. Teraz to mało ważne. Najważniejsza jest Nisza. Ma złote futro, rzuca się w oczy.
- Będę się rozglądać. Ale tutaj chyba jej nie ma.
Towarzysze ruszyli dalej, brązowy samiec za nimi. Nie wiedząc nawet kiedy dotarli do części Wolnej Ziemi, gdzie książę poznał Asaniego i Hapanę, ale zupełnie nie rozpoznał tego miejsca. Zupełnie także zapomniał o nowo poznanych. W jednej chwili coś usłyszał. Powarkiwania dochodzące z oddali.
- Hej! Słyszysz to Mhati?
- Nie, a co mam słyszeć?
- Słyszę krzyki, jakby ktoś walczył, albo coś takiego! Biegnij za mną!
- Ja nadal nic nie słyszę!
Książę i brązowy lewek pobiegli w wyznaczonym kierunku. Khari pomału tracił nerwy od ciągłego łażenia...
Czy te dzieciaki nie mogą chociaż na chwilę usiąść? Smętnie powlókł się za nimi. Znowu!
Z biegiem porykiwania stawały sie głośniejsze. Jeszcze wystarczyło tylko przeskoczyć, przez ostatnie krzaki i...
Kiongozi wylądował po drugiej stronie. Mhati tuż za nim, ale widać było, ze wychudzony lwiak nie był w formię. Mimo wszystko dobrze się trzymał. nie okazywał zmęczenia. Kiongozi był pełen podziwu. I przyznałby to koledze, ale nie mógł oderwać wzroku od tego co właśnie miał przed oczami.
Nisza i Hapana warczały na siebie zaciekle, powalały na ziemię i przepychały nawzajem. Gryzły i drapały. To nie była zabawa, chociaż na taką wyglądało starcie. Asani odskakiwał z boku na bok unikając przypadkowych ciosów zadawanych w jego stronę, próbując przy okazji przemówić lwiczkom do rozsądku. Widząc księcia kawowy lewek doskoczył do niego. był lekko wystraszony.
- Cześć Kiongozi. Nareszcie przyszedłeś. Czekaliśmy na ciebie.
- Wybacz Asani, wczoraj tyle się wydażyło, ze zupełnie zapomniałem, aby tutaj przyjść. Na dodatek zgubiłem towarzyszkę, która właśnie spiera się z Hapaną.
- Czyli ona jest od ciebie? Nie było mnie gdy zaczęły walczyć. Nie wiem o co chodzi. Ale znając Hapanę, czuję, ze to jej wina. Pomóż.
- Mhati, poznaj proszę Asaniego, ja spróbuję coś podziałać.
Dwa brązowe lwiaki zajęły się sobą bacznie obserwując poczynania księcia. Słowa nie docierały do walczących. Trzeba było to załatwić inaczej. Ale nie chciał się z nimi bić. Próbował zaryczeć, ale wiadomo, jak to lwiątku, słabo to wyszło.
- Dobra! Starczy tego dobrego!
Kiongozi rzucił się między lwiczki. Niszę odepchnął łapą, a Hapanę głową w bok tułowia. Natychmiast przestały i spojrzały zdziwione na księcia.
- Nareszcie. Ja nawet nie chcę wiedzieć jak to sie zaczęło, ale powinienem chociaż spróbować Was pogodzić. - Wział głęboki wdech i westchnął. - Więc? Nisza, mów.
- Zgubiłam cię w czasie biegu i nawet nie słyszałam kiedy przestałeś mnie gonić. Widocznie jestem szybsza od niejednego lwiaka. W tedy przez przypadek trafiłam tutaj, potknęłam się kiedy szłam i wpadłam... na nią! Nie dała się nawet przeprosić i mnie zaatakowała.
- Jak sierota nie potrafi chodzić, to niech nie wstaje w ogóle.
- Naprawdę! To był ten powód? - Kiongozi był wściekły - to najgłupsza rzecz o jaką można się pokłócić, o jakiej do tej pory słyszałem! Przeproście się i po sprawie.
Nisza jako pierwsza wyciągnęła łapę. Hapana niechętnie odwzajemniła gest. Ciężko jednak było powiedzieć, ze lwiatka się pogodziły. W końcu dalej istniało kilka problemów. Kiongozi musiał, tak jak obiecał, zająć się Hapaną i Asanim, ale także Niszą. I co z Mhatim? Książę musiał usiąść i pomyśleć. W tym czasie czwórka lwiątek zajęła się sobą.
- Dobra, posłuchajcie mnie chwilę. Po pierwsze czy ktoś z Was potrafi chociaż w niewielkim stopniu polować? Złapać gryzonia lub coś takiego?
- Wasza Wysokość powinna potrafić. - Rzekła Hapana.
- Mama mi pokazywała, ale nie próbowałem.
Wyszło na to, ze Hapana i Mhati co nieco potrafią. nisza i Asani, nie. W takim wypadku trójka polujących zabrała się do pracy.
Udało im się wywąchać dużego gryzonia, którego nawet nie potrafiły nazwać. Wydawał się idealny. Kiongozi chcąc się wykazać zaczął skradać sie do zwierzaka. Już miał na niego skoczyć, kiedy ten wyczuł jego obecność i zaczął uciekać, a biały lewek upadł z hukiem na ziemię.
Ale nie chciał w to wierzyć. Ta myśl wprawiła go w złość, ale i zaciekawienie. postanowił dalej śledzić maluchy. Słyszał jedynie jak oba wołają imię lwiczki, której także nie znał.
- Nisza! Nisza! Ahhh, gdzie ona poszła? Jak mogła tak po prostu zniknąć? - Zastanawiał się książę.
- Może ktoś ją porwał? Wiesz, nie jestem stąd, ale parę dni temu widziałem samotnego lwa z jednym ślepym okiem. Nie wyglądał przyjaźnie. Wiesz może kim on jest?
- Nigdy o nim nie słyszałem, ale może rodzice będą wiedzieć. Teraz to mało ważne. Najważniejsza jest Nisza. Ma złote futro, rzuca się w oczy.
- Będę się rozglądać. Ale tutaj chyba jej nie ma.
Towarzysze ruszyli dalej, brązowy samiec za nimi. Nie wiedząc nawet kiedy dotarli do części Wolnej Ziemi, gdzie książę poznał Asaniego i Hapanę, ale zupełnie nie rozpoznał tego miejsca. Zupełnie także zapomniał o nowo poznanych. W jednej chwili coś usłyszał. Powarkiwania dochodzące z oddali.
- Hej! Słyszysz to Mhati?
- Nie, a co mam słyszeć?
- Słyszę krzyki, jakby ktoś walczył, albo coś takiego! Biegnij za mną!
- Ja nadal nic nie słyszę!
Książę i brązowy lewek pobiegli w wyznaczonym kierunku. Khari pomału tracił nerwy od ciągłego łażenia...
Czy te dzieciaki nie mogą chociaż na chwilę usiąść? Smętnie powlókł się za nimi. Znowu!
Z biegiem porykiwania stawały sie głośniejsze. Jeszcze wystarczyło tylko przeskoczyć, przez ostatnie krzaki i...
Kiongozi wylądował po drugiej stronie. Mhati tuż za nim, ale widać było, ze wychudzony lwiak nie był w formię. Mimo wszystko dobrze się trzymał. nie okazywał zmęczenia. Kiongozi był pełen podziwu. I przyznałby to koledze, ale nie mógł oderwać wzroku od tego co właśnie miał przed oczami.
Nisza i Hapana warczały na siebie zaciekle, powalały na ziemię i przepychały nawzajem. Gryzły i drapały. To nie była zabawa, chociaż na taką wyglądało starcie. Asani odskakiwał z boku na bok unikając przypadkowych ciosów zadawanych w jego stronę, próbując przy okazji przemówić lwiczkom do rozsądku. Widząc księcia kawowy lewek doskoczył do niego. był lekko wystraszony.
- Cześć Kiongozi. Nareszcie przyszedłeś. Czekaliśmy na ciebie.
- Wybacz Asani, wczoraj tyle się wydażyło, ze zupełnie zapomniałem, aby tutaj przyjść. Na dodatek zgubiłem towarzyszkę, która właśnie spiera się z Hapaną.
- Czyli ona jest od ciebie? Nie było mnie gdy zaczęły walczyć. Nie wiem o co chodzi. Ale znając Hapanę, czuję, ze to jej wina. Pomóż.
- Mhati, poznaj proszę Asaniego, ja spróbuję coś podziałać.
Dwa brązowe lwiaki zajęły się sobą bacznie obserwując poczynania księcia. Słowa nie docierały do walczących. Trzeba było to załatwić inaczej. Ale nie chciał się z nimi bić. Próbował zaryczeć, ale wiadomo, jak to lwiątku, słabo to wyszło.
- Dobra! Starczy tego dobrego!
Kiongozi rzucił się między lwiczki. Niszę odepchnął łapą, a Hapanę głową w bok tułowia. Natychmiast przestały i spojrzały zdziwione na księcia.
- Nareszcie. Ja nawet nie chcę wiedzieć jak to sie zaczęło, ale powinienem chociaż spróbować Was pogodzić. - Wział głęboki wdech i westchnął. - Więc? Nisza, mów.
- Zgubiłam cię w czasie biegu i nawet nie słyszałam kiedy przestałeś mnie gonić. Widocznie jestem szybsza od niejednego lwiaka. W tedy przez przypadek trafiłam tutaj, potknęłam się kiedy szłam i wpadłam... na nią! Nie dała się nawet przeprosić i mnie zaatakowała.
- Jak sierota nie potrafi chodzić, to niech nie wstaje w ogóle.
- Naprawdę! To był ten powód? - Kiongozi był wściekły - to najgłupsza rzecz o jaką można się pokłócić, o jakiej do tej pory słyszałem! Przeproście się i po sprawie.
Nisza jako pierwsza wyciągnęła łapę. Hapana niechętnie odwzajemniła gest. Ciężko jednak było powiedzieć, ze lwiatka się pogodziły. W końcu dalej istniało kilka problemów. Kiongozi musiał, tak jak obiecał, zająć się Hapaną i Asanim, ale także Niszą. I co z Mhatim? Książę musiał usiąść i pomyśleć. W tym czasie czwórka lwiątek zajęła się sobą.
- Dobra, posłuchajcie mnie chwilę. Po pierwsze czy ktoś z Was potrafi chociaż w niewielkim stopniu polować? Złapać gryzonia lub coś takiego?
- Wasza Wysokość powinna potrafić. - Rzekła Hapana.
- Mama mi pokazywała, ale nie próbowałem.
Wyszło na to, ze Hapana i Mhati co nieco potrafią. nisza i Asani, nie. W takim wypadku trójka polujących zabrała się do pracy.
Udało im się wywąchać dużego gryzonia, którego nawet nie potrafiły nazwać. Wydawał się idealny. Kiongozi chcąc się wykazać zaczął skradać sie do zwierzaka. Już miał na niego skoczyć, kiedy ten wyczuł jego obecność i zaczął uciekać, a biały lewek upadł z hukiem na ziemię.
Skołowany otrzepał się z pyłu i dalej leżał na ziemi.
- Uważaj, żebyś się nie przemęczył! - Krzykneła roześmiana Hapana i sama zaczęła polować, udało jej się złapać zwierzaka, którego przytargała w zębach. Rzuciła go przed resztą szczerząc zęby w uśmiechu wyższości i spoglądając na księcia.
- I od czego ma się lwice prawda? Haha, żaden ze mnie łowca, raczej się nie nadaję. - Wszyscy wpadli w śmiech. Nisza podeszła do niego i pomogła mu wstać. Oboje nie chcieli jeść, dlatego trójka ciemniejszych lwiaków mogła się delektować. Po skończonym posiłku należało zrobić coś z Mhatim.
- Mhati, co będzie z tobą dalej?
- O mnie nie musicie się martwić. Wędruję od kiedy pamiętam. Radzę sobie sam. Czasami dołączam się do pojedynczych lub podróżujących stad lwów. Nigdzie nie zagrzewam zbyt długo miejsca. Od dawna nic nie jadłem, ale teraz nabrałem siły. Mam dobrą kondycję.
- Zdążyłem zauważyć. Zazdroszczę ci. Od dzisiaj będę trenował, aby móc ci dorównać.
- Jeszcze dzisiaj w nocy ruszę dalej. Nie wiem czy się zobaczymy, aby porównać nasze możliwości.
- Może kiedyś. Będę pamiętał. Słowo księcia.
Do późnego popołudnia Kiongozi i Nisza siedzieli z resztą. Musieli ich jednak opuścić i wrócić na Lwią Skałę. Tam Kiongozi mógł w końcu przedstawić innym Niszę. Wszyscy ja polubili. Jednakże złota lwiczka, chciała wrócić do matki, która nadal była bardzo słaba. W tym czasie Valentine podeszła do brata i otarła się o niego. Rodzeństwo się uwielbiało.
- Ciągle ostatnio znikasz braciszku. Tata powiedział, ze niedługo chce zacząć lekcje panowania.
- To świetnie. Ale będzie tyle obowiązków.
- Haha, taka rola przyszłego króla.
- Co? Tata jeszcze nie wybrał następcy.
- Bracie, bądźmy szczerzy. Nie jestem zdrową lwiczką. Powierzenie mi królestwa będzie błędem.
- Ale jesteś niezwykle inteligentna Val. Jesteś na Lwiej Skale cały czas. Wiesz co sie dzieje. Ja nie mam pojęcia.
- Ale ja nie chcę.
- Jest jeszcze czas Val, przekonasz się, że będziesz lepsza.
- Ty takze jesteś inteligentny. Zapomnijmy o temacie. Chodź i baw sie z nami. Albo zabierz mnie na spacer. Mam już dość zabawy w królowanie. Chaka, Miujiza i Zawadi ciągle tylko w to się bawią. Od wczoraj. Mam dość.
- Przejdzie im. W takim razie chodźmy. Powiem ci sekret.
Rodzeństwo wyruszyło. Kiongozi wiedział, ze może zaufać siostrze. Powiedział jej o Mhatim i mieszkańcach Wolnej Ziemi. Siostra obiecała, ze nikomu nie powie, ale także chce ich poznać.
- Powiedz mi, jaka jest Nisza?
- Trochę zagubiona. Ale to świetna przyjaciółka. Chciałbym, aby tutaj została na zawsze.
- Mówiła, ze razem z mamą odejdą.
- Wiem. Niestety. Ale zmieńmy temat. Wiesz... postanowiłem częściej bywać na Lwiej Skale. Musze się zaangażować w królewskie życie. Nie chcę, aby rodzice się na mnie zawiedli. I za mało czasu spędzam z całą naszą rodziną.
- Miujiza zawsze o ciebie pyta. Chyba jesteś jego ulubieńcem.
- Myślisz? To całkiem fajne
Biały wypiął dumnie pierś i uśmiechnął się.
- Ale widać, ze Chaka wręcz cię uwielbia Val.
- Haha, też tak sądzę. - Spojrzała na brata i dostrzegła lekką irytację. - Denerwuje cię to?
- Z jednej strony mnie to nie obchodzi, ale bywam zazdrosny. Powiedzmy sobie szczerze, oboje za sobą nie przepadamy, wiem, ze mnie nie lubi.
- Zazdrości ci pozycji, ale tak miałby każdy inny. Z wiekiem mu przejdzie.
- Wiem, ale nie chcę mieć z nim sporów. Bądź co bądź to kuzyn. Rodzina. Będę się chociaż starał.
- Na pewno się dogadacie.
Rodzeństwo postanowiło jeszcze trochę pochodzić. Natomiast w tym czasie Khari wrócił do syna i ukochanej.
- Lisa, witaj kochanie.
- Dzień dobry Khari.
- Nie uwierzysz, kogo widziałem na Wolnej Ziemi. Grupę lwiątek, a w śród nich wypłosza Sawy. Książę odziedziczył sierść po Eclipse. Rzuca się w oczy.
- Nic dziwnego. Białego lwa nie da się przegapić. Co zamierzasz?
- Zauważyłem, ze jest towarzyski. Nie reaguje agresywnie na nowych.
- I co z tego? Kochanie, mów jaśniej, bo nie rozumiem.
- Wiem, jak wkupić się w łaski Sawy. Jak dostać się na Lwią Ziemię. Kochanie, nasz syn zasługuje na wszystko co najlepsze. Dorastanie tutaj nie jest dobrym pomysłem. Nie chce też aby całe życie spędził sam. Bahati musi zamieszkać na Lwiej Ziemi. Wystarczy, ze Kiongozi go polubi, a Sawa nie odmówi przyjęcia go d stada.
- To nasze jedyne dziecko. Wiesz czym ryzykujesz? Poza tym co z Wazi? Ona poznała Bahatiego, na dodatek tam jest jego przyrodnie rodzeństwo.
- To nie ma znaczenia. Na pewno już opowiedziała dzieciom o mnie. Nawet jeśli Bahati oraz reszta lwiatek dowie się kim jesteśmy to nie bedzie miało znaczenia. On nie jest niczemu winien. Nie osądzą go.
- W takim razie muszę ci zaufać. Dajmy mu kilka dni, niech dowie się paru rzeczy, naucz go jak sobie poradzić.
Ich syn słyszał cały plan. Był tego niezwykle ciekaw, ale najbardziej interesował go fakt rodzeństwa. Spodobało mu się życie w innym miejscu. Nie mógł się doczekać.
wtorek, 16 czerwca 2015
#46 Nisza zaginęła!
Notka specjalna od Kaja Moje Opowiadania. Miłego czytania
Kiongozi obudził się wcześnie i porządnie się przeciągnął, ziewając głośno. Było ciemno i wszyscy jeszcze spali. Przypomniał sobie o Niszy i jej mamie, Nevadzie. Natychmiast wstał i pobiegł na drugi koniec jaskini gdzie obie spały. Nie chciał ich budzić ale Nisza i tak, już nie spała.
- Cześć Kiongozi! - szepnęła wesoło i podbiegła do niego.
- Cześć Nisza! - odparł książę. - Chcesz iść na dwór?
- Pewnie!
- Cześć Kiongozi! - szepnęła wesoło i podbiegła do niego.
- Cześć Nisza! - odparł książę. - Chcesz iść na dwór?
- Pewnie!
Dwa lwiątka wybiegły z jaskini.
- Co będziemy robić, książę?
- Nisza, nie mów do mnie książę, to brzmi głupio.
- Ok, a jak mam cię nazywać?
- Mów mi Kion lub Kioni.
- Dobrze Kioni. Chcesz się bawić?
- Dobra!
Kiongozi skoczył na lwiczkę i zaczął gryźć. Nisza odpłacała mu tym samym i lwiątka jakiś czas świetnie się bawiły. Jednak nagle Nisza popchnęła księcia, potknęła się i oba lwiątka sturlały się z Lwiej Skały.
- Auć! - jęknął Kioni wstając - Nisza, nic ci nie jest?
- Nie, spokojnie. Może pójdziemy się pobawić na sawannie? - I nie czekając na odpowiedź, roześmiała się i pobiegła przed siebie, znikając z pola widzenia księcia.
- Poczekaj! - krzyknął Kiongozi i również skoczył w trawę w poszukiwaniu Niszy. Jednak nigdzie jej nie było. Znikła jak kamfora! I co miał teraz zrobić? Przecież
Nevada prosiła go o opiekę nad lwiczką. A teraz tak po prostu zgubił jej córkę!
Nevada prosiła go o opiekę nad lwiczką. A teraz tak po prostu zgubił jej córkę!
- "Chyba nie nadaje się na księcia... - pomyślał zmartwiony. - Ale zaraz! A może ona jest na Wolnej Ziemi? Warto sprawdzić."
Lewek zaczął biec ku granicy. Pędem przebiegł przez kłodę i znalazł się na "polanie", otoczony termitierami. Zatrzymał się.
- Nisza?! Jesteś tu? - zawołał.
Odpowiedziała mu cisza.
- Chyba jej tu nie ma. - Westchnął.
Nagle usłyszał szmer. Coś poruszyło się za pobliskim kamieniem. Kiongozi zaczął się cofać. Szmer narastał. Książę zamknął oczy, pewny, że zaraz zginie, zaatakowany przez kogoś. Wtem...
- Cześć!
Kioni otworzył oczy. Przed nim stał obcy lewek, mniej więcej w jego wieku. Był jednak niewiarygodnie mały i chudy. Widać mu było wszystkie żebra.Śerść obcego lwiątka miała jasno czekoladowy odcień, z kremowym brzuchem, łapami, pyszczkiem i paskiem nad nosem. Miał ciemno brązowe paski na uszach i krótką, króciótką grzywkę w kolorze jasno czekoladowym. Wnętrze uszu nieznajomego była ciemniejsza niż futro lewka, tak samo obwódkiw okół oczu. Jednak pod oczami były białe paski. Nos czekoladowego lwiątka był czarny, a oczy były dwu kolorowe - jedno jasno zielone, drugiepomarańczowe. Kioni patrzył zdziwiony na przybysza.
- Co ty, mowę ci odjęło? - zaśmiał się obcy lewek.
- Eee... Nie... Ee... Kim jesteś i co tu robisz? - zapytał książę niepewnie.
- Jestem Mhati i mieszkam tu. A ty kim jesteś i skąd się wziąłeś?
- Jestem Kiongozi, książę Lwiej Ziemi, syn króla Sawy i królowej Eclipse. Przyszedłem tu, bo zgubiłem przyjaciółkę i pomyślałem, że może tutaj jest. Nie widziałeś jej przypadkiem, Mhati?
- Nie. Ale pomogę ci szukać, znam to miejsce jak nikt inny. Chodź!
- Ok, dzięki za pomoc. - Kiongozi uśmiechnął się z wdzięcznością. Mhati wstał i wbiegł do jednej z termitier. Książę wszedł tam za nim. Jednak nic tam nie było. Lewki wyszły na świeże powietrze i zaczęły szukać dalej. Żaden z nich nie zauważył Khariego, który od dawna przyglądał się lwiątkom iszedł za nimi, gdzie kolwiek poszli.
Królowa
Zwyciężyła lwica numer 4
Tak zadecydowaliście, chociaż było tyle anonimów, ze nie wiedziałam, czy niektórzy nie głosowali przypadkiem kilka razy, mam nadzieje, ze nie... ale nie dociekam.
Oto królowa
A teraz będzie notka specjalna od zdobywczyni trzeciego miejsca w konkursie. Zostanie umieszczona w takiej samej formie w jakiej ją otrzymałam, nie będę niczego dodawała, ani poprawiała. Nie jest to długi post, ale kontynuację się dorobi. :D
Za jakiś czas będziemy wybierać króla o ile będziecie chcieli, mam wiele ładnych zdjęć.
Notka będzie jeszcze dzisiaj.
Pozdrawiam serdecznie
Tak zadecydowaliście, chociaż było tyle anonimów, ze nie wiedziałam, czy niektórzy nie głosowali przypadkiem kilka razy, mam nadzieje, ze nie... ale nie dociekam.
Oto królowa
A teraz będzie notka specjalna od zdobywczyni trzeciego miejsca w konkursie. Zostanie umieszczona w takiej samej formie w jakiej ją otrzymałam, nie będę niczego dodawała, ani poprawiała. Nie jest to długi post, ale kontynuację się dorobi. :D
Za jakiś czas będziemy wybierać króla o ile będziecie chcieli, mam wiele ładnych zdjęć.
Notka będzie jeszcze dzisiaj.
Pozdrawiam serdecznie
poniedziałek, 15 czerwca 2015
Finał!!!
Mamy final wykreślanki. Odpadła złota 6
Ostatecznie wybieramy królową!!!
Teraz piszemy numer który wygra, a nie ten który odpadnie.
Dla mnie królową jest 1
Głosujcie!!!
niedziela, 14 czerwca 2015
Wykreślanka 4
Tyle komentarzy pod poprzednim postem wow, jestem w szoku, cudownie. To lecimy dalej. Odpadła 2 minimalną różnicą głosów z 6 więc kto dalej?
Głosuję na 6
piątek, 12 czerwca 2015
czwartek, 11 czerwca 2015
Wykreślanka część 2
Odpada 5 gramy dalej, kolejna notka będzie jak skończymy wykreślankę z lwicami, szybko ją skończymy i nędą notki, będę dodawała ciag dalszy zabawy co dwa dni. Ja głosuję na numer 6
środa, 10 czerwca 2015
Wykreślanka
W blogu chodzi o fabułę historii i to, żeby było ciekawie. Kończymy z ostatnimi kłótniami i wracamy do priorytetów. Wybralismy grę. Wybieramy królową bloga. Też chcę mieć radochę, więc takze wezmę udział. Piszemy w komentarzu numerek lwicy, która ma najpierw odpaść.
Obrazki są brane z mojego pinteresta https://www.pinterest.com/irmaruszkowska/lions/
Moze wam się spodoba cała moja tablica? Ma ktoś pinteresta? Świetna sprawa, piękne prace można znaleźć.
Dbra wybieramy lwice, która odpadnie najpierw. Ode mnie pierwszy głos - numer 5
A wy jak?
Na dodatek promuje wspaniały talent nowej czytelniczki Eveya Farasi, która wykonała dla mnie wspaniały obrazek na bloga, który dopiero za jakiś czas się ukaże. Na razie niczego nie pokażę. Chyba, ze mogę poprosić Eveye o obrazek specjalny promujący oraz aby ukazać wspaniały talent... ja rysuję ale odręcznie ołówkami. Mój fan art jest w zakładce. Jeżeli jest ktoś ciekawy. Jezeli ktoś chce rysunek odręczny to moge zrobić, bo ostatnio sie nudzę haha
Pozdrawiam wszystkich
niedziela, 7 czerwca 2015
#45 Nisza
Sawa biegł ile sił w łapach. Caly czas miał w glowie słowa dziwnego głosu, który podpowiadał mu, aby udał się na Wolną Ziemię. Biegnac przez nową część królestwa dostrzegł coś dziwnego. Jej połowa nadal była nieurodzajna. Wygladała tak jak dawniej. Coś było nie tak. Kości walały się po ziemi, piach sypał po oczach. Był pewien, ze to miejsce należy do Wolnej Ziemi, ale nie poznawał go. było obce. Możliwe, ze Khari i Lisa mogli właśnie tutaj się ukrywać. Czy właśnie o tym mówił tajemniczy głos? Nie. król czuł, że to musiało być coś innego. Zapadał zmrok. Nikt nie wiedział co się dzieje z królem. Eclipse zaczynała się martwić.
- Spokojnie Ecli, na pewno miał powód, zaraz wróci. - Pocieszała królową Leah
- Pewnie masz racje, ale mam obawy. Ostatnio działy się dziwne rzeczy. Był nieswój i czegoś się obawiał. nie wiem o co chodzi.
- Nic ci nie powiedział?
- Nie pytałam. Pewnie nie chciał mnie martwić.
- Jak dobrze znam mojego brata, to wiem, ze to musiała być poważna sprawa. On nigdy nie działa pochopnie. Może się uspokoisz jak zajmiesz się dziećmi? Agile już się chyba trochę zmęczył.
- Pewnie tak. Spróbuję.
W tamtym momencie lwice usłyszały dochodzące z groty pocharkiwania. To Valentine znowu się dusiła. Wystraszona matka zaraz pobiegła do córki. Zanim dotarła Chaka poklepał ja po plecach i duszności przeszły.
- Valentine, coś się stało? Wszystko w porządku?
- Tak mamo, nic mi nie jest. Chaka mi pomógł. Dziękuję Chakuś.
- Nie ma sprawy.
Lwiak był z siebie dumny, a pochwała starszej kuzynki uradowała go. Lwiczka przytuliła go lekko i pogłaskała po głowie. Czułosci mineły nagle kiedy księżniczka dostrzegła, ze nigdzie nie ma jej brata. Zawsze on jej pomagał. Teraz zniknął.
- Mamo, gdzie Kiongozi?
Eclipse zaczęła się rozglądać. Faktycznie jej syna nigdzie nie było.
- Nie mam pojęcia, jeszcze przed chwilą bawił się z Agile. Co się tutaj dzieje. Najpierw jego ojciec, a teraz on? Robi się ciemno. Chaka i Valentine, zostańcie w jaskini, zabieram lwicę i idę go szukać. nie ruszajcie sie stąd.
Wszystkie lwice oprócz Kiary i Wazi ruszyły na sawannę. Valentine zaniepokoiła się. Teraz myślała już tylko o bracie. Chaka był z tego powodu niezadowolony. Chciał zwrócić na siebie uwagę kuzynki.
- Nie przejmuj się Val. Na pewno poszedł gdzieś na spacer i zapomniał, ze ma wracać do domu. Zaraz wróci. Będzie miał tylko trochę krzyku, bo zwiał.
- Zwiał? Chaka, nawet mnie nie strasz. Mój brat by tego nie zrobił.
- Nie twierdzę, ze coś mu się stało, ale na penwo teraz świetnie się bawi nie myśląc o tym, ze inni się o niego martwią.
- Chaka, stop. Ahhh, czepiasz sie o byle co. Słuchaj - położyła mu łapę na ramieniu i lekko isę uśmiechnęła - dziękuję, naprawdę dziękuję za pomoc. Doceniam twoją troskę i widzę, ze mój ukochany, malutki kuzynek lubi być w centrum uwagi, ale naprawdę nie rozumiem o co ci w tej chwili chodzi.
- Teraz to on jest w centrum uwagi. Nie ważne. Może się pobawimy w królowanie? Ja będę królem, a ty moją królową i będziemy razem rządzić Lwią Ziemią.
- W porządku. Poczekaj, weźmy Amarę, Shani, Zawadi i Miujizę. Niech będą naszymi poddanymi.
- Świetnie. Już wiem. Miujiza będzie złym lwem, ktory jest zazdrosny o moją pozycję i będzie ze mną walczył o władze.
- Haha, ciekawe co on na to. Chodźmy!!!
Lwiątka się bawiły a w tym czasie Kiongozi jako jedyny widział biegnącego ojca. Postanowił ruszyć wraz z nim. A raczej za nim. Niestety po drodze zupełnie zabłądził. Dotarł do Wolnej Ziemi i stracił trop. Postanowił węszyć, ale było tutaj tyle zapachów, ze nie mógł odnaleźć ojca. Nie wiedział nawet tak naprawdę gdzie sie znajduje. Nie zamierzał panikować. Pamiętał słowa mamy, aby nigdy nie panikować i zachować trzeźwość umysłu. Usiadł i zaczął myśleć, co dalej. Usłyszał pewne krzyki. Jakby ktoś się wspaniale bawił. Zapomniał zupełnie po co tutaj przyszedł i ruszył za ich dźwiękiem. Na polanie bawiły się dwa lwiątka, całkiem podobne do siebie. Lwiczka i lewek o ciemnych futerkach. Lwiczka miała niebieskie oczy, natomiast lewek czerwone i rudawą grzywkę. Kiongozi zbliżył się po mału i schował w krzakach. Lwiatka nie zauważyłyby go gdyby nie fakt, ze rudy lwiak wpadł prosto na niego, podczas zabawy. Książę syknął i odskoczył ujawniając się.
- Hej, ktoś ty!? Podglądałeś nas!? - Brązowa lwiczka się wściekła.
- Ehh, to raczej ja powinienem zapytać kim jesteście. Zobaczyłem Was i byłem ciekaw co robicie na mojej ziemi.
- Jakiej twojej? Od kiedy to kocięta mają czelność przywłaszczać sobie cokolwiek? Gadaj kim jesteś.
- Nie jesteś zbyt miła, prawda?
- Jesteś bezczelny. Zjeżdżaj stąd. Inaczej się policzymy. Nas jest dwóch, a ty jeden.
- Cóż za brawura! Szczery z ciebie kociak. Taki jak ja. Tylko, ze ja jestem księciem tej ziemi, Lwiej Ziemi, dlatego radzę ci trzymaj język na wodzy.
Mówiąc to, książę stanął dumnie i stanowczo przez lwiczką wypinając pierś. Widział kiedyś jak ojciec tak robił, kiedy ktos bezczelnie mu się stawiał. Budził w tej chwili respekt. Lwiczka zawarczała, ale cofnęła się dwa kroki. To była pierwsza taka osoba, którą Kiongozi poznał. Polubił ją. Musiał przyznać, ze była harda. Ale nerwowa.
- Ehh, nie zamierzam się z tobą spierać. Chodźmy Asani, zostawmy tą przechwałę i bawmy się gdzie indziej.
Rudy lwiak był zmieszany, ale Kiongozi nie wydawał mu się zły. Stał w bezruchu spoglądając na księcia.
- Ej, nie obrażaj się. Nie chciałem cię zdenerwować, tylko poznać. Moze byłem trochę za mocny. Przepraszam.
Lwiczka patrzyła na niego gniewnie i niepewnie. Podeszła blizej widząc błagalną minę rudego. Lwiak nie chciał zadnych sporów. interesował go biały przybysz. Westchnęła.
- Jestem Hapana*. A ten niemowa to Asani.
- Nie jestem niemową. Po prostu się nie wtrącam. Tak jak powiedziała książę, jestem Asani. A ona potrafi się obrazić o byle powód. Bywa też nerwowa. Jak już zauważyłeś.
- Nie da się nie zauważyć. Ale nie istotne. Jestem Kiongozi, syn Sawy i Eclipse, władców Lwiej Ziemi. Przybiegłem tutaj za ojcem, ale się zgubiłem i znalazłem Was. Skąd jesteście? Jesteście rodzeństwem?
- Absolutnie NIE! - Krzyknęła oburzona Hapana. - Pochodzę z Otwartych pól. Moje stado wędrowało i w czasie burzy piaskowej się zgubiłam. Trafiłam tutaj i spotkałam jego. Ale nie wiem skąd jest, nie chce gadać. Poznaliśmy się dwa dni temu.
- Rozumiem. Zdradzisz gdzie mieszkasz?
- Mało istotne. - Rudy był uparty w tym temacie. - Nie jestem w stanie tam wrócić, to strasznie daleko. Mieszkam gdzie mogę.
- Hmmm, rozumiem, ze nie macie domu, ale nie mogę Wam zagwarantować miejsca w stadzie. Tata jest bardzo ostrożny jeśli chodzi o obce lwy czy nawet lwiatka. Ale sądze, ze mozecie zostać na razie tutaj i się ukrywać. Będę Was krył.
- Umiem polować na gryzonie, powinniśmy sobie poradzić, ale nie myśl sobie, ze będę wdzięczna z tego powodu. - Rzuciła Hapana - SKad mamy wiedzieć, ze komuś nie wygadasz i nas nie zabiją?
- Nie ufasz mi, rozumiem. To nawet lepiej, bo mnie nie znacie, ale ja jestem księciem, a moje słowo jest święte. Tak mówi tata. Będę Was odwiedzał. Regularnie. gdybyście mięli problemy to mówcie. A i uważajcie na lisa pustynnego. To nasz zwiadowca i mój opiekun. Często przebywa tutaj na patrolach.
- Dziękujemy ci Kiongozi, to już wiele. Ja ci ufam, ona raczej nigdy nie zaufa, ale mało ważne.
W tedy Kiongozi dostrzegł, ze słońce już całkiem zaszło. Nie zorientował się kiedy omiótł ich mrok nocy. Miał poważne kłopoty. Musiał wrócić do domu. Pożegnał się szybko i zaczął biec do domu. Przez całą drogę myślał o nowo poznanych. Asani wydawał się naprawdę miły, ale także tajemniczy. Hapana była zimnym typem lwiatka. Czuł, ze będzie można się z nią droczyć, ale także dobrze bawić. Byle jej nie obrazić. To trudne zadanie.
Po mału zbliżał się do Lwiej Skały. Na jej czubku widział ojca. Chodził w jedną i drugą stronę podenerwowany. Chyba się niepokoił. Koło niego stał peszony Agile, który nie dopilnował księcia. W pewnym momencie lis dostrzegł podopiecznego.
- Wasza Wysokość, spójrz. To chyba Kiongozi. - Król spojrzał na biegnącego syna.
- Masz rację. Powiadom Eclipse. - Zaczął zbiegać ze skały. O mało nie zderzył się z synem.
- Tato!
- Kiongozi! Nic cie się nie stało? Gdzieś ty był? Wszyscy cie szukali. - Król był wściekły. - Książę sie tak nie zachowuje.
- Wiem, przepraszam, ale widziałem jak nagle zacząłeś biec i byłem ciekaw co się stało. biegłem za tobą, ale zabłądziłem po drodze. Potem spotkałem... - Zasłonił sobie usta łapą. O mało nie wygadał lwiaków.
- Co dalej? Kogo spotkałeś? - Sawa zaczął się niepokoić. Bał się, ze to mógł być Khari.
- Nikogo, jakaś obca para lwów pytała o drogę do Rajskiej Ziemi - Cóż za marne kłamstwo.
- Oby to było ostatni raz Kiongozi. Matka się niepokoi. Chodź do groty. Musisz kogoś poznać. Mamy gości, tylko bądź grzeczny i zachowaj się odpowiednio.
W jednej z bocznych jaskiń w ciemnościach siedziała Eclipse. Widząc syna uradowała sie. Nie mogła wypuścić go z uścisku.
- Przepraszam mamo, ze zniknąłem. Pobiegłem za tatą i się zgubiłem.
- Nic się nie stało. Wróciłeś. Posłuchaj, mamy ważną sprawę. To poważne.
- Ale co się stało?
Władcy wprowadzili syna do groty, gdzie leżała beżowa lwica, cała poraniona. U jej boku siedziała złota lwiczka o złotych oczach. Była prześliczna. Dorosła lwica otworzyła oczy i spojrzała na księcia. Uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Kiongozi to jest Nevada i jej córka Nisza. Dostałem powiadomienie, ze na Wolnej Ziemi leży ciało lwicy. Pobiegłem i spotkałem Nevadę. Bałem się, ze nie przeżyje więc ją tutaj zabrałem.
- A jaka jest w tym moja rola?
- Nevada wszystko ci wyjaśni, ja muszę powiadomić stado o nowych gościach.
- A ja powiem twojej siostrze, ze jesteś. Strasznie się martwiła.
- Niedługo do niej przyjdę.
Rodzice odeszli. A Kiongozi zbliżył się do lwic. Nevada uśmiechała się przyjaźnie. była śliczną lwicą. Nisza była czujniejsza.
- Witaj Kiongozi. Rodzice trochę mi o tobie opowiedzieli. Proszę poznaj moją córkę.
- Cześć Nisza. Miło Was gościć.
- Jestem strasznie osłabiona, zostałam zaatakowana na Złej Ziemi przez obce lwy. Nie mogę się zająć Niszą. Mam do ciebie prośbę. Proszę zaopiekuj się moja córą, póki nie będę gotowa opuścić Lwiej Ziemi. Czy możesz to zrobić?
- To będzie mój książęcy obowiązek. Przyjdę do Was rano z samego rana. Postaram się Was nie obudzić.
- Nie przejmuj się książę. Dobranoc. Dziękuję ci.
Kiongozi poczuł się dumnie. To był nie lada zaszczyt, móc zająć się tą lwiczką. Postanowił , że przedstawi ja całej paczce lwiatek. Będą się razem wspaniale bawić, ale właśnie w tamtym momencie zapomniał, ze miał sie zająć nie tylkąo Niszą.
- Spokojnie Ecli, na pewno miał powód, zaraz wróci. - Pocieszała królową Leah
- Pewnie masz racje, ale mam obawy. Ostatnio działy się dziwne rzeczy. Był nieswój i czegoś się obawiał. nie wiem o co chodzi.
- Nic ci nie powiedział?
- Nie pytałam. Pewnie nie chciał mnie martwić.
- Jak dobrze znam mojego brata, to wiem, ze to musiała być poważna sprawa. On nigdy nie działa pochopnie. Może się uspokoisz jak zajmiesz się dziećmi? Agile już się chyba trochę zmęczył.
- Pewnie tak. Spróbuję.
W tamtym momencie lwice usłyszały dochodzące z groty pocharkiwania. To Valentine znowu się dusiła. Wystraszona matka zaraz pobiegła do córki. Zanim dotarła Chaka poklepał ja po plecach i duszności przeszły.
- Valentine, coś się stało? Wszystko w porządku?
- Tak mamo, nic mi nie jest. Chaka mi pomógł. Dziękuję Chakuś.
- Nie ma sprawy.
Lwiak był z siebie dumny, a pochwała starszej kuzynki uradowała go. Lwiczka przytuliła go lekko i pogłaskała po głowie. Czułosci mineły nagle kiedy księżniczka dostrzegła, ze nigdzie nie ma jej brata. Zawsze on jej pomagał. Teraz zniknął.
- Mamo, gdzie Kiongozi?
Eclipse zaczęła się rozglądać. Faktycznie jej syna nigdzie nie było.
- Nie mam pojęcia, jeszcze przed chwilą bawił się z Agile. Co się tutaj dzieje. Najpierw jego ojciec, a teraz on? Robi się ciemno. Chaka i Valentine, zostańcie w jaskini, zabieram lwicę i idę go szukać. nie ruszajcie sie stąd.
Wszystkie lwice oprócz Kiary i Wazi ruszyły na sawannę. Valentine zaniepokoiła się. Teraz myślała już tylko o bracie. Chaka był z tego powodu niezadowolony. Chciał zwrócić na siebie uwagę kuzynki.
- Nie przejmuj się Val. Na pewno poszedł gdzieś na spacer i zapomniał, ze ma wracać do domu. Zaraz wróci. Będzie miał tylko trochę krzyku, bo zwiał.
- Zwiał? Chaka, nawet mnie nie strasz. Mój brat by tego nie zrobił.
- Nie twierdzę, ze coś mu się stało, ale na penwo teraz świetnie się bawi nie myśląc o tym, ze inni się o niego martwią.
- Chaka, stop. Ahhh, czepiasz sie o byle co. Słuchaj - położyła mu łapę na ramieniu i lekko isę uśmiechnęła - dziękuję, naprawdę dziękuję za pomoc. Doceniam twoją troskę i widzę, ze mój ukochany, malutki kuzynek lubi być w centrum uwagi, ale naprawdę nie rozumiem o co ci w tej chwili chodzi.
- Teraz to on jest w centrum uwagi. Nie ważne. Może się pobawimy w królowanie? Ja będę królem, a ty moją królową i będziemy razem rządzić Lwią Ziemią.
- W porządku. Poczekaj, weźmy Amarę, Shani, Zawadi i Miujizę. Niech będą naszymi poddanymi.
- Świetnie. Już wiem. Miujiza będzie złym lwem, ktory jest zazdrosny o moją pozycję i będzie ze mną walczył o władze.
- Haha, ciekawe co on na to. Chodźmy!!!
Lwiątka się bawiły a w tym czasie Kiongozi jako jedyny widział biegnącego ojca. Postanowił ruszyć wraz z nim. A raczej za nim. Niestety po drodze zupełnie zabłądził. Dotarł do Wolnej Ziemi i stracił trop. Postanowił węszyć, ale było tutaj tyle zapachów, ze nie mógł odnaleźć ojca. Nie wiedział nawet tak naprawdę gdzie sie znajduje. Nie zamierzał panikować. Pamiętał słowa mamy, aby nigdy nie panikować i zachować trzeźwość umysłu. Usiadł i zaczął myśleć, co dalej. Usłyszał pewne krzyki. Jakby ktoś się wspaniale bawił. Zapomniał zupełnie po co tutaj przyszedł i ruszył za ich dźwiękiem. Na polanie bawiły się dwa lwiątka, całkiem podobne do siebie. Lwiczka i lewek o ciemnych futerkach. Lwiczka miała niebieskie oczy, natomiast lewek czerwone i rudawą grzywkę. Kiongozi zbliżył się po mału i schował w krzakach. Lwiatka nie zauważyłyby go gdyby nie fakt, ze rudy lwiak wpadł prosto na niego, podczas zabawy. Książę syknął i odskoczył ujawniając się.
- Hej, ktoś ty!? Podglądałeś nas!? - Brązowa lwiczka się wściekła.
- Ehh, to raczej ja powinienem zapytać kim jesteście. Zobaczyłem Was i byłem ciekaw co robicie na mojej ziemi.
- Jakiej twojej? Od kiedy to kocięta mają czelność przywłaszczać sobie cokolwiek? Gadaj kim jesteś.
- Nie jesteś zbyt miła, prawda?
- Jesteś bezczelny. Zjeżdżaj stąd. Inaczej się policzymy. Nas jest dwóch, a ty jeden.
- Cóż za brawura! Szczery z ciebie kociak. Taki jak ja. Tylko, ze ja jestem księciem tej ziemi, Lwiej Ziemi, dlatego radzę ci trzymaj język na wodzy.
Mówiąc to, książę stanął dumnie i stanowczo przez lwiczką wypinając pierś. Widział kiedyś jak ojciec tak robił, kiedy ktos bezczelnie mu się stawiał. Budził w tej chwili respekt. Lwiczka zawarczała, ale cofnęła się dwa kroki. To była pierwsza taka osoba, którą Kiongozi poznał. Polubił ją. Musiał przyznać, ze była harda. Ale nerwowa.
- Ehh, nie zamierzam się z tobą spierać. Chodźmy Asani, zostawmy tą przechwałę i bawmy się gdzie indziej.
Rudy lwiak był zmieszany, ale Kiongozi nie wydawał mu się zły. Stał w bezruchu spoglądając na księcia.
- Ej, nie obrażaj się. Nie chciałem cię zdenerwować, tylko poznać. Moze byłem trochę za mocny. Przepraszam.
Lwiczka patrzyła na niego gniewnie i niepewnie. Podeszła blizej widząc błagalną minę rudego. Lwiak nie chciał zadnych sporów. interesował go biały przybysz. Westchnęła.
- Jestem Hapana*. A ten niemowa to Asani.
- Nie jestem niemową. Po prostu się nie wtrącam. Tak jak powiedziała książę, jestem Asani. A ona potrafi się obrazić o byle powód. Bywa też nerwowa. Jak już zauważyłeś.
- Nie da się nie zauważyć. Ale nie istotne. Jestem Kiongozi, syn Sawy i Eclipse, władców Lwiej Ziemi. Przybiegłem tutaj za ojcem, ale się zgubiłem i znalazłem Was. Skąd jesteście? Jesteście rodzeństwem?
- Absolutnie NIE! - Krzyknęła oburzona Hapana. - Pochodzę z Otwartych pól. Moje stado wędrowało i w czasie burzy piaskowej się zgubiłam. Trafiłam tutaj i spotkałam jego. Ale nie wiem skąd jest, nie chce gadać. Poznaliśmy się dwa dni temu.
- Rozumiem. Zdradzisz gdzie mieszkasz?
- Mało istotne. - Rudy był uparty w tym temacie. - Nie jestem w stanie tam wrócić, to strasznie daleko. Mieszkam gdzie mogę.
- Hmmm, rozumiem, ze nie macie domu, ale nie mogę Wam zagwarantować miejsca w stadzie. Tata jest bardzo ostrożny jeśli chodzi o obce lwy czy nawet lwiatka. Ale sądze, ze mozecie zostać na razie tutaj i się ukrywać. Będę Was krył.
- Umiem polować na gryzonie, powinniśmy sobie poradzić, ale nie myśl sobie, ze będę wdzięczna z tego powodu. - Rzuciła Hapana - SKad mamy wiedzieć, ze komuś nie wygadasz i nas nie zabiją?
- Nie ufasz mi, rozumiem. To nawet lepiej, bo mnie nie znacie, ale ja jestem księciem, a moje słowo jest święte. Tak mówi tata. Będę Was odwiedzał. Regularnie. gdybyście mięli problemy to mówcie. A i uważajcie na lisa pustynnego. To nasz zwiadowca i mój opiekun. Często przebywa tutaj na patrolach.
- Dziękujemy ci Kiongozi, to już wiele. Ja ci ufam, ona raczej nigdy nie zaufa, ale mało ważne.
W tedy Kiongozi dostrzegł, ze słońce już całkiem zaszło. Nie zorientował się kiedy omiótł ich mrok nocy. Miał poważne kłopoty. Musiał wrócić do domu. Pożegnał się szybko i zaczął biec do domu. Przez całą drogę myślał o nowo poznanych. Asani wydawał się naprawdę miły, ale także tajemniczy. Hapana była zimnym typem lwiatka. Czuł, ze będzie można się z nią droczyć, ale także dobrze bawić. Byle jej nie obrazić. To trudne zadanie.
Po mału zbliżał się do Lwiej Skały. Na jej czubku widział ojca. Chodził w jedną i drugą stronę podenerwowany. Chyba się niepokoił. Koło niego stał peszony Agile, który nie dopilnował księcia. W pewnym momencie lis dostrzegł podopiecznego.
- Wasza Wysokość, spójrz. To chyba Kiongozi. - Król spojrzał na biegnącego syna.
- Masz rację. Powiadom Eclipse. - Zaczął zbiegać ze skały. O mało nie zderzył się z synem.
- Tato!
- Kiongozi! Nic cie się nie stało? Gdzieś ty był? Wszyscy cie szukali. - Król był wściekły. - Książę sie tak nie zachowuje.
- Wiem, przepraszam, ale widziałem jak nagle zacząłeś biec i byłem ciekaw co się stało. biegłem za tobą, ale zabłądziłem po drodze. Potem spotkałem... - Zasłonił sobie usta łapą. O mało nie wygadał lwiaków.
- Co dalej? Kogo spotkałeś? - Sawa zaczął się niepokoić. Bał się, ze to mógł być Khari.
- Nikogo, jakaś obca para lwów pytała o drogę do Rajskiej Ziemi - Cóż za marne kłamstwo.
- Oby to było ostatni raz Kiongozi. Matka się niepokoi. Chodź do groty. Musisz kogoś poznać. Mamy gości, tylko bądź grzeczny i zachowaj się odpowiednio.
W jednej z bocznych jaskiń w ciemnościach siedziała Eclipse. Widząc syna uradowała sie. Nie mogła wypuścić go z uścisku.
- Przepraszam mamo, ze zniknąłem. Pobiegłem za tatą i się zgubiłem.
- Nic się nie stało. Wróciłeś. Posłuchaj, mamy ważną sprawę. To poważne.
- Ale co się stało?
Władcy wprowadzili syna do groty, gdzie leżała beżowa lwica, cała poraniona. U jej boku siedziała złota lwiczka o złotych oczach. Była prześliczna. Dorosła lwica otworzyła oczy i spojrzała na księcia. Uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Kiongozi to jest Nevada i jej córka Nisza. Dostałem powiadomienie, ze na Wolnej Ziemi leży ciało lwicy. Pobiegłem i spotkałem Nevadę. Bałem się, ze nie przeżyje więc ją tutaj zabrałem.
- A jaka jest w tym moja rola?
- Nevada wszystko ci wyjaśni, ja muszę powiadomić stado o nowych gościach.
- A ja powiem twojej siostrze, ze jesteś. Strasznie się martwiła.
- Niedługo do niej przyjdę.
Rodzice odeszli. A Kiongozi zbliżył się do lwic. Nevada uśmiechała się przyjaźnie. była śliczną lwicą. Nisza była czujniejsza.
- Witaj Kiongozi. Rodzice trochę mi o tobie opowiedzieli. Proszę poznaj moją córkę.
- Cześć Nisza. Miło Was gościć.
- Jestem strasznie osłabiona, zostałam zaatakowana na Złej Ziemi przez obce lwy. Nie mogę się zająć Niszą. Mam do ciebie prośbę. Proszę zaopiekuj się moja córą, póki nie będę gotowa opuścić Lwiej Ziemi. Czy możesz to zrobić?
- To będzie mój książęcy obowiązek. Przyjdę do Was rano z samego rana. Postaram się Was nie obudzić.
- Nie przejmuj się książę. Dobranoc. Dziękuję ci.
Kiongozi poczuł się dumnie. To był nie lada zaszczyt, móc zająć się tą lwiczką. Postanowił , że przedstawi ja całej paczce lwiatek. Będą się razem wspaniale bawić, ale właśnie w tamtym momencie zapomniał, ze miał sie zająć nie tylkąo Niszą.
wtorek, 2 czerwca 2015
#44 Te problemy
Na Lwiej Skale Idia wróciła z polowania. Od razu zaczęła szukać swoich dzieci. Zupełnie zapomniała, ze zostawiła córki z Kiarą. Dotarła na łąkę i uśmiechneła się widząc z daleka, jak jej obie pociechy wspaniale się bawią pod czujnym okiem Kiary. Amara kiedy tylko ją zobaczyła szturchnęła Shani i powiedziała, ze widzi mamę.
- Witaj córeczko, jak było na polowaniu?
- W porządku, zdobycz leży na Lwiej Skale. Możesz już tam wrócić, zajmę się córkami.
- Dziękuję, muszę odpocząć.
Lwica odeszła, a Idia przytuliła się do lwiczek. Położyła obok i zaczęła się z nimi bawić. W tamtym momencie Shani przypomniała się sprawa ich taty.
- Mamo, mam do ciebie prośbę. Czy mogłabyś opowiedzieć nam o tacie? Nic o nim nie wiemy, a babcia nie chciała nic mówić.
- Hmmm, w porządku. Mogę Wam o nim opowiedzieć.
Córeczki wtuliły się w jej łapy. Shani zamknęła oczy. W ten sposób o wiele lepiej sobie wszystko wyobrażała.
- Wasz tata nazywał się Chaka, tak samo jak Wasz kuzyn. Ciocia Leah spotkała go podczas swojej nieobecności po wypadku. Tą historię znacie. Zaprzyjaźniła się z nim. Kiedy postanowiła wrócić do domu zabrała go ze sobą. Od razu się polubiliśmy. Spędzaliśmy razem czas, interesował się mną, potrafił mnie obronić. Nie to co lew, z którym w tedy się spotykałam. Zerwaliśmy, a ja zakochałam się w waszym ojcu. Po jakimś czasie zaszłam w ciążę. Niestety został zabity przez lwa, z którym się spotykałam w mojej obronie. Nawet nie wiedział, ze jestem w ciąży. Nie zdążył Was poznać.
- Jak wyglądał? - Zapytała Shani, która chciała ujrzeć go w marzeniach.
- Przystojny o pięknych oliwkowych oczach, rudej grzywie i beżowej sierści. Był naprawdę wspaniały. Ahhh... gdyby teraz żył, na pewno ciągle by się Wami zajmował. Uwielbiał dzieci.
- Dlaczego musiał nas opuścić? To niesprawiedliwe. - Stwierdziła Shani.
- No własnie... dlaczego?
Idia spojrzała w niebo i przymrużyła oczy. Miała ogromną nadzieję, ze duch jej ukochanego ujawni się jej tak samo jak Kovu Kiarze. Liczyła na to, ze zostanie on patronem jednej z córek. W pewnym momencie zauważyła, ze lwiczki zasnęły. Oparła głowę o własne łapy i zaczęła wspominać dawne czasy. Od dzieciństwa do chwili obecnej. W tedy w jej głowie ukazał sie obraz Khariego. Nie chciała, aby jej dzieci kiedykolwiek go poznały. Aby przez niego cierpiały. Nie mogła do tego dopuścić.
W tym czasie w jednej z grot Chaka odpoczywał u boku swej mamy po energicznej zabawie z książętami. Lwiak szybko się męczył i zaczynał nudzić, chociaż kuzynostwo nadal wspaniale się bawilo z Agile. Biegali po całej grocie i walczyli. Beżowy lwiak patrzył na to wszystko od niechcenia.
- Kochanie, czy coś się stało? Czemu już się nie bawisz?
- Nie mam ochoty. Znudziło mi się.
- Czyżby?
- Tak
Lewek dalej się upierał przy swoim. Ton jego głosu jednak zdradzał, że było coś więcej. Przez swoją chorobę rósł bardzo wolno i był znacznie mniejszy od kuzynów. Nie chciał się z nimi bawić, ponieważ nie miał szans w jakiejkolwiek grze. Nawet się nie starał. Jego matka zauważyła lekkie poirytowanie i gniew w oczach.
- No dobra synu, mów co się dzieje? Mnie nie oszukasz. - Lwiątko nie chciało nic mówić, ale chyba nie miało wyboru.
- Jestem za maly...
- Jak to "za mały"? Nie rozumiem?
- Jestem tylko trochę młodszy, a zobacz jak odstaję od reszty? Ja nie rosnę.
- Rośniesz skarbie, ale powoli. To tylko chwilowe. Rafiki powiedział,ze w czasie trwania dzieciństwa możesz się trochę wolniej... jakby to dobrze ująć... rozwijać. Ale to się unormuje. Zobaczysz. Wyrośniesz jeszcze na dumnego lwa, jak tata.
- Ale teraz nie mam szans wygrać w zadnej zabawie. Nie mówiąc już o walkach!
- Ahhh, dlaczego samce zawsze chcą walczyć? - Pytała sama siebie z ironią. - Kochanie, liczy się także spryt. Jesteś niewielki, ale to pomoże ci na przykład w grze w chowanego, ukrywaniu się i jesteś niezwykle inteligentny. Tylko trochę zazdrosny. I... nie wiem jak ci pomóc. Porozmawiaj z tatą. On lepiej ci pomoże.
- A jak tata mi pomoże?
- To jest twój ojciec, a synowie zawsze wspaniale się z nimi dogadują. Wiem co mówię. Zawołam go. Poczekaj tutaj, a najlepiej się pobaw z kuzynami.
Lwica poszła po męża. Asante rozmawiał razem z Wimbo na temat Wolnej Ziemi. Leah podeszła do meża i wtuliła sie w jego sierść. Ten polizał ją i także odwzajemnił uczucia.
- Wybacz Wimbo, ale czy mogę prosić, abyście zakończyli spotkanie? Asante jest mi potrzebny.
- Oczywiście Leah i tak już omówiliśmy co chcieliśmy. Wracam do Wazi i dzieci, do zobaczenia później. Na wieczornym patrolu z Sawą.
- Mów kochanie, co się stało?
- Twój syn cię potrzebuje. Dostał jakiś kompleksów przez swój wzrost i rozwój. Strasznie cierpi z tego powodu. Pomóż mu, jesteś jego ojcem.
- Spokojnie, ja to załatwię. Mój syn nie musi się o nic martwić.
Asante poszedł do jaskiin i zawołał syna. Razem wyszli na zewnątrz i usiedli na jakimś kamieniu.
- Chaka, mama mi opowiedziała o co chodzi. Posłuchaj, to jest przejściowe, za niedługo nadgonisz i dorównasz kuzynom. Poza tym jesteś można powiedzieć środkowy, ponieważ... jesteś większy na przykład od Miujizy i Zawadi, Shani i Amary...
- Ale mi tak naprawdę o nich nie chodzi, nawet o Valentine. To lwice, więc wiadomo, ze będę większy i silniejszy, Miujiza tak szybko mnie nie dogoni.
- Więc o kogo chodzi?
- O Kiongoziego. Tato, denerwuje mnie to, ze wszyscy widzą w nim kogoś idealnego. Nie rozumiem dlaczego. Dlaczego on ma wszystko?!
- Chaka, teraz to ja nie rozumiem. Wyjaśnij mi co ci dokładnie chodzi. Jesteś zazdrosny?
Asante trochę poirytowało zachowanie syna.
- Jest największy z nas wszystkich, zachowuje się tak królewsko, dba o wszystkich i jest księciem! To nie sprawiedliwe. Dlaczego ja nim nie jestem.
- Bo ja nie jestem królem Chaka. Byłbym nim gdyby to twoja matka została wybrana na królową, ale od samego początku następcą był twój wujek Sawa. I to jego dzieci są książętami. Rozumiem, ze jesteś zazdrosny, ale musisz zrozumieć, ze to co ma Kiongozi to nie wszystko, dla ciebie powinno się liczyć to jaki ty jesteś. W końcu dorośniesz i to zrozumiesz, zostaniesz... no nie wiem lwem walczącym albo patrolującym jak ja. Staniesz się niezwykle przystojnym i silnym lwem, znajdziesz lwicę, założysz własna rodzinę. Nic innego nie będzie cie obchodzić. Na razie, korzystaj z dzieciństwa i baw się. Bądź najlepszym w tym co robisz.
Słowa ojca mocno wpłynęły na Chakę. Młody lwiak pogodził się ze słowami Asante, ale mimo wszystko nie zamierzał się tak po prostu poddać, zamierzał udowodnić, ze jest godzien wysokiej pozycji, uznania, szacunku, a nawet pozycji władcy. Nie da sobie wejść na głowę. Wrócił do jaskini i ponownie zaczął bawić się z Valentine i Kiongozim.
Podczas zachodu słońca Sawa usiadł na czubku Lwiej Skały. Od jakiegoś czasu coś go niepokoiło. Ale nie wiedział co i nie mógł obie z tym poradzić. Starał się nie myśleć o tym przy zabawie z dziećmi, czy przed snem. Eclipse starała mu się pomóc.
- Może twój ojciec mógłby ci pomóc? Idź do Rafikiego. Udzieli ci rady. To co złe, to się wydarzyło twojej siostrzenicy. Czy jest możliwe, ze jest coś jeszcze? - Mówiła królowa kiedy się denerwował.
Postanowił udać się do mandryla. Zaczął schodzić Lwiej Skały. W pewnej chwili usłyszał nieznany głos.
- Przeszukaj Wolną Ziemię.
- He? Tato?
Ten głos był inny.
- Kto to powiedział?
- Idź na wolną Ziemię. To na niej wszystko się zacznie...
Głos ucichł, a jakaś wewnętrzna podświadomość kazała mu skierować się do drugiej części królestwa. Bylo coraz ciemniej, ale nie mógł czekać do rana. Rzucił się biegiem przed siebie.
W tym czasie na Wolnej Ziemi...
- Los Nam nie sprzyja, kochanie. Proszę wybacz mi za to, ze nie mogę cię bronić.
- Mamo, to nie twoja wina. Cieszę się, ze jesteś przy mnie. Ale sie boję.
- Wiem. Ja też. Ale odnajdę nasz nowy dom, nasze stado i twojego tatę. On nam pomoże. Obiecał nam. Przysięgam ci, Nisza, przysięgam, córeczko.
Złota lwica przytuliła do siebie równie złotą lwiczkę i pomimo licznych krwawych i bolesnych ran,udało jej się usnąć.
- Witaj córeczko, jak było na polowaniu?
- W porządku, zdobycz leży na Lwiej Skale. Możesz już tam wrócić, zajmę się córkami.
- Dziękuję, muszę odpocząć.
Lwica odeszła, a Idia przytuliła się do lwiczek. Położyła obok i zaczęła się z nimi bawić. W tamtym momencie Shani przypomniała się sprawa ich taty.
- Mamo, mam do ciebie prośbę. Czy mogłabyś opowiedzieć nam o tacie? Nic o nim nie wiemy, a babcia nie chciała nic mówić.
- Hmmm, w porządku. Mogę Wam o nim opowiedzieć.
Córeczki wtuliły się w jej łapy. Shani zamknęła oczy. W ten sposób o wiele lepiej sobie wszystko wyobrażała.
- Wasz tata nazywał się Chaka, tak samo jak Wasz kuzyn. Ciocia Leah spotkała go podczas swojej nieobecności po wypadku. Tą historię znacie. Zaprzyjaźniła się z nim. Kiedy postanowiła wrócić do domu zabrała go ze sobą. Od razu się polubiliśmy. Spędzaliśmy razem czas, interesował się mną, potrafił mnie obronić. Nie to co lew, z którym w tedy się spotykałam. Zerwaliśmy, a ja zakochałam się w waszym ojcu. Po jakimś czasie zaszłam w ciążę. Niestety został zabity przez lwa, z którym się spotykałam w mojej obronie. Nawet nie wiedział, ze jestem w ciąży. Nie zdążył Was poznać.
- Jak wyglądał? - Zapytała Shani, która chciała ujrzeć go w marzeniach.
- Przystojny o pięknych oliwkowych oczach, rudej grzywie i beżowej sierści. Był naprawdę wspaniały. Ahhh... gdyby teraz żył, na pewno ciągle by się Wami zajmował. Uwielbiał dzieci.
- Dlaczego musiał nas opuścić? To niesprawiedliwe. - Stwierdziła Shani.
- No własnie... dlaczego?
Idia spojrzała w niebo i przymrużyła oczy. Miała ogromną nadzieję, ze duch jej ukochanego ujawni się jej tak samo jak Kovu Kiarze. Liczyła na to, ze zostanie on patronem jednej z córek. W pewnym momencie zauważyła, ze lwiczki zasnęły. Oparła głowę o własne łapy i zaczęła wspominać dawne czasy. Od dzieciństwa do chwili obecnej. W tedy w jej głowie ukazał sie obraz Khariego. Nie chciała, aby jej dzieci kiedykolwiek go poznały. Aby przez niego cierpiały. Nie mogła do tego dopuścić.
W tym czasie w jednej z grot Chaka odpoczywał u boku swej mamy po energicznej zabawie z książętami. Lwiak szybko się męczył i zaczynał nudzić, chociaż kuzynostwo nadal wspaniale się bawilo z Agile. Biegali po całej grocie i walczyli. Beżowy lwiak patrzył na to wszystko od niechcenia.
- Kochanie, czy coś się stało? Czemu już się nie bawisz?
- Nie mam ochoty. Znudziło mi się.
- Czyżby?
- Tak
Lewek dalej się upierał przy swoim. Ton jego głosu jednak zdradzał, że było coś więcej. Przez swoją chorobę rósł bardzo wolno i był znacznie mniejszy od kuzynów. Nie chciał się z nimi bawić, ponieważ nie miał szans w jakiejkolwiek grze. Nawet się nie starał. Jego matka zauważyła lekkie poirytowanie i gniew w oczach.
- No dobra synu, mów co się dzieje? Mnie nie oszukasz. - Lwiątko nie chciało nic mówić, ale chyba nie miało wyboru.
- Jestem za maly...
- Jak to "za mały"? Nie rozumiem?
- Jestem tylko trochę młodszy, a zobacz jak odstaję od reszty? Ja nie rosnę.
- Rośniesz skarbie, ale powoli. To tylko chwilowe. Rafiki powiedział,ze w czasie trwania dzieciństwa możesz się trochę wolniej... jakby to dobrze ująć... rozwijać. Ale to się unormuje. Zobaczysz. Wyrośniesz jeszcze na dumnego lwa, jak tata.
- Ale teraz nie mam szans wygrać w zadnej zabawie. Nie mówiąc już o walkach!
- Ahhh, dlaczego samce zawsze chcą walczyć? - Pytała sama siebie z ironią. - Kochanie, liczy się także spryt. Jesteś niewielki, ale to pomoże ci na przykład w grze w chowanego, ukrywaniu się i jesteś niezwykle inteligentny. Tylko trochę zazdrosny. I... nie wiem jak ci pomóc. Porozmawiaj z tatą. On lepiej ci pomoże.
- A jak tata mi pomoże?
- To jest twój ojciec, a synowie zawsze wspaniale się z nimi dogadują. Wiem co mówię. Zawołam go. Poczekaj tutaj, a najlepiej się pobaw z kuzynami.
Lwica poszła po męża. Asante rozmawiał razem z Wimbo na temat Wolnej Ziemi. Leah podeszła do meża i wtuliła sie w jego sierść. Ten polizał ją i także odwzajemnił uczucia.
- Wybacz Wimbo, ale czy mogę prosić, abyście zakończyli spotkanie? Asante jest mi potrzebny.
- Oczywiście Leah i tak już omówiliśmy co chcieliśmy. Wracam do Wazi i dzieci, do zobaczenia później. Na wieczornym patrolu z Sawą.
- Mów kochanie, co się stało?
- Twój syn cię potrzebuje. Dostał jakiś kompleksów przez swój wzrost i rozwój. Strasznie cierpi z tego powodu. Pomóż mu, jesteś jego ojcem.
- Spokojnie, ja to załatwię. Mój syn nie musi się o nic martwić.
Asante poszedł do jaskiin i zawołał syna. Razem wyszli na zewnątrz i usiedli na jakimś kamieniu.
- Chaka, mama mi opowiedziała o co chodzi. Posłuchaj, to jest przejściowe, za niedługo nadgonisz i dorównasz kuzynom. Poza tym jesteś można powiedzieć środkowy, ponieważ... jesteś większy na przykład od Miujizy i Zawadi, Shani i Amary...
- Ale mi tak naprawdę o nich nie chodzi, nawet o Valentine. To lwice, więc wiadomo, ze będę większy i silniejszy, Miujiza tak szybko mnie nie dogoni.
- Więc o kogo chodzi?
- O Kiongoziego. Tato, denerwuje mnie to, ze wszyscy widzą w nim kogoś idealnego. Nie rozumiem dlaczego. Dlaczego on ma wszystko?!
- Chaka, teraz to ja nie rozumiem. Wyjaśnij mi co ci dokładnie chodzi. Jesteś zazdrosny?
Asante trochę poirytowało zachowanie syna.
- Jest największy z nas wszystkich, zachowuje się tak królewsko, dba o wszystkich i jest księciem! To nie sprawiedliwe. Dlaczego ja nim nie jestem.
- Bo ja nie jestem królem Chaka. Byłbym nim gdyby to twoja matka została wybrana na królową, ale od samego początku następcą był twój wujek Sawa. I to jego dzieci są książętami. Rozumiem, ze jesteś zazdrosny, ale musisz zrozumieć, ze to co ma Kiongozi to nie wszystko, dla ciebie powinno się liczyć to jaki ty jesteś. W końcu dorośniesz i to zrozumiesz, zostaniesz... no nie wiem lwem walczącym albo patrolującym jak ja. Staniesz się niezwykle przystojnym i silnym lwem, znajdziesz lwicę, założysz własna rodzinę. Nic innego nie będzie cie obchodzić. Na razie, korzystaj z dzieciństwa i baw się. Bądź najlepszym w tym co robisz.
Słowa ojca mocno wpłynęły na Chakę. Młody lwiak pogodził się ze słowami Asante, ale mimo wszystko nie zamierzał się tak po prostu poddać, zamierzał udowodnić, ze jest godzien wysokiej pozycji, uznania, szacunku, a nawet pozycji władcy. Nie da sobie wejść na głowę. Wrócił do jaskini i ponownie zaczął bawić się z Valentine i Kiongozim.
Podczas zachodu słońca Sawa usiadł na czubku Lwiej Skały. Od jakiegoś czasu coś go niepokoiło. Ale nie wiedział co i nie mógł obie z tym poradzić. Starał się nie myśleć o tym przy zabawie z dziećmi, czy przed snem. Eclipse starała mu się pomóc.
- Może twój ojciec mógłby ci pomóc? Idź do Rafikiego. Udzieli ci rady. To co złe, to się wydarzyło twojej siostrzenicy. Czy jest możliwe, ze jest coś jeszcze? - Mówiła królowa kiedy się denerwował.
Postanowił udać się do mandryla. Zaczął schodzić Lwiej Skały. W pewnej chwili usłyszał nieznany głos.
- Przeszukaj Wolną Ziemię.
- He? Tato?
Ten głos był inny.
- Kto to powiedział?
- Idź na wolną Ziemię. To na niej wszystko się zacznie...
Głos ucichł, a jakaś wewnętrzna podświadomość kazała mu skierować się do drugiej części królestwa. Bylo coraz ciemniej, ale nie mógł czekać do rana. Rzucił się biegiem przed siebie.
W tym czasie na Wolnej Ziemi...
- Los Nam nie sprzyja, kochanie. Proszę wybacz mi za to, ze nie mogę cię bronić.
- Mamo, to nie twoja wina. Cieszę się, ze jesteś przy mnie. Ale sie boję.
- Wiem. Ja też. Ale odnajdę nasz nowy dom, nasze stado i twojego tatę. On nam pomoże. Obiecał nam. Przysięgam ci, Nisza, przysięgam, córeczko.
Złota lwica przytuliła do siebie równie złotą lwiczkę i pomimo licznych krwawych i bolesnych ran,udało jej się usnąć.
Jest nowa notka i dlatego korzystam z okazji aby zaprosić Was do czytania moich postów na http://stado-sprawiedliwych.blogspot.com
Będę tam pisała historia z wieloma innymi lwami. Moją postacią jest lwica Livani. Może Wam się spodoba.
Subskrybuj:
Posty (Atom)