Biały książę opuścił na kilka chwil Lwią Straż i odbiegł w wysoką trawę. Po kilku chwilach do zniecierpliwionego nastolatka zleciała Kusaidia. Był to stary już ptak i na pewno bardzo doświadczony.
- Mój Panie, przybywam na rozkaz.
- Kusaidia zapewne? Miło cię poznać.
- Czego potrzebujesz Panie?
- Widziałaś gdzieś Niszę? Albo Narumi? Cokolwiek?
- Jedynie twoją siostrę i jej towarzyszki? Wy idziecie na północ, one kierują się na północny wschód.
- Czyli mimo wszystko cały czas będą w pobliżu. To mnie cieszy. Mniej obie grupy cały czas na oku. Gdyby się coś działo, zawołaj mnie. Potrafisz naśladować głos mojej siostry?
- Owszem. Czy coś jeszcze?
- Zmierzamy do Dżungli. Chciałbym abyś przed nami tam poleciała i przeszukała obrzeża. Powiadom mnie tylko w tedy gdy coś zobaczysz. Jeśli nie, leć do mojej siostry. Ruszaj!
Ptak wykonał polecenie, a książę wrócił do grupy.
- Gdzie byłeś? - Podszedł do niego Miujiza, który jako jedyny nie obawiał się sprowokować księcia, reszta nie wchodziła kuzynom pod nogi.
- Korzystam z pewnej pomocy. Wybacz, nie mogę powiedzieć, na razie. Co mówi Chaka? Dlaeko jeszcze?
- Sam go zapytaj. Ja jakoś mam już dość jego obecności.
- Nie było mnie 10 minut. Co się stało?
- Gdy tylko cię nie ma, zaczyna te swoje wywody jaki biedny to on nie jest. I jakim królem by był.
Miujiza wypowiedział te słowa tak dosadnie, specjalnie, bo wiedział, ze one podniosą księciu ciśnienie. Myślał, ze ten trochę naprostuje kuzyna, ale książę, o dziwo nieco się opanował. Wziął głęboki oddech i podszedł do kuzyna. Beżowy rzucił mu wyzywające spojrzenie i kpiący uśmiech.
- I co kuzynie? Dałeś upust swemu żalu, tak aby nikt nie widział?
Ksiażę warknął, kłapnął mu zębami przed nosem i zaczął go otaczać, ciasno i szybko, aby go zdezorientować.
- Powiedz mi Chaka, co byś zrobił na moim miejscu? Gdybyś to ty był następcą?
- Ja...
- Gdybyś stracił partnerkę?
- Co ty...
- Gdybyś musiał uchronić swoje ziemie przed napastnikami?
- ...
- Odpowiadaj!
Zatrzymał się tak gwałtownie przed jego oczami, ze beżowy aż usiadł.
- Ja... nie wiem.
- No właśnie. Nie wiesz, nie jesteś w stanie tak szybko wymyślić co robić, a ja muszę! Więc dobrze, że nie jesteś następcą, bo w takim wypadku, marny byłby nasz los. A skoro ten obowiązek spoczywa na mnie, to ty nie myśl o bzdurach tylko wykonuj polecenia! Bo tylko to masz robić. Myślisz, ze byłbyś dobrym królem? Proszę bardzo.
Książę skoczył na głaz, który leżał obok i zwrócił się do grupy.
- Oficjalnie oświadczam przy was wszystkich, ze jeśli coś mi się stanie, jeśli zginę, to Chaka II przejmie tron po moich rodzicach. W tedy, ty kuzynie oraz cała reszta będą mogli ocenić ile warte były twoje słowa. Jednak nie ciesz się. - zeskoczył z kamienia i stanął wyzywająco, uśmiechając się, przed kuzynem. - Bo nie zamieram zginąć.
Po tym wystąpieniu dało się czuć respekt jaki budził następca tronu.W tym momencie każdy członek stada chciał iść tylko za nim. Jednak Kiongozi nie zamierzał chwilowo nic zmieniać i ponowie kazał Chace prowadzić. Do granicy z Dżunglą panowała cisza. Lwy co jakiś czas zerkały na księcia, nawet Chaca, który był bez wyrazu. Po prostu szedł. Był zmęczony. Fizycznie i psychicznie. I każdy z nich to widział. Chaka wiedział, ze teraz jest osłabiony. Musiał o tym powiadomić Narumi. To była ich szansa. Ale coś sprawiało, ze miał obawy.
Nastał wieczór, a po Dżungli nie należy poruszać się po zmierzchu. Zarządzono więc postój. A kiedy grupa zasnęła, beżowy lew otworzył lśniące, niebieskie ślepia i kierowany węchem szedł na wzgórze, przez rzekę, aby zatrzeć swój ślad.
Tam stanął twarzą w twarz z brązową lwicą oraz dwoma innymi lwami. Zawarczał na ich widok. Miał nadzieję, ze będą sami.
- Dobrze się spisałeś Chaka, myślałam, ze nie uwierzą. - Zaczęła lwica. - Poprowadź ich, z samego rana, na wzgórze, dalej na północ. Tam wszystko się rozstrzygnie.
- Tak, Narumi. - Dumny pochwałą lew podszedł do niej i przytulił się.
Dla Chaki to było coś więcej. Zakochał się w niej. Jednak ona zezwalała mu na te czułości tylko dlatego, ze dawał się wykorzystywać. Młody lew za nimi warknął, aby zwrócić na siebie uwagę.
- Nie wiem, po co w ogóle czekamy! Powinniśmy załatwić to teraz, póki śpią. Szybko i bez litości.
- Nguvu ma rację, Narumi. - Wtrącił się starszy lew. - Nie wiem, na co zwłoka. Co chcesz osiągnąć?
- Chcę zemsty! - Gwałtownie warknęła. - Na ojcu, rodzeństwie i lwioziemcach, za to, jak mnie potraktowano. Chcę zemsty za moje życie! Należę do szlachetnego rodu, a nie mam nic! To, powinno Wam wystarczyć.
- Ale czy wasza trójka załatwi sprawę? To Lwia Gwardia, a ja jestem jednym z nich. Jeśli to się nie powiedzie, zabiją mnie lub wygnają.
- Więc graj, tak jak do tej pory. Dobrze ci to wychodzi.
- Nie nabiorę Kiongoziego! Jeśli będzie skupiał się na mnie, to się nie uda.
- Księciem zajmę się osobiście, a potem, jego ojcem. - Odezwał się najstarszy lew. Chakę przyprawiał on o dreszcze. Był małomówny i non stop poważny. Blizny na jego ciele świadczyły o doświadczeniu i trudnym życiu.
- Proszę bardzo. Ale ostrzegam, ze mój kuzyn nie da sie łatwo pokonać.
Z tymi słowy beżowy lew wrócił do swojej grupy. Trójka obserwowała jak odchodzi. Zwłaszcza Narumi, która zastanawiała się, czy zabić go razem z resztą, czy dać mu jeszcze szansę.
- Zaczyna mnie to drażnić.
Do lwicy odezwał się młodszy lew. Spoglądał na Chakę z mordem w oczach.
- To już długo nie potrwa, najdroższy. Cierpliwości. Ale będzie nam potrzebny. Więc musisz wytrzymać.
- Robię to tylko dla ciebie i obietnicy tych ziem. Ale pozwól, ze to ja go zabiję. Już się nie mogę doczekać, aby przed śmiercią wyjawić mu prawdę.
Lew rozmarzył się, a lwica wtuliła się w jego grzywę. On objął ją czule łapą. Marzenie o władzy, wkrótce miało się ziścić.
Następnego dnia słowa księcia dalej robiły wrażenie na towarzyszach, ale nikt się nie odzywał. Miujiza wstał jako pierwszy, przebiegł wzrokiem po małej grupce, a jego spojrzenie zatrzymało się na kuzynie o beżowej sierści. Była pociemniała od wody. Miujiza zmrużył oczy i w tedy usłyszał pojedyncze ziewnięcia kompanów. Pomału każdy się budził.
- Przydałoby się zapolować - rzucił Bahati. - Co wy na to?
- Dobry pomysł. Ale nie wiem czy w Dżungli znajdziemy coś wystarczająco dużego - odezwał się Asani.
- Nie, nie mamy czasu!
Krzyk Chaki zwrócił uwagę wszystkich. Byli zaskoczeni.
- Musimy ruszać dalej, w końcu zależy nam na czasie.
- Chaka, jeśli dojdzie do bójki nie będziemy mięli siły walczyć. Musimy coś upolować - Miujiza był stanowczy.
- Możemy zmarnować więcej siły szukając pożywienia. Lepiej iść. Nie wiemy czy będziemy zmuszeni się bronić.
- Chaka ma rację - niespodziewanie odezwał się książę.
Towarzysze spojrzeli na niego zaskoczeni. Miujiza podszedł do kuzyna i przyjrzał mu się. Oczy białego były zamglone. Porwanie Niszy sprawiło, że lew stanowczo nie był sobą.
- Jeśli znajdziemy coś po drodze, to upolujemy. Ale na razie ruszajmy dalej.
To był rozkaz i nikt nie zamierzał protestować. Przyjaciele zjedli jeszcze na Lwiej Ziemi, więc nie byli głodni. Ale woleli nie stracić masy. Kiongozi skinął głową na młodszego kuzyna, a Chaka ruszył przodem wskazując drogę. Tak jak było ustalone, prowadził ich na północ.
Kiongozi i Miujiza szli jako ostatni nieco dalej od reszty.
- Zaczyna śmierdzieć padliną, Kiongozi. Rano Chaka był mokry. W nocy musiał gdzieś chodzić.
- Może po prostu pił w rzece. Mi też się to wszystko nie podoba. Ale zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz.
- Jaka?
- Gdzie, na wielkich królów, jest Narumi? Jakoś nie potrafię sobie wyobrazić, aby ta lwica dała się schwytać. Jest za sprytna.
- Twierdzisz cały czas że to zasadzka?
- Miej uszy i oczy szeroko otwarte.
- To dlaczego nie dałeś nam polować?
- Mamy dość siły. Widziałeś jak mu zależało aby iść dalej? Stracił by pewność siebie gdybyśmy nabrali sił. Mógłby w tedy to wszystko przeciągać.
- A co jeśli to jednak nie jest zasadzka i popadamy w paranoję?
- Nie sądzę.
- Dlaczego?
- Podobno zaatakowali ich w drodze powrotnej ze stada rodziców Niszy.
- Tak i co z tego?
- Ta droga tam nie prowadzi. Więc skąd wie gdzie to wszystko zaszło?
Argument nie do pobicia. Miujiza miał tornado w głowie. Jeśli to zasadzka, będzie źle, jeśli faktycznie zdarzyło się to o czym mówił Chaka, też będzie źle. Przecież napastników może być znacznie więcej od nich. A jesli będzie to całe stado? Nie mają szans.
fajowy rozdział i z niecierpliwością czekam na next
OdpowiedzUsuńHuhu... :D Akcja coraz to bardziej się rozkręca! :D Czekam z niecierpliwością na następna notkę! ^.^
OdpowiedzUsuńFantastyczny rozdział i oczywiście czekam na next.Podoba mi się Kiongozi w tym rozdziale,taki..fajny ^^
OdpowiedzUsuń*pozdrawiam*
Fajny rozdziałek ;)
OdpowiedzUsuńBardzo Fajny rozdział. Nie mogę się doczekać kolejnego ^.^
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać kolejnej noci.W międzyczasie zapraszam was na mój nowy blog,https://krlew4.blogspot.com.Na razie jest tam tylko zakładka bohaterowie,ale jutro zacznę dopracowywać pierwszą notkę
OdpowiedzUsuń