Nowa wersja ostatniego dodanego rozdziału. Od założycielki.
Chaka był marnym kłamcom, ale o dziwo udało mu się przechytrzyć większość członków stada. Oczywiście nie każdy wierzył w jego bohaterską postawę, którą zaprezentował w swojej opowieści. Jednym z takich lwów był Kiongozi, którego nie obchodził marny stan kuzyna. Zignorował obecność pozostałych i z ostrym warknięciem rzucił się na beżowego, przygniatając go własnym ciałem. Nie dość, ze Chaka był mniejszy i słabszy to teraz był dodatkowo osłabiony i nawet nie próbował przeciwstawić się księciu. Biały przygniatał go do ziemi, warczał i patrzył morderczym wzrokiem.
- Synu! Dosyć tego!
- Nie wierzę mu, ojcze! Słyszysz? Nie wierzę! A wy? Nawet jeśli jakieś obce stado istnieje, to na pewno on i Narumi maczali w tym łapy. Te rany mógł zadać sobie sam. Albo nie. Narumi ci to zrobiła, prawda?
- Zejdź z niego, Kiongozi. To rozkaz.
A rozkazowi króla się nie odmawia. Zrobił jednak Kiongozi co mu powiedziano. Nie spojrzał więcej na kuzyna. Brzydził go. Wiedział co się dzieje, widział, jak zaatakowali Niszę. I nic nie zrobił. Nawet nie wezwał pomocy.
Biały książę bez słowa odwrócił się i udał na Lwią Skałę. Za nim podążyła reszta, z wyjątkiem Chaki i jego rodziców. Przyjaciel króla miał zbolałą minę.Również nie patrzył na syna, tylko na swoje łapy.
- Tato... ja naprawdę...
- Ja również ci nie wierzę.Nie potrafię.
I także go zostawił. Została jedynie matka, która pomogła mu wstać.
- A ty? Mamo?
- Zbyt wiele razy go zawiodłeś. Nie dziw mu się. Może to ja jestem ta naiwna, ale postanowiłam ci uwierzyć. Lecz pamiętaj, ze to ostatni raz, jeśli i mnie zawiedziesz... chodź do domu. Trzeba coś postanowić w tej sprawie.
- Czy ja coś jeszcze znaczę na Lwiej Ziemi? - Jego pytanie było groźne. Ale dało się słyszeć drżenie.
- Jesteś głupcem jeśli zadajesz takie pytania! Każdy kto mieszka na lwiej ziemi jest potrzebny. Poza tym, martwisz się swoją pozycją kiedy życie twojej przyszłej królowej jest zagrożone? Należysz do straży, Chaka. Tym powinieneś się teraz martwić.
Na Lwiej Skale zadecydowano. Należało znaleźć Narumi oraz domniemane stado. W tedy uda się znaleźć Niszę. Kiongoziego piekły łapy. Chciał iść nawet teraz, zupełnie sam. Jedynie matce udawało się go uspokoić. Nastał wieczór, a wyraźnie zmęczony biały lew w końcu opadł ciężko na czubku Lwiej Skały. Patrzył w dal wzrokiem na zmianę smutnym i wściekłym. W zamyśleniu nie dosłyszał kroków za sobą.
- Znam to spojrzenie. Widywałam je wiele razy w młodości.
Łeb białego lwa zerwał się gwałtownie by spojrzeć na intruza.
- Mamo!.. Skąd? Od własnego ojca?
- Nie. - podeszła i położyła się obok z kamiennym wyrazem. - Od twojego. Dobrze pamiętam jaki był, gdy zaginęła Leah. Porywczy i obcy, dla nas wszystkich. Bałam się w tedy, ze go stracę, bo wpadnie w obłęd. Teraz, boję się o ciebie.
- Co jeśli ona nie żyje?
- Nie wolno ci tak myśleć! Musisz mieć wiarę! Posłuchaj mnie uważnie i nie powtarzaj tego nikomu. Nawet ojcu. Mam własnego szpiega na Lwiej Ziemi. To dziwogon, Kusaidia. Pomoże ci znaleźć czegokolwiek szukasz, ale musi to być sekret. Inaczej tego nie zrobi.
- Dlaczego?
- Dziwogony nie ufają każdemu. Ona, ufa mnie, ale jeśli ją poproszę, poleci z tobą. trzymaj ją w sekrecie. Powiadomi mnie bądź twoją siostrę, gdybyście potrzebowali pomocy.
- Czyli, ze mam iść sam? Nie wiem gdzie.
- Na wielkich przodków, nie! Pójdziesz z Lwią Strażą. Rozmawiałam już z ojcem. Chaka wskaże wam drogę.
- Ja mu nie ufam. Może doprowadzić nas do zasadzki, albo będziemy iść w złą stronę.
- Po to, będziesz miał Kusaidię. Zaufaj jej. Zaufaj mnie.
Królowa wstała i pochyliła się by polizać czule syna po policzku.
- Bądźcie ostrożni. To będzie pierwszy raz gdy będziesz musiał zachować się jak prawdziwy władca, którym kiedyś zostaniesz.
- Nuada rządzi strażą.
- Owszem i to on będzie prowadził resztę do bitwy, gdy zajdzie taka potrzeba. Ale rozkaz do ataku, musisz wydać ty. Tak samo jak ostateczny osąd. Walczyć dalej, czy uciekać. To decyzje który każdy wódz musi podejmować. I to bardzo trudne.
Biała już oddaliła się o kilka kroków, lecz zaraz za nią jeszcze, młody książę krzyknął.
- Dlaczego nazywasz mnie wodzem?
- Bo to oznacza twoje imię. Przywódca. I nim właśnie jesteś.
- Jestem także księciem! Przyszłym królem.
- Tytuł księcia nic ci nie da podczas bitwy. A królem, jeszcze nie jesteś.
Z tymi słowy zniknęła w jaskini. "Ale kiedyś nim będę i niech każdy obcy wie się o tym, już dziś". Pomyślał. Kilka chwil patrzył w gwiazdy. Nagle dostrzegł w nich sylwetkę, bardzo wyraźną. Która nabrała koloru i ostrości. Siedzący wśród gwiazd, brązowy i dumny lew, spoglądał na niego z uśmiechem.
- Słuchaj słów swej matki, Kiongozi. Wiele w nich prawdy. Jednak nie popełnij mego błędu i nie pozwól się im opętać.
I gwiazdy się rozeszły. Biały z zaskoczeniem patrzył dalej w czarne niebo, nie do końca rozumiejąc ich sens. Zatracony w słowach matki...?
- Dziadek Kovu...
Następnego dnia młode lwy znalazły się pod Lwią Skałą. Straż, z Nuadą na czele, siedziała jak na szpilkach. Już za chwilę mięli wyruszać. Czekali jedynie na Kiongoziego, który właśnie szedł w ich stronę w towarzystwie ojca.
- Dlaczego lwice nie pójdą z nami?
- Bo zapomnicie skupić się na zadaniu, czyli ratowaniu WYŁĄCZNIE Niszy. Jeśli dojdzie do bójki, twoi przyjaciele ruszą do ukochanych.
- Nie są aż tacy naiwni, tato.
Król uśmiechnął się kpiąco do syna.
- Z doświadczenia wiem, ze się mylisz. Poza tym, przydadzą się tutaj. Mają już wyznaczony cel.
Z tymi słowy, król go zostawił. Kiongozi podszedł do gwardii. Rzucił im ostre i zdeterminowane spojrzenie. Ale nie było ono wrogie.
- Nie będę Wam przypominał co macie robić. Liczę na Was, przyjaciele.
- Znajdziemy ją. Wierz mi. - odparł do księcia Miujiza.
Biały spojrzał na najlepszego przyjaciela. Wiedział, ze dla Niszy wiele poświęci. Książę dla kuzyna także był na to gotów.
- Ruszamy.
Nie przeszli nawet 100 metrów, gdy Nuada zobaczył dwie lwice biegnące w ich stronę. Były to Valentine i Hapana. Lwice zatrzymały się gwałtownie obok samców.
- Co wy tutaj robicie? Wracajcie do stada. Podobno macie zadanie. - Zaczął Miujiza.
- Tak, mamy. - odpowiedziała mu ukochana, podeszła i przytuliła.
- Tata wysłał nas na zwiady. Wy macie znaleźć Niszę, a my szukamy Narumi oraz tych domniemanych lwów. Będziemy na tyle blisko Was, żeby w razie czego się zwołać. Powodzenia, bracie.
Valentine podeszła jeszcze tylko do złotego lwa i również go przytuliła. Ona i jej przyjaciółka rzuciły jeszcze tylko wrogie spojrzenie do Chaki i oddaliły się w biegu.
Książę spojrzał jeszcze w górę i dostrzegł nieduży cień. "Zapewne Kusaidia", pomyślał i zwrócił się do Chaki.
- Wskaż nam drogę.
- Lepiej będzie, jeśli poprowadzę.
- Nie! Nie dam się później zaskoczyć! Wskaż mi kierunek.
Lwy mierzyły się wzrokiem, a ich spór przerwał Asani.
- Chwila, przepraszam, Kiongozi, ale myślę, ze to dobry pomysł, aby Chaka prowadził. W tedy się nie zgubimy.
- I będziemy go mięli na oku. - dokończył złośliwie Bahati. - Jeśli wiesz co mam na myśli.
Kongozi musiał się uśmiechnąć na tą uwagę i zszedł Chace z drogi. Gdy be zowy go mijał, a jego twarzy zagościł fałszywy uśmieszek, który został dostrzeżony przez Miujizę. Szary od razu napiął mięśnie jednak nie odezwał się słowem.
Ze wzgórza nieopodal, w krzakach ukrywała się brązowa lwica, pełna wigoru. Narumi patrzyła, jak Chaka, zgodnie z planem prowadzi tych naiwniaków tam gdzie chciała. Chaka był zaślepiony i wykonywał rozkazy lwicy bez mrugnięcia okiem. No, może nie do końca. Narumi planowała przejąć ziemie ojca, ale nie zaszkodziłoby także zawładnąć Lwią Ziemią. A Syn Asante, miał stać się jej władcą, z Narumi u boku. Lwicy to nie przeszkadzało. Wiedziała, że to ona będzie manipulować poddanymi oraz jej mężem. A posiadanie rodziny, było jej na łapę. Tuż za plecami nagle usłyszała głos.
- Skąd ten dobry humor?
- Wszystko idzie zgodnie z planem. Dlaczego miałabym nie być radosna?
- Bo nie wiesz czy dojdzie do skutku. Wolałbym to wszystko przyspieszyć. Nie słynę z cierpliwości.
- Wiem, ale nic nie da się zrobić. Lepiej trochę poczekać i mieć pewność, ze nie pominę żadnego szczegółu. Chaka zna swe miejsce. A ty?
Potężny lew warknął. Nie znosił zarozumiałego tonu lwicy, ale tylko dzięki niej mógł ziścić swoje marzenia o pozbyciu się Lwioziemców i zemścić się na ich władcy.
Chciałam wszystkich jeszcze raz gorąco powitać na tym blogu, starych i nowych czytelników. Oświadczam iż wrócił on dożycia, ale na pewnych nowych zasadach.
Do tej pory byłam cierpliwa i wszystko przyjmowałam ale trochę się zmieniłam i dość tego!
Po pierwsze, komentarze typu "kiedy next" Od razu idą do kosza. Nie chcę tego widzieć! To jest ostrzeżenie.
Po drugie, pisanie, ze zawaliłam ja oraz nowi twórcy, to dla nas obraza i takie komentarze również będą usuwane. Sorry, ale nie rusza mnie to gadanie, a jedynie obraża mnie, denerwuje i wyraża pogardę. Zachowajcie takie komentarze dla siebie i nie piszcie ich nawet. Jak blog się nie podoba to nie czytajcie, jak się na mnie obraziliście to mnie to nie rusza.
Co było, to minęło. Blog żyje, ja wróciłam i uważam, ze koniec problemu. Nie zamierzam wracać do tego co było problematyczne. Także Wam to radzę.
Kurcze, już sama długość zadziwia, a treść jak zwykle po prostu wyborna ^.^! Kocham Twoje notki i życzę Ci aby wena nigdy ale to nigdy się nie wyczerpała!
OdpowiedzUsuńCo do upomnienia myślę, że wszyscy się teraz do tego zastosują i nie będzie czegoś takiego jak kiedyś. :)
Ps. Pisałem, że styl się nie zmieni aż tak drastycznie >:)!
Fantastyczny i ciekawy rozdział.Domyślam się,kim był ten lew co rozmawiał z Narumi.Podobała mi się bardzo ta rozmowa typu matka i syn.
OdpowiedzUsuńStyl pisania rzeczywiście się zmienił,ale nie twierdze,że mi się nie podoba.
*pozdrawiam cię bardzo serdecznie i naturalnie czekam na next :*
Stara dobra Irma wróciła ^^ Mimo, że dałam pomysł na notkę, w twoim wykonaniu jest świetna c: Boże, tak szkoda mi Chaki XD To nadęty dureń, ale jeśli pomyślę co mu się stanie kiedy prawda wyjdzie na jaw-wolę nie wiedzieć, jak Kion przerabia go na marmoladę XD A ropo księcia... Ugh, faktycznie nawet w twojej wersji nie może, choć przez moment trzymać gęby na kłódkę. Nie znoszę go.
OdpowiedzUsuńNo to co? Pozostaje czekać na następną notkę c:
Pozdrawiam i jeśli dalej chciałabyś czytać blogi o TLK to zapraszam do siebie^^
*Propo nie rppo XD
UsuńNotka świetna. Cieszę się, że jednak zdecydowałaś się powrócić. Fajnie, że Chacka nie zmienił się w dobrego, odważnego lwa i nadal pozostał tym przebiegłym Chacką, którego uwielbiam. :) :) :) Tak szczerze to ciekawie by było gdyby Nisza umarła, Kingozi i Valentine nie chcieli być władcami, a na tron wszedł ktoś z poza rodziny królewskiej... Ale nie traktuj tego jako radę, bo to tylko moje wymysły. Pozdrawiam <3
OdpowiedzUsuńInkingo
No, no, no...stary, dobry (ale chyba jednak zły) Chakuś! Znowu wszystko nabiera dawnej barwy. Wyszło genialnie, chociaż dalej wkurza mnie Kion...trudno *wzdycha*. Jedno mnie zastanawia...czy ten "potężny" lew to mój kochany Khari? Jeżeli byś go jeszcze gdzieś tam upchnęła to byłoby fantastycznie. Narumi i jej nieeeeecne plaaaaany....trochę się w nich pogubiłam, ale kto tam wie, co siedzi tej kobicie w głowie. Ehh...stare fochy można uznać za zapomniane, co było, minęło...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Goldbox
flufflionessbloog.blogspot.com
OdpowiedzUsuńadres mojego bloga :) dopiero zaczynam pisać ale będzie fajnie będzie dużo o vitani a co do twojego wpisu to BAAAAAAARDZOOO mi się podobał pozdrawiam mam nadzieję że mój kochany Chaka pozostanie taki jaki był czyli nie będzie dobry aha i zapraszam na mojego bloga XD