wtorek, 26 kwietnia 2016

#70 Kłamstwo zawsze wyjdzie na jaw

Ludzie, kochani czytelnicy, już milion razy prosiłam i zabraniałam, aby nie pytać kiedy kolejna notka!!!. Takie komy są usuwane od razu i wcale nie przyspieszają dodania notki. Poza tym z kond przekonanie, że będę informować, ze notka się spóźni? Ludzie, może nie mam neta, może mnie nie ma w domu, nie mam czasu? Notka raz w tygodniu to nie jest jakaś reguła nie do złamania. Więc proszę bez konwersacji w komentarzach, bo to jest spam, którego nie toleruje żaden blogger, takie rzeczy będą usuwane. Ale specjalnie dla Was, bo Was kocham drodzy czytelnicy, wyjaśniam. W sobotę świętowałam moje 18 urodziny i można się łatwo domyśleć, ze nie byłam w stanie dodać posta w niedzielę. Mam też w cholere nauki i zawirowania w czynnościach codziennych.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Nisza wbiegła na Lwią Skałę i zobaczywszy Kiongoziego na "tronie" zupełnie zapomniała, ze nie ma prawa tam wchodzić i już po chwili znalazła się tuż za nim.
- Nisza? Nie wolno ci...
- Musisz znaleźć ojca! Szybko!
- Co się stało?
- Widziałam lwy na Lwiej Ziemi. Nie są stąd.
- Khari?
- Nie.
Normalnie ksiażę przyjąłby to na spokojnie, ale widząc przerażony wyraz pyska lwici, zrozumiał powagę sytuacji. Natychmiast pobiegł do ojca, który leżał z królową obok Lwiej Skały. Zaraz za nim biegła Nisza.
- Wasza Wysokość, na Lwiej ZIemi pojawiły się obce lwy. Musimy ich stąd wygonić. musisz wezwać straż Panie.
- Chwila, spokojnie. Co to za lwy?
- Pochodzą z daleka, znam ich. Nie są przyjaźnie nastawieni.
Król był zaskoczony taką reakcją, ale nie mógł jej zignorować. Z powagą wstał i żwawym krokiem ruszył na czubek Lwiej Skały. Z jago krańca zdołał dostrzec w oddali trzy sylwetki. Jednego samca i dwie lwice. Postanowił wyjść im na przeciw wraz z Lwią Strażą. Zwołał grupę wraz z liderem do siebie. Schodząc z Lwiej Skały odwrócił się do Chaki.
- Kiedy dam znak, będziesz mógł udowodnić ile wart jest twoja siła. Jeśli jednak zrobisz coś bez mojego zezwolenia, pożałujesz tego.
Chaka nie odezwał się, ale słowa dotarły do niego wystarczająco. Kiongozi został wraz z Niszą, która wciąż była zdenerwowana.
- Nisza, kim oni są? Powiedz prawdę.
Lwica zamknęła czy i odchyliła głowę, aby nie czuć na sobie spojrzenia księcia. Biały powtórzył pytanie, ona natomiast mocniej zacisnęła powieki i zęby.
- Nisza...
Ton jego głosu był dla niej zbyt głęboki, aby mogła go zlekceważyć. Nie chciała nic mówić. Już prawie to zrobiła gdy u jej boku pojawił się zaskoczony Nuada. Nie wiedział co się dzieje, dopóki sam nie rozpoznał sylwetek z oddali. Spojrzał równie wystraszony na siostrę. Kiongozi dostrzegł dziwne zachowanie i nerwy zaczęły mu się udzielać. Skoro Niszaz i Nuada się bali, to on musiał być czujny. Więcej nie zapytał.

Tym czasem...
Złoty lew stanął na niewielkiej skale i wpatrywał się w ogromną skałę niedaleko, wraz z nim, jego dwie towarzyszki. Każde z nich miało niewyraźny wyraz pyska. Nie wyglądali na złych i rządnych przejecie władzy, ale także nie na takich, jak gdyby trafili na Lwią Ziemię przypadkiem.
- Jesteś pewien, że są tutaj? - Zapytała brązowa lwica, najmłodsza z grupy.
- Z pewnością. Czuję ich. - Odpowiedział jej samiec.
-Pfff, nie kpij. Nie ma innego miejsca gdzie mogliby uciec. Tylko o tej ziemi potrafiła mówić.
Lew spojrzał na nia karcąco, ale ona nie ustąpiła. Nagle przed sobą zobaczyli grupę lwów idących w ich stronę. Na przedzie szedł brązowy samiec, widocznie przywódca grupy, którą prowadził. Złoty wyszedł im na przeciw, każąc swoim towarzyszkom pozostać blisko. Sawa doskonale kojarzył tą sytuację. Ostatnio kiedy wychodził komuś na przeciw wymierzył silny cios Khariemu. Czy teraz sytuacja miała się powtórzyć?

Dzieliło ich od siebie kilka metrów kiedy król się zatrzymał. Nigdy nie spotkał samca, który przed nim stanął, ale nie wyczuwał od niego złych zamiarów. Sawa nie pragnął wiecznych sporów. Lwia Ziemia była pokojowym miejjscem i każdy przybysz mógł tutaj liczyć na miłą gościnę. Król przywarł więc uśmiech na pysku i spokojnie podszedł bliżej, gestem zatrzymując gwardię za sobą. Złoty stał w miejscu. Ciągle miał kamienną mine, ale ciśnienie z niego zeszło i zrelaksował mięśnie.
- Witajcie przybysze. Co Was sprowadza na Lwią Ziemię?
- Poszukujemy kogoś. Czy ostatnio nie pojawiły się tutaj nastoletnie lwy? O złotych futrach.
- Zależy kto pyta. I jakie ma zamiary. - Król spodziewał się tego pytania, nadal jednak nie był pewien kim są obcy. Czy był powód się bać?
- Nazywam się Navasi. Lwy, których szukam, to moje dzieci. Jestem pewien, ze są właśnie tutaj.
I w tedy król dostrzegł stojącą w oddali Nevadę. Chwile trwało zanim ją rozpoznał. Spojrzał na nią i wypowiedział jej imię.
- Nevada...
- To moja żona.
- Więc Nisza i Nuada uciekli? Okłamali mnie.
- Są tutaj! Wiedziałem. Nevada! Narumi! Chodźcie. Gdzie są moje dzieci?
- Na Lwiej Skale. Twoja córka powiedziała mi, że nie macie dobrych zamiarów. Prosiła, bym Was pogonił! Dobrze, ze nie dałem się ponieść.
- Nie dziwię się Panie. Moja córka jest niezwykle przebiegła. Wiele potrafi.
W tej chwili Sawa zwrócił się do Chaki i Miujizy.
- Przyprowadźcie naszych nowych gości pod Lwią Skałę. Biegiem.
Dwóch członków gwardii pobiegło czym prędzej do domu. Pozostali szli za władcą oraz przybyszami. Navasi szedł w ciszy, a Nevada, przywitawszy się z królem, wyjaśniła mu całą sytuację. Przedstawiła takze brązową Narumi, która była starszą pół - siostrą Niszy i Nuady, z pierwszego związku złotego lwa.

Pod Lwią Skałą zrobił sie raban. Kiedy złoty lew zobaczył swoje dzieci kulące się w rogu, ledwo się powstrzymał. Nevada musiała go uspokajać. Nisza pokazała w tedy pazury. Warknęła na ojca i patrzyła na niego wilkiem. I nawzajem. Brat staral sie ją uspokoić. Widać było, że się nie dogadywali. Pałeczkę przejął król.
- Uspokójmy się, proszę i wyjaśnijmy co się stało. Nisza, Nuada, okłamaliście mnie. Takie rzeczy nie są tutaj tolerowane. Dlaczego? - Lwica nie odpowiedziała. Odwróciła jedynie głowę. - Nuada? A ty co powiesz?
- Poszłem za siostrą. Ale nie namawiała mnie do tego.
- To nie wyjaśnia waszej ucieczki! - Ryknął ich ojciec.
- Uspokój się tato. To nic nie da. Są uparci jak szakale. I głupi jak hieny. - Wtrąciła się Narumi. Najwidoczniej nie przepadała za rodzeństwem, ponieważ Nisza juz się nie powstrzymała i skoczyła w kierunku siostry. Ale brązowa była dorosła i z łatwością ją powaliła. Siostry zaczęły się szarpać, czego reszta nie wytrzymała. Nuada próbował ich rozdzielić, ale Navasi uprzedził go. Ojciec lwic skoczył po między nie. Odepchnął ciałem brązową i podniósł łapę na młodszą, ale w tedy wtrącił się książę, który uderzył głową, z impetem, w brzuch złotego, powalając go na plecy. Navasi i ksiażę stali na przeciwko siebie rycząc, gotowi do ataku.
W tedy właśnie wszystkich wprawił w osłupienie, ponieważ z ksieciem działo się coś dziwnego. Nie wygladał już jak zdenerwowany nastolatek. Młody lew jakby stracił swoją osobowość, najeżył sierść i wygiął kark, przy czym ukazał ostre kły i lśniące pazury. Wyglądał naprawdę groźnie, przez co nawet złoty lew stracił na chwilę rygor. Ale nie dał się dzieciakowi i zrobił to samo. Oczywiście przewyższył go.
Jedyne co mogło w tedy pomóc to potężny ryk króla. Zapadła cisza. Sawa już dawno nie był naprawdę wściekły. Alae nie wiedział na kogo. Na syna, ze się wtrącił, czy na obcego, który zagroził jego synowi. Królowa Eclipse postanowiła wyjasnić sprawę od początku do końca. Otarła się bez słowa o męża, który opanował nerwy.
- Starczy tego. Kiongozi, marsz do jaskini. Później porozmawiamy. Nisza, masz nam wyjaśnić powód, waszego postępowania. To jest rozkaz.
I tak się stało.
- Kiedy byłam tutaj ostatnim razem, obiecałam, ze wrócę. Mamo, powiedziałaś, że mi na to pozwolisz! Przysięgłaś. Ale uległaś ojcu. Ja nie chcę mieszkać na naszej ziemi. Chcę mieszkac tutaj. I chcę, aby Nuada wraz ze mną. - W tedy jej brat wystąpił przed nią.
- Tato, Nisza ma racje. Sam chciałem iść. Wybacz, ze niczego nie powiedziałem, ale nie zgodziłbyś się. Złamaliście jej obietnicę. Nie dziwcie się, ze zachciała uciec. Wasze Wysokości, Sawa i Eclipse, prosimy o przebaczenie, za kłamstwo. Ale wystraszyliśmy się. Proszę, pozwólcie nam zostać!
Wszyscy patrzyli na złote lwy. Sawa i Eclipse rozumieli ich. Spojrzeli po sobie. Król kiwnął na Niszę.
- Przebaczamy Wam, ale decyzja nie należy do nas.
W tedy wzrok zwrócono na Navasiego. Także Nevada i Narumi. Jego mina wyrażała zdumienie, ale po chwili zaledwie dezaprobatę.
- Nie. To moja decyzja. Wracamy do domu.

niedziela, 17 kwietnia 2016

#69 Bliskość przebaczenia

Z Hapaną, Chaką i Miujizą wciąż był problem. Ta trójka bez przerwy dziwnie się przy sobie zachowywała. Lwica dopuszczała do siebie Chakę, jednak nigdy nie odwzajemniała jego czułości. Jemu natomiast zbytnio to nie przeszkadzało. Wszyscy widzieli, że lwica nie jest zachwycona z obecnej sytuacji i udaje radosną. Amara i Zawadi były przy niej bez przerwy, ale trochę brakowało im stanowczości ksieżniczki, która nadal nie wyzdrowiała i się nie obudziła. Aby nie myśleć o problemach wszystkie próbowały zbliżyć się do Niszy, która była jeszcze trochę zagubiona. Złota lwica prawie cały swój czas spędzała z bratem i Kiongozim. Chodziła jednak na polowania. Kiedy Nuada wyzdrowiał, a jego obrażenia sie wyleczyły, siostra poprosiła króla by przydzielił ją na patrole. Jej brat natomiast był niezwykle zainteresowany tymi, którzy niedawno ocalili jego życie. Gwardia niezwykle go ciągnęła i interesowała. Potrafił wypytać o wszystkie szczegóły Agile'go, który zawsze się śmiał kiedy Nuada zaczynał bujać w obłokach i udawał gwardzistę, lub przytaczał niezywkłe wydarzenia, w jakich mógłby wziać udział. Wszyscy go uwielbiali, jego historie i wyobraźnię. Przyciągał innych jak magnes i tak jak stwierdził książę, był naprawdę szczery. Nie potrafił kłamać, ani fałszować.

Agile dostrzegł w nim potencjał i nie tylko. Dostrzegł w nim możliwego następcę. Nastolatek doskonale się nadawał, trzeba było go jedynie wypróbować. W tedy się okaże czy posiada ryk pradawnych, umiejętność prawdziwego lidera. Postanowił zgłosić królowi nowego kandydata. Ale to już czwarty lider w gwardii. Czy to mogło sie w końcu udać?

Tego dnia Hapana stanęła z samego rana nad nieprzytomną ksieżniczką i się w nią wpatrywała, tak po prostu. Kiedy do groty wszedł Kiongozi nawet na niego nie spojrzała.
- Co tutaj robisz? - Nastała głucha cisza.
- Czasem gdy tak na nia patrzę, mam ochotę ją po prostu obudzić.
- Ja też, ale tak się nie da.
Lew minął Hapanę i położył się obok brązowej. Dopiero w tedy spojrzał jej w niebieskie oczy.
- Rzuć Chakę.
- Co? - Lwica spojrzała zaskoczona na ksiecia.
- Słyszałaś. On nie jest ciebie wart.
- Skąd możesz wiedzieć, kto jest dla mnie dobry?
- Nie wiem kto jest. WIem kto nie jest.
- Nigdy nie lubiłeś Chaki...
- Ty też. Wiec czemu teraz tak nagle?
Nastolatka chciała się odezwać, ale nie wiedziała co powiedzieć. Miała zaprzeczyć? Przecież on miał rację. Lwica rzuciła mu groźne spojrzenie i wyszła. Faktycznie. Powinna rzucić Chakę, ale co, skoro Miujiza cały czas nie zwracał na nią uwagi? I to z jej winy. W tej chwili potrzebowała pomocy, rady i na jej szczęście trafiła na kogoś z kim mogła porozmawiać. Niestety ten ktoś nie był sam. Przed jej oczami ukazał się Bahati wraz z Chaką. sztuczny uśmiech na pysk i czekała aż do niej podejdą. Chaka z radością się do niej zblizył, chcąc ją polizać, ale zwinnie się uśmiechnęła.
- Dobrze, ze cię widzę, musimy porozmawiać. - Zaczęła.
- Kochana, mówiłem z rana, ze idę na patrol. Ale jestem teraz zajety i czy mozemy to przełożyc na...
- Chwila, Chaka, przepraszam, ale muszę porozmawiać z Bahatim.
Oba lwy byli zdziwieni.
- Poświęcisz mi parę minut? Bahati?
Chaka spojrzał kątem oka na towarzysza i zmrużył oczy. Lekko warknął. Bahati usłyszał to i odwzajemnił gest.

Hapana wraz z nastolatkiem oddalili się od syna Leah'y. Położyli się na trawie.
- Hap, co się dzieje. w czym mogę pomóc?
- Posłuchaj, chyba wszyscy zdążyli zauważyć, ze Miujiza mnie zupełnie ignoruje, a ja chcę go przeprosić za to co się ostatnio wydarzyło.
- A co się wydarzyło?
- Popełniłam jeden wielki błąd. Przez który teraz spotykam się z Chaką, a nie z Miujizą.
- Czyli to, co się między wami działo, to prawda. Ale myślałem, że lubicie się z Chaką i dlatego się spotykacie.
- Nie - lwica stuliła uszy i przybrała gniewny wyraz pyska - irytuje mnie, nie cierpię go, ale w tedy myślałam, ze może zapomne, przejdzie mi i z Chaką się uda. Ale on mnie traktuje jak swoją własność. Jest strasznie uczepliwy.
- Właśnie zauwazyłem. Ah, ale co ja mam robić?
- Porozmawiaj z Miujizą. Nie wiem jak zacząć. Chce aby mi przebaczył.
- Nie mogę tego zrobic, ty musisz. Porozmawiaj z nim szczerze, na pewno będzie dobrze.
- Dziękuję Bahati, Amara ma szczęście, że ma cię przy sobie.
- Taaa, syn wyrzutka, to jednak nie jest takie wielkie zło, jakim się wydaje.
- Wybacz, ze kiedyś tak myślałam.


Tym czasem to Miujiza poszukiwał rady w sprawach sercowych. Nie wiedząc gdzie mógłby się udać poszedł wpierw do najlepszego przyjaciela. Jednak usłyszał to czego się spodziewał. 
- Z lwicami bywa różnie, ale jeśli naprawdę ci na niej zależy, to walcz o nią. Hapana jest wojowniczką, pokaż że ty także. Wyzwij Chakę na pojedynek i zdobądź ją.
Ale Hapana, to nie jest jakaś tam nagroda. To lwica jego marzeń. Żadnej innej nie chciał. Dlatego potrzebował więcej pomysłów. Wazi odpada. Jaki facet chodzi po radę do matki? Łaził i szukał, gdy na jego drodze pojawił się Wimbo. Postanowił, ze to jego porpsi, w końcu lew był doświadczony w tych sprawach. Podszedł do niego i wyjaśnił całą sytuację.
- Chłopcze, muszę ci to powiedzieć. Zepsułeś wszystko, będąc świadomy tego co się dzieje, ale posłuchaj, widzę po tobie, że jesteś gotowy naprawić swój błąd. Kiongozi ma trochę racji, musisz o nią walczyć, ale nie rób tego jak ci kazał. Najpierw porozmawiaj szczerze z Hapaną. Jeżeli odwzajemni twoje uczucie, to w tedy wyjasnijcie sprawę Chace. 
- Wydaje mi się, ze w tedy nie obędzie się bez sporu. 
- Hahaha, jesteście w takim wieku, ze nikogo to nie zdziwi, ale do pewnych granic. 
Miujiza kiwnał głową i z uśmiechem na pysku wybiegł na sawannę, aby znaleźć hapanę. Z jednej strony był zdeterminowany, a z drugiej się bał. I to bardzo. Wimbo patrzył w jego ślady.
- Co ja zrobiłem? Na pewno przekroczą granicę. 

Tym czasem Nisza obserwowała księcia. Z każdym dniem przekonywała się, ze naprawde nie jest taki jak kiedyś. Dawniej stawiał ponad wszystko obowiązki, teraz mało co go interesowało. Razem z Miujizą spędzał najwięcej czasu na wygłupach i ganianiem zdobyczy, a kiedy wracał do jaskini przesiadywał przy siostrze całe godziny. Bywał też bardzo drażliwy. Zwłaszcza na Chakę, ale takze na pozostałych, jeśli ktoś go zirytował. I tylko szary nastolatek nie bał się przy nim siedzieć. Teraz takze Nisza. Ponieważ Nuada wyczuł, ze księciu lepiej nie deptać ogona. 
Wybrała się na patrol, aby przemyślec kilka spraw. Zwłaszcza jedną. Czy nadal kochała ksiecia. Z jakiegoś powodu w końcu wróciła. Ale naszły ją wątpliwości. Czy dla niego? Dla siebie i brata? Nie wiedziała. Jej rozmyślenia przerwał ruch na horyzoncie. Ukryła się w wysokiej trawie i wypatrywała, jednak cel był za daleko. Kiedy w końcu się pojawił dostrzegła zarys trzech lwów. Jakby znajomych. Samiec stanął na podwyższeniu a za nim dwie lwice. I w tedy ich rozpoznała. Natychmiast pobiegła do króla, aby ogłosić alarm. 

niedziela, 10 kwietnia 2016

#68 Z innej perspektywy

To nie było moje miejsce. Ta ziemia, ja jej nie znałam. Już nie. Była mi obca, bo jego tutaj nie było. Nie było go ze mną. Ojciec i matka byli szczęśliwi po powrocie i ja po jakimś czasie też. Ale dawni przyjaciele juz mi się znudzili. Partner którego wybrał mi ojciec mnie kochał, ale zerwałam zaręczyny gdy zrozumiałam, ze nie chcę tutaj być. Rozumiał mnie tylko on. Lew, którego kochałam, ale z którym nie mogłam być. Po powrocie cały czas był przy mnie. Znowu. Strasznie za nim tęskniłam. Spędzaliśmy razem cały czas.

W końcu postanowiłam odejść. Ale rodzice się nie zgadzali, chociaż matka mówiła, ze będę mogła kiedyś powrócić. Mój ojciec chciał mnie przytrzymać przy sobie i cały czas próbował wydać mnie zamaż za jakiegoś lwa. Ale każdego odstraszałam. Z tego powodu całe nasze rodzinne stado patrzyło na mnie spode łba. Straciłam przyjaciół, straciłam sojuszników. Nie byłam już córeczką tatusia i nawet mama mnie nie rozumiała. Jedynie on.

Nie było wyjścia. Uciekłam. A on mnie śledził. Dopadł mnie koło granicy, pod osłona nocy. Tylko przy nim potrafiłam się jeszcze rozpłakać. Nie popierał moich działań. Ale nie mógł mnie powstrzymać. W tedy on postanowił, ze odejdzie ze mną. Nie było mu łatwo. Widziałam to w jego oczach. Ale on tylko pomógł mi wstać i bez słowa ruszył w kierunku który wybrałam. A moim kierunkiem była Lwia Ziemia.

We dwoje długo podróżowaliśmy, a ja prawie cały czas myślałam o tym, którego na Lwiej Ziemi zostawiłam. Jaki był teraz, czy nadal by mnie chciał? Wiedziałam, ze nas zwiazek nie miał sensu, ale cierpiał gdy odchodziłam. Teraz jednak nie byłam sama.

Jednak gdy tylko wkroczyłam na granice poczułam, ze nie jest już tutaj tak samo jak dawniej. Czułam to w kościach. Nie chciałam się tak od razu ukazywać. Musiałam się dowiedzieć jak się sprawy mają. A nie było to łatwe. Na Lwiej ZIemi wszędzie teraz odbywały się patrole. Czasami nawet widziałam inne lwy i próbowałam je rozpoznać. Kiedy zobaczyłam czterech nastolatków od razu zwrócili moją uwagę. Jak oni wyrośli. Hmm, ja z resztą także. Chaka i Asani nabrali masy, natomiast Miujiza i Bahati mięli bardziej smukłą posturę. Razem z nimi szedł stary, poczciwy Agile. Stęskniłam się za tym lisem. Najwidoczniej gwardia w końcu zaczęła naprawdę działać.

Przez kilka kolejnych dni polowaliśmy i nocowaliśmy na Lwiej Ziemi, ale wciąż w ukryciu. Jednak zapomniałam że zwierzęta nie są obojętne na przybyszów i szybko do stada doszła plotka o tajemniczych lwach. Kiedy usłyszałam, że uznano nas za wrogów, możliwych szpiegów Khariego uznałam, ze to moze sie dla nas źle skończyć.
Któregoś dnia ja udałam się w poszukiwaniu ksiecia, ale od kilku dni ani razu nie widziałam go na Lwiej Ziemi. Nie wiedziałam, ze kompan mojej podróży ma w tym czasie poważne kłopoty. Wrócił któregoś dnia cały poraniony i osłabiony. Krew leciała mu po futrze. Powiedział, że lwia gwardia go uratowała. Czyli się wydało. Już o nas wiedzieli.

On nie mógł chodzić, łapa okropnie go bolała, ale nie ma co sie dziwić. Prawie mu ją rozszarpali. W takim razie musiałam znaleźć pomoc. Ale bałam się wejść na Lwią Skałę. Kiedy już się na niej znalazłam okazało się, że miałam pecha. Była pusta. Pora polowania. W takim razie wracałam do brata. Byłam zaledwie sto metrów dalej kiedy zobaczyłam jakieś gwałtowne ruchy i porykiwania. COś było nie tak.
Rzuciłam się pędem w tamta stronę i kiedy tylko zobaczyłam białego lwa, przyspieszyłam. W ostatniej chwili skoczyłam nad nim i przykryłam własnym ciałem rannego towarzysza. Książę spojrzał na mnie dziwnie i natychmmiast opuścił przednią łapę na ziemię. Przyglądał mi się, a ja patrzyłam wystraszona na niego. Mało brakowało.
- Więc to wy nielegalnie zamieszkujecie naszą ziemię? Skąd jesteście! Jesli szpiegujecie dla tego zdrajcy Khariego to...
- Nie poznajesz mnie.
- Powinienem? - Ksiaże nadal był czujny.
- Kiedy się ostatnio widzieliśmy powiedziałeś, ze mam najpiękniejsze oczy jakie kiedykolwiek widziałeś u lwicy.
Nagle mina białego zupełnie się zmieniła. Podszedł bliżej i dokładnie przyjrzał się jej oczom. Mówiła prawdę.
- Nisza... nie poznałem cię. Zmieniłaś się.
- Ty takze. Witaj ponownie.
Ale książę nie stracił czujności. Kiedy tylko kątem oka dostrzegł ruch ze strony nastolatka ponownie zareagował.
- Ciebie miło widziec ponowanie, ale nie wiem czy jego także. Przybył tu razem z tobą? Jest twoim partnerem?
Książę zbliżył do słomkowego nastolatka, ale Nisza nie pozwoliła mu się zbliżyć. Ona takze była ostrożna. Kiedyś znała Kion'a. Teraz był jej zupełnie obcy i oboje to wiedzieli.
- Tak, przybył tutaj ze mną. Ale to nie jest mój partner. To mój brat. Jesteśmy bliźniętami.
Dopiero w tedy książe przyjrzał się ze zdziwieniem bratu Niszy. Faktycznie byli bardzo podobni, ale nie tacy sami. On był jaśniejszy, bardziej słomkowy i miał bardziej karmelowe oczy.
Nastolatek z trudem podniósł się i stanął na przeciwko księcia. Wyraz jego pyska nie wyrażał żadnych uczuć. Dopiero po chwili szczerze się uśmiechnął. Biały nie wiedział dlaczego, ale od razu wyczuł w nim coś, co sprawia, ze można mu ufać. Ten lew był po prostu szczery, całą swoją postawą.
- Nazywam się Nuada, książę. Razem z moją siostrą odeszliśmy z naszych rodzinnych ziem. Nisza powiedziała, ze możemy znaleźć tutaj nasz nowy dom.
- Jestem Kiongozi, na razie bez żadnego tytułu. Miło cie poznać. Byłem pewien, ze kiedyś wrócisz, ale co się stało?
- Opowiem ci, ale innym razem.
Kiongozi może i tego nie okazywał, ale o dziwo cieszył się i to bardzo z powrotu dawnej dziewczyny. W tedy byli dziecmi, ale teraz widział w niej kogoś zupełnie innego. Idąc na Lwią Skałę co chwila na siebie zerkali. Nawet nie wiedzieli jak oboje bardzo się zmienili. Nisza kryła pełno tajemnic.
Całą też drogę rozmawiali. Nuada dowiedział, się, ze Kion i Nisza byli partnerami i czuł, że tą dwójkę nadal coś łączy. Nisze jednak zastanawiało jedno. Czy Kiongozi wciąż był sam. Bała się zapytać i usłyszeć odpowiedź, której nie chciałaby usłyszeć.

Kiedy doszliśmy do jaskini było tam już całe stado. Na przeciw wyszła nam lwia straż. Chyba tylko Miujiza i Asani mnie rozpoznali, bo Chaka i Bahati zaczęli warczeć. Ale Kiongozi uciszył ich tym samym.
Poprowadził nas przed swoich rodziców. Eclipse od razu mnie poznała i przywitała radośnie. Tak samo moje dawne przyjaciółki. Poza Valentine. Nie było jej. Wyjaśniliśmy także królowi te wszystkie incydenty z naszym udziałem. Oraz fakt iż nie jesteśmy w żadnej zmowie z Kharim. I tak jak przypuszczałam, zostaliśmy przyjeci do stada. Wszyscy chcieli poznać Nuadę. Więc zostawiłam go zaciekawionym stadem. Zablokowałam drogę Kiongoziemu, który chciał wejść do głównej jaskini z ponurą miną.
- Hej, co się stało? Wszyscy są tacy weseli, a ty?
- Cieszę się, ze cie widzę, ale nie mam więcej powodów do radości.
- Jak to?
Weszłam za nim do groty i w tedy zobaczyłam leżącą Val, na ziemi. Jakby bez życia.
- Straciła przytomność kilka dni temu i nadal się nie obudziła. Rafiki odszedł szkolić Shani na szamankę i nie ma kto jej pomóc.
- Tak mi przykro.
Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Nigdy nie byłam w tym dobra. A widząc smutek na jego twarzy poczułam go jakby był moim własnym. I w tedy jedyne co mogłam zrobić, to przytuliłam go. Wtuliłam głowe w jego niedorobioną jeszcze grzywę, a kiedy od oparł swój pysk o mój, poczułam niezwykłe uczucie. cos co sprawiło, ze znów poczułam się jak w domu. Znów poczułam bliskość osoby, którą kiedyś kochałam.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Notka na specjalne zamówienie, z perspektywy Niszy. Nie najlepsza, mogłam ją zrobić lepiej, ale jest. Mówiłam, że planuje dodanie na bloga dwóch postaci, oto własnie one. Powrót Niszy i pojawienie się jej brata, którego znajdziecie niedługo w zakładce z postaciami. Nie proszę Was na razie o ocenianie Nuady, ponieważ dopiero ta postać wdroży się w bloga na stałę. Za notkę lub dwie zapytam Was o niego. Żeby kogoś ocenić trzeba go najpierw dobrze poznać.
Pozdrawiam Was, kolejna notka najpewniej za tydzień. Teraz dodaje posty tak raz na tydzień, właśnie w niedzielę. Mnie to pasuje. A wam?

niedziela, 3 kwietnia 2016

#67 Wizyta

- Nie mogę w to uwierzyć! Jak śmiałeś w ogóle przeciwstawić się przywódcy?!
- Tato, to tylko lis pustynny. Lew nie bedzie pod rządami psa.
- Ten, jak mówisz, zwykły lis, jest w hierarchii wyzej od ciebie! Pełni funkcje przywódcy, majordomusa, doradcy, a takze opiekuna nastepcy tronu! A ty? kim ty niby jesteś!? Doceniam twoją siłę, ale co ci po niej skoro nie masz w ogóle rozumu?! Nie pojmuje, jakim cudem mój własny syn okazał się taki głupi!
- Asante uspokój się. Zaczynasz przesadzać - krzyczała na niego Leah - to twój jedyny syn, powinieneś lepiej go rozumieć.
- Nie rozumiesz czym jest niesubordynacja wobec przywódcy Leah. teraz sprzeciwił się jedynie liderowi straży, a co się stanie jak stanie przeciwko królowi? Tak się zaczyna, a marnie kończy.
- Tato, przepraszam, o będzie ostatni raz. Ale nadal uważam, ze nie zrobiłem nic złego.
Asante zawarczał i ledwo się powstrzymał.
- Zejdź mi z oczu. Nie chcę cię na razie widzieć. Jeżeli moje nauki do ciebie nie docierają, to moze się nauczysz, kiedy złamiesz rozkaz i zginiesz z kłów szakali! O mało już dzisiaj się to nie stało.
Dorosły lew odszedł porozmawiać z królem o swoim synu, pozostawiając rodzinę na sawannie. Leah westchnęła i rzuciła Chace urażone spojrzenie. Położyła się pod drzewem, a syn zaraz obok niej.
- Chaka, wiesz jaki jest ojciec. Czasami przesadza, ale się martwi i chce dla ciebie jak najlepiej. Dlatego tak się złości, ale tym razem ma rację. Co ci strzeliło do głowy? Na Lwiej Ziemi szanujemy każde zwierzę tak samo, od mrówki po antylopę. Nie rozumiesz tego. A musisz. I chociaż Agile jest lisem, to tak, jak mówił tata, on jest twoim przywódcą.
- Ahh, wiem mamo, ale naprawdę ciężko mi się z tym pogodzić.
- Uparty jesteś i strasznie narwany, wiele byś chciał. Po kim ty masz ten charakter?
- Może po tacie?
- Raczej po pradziadku Simbie. To muszą być geny z mojej strony. przypominasz mi Sawę w twoim wieku, tylko on był jeszcze gorszy. Z wiekiem mu przeszło. A tak przy okazji, obiła mi sie o uszy sytuacja z Hapaną. Chciałbyś mi o czymś powiedzieć?
Leah chytrze uniosła brew i spojrzała na syna, ten się lekko zarumienił i speszył.
- Jesteście razem?
- Ehh, chyba jeszcze nie, ale może coś z tego będzie?
- Hapana, jest naprawdę urocza, macie podobne charaktery. Ale tak szczerze kilkoro z nas myślało, ze jesteś pisany Valentine.
- Valentine też jest wspaniała, ale zmieniłem zdanie i wybrałem Hapanę.
- Zmieniłeś zdanie przed czy po jej wypadku?

Lew nie wiedział co odpowiedzieć. Jego matka nie mogła się dowiedzieć, że próbuje poderwać kilka lwic naraz. Tylko jak jej to wytłumaczyć? Położył uszy po sobie i zastanowił się nad odpowiedzią.
- Nie wiem nawet czy Val się obudzi, a ja nie chcę być sam.
- Musimy być dobrej myśli. A jesli tak i księżniczka zobaczy cię z Hapaną, jak myślisz, jak zareaguje?
- Jakoś to załatwię mamo, zaufaj mi.

Nagle rozległ się głośny ryk. Należał do króla i znaczył on, ze władca wzywa całe stado do siebie. Leah wraz z synem zerwali się na równe łapy i ruszyli na Lwią Skałę. Kiedy tam dotarli panował wielki rozgardiasz. Wszystkie lwice biegały z miejsca na miejsce, nastolatkowie tak samo, natomiast Wimbo i Asante maszerowali u boku króla nerwowo. Leah wraz z Chaką podeszli do nich i zastąpili im drogę. Asante spojrzał ze zmarszczonymi brwiami na syna i na żonę.
- Sawa, co tutaj się wyprawia?
- Zabierz Chakę do jaskini, szybko, i nie wychodź.
- Ale co się dzieje?
- Khari zaatakował. On i kilka lwic zabiło mnóstwo zwierzyny na sawannie. Teraz ida tutaj.
- To jest atak?
- Nie, jest ich zbyt mało. Ja, WImbo i Asante idziemy im na przeciw. Resztę lwic wysłałem na zwiady. Trzymaj przy dobie Idię. Nie chce, aby się tam pojawiła, bo wpadnie w szał.
- Nie powiniście iść sami! - Krzyknął Chaka
- Wracaj do jaskini synu. Twoja drużyna i pozostali już tam są.
- To jest zadanie dla Grawdii! Powinniśmy tam być razem! Idę z wami.
W tej chwili Sawa zaryczał na siostrzeńca. Miał go ostatnio serdecznie dość.
- Nie wychylaj się. Już pokazałeś co potrafisz. Masz zostac w jaskini, to jest rozkaz! - Leah zasłoniła syna.
- Sawa!
- Ty też! Do jaskini, oboje!


Zaryczał jeszcze raz i nie było sprzeciwu. Asante nie zamierzał sie sprzeciwiać królowi. Chciał w ten sposób pokazać, ze wie gdzie jest jego miejsce i nauczyć innych tego samego. Zrezygnowani weszli do jaskini. Leah położyła się obok siostry, która ledwo panowała nad emocjami. Na szczęście siostry razem, potrafiły się uspokoić i pocieszyć na wzajem. Kiongozi leżał u boku swojej siostry wraz z Miujizą i Asanim. Z daleka od Hapany. Czerwona siedziała obok Zawadi, jednak kiedy te je zobaczyły, brązowa zrobiła miejsce Chace, nie przypuszczała że bordowa, ze nie chce być sam na sam z lwem. Na jej szczęście nastolatek tylko usiadł obok, moze zbyt blisko, ale się nie odzywał. Patrzył teraz na Bahatiego i Amarę, którzy lezeli przytuleni do siebie i rozmawiali. Był zazdrosny. W końcu wyrzutek zdobył samicę wcześniej od niego.

W tym samym czasie, kiedy Chaka wpatrywał się w zakochanych, trzy lwy wyszły na przeciw przybyszom. Khari szedł na przedzie, jak Sawa, a za nim pięć lwic wyglądających na silne i zdrowe. Sawa zrozumiał, ze musieli brać skądś pożywienie. Nie było z nimi Lisy. W pewnej odległości Khari warknął na towarzyszki, które zatrzymały się a on sam szedł dalej sam. Król postąpił tak samo, chociaż przyboczni nie chcieli go puścić. Król i wyrzutek nie zatrzymali się, zaczęli krążyć dookoła siebie, mierząc się wzrokiem. Aby okazać swoją pozycję król szedł z uniesioną głową. Łatwo było dostrzec, ze różnica siły jest dobrze zarysowana.
- Gdzie twoja partnerka?
- Lisa? Och, została w domu i szkoli resztę mojego nowego stada.
- Polujecie na Lwiej Ziemi?
- Ach, więc zauważyłeś, ze moje lwice są w formie?
- Ostatnio na moich ziemiach pojawili się nowy przybysza. Czyżbyś zaczął wysyłać patrole? Niestety, może tego nie wiesz, ale z nastolatkami jest taki problem, że zbytnio się wychylają. Łatwo było ich namierzyć. Och, ale skąd miałbyś o tym wiedzieć? Pozbyłeś się własnego syna i przegapiasz jego dorastanie.
Te słowa zezłościły lwa i to bardzo mono. Zawarczał i przystanął na przeciwko króla w pozycji gotowej do obrony.
- Mój syn do mnie wróci, wiec lepiej uważaj komu ufasz. A tak przy okazji to nie mam pojęci ao czym mówisz - nagle Khari zmienił nastawienie. Usiadł, jakby go ta rozmowa nie interesowała - nie wysyłałem żadnych zwiadowców, dobrze wiem co się dzieje na Lwiej Ziemi. Powiadasz, nastoletnich? No cóż, czyżby o twoje ziemie ubiegał się ktoś jeszcze? Tak czy inaczej, na pewno nie są ode mnie.
- W takim razie, sam powinieneś uważać. Możesz sobie na cmentarzysku robić co chcesz, ale jeśli jeszcze raz wejdziesz na moją ziemię z obstawą... - Sawa zamachnał się i uderzył lwa w pysk, bez pazurów, ale cios był silny i Khari upadł z hukiem na ziemię - pożałujesz tego czynu znacznie boleśniej. Znaj swoje miejsce. Nie toleruję zniewagi w swoim królestwie.
Khari podniósł się na przednich łapach i jednym okiem popatrzył na króla.
- Jesteś taki sam jak twój ojciec, taki naiwny.
- Powinieneś być mu wdzięczny. To w końcu on cię uratował i przyjął do stada.
Khari wstał i w tym samym momencie Sawa podszedł do niego gwałtownie, co spowodowało, ze wyrzutek musiał się cofnąć.
- Zbliż się do mojej rodziny, stada, nawet swojego syna, a zginiesz. To moje ostatnie ostrzeżenie. Następny cios będzie dla ciebie znacznie gorszy.
Król zawarczał a wyrzutek potruchtał z powrotem do swoich lwic. Był wściekły i Sawa wiedział, ze jeszcze bardziej sprowokował lwa do ataku, ale z drugiej strony miał nadzieję, że opóźni to przyszłe zdarzenia.
Król wrócił do swojej przybocznej sprawy, widocznie poirytowany.
- I jak? - Zaczął Wimbo.
- To nie jego wysłannicy. Nie wiem co to za intruzi. Niech Agile wzmocni patrole, wyślę więcej lwic na Wolną Ziemię. I niech Lwia Gwardia także się rozgląda.
- Spokojnie Sawa, zajmiemy się wszystkim, razem z Wimbo także bedziemy patrolować. Ty powinieneś się teraz zajać przede wszystkim córką.
- Mam nadzieję, ze wkrótce się obudzi. To już trzy dni. Niepokoi mnie to.
- To był dla niej szok. Ahh, czasami sobie myślę, ze dzieci to sam problem.
- A jak twoje relacje z Asanim? Jak sobie radzisz jako ojciec?
- Na pewno lepiej, niż Asante z Chaką. - Wimbo uśmiechnął się chytrze, na co towarzysz zareagował warknięciem. Asante nadal był poirytowany postępowaniem syna.
- Nic nie poradze. Chłopak jest strasznie nerwowy, chciałby, aby wszystko toczyło się w okół niego.
- Przynajmniej jest zdrowy. Jako dziecko rósł wolniej od reszty, ale nie ucierpiał na zdrowiu. Ja boję sie o moją córkę każdego dnia. Gdyby coś takiego zdarzyło się podczas polowania...
- Nie zadręczaj się. Nie jest już aż tak źle. To był nagły wypadek. Nie wiedziałeś.
- Ale mogłem wcześniej to zrobić. Powiedzieć jej prawdę. Teraz nie wiem co mam zrobić.