Sucha trawa i gałązki łamały się i szeleściły kiedy nastoletnia straż poruszała się w szyku, rozglądając się czujnie dookoła. Cztery samce z lisem na czele szli dumnie w stronę Wolnej Ziemi. Krok lwów był wydłużony i sprężysty więc aby Agile mógł pozostać na czele musiał truchtać na swoich niedługich łapach, co trochę go męczyło. Co jakiś czas się obracał i sprawdzał co dzieje się z Miujizą, który zostawał w tyle. Ze spuszczoną głową i bez życia. Widząc smutek towarzysza od razu Agilemu udzielił się jego nastrój, ale nie mógł tego pokazać. Westchnął i znów skupił się na zadaniu. Musiał zachowywać się jak na lidera przystało.
- Nie wleczcie się! Miujiza, wracaj do grupy.
Szary lew potruchtał do reszty, nadal błądząc w myślach.
- Ciekawe kiedy znajdziemy lidera z prawdziwego zdarzenia? - Zastanawiał sie na głos Chaka.
- Grrr, nie marudź tyle - warknął lis - skup się na zadaniu Chaka.
- Pfff, a co to za zadanie? Mamy znaleźć jakiegoś natręta, który kręci się po Wolnej Ziemi od zaledwie dwóch dni, którego nawiasem mówiąc nikt nie widział.
- Zamknij się wreszcie! Twoje głupie gadanie jest irytujące. Chyba nie tylko dla mnie. Asani, Miujiza co wy sądzicie? Podobno natrętem jest lew.
- Wiesz co Bahati? Jak dla mnie to może być nawet stado szakali lub hien. Przynajmniej będzie zabawa. - Odparł z uśmiechem Asani, który od kilku dni czuł się jakoś lepiej. Dalej tęsknił za Shani, ale w końcu zaczął żyć. To zadanie go podjarało. Lew podbiegł do Agilego i szepnął mu na ucho. - Może jakieś większe wyzwanie pomoże Miujizie? Gdyby coś się działo, to wyślij własnie jego.
- Pomyślę nad tym Asani. Na razie spróbujcie go podnieść na duchu, jako drużyna.
Chociaż wszyscy dostrzegali bardzo złe samopoczucie przyjaciela, to tylko on wiedział co się naprawdę wydarzyło.
Zaledwie dzień wcześniej
Miujiza szukał Hapany i udało mu się ją znaleźć. Usłyszał w tedy od niej płacz. Była to tak niezwykła rzecz, że młody lew wiedział i nigdy jej nie zapomni. Wiedział, że to przez niego. Z tego powodu czuł się jeszcze gorzej. Wahał się bardzo długo. W końcu wziął wdech i nieśmiało zbliżał się do niej. Pomału, kiedy nagle koło Hapany pojawił się Chaka. Nikt nie zauważył i nie wyczuł Miujizy wiec ten schował się w wysokiej trawie. Doskonale wszystko widział i słyszał.
Kiedy Hapana dostrzegła Chakę, ta natychmiast przestała płakać i szybko otarła łzy łapą. Wyprostowała się przyjmując typową dla siebie postawę. ale dalej na jej pysku malował się smutek. Chaka z dziwnym natomiast wyrazem, pół uśmiechem, pół bólem, udawanym bólem, podszedł do niej i usiadł obok, chociaż ona się odsunęła.
- Po tym jak uciekłaś wyczułem, ze coś jest nie tak.
- Nic się nie stało.
- Ja myślę inaczej. Powiesz mi w czym problem? Może uda mi się pomóc. Pocieszyć.
- Nie, raczej nie... - dalej sie odsuwała., ale Chaka złapał ją za łapę i właściwie zmusił, aby na niego popatrzyła.
- Hap, ja wiem, ze raczej nigdy nie bylismy blisko. Ale należymy do jednego stada i się tolerujemy, a ja cię lubie i myślę, ze ty mnie troche też. Tak po prostu. Jako przyjaciel chcę pomóc.
Zrobił w tedy taką minę, że każda lwica dałaby się nabrać. Miujiza ledwo się pochamował, żeby nie warknąć, ponieważ Chaka coraz bardziej się przybliżał do lwicy. Wręcz nachalnie. Hapana natomiast była zniesmaczona nagłym aktem nadmiernej troski Chaki. Ale była zbyt zrozpaczona, zeby się opierać.
- Cóż, masz rację, nie jestem w tej chwili szczęśliwa. I moze faktycznie potrzebuję kogoś przy sobie.
Chaka uśmiechnął się szeroko, przysunął się do lwicy tak blisko, że mogli by się zdawać jednym ciałem. I w tedy na oczach Miujizy, jego kuzyn pollizał po policzku Hapanę. Ona natomiast nie zareagowała.
- Ja zawsze będę u twego boku, jeśli będziesz tego potrzebowała.
Spojrzała na niego i uśmiechnęła się. Szary lew nie mógł dłużej na to patrzeć. Jego serce zabolało. Zacisnął powieki i zęby, aby pohamować łzy, ale nie potrafił. Całe ciało go piekło. Zerwał się i tak szybko jak potrafił uciekł z tam tond. Chaka jakby usłyszał jakiś hałas i chciał się odwrócić, ale w tedy Hapana przytrzymała jego pysk i lekko polizała jego. Beżowy patrzył na nią zaskoczony, ale uradowany.
Syn Asante wtulił się w ciemną sierść lwicy. Ona jedynie ze smutnym pyskiem spoglądała kątem oka w oddalonego już Miujizę. Szary nie wiedział, że Hapana cały czas była świadoma jego obecności.
Po tym co zobaczył Miujiza wrócił na Lwią Skałę. Zobaczył w tedy dalej zaniepokojonego Kiongoziego. Chciał do niego podejść, powiedzieć mu o wszystkim, ale w tedy uświadomił sobie, ze Chaka jeszcze dwa dni wcześniej był ślepo zakochany w siostrze księcia. Nie wiedział czy zostawić tę wiadomość dla siebie, czy się nią podzielić z księciem. Postanowił zaczekać.
Obecnie
I tak Miujiza dotrwał do dzisiejszego dnia. Wciąż przygnębiony, noszący poczucie zdrady. Z jednej strony od środka rozrywała go chęć rozszarpania Chaki, ale ból i szacunek do lwicy go blokował przed popełnieniem czynu. Kiedy Sawa przydzielił im zadanie aby znaleźć natręta, albo i kilku, był to swego rodzaj ukojenia. Nastolatek wiedział, ze będzie musiał w pełni skupić się na zadaniu.
Po długim i wyczerpującym marszu w końcu dotarli na Wolną Ziemię. Zwiedzili ją całą. Obrzeża jak i centrum, ale żadnych śladów intruza. Napotykane jednak po drodze zwierzęta opowiadały o kręcących się tutaj innych lwach. Czasami ich atakowały, innym razem jakby patrolowały teren. Ale w nocy zawsze znikały. Niektórzy mówili o lwie, inni o lwicy, a ptaki, które z góry widziały więcej opowiadały o parze z jasną sierścią pozwalającą ukryć się w trawie. Agile wiedział jednak, ze zwierzęta z Wolnej Ziemi są przewrażliwione i mogły pomylić niebezpieczeństwa, ponieważ cały czas obawiały się powrotu hien lub szakali, oraz lwów, które kiedyś tutaj zamieszkiwały.
- Trzymajcie się na baczności. Nie wiem co znajdziemy...
Nie zdążył dokończyć Agile, ponieważ niedaleko nich dostrzegł tumany kurzu i piachu gwałtownie ulatywały w powietrze.
- Obstawiam walkę - zgadywał Bahati, który miał nieco doświadczenia - sprawdźmy.
- Tylko spokojnie, bo...
I znowu Agile nie miał sznas dokończyć, bo nastolatkowie biegiem ruszyli w tamto miejsce. Zatrzymali się na wzniesieniu, gdzie dołączył do nich lis. Z tam tond można było wszystko dokładnie zobaczyć. Jednego słomiastego lwa i stado szakali, z którymi się zmagał.
- O co oni walczą? Bahati? - Zapytał Asani
- Nie widzę zdobyczy, ani innego lwa. Więc to chyba spór terytorialny.
- Grrr, to nasze terytorium wiec powinniśmy wygonić stąd wszystkich!
- Spokojnie Chaka! Rozproszcie ich, niech się uspokoją...
- Powinniśmy im pokazać czyja to ziemia Agile! Za mną chłopcy!
- Wracaj! Zabraniam!
Beżowy lew ruszył w dół do walczących nawet nie czekajac na towarzyszy. Lis był wściekły, ponieważ dzieciak go nie słuchał. Był przywódcą więc musiał udowodnić swoją pozycję.
- Macie czekać.
- Ale Chaka...
- Niech udowodni swoją siłę, skoro tak się nią szczyci. Może te szakale czegoś go nauczą.
Trójka nastolatków niecierpliwie czekała za lisem, który patrzył na bieg wydarzeń. Kiedy Chaka wpadł w wir walki stracił jakby orientację. Nie przemyślał tego. Atakować? Kogo? Lwa czy szakale? I niby dlaczego? Sam nie był w stanie się stamtąd wydostać. Kilka psów rzuciło się na niego w szale. Próbował się od nich odgonić, ale nie potrafił.
- Agile...
- Pomóżcie mu! Szybko. Pozbądźcie się szakali.
Nastolatkowie z rykiem ruszyli w dół, wprost w wir walki. Agile obserwował wszystko z góry i był całkiem dumny z tych dzieciaków. Każdy prezentował doskonale to czym był obdarzony. Kiedy szakale w większej części zostawiły Chakę, ten odzyskał gardę. Pokazywał swoją siłę dokładnie każdemu psu który się na niego rzucał. Jeden cios łapy starczył by kundel nie wrócił. Bahati natomiast był bardzo szybki i zwinny. Szczęki szakali go nie dosięgały. Asani atakował zanim atak nastąpił. Szybko dostrzegał i przewidywał ich ruchy. Dzięki swojej odwadze jedynie Miujiza doskoczył do atakowanego lwa i walczył u jego boku, ramię w ramię. Chociaż nie wiedział po czyjej stronie stoi lew, to postanowił mu pomóc. Miujiza jednak nie najlepiej walczył. Co było dziwne, ponieważ tego po nim oczekiwano. Asani radził sobie od niego o niebo lepiej.
Kiedy jeden szakal złapał go łapę, ten nie mógł go strząsnąć. Zaraz potem kolejny skoczył na jego kark i jego zęby wbiły się za głową szarego. Ból który poczuł sprawił, ze upadł.
Towarzysze sami mieli kłopoty i nie mogli mu pomóc. Szakali było coraz więcej. Asani został ranny w tylną łapę i kulał. Bahati i Chaka mocno osłabli. Jeden z psów zbliżał się pomału do leżącego i przytrzymywanego Miujizy. Sytuacja była coraz bardziej beznadziejna. Agile przerażony patrzył na przyjaciela, tak bardzo się bał i nie mógł w żaden sposób pomóc. Kiedy ten skoczył, w trakcie lotu szczęki słomiastego lwa chwyciły go i rozszarpały gardło. Kiedy rozległ się pisk umierającego, sfora zaprzestała ataku i spojrzała na swojego martwego towarzysza. W tedy Agile skoczył na głaz i warczeniem zwrócił na siebie ich uwagę.
- W imię króla Lwiej Ziemi oraz jako lider Lwiej Gwardii rozkazuję Wam natychmiast opuścić Wolną Ziemię. Zanim podzielicie losy tego psa.
I chociaż Agile wyglądał naprawdę zaciekle, to szakale jedynie wpadły w śmiech. Zamilkły natychmiast i z podkulonymi ogonami uciekły kiedy wszystkie nastoletnie lwy stanęły u boku swojego lidera i groźnie warczały na natrętów.
Oprócz psów zniknął także słomkowy lew. Nikt nie widział kiedy obcy zniknął. Szukano go, krótki czas, ale z powodu obrażeń, postanowili odłożyć poszukiwania. Agile nie wyglądał na zachwyconego powodzeniem swojej pierwszej misji, zupełnie przeciwnie reagowali nastolatkowie. Pomimo ran, byli radośni. Nawet MIujiza zapomniał o troskach. Nie na długo.
- Hej Agile, dlaczego się nie cieszyć? Nasze pierwsze zadanie i pełen sukces!
- Tak, tak - jakby nie słyszał co towarzysz mówił.
- Ej co się stało?
Lis zatrzymał się i z jakby obrażonym pyskiem, pełnym zawodu i gniewu spojrzał na szarego lwa i pozostałych.
- To Wam sie udało. Ja nie zabłysnąłem. Chaka, ty mnie nie posłuchałeś, nie mogłem się w ogóle równać z szakalami. Nie miałbym szans. Na dodatek wcale się mnie nie bały. Nie posiadam autorytetu. Ani wśród Was, ani wśród innych mieszkańców. Nie nadaję się.
- No coś ty, Agile. Jesteś naszym liderem, nawet jeśli tylko chwilowym, to kierowałeś nami. No, próbowałeś. Ale dałeś radę.
Pozostali, oprócz Chaki, zaczęli popierac te słowa. Zrobił się hałas, który lider uciszył.
- Zamknijcie się. Zastanówcie się i powiedzcie mi teraz szczerze. Gdyby inny lew był liderem, czy szakale by go wyśmiały? Chaka, gdyby Kiongozi był twoim przywódcą, to czy byś zlekceważył rozkaz? - Nikt nic nie odpowiedział. - No właśnie. Ehh, nie sądziłem, ze będzie łatwo, ale ja nie jestem na swojej pozycji. Jestem opiekunem Kiongoziego, nie żadnym wojownikiem.
- Ale my nie mamy nikogo innego.
Po powrocie
- I jak poszło Agile? Chłopcy wyglądają koszmarnie. Co się stało? - Zapytała Ecllipse, która akurat czekała na raport. Król był na patrolu.
- Ach, Wasza Wysokość... - opowiedział całą historię oraz swoje żale.
- Och, Agile, tak mi przykro. Ale to tylko jedno razowe. O niesubordynacji Chaki porozmawiam z jego rodzicami, a odnośnie szakali... to głupie psy. Nie przejmuj się. To się zmieni. Zaczną cię poznawać, zapamiętają kim jesteś. A jesteś liderem Lwiej Gwardii. Nie jesteś byle majordomusem, ani opiekunem mojego syna. Jesteś jednym z nas.
Agile poczuł się lepiej po słowach królowej. Poprawiła mu humor.
- No, a wracając do sprawy, kim jest ten natręt?
- Nie wiem Pani, nie poznałem go. Chyba jeszcze go tutaj nie było, to był nastoletni samiec, ale zwierzęta donosiły takze o lwicy. Niestety uciekł, zanim zdążyliśmy wyjaśnić sprawę.
- Hmm, samotny nastolatek, nie wydaje się być zagrożeniem. Ale nie możemy wykluczyć, ze jest to szpieg Khariego.
- Wzmocnimy straże Wasza Wysokość. Będziemy ze strażą częściej patrolować teren. Znajdziemy natrętów. I przyprowadzimy go przed Wasze oblicze.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rozdziął miał być wczoraj dlatego wesołych świat wam życzę dopiero dzisiaj. Oby były udane i beztroskie o ile je lubicie, nie tak jak ja. Nie znoszę świąt. Ale trudno.
A jak myślicie, co czuje Hapana i jak to się wszystko potoczy, co z natrętami i kim moga być. Czy niesubordynacja Chaki jakoś sie odbije na jego relacje z innymi?
Cały czas przypominam o opowieściach w another, nie ma komów, więc nie wiem czy w ogóle czytacie?
niedziela, 27 marca 2016
poniedziałek, 21 marca 2016
#65 Zauroczenie?
Księżniczka przez kilka kolejnych dni przychodziła w tajemnicy na baobab i próbowała zrozumieć czym są malunki Rafikiego. Drażnił ją ten temat. Podświadomie czuła się oszukiwana. Jej rodzice musieli coś ukrywać. Któregoś dnia, tak jak zawsze, siedząc w baobabie i wpatrując się w postać przedstawiającą ją samą, przejechała łapą po farbie. Kilka razy śledziła historię swojej rodziny i wcześniejszych pokoleń. Tylko następcy tronu i władcy mięli nad głowami jasne pręgi. Ci którzy mięli nimi być, ale nimi nie zostali mięli je wyblakłe i rozmazane. Przecież Kiongozi bardzo dawno został wybrany na władcę.
- Wielcy przodkowie, co to znaczy?
W pewnej chwili usłyszała kroki za sobą. Rozpoznała kroki ojca. Nie odwróciła się, dalej trzymała łapę na malunku swojej osoby. Nie spojrzała na ojca.
- To znaczy tyle ile widzisz. - Lwica prychnęła i uśmiechnęła się kpiąco.
- Mam prawo wiedzieć. Co przede mną ukrywasz?
- Spójrz na mnie - księżniczka odwróciła lekko głowę. - Stań przede mną.
Valentine powoli odwróciła się i stanęła na prostych łapach. Sawa uznał, ze nadszedł czas by powiedzieć córce o jej przeznaczeniu. Stała teraz przed nim, dumna, stanowcza i wystarczajaco dojrzała.
- Valentine, razem z twoją matką, już jakiś czas temu doszliśmy do pewnego wniosku. Kiedy przejąłem Wolną Ziemię i przyłączyłem ją do Lwiej, zrozumiałem jaka to odpowiedzialność kiedy trzeba władać tak wielkim terenem. Nie twierdzę, ze twój brat nie da rady, ale nie chcę go obarczać taką odpowiedzialnością już na samym początku. Dlatego zdecydowałem, że Wolna Ziemia będzie należała do ciebie, Valentine.
- My zadecydowaliśmy. - Nagle obok króla pojawiła się Eclipe. Śnieżna lwica stanęła u jego boku i ze zmrużonymi oczami i lekkim uśmiechem wpatrywała się w córkę. - Mięliśmy powiedziec jej o tym razem.
- Właśnie mówimy. Teraz twoja kolej najdroższa. - Eclipse uśmiechnęła się do męża i lekko sie o niego otarła.
- Widzisz, droga księżniczko, panowanie nie jest łatwe. Nie miałam w zasadzie nauk na ten temat, ale często byłaś przy nas kiedy musieliśmy dogłębnie udowadniać naszą władzę i wiedzę. Ojciec i ja ci pomożemy ja zrozumieć, o ile tego chcesz. Nie możemy cię zmusić do przejęcia władzy.
Valentine patrzyła na rodziców w zdumieniu. Dotarło do niej co powiedzieli, ale...
- Dlaczego teraz? Nie mogliście wcześniej?
- Przepraszamy cię skarbie. Czekaliśmy na odpowiednią chwilę. Ale już wiesz i decyzja należy do ciebie. Jeśli tylko będziesz chciała zrezygnować, to twój brat przejmie władzę, ale jeśli zapragniesz jej na stałe, to będzie twoja.
- Co do dalszego spadku, to ty i twój brat będziecie decydować.
Dla Valentine to było wiele emocji. Już chciała coś powiedzieć, kiedy poczuła przeszywający ból w klatce piersiowej. Nagle odebrało jej oddech. Otworzyła usta i szeroko oczy. Próbowała złapać powietrze ale nie była w stanie. Złapała się łapa za brzuch i upadła. Ksieżniczka miała atak i to bardzo mocny. Ostatnie co zobaczyła Valentine to biegnący i krzyczący rodzice. Potem ciemność.
- Jakim cudem na Lwiej Zemi nie ma nikogo kto zna się na leczeniu!!!? Rafiki odszedł w najgorszym momencie - Kiongozi chodził mocno rozwścieczony po Lwiej Skale już od kilku godzin. Co chwila krzyczał, ryczał i rozwalał co się dało. Głazy miały ślady jego pazurów, krzaki i gałęzie były całe połamane. Wydeptał nawet ścieżkę w kształcie jego łap. Z początku każdy próbował go uspokoić, ale teraz nie było przy nim nikogo, odsuwali się kiedy tylko podszedł za blisko.
Stan jego siostry był bardzo poważny. Kiedy ojciec przyniósł córkę na swoich plecach nieprzytomną i niestabilną zbiegło się całe stado i czuwało przy jaskini. Zwiadowcy zostali rozesłani, aby znaleźć pomoc. Lwia Gwardia także szukała. Asani znał się odrobinę na ziołach i kazał szukać czego się dało, ale nic nie pomogło. Tutaj potrzebny był Rafiki.
- Moze Asani ma jeszcze jakiś pomysł? Musi coś wymyślić!
Tylko Miujiza wykazywał chęć pomocy księciu w tej chwili, ale i on był ostrożny. Podszedł do niego od boku.
- Spokojnie kuzynie, wszystko będzie dobrze. Twoja siostra jest silną lwicą. Nie taki atak przetrwała - Kiongozi odwrócił się gwałtownie do Miujizy i zawarczał, ale po chwili się uspokoił i odsunął. Spuścił głowę, zaciskając zęby i oczy. Wyżywał sie na wszystkim i wszystkich, ale chciał tylko aby jego siostra wyzdrowiała. Wszyscy przyjaciele stali niedaleko i patrzyli się na niego ze współczuciem. Wszyscy oprócz Chaki.
- Możecie zostawić mnie samego?
Wszyscy tylko skinęli głowami i zeszli z Lwiej Skały. Udali się nad wodopój. Do tej pory Amara zawsze chodziła gdzieś ze swoja siostrą, ale teraz złapała lepszy kontakt z resztą lwic. Razem z Zawadi i Hapaną świetnie sie rozumiały na co dzień, ale teraz obawa o Val nie dawała im spokoju. Leżały w ciszy obok siebie i próbowały bezskutecznie podłapać temat do rozmowy. We trójkę cały czas obserwowały samców, którzy byli mniej zatroskani. Walczyli i biegali, dobrze się bawili. Amarze coś się przypomniało.
- Hapana, ostatnio usłyszałam o zdarzeniu twoim i Miujizy.
- I co?
- To prawda, ze ty... jakby to powiedzieć... podoba mi cię Miujiza?
Zawadi podniosła gwałtownie głowę i spojrzała zaskoczona na Amarę, a potem na Hapanę.
- O czym wy mówicie? Hapana, podoba ci się mój brat?
Hapanę zatkało, nie wiedziała jak zareagować.
- Dziewczyny, dajcie spokój. Valentine sobie coś ubzdurała.
- Ale, faktycznie dziwnie się przy nim zachowujesz - zauważyła Zawadi. - Hap, szczerze. Bujasz się w moim bracie?
Lwice patrzyły na siebie, a ruda nie mogła nic powiedzieć. twarz jej się wykrzywiała, bo zastanawiała się co powiedzieć. Dla Zawadi i Amary to była jasna odpowiedź.
- WIEC TO PRAWDA! - Wykrzyknęły obie. Zawadi nie miała nic przeciwko. Bardzo lubiła Hapanę. Jak się tak zastanowiła to pasowali do siebie.
- Mam z nim porozmawiać? Nie próbuj juz się nawet wykręcać. Nas nie oszukasz.
- NIE! Nic mu nie mów. Nawet nie wiesz jak mi w tej chwili głupio. Sama z nim porozmawiam.
Lwice patrzyły na nią z wyczekiwaniem.
- Ale że teraz? No dobra zgoda.
Hapana wstała ospale i jeszcze raz rzuciła okiem na samców. Dobra, musiała iść. Szła tak wolno, ze nawet nie wiedziała, ze tak można. Jak na nią. Kiedy się zbliżyła, wszyscy zwrócili na nią uwagę. Ale własnie Miujiza lekko odwrócił głowę. Po ostatniej sprzeczce jakoś czuł się nieswojo. Odwrócił się i potruchtał w przeciwną stronę krzycząc coś, ze musi gdzieś iść. Nie było co ukrywać, Hapana czuła się zraniona. Stuliła uszy i musiała improwizować.
- Cos nie tak Hapana? - Zapytał Bahati.
- No cóż, ja, chciałam porozmawiać z Miujizą, ale skoro on jest zajęty, to... chyba pójdę.
Hapana odwróciła się gwałtownie i zaczęła biec. Miała spuszczoną głowę i nawet nie patrzyła przed siebie. przebiegła tylko koło swoich przyjaciółek. Te wołały w ślad za nią i ruszyły biegiem w jej ślady. Ale Hapana była szybka, bardzo szybka. Tymczasem ona sama czuła sie w tej chwili po prostu strasznie. Dlaczego? Właśnie zdała sobie sprawę, ze się zauroczyła, a on nie chciał mieć z nia nic wspólnego. A to bolało.
- Ciekawe co ją ugryzło? Zapytał Chaka.
- Pomyśl matole. Nie doszły cię słuchy, ze Hapana miała ostatnio wypadek z Miujizą? Pewnie chciała to wyjasnić. - Powiedział Asani.
- Po pierwsze to uważaj na słowa - warknał Chaka - po drugie, to nic takiego nie słyszałem. Ale skoro tak, to dalczego Miujiza się zmył?
- A bo ja wiem? Ale chyba ją to tknęło.
- Uwielbiam Miujizę, ale w tej chwili zachował się okropnie wobec niej. Nie ma co ukrywać - stwierdził Bahati, który odwrócił się i wypatrywał towarzysza. Nigdzie go nie był - Lepiej go znajdźmy i to wyjaśnijmy. Dziwne rzeczy się ostatnio dzieją.
Przyjaciele szukali szarego lwa, ale nigdzie go nie było. Bahati i Chaka nie znaleźli go. Cały czas wpadali na siebie. W końcu Chaka stwierdził, że ma dość.
- Jak na moje oko, to tą dwójkę coś łączy. - Stwierdził beżowy. - Miujiza ją wystawił. Chyba się załamała. Hmm, widzę w tym swoją szansę.
- Co ty gadasz? Chcesz zarywać do Hapany?
- Mogę spróbować. A niby dlaczego nie? Jest całkiem urocza.
- Myślałem, ze ty się bujasz w Valentine?
Na te słowa Chaka prychnął. Widać, miał lekceważący stosunek do sprawy i zamierzał zrobić co zaplanował.
- Igrasz z ogniem Chaka. Jeżeli Kiongozi się o tym dowie, to będziesz miał kłopoty.
- A wiesz co ja na to? Gdzieś go mam. Nie wiadomo czy Val przezyje, a Hapana jest równie pociągająca. Mogę przecież spróbować. Jeżeli sie nie uda, to wrócę do Val.
- Czarno to widzę.
W końcu Asani wpadł na jego ślady, które doprowadziły go do wodopoju. Podbiegł do niego i zaczepił.
- Stary, co to miało być?
- To znaczy?
- Kiedy uciekłeś od Hapany, ona wyglądała jakby się załamała. Uciekła i chyba płakała.
- Co? Co ty gadasz? - Lew skoczył na równe nogi.
- Powiedz, o co chodzi? Co się wydarzyło między Wami?
- Teraz to nieważne. Gdzie pobiegła Hapana?
Lew pobiegł we wskazanym kierunku. Zobaczył ją pod jakimś drzewem. Siedziała zgarbiona. Miujiza podszedł bliżej. I w tedy to usłyszał. Płakała.
- Wielcy przodkowie, co to znaczy?
W pewnej chwili usłyszała kroki za sobą. Rozpoznała kroki ojca. Nie odwróciła się, dalej trzymała łapę na malunku swojej osoby. Nie spojrzała na ojca.
- To znaczy tyle ile widzisz. - Lwica prychnęła i uśmiechnęła się kpiąco.
- Mam prawo wiedzieć. Co przede mną ukrywasz?
- Spójrz na mnie - księżniczka odwróciła lekko głowę. - Stań przede mną.
Valentine powoli odwróciła się i stanęła na prostych łapach. Sawa uznał, ze nadszedł czas by powiedzieć córce o jej przeznaczeniu. Stała teraz przed nim, dumna, stanowcza i wystarczajaco dojrzała.
- Valentine, razem z twoją matką, już jakiś czas temu doszliśmy do pewnego wniosku. Kiedy przejąłem Wolną Ziemię i przyłączyłem ją do Lwiej, zrozumiałem jaka to odpowiedzialność kiedy trzeba władać tak wielkim terenem. Nie twierdzę, ze twój brat nie da rady, ale nie chcę go obarczać taką odpowiedzialnością już na samym początku. Dlatego zdecydowałem, że Wolna Ziemia będzie należała do ciebie, Valentine.
- My zadecydowaliśmy. - Nagle obok króla pojawiła się Eclipe. Śnieżna lwica stanęła u jego boku i ze zmrużonymi oczami i lekkim uśmiechem wpatrywała się w córkę. - Mięliśmy powiedziec jej o tym razem.
- Właśnie mówimy. Teraz twoja kolej najdroższa. - Eclipse uśmiechnęła się do męża i lekko sie o niego otarła.
- Widzisz, droga księżniczko, panowanie nie jest łatwe. Nie miałam w zasadzie nauk na ten temat, ale często byłaś przy nas kiedy musieliśmy dogłębnie udowadniać naszą władzę i wiedzę. Ojciec i ja ci pomożemy ja zrozumieć, o ile tego chcesz. Nie możemy cię zmusić do przejęcia władzy.
Valentine patrzyła na rodziców w zdumieniu. Dotarło do niej co powiedzieli, ale...
- Dlaczego teraz? Nie mogliście wcześniej?
- Przepraszamy cię skarbie. Czekaliśmy na odpowiednią chwilę. Ale już wiesz i decyzja należy do ciebie. Jeśli tylko będziesz chciała zrezygnować, to twój brat przejmie władzę, ale jeśli zapragniesz jej na stałe, to będzie twoja.
- Co do dalszego spadku, to ty i twój brat będziecie decydować.
Dla Valentine to było wiele emocji. Już chciała coś powiedzieć, kiedy poczuła przeszywający ból w klatce piersiowej. Nagle odebrało jej oddech. Otworzyła usta i szeroko oczy. Próbowała złapać powietrze ale nie była w stanie. Złapała się łapa za brzuch i upadła. Ksieżniczka miała atak i to bardzo mocny. Ostatnie co zobaczyła Valentine to biegnący i krzyczący rodzice. Potem ciemność.
- Jakim cudem na Lwiej Zemi nie ma nikogo kto zna się na leczeniu!!!? Rafiki odszedł w najgorszym momencie - Kiongozi chodził mocno rozwścieczony po Lwiej Skale już od kilku godzin. Co chwila krzyczał, ryczał i rozwalał co się dało. Głazy miały ślady jego pazurów, krzaki i gałęzie były całe połamane. Wydeptał nawet ścieżkę w kształcie jego łap. Z początku każdy próbował go uspokoić, ale teraz nie było przy nim nikogo, odsuwali się kiedy tylko podszedł za blisko.
Stan jego siostry był bardzo poważny. Kiedy ojciec przyniósł córkę na swoich plecach nieprzytomną i niestabilną zbiegło się całe stado i czuwało przy jaskini. Zwiadowcy zostali rozesłani, aby znaleźć pomoc. Lwia Gwardia także szukała. Asani znał się odrobinę na ziołach i kazał szukać czego się dało, ale nic nie pomogło. Tutaj potrzebny był Rafiki.
- Moze Asani ma jeszcze jakiś pomysł? Musi coś wymyślić!
Tylko Miujiza wykazywał chęć pomocy księciu w tej chwili, ale i on był ostrożny. Podszedł do niego od boku.
- Spokojnie kuzynie, wszystko będzie dobrze. Twoja siostra jest silną lwicą. Nie taki atak przetrwała - Kiongozi odwrócił się gwałtownie do Miujizy i zawarczał, ale po chwili się uspokoił i odsunął. Spuścił głowę, zaciskając zęby i oczy. Wyżywał sie na wszystkim i wszystkich, ale chciał tylko aby jego siostra wyzdrowiała. Wszyscy przyjaciele stali niedaleko i patrzyli się na niego ze współczuciem. Wszyscy oprócz Chaki.
- Możecie zostawić mnie samego?
Wszyscy tylko skinęli głowami i zeszli z Lwiej Skały. Udali się nad wodopój. Do tej pory Amara zawsze chodziła gdzieś ze swoja siostrą, ale teraz złapała lepszy kontakt z resztą lwic. Razem z Zawadi i Hapaną świetnie sie rozumiały na co dzień, ale teraz obawa o Val nie dawała im spokoju. Leżały w ciszy obok siebie i próbowały bezskutecznie podłapać temat do rozmowy. We trójkę cały czas obserwowały samców, którzy byli mniej zatroskani. Walczyli i biegali, dobrze się bawili. Amarze coś się przypomniało.
- Hapana, ostatnio usłyszałam o zdarzeniu twoim i Miujizy.
- I co?
- To prawda, ze ty... jakby to powiedzieć... podoba mi cię Miujiza?
Zawadi podniosła gwałtownie głowę i spojrzała zaskoczona na Amarę, a potem na Hapanę.
- O czym wy mówicie? Hapana, podoba ci się mój brat?
Hapanę zatkało, nie wiedziała jak zareagować.
- Dziewczyny, dajcie spokój. Valentine sobie coś ubzdurała.
- Ale, faktycznie dziwnie się przy nim zachowujesz - zauważyła Zawadi. - Hap, szczerze. Bujasz się w moim bracie?
Lwice patrzyły na siebie, a ruda nie mogła nic powiedzieć. twarz jej się wykrzywiała, bo zastanawiała się co powiedzieć. Dla Zawadi i Amary to była jasna odpowiedź.
- WIEC TO PRAWDA! - Wykrzyknęły obie. Zawadi nie miała nic przeciwko. Bardzo lubiła Hapanę. Jak się tak zastanowiła to pasowali do siebie.
- Mam z nim porozmawiać? Nie próbuj juz się nawet wykręcać. Nas nie oszukasz.
- NIE! Nic mu nie mów. Nawet nie wiesz jak mi w tej chwili głupio. Sama z nim porozmawiam.
Lwice patrzyły na nią z wyczekiwaniem.
- Ale że teraz? No dobra zgoda.
Hapana wstała ospale i jeszcze raz rzuciła okiem na samców. Dobra, musiała iść. Szła tak wolno, ze nawet nie wiedziała, ze tak można. Jak na nią. Kiedy się zbliżyła, wszyscy zwrócili na nią uwagę. Ale własnie Miujiza lekko odwrócił głowę. Po ostatniej sprzeczce jakoś czuł się nieswojo. Odwrócił się i potruchtał w przeciwną stronę krzycząc coś, ze musi gdzieś iść. Nie było co ukrywać, Hapana czuła się zraniona. Stuliła uszy i musiała improwizować.
- Cos nie tak Hapana? - Zapytał Bahati.
- No cóż, ja, chciałam porozmawiać z Miujizą, ale skoro on jest zajęty, to... chyba pójdę.
Hapana odwróciła się gwałtownie i zaczęła biec. Miała spuszczoną głowę i nawet nie patrzyła przed siebie. przebiegła tylko koło swoich przyjaciółek. Te wołały w ślad za nią i ruszyły biegiem w jej ślady. Ale Hapana była szybka, bardzo szybka. Tymczasem ona sama czuła sie w tej chwili po prostu strasznie. Dlaczego? Właśnie zdała sobie sprawę, ze się zauroczyła, a on nie chciał mieć z nia nic wspólnego. A to bolało.
- Ciekawe co ją ugryzło? Zapytał Chaka.
- Pomyśl matole. Nie doszły cię słuchy, ze Hapana miała ostatnio wypadek z Miujizą? Pewnie chciała to wyjasnić. - Powiedział Asani.
- Po pierwsze to uważaj na słowa - warknał Chaka - po drugie, to nic takiego nie słyszałem. Ale skoro tak, to dalczego Miujiza się zmył?
- A bo ja wiem? Ale chyba ją to tknęło.
- Uwielbiam Miujizę, ale w tej chwili zachował się okropnie wobec niej. Nie ma co ukrywać - stwierdził Bahati, który odwrócił się i wypatrywał towarzysza. Nigdzie go nie był - Lepiej go znajdźmy i to wyjaśnijmy. Dziwne rzeczy się ostatnio dzieją.
Przyjaciele szukali szarego lwa, ale nigdzie go nie było. Bahati i Chaka nie znaleźli go. Cały czas wpadali na siebie. W końcu Chaka stwierdził, że ma dość.
- Jak na moje oko, to tą dwójkę coś łączy. - Stwierdził beżowy. - Miujiza ją wystawił. Chyba się załamała. Hmm, widzę w tym swoją szansę.
- Co ty gadasz? Chcesz zarywać do Hapany?
- Mogę spróbować. A niby dlaczego nie? Jest całkiem urocza.
- Myślałem, ze ty się bujasz w Valentine?
Na te słowa Chaka prychnął. Widać, miał lekceważący stosunek do sprawy i zamierzał zrobić co zaplanował.
- Igrasz z ogniem Chaka. Jeżeli Kiongozi się o tym dowie, to będziesz miał kłopoty.
- A wiesz co ja na to? Gdzieś go mam. Nie wiadomo czy Val przezyje, a Hapana jest równie pociągająca. Mogę przecież spróbować. Jeżeli sie nie uda, to wrócę do Val.
- Czarno to widzę.
W końcu Asani wpadł na jego ślady, które doprowadziły go do wodopoju. Podbiegł do niego i zaczepił.
- Stary, co to miało być?
- To znaczy?
- Kiedy uciekłeś od Hapany, ona wyglądała jakby się załamała. Uciekła i chyba płakała.
- Co? Co ty gadasz? - Lew skoczył na równe nogi.
- Powiedz, o co chodzi? Co się wydarzyło między Wami?
- Teraz to nieważne. Gdzie pobiegła Hapana?
Lew pobiegł we wskazanym kierunku. Zobaczył ją pod jakimś drzewem. Siedziała zgarbiona. Miujiza podszedł bliżej. I w tedy to usłyszał. Płakała.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Pffff. Następna notka będzie lepsza. To Wam mogę obiecać, bo mam na nią całkiem niezły pomysł. Ale mamy taki wstęp do kotła wydarzeń. Ostatnio się opuściłam, faktycznie, moje notki są nudne i monotonne, wybaczcie. Ale zaczne się teraz starać. Proszę Was tylko o pewną pomoc... (patrzcie na pytania na dole).
1. Rzucacie mi tutaj, pod tym punktem, jeden, ale tylko jeden pomysł, na sytuację, nie całą historię o której chcielibyście przeczytać. To ma być wątek przez Was porządny, ale, ale, żadnych mordów i wymyślonych romansów. mogą być bijatyki, niekomfortowe sytuacje, zauroczenia itd. Ale powtarzam, zadnych historii. Sytuacja. Jedno krótkie zdanie, no moze dwa. Jak chcecie. wybiorę możliwe do spisania.
2. Jak myślicie, jak będzie z Val i jaką decyzję by podjęła? (od razu mówię, że jej nie zabiłam xd)
3. Czy Hapana i Miujiza dojdą do porozumienia, czy w ogóle porozmawiają? Jak oboje zareagują? Co o nich myślicie?
4. Jak zareaguje Kiongozi o pomyśle Chaki? Wścieknie się czy moze ucieszy, ze ten da spokój jego siostrze?
Przy okazji w zakładce atnother pojawiły się zamówione historie, nie wszystkie, ponieważ na niektóre nie miałam pomysłu, z góry przepraszam. Teraz piszę te do drugiej zakładki. Zajmie mi to jakieś dwa tygodnie bo mam ich mnóstwo.
niedziela, 13 marca 2016
#64 Nieudane łowy
Hapana pędziła za antylopą już dłuższy czas. Bolały ją wszytskie mieśnie, miała opuchnięte łapy i jej organizm zaczynał się buntować. Coraz gorzej widziała, dźwięki się zlewały w jeden szum, oddech był płytki. Sama już nie wiedziała dlaczego wciąż goni antylopę. Podświadomie wiedziała, że chce ją zabić, ale robiła to już zupełnie automatycznie. Kiedy antylopa skręciła gwałtownie lwica nawet tego nie zauważyła i nie zdążyła zareagować. Potknęła się i upadła z hukiem na ziemię. Podniosła głowę i wpatrywała się z oddalający się zad antylopy. Nagle jednak coś wskoczyła na nią, po kilku sekundowym pościgu i powaliło na ziemię.
Hapana z początku nie wierzyła własnym oczom. W tumanach kurzu próbowała rozpoznać sylwetkę tego, który zgarnął jej cel. Podniosła się i zobaczyła, ze to Miujiza leży na zdobyczy. Zdobyczy, która miała być jej. Hapana była jaka była i chociaż wiedziała, że tak naprawdę sama zawaliła polowanie, to była wściekła, ze przyjaciel wykorzystał okazję. Zawarczała i podbiegła do niego gniewnie.
- Hej! Miujiza, zaczekaj!
- Och, cześć Hapana. Widziałem jak polowałaś. Pomyślałem, ze się dołączę.
- Tak, polowałam. I upolowałabym gdybyś się nie wtrącił.
- Jak na moje oko, to potrzebowałaś pomocy. Ale wiedziałem, ze nie byłabyś zachwycona więc patrzyłem tylko, do momentu, aż padłaś - Usmiechnał się do niej zawadiacko. Droczył sie z nią. Niedopuszczalny błąd.
- Grrrr, zabrałeś mi zdobycz podstępem! Wykorzystałeś już jej zmęczenie. Taką antylopę nawet dziecko by upolowało.
Ruda lwica nie żartowała i Miujiza to dostrzegł. Skoro ona, to i on.
- Ja tylko wykorzystałem dobry moment. To się nazywa strategia. Utrudniasz sobie życie polując na zdrowe osobniki takiego kalibru.
- To była zwykła kradzież!
- Raczej jak już powiedziałem, okazja. Skoro przerwałaś pościg to ja go przejąłem. Szkoda by było zmarnować okazję.
Miujiza złapał ciało w pysk i zaciągnął nad wodopój. Za nim człapała zmęczona Hapana. Lew ze zdobyczą dotarł do Zawadi i Kiongoziego leżących nad wodopojem. Kiedy zobaczyli towarzysza podnieśli się i podeszli do niego.
- Hej, kuzynie, mówiłeś, ze zgłodniałeś, ale zjesz sam aż tyle?
- Częstujcie się.
Zaczęli pałaszować i w tedy Zawadi dostrzegła rozgniewaną Hapanę.
- Hej, Hapana, dołączysz się do nas!? - Ruda lwica tylko spojrzała na nich i nawet się nie zatrzymała. Kierowała się na Lwią Skałę. Kiongozi podniósł głowę i patrzył w ślady rudej.
- A tej co się stało?
Szary oderwał się od jedzenia i z pełnym pyskiem wyjaśnił co się stało. Specjalnie nikt sie tym nie przejął. Wszyscy znali humory Hapany.
Hapana dotarła na Lwią Skałę i nie zwróciła na nikogo uwagi. Chociaż po drodze Amara, Asani i Chaka się z nią witali ona ich olała. Drogę zagrodziła jej Val.
- Cześć, pytanko, widziałaś mojego brata?
- Nad wodopojem, razem z Zawadi i złodziejem antylop - Głos miałą bez wyrazu i brązowa od razu to rozpoznała.
- Złodziejem antylop?
- Miujizą, ściślej mówiąc.
- Stało się coś? - Brak odpowiedzi. Nikt nie lubi byc ignorowany i nie wszyscy odpuszczają. Nie Valentine. - Poczekaj. Miała znaleźć brata, ale chyba musze to odłożyć.
Hapana powiedziała Val co się stało, a wręcz wykrzyczała. Wciąż była wściekła. Chodziła w jedną i drugą stronę wyklinając i prowadząc zażartą dyskusję sama ze sobą. Valentine natomiast leżała w miejscu i tylko poruszała głową w ślad przyjaciółki. Wyglądało to całkiem komicznie. W pewnej chwili Hapana przestała. Ksieżniczka wstała i podeszła do niej.
- Skończyłaś?
- uch, chyba tak. Co myślisz?
- Zupełnie... cię nie rozumiem. Tutaj nie ma co się złościć. Zasłabłaś i straciłaś zdobycz, nie pierwszy i nie ostatni raz, zdarza sie. Ja wcale nie jestem dobra w polowaniu, ciągle tracę zwierzynę, ale póki co się nie załamuję.
- To co innego. Gdyby ktoś inny upolował tą antylopę, Bahati, Amara, ty, no nie wiem, ktokolwiek, ale Miujiza...
- A co za różnica? Czekaj. Niech no zgadnę, bo chyba wiem. On ci się podoba... dlatego tak reagujesz!!!
- Co? Co ty wygadujesz? - Krzyknęła zdziwiona Hapana.
- Denerwuje cię, nie fakt, ze zabrał ci antylopę, tylko to, ze widział twoją porażkę. Okazałaś słabość na jego oczach. Nikt nie lubi kiedy bliska nam osoba widzi nasze błędy.
- Valentine, chyba sobie żartujesz? - Ta rozmowa robiła sie dla rudej coraz bardziej krępująca. Czyżby coś było na rzeczy?
- Och daj spokój. Hapana, proszę, proszę, nie przypuszczałabym, ze akurat ty...
- Skończ! Starczy. Muszę odpocząć.
Ruda udała się truchtem do jaskini. Kiedy do niej weszła położyła się i zaczęła myśleć nad słowami Valentine. Ona i Miujiza, Ha!
Ksieżniczka natomiast widząc pośpiech i zmieszanie rudej uśmiechnęła się i zaśmiała kiedy schodziła z Lwiej Skały. Nie zamierzała nikomu jednak mówić o swoich podejrzeniach. Była ciekawa co z tego wyjdzie.
Będąc koło wodopoju dostrzegła resztki antylopy i wylegujących się nieopodal trójki nastolatków. Podbiegła do nich i jej wzrok zatrzymał sie na Miujizie.
- Cześć Wam, Kiongozi, szukałam cię.
- Po co?
- Dowiesz się - Teraz zwróciła się do Miujizy - Hej, widziałeś się dzisiaj moze z Hapaną?
- Wpadliśmy na siebie, mówiła coś o mnie?
- Aaa, w zasadzie nic. Tak się tylko zastanawiałam. Była trochę zdenerwowana i mówiła coś o polowaniu, ale nic nie zrozumiałam.
Nastała krępująca cisza. Ktoś musiał ja przerwać.
- Mało ważne. Muszę już zabrać mojego brata. Przepraszamy Was.
Rodzeństwo oddaliło się i ksiażę nie wytrzymał.
- Powiesz mi wreszcie o co chodzi?
- Byłeś kiedyś w baobabie Rafikiego?
- Hmmm, zdarzało mi się tam bywać. Dlaczego pytasz?
- Kiedy ostatnim razem ojciec powrócił z Baobabu był jakis taki inny. Na dodatek mianował Agile przywódcą gwardii. Coś musi być na rzeczy.
- Co ty podejrzewasz siostro? Że w baobabie są odpowiedzi na nasze pytania? To tylko rysunki Rafikiego.
- Nie bracie, nie tylko zwykłe rysunki! To jest prawda. Kiedy tam byłam i Rafiki się mną zajmował nie mogłam ich wszystkich zobaczyć. A teraz chcę.
- Ale dlaczego? - Kiongozi był już znudzony i poirytowany. - Czego ty szukasz? Błądzisz z głową w hmurach i narzekasz, ze nie możesz sobie znaleźć miejsca w życiu. Weź się w garść i zrób cos ze sobą. Nie musisz jeszcze mnie męczyć.
Ksieżniczka nie wierzyła własnym uszom. Od kiedy to siostra jest wrogiem brata? Kiongozi nigdy się tak nie zachowywał wobec niej. Dostrzegała, ze sie zmienił i nawet go z tego powodu podziwiała, ale teraz?
- Kiongozi, co się z tobą dzieje?
- Hmmm? Nic, a co ma się dziać?
- Jesteś jakiś dziwny. Ostatnio wiecznie masz do wszystkich pretensje.
- Val...
- Nie przerywaj mi! Słuchaj! Zawsze byliśmy sobie bliscy, a teraz co? Czepiasz się na początku rodziców, potem Chaki, ze się do mnie zaleca, a teraz mnie?
- Chaka nie jest ciebie wart, a ty wyglądasz jakby ci to schlebiało, ze jest ciagle na twoje zawołanie. Widziałem jak ostatnio z nim pograłaś.
- Droczyłam się z nim.
- Inaczej to wyglądało.
- Jesteś ślepy! Chaka za mną biega, ale ja mam to gdzieś. Nie chcę go.
- On chce ciebie.
- I myślisz, ze mu ulegnę? To cię tak drażni? Że ktoś się mną interesuje? Przez niego zachowujesz się tak oschle wobec mnie?! - Rozmowa zaczynała się zapełniać napięciem.
- Tak! Właśnie dlatego. Bo jeśli nie znajdziesz swojego przeznaczenia to będziesz jak on. bez celu, wiecznie rozdarta między rzeczami, których pragniesz, ale nie mozesz mieć. Myślisz, ze tego nie widzę? Taki właśnie jest Chaka. To ty jesteś ślepa, skoro nie potrafisz zobaczyć jaki jest fałszywy! On chce więcej niz może mieć. Zbliża się do ciebie dlatego, zę mu się podobasz, ale pragnie też pozycji. Kiedy zbliży się do ciebie, zbliży się takze do mnie, a tym samym do tronu. Nie mogę sobie na to pozwolić, nie jestem taki głupi, jak wy wszyscy myślicie!
Oboje patrzyli na siebie i ciężko oddychali. Valentine z żalem i złościom a jej brat z gniewem i wyższością.Po chwili jednak się uspokoił, ale tylko trochę, na tyle by zmienić ton głosu.
- Zostaw baobab Rafikiego w spokoju. Niczego tam nie znajdziesz. I przestań ślepo patrzyć się na innych.
- To ty bracie jesteś zaślepiony. Nie każdy jest zdrajcą. Przecież wiesz. Ufasz naszym przyjaciołom. To ty stawałeś w obronie Zawadi i Miujizy kiedy inni się od nich odsuwali. To ty jako pierwszy zaufałeś Bahatiemu. I przyjąłeś po tajemnie Hapanę i Asaniego. Pomagałeś Shani. Zawsze mnie wspierałeś. Zawsze mnie broniłeś i byłeś przy mnie.
- Dalej tak jest. - Nagle Kiongozi jakby zmienił się pod wpływem nadmiaru uczuć. - Ufam Wam, jesteśmy stadem. To Chaka mnie martwi, a przez niego boję się o Was wszystkich. A jestem na to za młody. Jeszcze nie jestem królem, nie chcę ciągle na Was wisieć. Chce mieć spokój od problemów, robić co mi się żywnie podoba póki mogę.
- Kiongozi, nie troszcz się o nas z przymusu, nie jako nasz władca, tylko jako przyjaciel.
To był koniec rozmowy. Rodzeństwo się rozstało i Valentine sama wyruszyła do baobabu. Kiedy dotarła na miejsce poczuła jakiś wewnętrzny głos każący jej wejść na górę. kiedy tam się znalazła wiatr porwał liście, które zatańczyły w koło głowy ksieżniczki. W tedy brązowa zaczęła się rozgladać dookoła. Malunki były niezwykłe. Tyle lwów i innych ukazanych rzeczy bądź miejsc, opowiadających różne historie. Valentine szła wzdłuż ścian i przyglądała się wszystkiemu co było ukazane. W pewnym momencie przystąpiła, albowiem dotarła do miejsca gdzie ukazane były lwy jej znane. Najpierw dziadkowie, potem rodzice, a w końcu ona i jej brat. Jednakze było coś dziwnego. Nad głowami władców widniały błękitno białe pręgi, a nad ich rodzeństwem, które nie zasiadło nigdy na tronie tego nie było. Dziwne pręga widniała nad głową jej brata, ale także nad jej samą. Dlaczego?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dobra napisałam, wreszcie. Słuchajcie niedługo odbędzie się stopniowa redukcja postaci. Wiecie co to znaczy? Jest ich zbyt wiele i muszę z kilku zrezygnować. I to na dobre. Do tej pory pozbyłam się Kiary i Shani, oczywiście Shani tylko chwilowo. Nie mówię, ze będę zabijała postacie, na pewno kogoś tak, ale niektórzy odejdą inaczej. W końcu wkrótce pojawia się dwie nowe, już na stałe i muszę zrobić dla nich miejsce. Ale o wszystkich się przekonacie już wkrótce.
1. Co myślicie o przekonaniu Val co do Hapany i Miujizy i co sami myślicie o tej dwójce? tylko proszę bez tekstów typu "Nie pasują do siebie" albo "Hapana bardziej pasuje do..., albo Miujiza pasuje do...", proszę coś nowego, bo ostatnio widzę tylko tego typu odpowiedzi.
2. Kłótnia rodzeństwa? Czy mając takie same obawy co Kiongozi zareagowalibyście podobnie, czy inaczej? Książe nie jest jednak taki głupi i naiwny? Księżniczka tez już chyba dojrzała?
3. Znacie prawdę, ale jak myślicie jak zareaguje Val na prawdę i czy to ją w jakiś sposób zmieni?
Wolno mi idzie to pisanie wiem, ale coś się dzieje z internetem u mnie. Raz jest, raz go nie ma. Na to nie mam wpływu, ale za brak notatek i tak przepraszam Was bardzo. W przyszły poniedziałek, albo niedziele będziecie mogli zaglądac do zakładek z opowieściami pojedynczymi. Jeszcze poinformuję.
Hapana z początku nie wierzyła własnym oczom. W tumanach kurzu próbowała rozpoznać sylwetkę tego, który zgarnął jej cel. Podniosła się i zobaczyła, ze to Miujiza leży na zdobyczy. Zdobyczy, która miała być jej. Hapana była jaka była i chociaż wiedziała, że tak naprawdę sama zawaliła polowanie, to była wściekła, ze przyjaciel wykorzystał okazję. Zawarczała i podbiegła do niego gniewnie.
- Hej! Miujiza, zaczekaj!
- Och, cześć Hapana. Widziałem jak polowałaś. Pomyślałem, ze się dołączę.
- Tak, polowałam. I upolowałabym gdybyś się nie wtrącił.
- Jak na moje oko, to potrzebowałaś pomocy. Ale wiedziałem, ze nie byłabyś zachwycona więc patrzyłem tylko, do momentu, aż padłaś - Usmiechnał się do niej zawadiacko. Droczył sie z nią. Niedopuszczalny błąd.
- Grrrr, zabrałeś mi zdobycz podstępem! Wykorzystałeś już jej zmęczenie. Taką antylopę nawet dziecko by upolowało.
Ruda lwica nie żartowała i Miujiza to dostrzegł. Skoro ona, to i on.
- Ja tylko wykorzystałem dobry moment. To się nazywa strategia. Utrudniasz sobie życie polując na zdrowe osobniki takiego kalibru.
- To była zwykła kradzież!
- Raczej jak już powiedziałem, okazja. Skoro przerwałaś pościg to ja go przejąłem. Szkoda by było zmarnować okazję.
Miujiza złapał ciało w pysk i zaciągnął nad wodopój. Za nim człapała zmęczona Hapana. Lew ze zdobyczą dotarł do Zawadi i Kiongoziego leżących nad wodopojem. Kiedy zobaczyli towarzysza podnieśli się i podeszli do niego.
- Hej, kuzynie, mówiłeś, ze zgłodniałeś, ale zjesz sam aż tyle?
- Częstujcie się.
Zaczęli pałaszować i w tedy Zawadi dostrzegła rozgniewaną Hapanę.
- Hej, Hapana, dołączysz się do nas!? - Ruda lwica tylko spojrzała na nich i nawet się nie zatrzymała. Kierowała się na Lwią Skałę. Kiongozi podniósł głowę i patrzył w ślady rudej.
- A tej co się stało?
Szary oderwał się od jedzenia i z pełnym pyskiem wyjaśnił co się stało. Specjalnie nikt sie tym nie przejął. Wszyscy znali humory Hapany.
Hapana dotarła na Lwią Skałę i nie zwróciła na nikogo uwagi. Chociaż po drodze Amara, Asani i Chaka się z nią witali ona ich olała. Drogę zagrodziła jej Val.
- Cześć, pytanko, widziałaś mojego brata?
- Nad wodopojem, razem z Zawadi i złodziejem antylop - Głos miałą bez wyrazu i brązowa od razu to rozpoznała.
- Złodziejem antylop?
- Miujizą, ściślej mówiąc.
- Stało się coś? - Brak odpowiedzi. Nikt nie lubi byc ignorowany i nie wszyscy odpuszczają. Nie Valentine. - Poczekaj. Miała znaleźć brata, ale chyba musze to odłożyć.
Hapana powiedziała Val co się stało, a wręcz wykrzyczała. Wciąż była wściekła. Chodziła w jedną i drugą stronę wyklinając i prowadząc zażartą dyskusję sama ze sobą. Valentine natomiast leżała w miejscu i tylko poruszała głową w ślad przyjaciółki. Wyglądało to całkiem komicznie. W pewnej chwili Hapana przestała. Ksieżniczka wstała i podeszła do niej.
- Skończyłaś?
- uch, chyba tak. Co myślisz?
- Zupełnie... cię nie rozumiem. Tutaj nie ma co się złościć. Zasłabłaś i straciłaś zdobycz, nie pierwszy i nie ostatni raz, zdarza sie. Ja wcale nie jestem dobra w polowaniu, ciągle tracę zwierzynę, ale póki co się nie załamuję.
- To co innego. Gdyby ktoś inny upolował tą antylopę, Bahati, Amara, ty, no nie wiem, ktokolwiek, ale Miujiza...
- A co za różnica? Czekaj. Niech no zgadnę, bo chyba wiem. On ci się podoba... dlatego tak reagujesz!!!
- Co? Co ty wygadujesz? - Krzyknęła zdziwiona Hapana.
- Denerwuje cię, nie fakt, ze zabrał ci antylopę, tylko to, ze widział twoją porażkę. Okazałaś słabość na jego oczach. Nikt nie lubi kiedy bliska nam osoba widzi nasze błędy.
- Valentine, chyba sobie żartujesz? - Ta rozmowa robiła sie dla rudej coraz bardziej krępująca. Czyżby coś było na rzeczy?
- Och daj spokój. Hapana, proszę, proszę, nie przypuszczałabym, ze akurat ty...
- Skończ! Starczy. Muszę odpocząć.
Ruda udała się truchtem do jaskini. Kiedy do niej weszła położyła się i zaczęła myśleć nad słowami Valentine. Ona i Miujiza, Ha!
Ksieżniczka natomiast widząc pośpiech i zmieszanie rudej uśmiechnęła się i zaśmiała kiedy schodziła z Lwiej Skały. Nie zamierzała nikomu jednak mówić o swoich podejrzeniach. Była ciekawa co z tego wyjdzie.
Będąc koło wodopoju dostrzegła resztki antylopy i wylegujących się nieopodal trójki nastolatków. Podbiegła do nich i jej wzrok zatrzymał sie na Miujizie.
- Cześć Wam, Kiongozi, szukałam cię.
- Po co?
- Dowiesz się - Teraz zwróciła się do Miujizy - Hej, widziałeś się dzisiaj moze z Hapaną?
- Wpadliśmy na siebie, mówiła coś o mnie?
- Aaa, w zasadzie nic. Tak się tylko zastanawiałam. Była trochę zdenerwowana i mówiła coś o polowaniu, ale nic nie zrozumiałam.
Nastała krępująca cisza. Ktoś musiał ja przerwać.
- Mało ważne. Muszę już zabrać mojego brata. Przepraszamy Was.
Rodzeństwo oddaliło się i ksiażę nie wytrzymał.
- Powiesz mi wreszcie o co chodzi?
- Byłeś kiedyś w baobabie Rafikiego?
- Hmmm, zdarzało mi się tam bywać. Dlaczego pytasz?
- Kiedy ostatnim razem ojciec powrócił z Baobabu był jakis taki inny. Na dodatek mianował Agile przywódcą gwardii. Coś musi być na rzeczy.
- Co ty podejrzewasz siostro? Że w baobabie są odpowiedzi na nasze pytania? To tylko rysunki Rafikiego.
- Nie bracie, nie tylko zwykłe rysunki! To jest prawda. Kiedy tam byłam i Rafiki się mną zajmował nie mogłam ich wszystkich zobaczyć. A teraz chcę.
- Ale dlaczego? - Kiongozi był już znudzony i poirytowany. - Czego ty szukasz? Błądzisz z głową w hmurach i narzekasz, ze nie możesz sobie znaleźć miejsca w życiu. Weź się w garść i zrób cos ze sobą. Nie musisz jeszcze mnie męczyć.
Ksieżniczka nie wierzyła własnym uszom. Od kiedy to siostra jest wrogiem brata? Kiongozi nigdy się tak nie zachowywał wobec niej. Dostrzegała, ze sie zmienił i nawet go z tego powodu podziwiała, ale teraz?
- Kiongozi, co się z tobą dzieje?
- Hmmm? Nic, a co ma się dziać?
- Jesteś jakiś dziwny. Ostatnio wiecznie masz do wszystkich pretensje.
- Val...
- Nie przerywaj mi! Słuchaj! Zawsze byliśmy sobie bliscy, a teraz co? Czepiasz się na początku rodziców, potem Chaki, ze się do mnie zaleca, a teraz mnie?
- Chaka nie jest ciebie wart, a ty wyglądasz jakby ci to schlebiało, ze jest ciagle na twoje zawołanie. Widziałem jak ostatnio z nim pograłaś.
- Droczyłam się z nim.
- Inaczej to wyglądało.
- Jesteś ślepy! Chaka za mną biega, ale ja mam to gdzieś. Nie chcę go.
- On chce ciebie.
- I myślisz, ze mu ulegnę? To cię tak drażni? Że ktoś się mną interesuje? Przez niego zachowujesz się tak oschle wobec mnie?! - Rozmowa zaczynała się zapełniać napięciem.
- Tak! Właśnie dlatego. Bo jeśli nie znajdziesz swojego przeznaczenia to będziesz jak on. bez celu, wiecznie rozdarta między rzeczami, których pragniesz, ale nie mozesz mieć. Myślisz, ze tego nie widzę? Taki właśnie jest Chaka. To ty jesteś ślepa, skoro nie potrafisz zobaczyć jaki jest fałszywy! On chce więcej niz może mieć. Zbliża się do ciebie dlatego, zę mu się podobasz, ale pragnie też pozycji. Kiedy zbliży się do ciebie, zbliży się takze do mnie, a tym samym do tronu. Nie mogę sobie na to pozwolić, nie jestem taki głupi, jak wy wszyscy myślicie!
Oboje patrzyli na siebie i ciężko oddychali. Valentine z żalem i złościom a jej brat z gniewem i wyższością.Po chwili jednak się uspokoił, ale tylko trochę, na tyle by zmienić ton głosu.
- Zostaw baobab Rafikiego w spokoju. Niczego tam nie znajdziesz. I przestań ślepo patrzyć się na innych.
- To ty bracie jesteś zaślepiony. Nie każdy jest zdrajcą. Przecież wiesz. Ufasz naszym przyjaciołom. To ty stawałeś w obronie Zawadi i Miujizy kiedy inni się od nich odsuwali. To ty jako pierwszy zaufałeś Bahatiemu. I przyjąłeś po tajemnie Hapanę i Asaniego. Pomagałeś Shani. Zawsze mnie wspierałeś. Zawsze mnie broniłeś i byłeś przy mnie.
- Dalej tak jest. - Nagle Kiongozi jakby zmienił się pod wpływem nadmiaru uczuć. - Ufam Wam, jesteśmy stadem. To Chaka mnie martwi, a przez niego boję się o Was wszystkich. A jestem na to za młody. Jeszcze nie jestem królem, nie chcę ciągle na Was wisieć. Chce mieć spokój od problemów, robić co mi się żywnie podoba póki mogę.
- Kiongozi, nie troszcz się o nas z przymusu, nie jako nasz władca, tylko jako przyjaciel.
To był koniec rozmowy. Rodzeństwo się rozstało i Valentine sama wyruszyła do baobabu. Kiedy dotarła na miejsce poczuła jakiś wewnętrzny głos każący jej wejść na górę. kiedy tam się znalazła wiatr porwał liście, które zatańczyły w koło głowy ksieżniczki. W tedy brązowa zaczęła się rozgladać dookoła. Malunki były niezwykłe. Tyle lwów i innych ukazanych rzeczy bądź miejsc, opowiadających różne historie. Valentine szła wzdłuż ścian i przyglądała się wszystkiemu co było ukazane. W pewnym momencie przystąpiła, albowiem dotarła do miejsca gdzie ukazane były lwy jej znane. Najpierw dziadkowie, potem rodzice, a w końcu ona i jej brat. Jednakze było coś dziwnego. Nad głowami władców widniały błękitno białe pręgi, a nad ich rodzeństwem, które nie zasiadło nigdy na tronie tego nie było. Dziwne pręga widniała nad głową jej brata, ale także nad jej samą. Dlaczego?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dobra napisałam, wreszcie. Słuchajcie niedługo odbędzie się stopniowa redukcja postaci. Wiecie co to znaczy? Jest ich zbyt wiele i muszę z kilku zrezygnować. I to na dobre. Do tej pory pozbyłam się Kiary i Shani, oczywiście Shani tylko chwilowo. Nie mówię, ze będę zabijała postacie, na pewno kogoś tak, ale niektórzy odejdą inaczej. W końcu wkrótce pojawia się dwie nowe, już na stałe i muszę zrobić dla nich miejsce. Ale o wszystkich się przekonacie już wkrótce.
1. Co myślicie o przekonaniu Val co do Hapany i Miujizy i co sami myślicie o tej dwójce? tylko proszę bez tekstów typu "Nie pasują do siebie" albo "Hapana bardziej pasuje do..., albo Miujiza pasuje do...", proszę coś nowego, bo ostatnio widzę tylko tego typu odpowiedzi.
2. Kłótnia rodzeństwa? Czy mając takie same obawy co Kiongozi zareagowalibyście podobnie, czy inaczej? Książe nie jest jednak taki głupi i naiwny? Księżniczka tez już chyba dojrzała?
3. Znacie prawdę, ale jak myślicie jak zareaguje Val na prawdę i czy to ją w jakiś sposób zmieni?
Wolno mi idzie to pisanie wiem, ale coś się dzieje z internetem u mnie. Raz jest, raz go nie ma. Na to nie mam wpływu, ale za brak notatek i tak przepraszam Was bardzo. W przyszły poniedziałek, albo niedziele będziecie mogli zaglądac do zakładek z opowieściami pojedynczymi. Jeszcze poinformuję.
niedziela, 6 marca 2016
#63 Nowy lider
Zrobiłam ankietę i zgodnie z jej wynikami walka toczyła się głównie między Asante, a kimś nowym. Jednym głosem Ojciec Chaki przegrał, dlatego rozdział pojawił się tak późno, bo miałam problem z wymyśleniem lidera. Ale tak myślałam i myślałam, aż wreszcie wymyśliłam rozwiązanie. Zapraszam na notkę.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Sawa długo nad tym myślał a wraz z nim wszyscy członkowie stada. Ponieważ temat lidera się przedłużał i gwardia zbyt długo nie posiadała dowódcy narastał pewien problem. W tedy do niego dotarło. Czy lider tak naprawdę jest potrzebny? Pragnął omówić tą sprawę z Rafikim, ale dopiero gdy dotarł do baobabu przypomniał sobie, ze opuścił Lwią Ziemię. Król westchnął i już chciał zawrócić na Lwią Skałę kiedy odczuł dziwne wrażenie, że ma coś do zrobienia, właśnie tutaj. Powiew wiatru oplótł jego grzywę. Liście zatańczyły na wietrze i poleciały w stronę korony wielkiego drzewa wręcz go zachęcając do wejścia. Lew wdrapał się ciężko po grubym pnie i rozejrzał po opuszczonym domu Rafikiego.
Wszędzie były namalowane portery lwów, historia powstania Lwiej Ziemi i Lwiej Gwardii. Właśnie ta część go interesowała. W tedy spojrzał na pierwszą Lwią gwardię jaka zaistniała. Była to grupa Skazy. Sawa dobrze znał tą historię. Syn króla poznał smak władzy jaką mu dawała straż i wykorzystał ją z mroczny sposób. Kion, syn Simby natomiast nie podołał obowiązkowi. Czy trzecia, istniejąca obecnie Lwia Gwardia tak jak poprzednie były skazane na klęskę, właśnie z powodu lidera?
- Och, wielki Muhimu doradź mi. Nie mogę wiecznie sam podejmować decyzji...
W tej chwili zerwał się wiatr a Sawa poczuł za sobą dziwną aurę. Odwrócił się i zamarł. Tuż za nim stał złoty lew i jasnej grzywie i o niebieskich oczach. Był dumny i dobrze zbudowany. A raczej był to duch lwa.
- Na Wielkich władców... kimże jesteś? - Duch patrzył na niego bez wyrazu i taki sam miał głos. Martwy, ale donośny.
- Jestem Muhimu mój drogi, a ty moim podopiecznym. Wiesz o mnie, ale mnie nie znasz.
- Nie znam, ponieważ nigdy się nie pokazałeś. Dlaczego teraz?
- Bo prosiłeś o radę.
- Prosiłem cię o to wiele razy. Nigdy sie nie ujawniałeś.
- Nie, to prawda, nie pokazywałem sie, ale pomagałem. To przecież ja wskazałem ci kierunek gdzie znalazłeś Wimbo, to ja nakazywałem ci uważać na rodzinę, szukać swojej siostry, pokazałem gdzie znajdziesz matkę na dnie wodopoju i podsunąłem ci pomysł, aby wysłać Shani wraz z Rafikim. Może nie bezpośrednio, bo zależało to głównie od ciebie. Chcę ci pomóc także i teraz.
Nastała chwila milczenia. Muhimu faktycznie dobrze sprawował swoje obowiązki przewodnika. Dwa lwy rozglądały się po dalszej części historii Lwiej Ziemi.
- Rozejrzyj się tylko Wasza Wysokość, co widzisz? - Wskazał łapą na malunki przywódców gwardii, straż przybocznych władców i ich samych.
- Lwy.
- Właśnie i czy nie sądzisz, ze właśnie w tym jest problem? Przywódcami zawsze są lwy. Mówisz, ze nie chcesz w swojej gwardii innych zwierząt niż lwy, rozumiem, ale może to przez lwy na pozycji lidera grupa się rozpada?
- Muhimu, Skazą zapanował mrok, a Kion był za młody. Chcesz bym obsadził na tym stanowisku lwicę? A moze jakieś inne zwierzę? Jeśli wiesz jak powinno być, to mi powiedz! Czy lider jest w ogóle potrzebny? Moze o to ci chodzi? Nie rozumiem.
- Musisz sam dojść do odpowiedzi.
Sawa spojrzał na niego lekko zawiedziony.
-Posłuchaj mnie Sawa. Przez pokolenia zwano mnie wielkim władcą. Nadano tytuł największego i najwspanialszego. Tylko dlatego, ze założyłem Lwią Ziemie. Nic więcej nie zrobiłem do śmierci. Dbałem o nią najlepiej jak potrafiłem, tak jak każdy inny król i o swoją rodzinę. Ale to ty zasługujesz na to miano bardziej ode mnie. Spójrz ile dla Lwiej Ziemi zrobiłeś? Pozbyłeś się wrogów, wciąż jej bronisz, ratowałeś stado w trakcie pożaru poświęcając ojca i zamieniłeś Złą Ziemię w część Lwiej. Wolna ziemia zawsze była zakazana, ale tak naprawdę nikt nawet nie próbował jej ratować. Sawa, ty jesteś wielkim królem. Zabłyśniesz właśnie tutaj, na malunkach Rafikiego jako najpotężniejszy i bedziesz lśnił jaśniej ode mnie, jako nowa gwiazda.
Po tych słowach dawny władca odszedł. Zniknął. Powiew wiatru i tańczące liscie zabrały jego ducha z powrotem. Jednak król nadal nie wiedział co robić.
Na Lwiej Skale.
- Powiesz mi wreszcie kogo masz na myśli, kochanie?
- W pierwszej chwili pomyślałem o Niszy, ale nawet nie wiemy gdzie mieszkają. Zapomnieliśmy natomiast o kimś kto mieszka całkiem niedaleko nas.
- To znaczy? Naprawdę nie rozumiem.
- Tak, ja dzisiaj takze wiele rzeczy nie mogę zrozumieć. Chodzi mi o Dogo i Akili.
- O nich? Kochanie, ta para opuściła Lwią Ziemię dawno temu. OStatnim razem widzieliśmy ich na koronacji naszych dzieci i nawet z nami nie rozmawiali. Skąd wiesz, ze mają dzieci?
- Och moja droga, nie wiem, ale od tego mamy naszego drogiego Agile. Wiem, ze mieszkają za Rajska Ziemią. Agile ich znajdzie i się przekonamy.
Tak też zrobiono. Agile nie było przez kilka dni. W tym czasie lwice dalej uczyły się polowania i walki między sobą, natomiast samce spędzali czas razem. Starali się ustalić między sobą hierarchię. Kiongozi i Chaka co chwila próbowali sobie dokuczyć na siłę.
- I co, książę, twój plan zawiódł. Hazara nie ma, więc liderem grupy zostanie jeden z nas. - Kiongozi warknął na niego.
- Myślisz, ze ty nim zostaniesz? Pfff, wolne żarty.
- Zamknąłbyś się wreszcie Chaka - Miujiza stanął po stronie przyjaciela. - Kogo obchodzi kim będzie lider? My mamy już swoje pozycje. Król znajdzie kogoś innego i się wyjaśni. Moze zostanie nim Wimbo, albo twój ojciec. W końcu nikogo innego nie ma. Co ty o tym myślisz Asani?
- Zgadzam się z Miujizą. Hej, Kiongozi, nie ma żadnych wieści o Shani?
- Niestety, wiem, ze ci zależy. Ale nie wiadomo nawet gdzie Rafiki ją zabrał. - Rudy lew oparł głowę o łapy. Towarzysze chcieli pocieszyć przyjaciela. Miujiza wpadł na pewien pomysł.
- Ej, koledzy, słyszałem od siostry, ze nasze piękne lwice postanowiły nauczyć się walczyć. Idziemy popatrzeć? Moze być zabawnie.
Wszyscy się z wielką chęcią zgodzili. Nawet Asani postanowił sobie poprawić humor. Rozweseleni i nakręceni pobiegli w stronę polany gdzie lwice często odpoczywały. Niedaleko był wodopój. Usiedli na wzniesieniu i nawet nie próbowali się chować. Lwice i tak ich nie widziały. Były zajęte sobą. W tej chwili Valentine siłowała się z Amarą, którą z zaskakującą łatwością pokonała przygniatając do ziemi. Zeszła z niej i pomogła wstać. Wśród samic panowały inne zasady niż wśród samców. One walczyły dla siebie, droczyły, ale nie kłóciły i żadna do siebie nie żywiła urazy.
- A niech cię Valentine. Ja chyba nie mam do tego talentu. Wolę jednak polować.
- Hej, Val, spróbuj teraz z kimś równym sobie - krzyknęła Hapana i wpadła między nią i Amarę. Lwica paliła się do walki. Obie stanęły na przeciwko siebie warcząc i zaczęły walczyć. Nie dokończyły pojedynku bo nastolatkowie zaczęli wiwatować, to księżniczce, to Hapanie. W tedy lwice spojrzały na nich. Wszystkie oprócz Valentine były wściekłe na podglądaczy. Warczały na nich i chciały na nich rzucić. Hapanę powstrzymała Val, która tylko uśmiechnęła się chytrze do podglądaczy.
- Jeśli panowie chcą spróbować to zapraszamy do nas. Może się czegoś wreszcie nauczycie. Bo ostatnio jedyne co Was interesuje to zdaje się właśnie my.
Towarzyszki Val zaczęły się śmiać, natomiast panom zrzedła mina. Ale za chwilę postanowili się przyłączyć. I jak dawniej za dziecięcych lat znów spędzali razem czas na zabawach. Stosunkowo głupich dla nastolatków tak jak berek, czy udawane walki.
Kiedy się ganiali Chaka skoczył na Val i przygniótł ją delikatnie do ziemi, ta leżąc na plecach spojrzała na niego zaskoczona, a on uśmiechał sie do niej uroczo. Czyżby ich ostatnia rozmowa nie wiele zdziałała?
- Żałuję, że przez mój błąd masz tę ranę, ale do twarzy ci z nią.
- Co masz na myśli?
- Jesteś śliczna i ... taka urocza.
- Interesuję cię?
- Owszem.
W tej chwili takze Val mrużąc delikatnie oczy i lekko się uśmiechając zdawała się kusić Chakę. Była dla niego w tej chwili jedynym co go interesowało. Piękniejsza od czegokolwiek dookoła. Jednak miało to zaledwie na celu zbicia go z tropu. Napięła mięśnie i przewróciła go do tyłu. Teraz ona była nad nim. Zeszła z niego i zaczęła odchodzić, obróciła głowę tylko na chwilę nie zatrzymując się. Dalej z uwodzicielskim uśmiechem.
- Nie bądź taki pewny siebie. I uważaj na lwice. Mamy pazurki i potrafimy ich używać.
To nie zniechęciło Chaki. Wręcz zachęciło do działania. Musiał ją mieć. Nawet jeśli nie dla miłości, którą ją darzył, to ja tronu. W tej chwili podszedł do niego Kiongozi.
- Ha, kuzynie, za wysokie progi jak dla ciebie. Nawet jeżeli moja siostra coś do ciebie czuje to i tak nie możesz liczyć na nic więcej.
- A to dlaczego, niby?
- Jesteśmy tacy sami. Ja i moja siostra nie tracimy głowy dla pierwszego, lepszego uczucia.
- Moze dlatego, ze sam nikogo nie masz?
Kiongozi puścił tą uwagę mimo uszu i dalej wpatrywał się w Valentine. Kątem oka dostrzegł, ze Bahati i Amara mocno się spoufalają ze sobą, natomiast Kiongozi wraz z Miujiza i Zawadi rozmawiają między sobą. Valentine kontynuowała walkę z Hapaną.
Hapana i Zawadi też były śliczne i Chaka zaczął sie zastanawiać co by wyszło gdyby spróbował w sobie rozkochać którąś z nich. Nie wiedział nawet, ze takie działania prowadzą do głębokiego zauroczenia.
Agile w końcu powrócił i udał się do króla w ramach złożenia raportu.
- Znalazłeś ich?
- Tak Panie. Masz od nich pozdrowienia i wyrazu radości, ze okazujesz zainteresowanie ich osobą. Dogo i Akila niestety nie posiadają dzieci. Przykro mi Wasza Wysokość.
- Niech to. Gdyby mięli syna byłbym gotów obsadzić go jako lidera Lwiej Gwardii. Trudno. Dziękuję ci Agile.
- Nie ma sprawy, to było moje zadanie.
- Agile, słyszałem, że przemówiłeś Kiongoziemu do rozsądku kiedy szukał tego całego Hazara. I Świetnie sobie z nimi radzisz. A to nastolatkowie, najgorszy możliwy wiek. Jak ty to robisz?
- Sawa, opiekuję się nimi od narodzin. Może traktują mnie jak jednego ze swoich? Kiedyś Kiongozi nazwał mnie lwem kiedy nie rozpoznawał jeszcze zwierząt. Haha.
- Hah, no cóż, to było zabawne. Agile, należysz do rodziny więc można cie uznać za lwa. Jesteś jednym z Nas.
- To zaszczyt... zostać mianowanym lwem.
Cała ta sytuacja rozbawiła oboje. I w tedy Sawa pomyślał, ze oszalał, ale to zrobił.
- W takim razie mam dla ciebie dodatkowe zadanie i to długo terminowe.
- Jakie Panie?
- Skoro od dzisiaj jesteś "lwem" o niniejszym mianuję cię tymczasowym liderem Lwiej Straży.
Lisowi opadły uszy. Król oszalał. Zaczął sie śmiać, ale widząc poważną minę władców zmieszał sie.
- Panie...
- Ustalmy, ze będzie to chwilowe rozwiązanie. Znajde kogoś na stałe tak szybko jak się da. Spróbuj, jestem pewien, ze się sprawdzisz. Radzisz sobie z nimi, oni cię szanują, dasz radę Agile. Poza tym t zaszczyt. Jesteś pierwszym w historii lisem pustynnym stojącym na straży całej Lwiej Ziemi.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nawet nie uwierzycie jak długo pisałam ten rozdział. Ciągle zmieniałam zdanie, coś mnie rozpraszało, ale jest. liczę na wiele komentarzy, ponieważ jestem przekonana, ze Was zaskoczyłam.
1. Agile jako lider - Co myślicie?
2. Chaka i lwice
3. Asani i jego nadmierna rozpacz - czego byście chcieli od tej postaci?
4. Watek Dogo i Akila - spodziewaliście się tego? Kto zostanie narzeczoną księcia.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Sawa długo nad tym myślał a wraz z nim wszyscy członkowie stada. Ponieważ temat lidera się przedłużał i gwardia zbyt długo nie posiadała dowódcy narastał pewien problem. W tedy do niego dotarło. Czy lider tak naprawdę jest potrzebny? Pragnął omówić tą sprawę z Rafikim, ale dopiero gdy dotarł do baobabu przypomniał sobie, ze opuścił Lwią Ziemię. Król westchnął i już chciał zawrócić na Lwią Skałę kiedy odczuł dziwne wrażenie, że ma coś do zrobienia, właśnie tutaj. Powiew wiatru oplótł jego grzywę. Liście zatańczyły na wietrze i poleciały w stronę korony wielkiego drzewa wręcz go zachęcając do wejścia. Lew wdrapał się ciężko po grubym pnie i rozejrzał po opuszczonym domu Rafikiego.
Wszędzie były namalowane portery lwów, historia powstania Lwiej Ziemi i Lwiej Gwardii. Właśnie ta część go interesowała. W tedy spojrzał na pierwszą Lwią gwardię jaka zaistniała. Była to grupa Skazy. Sawa dobrze znał tą historię. Syn króla poznał smak władzy jaką mu dawała straż i wykorzystał ją z mroczny sposób. Kion, syn Simby natomiast nie podołał obowiązkowi. Czy trzecia, istniejąca obecnie Lwia Gwardia tak jak poprzednie były skazane na klęskę, właśnie z powodu lidera?
- Och, wielki Muhimu doradź mi. Nie mogę wiecznie sam podejmować decyzji...
W tej chwili zerwał się wiatr a Sawa poczuł za sobą dziwną aurę. Odwrócił się i zamarł. Tuż za nim stał złoty lew i jasnej grzywie i o niebieskich oczach. Był dumny i dobrze zbudowany. A raczej był to duch lwa.
- Na Wielkich władców... kimże jesteś? - Duch patrzył na niego bez wyrazu i taki sam miał głos. Martwy, ale donośny.
- Jestem Muhimu mój drogi, a ty moim podopiecznym. Wiesz o mnie, ale mnie nie znasz.
- Nie znam, ponieważ nigdy się nie pokazałeś. Dlaczego teraz?
- Bo prosiłeś o radę.
- Prosiłem cię o to wiele razy. Nigdy sie nie ujawniałeś.
- Nie, to prawda, nie pokazywałem sie, ale pomagałem. To przecież ja wskazałem ci kierunek gdzie znalazłeś Wimbo, to ja nakazywałem ci uważać na rodzinę, szukać swojej siostry, pokazałem gdzie znajdziesz matkę na dnie wodopoju i podsunąłem ci pomysł, aby wysłać Shani wraz z Rafikim. Może nie bezpośrednio, bo zależało to głównie od ciebie. Chcę ci pomóc także i teraz.
Nastała chwila milczenia. Muhimu faktycznie dobrze sprawował swoje obowiązki przewodnika. Dwa lwy rozglądały się po dalszej części historii Lwiej Ziemi.
- Rozejrzyj się tylko Wasza Wysokość, co widzisz? - Wskazał łapą na malunki przywódców gwardii, straż przybocznych władców i ich samych.
- Lwy.
- Właśnie i czy nie sądzisz, ze właśnie w tym jest problem? Przywódcami zawsze są lwy. Mówisz, ze nie chcesz w swojej gwardii innych zwierząt niż lwy, rozumiem, ale może to przez lwy na pozycji lidera grupa się rozpada?
- Muhimu, Skazą zapanował mrok, a Kion był za młody. Chcesz bym obsadził na tym stanowisku lwicę? A moze jakieś inne zwierzę? Jeśli wiesz jak powinno być, to mi powiedz! Czy lider jest w ogóle potrzebny? Moze o to ci chodzi? Nie rozumiem.
- Musisz sam dojść do odpowiedzi.
Sawa spojrzał na niego lekko zawiedziony.
-Posłuchaj mnie Sawa. Przez pokolenia zwano mnie wielkim władcą. Nadano tytuł największego i najwspanialszego. Tylko dlatego, ze założyłem Lwią Ziemie. Nic więcej nie zrobiłem do śmierci. Dbałem o nią najlepiej jak potrafiłem, tak jak każdy inny król i o swoją rodzinę. Ale to ty zasługujesz na to miano bardziej ode mnie. Spójrz ile dla Lwiej Ziemi zrobiłeś? Pozbyłeś się wrogów, wciąż jej bronisz, ratowałeś stado w trakcie pożaru poświęcając ojca i zamieniłeś Złą Ziemię w część Lwiej. Wolna ziemia zawsze była zakazana, ale tak naprawdę nikt nawet nie próbował jej ratować. Sawa, ty jesteś wielkim królem. Zabłyśniesz właśnie tutaj, na malunkach Rafikiego jako najpotężniejszy i bedziesz lśnił jaśniej ode mnie, jako nowa gwiazda.
Po tych słowach dawny władca odszedł. Zniknął. Powiew wiatru i tańczące liscie zabrały jego ducha z powrotem. Jednak król nadal nie wiedział co robić.
Na Lwiej Skale.
- Powiesz mi wreszcie kogo masz na myśli, kochanie?
- W pierwszej chwili pomyślałem o Niszy, ale nawet nie wiemy gdzie mieszkają. Zapomnieliśmy natomiast o kimś kto mieszka całkiem niedaleko nas.
- To znaczy? Naprawdę nie rozumiem.
- Tak, ja dzisiaj takze wiele rzeczy nie mogę zrozumieć. Chodzi mi o Dogo i Akili.
- O nich? Kochanie, ta para opuściła Lwią Ziemię dawno temu. OStatnim razem widzieliśmy ich na koronacji naszych dzieci i nawet z nami nie rozmawiali. Skąd wiesz, ze mają dzieci?
- Och moja droga, nie wiem, ale od tego mamy naszego drogiego Agile. Wiem, ze mieszkają za Rajska Ziemią. Agile ich znajdzie i się przekonamy.
Tak też zrobiono. Agile nie było przez kilka dni. W tym czasie lwice dalej uczyły się polowania i walki między sobą, natomiast samce spędzali czas razem. Starali się ustalić między sobą hierarchię. Kiongozi i Chaka co chwila próbowali sobie dokuczyć na siłę.
- I co, książę, twój plan zawiódł. Hazara nie ma, więc liderem grupy zostanie jeden z nas. - Kiongozi warknął na niego.
- Myślisz, ze ty nim zostaniesz? Pfff, wolne żarty.
- Zamknąłbyś się wreszcie Chaka - Miujiza stanął po stronie przyjaciela. - Kogo obchodzi kim będzie lider? My mamy już swoje pozycje. Król znajdzie kogoś innego i się wyjaśni. Moze zostanie nim Wimbo, albo twój ojciec. W końcu nikogo innego nie ma. Co ty o tym myślisz Asani?
- Zgadzam się z Miujizą. Hej, Kiongozi, nie ma żadnych wieści o Shani?
- Niestety, wiem, ze ci zależy. Ale nie wiadomo nawet gdzie Rafiki ją zabrał. - Rudy lew oparł głowę o łapy. Towarzysze chcieli pocieszyć przyjaciela. Miujiza wpadł na pewien pomysł.
- Ej, koledzy, słyszałem od siostry, ze nasze piękne lwice postanowiły nauczyć się walczyć. Idziemy popatrzeć? Moze być zabawnie.
Wszyscy się z wielką chęcią zgodzili. Nawet Asani postanowił sobie poprawić humor. Rozweseleni i nakręceni pobiegli w stronę polany gdzie lwice często odpoczywały. Niedaleko był wodopój. Usiedli na wzniesieniu i nawet nie próbowali się chować. Lwice i tak ich nie widziały. Były zajęte sobą. W tej chwili Valentine siłowała się z Amarą, którą z zaskakującą łatwością pokonała przygniatając do ziemi. Zeszła z niej i pomogła wstać. Wśród samic panowały inne zasady niż wśród samców. One walczyły dla siebie, droczyły, ale nie kłóciły i żadna do siebie nie żywiła urazy.
- A niech cię Valentine. Ja chyba nie mam do tego talentu. Wolę jednak polować.
- Hej, Val, spróbuj teraz z kimś równym sobie - krzyknęła Hapana i wpadła między nią i Amarę. Lwica paliła się do walki. Obie stanęły na przeciwko siebie warcząc i zaczęły walczyć. Nie dokończyły pojedynku bo nastolatkowie zaczęli wiwatować, to księżniczce, to Hapanie. W tedy lwice spojrzały na nich. Wszystkie oprócz Valentine były wściekłe na podglądaczy. Warczały na nich i chciały na nich rzucić. Hapanę powstrzymała Val, która tylko uśmiechnęła się chytrze do podglądaczy.
- Jeśli panowie chcą spróbować to zapraszamy do nas. Może się czegoś wreszcie nauczycie. Bo ostatnio jedyne co Was interesuje to zdaje się właśnie my.
Towarzyszki Val zaczęły się śmiać, natomiast panom zrzedła mina. Ale za chwilę postanowili się przyłączyć. I jak dawniej za dziecięcych lat znów spędzali razem czas na zabawach. Stosunkowo głupich dla nastolatków tak jak berek, czy udawane walki.
Kiedy się ganiali Chaka skoczył na Val i przygniótł ją delikatnie do ziemi, ta leżąc na plecach spojrzała na niego zaskoczona, a on uśmiechał sie do niej uroczo. Czyżby ich ostatnia rozmowa nie wiele zdziałała?
- Żałuję, że przez mój błąd masz tę ranę, ale do twarzy ci z nią.
- Co masz na myśli?
- Jesteś śliczna i ... taka urocza.
- Interesuję cię?
- Owszem.
W tej chwili takze Val mrużąc delikatnie oczy i lekko się uśmiechając zdawała się kusić Chakę. Była dla niego w tej chwili jedynym co go interesowało. Piękniejsza od czegokolwiek dookoła. Jednak miało to zaledwie na celu zbicia go z tropu. Napięła mięśnie i przewróciła go do tyłu. Teraz ona była nad nim. Zeszła z niego i zaczęła odchodzić, obróciła głowę tylko na chwilę nie zatrzymując się. Dalej z uwodzicielskim uśmiechem.
- Nie bądź taki pewny siebie. I uważaj na lwice. Mamy pazurki i potrafimy ich używać.
To nie zniechęciło Chaki. Wręcz zachęciło do działania. Musiał ją mieć. Nawet jeśli nie dla miłości, którą ją darzył, to ja tronu. W tej chwili podszedł do niego Kiongozi.
- Ha, kuzynie, za wysokie progi jak dla ciebie. Nawet jeżeli moja siostra coś do ciebie czuje to i tak nie możesz liczyć na nic więcej.
- A to dlaczego, niby?
- Jesteśmy tacy sami. Ja i moja siostra nie tracimy głowy dla pierwszego, lepszego uczucia.
- Moze dlatego, ze sam nikogo nie masz?
Kiongozi puścił tą uwagę mimo uszu i dalej wpatrywał się w Valentine. Kątem oka dostrzegł, ze Bahati i Amara mocno się spoufalają ze sobą, natomiast Kiongozi wraz z Miujiza i Zawadi rozmawiają między sobą. Valentine kontynuowała walkę z Hapaną.
Hapana i Zawadi też były śliczne i Chaka zaczął sie zastanawiać co by wyszło gdyby spróbował w sobie rozkochać którąś z nich. Nie wiedział nawet, ze takie działania prowadzą do głębokiego zauroczenia.
Agile w końcu powrócił i udał się do króla w ramach złożenia raportu.
- Znalazłeś ich?
- Tak Panie. Masz od nich pozdrowienia i wyrazu radości, ze okazujesz zainteresowanie ich osobą. Dogo i Akila niestety nie posiadają dzieci. Przykro mi Wasza Wysokość.
- Niech to. Gdyby mięli syna byłbym gotów obsadzić go jako lidera Lwiej Gwardii. Trudno. Dziękuję ci Agile.
- Nie ma sprawy, to było moje zadanie.
- Agile, słyszałem, że przemówiłeś Kiongoziemu do rozsądku kiedy szukał tego całego Hazara. I Świetnie sobie z nimi radzisz. A to nastolatkowie, najgorszy możliwy wiek. Jak ty to robisz?
- Sawa, opiekuję się nimi od narodzin. Może traktują mnie jak jednego ze swoich? Kiedyś Kiongozi nazwał mnie lwem kiedy nie rozpoznawał jeszcze zwierząt. Haha.
- Hah, no cóż, to było zabawne. Agile, należysz do rodziny więc można cie uznać za lwa. Jesteś jednym z Nas.
- To zaszczyt... zostać mianowanym lwem.
Cała ta sytuacja rozbawiła oboje. I w tedy Sawa pomyślał, ze oszalał, ale to zrobił.
- W takim razie mam dla ciebie dodatkowe zadanie i to długo terminowe.
- Jakie Panie?
- Skoro od dzisiaj jesteś "lwem" o niniejszym mianuję cię tymczasowym liderem Lwiej Straży.
Lisowi opadły uszy. Król oszalał. Zaczął sie śmiać, ale widząc poważną minę władców zmieszał sie.
- Panie...
- Ustalmy, ze będzie to chwilowe rozwiązanie. Znajde kogoś na stałe tak szybko jak się da. Spróbuj, jestem pewien, ze się sprawdzisz. Radzisz sobie z nimi, oni cię szanują, dasz radę Agile. Poza tym t zaszczyt. Jesteś pierwszym w historii lisem pustynnym stojącym na straży całej Lwiej Ziemi.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nawet nie uwierzycie jak długo pisałam ten rozdział. Ciągle zmieniałam zdanie, coś mnie rozpraszało, ale jest. liczę na wiele komentarzy, ponieważ jestem przekonana, ze Was zaskoczyłam.
1. Agile jako lider - Co myślicie?
2. Chaka i lwice
3. Asani i jego nadmierna rozpacz - czego byście chcieli od tej postaci?
4. Watek Dogo i Akila - spodziewaliście się tego? Kto zostanie narzeczoną księcia.
Subskrybuj:
Posty (Atom)