wtorek, 26 maja 2015

#43 Dzień matki

Notka specjalna nawiązująca do dzisiejszego dnia.

Zanim jeszcze słońce wzeszło Kiongozi najciszej jak potrafił starał się obudzić Eclipse. Szarpał ja za ucho, lizał po policzku i lekko szturchał. W końcu lwica podniosła powieki. Spojrzała zdziwiona na syna i szepnęła.
- Kiongozi, co się stało?
- Chodź na spacer.
- Żartujesz? Kochanie, jest za wcześnie. Zaśnij proszę.
- Nie, chodź na spacer, proszę.
Lwica patrzyła na niego zdziwiona jednym okiem, a ten na nią z szerokim uśmiechem. W końcu z ciężkim westchnięciem lwica wstała ociężale i ziewając szeroko wyszła za synem. Na szczęście nikogo nie obudzili. Syn prowadził ją na łąkę. Położył się na wielkim głazie, a lwica obok niego.
- Dobra Kiongozi, co się stało? Dlaczego mnie tutaj przytargałeś?
- Zaraz zobaczysz, chciałem ci coś pokazać.
W zupełnej ciszy leżeli jeszcze przez parę minut, aż słońce zaczęło wstawać. Zwykły wschód słońca nie był niczym nadzwyczajnym, ale tutaj jego blask uderzał prosto w taflę wody wodopoju, a także lustrzane odbicie matki i syna. Niezwykły widok olśnił królową. W tafli wody jej sierść lśniła pięknym blaskiem. Musiała przyznać, ze to było warte wczesnej pobudki.
- Och, Kiongozi, to jest cudowne.
- Mówiłem. Poczekaj chwilę.
Książę wskoczył w trtawę pełną kwiatów i zaczął szukać wyjątkowego, który spodoba się jego matce. Znalazł jeden, specjalny, wyjątkowy. Zerwał go i wrócił do mamy. Wskoczył na jej grzbiet i wpiął jej kwiatek za ucho.

- Haha, dziękuję skarbie. Jest prześliczny.
- Tata zawsze mówi, ze to ty jesteś śliczna, piękniejsza od wszystkich kwiatów.
- Ohhh, podsłuchiwałeś?
- nie, ale on mówi o tym przy każdej możliwej okazji. Mówił też, ze ostatnio nie masz na nic czasu, zajmujesz się tylko obowiązkami i chcesz odpocząć. Dlatego dzisiaj niczego nie robisz i możesz się ze mną pobawić. Valentine będzie dzisiaj z tatą. Co ty na to?
- Jakiś ty kochany synu. Bardzo chętnie. W takim razie co chcesz dzisiaj robić?
- Pokażesz mi jak się poluje? I walczy, strasznie chciał bym się nauczyć. Mogłabyś także opowiedzieć mi parę historii.
- W porządku. To zacznijmy od polowania, bo na pewno jesteś głody.
Dwa lwy udały się na łowiska gdzie pasło się stado antylop. Eclipse wszystko mu opisywała i pokazywała. Tłumaczyła na co uważać i jak się zachować. Jednak po jakimś czasie Kiongoziemu się znudziło. Eclipse doskonale wiedziała, ze praktyka jest o wiele lepsza od teorii. Złapała w pysk mysz i podłożyła ją synowi pod łapy, nie wypuszczając jej spod swoich.
- Teraz zrób tak jak ci pokazałam.
Lwica puściła mysz i Kiongozi natychmiast zaczął za nią gonić. Kilka razy wywracał się i nie wyrabiał na zakręcie, ale w końcu dał rade ją złapać. Nie chciał jednak jej jeść. Zaczął się z nią bawić. W tym czasie Eclipse ruszyła na łowy.


Po przebudzeniu Wazi zabrała swoje pociechy i razem z Wimbo udała sie na krótki spacer. Lwiatka wspaniale sie bawiły i umilały swojej mamie. W końcu rodzeństwo namówiło rodziców na wspólna zabawę w berka i chowanego. W końcu ułożyli się wygodnie obok lwiej skały. Zawadi przytuliła się do łap mamy, a niesforny Miujiza nie mógł usiedzieć na miejscu. Skakał na przybranego ojca, na mamę oraz siostrę.
- Tato, opowiedz nam coś!
- Co byś chciał usłyszeć?
- Na przykład jak poznałeś mamę.
- Ja też chcę tego posłuchać, prosimy! - Pisnęła Zawadi.
Para spojrzała zmieszana po sobie. Dzieci nie wiedziały, ze Wimbo jest ich ojczymem. Jak im to powiedzieć? I czy to nie za wcześnie? Wimbo uśmiechnął się i skinął głową na Wazi. Lwica przybrała stanowczy wyraz pyska.
- Dzieci, muszę Wam coś powiedzieć. Tak naprawdę Wimbo nie jest waszym prawdziwym tatą. Znaczy się, nie biologicznym. Nie jesteście spokrewnieni.
- Jak to? Dlaczego o tym nie wiedzieliśmy? - Zdziwił się Miujiza.
- Spójrzcie tylko, nie jesteście wcale podobni do siebie. 
- W takim razie kto jest naszym prawdziwym tatą? - Zdziwiła się Zawadi.
- Lew, który zrobił coś strasznego. Dawno temu. Popełnił straszną zbrodnię i został wygnany przez Sawę. Nigdy więcej go nie widziałam i nie chcę, abyście i wy go poznali. To nigdy nie był Wasz ojciec. Wimbo Was wychowuje i to on jest waszym tatą.
Lwiątka patrzyły zaszokowane na parę lwów. Nie wiedziały co o tym myśleć. Miujiza chciał wiedzieć dokładnie, co się stało z ojcem. Ale Zawadi stwierdziła, ze to nie jest ważne. Nie znała go, wiec co on ją obchodził? Podeszła do Wimbo i wtuliła się w jego sierść, Miujiza poszedł w jej ślady. Był ich ojcem i one go akceptowały.


Wiem, ze rozdział taki se, ale musiałam wykorzystać te obrazki, a poza tym uznalam, ze jakaś notka specjalna się przyda. W następnym rozdziale na pewno pojawi się coś co Was zainteresuje.

poniedziałek, 11 maja 2015

#42 Bolesna prawda

Lwiątka dorastały. Stawały się coraz starsze, większe i rozbrykane. Zaczęły się objawiać ich prawdziwe charaktery. Nawet Shani pomimo swojej ślepoty nadal była tą samą rozbrykaną lwiczką. Nauczyła się jako tako sobie radzić, ale miała wielkie problemy i każdy o tym wiedział. Nigdy nie mogła chodzić sama. Podczas zabaw musiała bardzo uważać. A tak bardzo kochała szaleć. Shani wiedziała jedynie jak wyglądali członkowie rodziny, jakie barwy ją otaczały. Jak wyglądała Lwia Skała. Ale nic poza tym. Tego popołudnia razem z Amarą była pod opieką Kiary, ponieważ Idia była na polowaniu. Stara lwica czule opiekowała się lwiczkami. Umyła Shani i przytuliła ja do siebie. Ślepa czy nie, to nadal była jej piękna i kochana wnuczka. Nie była żadnym odmieńcem. Sawa, po całym zdarzeniu był wściekły. Było mu żal ukochanej siostrzenicy. Obawiał się, ze zwierzęta mogą ją postrzegać jak kalekę, zabronił więc traktowania jej jak niepełnosprawną. 
- To nadal jest, jak i była członkini stada. Młoda lwica, która ma przed sobą otwarty choryzonty. Nauczy się żyć ze ślepotą i udowodni wszystkim, ze jest w stanie normalnie funkcjonować. 
Sawa właśnie tak odpowiedział na obawy siostry.
- Dziękuję bracie. Dziękuje, ze nadal tak o niej myślisz. - Lew przytulił Idię.
- Nie martw się. Poradzi sobie. To w końcu krew naszego ojca.

Amara przytulała się do siostry. Ta swoim pustym wzrokiem spoglądała w dal. Panowała cisza, która nagle została przerwana przez Shani.
- Babciu, jest jedna rzecz, której nie widziałam. A strasznie bym chciała.
- Co to takiego kochanie? Może uda mi się to tobie opowiedzieć?
- Moje oczy. Jakie były? Jakiego koloru?
Złota lwica była zaskoczona tym pytaniem. Nie wiedziała jak odpowiedzieć. Musiała dobrze przemyśleć odpowiedź.
- Były naprawdę piękne. Nie odziedziczyłaś ich po żadnym z rodziców. Miały kolor czystego bursztynu. Były złoto brązowe i lśniące. - Lwiczka posmutniała - Shani, może i straciły swój blask, ale to niczego nie zmienia. Nadal jesteś taka jaka byłaś. Uwierz mi.
- Dziękuję. Wyobraziłam je sobie. Naprawdę piękne.
Amara uśmiechnęła się. Po chwili także coś do niej dotarło.
- Babciu, a jaki był tata? Jak wyglądał?
- Na to pytanie niech odpowie Wam Wasza mama. Ona lepiej go opisze. Ja zapamiętałam go jako bohatera. O więcej pytajcie mamę.

Na Lwiej Skale Sawa przechadzał się i rozmyślał jak zadbać o bezpieczeństwo Wolnej Ziemi. Nie mógł sie już doczekać, kiedy jego córka dorośnie i przejmie na niej władzę. Spojrzał czule na Agile'go, który właśnie pilnował jego dzieci. Eclipse była na polowaniu z resztą lwic. Lis pustynny dobrze radził sobie z maluchami. Książęta wręcz go uwielbiały. Valentine mogła z nim rozmawiać o wszystkim, natomiast Kiongozi nie mógł przestać bawić się jego ogonem. 
- Valentine, zabaw się ze mną. Proszę siostrzyczko.
- Kiongozi, nie mam ochoty. Rozmawiam z Agile.
starszy brat skoczył na siostrę zmuszając ją do pogoni. Zdenerwowana lwiczka rzuciła się za bratem. Biały nie dawał się tak łatwo i pragnąc wygranej przygniótł ja do ziemi. Pomimo próśb lwiczki nie schodził z niej. Przez chwilę stracił poczucie delikatności i przydusił ja ciut za mocno. Lwiczka zaczęła się dusić. Dziwne dźwięki wystraszyły brata zmuszając go do zejscia. Mimo wszystko lwiczka nadal nie mogła złapać oddechu.
- Valentine! Wszystko w porządku? - Ojciec podbiegł do dzieci i pomóc córce złapać oddech.
- Tak tato, już dobrze. Wystraszyłam się.
- Przepraszam Valentine! Ja nie chciałem. Byłem trochę za mocny.
- Kion, wszystko dobrze, ale musisz bardziej uważać. Twoja siostra często moze mieć problemy z oddechem.
- Dlaczego tato?
- Widzisz kochanie, urodziłaś się lekko chora. Rafiki mówił, że do końca życia mozesz bardzo szybko się męczyć i mieć duszności przy dużym wysiłku. Dlatego musisz bardzo uważać. Ale też bez przesady. Nikt nie zabrania się bawić.
Król odszedł od dzieci. Valentine lekko posmutniała. Kiongozi'emu zrobiło się strasznie przykro i głupio. Nie wiedział co powiedzieć. Agile otulił małą brązową.
- Martwisz się Valentine?
- Tak. Właśnie się dowiedziałam, że jestem chora. Czyli do niczego się nie nadaję. 
- Nie mów tak. Jesteś naprawdę piękna. Masz niezwykłą barwę sierści oraz cudowny charakter. Wyrośniesz na wspaniałą lwicę i żadna choroba w niczym ci nie przeszkodzi.
- No właśnie siostrzyczko. Ja nikomu nie pozwolę cię z tego powodu obrażać. Będziesz najlepszą lwicę polującą, walczącą, będziesz wspaniała.
- Nie prawda, choroba automatycznie mnie dyskwalifikuje do czegokolwiek. 
- Nie zgadzam się. Siostro, wszyscy cię kochają, a ja szczególnie. Zawsze będziesz dla mnie najważniejsza. Jesteś księżniczką i nie zapominaj o tym. Masz pewne przywileje, należy ci się szacunek.
Sawa przysłuchiwał się tej całej przemowie syna. Widać było, ze ma królewskie podejście do życia, ale za bardzo niezależne. Przywileje, to prawda, ale do pewnego stopnia. Będzie musiał mu to wytłumaczyć, lepiej jak najszybciej.

poniedziałek, 4 maja 2015

#41 Jej ostatnie spojrzenie

Najpierw parę spraw a potem notka.
Widzę nowych czytelników, cudownie. Moi drodzy wszyscy, niektórzy amcie kilka blogów i jak chcę się z Wami skontaktować, aby np. odpisać na pytanie lub o czymś poinformować to chciałabym wiedzieć jak sie z Wami skontaktować. Nie chcę odpisywać na wasze pytania prywatne, lub dotyczące obrazków na tym blogu, tylko bezpośrednio u Was. Proszę Was, abyście w nowej zakładce pt. kontakt napisali mi jak, albo na jakim blogu mogę Was spotkać, tak abyście przeczytali moje odpowiedzi dla Was. Proszę mi takze od razu napisać, które blogi sa aktualne, a które nie. Nie chcę dodawać do obserwowanych blogów tych, które są nieaktualne. Wystarczy nazwa, a możecie linki. Dziękuję. Pozdrawiam.


Czas mijał szybko, ale lwiątka rosły wolno. Nie były już nieporadnymi maluchami. Teraz były rozbrykane i strasznie hałaśliwe. Zaczął ukazywać się ich prawdziwy charakter. Valentine była niezwykle opiekuńcza, ale uwielbiała szaleć i robić coś wbrew zasadom. Co innego Kiongozi. Nie interesowały go inne lwiątka. Nie był agresywny wobec nich, ale nie przepadał za wspólnym spędzaniem czasu. Jedynie Miujiza działał na niego uczuciowo. Mimo wszystko Kioni był bardzo zrównoważony. Chaka miał porywczy charakter. Nie był już jednym wielkim śpiochem. Szaleństwa i zabawy były dla niego wszystkim. Księżniczka była dla niego faworytką. Strasznie ją uwielbiał. Mógł z nią przebywać bez przerwy. Dwie siostry Amara i Shani były zupełnie różne. Amara jako starsza zawsze pilnowała młodszej siostry bez marudzenia. Razem robiły dosłownie wszystko. Była zrównoważona i inteligentna, ale według wszystkich nie wiedziała czym jest dobra zabawa. Bywała naprawdę smętna. Za to Shani była nierozgarnięta. Uprzejma, towarzyska i wesoła. Nic jej nie przeszkadzało. Za to Miujiza i Zawadi byli jak typowe bliźnięta. tacy sami. Rozrabiaccy, weseli, ale często także nerwowi. To niestety stresowało dorosłych. Najbardziej obawiała się Kiara, która pamiętała jako jedyna dawne dzieje. I Zirę.

Oprócz Kiongoziego pozostałe lwiątka cechowała jedna rzecz. On jako jedyny z całej siódemki nie był strachliwy. Pozostali podchodzili do życia z rezerwą i co nowe to musieli poznawać z rodzicami. Kiongozi taki nie był.
Wimbo i Wazi zostali parą. Bardzo się do siebie zbliżyli. Brązowy lew pokochał dzieci partnerki jak swoje własne, a one takze go zaakceptowały. nikt nie zamierzał ukrywać, ze jest on tylko ich przybranym ojcem. Sawa czuł, ze dotrzymał słowa obiecując, ze znajdzie dla niej partnera. O jej dawnych wybrykach niemal zapomniano. Wazi znów była częścią stada.

Tego dnia Dzień zaczął sie spokojnie. Nic nie zapowiadało tragedii jaka miała dzisiaj nastąpić. Idia postanowiła zabrać córki na spacer. Amarę wzięła w pysk, a Shani posadziła sobie na grzbiecie. Poinformowała brata, ze wróci w samo południe.
- Może w razie kłopotów powinnaś zabrać ze sobą kogoś kto nas powiadomi o problemach?
- Dziękuję ci Sawa, ale poradzę sobie. Poza tym Agile jest zajęty - stwierdziła widząc lisa bawiącego się z Kiongozim - a nie chcę nikogo innego. Poradzę sobie, jestem już dorosłą lwicą.
- Wiem siostro. Wiem. Ale wciąż pamiętam jak było dawniej. Miłego spaceru. Ja idę na Wolną Ziemię.
- Postanowiłeś już co z nią zrobisz?
- Tak. Oddam ją Valentine. Ale proszę, abyś zostawiła tą wiadomość wyłącznie dla siebie.
- Dobry wybór bracie. Wierz lub nie, ale jesteś wspaniałym królem. W moich oczach i oczach naszej rodziny jesteś wspanialszy od wszystkich swoich poprzedników.
Rodzeństwo przytuliło się. Lwica zbiegła ze skały i pognała na polanę, niedaleko baobabu mandryla. Chciała go okazjonalnie odwiedzić. Niestety nie było go chwilowo.
- Hmmm, w takim razie musimy poczekać na wujka Rafikiego. Tylko bądźcie dla niego miłe.
Lwiczki pisnęły radośnie i zaczęły się bawić. jednakże po chwili Amara się znudziła i zasnęła w cieniu drzewa obok mamy. Shani natomiast widząc konika polnego zaczęła za nim biec.
- Shani, nie oddalaj się!
Lwiczka spojrzała na mamę niechętnym wzrokiem. Nie lubiła jak się jej nakazywało ostrożność w trakcie zabawy. była przekonana, ze sama sobie poradzi.
W końcu zjawił się Rafiki. Widząc pomarańczową lwicę uśmiechnął się, podszedł do niej i objął przyjacielsko.
- Witaj Rafiki, czekaliśmy na ciebie.
- Czy coś się stało?
- Nie, ale przyszłyśmy z przyjacielską wizytą. Moje córki dawno cię nie widziały.
- Ja ich także. Jeśli chcesz mogę spróbowac określić ich przyszłość.
- Potrafiłbyś? No cóż jestem bardzo ciekawa. Spróbujmy.
- To zasługa duchów przodków. tylko oni wiedzą, co się stanie.
Weszli na wielkie drzewo i cała trójka usiadła na przeciwko Mandryla. Idia była opanowana i spokojnie siedziała w miejscu, dookoła niej szalały lwiczki nie mogąc się uspokoić.

- W porządku. Zaczynajmy.
Mandryl usiadł na przeciwko maluchów i zamknął oczy. Dziwne zachowanie zwróciło uwagę lwiczek, które w końcu się uspokoiły. Spoglądały na niego zaciekawione. Wiatr zerwał się. Parę zielonych listków zawirowało nad głową Amary. Mandryl otworzył oczy i z uśmiechem spojrzał na ich matkę.
- Hehe, Amara zapowiada się na inteligentną i moralną lwicę. Zdaje się, ze będzie najbardziej roztropna w stadzie. Ma inteligentne spojrzenie.
- Tak. Jest taka podobna do mojego Chaki.
- Nie martw się Idia. Trafił tam gdzie wszystkie dobre lwy. On cię widzi i czuwa nad Wami. Przykro mu, że nie zdołał poznać córek. Wierz mi, ze bardzo by tego chciał.
Lwicy poleciała łza z oka. Ale uśmiechała się.
- Zapowiada się, ze odziedziczy wspaniały talent śledczy, a zarazem przywódczy.
- To wspaniale. To teraz Shani.
Sytuacja się powtórzyła. Jednak tym razem jeden z liści był zwiędły. Lwica nie widziała w tym żadnej obawy. Ale Rafiki wręcz przeciwnie.
- Wyczuwam coś złego. Coś się wydarzy w jej życiu. Coś co zmieni jej życie na zawsze.
- Ale co dokładnie?
- Coś złego. Ale nie wiem dokładnie. Proszę pilnuj jej w najbliższych dniach. Duchy mówią, że będzie cierpieć, ale stanie się szczęśliwa.
- Ahhh, dziękuję Rafiki. Będę ją miała na oku.

Lwica zabrała córki. Nastawał wieczór. Idia czuła, ze w powietrzu coś się czai. Wróciły pod Lwią Skałę. Lwica powoli wchodziła na górę. Była zamyślona i nie zwracała na nic uwagi. Amara szła za nią,a le Shani dostrzegła coś co jej się spodobało. Starsza siostra nie zbliżała się, ale przyglądała cicho z oddali. Kobra zaczęła pełznąć w stronę brązowej lwiczki. Mała nie wiedziała, ze powinna uciekać i jedyne co robiła to nie odwracała wzroku od gada. Nagle Idia dotrzegła niebezpieczeństwo. Ale było za późno.


Piękne, imbirowe oczy Shani po raz ostatni ujrzały piękno świata i straciły swój blask. Wystraszona odskoczyła, czując zarazem ogromny ból i pieczenie. Piszczała. Starsza siostra zasłoniła ją swoim ciałem, aby ją uspokoić. Nie wiedziała co się dzieje. Kobra dalej pełzła w ich stronę. Idia jednym skokiem znalazła się przy córkach. Zasłoniła i zamachnęła na napastnika. Wąż próbował ją ugryźć, ale nie mógł trafić. Lwica była szybsza. Z całej siły uderzyła gada, a ten z impetem uderzył o skalną półkę. Uderzenie było tak silne, ze zabiło kobrę. Idia zabrała córkę w pysk i zabrała do groty wywołując poruszenie. Shani nie otwierała nadal nie otwierała oczu. Ale już się uspokoiła. Całe stado zgromadziło się wkoło. Lwica opowiedziała, ze kobra jej coś zrobiła. Na ciele nie było śladu ugryzień. Dopiero po chwili lwiczka otworzyła oczy. Były blade. Martwe. 
- Co jej się stało? Co z jej oczami?! - Idia panikowała. Jedynie Kiara znała odpowiedź.
- To kobra plująca. Trafiła swoim jadem z jej oczy.
- Mamo, co to oznacza? Co się stało.
- Przyjrzyj się. Przykro mi, ale... Shani straciła wzrok. Jest ślepa.

piątek, 1 maja 2015

#40 Zrzeszenie

Tego dnia wszyscy na Lwiej Ziemi postanowili zrobić sobie dzień wolny od obowiązków i zająć się dziećmi, a w zasadzie rodziną. Polepszyć relację oraz zbliżyć do siebie. Postanowiono, ze wszyscy spotkają się na polanie, niedaleko wodopoju. Asante pomógł Idii zabrać młodszą z córeczek i ruszyli. Rusyzła takze Vitani, Kopa i Kiara. Trójka starych lwów włóczyła się na końcu grupy. Kiara rozglądała się, spoglądała na brata i jego żonę, po czym doszła do wniosku, ze coraz bardziej ma dość samotnego życia. Teraz tylko ona nie miała partnera. Oprócz Idii. Jednak ta pogodziła się z brakiem Chaki. Teraz jej dwie malutkie pociechy jej go zastępowały. Przypomniała sobie jak Sawa, Idia i Leah byli lwiątkami. Nieporadnymi i radosnymi. A teraz sami zostali rodzicami. Uśmiech nasuwał sie jej na pysk.

W końcu stado dotarło. Lwiątka ułożono obok siebie, aby mogły sie razem pobawić. Były pełne energii. Rodzice leżeli niedaleko. Wszystkie lwiczki zwróciły uwagę na najstarszego kuzyna, który najmocniej zwracał ich uwagę i postanowiły zrobić grupowy uścisk. Rzuciły się na niego i przygniotły do ziemi. Nie zamierzały z niego schodzić. Kiongozi zaczął piszczeć z bólu i próbował się wyrywać. Niestety nawet młodsza siostra nie zamierzała mu pomóc. Dorośli śmiali się z zaistniałej sytuacji. Chaka i Miujiza patrzyli na wszystko z daleka. Leah zachęcała syna, aby dołączył się do zabawy. Ten jednak tylko położył się i wystawił język w geście protestu.


 - No coś ty, synu. Idź się bawić. Nie bądź samolubny. - Asante zachęcał syna i trącał nosem. Ten jednak nie zamierzał się nawet ruszyć. Obrócił się na plecy i zasnął. Jego mama delikatnie się uśmiechnęła i zagarnęła syna w łapy.
- Dziwne, myślałam, ze będzie bardziej energiczny.
- Pamiętaj, ze nie jest w pełni zdrowy. Na pewno będzie się szybko męczył.
Ojciec pogodził się z kalectwem syna. Cieszył się, ze chociaż on żyje. Lew polizał ukochaną w policzek i spojrzał w zupełnie inną stronę. Zwrócił uwagę na Kiongoziego, który uciekł natrętnym lwiczkom i dreptał radośnie w stronę Miujizy. Już dawno wszyscy zauważyli, że lwiątka strasznie się lubili. Byli najlepszymi przyjaciółmi, pomimo, ze książę był dwa razy większy i znacznie starszy. Szary od razu się rozweselił. Pisnął parę razy i zaczął machać łapkami w stronę kuzyna. Maluchy ułożyły się u boku Wazi i zaczęły zabawę. Kioni gryzł kuzyna starając się ukazać mu kto jest silniejszy. Miujizie to najwidoczniej imponowało. Był to naprawdę piękny widok. Skoro wszyscy chłopcy byli bezpieczni to trzeba było zainteresować się także lwiczkami. Maleńka Shani odpoczywała, a przynajmniej próbowała, ponieważ Zawadi nie dawała jej spokoju. Brązowa lwiczka była strasznie zaczepna i czasami zapominała gdzie jest granica jej wybryków. Stała się trochę zbyt ostra dla kuzynki co nie podobało sie jej starszej siostrze. Amara powarkiwała i odpychała Zawadi od Shani. Starsza siostra zawsze bardzo dbała o młodszą. Zawadi obraziła się i poszła do Valentine. Lwiątka podzieliły się i zaczęły zajmować sobą w parach. Tylko Chaka był sam i spał nadal. Do momentu gdy Valentine zaczęła go budzić. Chyba jako jedyna interesowała się kuzynem. Jednak ten nie dawał się ponieść radości księżniczki. Wolał odpoczywać w łapach mamy. Lwiczka nie dawała za wygraną. Kiongozi dbał o siostrę i uznał, ze skoro kuzyn ją ignorował to był niemiły i ją obrażał. Lewek zbliżył się do Chaki od tyłu i ugryzł go w ogon. Jego małe ząbki uczepiły się skory kuzyna na tyle mocno, aby zabolało. Chaka zaczął piszczeć i rzucać sie na boki. Dla tych maluchów zaczęła się poważna walka, ale rodzice widzieli to wszystko jako niegroźna i przeurocza zabawa. Nie wiedzieli, ze właśnie w tamtym momencie między kuzynami pojawiła się nić niezgody, której tak łatwo nie da się przeciąć.
- Kiongozi, daj już spokój i chodź tutaj. Jesteś taki brudny.
Wesołe lwiątko zbliżyło się do matki i skoczyło między jej łapy. Lwica natychmiast zaczęła je lizać. Pozostałe maluchy także. Sawa nie posiadał instynktu macierzyńskiego i nie wiedział jak zajmować się takimi maluchami, ale wziął swoją córkę i próbował ją umyć tak długo, aż zrozumiał na czym rzecz polega.



Tym czasem poza granicami Khari i Lisa spędzali dzień wraz ze swoim synem. Bahati był radosnym lwiątkiem i niezwykle cwanym. Odziedziczył po rodzicach spryt oraz siłę. Był oczkiem w głowach swoich rodziców. lisa dbała o niego przez cały czas i nawet jak jedzenia było mało to robiła wszystko, aby móc go nakarmić. Khari polował nocą, wkradał sie na obce ziemie kiedy nikt nie mógł ich dostrzec. Bahati był zawsze sam, dlatego nie wiedział czym jest wspólna zabawa z lwiątkami. Jednak nigdy się nie nudził. Zawsze udało mu się znaleźć zajęcie. Khari nie mógł się doczekać kiedy podrośnie i będzie mógł uczyć go wszystkiego czego sam potrafi. Obiecał sobie, ze jego syn zostanie wielkim wojownikiem, a w przyszłości nawet wodzem. Nadal planował zdobycie Lwiej Ziemi. Gdyby tylko wiedział co się stało ze Złą Ziemią, jego plany na pewno inaczej by się potoczyły.