czwartek, 31 stycznia 2019

#89.Lwiątka

Zawadi stała jak wmurowana w ziemię.
Oczy tępo wpatrywały się w rosłą sylwetkę, przyprawiając ją o jedno, bądź dwa zbyt szybkie uderzenia serca. W myślach pojawiało się tylko jedno słowo. Nie była w stanie zmusić się do czegokolwiek. Słyszała tylko jedno. Chaka.
Również lew stał, wpatrując się w czerwone oczęta lwicy, nie odważając odezwać się ani słowem. W jego głowie była pustka. Nie wiedział co robić. Uciekać? Walczyć? Stać dalej? Po chwili odezwał się jednak.
-Zawadi... Co ty tu robisz?-lwica zrobiła kilka kroków w jego stronę, nie zrywając kontaktu wzrokowego. Mimo, że nigdy nie łączyła ich szczególna więź, poczuła swego rodzaju tęsknotę, za jego porywczym charakterem i ślicznymi, niebieskimi oczyma.
-Chaka ja... Proszę, wróć ze mną do domu...-szepnęła jedynie nieśmiałą prośbę.- Twoja matka, ona...
-Wiem.-sarknął tylko, na co Zawadi wytrzeszczyła oczy.-Jeżeli jesteś kolejną osobą, która chce mi dać w kość, lepiej sobie odpuść, bo nie jestem dzisiaj w humorze.
Lew obrócił się i odszedł. Z bólem w głowie i sercu, ale odszedł zostawiając lwicę samą. Mimo wszystko Zawadi zmarszczyła brwi i kilkoma susami dogoniła byłego gwardzistę. Nie zostawi go. Nie teraz.
-Chaka daj mi wszystko wyjaśnić. Ja.. Ja jestem tu bo...-Kiedy ich spojrzenia ponownie się spotkały, dostrzegła w jego oczach jedynie gniew i ból. Ból jaki pojawia się w oczach małego dziecka, które zgubiło swoich rodziców. Zawadi przełknęła ślinę, spuszczając wzrok na swoje łapy.-Chaka, ja nie chcę dłużej stać w cieniu. Nawet jeśli nic to nie da... Ja cię kocham. Proszę Chaka, wróć ze mną do domu.
Serce lwa stanęło. Miał okazję zaistnieć w oczach chociaż jednej osoby. Zamknął oczy, zaciskając zęby.
-Przykro mi Zawadi. Spóźniłaś się. Lwia Ziemia to już nie mój dom. Przestała być moim domem, kiedy Nuada się na niej zjawił. To straszne. To tak okropne, że nie jestem nawet w stanie stwierdzić czy też coś do ciebie czuję. Całe życie zależało mi tylko na tym, żeby ktoś mnie wreszcie dostrzegł. A ciągle jedynie blednąłem. Ja już nie wiem czego chcę. Chcę, żeby to cholerne życie wreszcie się skończyło. Jestem wrakiem. Samotnym wrakiem, który przetrzymuje przyszłą królową w grocie, sam nie wiedząc dokładnie po co. Powinienem wrócić. Powinienem powiedzieć wam plany Khariego. Ale czy muszę to robić? Czy muszę pomagać osobom, które przez całe życie robiły mi tylko pod górkę?
Zawadi poczuła jedynie jak cały jej świat sypie się pod jej własnymi łapami. Nie spodziewała się tego. Nie liczyła, że lew rzuci jej się w ramiona, jednak nie oczekiwała z jego strony wypowiedzi, która tak gwałtownie na nią wpłynie. Teraz samą zaczęły ją męczyć wyrzuty, czy ona na pewno chce z nim być. Czy w ogóle jest dla niego jakiś ratunek?
Jedyne co mogła zrobić to objąć jego rozdygotane ramiona i wtulić się w brązową grzywę.
~*~
Kiongozi otworzył leniwie oczy. Obraz dopiero po chwili się wyostrzył, lew ziewnął przeciągle i zobaczywszy, że jego ukochanej nie ma obok skrzywił się nieco. Nisza zdecydowanie nie należała do rannych ptaszków, a po ostatnich wydarzeniach jakie miały miejsce, wolał nie puszczać jej samej nigdzie. Może i był przewrażliwiony, ale dopiero niedawno udało mu się odzyskać jej uczucia, toteż nie miał zamiaru tracić jej po raz kolejny.
Wstał więc, rozprostowując zdrętwiałe kończyny i udał się do wyjścia z groty.
Sawanna budziła się do życia, promienie słońca delikatnie łaskotały kołyszącą się na wietrze wysoką trawę, a znad wodopoju dochodził ptasi świergot. Duma wypełniła jego młode serce, kiedy dotarł do niego fakt, że już wkrótce losy tego wspaniałego królestwa będą zależeć od niego. Kilkoma susami zeskoczył z Lwiej Skały i przemierzając pokryte rosą oceany traw, skierował się w stronę serca krainy, gdzie zazwyczaj przebywały zwierzęta chcące zastać trochę spokoju.
Niebieskawa tafla wody zaczynała być widoczna już kilka minut później. O tej  porze znajdowało się tam jedynie kilku mieszkańców królestwa. Tego dnia Kion zastał tam jedynie kilka zebr i trzy lwice: Hapanę, Amarę i Wazi, które pozdrowił skinieniem głowy, a następnie dosiadł się do nich.
-Witaj, Kion- z promiennym uśmiechem przywitała go najjaśniejsza lwica, na co książę odpowiedział tym samym gestem.-Co cię do nas sprowadza?
-Widziałyście może Niszę?-zapytał od razu. Jego głowę zaczynały zajmować myśli o nieszczęściach jakie mogły ją spotkać. Na jego pytanie Hapana zachichotała lekko, a Wazi uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
-Udała się do Shani w odwiedziny do Nuady. Jego stan się polepsza, ale dalej musi odpoczywać.-Na te słowa, młody lew skinął jedynie głową.
Nie miał zamiaru odpuścić Khariemu tego wyczynu. Wiedział, że do bezpośredniej konfrontacji może dojść już wkrótce, a wydarzenia sprzed kilku ostatnich dni jedynie to przypieczętowały.
-Nie wiadomo co z Valentine?-Zapytał z nutą troski i zmartwieniem w głosie. Lwice spojrzały po sobie, Amara pokręciła przecząco głową.
-Zniknęła bez śladu. Ale nie przejmuj się Kion, to silna lwica. Poradzi sobie. Musi-ostatnie słowo powiedziała nieco ciszej, na co Hapana posłała jej karcące spojrzenie. Kiongozi, zdobył się na lekki uśmiech.
-Dobrze, dziękuję wam bardzo. Bawcie się dobrze-Tym razem jego uśmiech był znacznie szerszy i szczery. Lwice odpowiedziały tym samym, odprowadzając białego lwa, znikającego w gąszczu traw, wzrokiem.
Kion bez większego zastanowienia skierował swoje kroki w stronę baobabu w celu ujrzenia ukochanej.
Zarys wielkiego drzewa widoczny był już z daleka. Z każdą minutą monstrualnych rozmiarów baobab, był coraz bliżej, toteż już niedługo potem, syn Sawy mógł podziwiać jego gęstą koronę stojąc u jego podnóży. Z wnętrza drzewa dobiegały dobrze znane lwu głosy, wśród których od razu rozpoznał Niszę.
Bez zastanowienia wskoczył na jedną z niższych gałęzi, znikając w gęstwinie liści. Chwilę później znalazł się już wśród wielu małych buteleczek i sakiewek. Zapach ziół unosił się w powietrzu, nadając dodatkowego uroku miejscu. Pod jedną ze ścian leżał Nuada z zabandażowaną łapą, obok niego siedział Asani. Obaj byli pogrążeni w rozmowie.
Pierwszy zwrócił uwagę na białego Nuada, uśmiechając się i machając lwu a przywitanie. Kion odwzajemniając gest zbliżył się do nich.
-Witam panów- rzucił z rozbawieniem do samców, wywołując uśmiech u Asaniego.-Jak się trzymasz?
-Jest już całkiem dobrze. Jedynie łapa pozostawia wiele do życzenia.-westchnął gorzko jasny, podnosząc zabandażowaną kończynę.
Chwilkę później pojawiła się również Shani i Nisza obie promieniujące ze szczęścia.
Złota lwica na widok Kiona prawie podskoczyła ze szczęścia. Uśmiechnęła się szeroko, odsłaniając rządki swoich białych kłów i rzuciła się na szyję ukochanego.
-Nie zgadniesz co się stało!-lwica pisnęła tylko wypuszczając męża z uścisku.
-Jak nie dasz mi podpowiedzi to nie zgadnę-zaśmiał się, widząc jak szczęśliwa jest lwica. Spojrzała na Shani i Nuadę, po chwili ponownie przenosząc wzrok na zielone tęczówki samca.
-Będziemy mieli lwiątka!
~*~
Khari z warkotem rzucił się na stare drzewo, zamaszyście wymachując łapami. Na starym, spróchniałym pniu pojawiły się głębokie rysy, niemal łamiąc drzewo na pół. Nie tak miało to wszystko wyglądać.
Kiedy lwice patrolujące znalazły ranne strażniczki od razu zabrały je na Cmentarzysko. Kiedy Khari usłyszał z ust Naandy, jednej z lepiej wyszkolonych lwic, że Chaka przybył z odsieczą księżniczce, krew w nim zawrzała. Liczył, że syn Leah ucieknie, dołączy do Narumi, zrobi cokolwiek, jednak nie zacznie wspomagać Lwiej Ziemi.
Krew wrzała w nim od kilku dni, na Cmentarzysku panowała niesamowicie napięta atmosfera, wszystkie lwice niesamowicie bały się jakkolwiek zawracać głowę Khariemu. Lisa martwiła się o męża, ostatni raz widziała go w takim stanie dobre kilka lat temu, kiedy to opuściła z nim Lwią Krainę. Mimo to i ona nie miała w planach wchodzić w drogę rozdrażnionemu samcu.
W dodatku, zasadzka okazała się w cale nie tak dobrze przemyślana jak z początku się wydawało. Nuadę zabrały lwiozemskie straże, dlatego wróg wyrzutków zdawał sobie sprawę z ich planów. Element zaskoczenia poszedł w zapomnienie. Teraz nie było już wyboru. Trzeba zacząć dopracowywać strategie i ruszyć do boju po raz ostatni.
Do boju o Lwią Ziemię.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Prawie rok.
Prawie rok zostawiłam was samych. Nawet nie wiecie jak bardzo mi przykro, że tak to wszystko zaniedbałam.
Wracam do was z rozdziałem. Stwierdziłam, że napiszę ich jeszcze kilka, a następnie zakończę tę historię, bo inaczej nie ma sensu tego ciągnąć
Mimo, że znacznie wyszłam z wprawy w tych tematach i notka nie jest powalająco długa ani ciekawa, mam nadzieję, że znajdą się osoby, które ucieszą się na widok chociaż takiego rozdziału.
Trzymajcie się, ściskam was mocno
Pozdrawiam
~Rosa
Ps. piszę to z gorączką, więc niewykluczone, że jest bez ładu i składu za co przepraszam XD

niedziela, 29 lipca 2018

Ja wciąż tu jestem...

Przepraszam.
Bardzo przepraszam.

Zawaliłam na całej linii, macie prawo mieć do mnie o to ogromnego focha. Ja wszystko rozumiem. Postu nie było tutaj wieki, ale musicie wiedzieć, że tak jak obiecałam kiedyś się pojawi. Zaczęłam go pisać, mam już jako taki pomysł, ale oczywiście na drodze stoi mój największy wróg- czas.

Ostatnio dwa tygodnie spędziłam na obozie harcerskim, wróciłam dzisiaj, a za tydzień startuję z nowym. W dodatku regularnie działam z zadaniami Projektu 62 i pracuję nad nowym blogiem. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie, chociaż wiem,  że będzie ciężko.

Wiedzcie, że chociażby na siłę, ale ja dokończę tego bloga. Albo znajdę kogoś kto mi pomoże, zmotywuje jak należy i da jakieś pomysły. Nie sądziłam, że prowadzenie bloga który był (jest) miłością mojego życia może być aż tak męczące. Liczyłam, że na moje barki spadnie połowa obowiązków na tym blogu, tymczasem wygląda na to, że pomału staję się jego pełnoprawnym administratorem.

Mam nadzieję, że mnie rozumiecie i nie zagryziecie mnie tak od razu, ale ja pomału nie wyrabiam. Dodatkowo dostałam Quo Vadis i Syzyfowe Prace do przeczytania na wakacje... Po prostu umieram ;-;

Ściskam was mocno
Trzymajcie się
~Roselina


sobota, 10 marca 2018

#88. Ciekawość prowadzi do zguby cz. II

Valentine wybudził okrutny ból głowy.
Lwica straciła poczucie miejsca i czasu. Nie wiedziała, czy zdarzenia z wczoraj to zwyczajny sen, czy może miały one miejsce w jej prawdziwym życiu. Serce jej stanęło, na myśl o pojmanym Nuadzie.
Lwica rozejrzała się dookoła. Znajdowała się w obcym jej miejscu, w grocie, przy małym wodopoju. Panowała absolutna ciemność, jedynym źródłem światła były gwiazdy migoczące na niebie oraz ogromny księżyc, którego magiczna poświata przedzierała się białym blaskiem zza chmur. Księżniczka wzięła głęboki wdech. Co jeżeli ona sama została porwana?
Z zamyślań wyrwał ją widok dobrze zbudowanego lwa o beżowej sierści i charakterystycznych, dużych, błękitnych oczach.Sierść Valentine automatycznie najeżyła się, a lwica z trudem powstrzymała chęć skoczenia na kuzyna, a następnie obezwładnienia go. Wstręt i nienawiść jaką do niego czuła są ciężkie do wyobrażenia. Teraz jednak była pewna jednego-wczorajsze zdarzenia wcale jej się nie przyśniły.
Ciało Chaki pokrywały liczne rany, niektóre dalej krwawiące a inne lekko zakrzepnięte. Lew wyglądał na niesamowicie zdołowanego i zmartwionego. Jego spojrzenie było zamglone a jego pewność siebie ulotniła się niczym podmuch wiatru. Gdyby nie wygląd, Valentine mogłaby spokojnie stwierdzić, że nie zna tego lwa.
Mimo wszystko zawarczała cicho i wstała, omal się nie przewracając.
-Cóż za miłe spotkanie, Chako - wysyczała przez zaciśnięte zęby. Syn Leah odwrócił się gwałtownie w stronę kuzynki. Mimowolnie uśmiechnął się, jednak widząc czystą nienawiść wymalowaną na pysku lwicy oprzytomniał.
-Masz rację. Okoliczności nie są zbyt sprzyjające - odparł z absolutnym spokojem.- Połóż się, Valentine. Jesteś poważnie ranna. Za niedługo zabiorę cię do Rafikiego.
-Skąd ta nagła troska, zdrajco? - wyszeptała niebezpiecznie - Poza tym, Rafiki odszedł. Teraz szamanem jest Shani. Nie waż się u niej stawić, bo Asani nie będzie ręczył za siebie.
-Shani? Shani jest szamanem? No proszę, a jednak coś z niej wyszło... - ostatnie zdanie wypowiedział niemal bezgłośnie, jednak Valentine zdołała je wyłapać. Z warkniecie skoczyła na kuzyna. Ten jedynie pchnął ją łapą, a następnie powalił na ziemię, stając nad lwicą.
-Coś z niej wyszło? Radziłabym spojrzeć na twoją pozycję, Chaka. Jesteś wyrzutkiem. Z tego co widzę, nawet na Cmentarzysku cię nie chcieli. Zwisasz na końcu łańcucha pokarmowego. Nie jesteś lwem. Ani hieną. Jesteś nikim - odpowiedziała z zaciekłością lwica, na co lew przybliżył swoją głowę do jej twarzy z warkotem.
-Radziłbym spojrzeć na twoją aktualną pozycję Valentine. Jesteś w moich sidłach, a do Shani nie muszę cię odnosić, skoro tak ci na tym zależy. Możesz gnić w tej jaskini, jak długo ci się podoba. Radziłbym się jednak zastanowić nad tym co mówisz. Najpierw ratuję tobie i Nuadzie życie, narażając swoje własne, później zabieram cię do siebie, gdzie opatruję ci wszystkie rany, a następnie chcę cię zabrać do szamana, a ty odwdzięczasz się w taki sposób. Atakujesz mnie.
-Pominąłeś kilka faktów. Najpierw zdradziłeś swoją ojczyznę, doprowadzając do czystego obłędu swoją matkę. Tak Chako, Leah ledwie się trzyma. Żałuj, że jej teraz nie widzisz. Może dopadły by cię wyrzuty sumienia. Wracając... Później dołączasz się do wrogiego stada, następnie znajdujesz się na mojej ziemi, łamiąc kolejny przepis. Dopiero później można uznać, że robisz coś przydatnego. Ale uwierz, mam powody by rozszarpać cię na strz...
-Ty? Ty masz powody?! Co ty możesz o tym wiedzieć?! Od dzieciaka miałaś wspaniałe dzieciństwo, zagwarantowaną pozycję i kochające rodzeństwo! A ja?! Całe życie nieakceptowany, moje siostry zmarły przy narodzinach, a walcząc o twoje serce nie tylko straciłem pozycję, ale także honor. Przez ciebie i Nuadę całe moje życie to jeden wielki pęk nieszczęść, Valentine! Myślisz, że tak łatwo jest zejść ze ścieżki porażek? Nigdy na niej nawet nie byłaś, więc nie waż mi się odezwać słowem w tej kwestii! - wyryczał prosto w twarz kuzynki lew, a do jego oczu napłynęły łzy. Valentine jednak nie zareagowała. Wyszła spod kuzyna, gdy ten usiadł obok ze spuszczoną głową.- Całe życie chciałem tylko zaistnieć. Ale wasze stado mi to uniemożliwiało. Jedna porażka doprowadziła do drugiej. Druga do następnej, a reszta przyszła tak niespodziewanie, że straciłem nad nimi panowanie... Valentine, ja wiem jak mnie postrzegacie. Macie do tego absolutne prawo. Ale musicie wiedzieć, że z moim charakterem bycie niedostrzeganym to coś co boli najbardziej. A jednak nigdy tego nie rozumieliście.
-Nie wracaj do przeszłości. To nie ona cię usprawiedliwia, nikt nigdy nie będzie na nią patrzeć. Lepiej zajmij się swoją teraźniejszością, chociaż nie wydaje mi się, żeby udało ci się ją naprawić - powiedziała z wyniosłością w głosie. Może powinna mieć wyrzuty sumienia? Może faktycznie życie Chaki wyglądało tak fatalnie? Może, jednak przysięgła sobie, że względem kuzyna nie okaże już niczego, niezależnie od tego jak bohaterskimi czynami się wykaże. Ona już nie wybaczy.
Lwica wyjrzała przez wejście do jaskini. Na zewnątrz panowała absolutna ciemność, jedynym źródłem światła był księżyc i gwiazdy, delikatnie migocące na niebie. Valentine zbadała wzrokiem grotę. Była sporych rozmiarów, jednak umieszczona głęboko w ziemi, dzięki czemu ciężko było ją zlokalizować. Nic dziwnego, że strażnicy nie mogli znaleźć zbiega. Przeniosła wzrok na postać kuzyna.
-Nie mazgaj się - odparła zimnym głosem. Lew podniósł ku niej oblicze i zawarczał cicho.
-Lepiej się pilnuj, Valentine. Tak łatwo mi nie uciekniesz, na dobrą sprawę nawet nie wiesz gdzie jesteśmy. Tak się składa, że to nie Wolna Ziemia. Diabli wiedzą gdzie to jest, to chyba niczyj teren.- Wzruszył ramionami, na co brązowa prychnęła.-Jeśli jesteś głodna, to tam leży mięso.-odparł jedynie, po czym wstał i położył się pod jedną ze ścian, zamykając oczy.
~*~
Stado lwioziemców już dawno spało. 
Na ten moment Zawadi czekała od świtu.
Zwinnie podniosła się i omijając śpiące lwy wyszła z jaskini. Odwróciła się, sprawdzając czy nikogo nie obudziła i zamarła z wrażenia kiedy tuż przed nią wyrosła postać Miujizy. Lwica wzięła kilka głębokich wdechów i uspokoiła się.
-Co tu robisz, Zawadi? Powinnaś już dawno spać - powiedział ze stanowczością w głosie brat lwicy. Ta jedynie wywróciła oczami.-Co tutaj robisz?- zadał pytanie, choć był pewien odpowiedzi. Zawadi zdała sobie z tego sprawę.
-Wiesz co myślę o Chace. Wiesz, że mi na nim zależy. Mam zamiar sprowadzić go tutaj i w miarę swoich możliwości namówić stado, żeby dali mu jeszcze jedną szansę - powiedziała ze stanowczością w głosie. Odpowiedziało jej prychnięcie.
-O jedną za dużo. Zawadi, Chaka jest wyrzutkiem, zdrajcą i nie otrzyma już szansy. Przykro mi, siostro. Jeśli chcesz z nim szczęścia, sama będziesz musiała odejść - Te słowa zabolały oboje. Rodzeństwo kochało się bardzo i ciężko było im myśleć o rozstaniu na zawsze. Zawadi spuściła głowę.
-Nie poddam się, bracie. Zbyt długo stałam w cieniu, by teraz sobie odpuścić. Nie dam się tak łatwo- spojrzała posępnie w oczy brata. Ten jedynie objął lwicę.
-Jesteś dorosła Zawadi, nie będę mieszał ci w twoim życiu. Wiedz, że we mnie zawsze będziesz miała wsparcie.
-Dziękuję, Miujizo - lwica odwzajemniła uścisk. Bała się, że lew będzie próbował ją zniechęcić, a jednak nie zawiodła się na nim. Odwróciła się i zaczęła schodzić z Lwiej Skały. Zatrzymał ją jednak głos brata. Odwróciła głowę w jego stronę, by z uśmiechem wysłuchać przestróg.
-Uważaj na siebie! Nie daj mu się zwieść!-krzyknął jedynie za lwicą. Ta uśmiechnęła się i pognała po okrytej czarnym płaszczem nocy sawannie.
Nie wiedziała od jakiego miejsca zacząć. Na dobrą sprawę, nie wiedziała nic. Gdzie jest, czy w ogóle żyje i co może jej zrobić. Poczuła nerwowy ból brzucha, jednak nie chciała zawrócić. Nie zależy jej na czasie, nie spieszy jej się. Przeszuka spokojnie sąsiednie ziemie, tak długo do póki go nie znajdzie.
Skąd nagle wziął się w niej ten zapał? Chaka nawet się nią nie interesował. Może pora, by zaczął?
Zawadi stwierdziła, że na Lwiej Ziemi nie będzie go na pewno. Byłoby to bardzo nierozsądne i nie w stylu zbiega. Postanowiła zacząć od Wolnej Ziemi.
Udała się więc na dawne tereny Złej Ziemi, na północ. Gnała pośród wysokich traw, nie zwracając uwagi na ciekawskie spojrzenia nocnych żyjątek. Odbijała się rytmicznie od ziemi, układając w głowie plan trasy. Postanowiła, że następną ziemią jaką odwiedzi będzie Zielona Ziemia,  na której mieszkała Shan odkąd stała się szamanką.
Wkrótce znalazła się przed mostem łączącym dwie ziemie, oraz z przerażeniem ujrzała ogromną ścianę, kamienny mur który odgradzał Cmentarzysko i Wolną Ziemię. Czyżby Sawa obawiał się czegoś od strony wyrzutków. Czy lwicy groziło śmiertelne niebezpieczeństwo? Przełknęła głośno ślinę.
Wiedziała, że jej plany mogą być niebezpieczne, jednak wiedziała, że może wykorzystać Khariego, jako swojego ojca. Mogłaby mu wmówić, że odłączyła się od Lwiej Ziemi po tym jak jej ojczyste stado znienawidziło Chakę. Dziękowała gwiazdom, że wcześniej nie wychylała się, ani nie wtrącała w nie swoje sprawy. W przeciwieństwie do Miujizy.
Zajęta swoimi myślami nie zwróciła uwagi kiedy znalazła się w centrum Wolnej Ziemi. Było cicho, mogłaby rzec, że najgłośniejszym dźwiękiem było szybkie i nierówne uderzanie jej serca, które dudniło w całym ciele lwicy po długim biegu.
Mimo szybkiego tętna jej serce zamarło na chwilę, lwica z przestrachem odwróciła głowę, kiedy do jej uszu dobiegł głos jej imienia.
Jej oczom ukazała się majestatyczna postać pełna powagi, a jednak z troską spoglądająca na nią. Postać była niemalże przezroczysta, otoczona białą aurą. Jedynie jej oczy odbijały światło gwiazd, świecąc się niesamowicie.
Była to piękna lwica, o dumnym wyrazie twarzy. Posiadała płową sierść, z jasnym podbrzuszem i duże czerwone oczy. Do złudzenia przypominała Valentine, jednak budziła w Zawadi taki respekt i podziw, że lwica zmusiła się do ukłonu, mimo, że nie znała obcej zjawy.
-Zawadi, moje dziecko... Podnieś się- odezwała się troskliwym, zarazem władczym głosem. Spojrzała z uśmiechem na lwicę- Pewnie głowisz się kim jestem. Byłam matką twojego pradziadka. Nazywam się Sarabi i jestem twoim opiekunem. Przybyłam nie bez powodu. Kiedyś znajdowałam się w podobnej sytuacji, chcę cię ostrzec, żebyś nie popełniła tego błędu co ja.
-A-Ale, jak to?- wyszeptała lwica patrząc z lękiem w oczy lwicy.- Co robię źle? Co grozi Lwiej Ziemi? Czy moim przeznaczeniem jest tkwienie w cieniu do końca mych dni?
-Spokojnie, kochana. Wszystko po kolei. Kierujesz się sercem, podobnie jak ja. Nie możesz jednak zapomnieć o tym, że posiadasz rozum. To on zazwyczaj kieruje nas tą słuszną ścieżką. A jednak jeśli kochasz, zapomnisz o swojej mądrości. Może cię to zdziwi, ale ja również kochałam wyrzutka. Tak, moje dziecko...
-Czy ty... Kochałaś Skazę?-wydukała z niedowierzaniem Zawadi. To czego właśnie się dowiedziała wprowadziło ją w szok. Była totalnie skołowana, jednak poczuła się jeszcze dziwniej kiedy lwica zaprzeczyła.
-Oczywiście, że nie. Skaza był nikczemnym tyranem. Władał twardą ręką, nie znał litości. Kochałam jego bliźniaczą duszę, Takę. To on był tym który zawsze stawał w obronie prawa, to on strzegł Lwiej Ziemi wraz z pierwszą gwardią. Kochałam mojego przyjaciela, a on kochał mnie. Wszystko jednak posypało się jak domek z kart, kiedy to doszło do starcia między nim a Mufa...
-Zaraz, zaraz... Mufasa miał dwóch braci?-Królowa z przeszłości przewróciła oczami na to zdanie.
-Nie, Zawadi. Taka był poprzednikiem Skazy. Przez moją miłość doszło do nieszczęścia i przeobraził się w Skazę, zapominając o wszystkich uczuciach i o tych, którzy go wciąż kochali. W dodatku, to głównie z mojej przyczyny doszło do starcia między nim a Mufasą. Przegrał, dopuścił się zdrady i został wygnany, ogłoszony wrogiem. Lecz co miałam na to powiedzieć ja, która dalej go kochała?
Byłam bezradna, mój głos się nie liczył. A jednak po wielu próbach postanowiłam zapomnieć o tym co mnie łączyło z Taką. Taka został zamordowany przez własnego brata. Jego miejsce zajął Skaza. Wiedząc, że nie mam wyboru porzuciłam przeszłość i wyszłam za Mufasę, raniąc własne uczucia. Nie było mi z nim źle. Szybko zapomniałam o tym, co wyrządził mojej pierwszej miłości. Doczekałam się z nim syna, a kiedy zmarł... Moje serce rozpadło się na miliony kawałeczków. Straciłam Takę, następnie Mufasę i Simbę, moje dziecko. Wyobraź sobie jaki ból musiałam przeżyć...
Dlatego zjawiłam się, żeby ci poradzić. Nie zapominaj o prawdziwej miłości. Podążaj za uczuciami i nie zważaj na to, co inni mówią. Ty kochasz, ty będziesz walczyć. Nikt nie ma prawa zmieniać twoich uczuć względem innych. Kochasz Chakę. Jednak nie wiesz, czy on kocha ciebie... Nie zwraca na ciebie uwagi, a jednak... Ty postanowiłaś go odszukać, ty Zawadi nie poddałaś się pomimo złego nastawienia innych. A ja to zrobiłam. I żałuję do teraz. Idź i odszukaj swojego ukochanego, gwiazdy wskażą ci drogę. Gdybyś czegoś potrzebowała, zjawię się...
Zawadi wysłuchiwała wypowiedzi z zapartym tchem. Wiedziała o dawnej królowej więcej niż ktokolwiek inny. Czuła się dumna, nieopisana radość rozpierała jej serce. Odkryła swojego przewodnika!
Niebo rozbłysło białą refleksją, a zaraz po niej pojawiła się nowa gwiazda, migocąca jakby chciała coś przekazać lwicy. Znak od przodków. Lwica podskoczyła z radości. Nareszcie coś idzie po jej myśli!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Boże, moi kochani nawet nie wiecie jakie wyrzuty sumienia mnie gryzą ;-;
Nie miałam weny, czasu ani jakichkolwiek chęci żeby napisać tutaj rozdział. Tymczasem usiadłam i w niespełna tydzień napisałam to. Ja nie wiem o co ze mną chodzi, ale jeszcze raz najmocniej was przepraszam!
Jestem względnie zadowolona z tego postu. Rozdział jest długi i pojawiła się Zawadi (wrrr, nawet nie wiecie jak długo musiałam się zmuszać, żeby cokolwiek o niej napisać. Jak ja jej nie lubię, tfu!) Dawno jej nie było, więc stwierdziłam, że pora coś o niej wybełkotać. I wyszło, z czego bardzo się cieszę ^^
Zostałam administratorem bloga, więc wprowadziłam kilka aktualizacji w zakładkach, wyglądzie i regułach bloga (oczywiście za zgodą Silver). Cieszę się niesamowicie, że mam tak naprawdę pełne prawo do bloga. Głównie dzięki niemu jestem w tym fandomie ^^
W miarę moich możliwości postaram się pisać regularnie, posty będą pojawiać się zawsze w weekendy, jednak nie częściej jak raz na miesiąc. Chyba :D
Mamy jeszcze jedną pilną sprawę.
Chodzi o to, że popularność bloga bardzo zmalała od zmiany autorów. Razem z Silver baaardzo prosimy o pomoc nam w wypromowaniu bloga. Możecie wstawić na swojego własnego nasz banner (zakładka z Fanartami), dać króciutką informację lub powysyłać reklamy. Nie znam aż tylu blogów o tematyce TLK które nie znałyby tego bloga, jednak jeśli znacie jakieś osoby w realu/bloggerów/wattpadowiczów/kogokolwiek które mogłyby się zainteresować, dajcie im znać a będziemy bardzo wdzięczne ^^
Pozdrawiam was cieplusio
~wasza Roselina

wtorek, 12 grudnia 2017

#87. Ciekawość prowadzi do zguby cz. I

Valentine otworzyła powieki.
Ziewnęła i spojrzała z czułością na śpiącego u jej boku Nuadę. Polizała partnera w policzek, na co ten uśmiechnął się. Lwica podniosła się, jednak upadła, przygnieciona łapą jasnego lwa. Z rozbawieniem odgarnęła potężną kończynę Nuady i ponownie wstała rozciągając się przy tym. Wygięła grzbiet w łuk, rozprostowując kręgosłup, po czym radośnie opuściła grotę lwiego stada.
Lwia Ziemia budziła się do życia, pierwsze stada antylop i zebr pojawiały się na sawannie, a ptaki roznosiły swój wesoły i przyjazny dla ucha trel. Lwica usiadła i pełnym uwielbienia wzrokiem oplotła otaczającą ją ziemię. Tarcza słońca powolnie pięła się ku górze, w ciszy pozwalając aby Lwia Ziemia mogła pieścić się w jego ciepłych promieniach.
Valentine usłyszała ciche kroki. Odwróciła głowę w kierunku odgłosu i uśmiechnęła się troskliwie. W jej stronę zmierzała Leah. Lwica zdobyła się na lekki uśmiech. Prawdę rzekłszy wyglądała fatalnie. Jej oczy były podkrążone, schudła do anorektycznego wyglądu a jej białka stały się czerwone od łez, które wylewała nocami w tęsknocie za synem. Najgorsze było to, że na złamane serce lwicy, nawet Sawa nie mógł zadziałać. Lwica była przerażona.
Asante całymi dniami patrolował Lwią Ziemię, a lwica bała się, że kiedy znajdzie Chakę, rozszarpie go na strzępy. Bała się, że straci wszystko co do tej pory miała-rodzinę, miłość i wiarę w lepsze jutro.
Złota podeszła do bratanicy i otarła się o nią czule.
    -Witaj kochanie-powiedziała liżąc brązową, na co ta zaśmiała się cicho. Odwzajemniła gest i uśmiechnęła się do ciotki.
      -Jak się czujesz, ciociu? Wyglądasz dużo lepiej-skłamała lwica, w celu dodania otuchy lwicy. Leah parsknęła i spojrzała na siebie. Już miała odpowiedzieć, kiedy ponownie odebrało jej mowę. Lwica zacisnęła szczelnie powieki i wzięła kilka dużych wdechów w celu uspokojenia się. Valentine przytuliła złotą lwicę, zaciskając zęby. Poprzysięgła sobie w duchu, że znajdzie Chakę i sprawi, że odpokutuje za całą krzywdę jaką wyrządził Leah. Za wszelką cenę, dowie się dzisiaj gdzie znaleźć kuzyna, za zgodą stada, czy też nie. Musi przywrócić optymistyczne podejście do świata u Leah.
Złamanego serca jednak nic nie naprawi.

~*~
Czekoladowa lwica spojrzała na pustkowie rozciągające się przed nią.
   -Jesteś tego pewna?-spytał Nuada, śledząc oczyma za wzrokiem ukochanej. Granica Wolnej Ziemi z Cmentarzyskiem Słoni wydawała się nie do przebycia. Sawa zadbał, aby wyrzutki nie napadały na Wolną Ziemię, dlatego przy pomocy mieszkańców sawanny oddzielił ziemię górą głazów. Valentine była jednak pewna, że ze swoim temperamentem uda jej się przebyć usypisko. Skoczyła na pierwszy głaz odbijając się od niego łapami.
   -Stabilne. Na co czekamy?-rzuciła tylko i pokonała dwie pierwsze przeszkody pnąc się coraz wyżej. Chwilę później jęknęła i osunęła się na ziemię. Syknęła z bólu podnosząc się. Rzuciła gorzkie spojrzenie partnerowi. Nuada przebadał dokładnie "mur". Valentine nie miała zamiaru tak łatwo dawać za wygraną. Czuła kuzyna zbyt mocno, żeby teraz zrezygnować ze znalezienia go.
     -Nie damy rady. Mogliśmy poprosić gwardię-mruknął tylko. Valentine zaklęła. Nie odpuści Chace. Nie tym razem. Ruszyła wzdłuż usypiska przyglądając się uważnie każdej ze skał. Niektóre delikatnie popychała, inne nieco silniej.

-Odpuść sobie Val. To na nic. Wracajmy. Jeśli cię to uspokoi będziemy razem patrolować granice... - W tym momencie lwica naprała całym ciałem na jeden z głazów. Przesunął się, odsuwając na bok. Lwica z satysfakcją stwierdziła, że za nim znajduje się schodzący w dół tunel.
   -Nuada... Tutaj coś jest...-zawołała niepewnie partnera. Jasny lew podbiegł do córki Sawy i z ciekawością spojrzał w głąb tunelu.
    -Nic tam nie widać..-mruknął tylko stawiając pierwsze kroki w tunelu. Poszedł kawałek dalej. Dopiero kiedy Valentine go zawołała lew odwrócił się i spojrzał na ukochaną-Idziemy? Chyba jest bez...-Lew jęknął głucho i osunął się na ziemię. Oczy księżniczki zwiększyły się dwukrotnie. Spojrzała na leżącego na ziemi lwa, a następnie błyszczące w ciemności trzy pary oczu. Valentine dalej stała jak sparaliżowana, dalej nie docierało do niej co przed momentem się stało. Po chwili otrząsnęła się z transu i zawarczała. Oczy skierowały się na nią.
    -Zostawcie go!-warknęła tylko. W tej sytuacji poczuła się wyjątkowo bezradnie. Starała się jednak nie okazywać lęku o partnera. Jedna z postaci podeszła bliżej. 
    -Strach cię obleciał księżniczko? To dopiero początek.... Jeśli chcesz wyjść stąd cała lepiej idź powiadom swojego ojca. Za chwilę możesz nie mieć takiej szansy-odezwał się chrapliwy głos. Valentine drgnęła. Teraz już naprawdę nie wiedziała co ma robić. Nie może stracić Nuady. Nie dopuści do tego. Ale nie może dopuścić by Złoziemcy zdobyli i ją. Wbiła wzrok w ziemię. Była w poważnych tarapatach.
~*~
Chaka wyczuł czyjąś obecność. 
Przełknął nerwowo ślinę. Wciągnął powietrze nosem, wyczuwając silny zapach samicy i samca. Rozpoznał je, jednak nie był pewien czy myśli o dobrych osobach. Niepewnie wychylił głowę zza jednej ze skał, jednak natychmiast ją cofnął. Kilka metrów od niego po skałach wspinała się brązowa lwica. Serce beżowego podeszło do gardła.
Valentine.
Wolał nie wpaść w łapy tej lwicy. Ponownie wychylił lekko głowę. Lwica stała na ziemi, podnosząc się, po upadku. Następnie zaczęła chodzić wzdłuż prowizorycznego muru, przyglądając się wybranym głazom. Niebieskie oczy lwa, wypatrzyły towarzyszącą lwicy jasną sylwetkę lwa. Chaka przejechał pazurami po ścianie i zacisnął zęby. Nuada. Nienawidził tego lwa. Jak sam twierdził odebrał mu wszystko, możliwość posiadania partnerki, tronu i wysokiej pozycji. Przez niego stracił wszystko. Wszystko.
Ściągnął jednak nerwy na wodzę i przypatrywał się dalej zaistniałej sytuacji. Dostrzegł jak Nuada podrywa się z ziemi i podchodzi do Valentine, znikając następnie między skałami. Zaintrygowany wyrzutek, ośmielił się wychylić nieco bardziej. Nie minęło dużo czasu kiedy dostrzegł dziwne zachowanie u kuzynki. A dokładnie jego brak.
Lwica stała jak wmurowana w ziemię z lękiem wpatrując się w tunel. Chwilę później przyjęła jednak pozycję bojową, warcząc. Na lwicę rzuciła się bura postać. Po chwili dołączyły do niej dwie inne. Chaka jęknął cicho.
Nie wiedział co robić. Z jednej strony mógłby pomóc Valentine, ale z drugiej strony mógłby mieć przez to poważne tarapaty.
Do jego uszu doszedł ohydny odgłos pękania kości i głuchego jęku. Odwrócił się w stronę walki, żeby ocenić sytuację. Jedna ze złoziemek była w kiepskim stanie, Valentine leżała na ziemi nieruchomo, a dwie pozostałe lwice zbierały ciało jego kuzynki z ziemi. Lew spojrzał na lewe ramię gdzie znajdowało się wyblakłe* znamię w kształcie ryczącego lwa. Beżowy dotknął go, a następnie spojrzał na istniejącą nieopodal sytuację.
Bezszelestnie ruszył bliżej zdarzenia, schodząc na niższe poziomy skalistej ściany. Zeskoczył z niższego piętra, tłumiąc upadek z wysokości. Zakradł się w stronę wyrzutków i obrał za cel, lwicę stojącą najbliżej niego. Wystraszył się nieco, kiedy rozpoznał w jednej z nich lwicę pilnującą go wcześniej w grocie Khariego. Zebrał się w sobie, a następnie skoczył na wybraną wcześniej postać. Lwice odwróciły głowę w stronę Chaki, jednak kiedy zorientowały się co właśnie zaszło jedna z nich leżała już ranna.
Naanda najwidoczniej rozpoznała zbiega, gdyż warknęła jego imię, a następnie rzuciła się na niego. Lwica wczepiła się w bok lwa, na co ten zareagował głośnym rykiem. Natychmiast skarcił się w duchu. Niewykluczone, że przywołał tym samym strażników. Musiał się pospieszyć. Podbiegł bokiem do jednego z głazów a następnie uderzył lwicą o niego. Naanda osunęła się z jękiem na ziemię. Spróbowała się podnieść, jednak upadła natychmiast. Zmierzyła wrogim spojrzeniem syna Leah. Ten również spojrzał w zielone oczy lwicy, jednak tym razem to ona poczuła lęk przed przeciwnikiem.
Chaka wbiegł do tunelu, chwytając na oślep ciało Nuady, aby następnie przeciągnąć je przed wejście do tunelu. Sprawa okazała się cięższa niż beżowy przypuszczał-podejście było pod górkę, a ciało Nuady ważyło całkiem sporo. Szarpnął jednak jasnym mocniej, co poskutkowało wyrzuceniem go przed wejście.
Następnie syn Leah zarzucił sobie niedbale kuzynkę na grzbiet. Rzucił tylko spojrzenie grupce złoziemek a następnie odwrócił się. Coś sprawiło, że Chaka spojrzał z politowaniem na swoją byłą strażniczkę. Naanda starała się doczołgać do wejścia, ciemnego tunelu. Chaka wywrócił oczami i podbiegł do lwicy. Chwycił ją za kark i silnym ruchem bezczelnie wrzucił do groty. Sam nie wiedział czemu to zrobił. Coś jednak mówiło mu, że sam nie chciałby znaleźć się w owej sytuacji. Poprawił ciało Valentine, a następnie w przestrachu uciekł, słysząc głosy nadbiegających strażników.
Musiał znaleźć jakąś grotę.
Gdziekolwiek, byleby jak najdalej od patrolów.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
*znamię Chaki zaczęło niknąć kiedy ten dopuścił się zdrady. Niewykluczone, że lew wkrótce je straci.

poniedziałek, 23 października 2017

#86. Przymierze?

Wodopój od dawien, dawna był miejscem spotkań najróżniejszych zwierząt. Od wielobarwnych, ptasich mieszkańców Lwiej Ziemi, po żyrafy, czy słonie, zajmujące większość miejsca przy źródle. Dziś natomiast w kierunku owego miejsca zmierzała grupka lwów. Każdy był inny,zdarzały się rude, brązowe, czy też nieco jaśniejsze. Każdy jednak bez wątpienia mógłby zauważyć więź, istniejącą między każdym z nich. Grupka lwów zajęła swoje miejsce pod jedną z akacji, rozkoszując się cieniem rzucanym przez liście drzewa. Ułożyli się wygodnie, po czym rozpoczęli rozmowę. Bahati przejął pałeczkę.
  -Ehh... Kion miał tu na nas czekać-mruknął z niezadowoleniem rozglądając się dookoła i szukając przyjaciela. Zawadii skwitowała to jedynie parsknięciem śmiechu.
     -Z tego co mi wiadomo, podobno przyszedł tu wcześniej, ale pojawiła się...
    -Nisza-dokończyła ze śmiechem reszta paczki. Odkąd odzyskali złotą lwicę, następca tronu korzystał z każdej wolnej chwili, żeby spędzić czas z ukochaną-często kosztem przyjaciół. Paczka nie gniewała się jednak. Wiedzieli bowiem, że tamta dwójka ceni się ponad wszystko.
     -Gdzie zgubiłaś Nuadę, Val?-zagadała Shani, wtulając się w bok Asaniego. Ich związek był naprawdę specyficzny, ponieważ lwica naprawdę rzadko kiedy miała czas, który mogła poświęcić tylko ukochanemu. Większość czasu zabierało jej tworzenie mikstur, czy też medytacja. Ledwie co mogła wyrwać się z korony baobabu i skorzystać z rozrywki jaką zapewniała jej stara, dobra paczka. Westchnęła z rozkoszą, spoglądając na Asaniego. Lew posłał jej tylko czułe spojrzenie i pocałował partnerkę w policzek, na co odpowiedział mu pomruk zadowolenia.
      -Wyrwał się na patrol, wraz z Miujizą-odpowiedziała brązowa. Z rezygnacją oparła głowę na łapach i westchnęła cicho.-Ostatnio w ogóle nie ma dla mnie czasu-dodała po chwili.-Wszystko przez tą sytuację z...
      -Chaką-syknął Bahati, przez zaciśnięte zęby. On i syn Leah od zawsze skakali sobie do gardeł, dopiero niedawno sytuacja złagodniała. Jednak po tym, jak Chaka zwrócił się przeciwko ojczyźnie, nienawiść do lwa odrodziła się ze zdwojoną siłą.-Niech go diabli wezmą żywcem-warknął, kopiąc łapą pobliski kamień. Amira spojrzała z troską na lwa. Chwyciła go za łapę i uśmiechnęła się do reszty paczki.
     -Fakt, faktem. Chaka wystawił nas i jesteśmy zagrożeni od strony Narumi, jednak z naszą Lwią Gwardią i sporych rozmiarów stadem, nie powinniśmy się aż tak martwić.
      -Narumi może sprzymierzyć się z Kharim-fuknęła Hapana-Użyj trochę tego co masz w głowie.-Odkąd poruszono temat Chaki, Hapana stała się bardziej napięta. Jak mogła zgodzić się na związek z tym.... Czymś?! Warknęła cicho i przewróciła się na bok. Córka Idii puściła uwagę mimo uszu, dalej kąpiąc się w promieniach słońca, ogrzewających jej blade futro. Nikt nie zauważył, na stan Zawadii, głęboko zauroczonej w zdrajcy. Zacisnęła łapy, zamknęła powieki. Powinna wreszcie pokazać lwioziemcom na co ją stać.
~*~
Kion spojrzał z rozmarzeniem w złociste oczy, okolone brązowymi obwódkami. Pięknie zarysowane, ozdobione, długimi rzęsami mrugały raz po raz, starając się ignorować pełne uwielbienia spojrzenie białego. Kion kroczył u boku Niszy, przyglądając się smukłej sylwetce lwicy i pełnym ruchom gracji. Dziękował przodkom, za spotkanie lwicy na Wolnej Ziemi. Pamiętał tamten dzień, jak nigdy. Zielone oczy, skrzyżowały się ze spojrzeniem złotych. Przez grzbiet lwa przeszedł niespodziewany, pełen zaskoczenia i radości dreszcz. Czuł się jakby pierwszy raz spotkał Niszę, choć tak naprawdę na spacery chodził z nią dzień w dzień. Lwica uśmiechnęła się ciepło, liżąc następcę tronu w policzek. Lew zamruczał cicho. W takich sytuacjach dopiero zdawał sobie sprawę, z tego jak silnym uczuciem darzy lwicę. Nisza z rozbawieniem przyglądała się ukochanemu, który nie spuszczał z niej oka, jakby bał się, że znów ją straci. 
     -Kocham cię-szepnął, jakby potwierdzając swoje słowa.Wywołał tym samym kolejny śmiech ukochanej.
   -Och Kion...-Westchnęła cicho, spoglądając na Lwią Skałę. Natychmiast spoważniała-Myślisz, że podołamy zadaniu?
    -Oczywiście, że tak-mruknął również patrząc na siedzibę lwiego stada.-Nie dopuszczę do tego, żeby królestwo upadło.
      -W takim razie potrzebujesz następcy-szepnęła do ucha ukochanego Nisza. Książę stanął jak słup soli. Wiedział, że posiadanie następcy jest konieczne, jednak jak na razie wolał cieszyć się młodością. Póki rządy sprawowali jego rodzice, nie miał w planach wydania na świat potomka.-Chciałabym córkę. Albo synka. Ach... na dwoje babcia wróżyła-zaśmiała się Nisza.-Co byś powiedział na bliźniaki?
       -B-Bliźniaki?-wydukał Kiongozi.
      -A może wolałbyś trojaczki-mruknęła powalając białego na ziemię. Uśmiechnęła się promiennie, a serce księcia zabiło mocniej. Złożyła delikatny pocałunek na pysku białego, po czym zamruczała cicho. Ich błogostan przerwał głos jednego ze strażników. Para oderwała się od siebie i zakłopotana spojrzała na lwa.
       -Książę, namierzono grupkę wyrzutków. Lewa flanka, patrolu na Wolnej Ziemi, nie spuszcza ich z oczu.
Prosimy o rozkazy.-lew ukłonił się głęboko, a Kion podniósł się spod ukochanej.
       -Czemu nie prosisz o to Nuady, tylko mnie?-spytał podejrzliwie biały.
       -Nuada, panie znajduje się na prawej flance, patrolu Lwioziemskiego.-wyjaśnił brązowy.
       -W takim razie wyślę Agile, żeby zebrał Lwią Gwardię. Nie spuszczajcie z nich oczu. Śledźcie ich, ale nie możecie atakować. Jasne?
        -Rozkaz-huknął strażnik, po czym stanął na baczność. Odwrócił się i pognał w stronę granicy z Wolną Ziemią. Nisza odprowadziła go wzrokiem, po czym zwróciła się do partnera.
    -To na czym skończyliśmy?-spytała z delikatnym, łobuzerskim uśmiechem. Książę miał odpowiedzieć, jednak partnerka ponownie powaliła go na ziemię, wtulając się w gęstą, brązową grzywę.
~*~
Lwica dokładnie czyściła głębokie rany, odkażając je swoim językiem. Beżowy leżał nieruchomo, dalej nie odzyskał przytomności. Odkąd Khari przyniósł cudzoziemca zadaniem Naandy, było opatrzenie jego ran. Bez większej zwłoki, wykonała rozkaz. Jedynym problemem było zakażenie wdane w jedna z większych ran. Wódz wyrzutków, nakazał zdobycie mikstury odkażającej za cenę śmierci. Jeśli lwioziemiec stanie po jego stornie, odzyska Lwią Ziemię i zemści się na tych którzy kiedykolwiek działali przeciw niemu. Lwica odgarnęła grzywkę opadającą jej na lewe oko i westchnęła cicho. Przyjrzała się podopiecznemu. Miał ładne rysy pyska, mocną budowę i gęstą grzywę. Mogłaby powiedzieć, że jest przystojny. Zabójczo przystojny. Zaklęła w myślach i skarciła się w duchu, przez sposób jaki myśli o wrogu. O kimś przez kogo musi cierpieć na głód i brak wody.  Warknęła cicho i kopnęła pobliską kość. Ta potoczyła się dalej, wydając przy tym łomot. Powieki więźnia zadrgały nerwowo, a jego pysk wykrzywił się w grymasie. Lwica odsunęła się nieco i przyjęła pozycję bojową. Wolała być przygotowana na atak ze strony lwa. Co prawda był niesamowicie osłabiony, miał skręconą kostkę i wiele ran, jednak jego domeną była siła. A lwica wolała nie mieć do czynienia z furią Kahriego. Jego ociężałe powieki z wolna uniosły się ku górze. Zamrugał kilkukrotnie i powolnym ruchem podniósł głowę. Rozejrzał się po grocie i zmarszczył brwi. Nie pamiętał jak się tu znalazł. W jego umyśle pojawiły się pierwsze wspomnienia-zdrada, walka... Przegrana.... Krew w nim zawrzała. Chaka dźwignął się na łapy, jednak po niecałej sekundzie upadł na ziemię klnąc ciężko.  Dopiero teraz dostrzegł, że jego ciało pokrywają liczne rany, a on sam jest obiektem zielonych oczu. Lwica z grzywką stała w kącie, w każdej chwili gotowa do ataku. Widząc jednak stan poszkodowanego rozluźniła się i przybliżyła do jeńca. Lew warknął cicho i zamachnął się na lwicę łapą, gdy ta podeszła za blisko. Naanda usiadła, wpatrując się świdrującym spojrzeniem w beżowego lwa. Chaka z irytacją wywrócił oczyma.
     -Gdzie jestem? Gadaj szybko-zażądał, na co odpowiedziało mu sarkastyczne parsknięcie. Lwica połaskotała go końcówką ogona w nos.
     -Cmentarzysko Słoni, kochanieńki. Khari szykuje dla ciebie niespodziankę.-Lwica z kamienną twarzą i pewnością siebie spojrzała głęboko w oczy Chaki. Lew pierwszy raz w swoim dotychczasowym życiu poczuł, że lwica ma przewyższa go umiejętnościami i pewnością siebie. Bijąca od niej odwaga i pewność, nieco wystraszyły lwa. Jeszcze nigdy nie stał sam na sam z wyrzutkiem, a ta lwica z całą pewnością była jedną z wojowniczek. Lew ponowił próbę wstania. Lwica zaklęła głośno i głosem ociekającym sarkazmem rzuciła tylko kilka słów-Na Bogów! A podobno Lwioziemcy to ci sprytni. Nie ruszaj się, nawet się nie waż. Mikstura już w drodze. Już niedługo ci pomożemy. Tak jak ty pomożesz nam...-ostatnie zdanie wypowiedziała niemal bezgłośnie. Do jaskini wkroczył rudy lew, którego oko przecinały try sporych rozmiarów blizny. Długa, aczkolwiek niezbyt gęsta grzywa, opadała na jego szyję i plecy. Lew kroczył pewnie, był dobrze zbudowany, jednak niezbyt wysoki. U jego boku kroczyła lwica, nieco niższa i gorzej zbudowana. Jej całę ciało pokryte było bliznami, a uszy zostały nadszarpnięte. Jak się domyślił byli to dowódcy wyrzutków-Khari i Lisa. Lwica pilnująca Chaki schyliła głowę głowę, zastygając w bezruchu. Chaka zacisnął zęby. Mógłby go teraz dopaść. Skoczyć i zatopić kły w jego ciele. Spróbował dźwignąć się na łapy, jednak i tym razem zakończyło się to klęską.
      -Nie ruszaj się, Chaka-syknął Khari. Chwycił od Lisy fiolkę, z za pewne drogocennym wywarem Shani i otworzył jej wieczko. Podszedł do lwa i wylał zawartość buteleczki, rozlewając ją w równych ilościach na ranach beżowego. Na początku lew odczuł jeszcze większy ból, jednak chwile później ustał zupełnie. Chaka z osłupieniem spojrzał się na rudego lwa. Khari wydał rozkaz lwicom, aby zostawiły go sam na sam, z lwioziemcem. Khari podszedł do lwa i chwytając go za kark dźwignął na łapy. Syn Leah warknął z bólu i upokorzenia.-Zapewne zastanawiasz się dlaczego oferujemy ci pomoc. Otóż... pozwól, że wszystko ci wyjaśnię. Jesteś dla nas niezwykle drogocenny i prz twojej drobnej pomocy możemy odzyskać Lwią Ziemię. Wtedy wyeliminujemy wspólnie wszystkich przeciwników. Twoich i moich. Weźmiesz sobie za żonę, lwicę która najbardziej ci do tego odpowiada. Będziesz mieć rodzinę, potomków, zostaniesz mianowany następcom tronu i... Przede wszystkim, zemścisz się na Kionie. Odebrał ci tron, na którym przecież zależy ci od urodzenia.-Chaka wsłuchiwał się w wypowiedź lwa, z zafascynowaniem. Jeśli plan faktycznie by się udał, osiągnąłby coś co pragnął od zawsze. Za żonę wziąłby sobie Valentine. Tylko z tego powodu, że automatycznie stałby się królem Wolnej Ziemi. Wreszcie pokazałby wszystkim na co go stać. Ale... Przypomniała mu się matka. Przypomniało mu się to, jak bardzo cenny jest dla niego jej uśmiech, jak wiele razy ją zawiódł... Stracił u niej zaufanie. Nie może pogorszyć tej sytuacji. Zacisnął łapy w pięści. Pokusa, czy odzyskanie honoru... Lew zaklął cicho.-Cały plan jest już gotowy. Pozostaje tylko zawarcie przymierza... Co ty na to? Umowa stoi?-zapytał z uśmieszkiem triumfu Khari. Chaka spuścił łeb. Nastała chwila ciszy. Lew napiął wszystkie mięśnie. Zaraz spełnią się jego najskrytsze marzenia... Uniósł głowę i z uśmiechem na pysku spojrzał w oczy lwa, połyskujące dziką żądzą zemsty. Chaka nie wiedział, czy jego plan się uda. Jednak jeżeli się uda.... Nie mógł dłużej czekać.
      -Nigdy w życiu zapchlony kundlu-syknął beżowy, po czym zadał silny cios w pysk Kahariego. Rudy lew był zdezorientowany, zaś Chakę przepełniała nadzieja, że uda mu się pokonać rywala. Zebrał w sobie resztki siły i zadawał cios za ciosem, powodując rany na ciele rudego. Khari padł na ziemię. Ciężko dyszał, a wzrok zaczął mu się rozmazywać. Zobaczył tylko, jak lwioziemiec wybiega z groty, kierując się w stronę granicy z Wolną Ziemią. A więc wybrał. Wybrał klęskę. Po grocie rozniósł się tubalny, zachrypnięty śmiech. W głowie Khariego zostało zasiane kolejne nasiono niosące nowy plan unicestwienia Lwiej Ziemi... Z Chaką, czy też bez.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej kochani c; Mam nadzieję, że nie macie mi za złe, że kolejny rozdział wyszedł z moich rąk, jednak z weną u Sugar stało naprawdę kiepsko. Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba, bo szczerze starałam się, żeby wyszedł jak najlepiej-niezwykle zależy mi na tym blogu, a sam fakt, że mogę umieścić na nim posty mojego autorstwa jest... po prostu niezwykły.
Pozdrawiam
~Roselina

poniedziałek, 12 czerwca 2017

#85. Wyzwanie.

Kolejna kość z łomotem powędrowała w kąt jaskini. Narumi warczała i klęła pod nosem. Brązowa lwica leżała w kącie jaskini sama, każdy obawiał się gniewu przywódczyni. Siostra Niszy przeklinała w duchu Lwioziemców i przyrzekała zemstę. Jedyna nadzieja na tron przepadła.W dodatku ten beżowy Lwioziemiec nie opuszczał Narumi na krok. Lwica chciała się go jak najszybciej pozbyć, jednak również wykorzystać go. Naiwny, nawet nie zauważył kiedy stał się marionetką w jej rękach. Chaka był gotów do wszystkiego, byleby zdobyć serce Narumi. Lwica rzuciła kolejną kością chcąc wyładować swój gniew. Najchętniej rzuciłaby się na kogoś i szarpałaby tak długo, dopóki nie wyzionął by ducha. Zajęta swoimi rozmyśleniami nie zauważyła kiedy w wejściu do jaskini stanął dobrze zbudowany lew. Brązowa zdobyła się na uśmiech, jednak było to dla niej nie lada wyzwaniem gdyż w środku aż gotowała się ze złości. Podeszła do lwa i otarła się o niego.
-Witaj Chaka, co cię do mnie sprowadza-spytała mrucząc cicho. Lew z uśmiechem polizał lwicę w policzek.
-Chciałbym zabrać cię gdzieś na przechadzkę. Od spotkania z moją szanowną rodzinką jesteś bardzo zdenerwowana.
-To miłe z twojej strony, ale wolałabym pójść spać. Stres jest bardzo męczący - lwica złapała się za głowę udając zmęczenie. Chace wyraźnie zrzedła mina. Miał już wszystko zaplanowane, zaprosi lwicę na spacer, wyzna miłość a następnie oświadczy się jej. Do głowy mu nawet nie przyszło, że Narumi może się nie zgodzić. Widząc zakłopotanie na pysku lwa, lwica zmieniła zdanie. - Skoro tak bardzo ci zależy możemy się przejść. Świeże powietrze też powinno pomóc - Lwica niechętnie poszła za beżowym lwem. Chaka cały w skowronkach prowadził lwicę z uśmiechem na pysku. Narumi za to miała gburowaty wyraz pyska. Chaka zaniepokoił się stanem lwicy.
-Wszystko dobrze? Nie wyglądasz najlepiej - powiedział z troską.
-Wszystko dobrze, głowa mnie jedynie boli - mruknęła i uśmiechnęła się pogodnie. Szli więc dalej. Narumi nagle przerwała ciszę. - Za chwilę będziemy przy rzece. Możemy się tam zatrzymać? Napiłabym się i odpoczęła.
-Jasne, nie ma o czym mówić - Chaka zmienił kierunek drogi, a brązowa lwica wolnym krokiem poszła za nim. Znaleźli się przy długiej rzece o spokojnym nurcie. Woda w niej była czysta, idealna do ugaszenia pragnienia. Lwica schyliła się nad rzeką i zaczęła chłeptać wodę. Chaka stał obok i przyglądał się lwicy bacznie, ku jej irytacji. Narumi nie wytrzymała, miała dość irytującego towarzystwa młodzieńca. Z trudem i wysiłkiem zdobyła się na serdeczny uśmiech i spytała.
-No, dobrze. Chciałeś mi coś powiedzieć? - Chaka zmieszał się nieco. Nie miał pojęcia, że oświadczyny mogą być tak trudne. Znudzona lwica pogoniła go. - No dalej, nie krępuj się.
-Narumi... Ja od dawna miałem w planach powiedzenie ci prawdy. Jednak nigdy nie było odpowiedniej okazji. -Lew wziął głęboki wdech i spojrzał lwicy prosto w oczy. - Narumi. Zakochałem się w tobie. Kocham cię od dawna, jesteś dla mnie wszystkim, jedyną osobą w której mam wsparcie. Nigdy nikogo aż tak nie pokochałem, nie umiem wyrazić mocniej moich uczuć, więc spytam od razu. Wyjdziesz za mnie? - Lew posłał błagające spojrzenie oczyma pełnymi uwielbienia. W głowie lwicy pojawiło się wiele myśli. "Jeszcze tego brakowało", burknęła w myślach. Pomimo to wywołała łzy i uśmiech na twarzy. Rzuciła się lwu na szyję i uścisnęła go mocno.
-Tak! Oczywiście, że tak!-Lew objął lwicę i przyciągnął ją do siebie. Nareszcie znalazł osobę wartą miłości. Nie wiedział jednak, że jeszcze tego samego dnia będzie zupełnie innego zdania...
~***~
Narumi naburmuszona weszła do jaskini. Jeszcze nigdy nie czuła się tak zdenerwowana. Zdenerwowana! Ba! Nigdy nie była w takiej furii!
-Mwovu, wstawaj natychmiast! - zaryczała nad lwem brązowa. Chwyciła go za ucho i szarpnęła z całej siły powodując krwawienie. Lew natychmiast się zerwał.
-C-co się stało-spytał nieco rozkojarzony.
-Co się stało? Co się stało?! Uziemił mnie. Normalnie mnie uziemił! - Lew spojrzał zdziwiony na brązową lwicę, widocznie nadal nie rozumiejąc o co chodzi. - Oświadczył mi się! Ten zapchlony kundel z Lwiej Ziemi wyznał mi miłość! - krzyknęła i usiadła z bezradności. Obok niej pojawił się drugi lew. Syn Mwovu objął lwicę i uspokajająco pogładził. Narumi odetchnęła głęboko. - Nguvu. Ja się zgodziłam. Jestem jego narzeczoną, jednak przystałam na propozycję tylko dlatego, że możemy go wykorzystać.-Lew miał zacząć coś mówić, jednak lwica przerwała mu w pół zdania. - Taki podrzutek nie nadaje się do niczego, to fakt. Ale nas nie zdradzi. Jest mi całkowicie posłuszny. A zresztą to tylko dodatkowa para zapchlonych łap. Jednak obiecuję ci-Lwica połaskotała Nguvu ogonem w nos-Pozbędziemy się go, raz na zawsze. Kiedy, to już nie ważne. Liczy się na ile. A teraz wybaczcie panowie,-lwica skierowała się w kierunku wyjścia z groty. - ale idę coś upolować.

- Narumi wyszła z jaskini, jednak ku jej zdziwieniu stał tam rozzłoszczony Chaka. Jego oczy płonęły chęcią mordu. Z dzikim rykiem rzucił się na lwicę rozcinając jej skórę na szyi. Ostry, metaliczny zapach rozdarł powietrze. Narumi początkowo była zdezorientowana, Chaka nad nią górował. Po chwili jednak odzyskała trzeźwość umysłu i podcięła napastnika rzucając się na jego szyję. Jednak nie doceniła przeciwnika. Gruba skóra Lwioziemców i bujna grzywa uniemożliwiały przegryzienie skóry na szyi. Lew zrzucił z siebie lwicę, jednak ta skoczyła na jego grzbiet zatapiając kły w jego plecach. Chaka zasyczał z bólu, ale nie był próżny. Chwycił lwicę za kark i rzucił nią o ściany jaskini.
-Jak mogłaś! Bezczelna hieno! Zdradziłaś mnie, zdradziłaś samą siebie! Durnoto, przed nami mogła być świetlana przyszłość! W imię prawa i honoru wyzywam cię na pojedynek Maisha na Kifo*. Przyjmujesz wyzwanie czy tchórzysz i uciekasz.-warknął lew. Stracił cierpliwość. Na miejsce Chaki wstąpiła istota chcąca śmierci brązowej lwicy.-Odpowiadaj!
Odpowiedział mu jedynie śmiech ociekający sarkazmem.

-Byłeś taki głupi-Narumi podniosła się i stanęła gotowa do walki.-Przyjmuję wyzwanie.-lwica zaryczała. Z jaskini wybiegli Nguvu i Mwovu. Młodszy lew chciał rzucić się na ratunek ukochanej, jednak lwica sama go powstrzymała. Ją i Chakę otoczyły lwice bacznie przyglądając się zaistniałej sytuacji.-Nikt nie ma prawa przerywać naszego pojedynku. Walczymy bowiem na zasady Maisha na Kifo, a każdy z was doskonale zna zasady i przebieg tej walki-jeden ginie, drugi wygrywa. Na sygnał Nguvu rozpocznie się walka.-Chaka przybrał bojową pozycję, a Narumi warknęła ostrzegawczo. Nastała cisza. Cisza nerwowa jak nigdy dotąd. Nagle do uszu lwów dotarł ryk Nguvu co oznaczało rozpoczęcie się pojedynku. Z samym sygnałem Narumi skoczyła na Chakę powalając go na ziemię. Wczepiła się w jego ciało pazurami i drapała je, powodując obfite rany. Chaka jednak, szkolony na gwardzistę nie był próżny. Zrzucił z siebie lwicę i podciął jej nogi, po czym wgryzł się w jej szyję. Narumi szamotała się drapiąc lwa na oślep. Chaka rzucił lwicą o ścianę jaskini, a w śród zgromadzonych pojawiły się jęki obrzydzenia, gdy do uszu wszystkich dotarł dźwięk łamanych kości. Brązowa lwica upadła na prawą łapę, co spowodowało jej złamanie. Chaka korzystając z okazji dorwał się do lwicy. Ta wgryzła się w ranę, zrobioną wcześniej na grzbiecie i ostatkiem sił zaczęła szarpać ciało beżowego. Syn Leah szarpał lwicę zębami po boku. Oboje stracili bardzo dużo krwi i oboje zaczęli słabnąć. Ciosy stawały się coraz słabsze i wolniejsze. Mimo to Chaka miał przewagę w postaci zdrowych łap. Podciął łapy Narumi i już miał zadać ostateczny cios kiedy Nguvu wparował w bok beżowego. Widząc, że jego ukochana przegrywa nie zważał na zasady pojedynku-ruszył jej na pomoc. Pozostałe lwice również rzuciły się na pomoc Nguvu. Chaka tracił siły. Modlił się w duchu aby zemdleć, aby to cierpienie się skończyło. Przed oczami pojawiły mu się mroczki, resztkami sił odtrącił od siebie lwice i powolnym truchtem zaczął uciekać.Jego celem była Lwia Ziemia. Lwia Ziemia i ciepłe matczyne objęcia. Chaka wiedział, że nie może zaprzestawać biegu, inaczej lwice go dopadną. Biegł resztkami sił, czuł jednak z każdym krokiem, że słabnie coraz bardziej. Padł bezsilnie na ziemię. To koniec. Ogarnęła go ciemność.
~***~
Khari schylił się, żeby zaczerpnąć łyk świeżej wody. Z rozkoszą stwierdził, że smakuje ona lepiej, niż ta z którą miał do czynienia na Cmentarzysku. Ziemia na której się znajdował nie należała do nikogo, choć od czasu do czasu widywał na niej grupę lwów, pod dowództwem brązowej lwicy. Lew wyruszył na wyprawę łowiecką- dawniej polowali na Wolnej Ziemi, jednak od niedawna roiło się tam od strażników. Od uszu Khariego odbiło się, że jeden z lwioziemców stał się zdrajcą, co Khari planował wykorzystać. Rudy lew podniósł głowę i z zaciekawieniem stwierdził, że w jego stronę zbliża się sylwetka beżowego lwa. Na ciele przybysza widniało wiele krwawiących ran, a on sam z każdym krokiem zwalniał tempa. Wyrzutek z zaciekawieniem przyglądał się lwu. Kojarzył jego umaszczenie i charakterystyczne niebieskie oczy. No przecież! To ten uparty Lwioziemiec Chaka. Khari ze zdziwieniem zauważył, że beżowy lew upada i nie próbuje się podnieść. Czyżby światełko nadziei zapaliło się dla wyrzutków? Mieć w swoich szeregach byłego gwardzistę, to nie lada plus. Zwłaszcza, jeśli w jego serce wleje się nienawiść. W głowie Khariego zawitał nowy pomysł, jak raz na zawsze pozbyć się Lwioziemców.
****************************************************************************
Pojedynek Maisha na Kifo-Pojedynek życia lub śmierci-lwy walczą ze sobą tak długo, do póki jeden z nich nie umrze. Pojedynku nikt nie ma prawa go przerwać.


Hej hej, dawno nie było tutaj notki, ale w końcu się pojawiła i to dzięki upórowi oraz pomocy Roseliny, która na mą prośbę napisała ten rozdział. I to w jeden dzień!!! Jestem niezmiernie wdzięczna za pomoc. Moi drodzy, niczego w tym rozdziale nie zmieniałam. Roselina napisała całość sama i uważam, że odwaliła kawał dobrej roboty. Wspaniały opis bitwy! Ja takich nie umiem. 

Drodzy czytelnicy, wyjeżdżam do Włoch na praktyki na dwa miesiące i z tego powodu mogę mieć problem z pisaniem, sądzę jednak, ze kolejny rozdział dodam już sama. Nie dziwcie się kolejnego miesiąca czekania. Nie mogę niczego obiecać. 
Pozdrawiam Was.

środa, 17 maja 2017

#84 Czasowy spokój

- Musimy iść na północ. Zaatakowano nas na wzgórzu. Już je stąd widać - odezwał się Chaka, który wciąż prowadził grupę.
Lwy biegły truchtem w zbitym szyku. Zbliżali się do celu przez co byli zdenerwowani. Nuada miał cały czas napięte mięśnie. Bał się o siostrę, a najbardziej tego, że zobaczy ją martwą. Nie potrafił się skupić na zadaniu, ciągle się rozpraszał i potykał. Przyjaciele dostrzegli to i musieli go wesprzeć. Miujiza i Bahati podbiegli do niego, ustawili się po bokach i podtrzymywali jego ciało. Złoty lew uśmiechnął się blado na ten gest. 
Kiongozi trzymał się blisko Chaki. Czekał tylko aż zobaczy wrogą grupę przed sobą. Ale gdy wpadli na polanę nikogo tam nie zastali. Przyjaciele zaczęli się rozglądać. Miujiza i Bahati odeslzi trochę dalej, aby powęszyć. Jednak zaraz dali przywódcy znak, ze niczego nie czują. Nie było żadnych innych śladów. Na wzgórzu w ostatnim czasie nic nie miało miejsca. 

Chaka jednak także wyglądał na skołowanego. Nie taki był plan. Mięli tutaj być. Co się działo?
Kiongozi nie dał mu czasu na myślenie. Z warknięciem odwrócił się i szybkim ruchem przewrócił kuzyna na ziemię. Stanął nad nim i przygniótł łapą do ziemi. 
- W co ty grasz?
- On gra, w naszą grę.
Słysząc za swoimi plecami ten ostry syk, Kiongozi odwrócił głowę , aby spojrzeć na przybyszów, ale nie puścił Chaki. Z zarośli wyłoniła się Narumi z obstawą dwóch lwów. Zmierzali w stronę lwioziemców, spokojnie, ale gotowi na atak. Na jakiś niewidoczny sygnał Nuada i reszta straży stanęli szykiem, aby chronić księcia. 
- Załatwię to - odparł biały i zszedł z beżowego. - Bahati, pilnuj go. 
Brązowy lew z radością na pysku, w końcu mógł zająć się znienawidzonym lwem. Chaka posiadał domenę siły i Bahati o tym wiedział. Aby więc uniknąć jego ciosów i osłabić, szybko złapał go za kark zaciskając zęby na tyle mocno aby zadać mu ból i ograniczyć ruchy. 
- Wiedziałem, ze to pułapka.
- A mimo tego jesteś tutaj. Ojoj, nie jest to najlepsza zapowiedź nowego władcy. Taka naiwność. 
- A jednak mamy przewagę.
- Czyżby?
Nagle zza pleców lwicy wyszło jeszcze sześć samic. Każda z nich wyglądała na gotową do walki z napiętymi mięśniami. Sprawiło to, ze Bahati stracił koncentrację i Chaka zdołał się uwolnić. Wyrwał się, przewrócił na plecy i wziął zamach na brązowego. uderzył go i zorał nos pazurami. Bahati ryknął i odskoczył do tyłu, a w tedy Chaka podbiegł do przeciwników i stanął u boku Narumi ocierajac się o jej łeb. 
- Nieźle, Chaka. Chciałabym zobaczyć twoją siłę, w prawdziwej bitwie. Chyba zaraz będziesz miał okazję. 
Kiongozi spojrzał na Bahatiego, ale ten skinieniem głowy dał mu znak, ze jest w porządku. Jednak jego pysk krwawił. Książę zaczął orać pazurami w ziemi co miało być niemym znakiem dla Kusaidii, aby te wezwała jego siostrę z lwicami. Dziwogon, niewidoczny dla pozostałych na drzewie, zerwał się i poleciał po pomoc. 
- Gdzie jest Nisza!? Gdzie moja siostra!?
Nuada tracił cierpliwość. Targała nim furia. Był gotowy do ataku, ale Asani powstrzymywał go. Każdy z nich miał nadzieję, że gdzieś tutaj będzie. Ich rozmyślenia przerwała jedna z obcych lwic ze grupy Narumi. Coś sprowokowało ja do ataku i bez rozkazu skoczyła ku przeciwnikom. W tle rozległ się głos przywódczyni "wracaj do szeregu, głupia!", Ale ona nie usłuchała. Ku niej skoczył Miujiza, aby powstrzymać jej atak. Lwy się zdeżyły ze sobą i opadły na ziemię. Bahati starał się nie używać pazurów, próbował ją pokonać na zapasy. Lwica była młoda i niedoświadczona, dlatego nie miała szans z kimś, kto był szkolony. Syn Khariego nie zrobił jej krzywdy, najwyżej mocno poobijał, postraszył i pozwolił spokojnie uciec. Ta z podkulonym ogonem wycofała się, ale nie zbliżyła do swojej grupy. 
- Wiedziałam, że będą z nią problemy! Słuchaj rozkazów, bo do niczego się nie przydasz! 
- Narumi, dosyć tego! Jest nas więcej, zakończmy to tu i teraz!
Krzyknął starszy lew stojący u jej boku. Widocznie znudzony i zniecierpliwiony. Wyszedł na przód i warknął, co było znakiem do gotowości. Kiongozi podjął ostatnią próbę dobroci.
- Pytam się ostatni raz, gdzie jest Nisza? Albo nie będzie ulgi!
Rozległ się ryk, który nie należał do nikogo, natomiast zagłuszył głośne warknięcia obecnej grupy. Wszyscy zamilkli. Z zarośli pomiędzy obiema grupami wyłoniły się lwioziemki, z Valentine i Niszą na czele. Złota lwica była zmęczona, ale nietknięta. Kiedy lwica zobaczyła swojego brata oraz ukochanego uśmiech zagościł na jej pysku, a oczy zabłysły. Nuada zaryczał uradowany, a kiongozi od razu do niej doskoczył i przytulił lwicę czule. Otarli się głową, po czym przyszły król z kpiącym uśmieszkiem odwrócił się do zaskoczonych napastników.
- Nie sądzę, żebyście nadal mięli przewagę. Dobrze Wam radzę, odejdźcie. Nie wygracie z nami.
- Może nie teraz, ale wkrótce pożałujesz! - Narumi mówiła przez zęby, w jej głosie był jad. Pojawienie się niszy ją zaskoczyło, nie wiedziała jakim cudem się tutaj znalazła.
- Ostrzegam cię książę, wrócimy i radzę ci być gotowym, bo gdy dojdzie do wojny osobiście się tobą zajmę.
Po tych słowach zaryczała i dała znak do odwrotu. Wraz z nimi odszedł Chaka. Pożegnały go pełne pogardy spojrzenia. Ale beżowy lew nie czuł się źle. Wiedział, ze stoi po wygranej stronie. Nie miał czego żałować w swojej decyzji. Ostatni raz odwrócił łeb, aby spojrzeć na dawne stado i zawarczał. To był koniec dla Chaki. Nie miał już prawa powrotu.

Kiedy zniknął w zaroślach, Zawadi postąpiła za nim dwa kroki, ale Kiongozi ją zatrzymał.
- Niech idzie. Sam wybrał.
- Mimo wszystko to rodzina. Pozwolimy mu na to?
- Mam go błagać, aby wrócił?
- Powinien zostać osądzony przez króla - syknął Miujiza. - Wiedziałem, ze to zdrajca!
- Biedni Leah i Asante - westchnęła Valentine. - Trzeba będzie im powiedzieć. Ciocia się załamie.
- Nic na to nie poradzimy droga siostro. Był jaki był, ale dla stada i rodziny to i tak wielka strata. Oraz dla Straży. Straciliście członka grupy.
- Więc znajdziemy nowego. Chociaż... może to znak od przodków, że Straż nie powinna istnieć? Jestem liderem i posiadam Ryk Pradawnych, ale... on nie zniknie jeśli straży już nie będzie.
Towarzysze spojrzeli po sobie porozumiewawczo, a następnie na księcia.
- Mój ojciec to osądzi, ale na pewno weźmie to pod uwagę. A teraz, proszę, wracajmy do domu. Nisza na pewno musi odpocząć.
- Nie jestem zmęczona i nic mi nie jest. Przez cały ten czas pilnowały mnie dwie lwice, ledwie nastolatki. Ale wiedziałam, ze w pobliżu jest kilku innych. Kiedy dziewczyny mnie znalazły tamci uciekli. Nas było więcej.
- Nawet nie wiesz jak bardzo się bałem - lew ponownie przytulił ukochaną. - Wracajmy i dokończmy to co nam przerwano. Nisza, czy dalej chcesz zostać moją żoną?
- Tak. Teraz pragnę tego jeszcze bardziej.
W ich ślady poszła cała grupa. Wszystkie pary się do siebie przytuliły, oprócz Zawadi i Asaniego, którzy byli sami.

Po powrocie do domu ogłoszono co się stało. Sawa rozkazał ustawienie straży i patrole granic, ostrzegł takze wszystkie żyjące zwierzęta, aby uważały na obce osobniki, Chaka został uznany za zdrajcę i jeśli ktoś go zobaczy ma prawo go przepędzić, bądź przyprowadzić przed oblicze króla. Leah była zrospaczona i zawiedziona. Straciła ostatnie dziecko. Asante się nie odezwał, ale jego mina mówiła wszystko. On już nie miał syna. Chaka był wrogiem. Stwierdził ponad to, ze zamierza osobiście prowadzić patrole i jak najwięcej czasu spędzać z żoną, aby pomóc jej się pozbierać.
Dwa dni później odbył się uroczysty ślub Kiongoziego i Niszy. Ponieważ była to przyszła para władców, uroczystość była na szeroką skalę. Oprócz Lwioziemców było także stado rodziców Niszy oraz stado białych lwów Eclipse. Władcy byli rozczuleni i dumni. Sawa tak wiele razy martwił się o syna i jego temperament, ale teraz widzi jak bardzo on dorósł. Królowa wtuliła się w męża.
- Pamiętam nasz ślub. Wspomnienia wracają.
Przyszła młoda para usiadła po środku Lwiej Skały, dookoła byli otoczeni przez inne lwy. Władcy siedzieli na tronie, a ślubu udzielała im Shani, która była z siebie bardzo dumna, ze prowadzi tak ważną uroczystość. Jej matka również. Idia miała wrażenie, ze jej zmarły ukochany także także to wszystko widzi i ją wspiera.

Szamanka wypowiedziała uroczystą formułkę i ogłosiła ich mężem i żoną, po czym para weszła na tron. Władcy ustąpili im miejsca, aby Lwia Ziemia mogła ujrzeć swoich przyszłych władców. Jeszcze nie ustalono daty koronacji, ponieważ Sawa i Eclipse byli w doskonałej formie, a młodzi nie chcieli zbyt szybko popadać w obowiązki. Po mimo tego wszyscy byli uradowani, a wieść o ślubie rozeszła się po najbliższych ziemiach. Usłyszano to takze na cmentarzysku co sprawiło, ze Khari i Lisa mogli wprowadzić swój plan w życie, już niedługo.