Zawadi stała jak wmurowana w ziemię.
Oczy tępo wpatrywały się w rosłą sylwetkę, przyprawiając ją o jedno, bądź dwa zbyt szybkie uderzenia serca. W myślach pojawiało się tylko jedno słowo. Nie była w stanie zmusić się do czegokolwiek. Słyszała tylko jedno. Chaka.
Również lew stał, wpatrując się w czerwone oczęta lwicy, nie odważając odezwać się ani słowem. W jego głowie była pustka. Nie wiedział co robić. Uciekać? Walczyć? Stać dalej? Po chwili odezwał się jednak.
-Zawadi... Co ty tu robisz?-lwica zrobiła kilka kroków w jego stronę, nie zrywając kontaktu wzrokowego. Mimo, że nigdy nie łączyła ich szczególna więź, poczuła swego rodzaju tęsknotę, za jego porywczym charakterem i ślicznymi, niebieskimi oczyma.
-Chaka ja... Proszę, wróć ze mną do domu...-szepnęła jedynie nieśmiałą prośbę.- Twoja matka, ona...
-Wiem.-sarknął tylko, na co Zawadi wytrzeszczyła oczy.-Jeżeli jesteś kolejną osobą, która chce mi dać w kość, lepiej sobie odpuść, bo nie jestem dzisiaj w humorze.
Lew obrócił się i odszedł. Z bólem w głowie i sercu, ale odszedł zostawiając lwicę samą. Mimo wszystko Zawadi zmarszczyła brwi i kilkoma susami dogoniła byłego gwardzistę. Nie zostawi go. Nie teraz.
-Chaka daj mi wszystko wyjaśnić. Ja.. Ja jestem tu bo...-Kiedy ich spojrzenia ponownie się spotkały, dostrzegła w jego oczach jedynie gniew i ból. Ból jaki pojawia się w oczach małego dziecka, które zgubiło swoich rodziców. Zawadi przełknęła ślinę, spuszczając wzrok na swoje łapy.-Chaka, ja nie chcę dłużej stać w cieniu. Nawet jeśli nic to nie da... Ja cię kocham. Proszę Chaka, wróć ze mną do domu.
Serce lwa stanęło. Miał okazję zaistnieć w oczach chociaż jednej osoby. Zamknął oczy, zaciskając zęby.
-Przykro mi Zawadi. Spóźniłaś się. Lwia Ziemia to już nie mój dom. Przestała być moim domem, kiedy Nuada się na niej zjawił. To straszne. To tak okropne, że nie jestem nawet w stanie stwierdzić czy też coś do ciebie czuję. Całe życie zależało mi tylko na tym, żeby ktoś mnie wreszcie dostrzegł. A ciągle jedynie blednąłem. Ja już nie wiem czego chcę. Chcę, żeby to cholerne życie wreszcie się skończyło. Jestem wrakiem. Samotnym wrakiem, który przetrzymuje przyszłą królową w grocie, sam nie wiedząc dokładnie po co. Powinienem wrócić. Powinienem powiedzieć wam plany Khariego. Ale czy muszę to robić? Czy muszę pomagać osobom, które przez całe życie robiły mi tylko pod górkę?
Zawadi poczuła jedynie jak cały jej świat sypie się pod jej własnymi łapami. Nie spodziewała się tego. Nie liczyła, że lew rzuci jej się w ramiona, jednak nie oczekiwała z jego strony wypowiedzi, która tak gwałtownie na nią wpłynie. Teraz samą zaczęły ją męczyć wyrzuty, czy ona na pewno chce z nim być. Czy w ogóle jest dla niego jakiś ratunek?
Jedyne co mogła zrobić to objąć jego rozdygotane ramiona i wtulić się w brązową grzywę.
Wstał więc, rozprostowując zdrętwiałe kończyny i udał się do wyjścia z groty.
Sawanna budziła się do życia, promienie słońca delikatnie łaskotały kołyszącą się na wietrze wysoką trawę, a znad wodopoju dochodził ptasi świergot. Duma wypełniła jego młode serce, kiedy dotarł do niego fakt, że już wkrótce losy tego wspaniałego królestwa będą zależeć od niego. Kilkoma susami zeskoczył z Lwiej Skały i przemierzając pokryte rosą oceany traw, skierował się w stronę serca krainy, gdzie zazwyczaj przebywały zwierzęta chcące zastać trochę spokoju.
Niebieskawa tafla wody zaczynała być widoczna już kilka minut później. O tej porze znajdowało się tam jedynie kilku mieszkańców królestwa. Tego dnia Kion zastał tam jedynie kilka zebr i trzy lwice: Hapanę, Amarę i Wazi, które pozdrowił skinieniem głowy, a następnie dosiadł się do nich.
-Witaj, Kion- z promiennym uśmiechem przywitała go najjaśniejsza lwica, na co książę odpowiedział tym samym gestem.-Co cię do nas sprowadza?
-Widziałyście może Niszę?-zapytał od razu. Jego głowę zaczynały zajmować myśli o nieszczęściach jakie mogły ją spotkać. Na jego pytanie Hapana zachichotała lekko, a Wazi uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
-Udała się do Shani w odwiedziny do Nuady. Jego stan się polepsza, ale dalej musi odpoczywać.-Na te słowa, młody lew skinął jedynie głową.
Nie miał zamiaru odpuścić Khariemu tego wyczynu. Wiedział, że do bezpośredniej konfrontacji może dojść już wkrótce, a wydarzenia sprzed kilku ostatnich dni jedynie to przypieczętowały.
-Nie wiadomo co z Valentine?-Zapytał z nutą troski i zmartwieniem w głosie. Lwice spojrzały po sobie, Amara pokręciła przecząco głową.
-Zniknęła bez śladu. Ale nie przejmuj się Kion, to silna lwica. Poradzi sobie. Musi-ostatnie słowo powiedziała nieco ciszej, na co Hapana posłała jej karcące spojrzenie. Kiongozi, zdobył się na lekki uśmiech.
-Dobrze, dziękuję wam bardzo. Bawcie się dobrze-Tym razem jego uśmiech był znacznie szerszy i szczery. Lwice odpowiedziały tym samym, odprowadzając białego lwa, znikającego w gąszczu traw, wzrokiem.
Kion bez większego zastanowienia skierował swoje kroki w stronę baobabu w celu ujrzenia ukochanej.
Zarys wielkiego drzewa widoczny był już z daleka. Z każdą minutą monstrualnych rozmiarów baobab, był coraz bliżej, toteż już niedługo potem, syn Sawy mógł podziwiać jego gęstą koronę stojąc u jego podnóży. Z wnętrza drzewa dobiegały dobrze znane lwu głosy, wśród których od razu rozpoznał Niszę.
Bez zastanowienia wskoczył na jedną z niższych gałęzi, znikając w gęstwinie liści. Chwilę później znalazł się już wśród wielu małych buteleczek i sakiewek. Zapach ziół unosił się w powietrzu, nadając dodatkowego uroku miejscu. Pod jedną ze ścian leżał Nuada z zabandażowaną łapą, obok niego siedział Asani. Obaj byli pogrążeni w rozmowie.
Pierwszy zwrócił uwagę na białego Nuada, uśmiechając się i machając lwu a przywitanie. Kion odwzajemniając gest zbliżył się do nich.
-Witam panów- rzucił z rozbawieniem do samców, wywołując uśmiech u Asaniego.-Jak się trzymasz?
-Jest już całkiem dobrze. Jedynie łapa pozostawia wiele do życzenia.-westchnął gorzko jasny, podnosząc zabandażowaną kończynę.
Chwilkę później pojawiła się również Shani i Nisza obie promieniujące ze szczęścia.
Złota lwica na widok Kiona prawie podskoczyła ze szczęścia. Uśmiechnęła się szeroko, odsłaniając rządki swoich białych kłów i rzuciła się na szyję ukochanego.
-Nie zgadniesz co się stało!-lwica pisnęła tylko wypuszczając męża z uścisku.
-Jak nie dasz mi podpowiedzi to nie zgadnę-zaśmiał się, widząc jak szczęśliwa jest lwica. Spojrzała na Shani i Nuadę, po chwili ponownie przenosząc wzrok na zielone tęczówki samca.
-Będziemy mieli lwiątka!
Oczy tępo wpatrywały się w rosłą sylwetkę, przyprawiając ją o jedno, bądź dwa zbyt szybkie uderzenia serca. W myślach pojawiało się tylko jedno słowo. Nie była w stanie zmusić się do czegokolwiek. Słyszała tylko jedno. Chaka.
Również lew stał, wpatrując się w czerwone oczęta lwicy, nie odważając odezwać się ani słowem. W jego głowie była pustka. Nie wiedział co robić. Uciekać? Walczyć? Stać dalej? Po chwili odezwał się jednak.
-Zawadi... Co ty tu robisz?-lwica zrobiła kilka kroków w jego stronę, nie zrywając kontaktu wzrokowego. Mimo, że nigdy nie łączyła ich szczególna więź, poczuła swego rodzaju tęsknotę, za jego porywczym charakterem i ślicznymi, niebieskimi oczyma.
-Chaka ja... Proszę, wróć ze mną do domu...-szepnęła jedynie nieśmiałą prośbę.- Twoja matka, ona...
-Wiem.-sarknął tylko, na co Zawadi wytrzeszczyła oczy.-Jeżeli jesteś kolejną osobą, która chce mi dać w kość, lepiej sobie odpuść, bo nie jestem dzisiaj w humorze.
Lew obrócił się i odszedł. Z bólem w głowie i sercu, ale odszedł zostawiając lwicę samą. Mimo wszystko Zawadi zmarszczyła brwi i kilkoma susami dogoniła byłego gwardzistę. Nie zostawi go. Nie teraz.
-Chaka daj mi wszystko wyjaśnić. Ja.. Ja jestem tu bo...-Kiedy ich spojrzenia ponownie się spotkały, dostrzegła w jego oczach jedynie gniew i ból. Ból jaki pojawia się w oczach małego dziecka, które zgubiło swoich rodziców. Zawadi przełknęła ślinę, spuszczając wzrok na swoje łapy.-Chaka, ja nie chcę dłużej stać w cieniu. Nawet jeśli nic to nie da... Ja cię kocham. Proszę Chaka, wróć ze mną do domu.
Serce lwa stanęło. Miał okazję zaistnieć w oczach chociaż jednej osoby. Zamknął oczy, zaciskając zęby.
-Przykro mi Zawadi. Spóźniłaś się. Lwia Ziemia to już nie mój dom. Przestała być moim domem, kiedy Nuada się na niej zjawił. To straszne. To tak okropne, że nie jestem nawet w stanie stwierdzić czy też coś do ciebie czuję. Całe życie zależało mi tylko na tym, żeby ktoś mnie wreszcie dostrzegł. A ciągle jedynie blednąłem. Ja już nie wiem czego chcę. Chcę, żeby to cholerne życie wreszcie się skończyło. Jestem wrakiem. Samotnym wrakiem, który przetrzymuje przyszłą królową w grocie, sam nie wiedząc dokładnie po co. Powinienem wrócić. Powinienem powiedzieć wam plany Khariego. Ale czy muszę to robić? Czy muszę pomagać osobom, które przez całe życie robiły mi tylko pod górkę?
Zawadi poczuła jedynie jak cały jej świat sypie się pod jej własnymi łapami. Nie spodziewała się tego. Nie liczyła, że lew rzuci jej się w ramiona, jednak nie oczekiwała z jego strony wypowiedzi, która tak gwałtownie na nią wpłynie. Teraz samą zaczęły ją męczyć wyrzuty, czy ona na pewno chce z nim być. Czy w ogóle jest dla niego jakiś ratunek?
Jedyne co mogła zrobić to objąć jego rozdygotane ramiona i wtulić się w brązową grzywę.
~*~
Kiongozi otworzył leniwie oczy. Obraz dopiero po chwili się wyostrzył, lew ziewnął przeciągle i zobaczywszy, że jego ukochanej nie ma obok skrzywił się nieco. Nisza zdecydowanie nie należała do rannych ptaszków, a po ostatnich wydarzeniach jakie miały miejsce, wolał nie puszczać jej samej nigdzie. Może i był przewrażliwiony, ale dopiero niedawno udało mu się odzyskać jej uczucia, toteż nie miał zamiaru tracić jej po raz kolejny.Wstał więc, rozprostowując zdrętwiałe kończyny i udał się do wyjścia z groty.
Sawanna budziła się do życia, promienie słońca delikatnie łaskotały kołyszącą się na wietrze wysoką trawę, a znad wodopoju dochodził ptasi świergot. Duma wypełniła jego młode serce, kiedy dotarł do niego fakt, że już wkrótce losy tego wspaniałego królestwa będą zależeć od niego. Kilkoma susami zeskoczył z Lwiej Skały i przemierzając pokryte rosą oceany traw, skierował się w stronę serca krainy, gdzie zazwyczaj przebywały zwierzęta chcące zastać trochę spokoju.
Niebieskawa tafla wody zaczynała być widoczna już kilka minut później. O tej porze znajdowało się tam jedynie kilku mieszkańców królestwa. Tego dnia Kion zastał tam jedynie kilka zebr i trzy lwice: Hapanę, Amarę i Wazi, które pozdrowił skinieniem głowy, a następnie dosiadł się do nich.
-Witaj, Kion- z promiennym uśmiechem przywitała go najjaśniejsza lwica, na co książę odpowiedział tym samym gestem.-Co cię do nas sprowadza?
-Widziałyście może Niszę?-zapytał od razu. Jego głowę zaczynały zajmować myśli o nieszczęściach jakie mogły ją spotkać. Na jego pytanie Hapana zachichotała lekko, a Wazi uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
-Udała się do Shani w odwiedziny do Nuady. Jego stan się polepsza, ale dalej musi odpoczywać.-Na te słowa, młody lew skinął jedynie głową.
Nie miał zamiaru odpuścić Khariemu tego wyczynu. Wiedział, że do bezpośredniej konfrontacji może dojść już wkrótce, a wydarzenia sprzed kilku ostatnich dni jedynie to przypieczętowały.
-Nie wiadomo co z Valentine?-Zapytał z nutą troski i zmartwieniem w głosie. Lwice spojrzały po sobie, Amara pokręciła przecząco głową.
-Zniknęła bez śladu. Ale nie przejmuj się Kion, to silna lwica. Poradzi sobie. Musi-ostatnie słowo powiedziała nieco ciszej, na co Hapana posłała jej karcące spojrzenie. Kiongozi, zdobył się na lekki uśmiech.
-Dobrze, dziękuję wam bardzo. Bawcie się dobrze-Tym razem jego uśmiech był znacznie szerszy i szczery. Lwice odpowiedziały tym samym, odprowadzając białego lwa, znikającego w gąszczu traw, wzrokiem.
Kion bez większego zastanowienia skierował swoje kroki w stronę baobabu w celu ujrzenia ukochanej.
Zarys wielkiego drzewa widoczny był już z daleka. Z każdą minutą monstrualnych rozmiarów baobab, był coraz bliżej, toteż już niedługo potem, syn Sawy mógł podziwiać jego gęstą koronę stojąc u jego podnóży. Z wnętrza drzewa dobiegały dobrze znane lwu głosy, wśród których od razu rozpoznał Niszę.
Bez zastanowienia wskoczył na jedną z niższych gałęzi, znikając w gęstwinie liści. Chwilę później znalazł się już wśród wielu małych buteleczek i sakiewek. Zapach ziół unosił się w powietrzu, nadając dodatkowego uroku miejscu. Pod jedną ze ścian leżał Nuada z zabandażowaną łapą, obok niego siedział Asani. Obaj byli pogrążeni w rozmowie.
Pierwszy zwrócił uwagę na białego Nuada, uśmiechając się i machając lwu a przywitanie. Kion odwzajemniając gest zbliżył się do nich.
-Witam panów- rzucił z rozbawieniem do samców, wywołując uśmiech u Asaniego.-Jak się trzymasz?
-Jest już całkiem dobrze. Jedynie łapa pozostawia wiele do życzenia.-westchnął gorzko jasny, podnosząc zabandażowaną kończynę.
Chwilkę później pojawiła się również Shani i Nisza obie promieniujące ze szczęścia.
Złota lwica na widok Kiona prawie podskoczyła ze szczęścia. Uśmiechnęła się szeroko, odsłaniając rządki swoich białych kłów i rzuciła się na szyję ukochanego.
-Nie zgadniesz co się stało!-lwica pisnęła tylko wypuszczając męża z uścisku.
-Jak nie dasz mi podpowiedzi to nie zgadnę-zaśmiał się, widząc jak szczęśliwa jest lwica. Spojrzała na Shani i Nuadę, po chwili ponownie przenosząc wzrok na zielone tęczówki samca.
-Będziemy mieli lwiątka!
~*~
Khari z warkotem rzucił się na stare drzewo, zamaszyście wymachując łapami. Na starym, spróchniałym pniu pojawiły się głębokie rysy, niemal łamiąc drzewo na pół. Nie tak miało to wszystko wyglądać.
Kiedy lwice patrolujące znalazły ranne strażniczki od razu zabrały je na Cmentarzysko. Kiedy Khari usłyszał z ust Naandy, jednej z lepiej wyszkolonych lwic, że Chaka przybył z odsieczą księżniczce, krew w nim zawrzała. Liczył, że syn Leah ucieknie, dołączy do Narumi, zrobi cokolwiek, jednak nie zacznie wspomagać Lwiej Ziemi.
Krew wrzała w nim od kilku dni, na Cmentarzysku panowała niesamowicie napięta atmosfera, wszystkie lwice niesamowicie bały się jakkolwiek zawracać głowę Khariemu. Lisa martwiła się o męża, ostatni raz widziała go w takim stanie dobre kilka lat temu, kiedy to opuściła z nim Lwią Krainę. Mimo to i ona nie miała w planach wchodzić w drogę rozdrażnionemu samcu.
W dodatku, zasadzka okazała się w cale nie tak dobrze przemyślana jak z początku się wydawało. Nuadę zabrały lwiozemskie straże, dlatego wróg wyrzutków zdawał sobie sprawę z ich planów. Element zaskoczenia poszedł w zapomnienie. Teraz nie było już wyboru. Trzeba zacząć dopracowywać strategie i ruszyć do boju po raz ostatni.
Do boju o Lwią Ziemię.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Prawie rok.
Prawie rok zostawiłam was samych. Nawet nie wiecie jak bardzo mi przykro, że tak to wszystko zaniedbałam.
Wracam do was z rozdziałem. Stwierdziłam, że napiszę ich jeszcze kilka, a następnie zakończę tę historię, bo inaczej nie ma sensu tego ciągnąć
Mimo, że znacznie wyszłam z wprawy w tych tematach i notka nie jest powalająco długa ani ciekawa, mam nadzieję, że znajdą się osoby, które ucieszą się na widok chociaż takiego rozdziału.
Trzymajcie się, ściskam was mocno
Pozdrawiam
Krew wrzała w nim od kilku dni, na Cmentarzysku panowała niesamowicie napięta atmosfera, wszystkie lwice niesamowicie bały się jakkolwiek zawracać głowę Khariemu. Lisa martwiła się o męża, ostatni raz widziała go w takim stanie dobre kilka lat temu, kiedy to opuściła z nim Lwią Krainę. Mimo to i ona nie miała w planach wchodzić w drogę rozdrażnionemu samcu.
W dodatku, zasadzka okazała się w cale nie tak dobrze przemyślana jak z początku się wydawało. Nuadę zabrały lwiozemskie straże, dlatego wróg wyrzutków zdawał sobie sprawę z ich planów. Element zaskoczenia poszedł w zapomnienie. Teraz nie było już wyboru. Trzeba zacząć dopracowywać strategie i ruszyć do boju po raz ostatni.
Do boju o Lwią Ziemię.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Prawie rok.
Prawie rok zostawiłam was samych. Nawet nie wiecie jak bardzo mi przykro, że tak to wszystko zaniedbałam.
Wracam do was z rozdziałem. Stwierdziłam, że napiszę ich jeszcze kilka, a następnie zakończę tę historię, bo inaczej nie ma sensu tego ciągnąć
Mimo, że znacznie wyszłam z wprawy w tych tematach i notka nie jest powalająco długa ani ciekawa, mam nadzieję, że znajdą się osoby, które ucieszą się na widok chociaż takiego rozdziału.
Trzymajcie się, ściskam was mocno
Pozdrawiam
~Rosa
Ps. piszę to z gorączką, więc niewykluczone, że jest bez ładu i składu za co przepraszam XD
Wspaniały rozdział, tak się cieszę, że coś się tu wreszcie pojawiło :) Jestem bardzo ciekawa, co będzie dalej, i mam nadzieję, że gdy lwiątka Kiona i Niszy się urodzą, nie zapomnisz dodać ich do zakładki z bohaterami, nawet, jeśli zamierzasz niedługo zakończyć bloga. Życzę Ci ogromnie dużo weny i oczywiście zdrowia :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Mfal
Cieszę się,, że wracasz. Rozdział cudownie. Mam nadzieję, że uda się w końcu dokończyć bloga i że nie odejdziesz z fandomu. Nie mogę się doczekać narodzin lwiatek :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Nie masz evia jak miło się Robin na sercu że wruciłaś ten twój al obecności sprawił że aż postawiłem ze wowania że nie wrócisz
OdpowiedzUsuńPołowę słów mi usunął
OdpowiedzUsuńBardzo fajny rozdział! Mam nadzieję, że nie odejdziesz z fandomu :(.
OdpowiedzUsuńBoże wreszcie znalazłam ten blog a czytałam go praktycznie od samego początku nie wierze że jeszcze chce ci sie to pisać
OdpowiedzUsuńChyba musze zacząć czytać od początku żeby ogarnąć to wszystko XD
Wracam do czytania po latach ♡
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że będzie więcej rozdziałów ♡
Pozdrawiam
dodaj nowy rozdział
OdpowiedzUsuńPoważnie?! Nisza jest w ciąży?! Życzę jej aby jej bachory urodziły się chore lub martwe. Jak można zauważyć nienawidzę Niszy. Dlaczego akurat ona musi być z Kiongozim? Nie można było znaleźć jakiejś innej lwicy dla niego? A tak z innej beczki to rozdział wspaniały. Z niecierpliwością czekam na kolejny. Pozdrawiam i życzę mnóstwo weny. Wierna czytelniczka
OdpowiedzUsuńWychodzi na to, że Roselina straciła wenę.
OdpowiedzUsuńNo pacz... to już prawie rok
OdpowiedzUsuńŻyjesz?
OdpowiedzUsuńHmmm.... Chyba muszę nadrobić wszystkie blogi w fandomie. Te martwe też?
OdpowiedzUsuń[*]
OdpowiedzUsuńKurczę szkoda, że ten blog umarł :( Pamiętam jak miałam 10/11 lat i z niecierpliwością czekałam na kolejny rozdział. Ta historia była kiedyś całym moim życiem haha. Zdecydowanie najlepszy blog o takiej tematyce!
OdpowiedzUsuńAj, szkoda, że jest tu tak cicho od tak długiego czasu. Gdy miałam jakieś 13, 14 lat byłam wielką fanką tego bloga :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że blog umarł:(
OdpowiedzUsuńCasino Gaming | Goyang FC
OdpowiedzUsuńGaming is a 윈벳 well-known 심바먹튀 business in the field of casino entertainment. 배당사이트 The 토토 사이트 운영 Casino Gaming 해외 라이브 스코어 Commission regulates the development of gaming machines and Goyang · Casino · Casino News
Wracam tutaj raz na jakiś czas... Ten blog ma dla mnie szczególne znaczenie, po części dlatego że to pierwszy blog jaki kiedykolwiek zaczęłam czytać, po części dlatego że obserwuję go od 2014 roku, a po części dlatego że obudził we mnie pasję do pisania!~ Busara
OdpowiedzUsuń