~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Było jeszcze ciemno, ale ranek się zbliżał. To był znak dla Bahatiego, który zmierzał na granice Lwiej Ziemi. Wiedział, ze o tej porze jego rodzice polują w tajemnicy przed Lwioziemcami. Miał nadzieję, znów ich zobaczyć, albowiem bardzo za nimi tęsknił. Światło księżyca oświetlało polanę, na której rzeczywiście polowała para lwów. Lwiątko schowało się w wysokiej trawie i spoglądało na ich poczynania. Jego matce udało się zapędzić zdobycz prosto w łapy ojca. Rudy lew powalił zwierzynę i zabił. Bahati zaczął biec uśmiechnięty w ich stronę, ale gwałtownie zatrzymał się kiedy zobaczył, ze rodzice się kłócą.
- Powinniśmy zabrać Bahatiego i stąd odejść, natychmiast. W końcu ktoś nas zobaczy! - Krzyczała gniewnie Lisa.
- Zamilcz! Twoje krzyki nawet trupa powiadomią o naszej obecności. Łap zwierzynę w zęby i pomóż mi ją stąd zabrać. Nie możemy jeszcze odejść. Nie, póki Sawa żyje.
- Nie ma sensu marnować czasu i czekać tylko na odpowiednią chwilę, aby go zabić. Sam nie dasz mu rady.
- Lisa, zabiję jego za to mi zrobił, Wazi za zdradę i każdego kto mi się sprzeciwi. Pozbędę się także królewskich wypłoszy, zwłaszcza Kiongoziego. W tedy nasz syn zasiądzie na tronie, a my odzyskamy dom. To wymaga poświęcenia.
- Ale co ma z tym wspólnego nasz syn?
- Bahati omami Lwioziemców, sam pozbędzie natrętów. Nasz syn musi wiedzieć o co walczy. Dlatego chce, aby to właśnie on zabił księcia. Pomoże mi zabić króla. Nas dwóch sobie poradzi.
W tedy właśnie syn Khariego postanowił wyjść z ukrycia. Był skołowany. Nie wierzył w słowa ojca. Para spojrzała zaskoczona na syna. Lisa przytuliła lwiątko szczęśliwa. Khari chciał pogłaskać syna po głowie, ale ten zrobił unik.
- Tato! powiedz, że to nie prawda. Mam kogoś zabić?
- Synu, tutaj chodzi o twoje życie...
- Ale ja ich strasznie lubię! Jestem z nimi szczęśliwy! Z Zawadi i Miujizą. Nie mógłbym też zabić Kiongoziego!
- Bahati, to jest twój obowiązek! - Khari tracił nad sobą panowanie.
- Nie! Nie zrobię tego!
- Nie sprzeciwiaj się moim rozkazom!
- Nie masz prawa mi rozkazywać, abym kogoś zabił! Powiem królowi o twoich planach!
- Ani się waż!!!
Khari obrócił się gwałtownie i uderzył syna łapą z całej siły. Lwiątko odleciało kawałek dalej i straciło przytomność. Nastał świt. Lisa była zaskoczona zachowaniem męża. Nie wiedziała co się stało. Potem zaryczała na lwa i uderzyła go w policzek. Lew rozumiał jej gniew, dlatego nie zareagował. W oddali zobaczył króla na patrolu i nakazał Lisie uciekać. Wiedział, ze zajmą się ich Bahatim. Lisa płacząc zostawiła nieprzytomnego syna i pobiegła za ukochanym. Na szczęście Sawa nie dostrzegł intruzów. Był zbyt zajęty rozmową z synem, którego zabrał na patrol.
- Widzisz Kiongozi, Wielki Krąg Życia jest niezwykle ważny w przyrodzie. Każdemu zwierzęciu należy się szacunek. Nawet temu, na którego polujemy, ponieważ gdyby nie one, zginęlibyśmy. Mam nadzieję, ze rozumiesz.
- Tak tato. Już tak.
Kiongozi był tak zaciekawiony nowego miejsca, że odbiegał od ojca bardzo daleko. Wpadł w wysoką trawę, w której wcześniej chował się Bahati i biegł przed siebie. Kiedy tylko z niej wybiegł wpadł prosto na ciało przyjaciela. Otępiony, niezgrabnie podniósł się z ziemi i spojrzał na przeszkodę. Dostrzegłszy nieprzytomnego Bahatiego wystraszył się. Zawołał ojca, który natychmiast przybiegł. oboje próbowali obudzić lwiatko.
- Spokojnie synu, zabierzmy go na Lwią Skałę.
Król wziął brązowe lwiatko w pysk. Rafiki przybył krótko po tym jak go wezwano. Podsunął nieprzytomnemu coś śmierdzącego. Wszyscy natychmiast się odsunęli. Bahati poruszył niespokojnie pyskiem, ale nie obudził się. Był jednak znak, ze wypadek nie był groźny.
Lwiątko obudziło się następnego dnia. Skołowany i obolały. Zaczął rozglądać się dookoła. Zaskoczony otworzył szeroko kiedy dostrzegł śpiącego obok niego Kiongoziego.
Zaczął go szturchać, aby ten sie obudził. Książę od razu uśmiechnął się widząc przyjaciela zdrowego
- Nic ci nie jest Bahati? Wszystko w porządku?
- Tak. Nic mi nie jest. Tylko głowa mnie boli.
- Pamiętasz co się stało? Z ojcem znaleźliśmy cię nieprzytomnego na granicy. Od razu cię tutaj zabraliśmy.
Bahati musiał sie zastanowić nad odpowiedzią. Pamiętał co się stało. I był zawiedziony postawą ojca, który zawsze go szanował. Dlatego nie mógł na niego donieść. Spuścił smętnie łeb.
- Nie, nie pamiętam. Przepraszam.
- Za co? Nie przepraszaj, cieszę się, ze nic ci nie jest. Zaczynaliśmy się bać o ciebie.
Bahati był zaskoczony. Pierwszy raz ktoś prosto z mostu w stadzie pokazał mu troskę. Wazi się nie liczyła, gdyż wiedział, ze tylko udawała, że go toleruje. No, był jeszcze Miujiza. Ale on był jego bratem.
- Naprawdę się o mnie martwiliście? Pomimo tego kim jestem?
- Jesteś jednym z nas. Nie wiem jak dokładnie widzą cię inni, ale dla mnie jesteś przyjacielem. Ja ci ufam Bahati. Nawet pomimo tej całej sytuacji z moją siostrą. A teraz nie zamartwiaj się i wstawaj. Musimy uspokoić pozostałych.
Dwa lwiątka zaczęły schodzić z Lwiej Skały. Na początku postanowili odwiedzić Valentine u Rafikiego. Chłopcy wdrapali się na drzewo i podeszli do lwiczki. Na jej głowie nadal widniał ślad po zranieniu. Widząc Bahatiego Val lekko się spięła. Ale uśmiech brata ją uspokajał.
- Cześć Valentine, chciałem cię przeprosić. Jak się czujesz? - Bahati podszedł bliżej.
- Znacznie lepiej, jutro będę mogła wrócić do domu. Słyszałam, że z tobą też nie było najlepiej.
- Tak, nie ważne. Nie przeszkadzajmy już twojej siostrze Kiongozi.
Kawałek dalej w wysokiej trawie dostrzegli resztę towarzyszy. Wszyscy widząc Bahatiego podbiegli do niego i wypytywali jak się czuje. Biedak był otoczony. Jedynie Chaka trzymał się z daleka. Amara odłączyła się od grupki i podeszła do Kiongoziego.
- Cześć Amara.
- cześć Kiongozi. Jak on się czuje?
- Sama widzisz. Nic mu nie jest.
- A twoja siostra? Miałam ją odwiedzić, ale ciągle coś mi wypada.
- Haha, przekażę. Jutro wróci do nas. Kuzynko, widzę, że coś cię martwi.
Lwiczka faktycznie była ostatnio ciągle zamyślona. Spojrzała blado na kuzyna.
- Po prostu, nie wiem jak mam się zachowywać przy Bahatim. Wszyscy czują spokój, ale ja nie. Nie wiem co czuję. Zmieszana jestem i nie wiem czy mogę mu zaufać. Czy myślisz, ze ten wypadek Valentine był celowy?
- Jestem pewien, ze to był przypadek. Bahati został sprowokowany przez Chakę. Znam już prawdę. Co do reszty, to... Bahati jest mi bliski. Nie rozkazuję ci narzucać sobie uczuć do niego, ale daj mu szansę. O to cię proszę. Może spędzisz z nim trochę czasu?
Lwiczka została sama i zaczęła zastanawiać się nad tymi słowami. W sumie to go nawet lubiła.
Pod wieczór kiedy wszyscy wracali do domu Amara powierzyła siostrę Kiongoziemu. Zastąpiła Bahatiemu drogę i nie pozwoliła mu przejść, póki pozostali nie zniknęli w oddali.
- Amara, czy coś się stało? - Spytał zaskoczony.
- Tak, znaczy nie. Chciałam porozmawiać.
- Słucham więc.
Amara nie wiedziała jak zacząć. Co chwila gryzła sie w język. Sama nie wiedziała o czym z nim rozmawiać. Bahati widząc jej zakłopotanie uśmiechnął sie kpiąco. Lwiczka wzięła głęboki oddech.
- Kiedy powiedzieli, ze znaleźli cię na wpół przytomnego, a potem nie mogli cię obudzić, to wystraszyłam się. Nigdy nie byłam świadkiem śmierci. Nie chciałam, abyś doświadczył się tym wydarzeniem.
- Martwiłaś się o mnie? Sądziłem, ze traktujesz mnie jako zagrożenie. - Amara sie zarumieniła.
- Faktycznie, z początku tak cię traktowałam, ale chyba nie jesteś taki groźny. Jesteś bardzo fajny, muszę cię tylko lepiej poznać.
Lwiczka przysunęła się bliżej co zdezorientowało lwiątko.
- Jestem jednak pewna, ze coś ukrywasz i wiedz, ze się tego dowiem.