W ten deszczowy i szary dzień udał się do jej schronienia. Jeszcze dobrze nie wdrapał się na wielkie drzewo, a lwica już wiedziała kto ją odwiedza.
- Co cię do mnie sprowadza Asani? - Zapytała z uśmiechem.
- Duchy ci zdradzają twoich gości? Powiedz im, zeby mnie nie zapowiadały gdyż lubię cię zaskakiwać.
- Hahaha, nie Asani. To tylko nad wyraz dobry słuch.
- Nad wyraz dobre to są twoje umiejętności.
- Zawsze coś za coś przyjacielu. Wzrok za słuch.
- A kontakt z duchami za co? Możliwość bycia szamanem ile cię kosztuje? - Pytał trochę niepewnie nadal pamiętając co powiedział mu Sawa przy ostatnim spacerze - Shani, wiesz, ja i twoja rodzina...
- Boicie się. Wiem. Nie martwcie się, nic groźnego się nie stanie. Przodkowie mnie chronią.
- Duchowi strażnicy nas chronią. A ty widzisz ich wszystkich.
- Asani, zmarli czasami mają niedokończone sprawy i musza znaleźć kogoś kto im pomoże. Owszem, czasami są uciążliwi i sprawiają mi ból, ale to moje przeznaczenie. Tak powiedział mi ojciec.
- Nigdy go nie znałaś. Czyzby jego duch cię odwiedzał?
- Widzę go czasem, w mojej głowie. Jest taki dumny i ciepły. Ma czuły głos, gdyby żył, byłby wspaniałym ojcem. Nie mam duchowego przewodnika, ponieważ oni wszyscy mnie chronią. Zwłaszcza tata.
- To niezwykłe. Rozmawiasz czasem z ojcem?
- Tak, opowiadam mu o nas wszystkich, a on o tym czego nie dane jest mi zobaczyć.
- Myślisz, ze gdyby żył, to polubiłby mnie?
Asani postanowił zmierzyć do celu małymi krokami. Od dziecka ukrywał uczucia, potem ona odeszła i nie zdążył jej niczego powiedzieć. Jeśli go nie zechce to on nie chciał się dłużej męczyć.
- Co to za pytanie? Czyżbyś bał się duchów?
- Nie.
- To dlaczego miałbyś się obawiać jego uczuć do ciebie?
Asani przełknął ślinę. Podszedł do lwicy która stała tyłem. Było mu łatwiej gdy nie patrzyła. Musiał to zrobić.
- Bo kocham jego córkę.
Szepnął tuż za nią bardzo cicho i z wahaniem, ale dobrze wiedział, ze lwica usłyszała. Usiadła, cały czas tyłem i nie odwracała się.
- Shani...
- Wiem o tym Asani.
- Jak to?
- Zawsze wiedziałam, co do mnie czujesz. Wiedziałam jak cierpisz gdy odchodziłam. Czułam to. Duchy mówiły.
- Dlaczego nigdy się nie przyznałaś że wiesz? Nie czujesz tego samego, prawda?
- Nie, po prostu tak było łatwiej.
- Jak dla kogo?
- Dla nas obojga - lwica spojrzała na niego, a lew odniósł wrażenie że widzi smutny kolor jej oczu, poleciała łza - Ja też cię kocham Asani. Zawsze byłeś taki inny. Byłeś przy mnie, byłeś mój. Tylko mój.
Lwica przytuliła się do niego i mocno załkała. On zrobił to samo. Już był pewien, ze znalazł szczęście, ale w tedy ona to powiedziała.
- Ale nie mogę być z tobą. Jestem szamanką. Moim przeznaczeniem jest pozostać w samotności. Ja nie mogę żyć w stadzie, nie mam czasu dla rodziny i nie będę miała dla ciebie. Nie możemy tak żyć. Razem, ale osobno. Nawet nie mogę mieć dzieci. Pragnę ich, ale nie chcę, jeżeli to oznacza, ze ich nie wychowam. ie zobaczę jak dojrzewają, nie będę ich znała. Baobab to nie miejsce dla zwykłego lwa.
- Ale... Shani!
- Chodź. Pokażę ci coś.
Lwica szybkim krokiem zeszła z drzewa, a rudy podążył za nią. Obeszli na drugi koniec wielkiego i grubego konaru którego korzenie sięgały ponad powierzchnię ziemi. Lwica odgarnęła starą ściółkę i opadłe liście, które zakrywały wejście do ciemnej jamy. Lwica weszła do środka pierwsza, a lew niepewnie za nią. Asani z natury nie był najodważniejszy. Światło padało przez niewielkie szczeliny. Jedna ściana była całkowicie oświetlona. Podeszli do niej i usiedli na przeciwko.
- Zapewne słyszałeś, że historia każdego ważnego lwa na Lwiej Ziemi jest spisywana. Władców, ich rodzin, wyrzutków i wrogów. Ale także szamanów. Spójrz na skałę. Są tutaj wszyscy szamani którzy pełnili moja funkcję na Lwiej Ziemi od bardzo dawna.
Lwica położyła łapę na własnym rysunku.
- To jestem ja. Najnowszy szaman. Idź wzrokiem ku górze, same małpy. Rafiki, Babu, Eyes, lamparcica Sefuli, kolejne małpy i najstarsza. Maditau. Biała lwica o fiołkowych oczach. Pierwsza szamanka w historii naszej ziemi. Ale to nie jest ważne. Żadne z nich nie miało rodziny. Wybierali i szkolili kolejnych szamanów tak jak wybrano mnie.
- Byli samotni, dlatego odchodzili. Jak Rafiki.
- I tak jak kiedyś ja odejdę. Za wiele, wiele lat.
- To nie jest ważne! Ty możesz żyć inaczej niż tamci.
Lew stanął na przeciwko i gwałtownie zbliżył się do lwicy wręcz na nią wpadając.
- Skoro mnie kochasz, tak jak ja ciebie, to będziemy razem. Będziesz szamanką, a ja będę cię chronił. Bądź moja, Shani, proszę. Dla ciebie zrezygnuję ze wszystkiego, abyś się zgodziła.
Lwica była osłupiała. Najwidoczniej czas sprawił, ze Asani dorósł i stał się prawdziwym lwem. Jej lwem. Nie potrafiła mu odmówić.
Dorosłość, która nadeszła przyprawiła o pewne obawy także Kiongoziego i Valentine. Rodzeństwo obawiało się niedługiej przyszłości. Oczywiście ich rodzice nie zrzekali się jeszcze praw do tronu, ale musieli swoich potomków pomału do tego przygotowywać. Kolejnego poranka ojciec zabrał już swoje dorosłe dzieci na szczyt Lwiej Skały. Dłuższą chwilę jedynie stali i patrzyli.
- Nie potrafię uwierzyć, ze tak szybko to minęło. Pamiętam jak byliście dziećmi. A już bliżej Wam do tronu, lub mojej śmierci.
Król zachichotał. Córka spojrzała na niego.
- Tato, nie zastanawiałeś się czasami czy na pewno podjąłeś słuszną decyzję? Jeśli chodzi o moje panowanie.
- Valentine, nie jesteś jeszcze pewna życia, zawsze byłaś dosyć cicha, ale gdy była potrzeba, potrafiłaś pokazać pazur. Zupełnie jak twoja matka. Jesteś jeszcze młoda, ale to wszystko się zmieni. Jako królowa zrozumiesz co to znaczy powaga i odpowiedzialność. Potrzebujesz jedynie wsparcia.
- Nie zmienisz już decyzji, prawda?
- Chcesz tego, czy nie, zostaniesz królową Wolnej Ziemi. Będziesz miała u swego boku Nuadę oraz brata do pomocy, tutaj. Mnie i mamę. Nie będziesz nigdy sama.
- Haha, siostro, sprawiasz, ze ojca bierze na refleksje. Tato, nigdy ci nie podziękowałem, za to że właśnie mnie wybrałeś na swojego następcę Lwiej Ziemi. Chociaż często sprawiałem problemy. Potrafiłem wam dopiec.
- Synu, kiedy jest się młodym, nie wiadomo co jest dobre a co złe. Też taki byłem. Ale moje dzieciństwo było przepełnione zgryzotą po stracie siostry. Musiałem szybko dorosnąć i stać się władcą. Nie miałem prawdziwego dzieciństwa. Dlatego jednak wiem jak mogę Was oboje przygotować do tego co nieuniknione. Uznajcie mnie samoluba i surowego ojca, ale muszę Wam rozkazać, abyście spełnili się w swoich rolach.
Lwy pomału schodziły ze szczytu. Na dole czekał Nuada i Nisza. Kiedy trójca zeszła, Nisza oddaliła się z Lwiej Skały puszczając zalotne spojrzenie do księcia, a ten odwzajemnił gest. Lew wiedział, ze lwica zapragnęła aby za nią poszedł. Kiedy wyrosła, stała się niezwykle piękna. Miała piękną sylwetkę.Natomiast jej brat mógł stac się obiektem westchnień wielu lwic. Król zwrócił się do córki i jej chłopaka.
- Na Wolnej Ziemi jest grota. Agile znalazł ją kilka dni temu, na samym końcu granicy koło dużego jeziora. Może wybierzcie się tam i sprawdźcie to miejsce.
Młodym ukochanym nie trzeba było powtarzać. Rozradowani pobiegli we wskazaną stronę wraz z Agile. Kiongozi natomiast już chciał ruszyć za swoją wybranką kiedy zatrzymał go ojciec.
- Synu, uznałem dzisiaj, ze to już czas, aby poważnie porozmawiać, jak lew z lwem. Co się dzieje między tobą i Niszą? Jakiś czas temu podsłuchałem waszą rozmowę kiedy wyznałeś jej swoje kłamstwo. Że nic do niej nie czujesz. Po co to wszystko było? Tak nie powinien postępować władca.
Następcy zrobiło się głupio, ze ojciec zna prawde od tak dawna, a on cały czas wszystkich okłamywał.
- Wiem, ojcze, zrobiłem głupstwo, ale taka była prawda. Nie kochałem Niszy, w tedy. Chciałem, aby została, bo byłaby nieszczęśliwa ze starą rodziną i jej brat też.
- Zaczekaj chwilę. Nie kochałeś? A teraz kochasz? Czy jestem za stary aby to zrozumieć?
- Wszystko się zmieniło między nami tato. Właśnie teraz nasze zaręczyny można nazwać prawdziwymi. A teraz pozwól, ale obiecałem, ze spędzę dzień z moja ukochaną.
- Nie zdradzisz co się wydarzyło, prawda?
- Prawda.
Młody lew ruszył w ślady Niszy, a stary król jedynie z uśmiechem przewrócił oczami.
- Ta młodość.
Książę biegł, dopóki nie zobaczył leżącej narzeczonej. Od razu przypomniało mu się wydarzenie o które wypytywał ojciec. Dokładnie tydzień temu coś się wydarzyło.
Nisza starająca się bez skutku rozkochać w sobie księcia zaprosiła go na swoje próby polowania. Miała zamiar pokazać się z tej pięknej i smukłej strony, którą szczyciły się lwice. Jak każdy samiec młody ksiażę był tym zainteresowany. Lwica czarowała go swoimi ruchami i zwinnością. Musiał przyznać, ze ma ona urok i czuł się wyjątkowo, gdyż pragnęła ona ukazywać je właśnie tylko jemu. Sam starał się w niej zakochać i pomału czuł, ze się udaje, ale po co było się zmuszać? Oboje chcieli prawdy.
Jednak podczas ganiania za stadem zebr doszło do konfliktu. Potężny ogier rzucił się na lwicę w obronie stada i nie zamierzał jej jedynie przegnać. Chciał całkowicie pozbyć się problemu. Sama lwica nie miała z nim szans. Kiongozi ruszył w ich ślady. Gdy tylko Kiongozi dobiegł do zebry, skoczył na jej zad i wczepił się w niego pazurami. Jednak ogier miał twardą skórę i mocne wyrzuty. Trafił w brzuch księcia kopytem czym zwalił go z siebie, a biały lew uderzył z hukiem o ziemię. Złapał oddech i podniósł się. Wypatrzył zwierzynę i ukochaną, biegnących między suche i spróchniałe stare drzewa, które łatwo można było połamać. Były małe i mizerne, ale ich ułamki mogły poranić.
- Nisza! Uciekaj z tam tond!
Jednak złota traciła siły, na dodatek wysoka trawa ograniczyła jej widoczność i wpadła na jedno z drzewo. Roztrzaskało się pod nagłym uderzeniem, a lwica upadła wraz z zebrą na ziemię. Ogier jednak podniósł się szybko i zaczął tupać gwałtownie nogami próbując trafić. Kiongozi rozpędził się i z wielką siłą oraz prędkością wpadł na bok zwierzyny. Uderzenie sprawiło, ze oboje upadli na roztrzaskane kawałki drzewa. Nisza podniosła się, ale nie podchodziła, aż tumany kurzu opadną. Nosem wyczuła krew. W tedy zobaczyła, ze zbliża się do niej coś. Ku jej radości był to poobijany i lekko ranny książę. Uśmiechnął się, a lwica ze łzami w oczach rzuciła się ku niemu i mocno przytuliła. Wciąż drżała. Kiongozi przyległ nosem do futra na policzku lwicy. I w tedy naprawdę, po raz pierwszy, to poczuł. To uderzyło w niego niczym uderzenie pioruna. Aż serce go zabolało. Nie zawahał się i gwałtownie z wielką siłą objął ukochaną do siebie. Oboje byli zaskoczeni i wcale się nie chcieli się od siebie odsuwać.